Dobra, po przegraniu ponad 30 godzin, myślę, że jestem w stanie coś już o grze powiedzieć. Swoją opinię przedstawiam tutaj z punktu widzenia wieloletniego fana uniwersum i trylogii.
Od samego początku byłem nastawiony do gry bardzo sceptycznie. Najpierw karmiono nas szczątkowymi informacjami, aż w pewnym momencie pojawia się zwiastun z datowaną premierą na raptem kilka miesięcy do przodu. To spowodowało nagłe uruchomienie machiny marketingowej i mnóstwo materiałów. Prawie żaden z nich do mnie nie przemówił, a zwiastun premierowy (tydzień przed premierą, ale fuck it, takie mamy czasy) wręcz odrzucił. Był spoko zmontowany ale muzyka zupełnie nie ta. Potem śmiercionośna dla gry beta, która uruchomiła coś jeszcze gorszego - falę hejtu. Wręcz niemożliwego i zachodzę w głowę, kiedy ostatnimi był tak mocny hejt w stosunku do jakiejś gry. I przypominam sobie Mass Effect 3. Wtedy wszystko, przypominam wszystko toczyło się w około zakończenia i wielkiego lamentu. Nikt nie silił się na napisanie czegoś więcej o samej grze, tylko o tym, że cała nasza przygoda sprowadza się do naciśnięcia przycisku. Ok, sam byłem tym zakończeniem zawiedziony bo nie odpowiadał na podstawowe dla mnie pytanie w całej trylogii - skąd wzięli się Żniwiarze. To zostało wyjaśnione dopiero w DLC. Acha, i było jeszcze larmo z płatnym Jaavikiem. Te 2 aspekty całkowicie przyćmiły to, że mięliśmy kapitalną odsłonę Mass Effecta, epicko zamykającą wiele wątków. Z patosem jak na serię przystało, kapitalnymi dialogami itd. Może nie najlepszą w serii, ale bardzo dobrą.
Teraz, przy Mass Effect Andromeda mamy podobne zjawisko. Animacje twarzy całkowicie przysłoniły odbiór osobom postronnym, a hejterzy, który w grę nie grali mają używanie. Przykre to cholernie, bo w ten sposób kształtuje się trendy w internecie, a to gracz z niego korzystający jest bezpośrednim odbiorą. Ja sam gdyby nie impuls w dniu premiery jak byłem pod sklepem, nie wiem czy bym grę kupił. A straciłbym wiele. No w (pipi).
A więc. A nie, nie zaczyna się zdań od "a więc". Przede wszystkim to co od pierwszego uruchomienia gry jest widoczne i odczuwalne to zachowany duch serii. Jest on bardzo charakterystyczny i dzięki Bogu nie przekombinowali z nim, a wręcz poszli w dobrą stronę. Oczywiście, druga rzecz to dość sztuczne i nienaturalne animacje twarzy, szczególnie grając po Horizon: Zero Dawn. Przypominam jednak, że jest to problematyczne tylko w przypadku kilku postaci (szkoda że tych głównych :D). Ale tak, jest to coś zauważalnego. Problem jednak w tym, że w żaden sposób nie było mi to w stanie zepsuć odbioru całości. Co więcej, raz czy drugi człowiek się skrzywi z politowaniem i tyle. Problem z nienaturalnymi grymasami to jest kwestia kilku razy, nie więcej. Wszystko w zasadzie jest skupione na samym początku gry. Potem ten problem znacznie się rozmywa. Dodam, że gram Scottem z podstawowym wyglądem. Podobno grając facetem jest lepiej. No i spoko, ale to do jakiego stopnia zostało to rozdmuchane jest komiczne.
Kolejna sprawa - główny bohater/bohaterowie. To nie jest trylogia. Nie ma Sheparda i trzeba się z tym pogodzić. Po tym co BioWare zaserwowało w trylogii, każdy (a przynajmniej większość) kto przeszedł ją od początku do końca, zżył się z Shepardem. Kanadyjczycy mięli więc nie lada zadanie i musieli mu sprostać. Postawili na zupełną zmianę charakteru i uważam, że wyszło im to na dobre. Niewątpliwie bardzo istotną rzeczą jest to, że aktor podkładający głos pod Scotta brzmi niemal identycznie jak Nolan North z barwą głosu Drake'a z Uncharted. To sprawiło, że szybko przyszło mi się z nim zżyć. Fajnie są napisane jego dialogi, odzywki, docinki. Jest młody, przebojowy, ale bardzo inteligentny i wierny. To da się odczuć. Jak najbardziej wiarygodna postać i jasny punkt tej gry. O Sarze trudno mi coś więcej powiedzieć, bo prawie jej nie znam :D Co innego o reszcie załogi. Mając przegrane i przegadane tyle czasu, zdążyłem ich lepiej poznać. Zdecydowanie wyróżnia się Drack. Stawiam go na równi z Gruntem i Wrexem. Serio, jest genialny. I do tego jest najbardziej pomocnym towarzyszem w walce. Robi totalny roz(pipi) i jeżdżąc Nomadem ciągle gada i ma fajne docinki do tego co się dzieje.
Po pierwszych zwiastunach miałem złe zdanie o Peebee. Niesłusznie, bo jest świetna. Asari z ADHD, czego wcześniej nie było, bo jak każdy wie to bardzo ułożona rasa, mocno stonowana i poważna. Peebee jest totalnie postrzelona i nie wpisuje się w żadne ramy. Jest zabawna, urocza i seksowna. Jasny punkt, zdecydowanie. Jest jeszcze Vetra, do której też podchodziłem z dystansem. Po nijakiej turiance w DLC Omega (nawet nie pamiętam jej imienia) ta jest zdecydowanie inna. Ciekawa, mądra i w walce też bardzo dobrze się spisuje. Cora. ach, Cora. Patrzysz na nią pierwszy raz i od razu myślisz "Och, yeah. You and me are gonna have some good time." Prowadzenie z nią romansu było dla mnie absolutnie normalne, bo jedyną obcą rasą, z którą mógłbym romansować jest asari. Cora ma fajną historię, nie jest płaską postacią. Jako biotyczka bardzo fajnie walczy, ale tutaj w serii moim zdaniem dalej niepobita jest Jack. Te 4 postacie są z całej załogi najlepsze. Potem jest Jaal, który cholernie przypomina mi przez cały czas Jaavika z ME3. Sposób mówienia, opowiadania o swojej rasie. Jest spoko. Zupełnie mierny jest Liam. Jakby była taka możliwość to spuściłbym go przez jakąś śluzę w statku. Muszę się zebrać w sobie, żeby wykonać jego misję lojalnościową. Przychodzi mi to z wielkim trudem. O, a razem z nim spuściłbym Gila. Who the fuck is this guy. Absolutnie tragiczny. Najgorsza napisana przez BioWare postać ever. Period.
Scenariusz. Rozkręca się długo, więc tutaj nie ma co się przygotowywać na pier.dolnięcie jak w ME2, tylko tak jak w jedynce, fabuła na serio zaczyna się po jakimś czasie. Ale jest ciekawie, naprawdę to ma potencjał na kolejne części. Wadą niewątpliwie jednak jest główny zły - Archon. Villan #3452. Bezpłciowy i napisany z poradnikiem jak napisać głównego przeciwnika. Do kosza z nim. Szkoda, że nowych ras jest tak mało, ale przynajmniej angara, którzy do uniwersum doszli są naprawdę ciekawi.
Jestem jak się okazało przed finałową misją, więc samego finału jeszcze nie znam, więc najpierw zajmę się resztą misji lojalnościowych i ciekawszymi pobocznymi aktywnościami. One jak najbardziej występują choć tak, jak najbardziej jest tu nawalone mnóstwo syfu, którego nie chce się wykonywać. Choć na razie tylko jedną planetę mam na 100%, a mnóstwo rzeczy na niej mam niewykonanych, więc jak widać nie trzeba czyścić, każdego nadajnika żeby w pełni odblokować planetę. Zwiedzanie planet wrzucało mi wielkiego banana na twarz. Wszystkie one są po prostu przepiękne. Designerzy dali popis, bo to co jest w tej serii piękne - czyli eksplorowanie nowych światów i poznawanie nowych ras jest tu obecne (z naciskiem na to pierwsze, a nie to drugie :P). Mocny punkt tej gry.
Choć nie tak mocny jak gameplay. Tym Andromeda błyszczy najbardziej i jest najlepiej w całej serii. Mobilność, wertykalność dotąd jeszcze niespotykana. Zrezygnowali z jednorazowego przydziału klasy i teraz można żonglować nimi aż czterema. Ja co prawda prawie w 100% skupiam się grając biotykiem, ale zawsze dobrze mieć opcję.
Prawdą jednak jest też to, że gra wymaga szlifów. To co się z grą aktualnie dzieje nie jest niczym, czego nie są w stanie załatać, więc wzorem Battlefieldów po pół roku od premiery gra będzie zupełnie grywalna. Ale strasznym jest to na jak dużo w(pipi)iających bugów można trafić. Sam miałem przeciwnika, który wpadł do skały i nie mogłem dalej pchnąć misji do przodu, bo trzeba było zabić wszystkich przeciwników. Na statku spotykałem się z tym, że kompani lewitowali w powietrzu, albo opierali się o barierkę odwróceni o 180 stopni. Pojawiały się podwójne modele, więc rozmawiałem z Drackiem, a obok stał jego klon i powoli zapadał się pod ziemie.
Słowem podsumowania, bo wiem że tl;dr i mało kto to w ogóle przeczyta, ale jako fan serii uważam, że pozycja dla fana jest obowiązkowa. To pełnoprawna nowa część, na która tak długo wszyscy czekali. Dopiero jak zagrałem uświadomiłem sobie jak bardzo brakowało mi Mass Effecta. Ma swoje wady, ale problemy techniczne czy z płynnością są jak najbardziej do załatania. Fabularnie jest dobrze i ciekawie z podobno świetną końcówką. Misje lojalnościowe niektóre są na poziomie dwójki, mówię wam. Na razie ode mnie za całokształt jest 8/10 więc teoretycznie najsłabsza część serii, ale nie oznacza to, że gra jest słaba. O nie! Zbyt dobrze się przy niej bawię i ciągle mam ochotę na więcej.