Król w Żółci Chambersa pewnie nigdy nie zwróciłby mojej uwagi, gdyby nie True Detective. Od dawna majaczy się gdzieś we mnie chęć przeczytania dzieł Lovecrafta, a on sam o Królu w Żółci wypowiadał się w samych superlatywach. Takie rekomendacje wystarczyły, bym sięgnął po to dzieło. Z opowieściami grozy nie jestem za pan brat, czytałem kiedyś coś Kinga, chyba jakiś zbiór opowiadań, ale jestem w temacie zielony. Król w Żółci to protoplasta współczesnych straszydeł, miałem dosyć duże oczekiwania zatem. Sam Król w Żółci to zbiór siedmiu nowel, z których cztery pierwsze dotyczą właśnie tytułowego Króla, a trzy kolejne są godnymi reprezentantami pióra Chambersa. Pierwsze cztery są luźno powiązane ze sobą za sprawą tajemniczego, tytułowego dramatu, który sprowadza na czytelników tego utworu szaleństwo, a jednocześnie pojmują oni całą ludzką naturę, dotykają czegoś, co zmienia ich całkowicie, zamieniając ich w otępiałych, na wpół zdziczałych. Osadzone gdzieś pod koniec XIX wieku są całkiem sprawnie napisane, choć nie są to typowe straszydła. Panuje w nich raczej atmosfera dziwów, nie tyle tajemnicy, co raczej groteski, lekkiego strachu i niewytłumaczalnych zjawisk, przenikania się świata onirycznego i naszego. Czy fani True Detectiva odnajdą w nich coś, co rzuca nowe światło na serial? Wydaje mi się, że nie, że książkowy Król w Żółci posłużył jako konspekt, że sam klimat wokół powieści może się zbliżać do finałowych scen z TD i wjazdu na posesję, ale to dwie różne bajki. Z pewnością stworzona przez Chambersa galeria postaci jest całkiem interesująca, zwłaszcza pan Wilde z pierwszego opowiadania, walczący ze swoim kotem karzeł, trzymający pół Ameryki za pysk. Nie było ani jednego momentu, w którym autorowi udało się mnie przestraszyć, ale w okresie wydania z pewnością mógł wywołać dreszczyk przerażenia. Dziś o gęsią skórkę nieco trudniej, ale dzięki temu odkrywamy tutaj coś odmiennego- nastrój tajemnicy, paralelnego świata, jakby lustrzanego odbicia, pełnego postaci teoretycznie zbliżonych do nas, a w rzeczywistości mających w sobie coś nieziemskiego, diabelskiego. Trzy następne nowele są opowieściami fantastyczno-bajkowymi, w mojej opinii średnio interesującymi. Podobnie jak te spod głównego szyldu mają w sobie kapkę czarnego humoru, nieco groteskowych postaci, nieuchwytnego strachu, ale dotykają fantastyki, za którą nie przepadam. Jeżeli ktoś liczy na nakrywanie głowy kołdrą z przerażenia czy ciarki, to raczej się tego nie doczeka. Z pewnością może jednak liczyć na nieźle wykreowany świat przedstawiony, całkiem zabawne, groteskowe nowele, okraszone czarnym humorem w rozsądnych dawkach, ciekawe zakończenia, leciutki dreszczyk strachu i grozy. Jest kilka momentów, dla których warto poczytać KwŻ, ale raczej na długo w pamięci nie pozostaje.