Po pierwsze inaczej oceniasz film oglądając go w wieku powiedzmy 16 lat a 10 lat pozniej. Następnie gdy dostajesz rzucawki na widok ''ambitnych'' dramatów wyświetlanych w polskich kinach wracasz do klasyki powiedzmy kina francuskiej nowej fali i tu uwaga tu będzie spoiler - oniemiejesz na widok końcowej sceny ''400 batów'' Truffaut, który był ojcem nowego trendu w kinie.
Filmy się też czuję tj. podał tu mate5 ale przytoczę tylko nazwisko Roberta Bressona, który jako ostatni obok Tarkowskiego zszedł ze sceny z godnością. Bresson w wywiadach wspomina, że jego filmy widz ma odczuwać, mniej analizować. Co istotne nie ma w tym za grosz buty czy pozerstwa(co niestety często się dzisiaj) zdarza. W kinie jeśli autor nie jest w 100% szczery - przegrywa.
Oprócz tego ważne są też niekiedy okoliczności w jakich film został wyświetlany, czy technicznie przetrwał próbę czasu(niektóre filmy Akiry Kurosawy niestety nie) i to co ten film dał światowej kinematografii. Są też filmy mniejsze o których mniej się wspomina (''Potępienie'' Tarra - jeden wielki błysk) i filmy u których niestety(?) znajomość historii jest konieczna by wychwycić wszystko co autor miał na myśli.
Ja osobiście nie mam problemu dać dychę ''Lombardziście'' Sidneya Lumeta z genialną rolą Roda Steigera ale dla innych jest zaledwie dobrym filmem ala Pianista.
Niektóre zmiotą ciebie jednym aktorem, inne rzemiosłem a jeszcze inne będą monumentem jak niegdyś Odyseja Kosmiczna.
Warto eksplorować kino samemu bez żadnych podpowiedzi, ażeby samemu ustalić co tobie i co dla ciebie jest najważniejsze - lustro twoich zachowań czy może magia historii.