-
Postów
82 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Reputacja
0 NeutralnaO pearlfan
- Urodziny 13.01.1981
Kontakt
-
Strona WWW:
http://www.artpapier.com
-
ICQ:
0
Informacje o profilu
-
Płeć:
mężczyzna
-
Skąd:
Tychy/Dąbrowa Górnicza
-
PSN ID:
zaar_pl
-
bardzo dobre kino w nolanowskim stylu... nie porwał mnie co prawda tak, jak Memento czy Dark Knight ale jestem zachwycony poziomem jaki trzyma Nolan i w jak mistrzowski sposób wykorzystał techniki realizacyjne, jako wskazówki dla widza odnośnie zakończenia:)... generalnie nie ma twistów, które by generowały efekt "wow" u widza [jak np. w Memento], ale jest za to dużo autoanalizy, puszczania oczka, podpowiadania i generalnie igrania z widzem... polecam! warto obejrzeć, bo film jest rewelacyjny! ps. jestem ciekaw ilu widzów dało się nabrać Nolanowi
-
Pod koniec występują małe SPOILERY więc jeśli nie oglądałeś nie czytaj:) No więc, tak... podobało mi się, że autorzy na dzień dobry mówią nam o czym jest film wrzucając w pierwszej scenie główny motyw muzyczny z części pierwszej i utrzymali film w konwencji kina akcji z lat 80tych (m.in.brak teledyskowego montażu, charakteryzującego współczesne filmy sensacyjne), poczynając od modelu scenariusza bazującego na rozwiązaniach i schemacie jedynki, przez stronę muzyczną, a na efektach specjalnych i pracy kamery kończąc. Jak dla mnie strzał w dziesiątkę. Dzięki temu utrzymany jest specyficzny klimat jedynki - rezygnacja z CGI przy konstrukcji scenografii na rzecz tradycyjnych, "oldschoolowych" rozwiązań spowodowała, że dżungla nie jest tak fantazyjna, bajkowa i kolorowa jak lasy Pandory z Avatara, ale za to jest duszno, parno i wilgotno jak w gwatemalskiej dżungli, po której hasał Dutch i jego kompania w części pierwszej. Postawienie na naturalną scenografię (film kręcono m.in. w Austin, Bastrop (Teksas) oraz Hilo, Mauna Kea, parku Kolekole Beach i na wybrzeżu Hamakua (Hawaje)) wyszło filmowi Antala na plus. Dodatkowym atutem jest minimalizacja efektów komputerowych przy postaciach Predatorów, którzy w końcu nie wyglądają jak gumowe lalki (patrz: AvP). Mechatronicy i charakteryzatorzy spisali się na medal, mimo że autorzy dodali co nieco od siebie modyfikując wygląd głównego Predzia (wygląda na to, że mamy dwie rasy), ale fani nie powinni czuć rozczarowania, bo i oryginalny Predator również się pojawia w pełnej krasie. Kwestia scenariusza, który jak wspomniałem bazuje w dużej mierze na schemacie znanym z jedynki, również idealnie wpasowuje się w koncepcję filmu. Mamy, podobnie jak w części pierwszej długi okres, w którym Predator nie pojawia się fizycznie na ekranie, za to jest cała masa budzących nostalgię (bo, nie oszukujemy się, nie tajemnicę nawiązań do jedynki (ujęcie na ścianę zieleni i wpatrującego się w nią jednego z bohaterów, który próbuje "coś" wypatrzeć (a wraz z nim widz:), ujęcie "z oczu" Predatora, jest nawet skok do wody ze znacznej wysokości:), jest stopniowe odkrywanie przez bohaterów z czym mają do czynienia (i gdzie się tak naprawdę znajdują), jest kolejna eksterminacja członków drużyny (w tym świetny, przywołujący na myśl sceny pojedynków samurajów z filmów Kurosawy starcie członka Yakuzy z Predatorem, która jest swego rodzaju przedłużeniem sceny z "jedynki", w której to Billy staje do honorowego pojedynku "one on one" z Łowcą). Na plus zaliczyć muszę też muzykę. Znane, oryginalne motywy muzyczne, będące wizytówką cz1 poddano lekkiemu liftingowi, nieco je prze aranżowano, tu i ówdzie dodano kilka instrumentów nieco odświeżając kompozycje Alana Silvestri. Czuć momentami wpływy Rodrigueza, kiedy od czasu do czasu słychać charakterystyczny dla jego filmów riff gitary elektrycznej (moim zdaniem akurat ten element mi nieco nie pasował), ale z drugiej strony postarano się o urozmaicenie znanych melodii o instrumenty i dźwięki charakteryzujące pochodzenie bohaterów (podczas pojawienia się na ekranie Danny'ego Trejo w podkładzie muzycznym pojawia się gitara akustyczna z charakterystyczną meksykańską nutką, a pojedynek Hanzo z Predatorem ilustrują znane melodie ubarwione dźwiękami japońskich fletów i bębnów wadaiko. Czy nowa ścieżka dźwiękowa jest lepsza od oryginału? Powiedziałbym, że jest inna i równie dobra co kompozycje Alana Silvestri;) Podobał mi się też naturalizm z jakim potraktowano bohaterów - są non stop spoceniu, uwalani w błocie i ziemi, pokiereszowani i mają tłuste włosy (nawet kobieta:). Aha, no i Brody daje radę - ten jego nijaki wyraz twarzy pasuje do roli najemnika z nieco przerysowaną psyche:) No i dużym plusem jest konsekwencja reżysera - jak pojawia się przysłowiowa strzelba w pierwszym akcie to w trzecim musi wypalić. Nie ma praktycznie zbędnych scen - wszystko układa się w logiczną i spójną całość. Ok, teraz troszkę minusów dla równowagi:) Film zaczyna się bez mini prologu jak to było w poprzednich częściach - brakowało mi tego ujęcia gwieździstego nieba i lecącego w stronę planety statku, a potem pojawiającego się w takt muzyki tytułu. Ale z drugiej strony takie rozpoczęcie jakie przygotowali autorzy jest sensowne biorąc pod uwagę, to iż nie jest to pierwsza część i wszyscy wiemy "o so chosi?" Wspomniane riffy gitarowe mające podbić "agresywność" utworów też nie specjalnie pasują do całości. SPOILER WARNING Minus za likwidację Dannego Trejo za nim cokolwiek jeszcze zrobił. Fajnie, że się pojawił, ale odniosłem wrażenie, ze był tylko po to, żeby swoją charakterystyczną buźką przyciągnąć ludzi (w trailerze jest go dużo). Podobnie sprawa ma się z Laurencem Fishburnem. Niby kozak, niby żyje na planecie już jakiś czas, ale ginie jak mięso armatnie. Jak na początku filmu minusem był brak prologu, sceny otwierającej, tak scena końcowa jest niepotrzebnie wydłużona o kilka ujęć i jedno niepotrzebne zdanie - można to było skończyć z nieco większą wprawą. Generalnie - POLECAM! Bo Predator wrócił w dobrym stylu, utrzymując klimat filmów z lat 80tych i "jedynki" tak pod względem sposobu opowiadania historii, jak i realizacji. I mimo, że końcówka daje szansę na kontynuację (bezpośrednią), to ja liczę, że kolejna część traktująca o uniwersum Predatora będzie oparta o zupełnie nową historię.
-
Czytam te posty "za" i "przeciw" i sam chciałem coś naskrobać, ale wpadł mi w łapy tekst Sobolewskiego nt. Avatara, który wyraża mój punkt widzenia. Więc bez zbędnego powtarzania się przytoczę fragmenty, z którymi nie mogę się nie zgodzić: " Uległem urokowi "Avatara". Jamesa Camerona można śmiało włączyć do trójki wielkich amerykańskich bajarzy, obok Lucasa i Spielberga. Byłem na "Avatarze" razem z córką podatną na bajki, która sama bajki układa. Zachwyciliśmy się oboje. Słynny antropolog Joseph Campbell mówił w książce "Potęga mitu", że "bajka to mit dla dziecka". Człowiekowi dorosłemu mit jest tak samo potrzebny jak dziecku bajka. Lękliwe reakcje na "Avatara" dowodzą tego, żeśmy o tym zapomnieli. Nawet pozytywne recenzje podszyte są jakąś obawą, czy aby wolno nam się zachwycać? To nie jest zwykłe science fiction, nie polityczna metafora, ani film religijny. To wielka baśń, celowo połączona z wieloma innymi baśniami i mitami filmowymi ("Pocahontas", "Król lew", "Tańczący z wilkami"). Są w niej aluzje do współczesnych zagrożeń, do wojen i ekologii, ale tropy te służą do stworzenia rzeczywistości mitycznej. Planeta Pandora z jej gigantycznym Domowym Drzewem, w którego konarach żyją ludzie i zwierzęta; z Drzewem Dusz służącym do łączności z Wielką Matką; z Napowietrznymi Górami - wszystko to tworzy wizję Ogrodu Rajskiego, stanu niewinności sprzed biblijnego podziału na dobro i zło oddzielającego nas od natury. Na'vi mają bezpośrednie łącza z przyrodą, ze zwierzętami i z bóstwem.. ..inwazja techniki oraz płaskiego pragmatyzmu na sferę mitu i wyobraźni. Próba zniszczenia utopii. Ona jednak wygrywa. I to właśnie zawstydza dzisiejsze praktyczne umysły, które tak boją się bajek i wierzeń. " a tutaj coś dla lubiących znaleźć w tekście coś więcej niż tylko pinię "dobry/zły": Rewolucjonista Avatar
-
PE#150 - TOP MIXER - horrory
pearlfan odpowiedział(a) na Majk temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
1. Silent Hill 2 2. Silent Hill 3. Dead Space -
PIĘKNY FILM!! Czekałem na coś takiego od czasu kiedy ojciec zabrał mnie jak byłem jeszcze szkrabem na Gwiezdne Wojny. Avatar mnie pochłonął. Zatopiłem się w tym świecie, dałem się całkowicie porwać widowisku. Zapomniałem całkowicie o sali kinowej, okularkach 3D itd. i odpłynąłem. Jak dla mnie właśnie skończyła się era Star Wars. Co prawda Cameron fabularnie nie stworzył nic nowego, wziął na warsztat kanoniczne tematy i motywy, które widzieliśmy już m.in. w uniwersum SW i LOTR ale przedstawił je tak jak nikt tego jeszcze nie pokazał. Baśń na miarę XXI wieku. Magia wróciła do kin. Jedyny mały minus to muzyka. Brakowało mi jakiegoś mocnego, zapadającego w pamięć motywu przewodniego, który mógłby stanąć w szranki z motywami z Indiany, SW czy LOTRa. No i po raz pierwszy żałuję, że nie dorobiłem się jeszcze potomka, którego mógłbym zabrać na ten film, by mógł doświadczyć magii jak ja za kota na SW:) ps. oglądanie Avatara w 2D to jak oglądanie Gwiezdnych Wojen w czerni i bieli:)
-
widzę, że masz problemy z czytaniem ze zrozumieniem. To, że wymienione przeze mnie tytuły stoją obok siebie w jednym zdaniu nie znaczy, że stawiam między nimi znak równości.
-
Ostatnio tak na mnie podziałał Ocean Strachu. Rewelacja! Za 11 tyś $ zrobiono film, który zostawia daleko w tyle praktycznie wszystkie horrory/przerażacze z ostatniej dekady. Tak jak wspomniałem ostatnio takie ciary na plecach miałem oglądając 7 lat temu Ocean Strachu, a wszystkie te nowe RECi, Piły, remaki teksańskich masakr i wzgórz z oczami itd. budziły u mnie tylko uśmiech politowania:) Ten film ma tylko jeden minus - jest dla ludzi z wyobraźnią Jeśli widz da się porwać idei i popuści wodzę fantazji to otrzyma moc przeżyć. Wszystkim malkontentom, marudom, narzekaczom i szukającym dziury w całym - odradzam. Obejrzyjcie sobie lepiej obrady sejmu - tam jest na co psioczyć
-
Ostatni odcinek przelał czarę goryczy. Co za żenada. Wątek z doktorkiem daremny, w ogóle nie emocjonuje. A szczytem biedy było "komputerowe" Tokio No jakbym oglądał jakąś wersję roboczą, koncepcyjną odcinka. Daruję już sobie dalsze odcinki i zostaję przy V.
-
miałem to samo dzisiaj 2 razy! wszystko szło dobrze to momentu ściągania tego update'u.... przy ok 50MB pojawił się komunikat, że wy(pipi)ało mnie z PSN i serwer jest niedostępny wqrwiłem się niemiłosiernie, bo za każdym razem musiałem usuwać całą betę... jak do piątku mi się nie uda ściągnąć tych 2.5GB i ciśnienie mi podskoczy to w sobotę oddam kluczyk chętnemu. QR.WA!
-
ja przesłuchałem już kilka [naście] razy i... nie powiem, z każdym przesłuchaniem jest coraz lepiej... fakt, to nie jest PJ za czasów Ten, nie ma brudu, nie ma rozdzierającej rozpaczy w melodiach oraz wokalu Eddiego i w sumie dobrze - nie chciałem powtórki z rozrywki. To już nie ten czas młodych gniewnych buntowników - dobrze, że zostawili pisanie protest songów młodym. Ta płytka charakteryzuje się niesamowitym optymizmem bijącym z tekstów i muzyki co moim zdaniem jest najbardziej rzucającą się w oczy zmianą [na wcześniejszych płytach ta nadzieja gdzieś tma się przebijała, ale nie była dominantą]. Według mnie porównywanie tej płyty do początków i korzeni PJ mija się z celem - wtedy to był inny zespół i inna muzyka, także my byliśmy inni [ale czasem sentyment i idealizowanie przeszłości bierze górę]. No ale wracając do Backspacer... Im dłużej słucham tym lepiej, jednak jest jedno ogólne ale... Brakuje mi tutaj "kropki nad i", miałem wrażenie, że chłopaki się powstrzymują przed puszczeniem wodzy fantazji w niektórych momentach [solówki i Eddie jakby bał się wyciągnąć, przeciągnąć końcówki w rozdzierający krzyk - a w niektórych momentach, aż się o to prosi - np. Force of Nature (mój faworyt:)]. Co jeszcze wyróżnia tą płytę? Wszystkie utwory kończą się tak troszkę znienacka... słuchamy, słuchamy nic nie zapowiada końcówki, a tu nagle ciach! To także sprawia wrażenie jakby ekipa bała się rozwinąć skrzydeł. Jeśli chodzi o teksty to są słabsze i lepsze, podobnie jak muzykę cec.huje je prostota (ale nie prostactwo): The End budzi we mnie mieszane uczucia [zwłaszcza końcówka] Got Some nadrabia stroną instrumentalną [edit: po przesłuchaniu kolejnych kilkunastu razy tekst już jest ok ], Fixer, chyba jeden z dwóch najlepszych na płycie - prosty, ale niesamowicie chwytliwy. Dobre są jeszcze Just Breathe, Johnny Guitar i wg. mnie numero uno Force of Nature. Podsumowując płyta bardziej mi się podoba od poprzedniego albumu [z tamtej tylko 3 utwory zapadły mi w pamięć - Unemployable, Come Back i Inside Job], a i n koncertach też się niektóre utwory sprawdzą [mam nadzieję, że będę mógł się o tym przekonać w PL a nie znowu w Pradze;)]
-
Od czasu Scanner Darkly nie widziałem tak dobrego SF [3 długie lata:)]. 10 lat natomiast minęło od momentu kiedy po obejrzeniu filmu obejrzałem go na drugi dzień z wypiekami na twarzy, w ogóle się nie nudząc, chłonąc go jakbym oglądał go pierwszy raz. Ten film to dobry przykład na to, że za małe pieniądze [30 mln $ jak na film SF to drobna sumka] prawie nikomu nie znany debiutant [jeśli chodzi o pełny metraż] może zrobić film sci-fi napakowany powalającymi SFX i CGI, w dodatku z ciekawym scenariuszem, świetnymi zdjęciami [montaż i praca kamery - poezja] i genialnie zagranymi postaciami. Wysokobudżetowe produkcje SF z tego roku [Transformers 2 i Terminator 4] nie mają w ogóle startu do filmu Neilla Blomkampa. Ja chcę Ubika w reżyserii tego gościa!
-
dzięki panowie za opinie... trochę na przekór temu co pisaliście dzisiaj będę kręcił młynki w SFIV... jestem ciekaw jak szybko pojawi się u mnie syndrom bolącego kciuka?
-
Street Fighter 4 vs Soul Calibur 4... obie w tej samej cenie więc mam dylemat, bo na chwilę obecną mogę wybrać tylko jedną Demo Calibura obczaiłem tak więc mniej więcej wiem co i jak [w poprzednie części także ciorałem], ale SF4 nie miałem okazji sprawdzić osobiście... może ktoś, kto grał w oba tytuły mógłby wypisać plusy i minusy tychże?