Wiem, że bardzo czekaliście na moją opinię, więc z radością donoszę, że dokończyłem 2 sezon.
Po 4 odcinku miałem ochotę pizgnąć to w kont, bo znużenie kompletnie nieangażującymi fetchquestami na zasadzie "zrób dla mnie to i tamto, to powiem ci gdzie masz dalej iść" przy akompaniamencie dialogów jak z jakiejś, hrrrr tfu, gierki, zaczynało przeważać nad chęcią zrozumienia fenomenu popkulturowego.
No i cieszę się, że nie rzuciłem, bo druga część sezonu była całkiem łaczebyl. Tzn. nadal trzeba było mieć włączony filt "hej, to tylko star wars". Taki a nie inny format serialu nadal stwarzał problemy. Np. tak średnio czułem tą rzekomą więź mędzy Mando i baby grogu, bo jak wszystko w tym sierialu była przedstawiona na skróty. Młody przez pół sezonu robi za randomowy przedmiot do noszenia ze sobą i mógłby być równie dobrze drewnianym pieńkiem. Za dużo gadania o tej więzi, a za mało scenek rodzajowych jak ta przy próbie naprawy statku, które mogłyby to zobrazować i uwiarygodnić. Przez krótki czas odcinków serial nawet nie stara się udawać samodzielnego tworu. Masz z miliona książek, kreskówek i gierek wiedzieć kim jest pani z kałamarnicą na głowie, dlaczego czarna szabelka jest taka ważna, w połowie 1 sezonie miałeś już wiedzieć że typ w łachmanach z rurą na plecach to Bobby Feet i masz się tym jarać, bo nostalgia. Nie obyło się też bez konkretnych głupot. Nie wiem na jakiej zasadzie zadziałało skanowanie twarzy Mando w bazie imperialnej i nie wiem czy ktokolwiek wie. No ale przynajmniej Pascal musiał się pofatygować na plan. Rant łysego, który zaowocował stosem trupów też taki nie za konsekwentny w stosunku do tego, o czym mówił parę minut wcześniej. A słuchając dialogów o ralatywizmie moralnym w kontekście Imperium i ścierających się z nim sił już można było się prawie poczuć, jakby oglądało się serial kierowany do dorosłego widza.
Na szczęście w końcu pojawiło się to, czego wcześniej brakowało, czyli poczucie jakiejkolwiek stawki. Tzn. widać że plotarmor jest przepotężny i generalnie nic złego nie może się stać. Trafienie czymkolwiek w duże obszary między elementami bescarowego pancerza jest awykonalne. No ale przynajmniej udaje się wytworzyć ciekawość jak dojdzie do tego szczęśliwego zakończenia. W ostatnim odcinku Gustavo Fring daje sporo od siebie. Samo zakończenie spora okejka, chociaż szlachtowanie droidów przypomina trochę czasy trylogii prequeli. Zabrakło tylko roger-roger. I już miałem pisać, że szacun za zakończenie tego w taki sposób, a wy tu o jakimś 3 sezonie xd 20 nowych zapowiedzianych seriali nie wystarczy? Co niby ma być motorem napędowym kolejnego Mandaloriana? Kosa ze sfochowaną panią mandalorówną, którą zapewne też mam kojarzyć z jakiegoś pobocznego tworu starwarsowego?