W czasach gdy nie udaje mi się skończyć 70% gier, po raz chyba szósty widziałem napisy końcowe Resident Evil 4. W wersji HD na ps3. Od razu napomknę, że creditsy są bardzo klimatyczne. A sama gra? Jest kwintesencją symptomu "spociłem się przy grze". Dla osobnika grającego po raz pierwszy, a w dodatku mało odpornego na stres, dzieło Capcom może być barierą nie do przejścia. Weźmy na ruszt moją Lubą, która nie dość, że totalnie nie mogła opanować sterowania, i się jej totalnie nie dziwię, to nawet będąc w roli widza często zasłaniała oczy i wykonywała inne czynności wskazujące na obecność adrenaliny.
Na miano fest survival horroru czwarty Biohazard może w pełni nie zasługuje(na normalu zdecydowanie za dużo tu ammo, choć spójrzmy na liczbę przeciwników - końcowa statystyka wskazywała 1008 zabitych), lecz w kwestii dawkowania możliwości niechybnej śmierci Leona jest to ścisła czołówka poprzedniej generacji. Same animacje śmierci są genialne i dopieszczone. Naprawdę warto czasem poświęcić te kilka sekund na load/continue, aby obejrzeć dekapitację, wypalenie twarzy kwasem(widać czaszkę Leona <3), czy zmiażdżenie kości i ciśnięcie o ziemię jak szmatą. Miodzio.
Czy gra się zestarzała? Naturalnie tak, jednak dalej miód się leje, strumieniami (pipi)a! Szczególnie dwie pierwsze lokacje - wioska i zamek - są wyśmienite, bo wyspa IMO jest już za wielkim miszmaszem klimatu(choć nadrabia pewnym rodzajem BARDZO stresujących przeciwników). Pełno smaczków, sporo sekretów, których odnalezienie daje porządny skutek w postaci kasiory, którą JEST na co wydawać. Lubię gry, w których "lizanie ścian" daje wymierny efekt i tak, zgadliście. Design to klasa sama w sobie - co lokacja to piękniejsza. Wioska w nocy, w czasie burzy już na zawsze zapisze się w historii złotą czcionką. Jezioro. Zamek i pełnia księżyca. Zapomniane katakumby. Jest tego mnóstwo, a sama gra nie dość, że jest tak bardzo intensywna, to jeszcze trwa i trwa! Pierwsze przejście wliczając w to zgony to lekkie 20 godzin nieprzerwanej jatki bez krzty znużenia(teraz znając już grę jak własną kieszeń przejście zajęło mi 12h). Można się rozpływać bez końca - nad bestiariuszem, wliczając w to fenomenalnych bossów i sub-bossów, nad różnorodnością gameplayu, czy nawet nad oprawą graficzną, która - biorąc pod uwagę rok produkcji - nie zestarzał się jakoś bardzo. Bardzo rzadko zdarzało mi się skrzywić.
Ogólnie dla purystów polecam grać na CRT <3 A dla reszty, która z dziełem "starego" Capcomu nie obcowała, na czymkolwiek i gdziekolwiek bo gra jest w 100% tego warta. Nawet dziś nie zawiedziecie się, a jeśli szybko przełkniecie specyfikę sterowania i samej produkcji, zostaniecie oblani hektolitrami świetnej jakości miodu.