Ostatnio jak widziałem materiał tvgry o mikropłatnościach w need for speedzie, to czułem jakby o FM7 gadali.
Pograłem kilka godzin i opchnąłem, nie jest mocno źle, ale kilka rzeczy mnie odrzuciło. Ten grinding odpycha i to mocno. Chcę wziąć udział w wyścigu, to nie mogę, bo muszę najpierw wbić któryś poziom kolekcjonera, a potem jeszcze zebrać pieniążki. Chcę pograć w multi, to muszę walczyć z odpicowanymi na maksa furami, siedząc w jakimś szrocie (modyfikacje do aut w paczkach, lmao p2w?). To już nie można włączyć multiplayera i no nie wiem, mieć równe szanse ze wszystkimi?
Pograłem też z bratem na splicie i tu muszę przyznać, bawiliśmy się wyśmienicie, ale... zauważyłem bardzo niefajną rzecz. Pokonuję zakręt idealnie (w odpowiednim momencie hamuję, wjeżdżam na odpowiedniej prędkości i trzymając gałę w bok na maksa wyjeżdżam z gazem do dechy centymetry od bandy ((pipi)a jak jakiś kubica (pipi)aniutki), a gdzieś tam za mną braciszek odbija się ze cztery razy od bandy i nadrabia do mnie dystans... Dla mnie to dyskwalifikacja dla samochodówki, w takim Driveclubie każdy zakręt miał znaczenie. Robiłeś wyzwanie forumkowe to uważałeś żeby na zakręcie nie zaliczyć nawet drobnego uślizgu, żeby trzymać się toru, o nic nie zahaczyć, w odpowiednim miejscu zwolnić i przyspieszyć, umiejętnie ściąć zakręt, bo każdy drobny błąd ucina ci cenny czas, a tu jedziesz perfekto, a ktoś inny prześlizgnie się po bandzie i cię wyprzedzi.
A i jeszcze chamstwo w multi mnie wkurzało, no w Driveclubie to tego jakoś aż tak nie było widać, momentami mi się wydawało jakbym z jakimiś gentlemanami jeździł, a w FM7 każdy wiraż w kontakcie to walka o przetrwanie.