Sonotori
Użytkownicy-
Postów
332 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Sonotori
-
Wg mnie tego właśnie obiektywnie ustalić nie sposób. Nie widziałem wersji na GC w ruchu, ale na podstawie skrinszotów najsubiektywniej konstatuję, iż niewielka jest szansa, aby kostkowy RE4 "pod kątem oprawy deklasował" np. Odin Sphere. Owszem, gra nawet na PS2 jest nieszpetna, miejscami (głównie są to wnętrza) wprost przepyszna, ale tego rodzaju przepych graficzny starzeje się najszybciej. Za 10 lat pewnie mało kto uzna kostkowego RE4 za grę ładniejszą od Ōkami na PS2. Oprawa Ōkami summa summarum wywiera na mnie większe wrażenie, niż Korniki Rydzyka na PC (które wcale nie śmierdzą konwersją i bronią się dzielnie w konfrontacji z ówczesną PC-tową konkurencją). Skłonny byłbym raczej przeprowadzać takie zestawienia z perspektywy czasu, rozpatrywać, co się lepiej zestarzało. Co prawda gry takie jak Silent Hill 2, Half-Life 2, czy właśnie RE4 (wszystkie te kible, szczotki, architektura, samowary, samo życie...) pewnie zawsze się obronią mistrzowskim dyzajnem i zachowają tzw. atmosferę, ale to właśnie im trzeba będzie najwięcej wybaczać. Rakietnica. Kupowania rocket launchera nie polecam (a ten z gablotki radzę oszczędzać na czarną godzinę). Nabyłem go tylko raz, przed ostatnim bossem, co tę walkę strywializowało. Aż się typa żal robi... Kasę lepiej wydawać na upgrade broni. Po ulepszeniu na max Punishera, znaleźnego szotgana, karabinu samopowtarzalnego i TMP, dokupieniu kolby, celownika, miejsca na ekwipunek, kamizelki kuloodpornej i sprzedaniu niekompletnych skarbów (map nie kupowałem; chyba tylko posążek kota i koronę udało mi się uzupełnić w 100%), zostało mi jak raz na jeden rocket launcher. Pożytki płynące z apgrejdowania zilustruję przykładem walki z . Podstawowy szotgan i TMP miałem na ówczesnym maxie (w magazynku TMP 200 naboi). Walka wyglądała tak: stanąłem na samej krawędzi, przygrzałem typowi z szotgana w oko (starczy chyba 2 razy dobrze trafić z bliska, żeby się odsłonił. Następnie udało mi się błyskawicznie (może to był klucz do sukcesu) zmienić szotgana na TMP przed scenką (która nastąpiła zaraz po wyjściu z ekwipunku). Natychmiast po scence przysmarowałem w z TMP. Zdążył się raz zasłonić, ale zanim chapnęła mnie paszcza, przygrzałem w oko z TMP i paszcza zwisła. Wtedy wykończyłem z TMP (starając się celować w głowę) i było po walce. Nie przeładowałem chyba ani razu. Trwało to mniej więcej tyle, ile opróżnienie 200-nabojowego magazynka TMP. Gra nie zdążyła zaserwować większości przewidzianych atrakcji. Nie było to moje pierwsze podejście do tego bossa, ale pierwszy raz go pokonałem. Grałem na PS2 (wersja PAL), na rzekomo trudnym normalu. Ani razu nie zabrakło mi amunicji. Dwóch pierwszych bossów pokonałem za pierwszym podejściem (tzn. ani razu nie zginąłem). Typa w czerwonym przejechałem na schodach z TMP po plecach (ktoś pytał). Sorawka, ale nie uważam RE4 za grę trudną. Wcale też nie uważam się za HC wymiatacza (na strzelnicy spędziłem stosunkowo mało czasu). Trudny (oczywiście nie aż tak, jak gry z lat '80) dla mnie jest np. DMC3. Komu w RE4 brakuje amunicji, ten albo marnie celuje, albo popełnia podstawowy taktyczny błąd (tzn. nie docenia noża). Winda na którą wskakują pajace w czerwonym to bedłka. Radzę stanąć w rogu i z noża, z noża, z noża, w ostateczności poprawiać szotganem.
-
To MGS2 się nie wyłącza, kiedy wykrywa auto fire? Nie próbowałem przejść tej gry na extreme, ale z moich masherskich doświadczeń wynika, że technika jest nie mniej ważna od wytrzymałości (wszak nie o to chodzi, żeby mashować mocno, tylko o to, żeby szybko, ale tak, by się nie zmęczyć, co jednak łatwiej powiedzieć/napisać, niż wykonać). Nie każdy perkusista nawala w instrument z całej pety.
-
Uprzedzam, że nie grałem w żadną grę MegaTen, ale przymierzam się do DDS (jedna story podzielona na dwie gry, coś jak Golden Sun). System walki ma ponoć lepszy niż Nocturne, ale gra jest właśnie na walce ufundowana (jakby rogue like z ładną grafą i dopracowaną fabułą), a poza tym trudna. Ponoć przyzwoicie skonwertowano DDS na PAL. Ogarnięcie całości MegaTen jest raczej ponad siły kogoś, kto nie gra w to od lat '80, więc póki co nie zamierzam się przejmować resztą owego metacyklu.
-
Opóźnionego w rozwoju, być może.
-
RE4 ni cholery nie jest trudny. Zwłaszcza dzieci uczą się grania w takie coś błyskawicznie. P.S. Hell, w czasach kiedy normą był taki poziom trudności, jakiego dziś NIKT nie śmie w grze zaimplementować jako jedynego, prawie wyłącznie dzieci miały tyle czasu i wytrwałości, żeby przechodzić gry do końca (na automatach dochodził czynnik zasobności finansowej). Jest familijna lajtowa: czekpointy, amunicja i leki co krok, ślamazarni przeciwnicy, itd., itp. (na normalu; easy nie sprawdzałem). Tym bardziej dla 12-latka. Teza, że 12-latek ma większe problemy z celowaniem i naciskaniem spustu, niż starszy osobnik, nie znajduje potwierdzenia w rzeczywistości.
-
Na pewno Jak & Daxter, Jak II: Renegade i Jak 3 (na dokładkę Jak X, chociaż to wyścigi - taki jakby odpowiednik Crash Team Racing, zważywszy dzieje obydwu serii i developera). Ratcheta & Clanka polecam tylko część pierwszą, bo następne nie mają przełącznika na 60 Hz, więc niech se Insomniac sam gra w te PAL-owskie R&C. Wymienione wyżej produkcje to złote zęby PS2 jeśli chodzi o technologię (i porządne gry akcji tak poza tym). Teraz wymienię gry, w które pocinałem na PC i które może nie pokazują 100% możliwości PS2, ale mam o nich dobre mniemanie: Rayman 3 (2 jest genialny, ale Rayman Revolution - przeróbka 2 na PS2 - ponoć znacznie się odeń różni, więc na wszelki wypadek nie polecam) którego warto przejść choćby dla walki z finałowym bossem, I-Ninja (skromniejsza produkcja, ale w sumie platformer na medal), Prince of Persia: The Sands of Time (ma w sobie coś z magii Raymana 2). Być może Psychonauts (ale wersja na PS2 jest konwersją, w odróżnieniu od gier wcześniej wymienionych, więc nie wiem, czy nie została jakoś okaleczona w procesie przenoszenia na tę platformę), ale Psychonauts jeszcze nie skończyłem, więc nie gwatrantuję, że to gra topowa. Nie wymieniłem nawet 10 tytułów i nie uważam się za alfę i omegę w dziedzinie platformówek na PS2, ale zakupu tych gier nie żałuję.
-
Na pudełku widnieje znaczek PEGI 18+, więc taki prezent może budzić obiekcje rodziny. Jednak straszna ta gra nie jest w ogóle. Żebyśmy się zrozumieli: Cold Fear mnie parę razy przestraszył (może dlatego, że nastawiałem się na strzelankę), choć tylko udaje survival horror, Half-Life 2 trochę mnie momentami straszył (sytuacjami, które właściwie przewidziałem, ale mimo wszystko...), RE4 miał szansę powtórzyć efekt Cold Feara (bo też "prawdziwego" horroru się nie spodziewałem), ale NIE powtórzył. Po prawdzie za lepszą grę uważam starą Onimushę 2 w podobnej cenie (trudniejsza od RE4, ale łatwiejsza od DMC3), ze znaczkiem 16+. Pozostając na gruncie produktów Capcomu - rzadziej spotykane i pewnie droższe Ōkami to już w ogóle idealny growy prezent "dla każdego" (może z wyjątkiem ostatnich wieśniaków ubogich), a i znaczek 12+ idealnie pasuje...
-
To jest 100% hack & slash. Z klasycznego cRPG ma tytuł (stara trylogia Bard's Tale instaluje się razem z wersją PC, więc można się przekonać, jak nasi przodkowie na mchu jadali). Grałem na PC (wyśmienite spolszczenie). Przeczytałem wcześniej, że gra jest zak krótka i za łatwa, więc odpaliłem na hardzie. Trudna się przez to nie zrobiła, ale w przeciwników trzeba władować więcej ciosów (walki z wikingami, przy ich ubogiej SI, są wręcz absurdalnie monotonne właśnie przez tę wytrzymałość). Ogółem grafa ładna, interfejs przyjazny (nawet myszowo-klawiaturowy), system hack & slashowy, ale pomysłowy (chociaż do Diablo się nie umywa; kto nie grał w Diablo i Diablo II LoD różnymi postaciami, zwłaszcza po sieci, winien zachować umiar w wyrażaniu się o tych grach), humor mi bliski. Najgorsza jest monotonia. Wersja PC kosztuje grosze (i daje radę technicznie), więc w razie rozczarowania wydatek bardzo nie zaboli. Nota bene Summoner także jest na PC (ale nie sprawdzałem, jak się spisuje).
-
Gram właśnie w Super Metroid na zSNES-ie. Konstatuję, iż gra jest zaprojektowana genialnie i polecam wszystkim (wygląda jak platformer, ale na oldskul hardkor nie ma się co nastawiać, bo to przygodówka z licznymi save pointami). Postanowiłem, że z emulatorowego sejwa w dowolnej chwili nie skorzystam (choć sejwuję na wszelki wypadek) i jadę na "uczciwych" sejwach. Wielka szkoda, że po Castlevanii: Symfonii Nocy gatunek na platformach stacjonarnych wymarł. A i gry 3D nieczęsto miewają tak przemyślany dyzajn. Qrka, gdyby nie ten Super Metroid, chyba gry byłyby dziś prymitywniejsze. Polecam gorąco. Stosunkowo mroczne oblicze Nintendo, ale nieodmiennie przyjazne graczowi. Wracając do bijatyk, co to była za chodzona nawalanka fantasy, w której na końcu walczyło się ze smokiem o iluś tam głowach w jego skarbcu? Nie mam pojęcia, na jakim to szło gameboardzie, ale grafę miało biedniejszą od Metal Slugów.
-
Lepiej późno niż wcale. Przestroga: w PeCetowym AC nie da się zmienić konfigu na klawiaturze (na padzie można), więc kto chce grać na PC, a nie może podłączyć pada, niech lepiej zaopatrzy się w którąś z wcześniejszych edycji. Online w AC jest domowej roboty, ale swego czasu był ponoć najlepszym (najniezawodniejszym) w bijatykach (kiedy current geny dopiero macały ten grunt). Obok niezapomnianego Ninja Master's (od którego nie odstraszył mnie nawet chory poziom trudności i perfidia CPU), MBAC jest moją ulubioną bijatyką (aczkowiek w takie gry pocinam nader sporadycznie i moja opinia na pewno nie jest werdyktem hardkorowca). Nie roztrząsając kwestii na ile są "prawdziwe" i nie wdając się w akademickie rozważania czym jest "prawdziwy kombos", stwierdzam, że sprawiają kolosalną frajdę, a to najważniejsze. PC-towy rodowód i wygląd (nawet w zestawieniu ze starociami NeoGeo) nie skłaniają do traktowania MB poważnie, ale znalazłem w niej ten fun factor, którego w GGXX nie znachodziłem. Nawet sięgnąłem po Tsukihime (eroge visual novel, której MB jest spin-offem), ale to już inna historia... P.S. Moją ulubioną postacią jest Cynobrowa Akiha. Fanom GG pewnie przypadnie do gustu obleśny Nrvnqsr (w visual novel był z niego kawał skurczybyka).
-
FFVII i ChT są łatwe, a bardzo mi się podobały. W DQ musiałem przygrindować chyba tylko po sromotnej klęsce w pierwszym starciu z pierwszym bossem (tym wodospadowym). Po napisach końcowych i zasejwowaniu miałem na liczniku 120 godzin i 28 minut, ale pewnie da się szybciej skończyć (łatwo się zapędzić z buta w jakąś dzicz, graczy z tzw. żyłką do hazardu może wsiorbać kasyno itd., itp.). Ergo sądzę, że do połowy jeszcze Ci daleko. No przecież Ōkami. Nie tyle jRPG, ile przygodówka w stylu Zeldy (tudzież Beyond Good & Evil), więc ma z jRPG-ami dużo wspólnego. Zasadniczo nietrudna, ale jej wylizanie w 100% to już hardkor (przynajmniej wg dzisiejszych standardów). Poza tym długa (możesz spokojnie liczyć na 60 godzin, ale podobnie jak w DQ łatwo się wkręcić w minigierki, więc trudno oszacować, ile czasu danemu graczowi zajmie jej przejście). Audiowizualnie przepiękna. Narracyjno-fabularnie takoż. Tanio Ōkami raczej nie kupisz, ale za parę lat będzie nie lada rarytasem (o ile nie zmuszą mnie do tego okoliczności, i tak jej nie sprzedam). Coś jak Ico, tyle że Ico wznowiono w Europie przy okazji wydania Shadow of the Colossus, a Capcom raczej nie wznowi Ōkami na PS2. Ogółem Nintendo power.
-
Wiele hałasu o te losowe walki, a w Dragon Quest VIII można ich uniknąć (woda święcona odstrasza słabsze stwory, można je też spłoszyć krzykiem). Teleportacja i inne, dostępne później środki transportu umilają życie w tym DQ. Co się tyczy mechaniki, zarzucić tej grze mogę nader niewiele (może to, że system walki nie jest tak genialny jak w ChT, chociaż ATB nie cierpię, a w DQ nie ma go wcale). Jednak lepszego niż w ChT systemu w innych jRPG-ach nie widziałem. P.S. FFX to konwersja jeszcze z czasów lania Square na region PAL. Warto wiedzieć, że w podziemiu powstała wersja undub (tzn. istnieje made in China patch sklejący wersję japońską i zachodnią - nie znam szczegółów - w grę z gadaniem po japońsku i napisami po angielsku. Ma to niebagatelne znaczenie, zważywszy złą sławę angielskiego udźwiękowienia (i wydaje mi się całkiem legit, o ile gracz posiada oryginały obydwu wersji).
-
W SNES-owym Chrono Trigger też się zakochałem. Skoro pocinasz na emulatorze, polecam Final Fantasy IV i VI. Wznowiono te gry (podobnie jak ChT) na PSX, ale odradzam oficjalne wersje angielskojęzyczne (inaczej ponumerowane, bucowato ocenzurowane i ponoć biednie przetłumaczone). Jest alternatywne tłumaczenie fanowskie czwórki. Nie widziałem PAL-owskiej wersji FFVII (świetnej skądinąd gry), ale pochodzi ona z czasów, kiedy Square olewali nasz region ciepłym moczem i tego wydania na wszelki wypadek nie polecam. Dobrze im zrobił przysłowiowy kubeł zimnej wody i fuzja z Enix, bo już Dragon Quest VIII skonwertowano na medal, Kingdom Hearts II chyba równie dobrze, a PAL-owska Odin Sphere (wydana przez SE) jest po prostu lepsza od wersji NTSC (i ma przełącznik na 60 Hz). Długaśny i niedrogi jRPG to właśnie Dragon Quest: The Journey of the Cursed King. Podobnie jak w ChT, postacie i potwory zaprojektował Toriyama. Ogółem grafa hardkor, żadnych scenek prerenderowanych, wszystko liczone w czasie rzeczywistym (zawsze preferowałem takie rozwiązanie). Problem jest taki, że chociaż tę grę ukończyłem, nie wciągnęła mnie tak, jak ChT, FFVII, czy nawet Golden Sun. W sumie nie wiem czemu. Rzecz nie w oldskulowej fabule, bo jest ona dopracowana należycie. Nie chodzi o postacie, bo te są udane. Grafa, interfejs, muzyka, system walki - wszystko ładnie, wszystko caca. Pograć można, ale nie gwarantuję satysfakcji. Należy jednak nadmienić, że niektórym się ta gierka spodobała strasznie. Jest po prostu kontrowersyjna, jak chyba każda jRPG-owa superprodukcja (a że niedroga, warto zaryzykować). Framerate nie jest gorszy, niż w GTA: SA. Technicznie The Getaway spisuje się w sumie lepiej. Framerate nigdy nie przeszkadzał mi w grze jako takiej, a całkiem sporo tam szybkiej jazdy. Sterowanie jest akurat w pytę. Zła jest kamera, a konkretnie fakt, że nie można ręcznie korygować jej ustawienia. To są jednak odrębne kwestie. Dla mnie The Getaway należy do skarbów PS2. Warto przeżyć.
-
Odin Sphere (wersja PAL, ulepszona w stosunku do NTSC). Pozwolę sobie zacytować sam siebie: Czego jak czego, ale oryginalności tej grze odmówić nie mogę. Jeśli uważasz Killer7 i Ōkami, zainteresuj się innymi "dziwnymi" grami Capcomu na PS2: Viewtiful Joe i God Hand (uchodzą za piekielnie trudne). The Gateway to lepsza gra, niż skłonne są przyznać mondony, które nawet nie zajrzały do instrukcji. Gdybym miał zdecydować, czy polecić komuś Resident Evil 4, czy The Getaway, wybrałbym ten drugi tytuł (mimo toporniejszej grafy i wątłego framerate'u). Początkiem radzę się nie zniechęcać. To w gruncie rzeczy przystępniejsza produkcja, niż np. Mafia i Hitman. Sterowanie (wbrew pozorom) nie jest złe, kiedy już się je opanuje. No i za krótką bym jej nie nazwał.
-
"O niebo lepsze"? Lekka przesada. W jedynkę Dyscyplów nie grałem, w dwójce się zakochałem. Takiej grafy 2D na kompie już potem nie widziano. Podobnie wzruszyło mnie parę lat później Odin Sphere na PS2. Jednak suchym okiem porównując z Hirołsami 3 stwierdzam, że HoM&M3 jest grą bardziej złożoną i jednak strategiczniejszą (w Dyscyplach trzeba wygrywać bitwy i to w sumie wystarczy, w Hirołsach bez strategii - nie mylić z taktyką - wiele się nie zwojuje). Należy się pogodzić z faktem, że ktoś w Hirołsach odnajduje większą głębię i replayability. Tym niemniej Dyscyple II skradli mi serce i pocinanie w tę grę jest u mnie z reguły objawem depresji (eskapizm). Walić rzeczywistość. Zaczynałem Divine Divinity chyba 2 razy i w sumie grałem wiele godzin. Problem jest taki, że po tych wielu godzinach wychodzi na jaw, iż gra w co najmniej 99% jest hack & slashem. Na pewno miała zadatki na niesamowitego cRPG-a (może nawet po kilkudziesięciu godzinach się nim okazuje, ale nie doczekałem). Może kiedyś dam DD ponownie szansę... Natomiast TESIII: Morrowind grywalności dla mnie żadnej nie posiadał, a szansę mu dałem.
-
Przeszedłem MGS3 na hardzie i wrażenie ramboidalności uległo nasileniu. Oczywiście Rambo nie był jedyną inspiracją, ale rozgrywkowo pomieniony Metal bardziej kojarzył mi się z Rambo, niż np. z Bondem. Że przytoczę bon mot Lewisa Carrolla: mają do tego takie samo prawo, jak świnia do myślenia. P.S. Fakt, nie zamierzałem obrazić MGS3, bo i w głowie mi się nie mieści, jak można obrazić grę.
-
F.E.A.R. chyba nie jest ani tak stary, ani tak niedoceniony, żeby komuś trzeba o nim było przypominać. Dla mnie najbliższy ideału "szutera w którym gaśnie światło" jest Alien vs Predator 2 (wcześniejsza produkcja studia Monolith). (Doom 3? Panie, był jakiś Doom 3? Ten sam, który wymagał karty dźwiękowej co najmniej Audigy, żeby w ogóle raczył odpalić dźwięk 3D? Na tego to się odszczałem.) Fallouty rekomendować trzeba chyba tylko komuś, kto uważa Diablo (hack & slash skądinąd bliski memu sercu) za cRPG i z tej racji głosi wyższość jRPG-ów nad cRPGami. Zaiste, kto prawdziwego cRPG-a w życiu nie zaznał, powinien przejść Fallout (właśnie zacisnąć zęby i przejść, a nie zainstalować, zobaczyć i odinstalować). Cała reszta, jak mniemam, jeśli nawet nie doceniła, to przynajmniej nie zapomniała. Z gier niedocenionych i nienajnowszych, a wartych uwagi przychodzą mi w tej chwili na myśl: IronStorm (a.k.a. Iron Storm; nie mylić z konsolowym IronStormem, którego Bóg raczy wiedzieć po co przeniesiono później na PC) - Call of Duty nieodwracalnie pogrążył tego FPS-a w cieniu, a szkoda, bo świat przedstawiony (alternatywna historia; I wojna światowa tocząca się od półwiecza), wypasione pukawki, celowniki kolimatorowe (w jakiej innej grze czerwona plamka zdradza obecność - nie stanowisko, tylko właśnie obecność - snajpera?), pojedynki strzelców wyborowych o uczciwie zawężonym polu widzenia, zabawa w syfa z czołgiem i - last but not least - kurz z podłogi zrujnowanego domostwa, który niemal smakowałem, chowając się pod stołem przed czyhającą za oknem śmiercią, złożyły się dla mnie na jedno z fajniejszych FPS-owych doznań. Nosferatu - survival horror FPP. Gra przestarzała technologicznie w momencie wydania, o specyficznej grafie (kto widział Nosferatu - symfonię grozy Friedricha Wilhelma Murnaua z roku 1922 zrozumie, jaki cel wyznaczyli sobie twórcy i chyba przyzna, że osiągnęli "sukces artystyczny"), z losowo generowanym na początku nowej gry zamkiem, robata niesamowicie (ale niektóre błędy nawet ją dohorrorowiły), o GENIALNEJ, porażającej muzyce. Na pewno zabawa z Nosferatu wymaga dużej dozy dobrej woli i nie jest owa gra "poważną" konkurencją dla dopieszczonych developersko horrorów konsolowych. Tym niemniej- rzetelny survival, coś dla konesera (i dla amatora kina ekspresjonistycznego). Gra jest nade wszystko action adventure w stylu Zeldy. Jedno wielkie nawiązanie, od menu począwszy, na rozgrywce skończywszy. Trochę mi wstyd za dziennikarzy z prasy PC-towej, a więc graczy PC-towych, którzy najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy z tego faktu. Rozumiem, że nie każdy musi być za pan brat z produkcjami Nintendo, ale pisujący 4 life o grach ludzie Zeldę powinni znać. Oczywiście jestem jak najdalszy od wysuwania zarzutu wtórności, a to z tej przyczyny, że sama formuła takich gier wymaga od twórców odrobiny oryginalności, implementacji czegoś unikalnego. Np. w The Legend of Zelda: Ocarina of Time jest to granie na tytułowym instrumencie, w BG&E możliwość/konieczność fotografowania, a w Ōkami... Ktoś jeszcze nie wie, czym jest to coś w Ōkami? Wydanie BG&E na wszystkie liczące się wówczas platformy postrzegam jako akt swoistej growej ewangelizacji, Niesienia Dobrej Nowiny masom grającym, którym ta Nowina (jak się okazało) lata koło pyty. Casus Ōkami potwierdza tezę, że aby sprzedać taką grę, trzeba ją nazwać The Legend of Zelda i wydać na system Nintendo. Co mnie bynajmniej nie cieszy.
-
Moim zdaniem warto jesli szukasz takiej strzelanki tylko że w niej nie mozesz biec przed siebie niczym rambo tylko trzeba sie bardzo często chować(dość szybko się umiera). Jaki Rambo? Chyba Terminator. Bóg jeden raczy wiedzieć, czemu opisując rozgrywkę typu run'n'gun dziennikarze wycierają se gęby nazwiskiem Rambo. Najramboidalniejsza gra z jaką miałem do czynienia to MGS3. Generalnie saga Metal Gear pełnymi garściami czerpie z filmów o Rambo (a nawiązania w MGS3 są ewidentne). Zachodzi obawa, że wyrośnie pokolenie, które First Blood (znakomitego nota bene filmu) nie obejrzy, ale będzie powtarzać ten bullshit. Jest PC-towe demo kill.switch (o niewielkich wymaganiach sprzętowych i sterowaniu jako tako przystosowanym do myszy i WSAD-u), które daje pewne pojęcie o stylu rozgrywki.
-
Odin Sphere w pytę gra (dla mnie TO właśnie jest łabędzi śpiew PS2), ale mam dwie uwagi: 1) To przede wszystkim gra akcji. Rozgrywka znacznie się różni od np. FF. 2) Zaklinam, niech żywi nie próbują tej gry przejść za jednym zamachem. Radzę robić przerwy (np. na jakąś inną grę) pomiędzy kolejnymi księgami. Inaczej można wpaść w hack & slashową pułapkę polegającą na tym, że od pewnego momentu gra się z czystej zawziętości. Są jeszcze inne powody, żeby nie zaczynać kolejnej księgi natychmiast po odblokowaniu (głównie chodzi o dyskomfort towarzyszący gwałtownej "przesiadce z jednej postaci na drugą"). Poza tym bardzo polecam japońskie głosy (dla mnie jeden z głównych atutów Odin Sphere).
-
PAL-owska Anthology nie ma opcji 60 Hz, co budzi we mnie podejrzenia, że zje?ano konwersuję i gra chodzi wolniej. Gameboard NeoGeo doczekał się praktycznie idealnej emulacji na PC i w KAŻDEGO Metala da się popykać na komputerze, nawet bez konieczności instalacji (wystarczy włożyć do napędu CD z emulatorem). Wg mnie tą PAL-owską Anthology NeoGeo strzelili sobie w kolano. Do piractwa nie namawiam. Sam chętnie sprawiłbym sobie Anthology, bo zawdzięczam serii MS niezapomniane chwile. Ale takiej bidy, jak przymusowe 50 Hz w XXI wieku nie myślę dickheadom wybaczać. (Może ktoś mi tu przysięgnie na wszystkie świętości, że konwersja mimo braku opcji 60 Hz jest idealna i nie różni się tempem ani proporcjami obrazu od wersji NTSC?) Jeszcze maleńka dygresyjka. Granie w MS to było na salonie. Bez konieczności liczenia się z żetonami to właściwie zabawa w MS. Pierwsza gra to ta nowa trylogia. Druga to oryginalna trylogia. Grałam tylko w jedynkę, ale piszą, że dwójka jest bardziej dopracowana. No i co oryginalna trylogia, to oryginalna trylogia. Ostatnio nabyłam The Complete Saga, kompilację obu części, więc jak już dojdzie, to się mogę podzielić wrażeniami z obu. Bawiłem się tym na PC i qrka dziwna historia. Lubię takie zręcznościówki, a do Gwiezdnych Wojen mam wielki sentyment. Tymczasem gra okazała się tak mniej więcej ekscytująca, jak Halo. Zero przyjemności ze sterowania panopkiem, najmniejszej uciechy z grania. Nie przeszedłem nawet dema. Oprócz Metal Sluga nieźle wspominam co-op z Diablo na pierwszego Pleja. Grafa może i blednie w zestawieniu z np. Odin Sphere, ale całokształt oprawy AV i tak zasługuje na wysokie noty choćby ze względu na ponadczasową warstwę audio. Zresztą gry 2D nie starzeją się tak tragicznie jak 3D. Jedyny problem z tym pierwszym Diablo jest taki, że na padzie gra się w to gorzej, niż na klawie i myszy. A i tak gra jest w pytę. Co do wcześniejszego mojego pytania o Code of the Samurai - pomoc techniczna w Pewnym Sklepie poinformowała mnie, iż "Nie przełącza się na 60Hz". Commencing the operation.
-
Widuję w sklepach grę Code of the Samurai, slasher "historyczny". Okładka i widoczne na pudełku skriny nie zachwycają, ale, jak wiadomo, skriny potrafią wyglądać biedniej niż gra w akcji (i vice versa), poza tym nie samą grafą człowiek żyje... Wielkim budżetem ten produkt nie śmierdzi, ale postacie zaprojektował autor mangi Kenshin, a słowo Shinsengumi w tytule budzi respekt... CotS chyba nawet nie wyszedł w NTSC US, ale sporo przyzwoitych gier w ogóle nie ukazuje się poza Japonią... I tak dalej, i tak dalej. Sęk w tym, że nie znalazłem recenzji na Eurogamerze, ani gdziekolwiek indziej. Nie wiem nawet, jak tam z konwersją NTSC na PAL i czy ma to to przełącznik na 60 Hz. Właściwie gdybym wiedział, że konwersja jest porządna (tzn. że ma przełącznik, albo przynajmniej - że wersja PAL nie jest spowolniona), rozważyłbym zakup. Wie ktoś coś więcej o tej grze? Pleja mam nieprzerobionego i w tej sytuacji zdany jestem na opinię tych, dla których przetestowanie legalnej kopii zapasowej nie stanowi problemu (zdaję sobie sprawę, że mało kto kupi tę grę w ciemno, zwłaszcza przy obecnej obfitości podobnych siekanin o wyrobionych markach). P.S. Nie śmiem nawet marzyć, że w wersji PAL pozostawiono japońskie głosy. Jest natomiast nikła nadzieja, że developer oszczędził na lektorach i głosów nie ma w ogóle. Wolałbym już to drugie, niż mówiony angielski. P.P.S. Skriny z CotS bardzo przypominają obrazki z Blood Will Tell, wcześniejszej produkcji Red Entertainment (choć w Europie wydała ją Sega, nie Midas Interactive). Tzn. interfejs podobny, aczkolwiek CotS ma bardziej rozmytą, zmiękczoną grafę i stonowaną kolorystykę. Jest w Blood Will Tell przełącznik? Jeśli jest, byłaby szansa na takowy w CotS... Rycina a) - oryginalna, jak mniemam, ilustracja okładkowa. Rycina b) - sklepowa okładka wersji PAL. Bez komentarza. a)b)
-
Nie ufasz recenzjom? W miarę możności obczaiłbym na próbę wersję PC (choć granie na klawiaturze może tę grę dodatkowo upośledzić), tu i ówdzie jeszcze dostępną za grosze.
-
O ile wiem możesz liczyć na Gran Turismo 4, nawet jeśli nie jesteś tzw. "fanem motoryzacji". Podobno tymi wyścigami bawią się też ludzie, którzy innych samochodówek nie tykają. Tak czy owak w zestawieniu z zawartością gry sklepowa cena 5 dych jawi się mikroskopijną, w dodatku GT4 należy do najładniejszych produkcji na PS2. Czy się spodoba - nie wiem, ale sensu nie widzę w graniu w gry z istotną fabułą bez poznawania tejże. Co prawda zawsze to okazja, aby się poduczyć języka. Na PC to akurat multum gier przetłumaczono całkiem znośnie. Ze wszystkich balduroidów na silniku Bioware Infinity za najwybitniejszy uważam Planescape: Torment przytłaczający ilością dialogu, co jednak przeszkadzało tylko prymitywnym wieśniakom, maturę z kolorowania zdającym. Poza tym godzi się wspomnieć cRPGi: Fallout, Falluot 2, Arcanum, KotOR...
-
Chronologicznie: Jak and Daxter, Jak II i Jak 3 po kolei. J&D jest grą wybitną, a jeśli uznasz ją np. za zbyt trudną, to i nie masz po co się zabierać za JII. Jeśli już grałeś w J&D, bardzo polecam JII. W trzy części R&C także wypadałoby zagrać po kolei, bo te gry, te historie, ci bohaterowie ewoluowali równolegle. Kawał historii PS2 i ważne rozdziały w dziejach zręcznościówek, jak nowożytna trylogia PoP.
-
Pomysł likwidacji tego wątku mi się nie podoba, choćby dlatego, że założyciel tamtego napisał tam: Wobec powyższego np. komuś, kto chce się wyżalić, bo go ta gra rozczarowała, nie wypada tam pisać, a tu może (zgodnie z podtytułem wątku) wyrazić szczerze swoją opinię o KH. Rozumiem, że tamten wątek jest z założenia "fanowski". Jeśli wierzyć recenzji w Eurogamerze, konwersja KH1 to - podobnie jak FFX - klasyczna ciulowa konwersja z paskami i (jak sugerują komentarze do wspomnianej recenzji) wolniejszym tempem. Odechciewa mi się zakupu.