Mieszkam poza miastem i jak biegam to witam każdego kolegę po sporcie. Większość odpowiadała tylko jeden stary dziadek w okularach zawsze się mnie bał.
Co do samego biegania to biegałem od ost. klasy podstawówki, aż do początków pierwszej liceum, gdy w sylwestra kolega tak pobalował z procentami, że złamał mi kostkę w stopie. Niestety ja za mało wpompowałem w krwiobieg i musiałem przez 21 dni nogę w gipsie trzymać. Codzienne bieganie poszło się kochać. Ja tak mam, że jak nie robię regularnie (np ćwiczenia na mięśnie) to potem ciężko mi wpakować jakąś aktywność w plan dnia. Od tamtego czasu kilka razy biegałem, ale to maks 30 razy. W sumie szkoda trochę, bo lubiłem te uczucie, gdy po biegu siedzisz spocony jak kot i hormony produkują się jak szalone.
Mam nadzieję, że na późną jesień, gdy będę musiał już odłożyć ukochany rower to będę mógł przerzucić te pokłady soł właśnei na jogging