-
Postów
2 121 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ciwa22
-
Potwierdzam! Będzie testowane! Powtarzam: Będzie testowane! W imię bijatykowego hardkoru!
-
Batman: The Telltale Series (#47) - Piąta platyna "o Batmanie" i czwarty telltale w zestawieniu. Zakupiona na cyfrowej przecenie ale hype na sprawdzenie utrzymywał się na względnie wysokim poziomie. Liczyłem na ciekawą historię w świecie obrońcy Gotham i się... nie przeliczyłem. Sporo się działo, był mroczny klimat Gotham, dość niespodziewany główny twist, dużo znanych i mniej kojarzonych twarzy z uniwersum. Fajnym patentem było, że wybierając jedną ścieżkę wydarzeń próbowaliśmy rozwiązać problem jako Bruce, druga opcja powodowała, że do akcji wkraczał Uszaty. Miałem też wrażenie, że Bruce'a było więcej, ale wcale nie uważam, że to był zły pomysł. "Zagrałem", skończyłem i chyba ok... Nie wiem, w tamtym dniu wstałem lewą nogą lub po prostu formuła mi się przejadła, bo ochy i achy mnie jakoś ominęły. To było solidne i rekreacyjnie zajmujące gierkowanie ale takie na 7/10. Bruce zdaje się zadawać mi pytanie: Czy było warto graczu? Za to trofea to czysta magia! Zarówno te skillowe manualnie jak i wynikające z rozwiązywania mega trudnych zagadek. Bez opisu nie podchodź człowieku, bo się zakręcisz jak faworek na tłusty czwartek. Co się tam działo to ja nie wytrzymam - trzepoczące pady od przyciskania guzików w mega trudnych sekcjach zręcznościowych, łeb pękał od tabunów arcy wymagających łamigłówek skonstruowanych na modłę przygodówek point n click lat 90 Podejrzewam, że mało kto przytulił platusię w tym killerze gameplay'u do spółki z górnolotnym pożytkowaniem szarych komórek. Uhuhuhuhuhu! Na szczęście ja mogę z dumą dołączyć do tego zaszczytnego grona. 1/10.
-
W Sigmie 2 chyba można też ściąć jaskółką fireballowców, żółte demony ze skrzydłami i wilkołaki. Nie zawsze pierwszy strzał zrywa czachę, ale nie zaszkodzi próbować. Poza tym nawet jak łba nie porwie, to daje stuna. Tak to pamiętam, ostatnio grałem dwa miechy temu.
-
Sigma 1 z dzbankami na stacjonarce? Ta kolekcja jest po prostu potrzebna.
-
Heavy Rain (#46) - Nie wiem czy można mnie uznać za fana twórczości Cage'a ale jako, że mam bardzo dobre zdanie o Fahrenheit i Heavy Rain, to raczej należę do zwolenników jego gierek. Fahrenheit byłby dla mnie nieco lepszą produkcją gdyby nie ta nieszczęsna końcówka... Heavy Rain z kolei ma trochę mniej smaczków ale jako historia z mocarnym, deszczowym, pochmurnym, cudownym klimatem i bardzo dobrym twistem pozostawia po sobie lepsze wrażenie. Jestem świadom wszystkich nieścisłości fabularnych itp ale i tak ta opowieść wywołała we mnie mnóstwo emocji (zrobić coś czy nie zrobić?) i naprawdę trzymała w napięciu nawet jakiś czas po jej ukończeniu. Pomimo tego, że niedługo przed twistem kumpel zasugerował mi kto jest kim. Popsuł trochę ekspirienc, ale nie na tyle, żebym przestał szanować. Nie zgadzam się, że warto doświadczać jedynie raz. Wszystkie drogi, wątki (mimo, że ukazują kilka dziur w scenariuszu) są warte obadania, a niektóre opcjonalne zakończenia mocno ściskają worek mosznowy swoim depresyjnym wydźwiękiem. 9/10 - tak powinno się robić imłoszyns interaktiw sinematik ekspiriens. PRESS X TO JASON! Symulator wyzwalania emocji wygenerował standardowe dla tego typu gier trofea. Różnorakie wybory dokonywane podczas rozgrywki prowadzą cię do pozyskiwania odmiennych wazonów. Samo ich zdobywanie często jest ciekawe - zapamiętaj coś, wymknij się tylnym wyjściem, przejedź bezbłędnie określony odcinek trasy (całkiem wymagający dzbanek) - nie nudziłem się. Najfajniejszym było Perfect Crime, które polega na zacieraniu tropu prowadzącego do zabójcy. Uzyskanie wszystkich zakończeń też nie sprawia wielkich trudności ze względu na opcję chapter select. 3/10.
-
@Wredny Racja, dziękuję za sprostowanie, proszę użytkownika. Już poprawiam. Rio (#45) - Jest to platyna wzdłuż i wszerz przeszyta ostrzem nostalgii, o której tyle już powiedziano w growym światku na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat, że aż szkoda dalej gadać. Jest hołdem złożonym kanapowym wyczynom grupki spoconych chłopaków, z reguły w liczbie czterech, wbrew pozorom silnie heteroseksualnych. Pod koniec mijającego wieku gry z serii Mario Party stanowiły trzon spotkań nastoletniego chłopa, a zabawy, nerwów oraz generalnie emocji, które towarzyszyły owym spotkaniom było naprawdę sporo. Ta gra miała być swoistym odświeżeniem pamięci, powrotem do czasów beztroski oraz walki na śmierć i życie o to, kto zagra Yoshim lub Księżniczką Peach. Nie wszystko do końca zagrało, ale nieco powspominałem. W porównaniu z królem klasycznego party game, jest mało konkurencji. To nie ta klasa co w hektolitrach wspaniałej rodzinnej zabawy od Nintendo, ale na przestrzeni wieków, a może i nawet lat świetlnych praktycznie żadna gra z tego zacnego gatunku nie zbliżyła się zawartością do Mario Party. Gra się przyjemnie, wesoło, jest obowiązkowa opcja 4 players, podoba się dzieciom. Tematyka gierki oparta jest na filmie animowanym, którego akcja odbywa się w głównie w Brazylii i w tych klimatach można się pobawić w berka, pościgać, porzucać czymś w stronę kolegi/koleżanki, rytmicznie powciskać przyciski pada itd. Oprawa av nalezy do tych kolorowych i czytelnych, generalnie można pograć, ale nie jest to impreza na pełną dychę. Bezpieczna siódemeczka pasuje tu jak ulal, no i nie polecam ogrywać na podróbach padów do PS3, ponieważ te mają problemy z odczytaniem komendy Góra + Lewo lub Prawo. To jest dopiero opowieść bez historii. Dość powiedzieć, że wazonujesz ten tytuł w przerwie od czegokolwiek, a i tak nie powinno być z nim jakichkolwiek trudności czy zagwostek. Ograj wszystkie minigierki. Dobrze, prze pana. Wygraj we wszystkich minigierkach. Da się przydzbankować, prze pana. Wygraj we wszystkich trybach gry. Zrobione jak cza, prze pana. Jedyny "zgrzyt" to przebiec (w połowie niepotrzebnie) 26 mil dla trofeum o nazwie Marathon Session, ale nie trwa to znowu tak bardzo długo. Po dwóch i pół dnia, coś tam przyjemnego wydało dźwięk po raz 45, a ja uśmiechnąłem się szeroko niczym wesoły nierób z Copacabany strzelający koledze gola na piasku spalonym latynoskim słońcem. 2/10. W związku z wbiciem tej platyny miewałem przypadki gróźb od prawilnych graczy, że wbiłem łatwe rzeczy dla highscore'a. Pisali "Zabiję cię majoneziarzu" lub "Wstyd wbijać platyny w takich nędznych grach dla dzieci, straciłem do ciebie szacunek", "Śmerdzisz niczym zadek ćwirka, którym biegałeś po tej Brazylii - tfu!". Nie przejąłem się ani trochę, ponieważ uważam, że nikt nie będzie mi mówił, jak mam żyć - no comprende, internetowy hejterze. Ciekawostka: Podobno niebieska papuga z tego filmu/gry już nie istnieje naprawdę, bo po prostu wyginęła. Na żywo można ją zobaczyć jedynie w tej gierce.
-
Batman: Arkham Origins Blackgate (#44) - Rycerz Nocy dał się poznać pasjonatom gierek na siódmej generacji konsol ze świetnej strony zapewniając im kupę fajnej zabawy. Szczególnie Arkham Origins, który załadował mi stan gry pod lokacją, w której go zapisałem, w związku z czym mogłem zaczynać przygodę od nowa. Niemniej jednak te trzy bardzo dobre tytuły pokazały innym (tym dobrym też) gierkom o superbohaterach, że to Bruce i przyjaciele rozdają karty w świecie rajtuzowców. Zabawę z trylogią zakończyłem na początku 2016 i raczej nieśpieszno mi było do kolejnego Nietoperza, w którego dawno temu miał okazję wcielić się nawet Jack Frost. Odczekałem roczek i zaczęło tęsknić krocze. PC4 nie był w posiadaniu, więc nie było opcji na Arkham Knight, ale ciekawił mnie ten przenośny Bruce w formie zamkowanio - metroidowanii. Kupiłem na cyfrowej przecenie (tak, kiedyś istniały one też na PS3) i stwierdziłem, że to najmocniejsze 7 i pół na 10, w jakie grałem w 2017 roku! Była to swoista kalka arkhamów przeniesiona do mechaniki poruszania się w dwóch wymiarach, jak wyszło? Ano tak, że system walki jest słabo zaadaptowany. Klepiesz sobie to combo ubijając thugów, a tu nagle "coś nie łapie" i zrywa kombinację - to wszystko odbywa się bardziej sztywno i sztucznie niźli w stacjonarnych odsłonach. Da się to jakoś ogarnąć, no ale chyba nie taki był zamysł twórców gierki. Z plusów: świetny klimat, walki z bossami, dobre wkomponowanie uniwersum w metroid style (znajdźki, skille, duperele itp). Gdyby nie ten nieszczęsny system...Jack Frost wycenia na 7+/10, czyli nawet ok, ale ten rwący niczym nintendowiec koci ogon cosplayerki na zlocie maszrómów, system walki powoduje, że nie można się uśmiechnąć w pełni, jak banan przykazał. Trofea jak to w metroidzie - zdobądź skakanie na jednej nodze w lokacji numer 700, a potem wróć z tą umiejętnością do pokoju 303 i zdobądź jakieś nowe przejście do kolejnej ukrytej lokacji, gadżet bądź umiejętność skakania na prawej ręce co z kolei pozwoli ci na... Na masterowaniu się to opiera, na progresie fabularnym, a i kilka wazoników za walkę ( m.i. x100 combo) trzeba będzie wstukać. No i najważniejsze: tytuł trzeba ukończyć 3 razy aby odbębnić (?) odmienne ścieżki fabularne i odblokować kilka kolejnych rzeczy. To trochę potrwa. W sumie fajna sprawa i tak samo uważa 25% luda, spośród tych którzy odpalili gierkę na psnprofiles, bo oni też wbili platynowego. Przyznam, że sądziłem, iż konieczność trzykrotnego ukończenia tytułu zredukuje tę liczbę do powiedzmy 10% procent, a tu proszę: prosta platyna dla dzieci, frajerów, pracusiów i innych januszy. A ty do której grupy się zaliczasz, drogi graczu? Chromolić to 25% typa! Wiem co ograłem i wcale nie było tak szybko oraz łatwo! 4/10 Ciekawostka: Jack Frost posiada mroczne alter ego w postaci... złego Jacka Frosta, który też wystąpił w filmie z 1997 roku ale z gatunku horror. Tamten bałwan jednak nie jest uznawany za wybitnie świąteczny film, ponieważ Jack Frost zarukał tam kobietę na śmierć podczas kąpieli w wannie. Ta aktorka zagrała później w Nadję w popularnej serii filmów dla młodzieży American Pie. Nie wiem czy znacie. Jak więc można przeczytać w tej ciekawostce - Jack Frost niejedno ma imię.
-
Assassin's Creed 3 (#43) - Nie odkryję Ameryki, jeśli napiszę, że lubię assassyny ale w nie nie gram, bo jest ich za dużo lub nie przepadam za współczesnym wątkiem z Desmondem (mimo, iż rozumiem, że jest interesujący) i chciałbym, żeby każda część nie była ze sobą powiązana fabularnie itp itd). Każdy, kto kiedyś miał okazję usłyszeć o istnieniu gierek video dysponuje jakąś opinią na temat flagowego tasiemca Ubi - oto i moja wersja wydarzeń. Obóz do którego należę - ta przynależność w żadnym wypadku nie jest dla mnie powodem do wstydu tudzież ubolewania, bo duchy przodków są ze mną w każdej chwili mojej materialnej egzystencji. Chciałem zagrać w symulator Indianina (Connor vel Ratonhnhaké:ton), co to biega po lasach, chodzi po drzewach i generalnie jest mocno spoko, a Ubi dostarczyło. Ba, Ubi dostarczało mi nad wyraz często ale to temat na inny post. Rewelacyjna korporacja. Skinowanie zwierzątek, jazda na wierzchowcu, piękne widoki, interesująca fabuła - 9/10 dla historii w kształtującej się Ameryce o mocno historycznym zabarwieniu - bawiłem się znakomicie ponieważ... ...nie grałem w pozostałe odsłony. Nie czułem powielanego od dawien dawna schematu. Trofea są w zasadzie bardzo zdrowo skonstruowane. Dobra proporcja znajdziek/misji pobocznych powiązanych z realiami świata przedstawionego (biję tomahawkiem Connora do 500 flag zbieranych po nic w oryginalnej bliskowschodniej odsłonie). Poza tym ciekawe trofea za eksterminację wrogów, budowanie swojej osady ( świetny patent) oraz misje dowodzenia okrętem (kolejny ciekawy element gry). Wprost nie mogę przestać zachwycać się niemalże BOSKĄ PROPORCJĄ w tym aspekcie. Nawet tryb multi, który moim zdaniem jest w tej serii niepotrzebny (w czasach premiery gry była na niego moda) ma bardzo proste wazony, a chyba jedynie 2 z 10 trzeba faktycznie odbębnić w kilka osób. Na liczniku w grze mam około 70h i tyle zajęło mi pełne oddzbankowanie tej uroczej w wielu aspektach przygody. Aby nie było zbyt kolorowo, to wspomnę, że doszły mnie kiedyś słuchy, że kilka internetowych kwadratów może się zgliczować, no ale mi się nie przydarzyło. Poziom trudności platyny to jedynie (aż) kwestia czasu, a jedyny faktycznie skillowy problem to wygrać ze swoim szefem w planszówkę (Fanorona). Nie pamiętam ile punktów dawałem open worldom z masą kontentu, niech będzie 4/10. Hoł, biali bracia.
-
O co chodzi z tą nienawiścią do online lobby? Kiedy ja ujrzałem je po raz pierwszy w Revelatorze, pomyślałem: "Łoł!!!! Powiem świeżości w tym skostniałym gatunku bijatyk ze skostniałym, standardowym do bólu lobby online." Tutaj mogłem pogadać, pograć w piłkę lub na automatach w GG z kolegami poznanymi w internecie. Klimatyczny smaczek. Co do muzy to podejrzewam, że zgodnie z tradycją serii "pedalskie wycie" wyleci z samych walk, którym z reguły towarzyszą jedynie instrumentalne wersje utworów.
-
Cześć, jestem tu nowy. Od miesiąca pozuję na konesera yerby. Rozpocząłem od Verde Mate i wchodziła bardzo spoko, smak tez mi podszedł. Jeśli chodzi o power to czułem lekkiego kopa, ale postanowiłem, że przy kolejnym podejściu będę celował w moc. W tym tygodniu zawitałem więc do sklepu stacjonarnego i podjąłem decyzję o zaopatrzeniu się w Ruchiva Nativa. Sprzedawca polecał tez Małego Ptaszka Pajarito, ale powiedział, że na początek powinienem zwiększać siłę oddziaływania przy pomocy wspomnianej zielonej Ruchivy z wizerunkiem paragwajskiego szamana, któremu dobrze z oczu patrzy. Pytanie do specjalistów orędowników: Czy obrałem właściwą drogę jeśli marzę o chodzeniu po ścianach tudzież odbijaniu się od nich nich niczym kulka w Arkanoidzie?
-
Nosz rukwa mać!!! Jest nawet pustynia pełna soli!!! Mam tę grę zafoliowaną na półce w wersji z mapką Boliwii i chyba przyszedł na nią czas... choć nadal uważam, że nie jestem godzien bo takie to jest zajebiste
-
Wyświetlają się wam fotki z Boliwii?
-
Dla mnie repro to praktycznie jedyna sensowna opcja miast staroci sprzed 25 lat. Jedyne oryginały jakie obecnie uznaję - kompletnie się przerzuciłem. Przestrzegam przed oryginalnymi oryginałami, propaguję repro. A żeby nie naciąć się na allegro na wygórowane ceny nówek repro, polecam je kupować bezpośrednio z Aliexpress. Jedyne przypadki przed którymi przestrzegam to kupowanie oryginalnych staroci za pindzisont tysiency milardów dolarów. Z kolei w przypadku reprodukcji - Korzystne ceny, coraz lepsza jakość produktów - repro to przyszłość.
- 9 odpowiedzi
-
- 3
-
- reprodukcje
- nes
- (i 4 więcej)
-
Neo Geo Pocket Color plus bijatyczki z wersjami chibi fajterów zawsze robiły mi mocarnie. Niestety nigdy nie miałem przyjemności z tą konsolką.
-
Jest to forma apelu, swego rodzaju manifestu, który pragnę skierować do poczucia gustu, klasy, estetyki wizualnej każdego z użytkowników - niegdysiejszych orędowników otoczki oraz atmosfery. Czy dzisiaj naprawdę liczy się jedynie w co gramy, a nie na czym? Kiedyś użytkowanie komputerów (bez) klasy pc miast np Playstation 1 było passe, słusznym powodem do wstydu i wiedział to każdy koneser elektronicznej rozrywki zajmujący miejsce na szczycie gamingowego łańcucha pokarmowego. A dziś? Kupujemy jakieś procesory czy coś tam? Lecą plusiki. Kupujemy konsole, które nie tylko działają ale nawet wyglądają jak pecety (tak, to ten nowy obrzydliwy xbox)? Lądują plusy. Przykro mi, ale nie mogłem pozostać obojętny na ten jawny, coraz bardziej postępujący w swym marazmie upadek konsolowych obyczajów. Moje wnętrze krzyczy kiedy patrzę na tabuny plusów pod fotką najbardziej obrzydliwej "konsoli" w historii, bo to coś już nawet nie wygląda jak konsola. Zatarła się tradycja, zatarły się ideały. Duch czasu, postęp zabił w nas te niegdyś będące naszą dumą cnoty. Nie jestem przeciwnikiem marki Xbox, chociaż muszę przyznać, że nie zawsze mi po drodze z konsolową polityką Microsoftu, jednak to co odtentegowali z aparycją najnowszej "konsoli" woła o pomstę, moi drodzy, oj woła o pomstę. Mam nadzieję, że rozwiałem wszelakie wątpliwości dotyczące mojego stanowiska w tej sprawie. Pozdrawiam cieplutko oraz życzę wesołych świąt wszelakich bez nowego xboxa w pokoju, salonie czy innym widocznym miejscu. Proszę, zachowajmy resztki konsolowej godności. Przynajmniej raz na jakiś czas.
-
Pytanie z gatunku tych solidnych/konkretnych: Czy w Rocksmith 2014 nadal warto? Z góry dziękuję za wskazówki.
-
Społeczny dowód słuszności.
-
Pewnie Aju - taki niby konsolowiec, gracz czy coś ale chyba raczej lelum polelum w tej kwestii - szybko mu zajawka minęła. Jednakże założył pismo no i chyba siedział jakiś czas - to się chwali. Życzę mu zdrowia.
-
Wersja z plusa to Champion Edition?
-
Murdered: Soul Suspect (#42) - Ta produkcja jest wyjątkowa. To chyba jedyny przypadek w historii moich kontaktów z PS3, kiedy rozczarowałem się gierką. Zwykle wiem czego się spodziewać i nie ulegam fali wszechobecnego gamingowego hype'u, ale chyba tym razem dałem się ponieść i trochę się odbiłem. Finansowo nie przepłaciłem, bo wyszukałem w Media Markt fajną kolekcjonerkę z mapą, dziennikiem itp za 50 zeta, ale jednak generalnie tytuł nieco mnie zawiódł. Setting świata, fabuła, klimat świetnie spełniły swoje zadanie. To najsilniejsze elementy produkcji. Główny bohater w formie niematerialnej rozwiązujący zagadkę własnej śmierci, duchy, czarownice palone na stosie itp to rewelacyjny pomysł na grę. Bolą z kolei aspekty czysto gameplayowe. Są jakby niedopracowane, doklejone na siłę do fajnej historii. Walka z przeźroczystymi, misje poboczne ( których jest tylko kilka), przesadna ilość znajdziek, elementy skradanki, fakt, że historia w sumie rozwiązuje się sama - nie błyszczą, chyba że niedopracowaniem i sztampą. Uwielbiam wszelakie symulatory chodzenia itp i ta gra tez powinna nim być lub czymś w rodzaju Walking Dead miast silić się na coś bardziej ambitnego. Ta gra posiada duszę i to niejedną - jest świetnym wyborem na zbliżające się święto ale też z racji tego, że gameplay tam nie żyje lub w najlepszym wypadku właśnie zasypują go ziemią. Twórcy gry wcześniej popełnili kapitalnie hcorowego indyka Quantum Conandrum ale omawiany tytuł to były dla nich chyba za wysokie progi. 6+/10 ( jak mi ktoś zapłaci to dam 7), a nawet i 9/10 gdyby była telltalesem. Pomimo tej porcji negatywnych wspomnień warto było doświadczyć, bo gdybym zawczasu podszedł jak do symulatora chodzenia i zapomniał że istnieje gameplay to doceniłbym jeszcze mocniej. Set trofeów to poziom niepotrzebnego w tym wypadku gameplay'u, bo mamy 150 znajdziek to wyczajenia, postęp fabularny oraz wątki poboczne postaci drugoplanowych. Nic ambitnego, specjalnie interesującego czy też czasochłonnego. Hakoom, Lukk (i ich rodziny) bez wątpienia grali jak po(pipi)ani, podczas przerwy na herbatę od wbijania japońskich tentakli. 2/10 - pęka w dwa/trzy, pełne niepokoju oraz strachu o to kim jest jest zabójca, wieczory. Na Haloween, Wszystkich Świętych oraz Dzień Zaduszny jak własnego trupa na jezdni znalazł.
-
1Ok ubitych chłopa grindowałem na łatwiejszych misjach Raidu ale kiedy zacząłem to robić miałem już sporo razy ukończony Ghost Ship ( najtrudniejsza misja Raidu dająca najwięcej punktów doświadczenia potrzebnego do wbicia dzbana za 50 lvl). Musiałem dobić "jedynie" 3,5k wrogów. Ważną kwestią dotyczącą tego trofeum jest to, że podobno nie możesz ubić więcej niż 1000 przedstawicieli jednego gatunku, bo więcej nie jest zliczane. Niektórzy klepali 10K Hunterów i im nie wpadało. Wgląd w ilość zabitych miało się za pośrednictwem ResidentEvil.net.
-
@Wredny Grałem na PS3 - ja PS4 miewam okazyjnie i nic na nim jeszcze nie wbijałem. Jak wcześniej pisałem, gra się wolno rozkręca, czym na początku może odrzucić lub nawet generalnie odrzucić jak kogoś nie bawi szwendanie się po zasyfionej łajbie. Ja doświadczyłem jedynie pierwszego syndromu ale jak widać nie zraziłem się i nie żałuję. 50 to była moja pierwsza platyna wbita z racji tego, że chciałem wbić coś fajnego z okazji dzbankowego jubileuszu. W sumie później chyba tylko 60 była w podobny sposób "ustawiona". Tymczasem.... SEGA Mega Drive Ultimate Collection (#41) - Zestaw gier podobny do Midway'a ale obejmujący tytuły z pamiętnego 16-bitowca Segi (oczywiście te, do których Sega ma prawa - zero third party, w odróżnieniu od Segi Mini). Wydanie bardzo dobrze spełnia swoje zadanie, a dodatkowo oferuje kilka ważnych tytułów z Sega Master System oraz automatów spod znaku Niebieskiego Jeża w postaci pierwszej części Phantasy Star lub przygód Shinobiego - fajny dodatek. Posiada też kilka znanych gier, z którymi nie dane mi było zetknąć się w czasach posiadania SMD np Alien Storm. Dla fana retro sensowna w posiadaniu - 8/10. Z kolei zestaw trofeów... Cóż, nie wywołuje emocji porównywalnych chociażby z opisywanym wcześniej Midway'em. Większość jest bardzo prosta, mało pomysłowa - dojdź do drugiego levelu lub do trzeciego levelu. Nie każda gra posiada przypisany sobie dzbanek. Są niby dwa, które wymagają przejścia całej gry lub dotarcia (aż) do jedenastego levelu, jednak w obu ( Dr. Robotnik's Mean Bean Machine oraz Vectorman 2) przypadkach można wpisać kody aby dostać się do odpowiedniego levelu. Trochę to odbębnili - takie mam wrażenie. W tym przypadku nie będzie o czym opowiadać swoim wnukom. Trudność - 2/10.
-
Jak ktoś chce się ścigać w z Lukkami czy Hakoomami o to kto wbije więcej japońskich pogadanek na 30 minut, to jego opcja. Ja wbijam bardziej "zdrowo". Co do zmian w systemie to chyba wiele nie zmienią... Dodadzą bardziej przyjazny dla wszystkich przelicznik, który będzie częściej uwzględniał progres i tyle.
-
Midway Arcade Origins (#40) - Zrobiłem brzydką rzecz, żeby wejść w posiadanie tej gry. Czasy były ciężkie, dopiero 26 lat po transformacji, generalnie się nie przelewało. NIE MACIE PRAWA MNIE OCENIAĆ mimo, że do dziś czuję niesmak w ustach! Dowiedziałem się o istnieniu tej składanki u miejscowego handlarza gierek (pozdro Piotrek!) - tytuł swoje kosztował, a wśród spisu produkcji z tyłu pudełka widniał magiczny napis Pit-Fighter, którego jestem ultrasem. Przesiedziałem przy tej bijatyce kooperacyjnej kilka miechów w salonie na dworcu PKP w czasach szczenięcych i jest ona dla mnie obiektem nieustającego kultu. Ty, Buzz i Kato kontra wulgarny, bezkompromisowy, a przy tym mega zabawny światek przestępczy to dla mnie swoiste 10/10. Na płycie znajduje się oryginalna automatowa wersja gry, portów na 16bitowe platformy (szczególnie SNESowego) to do dziś nie zniese (brrr!). Jak już wspominałem ocena gry, czyli też składanki to 10/10 - PO-LE-CAM! Czy fakt, że to moja najszybciej wbita platyna ujmuje czegokolwiek z fajności jej wbijania tudzież jej prestiżu? Zdecydowanie nie! Każda z bodajże 32 ośmiobitowych gierek Midway znajdujących się w zestawieniu posiada przypisany sobie dzbanuszek, który niekoniecznie jest łatwy do wbicia. Znaczy to tyle, że czasami trzeba przysiąść do trudnego tytułu typu Joust, Sinistar czy Smash TV i potrenować od godzinki po dwie, żeby brzdęknął upragniony obrazek. Każde trofeum trzeba wbić w trybie automatowym gdzie masz ograniczoną liczbę żytek co stanowi fajne wyzwanie. Wspomniane przypisanie każdemu tytułowi jednego dzbanka powoduje, że trzeba zagrać w grę, której normalnie być może nigdy by się nie odpaliło, a tak można poszerzyć gamingowe horyzonty, wyrobić sobie manuala w Wizard of Wor lub Toobin i poczuć się z tym faktami bardzo dobrze. Walory edukacyjne zdecydowanie wysuwają się na pierwszy plan podczas konfrontacji z tym tytułem. Przyznam, że dla mnie to nie jest platyna w Midway Arcade Origins, to jest platyna w Pit-Fighter. Trudność? Bezkompromisowo - undergroundowe 6/10. P.S. To już 40 platyna w zestawieniu co skłoniło mnie do pewnych refleksji... CO JA ROBIĘ ZE SWOIM ŻYCIEM?! Żartuję (niestety? Haha). Zacząłem trochę kalkulować, zacząłem nieśmiało marzyć. Marzyć, obliczać w głowie, np. co powinno okazać się platyną numer 50. Wcześniej nie miewałem takich górnolotnych rozkmin, a tu proszę. Podsumowałem sobie wtedy co dziesiątą platynę, która wpadła i o to co się okazało: #10 Batman Arkham City #20 Batman Arkham Origins #30 Payday 2 #40 Pit-Fighter Czy to coś znaczy? Można wywróżyć z tego czyiś los?
-
Resident Evil Revelations (#39) - Kiedy przedzierałem się przez okuty niegościnnością pokład statku widmo (główne miejsce akcji gry), przez chwilę poczułem szczyptę nostalgii. Poczułem ten dawno zapomniany klimat podjarki ukochanym Resident Evil 1 na PSXa. Wspomnienie nastoletnich lat wróciło, gdyż w Revelations trzeba w pewnym momencie zawiesić shotgun na ścianie i coś się za to dostaje. To była ta chwila, a potem było już ich niewiele gdyż klasycznych zagadek znowu jak na lekarstwo. To już nie te czasy, ale nie zraziło mnie to, bo przez te kilkanaście sekund poczułem się mile połechtany, a ja mam w zwyczaju pamiętać jedynie te dobre chwile. To był powrót do serii po wielu latach posuchy i po opuszczeniu kilku kanonicznych ale mało mnie interesujących odsłon cyklu. Historia wolno się rozkręca lub po prostu ja nie trawię już tej kliszy, ale jak już to zrobi to znowu jest przytup. Końcówka gry jest za(pipi)ista i bardzo fajnie. Pomysł na statek jako główne miejsce akcji (jest trafiony) oraz powracająca ikona czyli Jill to główne aspekty, które sprawiają, iż bez cienia wątpliwości mogę przydzielić tej odsłonie gry nagrodę za okazanie się jedną z tych z tożsamością, z ostentacyjnie dostrzegalną cząstką duszy. Ten RE po prostu ma klasę. Wszystkie misje, które nie dzieją się na statku są jakby co najwyżej przeciętne klimatycznie, ale tytuł jako całość daje radę. Prócz kampanii jest jeszcze bardzo przyjemny coopik, który także z racji dzbankowania wyrwał mi kilka godzin z życiorysu i dobrze zrobił. Nie jest to gra wybitna, a jedynie do takiej aspirująca, ale na 8 punktów w skali 10 stopniowej zdecydowanie zasługuje. Topka gierek z tej zasłużonej dla gamingu serii - ot co. Trofea składają się głównie z grindu, tego w kampanii, ale przede wszystkim tego ze wspomnianego kooperacyjnego trybu misji o nazwie Raid, gdzie bez dobrego kolegi na początku to wiele nie nafikasz. Ktoś musi wziąć sprawy w swoje ręce i stanąć naprzeciw potworów, żebyś ty mógł we względnym spokoju szlifować skilla i przede wszystkim wbić 50 level doświadczenia, który jest niezbędny do sięgnięcia po upragnioną platynę. W ostatecznym rozrachunku tak też się stało i nie mam z tym problemu. Znajdźki, grind, oraz całkiem wymagający, wysoki poziom trudności kampanii daje w ostatecznym rozrachunku 5/10 i w żadnym wypadku nie jest to nota krzywdząca - platyna wyciąga z gry raczej wszystko co możliwe - po zakończeniu tego zadania czujesz się spełniony, nasycony, wygodnie osiadasz na laurach z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, ponieważ uwielbiasz otrzymywać platyny za dobrze wykonaną robotę