Wreszcie byłem w kinie.
Już na początku miałem zonka. Siedzę sobie i patrzę, że niedaleko mnie dosiadły się dwie babcie. Myślałem, że pomyliły film i po "szatańskim" intrze wyjdą z sali. Ale nie, głośno je komentowały, ale byłem zaabsorbowany dźwiękiem i obrazem. Chociaż do "Siedem" intro moim zdaniem było lepsze.
Nie oglądałem szwedzkiej wersji i nie czytałem książki, ale pewnie w najbliższym czasie to uczynię. Sama intryga nie powala i brakowało mi nakreślenia motywów mordercy. Mimo wszystko te 3h minęły szybko i się nie nudziłem nawet pod koniec kiedy napięcie już opadło. Jak na Finchera przystało znów jego film jest świetnie zmontowany, a zdjęcia tworzą klimat. Reznor z kolegą dostarczyli jeszcze lepszego OSTa niż w "The Social Network". Dźwięk zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Aktorstwo nie było jakieś wybitne, ale Rooney Mara ze tą charakteryzacją przykuwała wzrok.
Nie jest to najlepszy film Finchera, ale jak ktoś lubi dobre kryminały to warto obejrzeć chociaż dla zdjęć, montażu i muzyki.