Spec Ops: The Line gdyby nie JawneSny, to pewnie nigdy nie zagrałbym w tę grę. Na forumku ogólne narzekanie na model strzelania, nudę, itp. Jednak śledziłem oferty i ostatnio nadarzyła się niezła okazja. Za kilkanaście plnów dorwałem normalną strzelaninę z idealnie dopasowaną ścieżką dźwiękową, świeżą lokalizacją akcji oraz niezłą zniszczalnością środowiska z trzeciej osoby. Gra bardzo przypomina Army of Two. W sumie takie uczucie trwało do połowy gry. Widzimy, bowiem wtedy, że kapitan Walter, wysłany wraz z dwoma żołnierzami do Dunaju, aby sprawdzić stan 33 Dywizji, mającej przeprowadzić ewakuację cywili, jest w pewnym sensie jednym z tych amerykańskich bohaterów. Łatwo wczuć się w jego skórę, bo strzelamy i chodzimy niczym Marcus Fenix bez narzekania czy zająknięcia. Jednak w połowie sprawa się komplikuje. Atak na wrogie jednostki, za pomocą moździerza, kończy się inaczej niż powinien. Można sobie wmówić, że to nie nasza wina, że po prostu nie zauważyliśmy tych 47 cywilów, którzy przebywali w obozie. Ale te wydarzenie będzie się ciągnęło i wpływało na dalszą historię. Mamy na nią w minimalny sposób wpływ. Wybory nie są łatwe jak w ME, bardziej przypominają The Walking Dead i taki sam wpływ (czyli praktycznie żaden) na zakończenie gry mają. Tak samo jak w WD tutaj będziemy przeżywać kolejne potyczki bohaterów. Jednak od tego momentu, odizolowałem się od Walkera. Kapitan zaczął iść do celu po trupach, byleby dorwać Konrada, dowódcę 33., bo przecież to on jest odpowiedzialny za wszelkie zło w mieście. Drużyna zaczyna się sypać, a demony wojny wychodzą na wierzch.
Nawet przy dogłębnej analizie i wytknięciu pewnych głupstw oraz efekciarskich motywów, nie zmienia się jedno: gra zadaje ciekawe pytania, na które możemy odpowiedzieć albo patrzyć tylko na feeling broni i ile mamy do dyspozycji snajperek.
Ta piosenka długo będzie mi siedziała w głowie
http://www.youtube.com/watch?v=JvAfBuZtBGk