Z tytułów które sporo ogrywałem za czasów gówniarza z pewnością najbardziej przypady mi do gustu ( jednocześnie wywołując niesamowitą radość z gry):
1. Cadillacs i Dinosaurs - dla mnie najbardziej miodny scrolling ever
2. Mortal Kombat 1 - żeby sie do tego dopchać w wozie drzymały, trzeba było trzem bolkom kredyta sprezentować, ale jak już się udało to przyznam, że byłem w takiej ekstazie jakbym przez tydzień na haju chodził. Samo wybór postaci moczył mi majty.
3. Metal slug 1 - co tu dużo mówić, po prostu wciągał jak diabli
4. Wrestlemania - wszyscy grali Bigelowem, ale zawsze chciałem przejść Michaelsem na jednym kredycie, nie pamiętam czy się udało
5. Punisher - nie tak dobry jak Cadillac, ale też bawiłem się nieźle, szczególnie level na pociągu wywoływał u mnie szczekopad.
6. Pit Fighter - to się we dwóch z kumplem przechodziło, za(pipi)iści bossowie i klimat ulicznego rozpierdzielu - mniam
7. NBA Jam - pamiętam wrzucenie kredytu i oczekiwanie jak jakiś odważny rzuci mi wyzwanie
Było jeszcze sporo tytułów, w które grałem (MK2, Tekken 1,2,3 , SSF2T) ale one jakoś nigdy nie wywoływały u mnie takich emocji jak wyżej wymienione produkcje.