Gierki na "10" u mnie wyglądają następująco:
Super Mario Bros - przegrane dziesiątki godzin, dzięki tej gierce tak naprawdę wkręciłem się w świadomy gejming (wcześniejsze c64 to jednak bardziej ciekawostka i mało świadome granie). Gierka też nauczyła mnie, że mówi się przeszedłem, a nie przeszłem. Zawsze jak przechodziłem jakiś lvl, krzyczałem jeee przeszłem, a wtedy mama z siostrą mnie poprawiały xD
Star Wars Rebel Assult 2 - moja pierwsza gra po kupnie pierwszego cd roma. Dla młodego miłośnika Star Wars to jak sen, do tego gra-film z prawdziwymi aktorami w okolicach 1995 roku? c'mon!
Crash Bandicoot- jak zobaczyłem jej reckę w Secret Service wiedziałem, że muszę mieć dla tej gierki Playstation. Fajtastyczna platformówka, która nawet po 20 latach jest praktycznie tak samo dobra jak na premierę (co w sumie potwierdza zbliżający sie remake, gdzie z tego co widać mechanika jest praktycznie nie tknięta).
Super Mario 64 - recenzja w tym samym numerze SS co Crasha. Miałem dylemat N64 czy PSX? Jednak totalny brak konsoli niny u mnie w mieście rozwiązał problem. Ograny jakoś 2-3 lata po premierze na pożyczonie konsoli od laski z którą chodziłem, a jej tata prowadził blaszak/salon gier z konsolami. Co śmieszne dalej kumpluje się z tą (już) Panią. Gra ona też w gierki ale tylko retro:p Co do gierki to wiadomo ocb. Prekursor? esencja kozak ery platformówek 3d. Gierka broniąca się także po latach.
GTA IV - pierwszy sandbox, który naprawdę mnie wciągnął. Kocham klimat NY więc po tym względem granie było jak mokry sen. Do tego świetna fabuła, ponadczasowi bohaterowie (Nico, Brucy, Jacob itp.), fantastyczne żyjące miasto oraz muza, którą do tem pory słuczam w swoim aucie. Aaa i co do miast to dla mnie Liberty City > San Andreas.