Wreszcie padł - po lekkiej zmianie taktyki. Pierwsza faza na lajcie za pomocą viscerali, potem (zamiast liczyć na udany strzał) rozłożyłem ostrze i zaszlachtowałem gadzinę. Trzymałem go całkowicie na dystans i szybkimi dashami skubałem mu pasek HP.
Jeśli Ludwig jest tym "konikiem", to dla mojej postaci i stylu gry był o wiele łatwiejszy niż finałowy boss dodatku. Ot i cała magia serii, że dla jednego dany boss stanowi nie lada wyzwanie, podczas gdy inny gracz zabija go przy pierwszym spotkaniu.
edit:
Ukryty boss zdechł po drugiej próbie, co tylko potwierdza powyższe stwierdzenie. Blade of Mercy ma swoje wady i zalety, jak każda broń w sumie - jednego bossa szatkuję jak sałatę, z drugim czeka mnie natomiast dłuższa przeprawa. Koniec końców każdego da się ubić dowolnym orężem.