Bo w AC3 jest trochę inne podejście do całej idei bractwa Asasynów. Tutaj bieganie po dachach zasadniczo nie ma większego sensu (choć ja z przyzwyczajenia ich używałem), tak samo jak średnio chciało mi się zabijać po cichu bo wolałem zwyczajnie wspiąć się na gałąź i skoczyć na grupkę maszerujących kubraków wbijając jednemu z nich tomahawka w plecy. Tutaj jest się takim właśnie wojakiem i aż chce się walczyć, nie skradać. A zwiedzanie pogranicza czy turnieje bostońskich pięściarzy i wyzwania zarówno łowieckie jak i ludzi pogranicza wciągnęły mnie na długo, o zayebistych bitwach morskich nie wspominając. Bardzo, bardzo dobra gra i tyle.
A i o kasę trzeba się bardziej postarać. Chociaż później odkryłem, że wystarczy polować na niedźwiedzie, bo ich skóra była dość cennym towarem, wystarczyło więc wysłać trzy konwoje i już był duży przypływ waluty. Tutaj jednak muszę się do tego przyczepić. O ile rozbudowa osady i przetwórstwo towarów to fajny pomysł tak po odpicowaniu Aquili zwyczajnie nie miałem motywacji do zarabiania dodatkowej kasy, bo bronie się nie zużywają a nowych szat Connora niestety nie widać podczas cut-scenek. Tak samo rozmieszczenie punktów sprzedaży jest trochę słabe i jest ich za mało. Nie bawiłem się jeszcze do tej pory w misje poboczne polegające na realizacji zlecenia dostawy. Może podczas następnego podejścia przy zakupie Edycji Waszyngtona (głównie dla zaliczenia Tyranii).