Ale Kane jest właśnie świetnym filmem rozrywkowym, jeśli nie zagłebiasz sie w inne aspekty - wtedy po prostu opowiada ciekawą historie i robi to w interesujący i wiarygodny sposób.
Troche mnie źle zrozumiałeś. Wiedziałem na co ide. 300 czy Watchmen pokazali że można komiks pokazać w zrówno robiący wrażenie, jak i nie obrażający widza sposób.
Idąc na Transformersy nie oczekiwałem intelektualnej gry z widzem, zgłębiania psychiki głównych bohaterów, wielowarstwowej symboliki . Oczekiwałem filmu sf o robotach. Wiedziałem jaki świat tam zostanie przedstawiony, ale nie wiedziałem jak. A dostałem (SPOILERY):
- ogłupiającą wałkowaną w hollywood po raz tysięczny papke o idiotycznych rozterkach głupiego nastolatka ("Wiem że znam wielkie roboty z kosmosu, że wspiera je rząd pompując w ten projekt miliony dolarów, wiem ze odemnie zależą losy świata, ale... nie wiem... ja chce iść do koledżu, pić pącz na domówkach z modelkami w domu betagammasigma!")
- z żartami w stylu american pie (gdzie wybitnym żartem są kapulujace psy albo naćpana trawą mamusia),
- toną debilnych stereotypów możliwych do przełknięcia tylko dla amerykanina (na bliskim wschodzie każda granice otwierasz mówiąc że jestes elita z nowego jorku, zaraz przepusci cie glupi muzulmanski wojskowy krzyczący z entuzjazmem "go yankees!" )
- do tego debilnie przewidywalną (tylko ja zaraz po zobaczeniu robo-studentki wiedzialem, że bedzie sie lizać z głównym bohaterem i <zaskoczenie> nakryje ich na tym jego dziewczyna, walnie focha i będzie wątek wybaczania zdrady?).
Liczyłem na wysokobudżetowo pokazaną akcje, i tytułowe Transformery. Niestety, roboty w tym filmie to tylko dodatek, dość wspomnieć że wiekszość stanowi tło, nic nie mówią, nawet sie w nic nie zmieniają, niektóre znikają na pół filmu, żeby wyjechać na kilka sekund pod koniec, sceny walki są chaotyczny, a zachowanie bohaterow (nie licząc US Army, zawsze na straży) idiotyczne. Kilka takich bzdur z pamięci:
- Największego robota nawet Autoboty nie starają sie pokonać, pokonuje go jakiś bzdetny rzeźnik który dzwoni do US Army, a ci nagle sie budzą że jest jakaś wojna robotów zaraz obok nich, odpalają swoje za(pipi)iste działo które niszczy wroga (huurey, US Army na straży, zawsze na miejscu, nawet na wodach Egiptu, zaciągnij sie już dziś!).
- To, że wiekszość pierwszej części filmu widzimy tylko Bumblebee, najpierw jako piesek płaczący ze sie go zostawia, a potem próbujący dostosować sie do koledżu, potem jeżdzący jako samochód... nagle znikający, żeby wyskoczyć nagle z kopem zza budynku, i znów zniknąć na reszte filmu.
- Dwa pseudo komiczne roboty gadające w ebonics, rzucające "pussy" i "bitch", szkoda jeszcze że nie kończą każdego zdania zwrotem "...,nigga." Faktycznie, bardzo pasują do świata z kreskówek i komiksów z lat 80. Aha no i jeszcze ich "we don't read much" - no oczywiste, przeciez czarnuchy są głupie, mówiłem już o stereotypach? I nie licząc akcji z dewastatorem gdzie bohatersko trzymały sie budynku, i poczatku gdzie wy(pipi)ali sie na zakrecie ("śmiech z taśmy w tle") raczej nie widać ich w scenach akcji, więc jaki jest sens ich istnienia, oprocz tych kilku suchych żartów?
- No jest jeszcze emo Optimus, płaczący że mu chlopiec nie chce pomoc, ginący w połowie filmu, żeby zmartwychwstać na koniec i jednym ciosem pokonać niby nastraszniejszego niepokonalnego wroga.
- Megatron. Na (pipi) go trzymali na dnie oceanu pod tymi wszystkimi lotniskowcami, skoro wydostanie sie stamtąd zajeło mu 10 sekund? Nie mogli go wyłączonego zatopić w metalu, to by było dużo bardziej logiczne, skuteczniejsze i tańsze, ale wtedy Bay nie miał by okazji pokazać tonącego lotniskowca.
Tak właśnie ten film wygląda. Jak efektowne CGI, do którego dorobiono szczątkową fabułe, zabarwiając komedią romantyczną dla głupich amerykanskich nastolatków. W tym filmie jest tyle głupot że siedziałem w kinie z facepalmem, nawet naczosów nie zjadłem. Wstydziłem sie, że tam jestem.
MISTRZ
Dodam jeszcze od siebie, że gdyby ten film miał być kretyński i przeznaczony dla młodszej widowni, albo ewentualnie 20 letnich prawiczków, to nie wrzuciliby do niego 3/4 tekstów nawiązujących do seksu.
Jako rodzic, gdybym nie chciał zgorszyć swoich dzieciaków, to wolałbym im puścić mrocznego ryzerza, niż T2. Już lepsza wszędobylska przemoc niż film o zabarwieniu seksualnym, zbliżonym do American Pie.
Podoba mi się Wasza polemika, a raczej jej brak z Becelotem. Widzę, że nieprzypadkowo film przypadł Wam do gustu.