A co mi tam, odkopuję. Buszowałem po dysku twardym i natknąłem się na swoje analizy porównawcze poezji, pomyślałem a co mi tam, wrzucę. Nie wiem czy ktokolwiek to przeczyta, ale skoro temat umarł ponad rok temu, to może go wskrzeszę, choćby na chwilę.
Czesław Miłosz, O książce
Czesław Miłosz, Ale książki
Każdy artysta, tworząc, nie pozostaje obojętny nie tylko na dzieła innych, z którymi polemizuje bądź zgadza się, ale również tworząc, odpowiada, relatywizuje, zmienia poglądy, za którymi, z całą pewnością bądź nie, obstawał. Takie zachowanie świadczy o tym, co w nas ludzkie-umiejętności przyznania się do błędu i niekończącego się pragnienia odkrywania, zanurzania się w kulturze i jej dziełach. Oddalone od siebie o tylko lub aż 50 lat dwa utwory Czesława Miłosza są znakomitym przykładem relacji autor- jego dzieła w próbie czasu. W literaturze taki okres czasu nazwalibyśmy co najwyżej skromnym. Czymże jest niecałe 50 lat przy nieraz tysiącach dzielących wielkie dzieła umysłowej spuścizny? Jednak takie podejście w przypadku sztuki jest błędne, ponieważ przekreśla znaczenie małych, dużych zmian, wydarzeń, mogących w kolosalny sposób wpłynąć na sposób postrzegania świata przez człowieka. Wreszcie, dla człowieka te pół wieku to okres moralnego, umysłowego dojrzewania, podczas którego pewne sądy przeszłości zdają się odbarwiać, zmieniać. Zachowanie Miłosza, który odwołał się do swej poezji sprzed wielu lat, nie jest zabiegiem nowym, taki dialog z samym sobą prowadziło wielu artystów, właściwie bez mała każdy, nieważne czy to Kochanowski, Mickiewicz, Nietzsche czy Eco-wszyscy tworzą swój mikrokosmos, w którym ich poglądy, postawy odmieniają się niczym w kalejdoskopie własnej twórczości.
Napisany w połowie lat trzydziestych wiersz O książce jest świadectwem niepokoju czasów, w których przyszło żyć autorowi. Sam tytuł brzmi jak początek jakiegoś traktatu, prezentującego filozoficzne podejście do badanego zagadnienia, używając synekdochy autor wywołuje łańcuch skojarzeń z dziełami takimi jak: O obrotach sfer niebieskich, O poprawie Rzeczpospolitej, O przypadkach sławnych mężów. Już na samym początku przeprowadza diagnozę współczesności, jednak co ciekawe, dokonuje tego autor w czasie przeszłym. Mimo iż używa pierwszoosobowego zaimka liczby mnogiej, w ten sposób utożsamiając się z resztą ludzkości, a może utożsamiając ze sobą resztę ludzkości, przenosi swe rozważania w jakąś odrealnioną przestrzeń, jakby koszmar wojny, wydarzenia na arenie międzynarodowej, wszystko to było tylko tłem, przeszłym, do snutych rozważań. Wyraźnie widoczne jest przeświadczenie o nadciągającym zagrożeniu, słychać je w ‘sucho płonących tygodniach’, pełnego napięcia wyglądaniu przez okna, które podkreśla przysłówek ‘nagle’, jakby na moment ludzie się zapomnieli, by jakiś niespokojny szum, szmer za oknem, przyłapał ich wpatrzonych w niebo, oglądających się za wrogimi maszynami. Miłosz zdaje się deprecjonować rolę sztuki, pyta ‘Gdzież jest miejsce dla ciebie’, znacząc tym samym różnicę pomiędzy nakreślonym przez siebie światem, a wielkimi wartościami przenoszonymi przez sztukę. Gdy pisze o oczekiwaniu ”cudów nieziemskich zjawionych na ziemi” jakby umniejsza życie ludzkie, przez użycie małej litery w słowie „Ziemia”. To nieustanne oczekiwanie na wybuch wojny, podkreślane przez wyliczenia kolejnych czynności, które on i ludzie, których obserwował, wykonywali przypomina bardziej przygotowywanie się do wojny, niż normalne życie. Praca podczas sucho płonących tygodni jawi się jako niesamowity trud i znój, poświęcanie się w imię jakiegoś celu, bliżej niesprecyzowanego, naznaczonego dziwnymi, wrogimi czasami.
Koszmar i udręka wojny naniosła głębokie piętno na ludzkości, a Miłosz tworzy jednoznaczną paralelę, pisząc ‘sprawdzaliśmy w lustrze, czy na czole piętno wyrosło, na znak, żeśmy już skazani’. Biblijny znak, jakim został naznaczony Kain za popełnione morderstwo miał, niczym grzech pierworodny, objąć całą ludzkość. W tym momencie dochodzimy do takiego punktu rozważań, w którym mógłbym pociągnąć tę interpretację, pisząc w dalszym ciągu o zastosowanych przez Miłosza środkach stylistycznych oraz o jego ocenie roli, jaką ma do spełnienia literatura. Ale już sam tytuł drugiego z utworów artysty, Ale książki, aż się prosi, by potraktować go inaczej, by zastanowić się nad trwałą nicią, łączącą oba te utwory. Druga część O książce w pesymistyczny, rozpoczynająca się od słów: „Gdzież jest miejsce dla ciebie(…)” sposób zakłada, że rola literatury jest skończona. Prognozowana śmierć kultury, a co za tym idzie śmierć wartości, jest bliska nietzscheańskiemu pojęciu Gott ist tott, Bóg umarł.
Taka interpretacja zgodna jest z prezentowanymi przez autora treściami, w których ubolewa, że jego pokolenie, nie zostanie oczarowane metaforycznie ujętym pięknem prozy Conrada, ani poezją Hafiza, czy dziełami Goethego. Gdyby jednak tę drugą część zastąpić wierszem Ale książki ? Okazałoby się, że teksty znakomicie ze sobą współgrają, a idea rozwijana w tym wierszu jest równie dobrze umotywowana jak ta z pierwowzoru. Bowiem mamy do czynienia z czymś, o czym wspominałem na początku tekstu. Każdy artysta dialoguje ze sobą i celowo nie używam słowa monolog, ponieważ te dwa odmienne przecież podejścia są jak dwa różne spojrzenia, prezentowane przez dwie różne osoby. Prowadząc polemikę z utworem sprzed 50 lat, Miłosz jakby dopisuje dalszą część tamtego utworu, świadom, że czas, wydarzenia, nawet przeżyty drugi wielki konflikt zbrojny, zmieniły jego podejście. Nie umocnił się w swej postawie o nieprzystawalności poezji, a szerzej sztuki wobec oblicza głodu, biedy, wojny, ale ‘mimo łun na horyzoncie, zamków wylatujących w powietrze(…)” książki, idee w nich prezentowane będą trwałe. Co ciekawe, nie ma w tym utworze tego ukrytego między wersami przemyślenia o śmierci Boga. Umacniają mnie w tym ostatnie dwa wersy, w których zawarta jest apoteoza czynnika twórczego, pierwiastka boskiego w sztuce, eufemistycznie określonego jako coś „dobrze urodzone,/Z ludzi, choć też z jasności, wysokości”. Śmierć Boga w kulturze, a co za tym idzie, niezdolność do tworzenia wielkich dzieł, ustępuje właśnie temu darowanemu przez ‘jasność, wysokość’ pierwiastkowi geniuszu, który ludziom nie został odebrany.
Ciężar doświadczeń wojennych na wielu artystów wpłynął i określił ich stosunek do sztuki na zawsze. W takich rozważaniach jednak warto, podobnie jak uczynił Miłosz, odczekać nawet i kilkadziesiąt lat, by powtórnie zastanowić się nad rolą sztuki. Jednak mylne byłoby założenie, że deprecjonuje on w O książce rolę literatury. W końcu opisuje ją epitetami: „mądra, spokojna stopie elementów pogodzonych na wieki spojrzeniem artysty”. Jednak ten wers, w połączeniu z zawartą wcześniej oceną wydarzeń na świecie, gdzie bezmiar klęsk i walk przysłonił spojrzenie na to, co bezkresne, nieuchwytne, wielkie, sprawia wrażenie melancholijnej, smutnej prawdy. Świadomość grzechu przeciwko Bogu, a tym samym nawiązanie do pojawiającej się już wcześniej w tej pracy idei Bóg nie żyje potęgowana jest w ostatnich wersach O książce. Niedostępność lauru, jakim przyozdabiani są zwycięzcy to upostaciowienie moralnej porażki ludzkości, jaką dostrzegał Miłosz. Pochłonięci ogłuszającym zgiełkiem metalu, czyli fizycznością, brutalnością XX wieku, ludzie pozostawieni zostali samym sobie.
Da się odczuć, że Miłosz niezwykle głęboko odczuwał wydarzenia lat minionych, które znajdowały odbicie w jego poezji. Nawiązanie do Rewolucji Październikowej jest tego jak najdobitniejszym przykładem. Wydaje się również, że łopot sztandarów, do którego porównany został łopot( a nie szum) liści nie jest zwykłą hiperbolą, ale przypowieścią, przeczuciem, a może przekonaniem o zbliżającym się epokowym zdarzeniu. Niezwykle dramatyczne są słowa „My niespokojni, ślepi i epoce wierni’ które w zasadzie są oksymoronem. W końcu wedle wszelkich pojętych norm wiara, czy to w Boga, w wodza, czy też epokę powinna przynieść spokój. Ludzie są jednak niespokojni, nawet to ślepe posłuszeństwo epoce nie potrafi ukryć ich niepokoju.
Różnica w postrzeganiu roli sztuki jest wyczuwalna natychmiastowo, właściwie ten odmienny program artystyczny, bo tak można przecież nazwać pogląd twórcy na tworzoną, przecież również przez niego, kulturę, ale nie da się zaprzeczyć pewnym podobieństwom. Podobnie ocenia rolę człowieka, jako samodzielnego bytu- taki ktoś jest dla Miłosza po prostu kolejnym elementem układu, małym trybikiem, bądź odchodzącym, z bezimienną sławą, co jest oczywistym oksymoronem, bądź dostrzegającym, że jego odejście z tego świata nie zmieni Ziemi: „I nic, żadnego ubytku, dalej dziwowisko” konkluduje Miłosz.
Te pięćdziesiąt lat zmieniło jego spojrzenie, może to bardziej podeszły wiek, może świadomość przeżycia dwóch ogromnych konfliktów zbrojnych, może wyczuwalny na całym świecie wiatr zmian.Zwraca uwagę wrażliwość słów, jakimi operuje w O książce. Wiersz wręcz kipi od natłoku pojęć, opisujących wojnę, cierpienie. Przypomina na pozór spokojne przed atakiem zwierzę, pełne podskórnego napięcia. Wiadomym jest, że I Wojna Światowa nie rozwiązała wszystkich konfliktów, a zbliżający się, w połowie lat trzydziestych, już namacalny konflikt, stał się przyczynkiem katastroficznych wizji. Stąd takie konstrukcje jak „sine noce” automatycznie nasuwające skojarzenia z sinością, bladością charakterystyczną dla śmierci, ‘stada zeppelinów’, które są niczym innym jak symbolem potęgi nazistowskich Niemiec, czy też w końcu już opisane ‘piętno’ kainowskie. Tę wrażliwość można również dostrzec w Ale książki, w którym personifikuje je, nazywając prawdziwymi istotami. Taki zabieg nasuwa pytanie- jeśli one są prawdziwymi istotami, to kim są ludzie? Na to pytanie autor bezpośrednio odpowiedzi nie udziela, możemy poruszać się tropami, zostawianymi przez niego, ale jednoznacznej odpowiedzi nie uda nam się udzielić. Charakterystyczne będzie również stwierdzenie o trwałości sztuki, jej sile, wobec tego co trwałe i nietrwałe we Wszechświecie, motywowane słowami: „Mimo łun na horyzoncie(…) Jesteśmy- mówiły, nawet kiedy z nich wydzierano karty”.
Czesław Miłosz prawie pięćdziesiąt lat po wydaniu O książce postanowił jeszcze raz zmierzyć się z tematem roli sztuki, kultury w życiu człowieka. Wysuwa odmienne wnioski, jednocześnie czyni to w sposób artystycznie kapitalny, jakby przedłużając swą wypowiedź z 1934 roku. Mimo odmiennych konkluzji ma się wrażenie, że to nieujawniona strofa, która przeleżała w szufladzie pół wieku, by móc ujrzeć światło dzienne. Zdolność do rozmowy z samym sobą, zmiany poglądów, w tak ważnej światopoglądowo kwestii świadczy o nieustannym rozwoju, pogłębianiu swej wiedzy, pasji przez Miłosza. Jeszcze raz rozważając ten sam temat, już jako poeta o ugruntowanej sławie, nie boi się wejść w polemikę z samym sobą. Miłosz dyskutuje ze sobą i jest w tej dyskusji rzeczowy, jakby obalając argumenty, które sam stworzył.
Te kilkadziesiąt lat życia, pomiędzy dwoma dziełami bogate były w wydarzenia, zmiany, osobiste przeżycia- Miłosz nie jest poetą obojętnym, nieczułym na otoczenie. Chęć do rozmowy, przemyślenia pewnych zagadnień potwierdza rozmiłowanie Miłosza w filozoficznej kontemplacji rzeczywistości. PS wybaczcie formatowanie, nie chce mi się poprawiać już, mam nadzieję, że w miarę czytelny jest tekst.