-
Postów
2 121 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez ciwa22
-
The Book of Unwritten Tales 2 (#57) - Pozwoliłem sobie skosztować kawioru. Ba, zdarza mi się to nie pierwszy raz. Wyrafinowana forma roz(g)rywki konsolowej jaką stanowi kontakt z wysokolotnymi intelektualnie, stanowiącymi prawdziwą ucztę dla zmysłu myślenia, gierkami z gatunku "zaznacz i kliknij" to jest coś z czym od czasu do czasu po prostu muszę poobcować. Ta fanaberia, potrzeba płynąca z głębi mojej duszy nie przystoi prostemu chłopakowi z południa, wychowanemu twardą ręką na miłości do Boga, konia oraz ojczyzny. Ale w głębi mojego serca drzemie też wrażliwość oraz dobro. Dla odmiany od bycia stanowczym i konkretnym, dobrze jest czasem o czymś pomyśleć miast działać. Jestem niczym Fiodor (Fiedka) z Kozackiej Miłości - twardy, zdecydowany oraz rozważny na zewnątrz ale i ciepły w odbiorze, twórczy oraz rewelacyjnie operujący słowem pisanym wewnątrz. Jedynka nie wyszła na konsole, więc dopisałem ją do obejrzanych na Youtubie - tyle wygrać. Dwójki kosztowałem natychmiast po wspomnianym seansie, ponieważ stanowi niemalże bezpośrednią kontynuację opowieści fantasy o karle, kobiecie oraz mężczyźnie. Jeśli chcesz, żeby coś było zrobione dobrze to oddaj to Niemcowi, jak mawia stare porzekadło. Nasi zachodni sąsiedzi popełnili bardzo dobrą przygodę. Jest humor, są zagadki (wcale nie proste, ale dzisiejsze wskaźniki i podświetlenia sprawiły, że gatunek stał się nieco bardziej przystępny), dosłownie fantastyczna oprawa, urocza muzyka, ciekawa historia, sporo trafionych nawiązań do innych dzień kultury oraz sztuki. Klasyka przygody w solidnym wydaniu. Trójkę podobno skasowali, bo nikt nie gra już w te gry i poszli robić hidden object. 8/10 A dzbany? Dzbany wbiją nawet totalne gamingowe dzbany. To przygodówka... Swoją drogą znam osoby, które nie potrafią uszanować tego gatunku nawet na tyle aby kończyć takie gierki bez opisu na kolanach - w opisywanym przypadku z racji dzisiejszych naleciałości gatunkowych ( np podświetlone miejsca interaktywne) jest łatwo nawet bez olbrzymiej gamy podpowiedzi. Za samo ukończenie gry nie uzbierasz jednak kompletu wazonów, bo są tam jakieś minigierki lub opcjonalne dialogi, których ogarnięcie nie jest obowiązkowe. Wracasz więc po napisach do rozdziałów i szukasz co tam "źle" ogarnąłeś. Podobnie jak np we wspominanym przeze mnie kilkukrotnie Wolf Among Us. Tam paliliśmy choinki, tutaj musimy np trafić pięć razy w coś tam będąc nietrzeźwym. 2/10 P.S. Tym razem nie jest na luzie i śmiesznie, a dlatego, gdyż z poważnych i pięknych rzeczy jakimi niewątpliwie są przygodówki point and click nie należy się śmiać.
-
Singstar (#56) - Śpiewać zawsze lubiłem, ale czy umiałem? Tak średnio, mogę pokazać na materiale jeśli kogoś to nie interesuje. Kiedyś darmowego Singstara bez kawałków dostawało się z którąś aktualizacją PS3, a jako fan płytek o śpiewaniu/nuceniu/mruczeniu z PS2 postanowiłem się wciągnąć. Nakupiłem trochę kawałków z psstore plus płyty z numerami Abby oraz z Krainy Lodu i bawiłem się przednio w towarzystwie rodziny oraz przyjaciół, jak za starych dobrych lat z odsłonami z PS2. Jeśli podciągnąć gierkę pod gaming to dla mnie dycha maksymalna. Cóż począć? Nic. Ufff dzbanuchy to inna para kaloszy. Na PS3 uzyskać maksymalny wynik za WYŚPIEWANY kawałek to nie lada wyzwanie i osobiście mi się to nie udało, a trofea bezlitośnie tego wymagają. Raz odśpiewać na perfekt. 20 razy uzyskać tytuł Singstar. 300 sekund vibrato (po takich akcjach gardło wymagało regenracji). Do tego grind 300 w coopie o 400 w ogóle zaśpiewanych numerów. Grind ogarniałem naturalnie, po prostu śpiewając sobie od czasu do czasu przez kilka lat, ale w przypadku perfekta za piosenkę to jechało się z tym... Potrzeba słuchawek, mikrofonu, laptopa i braku choćby namiastki godności, więc nie będę się zagłębiał w szczegóły. Po latach trochę honoru odzyskałem, bo pomagałem to wbijać kumplowi i wyćwiczyłem na perfekt "Daddy Cool". Wyćwiczyłem na perfekt... mruczenie "Daddy Cool" ale to zawsze progres. A 300 sekund vibrato? Kiedyś pomagał "I Want to know what love is" Foreignera ale ostatnio ogarnąłem, iż Kurt Cobain rewelacyjnie (dużo szybciej) nauczy cię wibrować w numerze "Lithium". Wiecie w którym momencie? W refrenie (wytłuściłem, kiedy można wibrować). Najpierw jest: Jeeeeeeije Jeeeeeeeijeeeeeeeeeeeee Jeeeeeeije Jeeeeeeeeijeeeeeeeeeeeeee Jeeeeeeeeijeeeeeeeeeeeeee Jeeeeeeeeijeeeeeeeeeeeeee Jeee Może to wszystko wygląda jakbym przebrnął przez to śpiewająco, ale to jest naprawdę ciężka platyna, a po odłączeniu (tradycyjne podziękowania dla kochanego Sony) możliwości ściągania cyfrowych utworów ze store'a na PS3 (np tego z linka) może się okazać bardzo wymagająca. W moim przypadku to było 8/10, ale teraz to nawet dziewiątkę bym wlepił. To moja najrzadsza (0.44%) platyna, ale raczej nieadekwatna do innych hardkorów, bo w Singstara gra dużo kobiet oraz dzieci, które platyn nie wbijają. Jestem przeziębiony, proszę - życzcie mi zdrowia. Dzięki.
-
Wszystko zaczęło się od kozackiego No Fear Mountain Biking z PSXa.
-
Sonic & All-Stars Racing Transformed (#55) - Uwaga! Ten tekst całkiem bezpośrednio nawiązuje do postu z 35 strony tego tematu o platynie numer 36, która dotyczyła Sonic & Sega All-Stars Racing - kapitalnych wyścigów gokardowych wykreowanych przez Sumo Digital na licencji popularnego szybkonogiego jeża. Pisałem tam, że ta gierka to pełna 9tka, ale platyna dosyć łatwiutka i fani Segi wbili i płakali, że "co tak łatwo?". No to Sumo wzięło sobie do serca... Ale najpierw o samej kontynuacji, która jest tytułem gokardowym z najwyższej możliwej półki. Dokładnie tak! Śmiało może stawać do wyścigu o prymat z takimi tuzami jak Mario Kart czy CTR. W tej grze jest wszystko czego fan gatunku ścigania się zwierzątkami może sobie zażyczyć (poza rotacjami w rosterze, które niektórych mogą zasmucić - wyleciał np Ryo Hazuki): grafa, muza, zakręcone "żyjące" trasy, boost and drift, kapitalne poczucie speedu, dopałeczki, olbrzymi content singlowy, prawilny mutli, niewiele i łatwe do odbębnienia trofea multi (), przegięte czasówki i nowość w serii w postaci śmigania samolotem i łodzią, w które transformują się w razie potrzeby nasze gokardy. Patent na wzór znanego i szanowanego Diddy Kong Racing z N64 i DSa. Nie ma się co więcej produkować - 10/10. A dzbanuszki? Czy płaczący fani upadłej Segi zostali wysłuchani przez Sumoków z Digitala i dostali hardkor jakiego oczekiwali po łatwiutkiej wazonowo pierwszej części? Ba! Tak bardzo, że twórcy musieli wypuścić DLC, które gliczowało najbardziej hardkorowy dzbanek za pokonanie wszystkich duchów na wszystkich 20 levelach bo bez tego, to byłaby prawdopodobnie platyna na 10 poziomie skali forumkowej! Trofeum YOKOZUNA wymaga pobicia wszystkich 20 czasów na każdej z tras co jest jest zadaniem możliwym ale mega wymagającym. Musisz niemal perfekcyjnie ogarnąć każdy zakręt, wiedzieć co, gdzie jak przyśpieszyć i zwolnić - mordęka generalnie, ale jest glitch ułatwiający i musisz wymasterować jedynie jedną z tych 20 tras i wpadnie YOKOZUNA. Szkoda i nie szkoda. Mi pobicie czasu na tej jednej, podobno najłatwiejszej trasie zajęło 4 dni prób...Do tego dochodzą jeszcze tony contentu, przejście całego story, a gra trzeba przyznać sama w sobie jest całkiem trudna, i jak to w przypadku kartingu z dopałkami bywa - mocno losowa. Ja tam kocham gatunek między innymi właśnie za ten aspekt, ale podobno jestem w mniejszości. No nic, z tym glitchem dla słabych ( też skorzystałem) to co najwyżej 8/10, ale po ogarnięciu i tak czułem się jakbym latał... jeździł oraz pływał. Poczułem się tak jak kiedyś - kiedy otrzymywałem zasłużoną platynę za dobrze wykonaną robotę w fantastycznej gierce dla dzieci.
-
Lego Jurassic World (#54) - Przez ostatnie 20 parę lat świat zdawał się rozwijać. Kroczyć do przodu. Ludzie rodzili się, wpadali, a potem umierali. Wysyłano sondy na Marsa czy innego Wezuwiusza, odbywały się wojny, wesela, imieniny czy innego rodzaju imprezy okolicznościowe. Stefce zdarzało się pokłócić ze Staszką o cenę baleronu w mięsnym itp itd. Ale dominujący na tej planecie gatunek zdawał się nie dostrzegać jednej, kluczowej dla losów wszystkiego co istnieje kwestii. Chodziło o sprawę wagi nawet nie państwowej, nawet nie międzynarodowej, nawet nie planetarnej, nawet nie międzygwiezdnej. To była sprawa wagi totalnej, absolutnej. Świat oraz kosmos zdawały się być ślepe na tę niezaspokojoną, aczkolwiek wyczuwaną przez wszystko co żyje gdziekolwiek oraz w jakiejkolwiek formie, potrzebę. POTRZEBĘ OBCOWANIA Z GAMINGOWĄ WERSJĄ ISLA NUBLAR OPRACOWANĄ NA PODSTAWIE WYDARZEŃ Z PIERWSZEGO FILMU. Tyle lat pustki... Tyle lat oczekiwania, a z pomocą przyszły dopiero... klocki Lego... Wcześniej grałem tylko w Lego Batman, podobało mi się - całkiem interesująca formuła, ale po co grać w coś więcej? PO LICENCJĘ JotPe! Na kupę triceratopsa! Lego to zrobiło! Po tylu latach. Lego znalazło sposób! Jesteś na tym lądowisku przy wodospadzie. Pamiętacie o które lądowisko mi chodzi? I stamtąd możecie wybrać sobie dżipka z logo Parku i kierowcę, którym może być (nie)poprawny marzyciel John Hammond, seksowny matematyk Ian Malcom, nadgorliwy pasjonat Alan Grant lub Robert Clever Girl Muldoon i jedziecie sobie przez bramę przy akompaniamencie ty ty tyn, ty ty tyn, ty ty tyn, tyn tyn, tyn tyn na spotkanie z Brachiozaurem, a potem wizytę w Visitor Center, a potem w zagrodzie Raptorów, a potem wybieg dla chorego Triciego, charającego Dilofiego i niszczącego ogrodzenia, z których zeszło napięcie - TiReksiego. Najbardziej solidne 8+/10 w 2019, chociaż zastanawiam się, czemu nie wyżej, pewnie dlatego, że to Lego, a ja trochę wyrosłem. Najprzyjemniejsza wazonowa podróż przez cztery filmy ( zdecydowanie nie przeszkadza mi, że nie ma piątego) kultowego uniwersum ever? Monstrualnie prawdopodobne. Postępy fabularne do spółki ze znajdźkami, zadaniami pobocznymi i kilkoma dzbankami smaczkami łechtającymi narządy rozrodcze koneserów przygód ludzi i dinozaurów na wyspie należącej do Kostaryki, to jak zakładam standard w tasiemcach od Lego i gierkach video w ogóle, ale czy się nudziłem? Z pewnością nie. To satysfakcjonujące do granic zajebistości 3/10, o którym będą kiedyś wnuczkowie dziadkom opowiadać. Jest jeszcze drugi motyw muzyczny (ten bardziej charakterystyczny) - ej, chodźcie zanucimy go razem. Leci mniej więcej tak: Tyn tyn tyt ty, Ty ty ty tyn tyn ty.
-
Dead or Alive 5 Ultimate (#53) - Gdzie w dzbanki grają, tam platyny lecą. Postanowiłem pójść za ciosem z Ulicznego Wojownika i podjąć się platyny w kolejnej wersji tej samej gry. Padło na drugą wersję skillowego killera z PS3 czyli znanej i szanowanej przez każdego (kto pograł w to dwoma rękami) serii. Swoją drogą, DOA5 jak i wcześniejsze odsłony cyklu to świetne bijatyki. Wracając do tematu. Tym razem chronologia jest następująca: DOA5, DOA5 Ultimate, DOA5 Last Round. Podstawowe DOA5 to 10/10 jeśli chodzi o poziom trudności platki, a wazon z ubiciem 100 typa na survivalu to najtrudniejsze co mi się zdarzyło ever w trakcie przygody z trofeami. Uff, ale to były emocje jak wbiłem, ale pisałem już o tym dawno temu. Omawiana DOA5 Ultimate to nadal świetna ale dzbankowo już nie tak angażująca przygoda. Trochę to ugrzecznili, ażeby każdy (nie)szanujący się amator wirtualnych rozkoszy mógł pochwalić się na forach dla inceli, że też sobie wbił. Nie ma już 1000 walk online, żebyś mógł otrzymać tytuł "DOA5 to moje życie" (teraz jest 100 walk), nie trzeba kończyć survivalu na najwyższym poziomie trudności - magia gdzieś uleciała. Z kolei magia samej gierki pozostała, choć po odejściu ze stanowiska konesera koleżanek z pracy, seria stała się trochę niepokojąco bardziej mroczna. U niego zawsze było wesoło, podskakująco, japońsko, ninjowato i w ogóle cool. Poziom trudności to może nawet 5/10, bo trofeum Unchallenged Champion, które wymaga zrobienia combosów jedną postacią miało kilka trudnych rzeczy, ale napięcie porównywalne z tym w spodniach fanów Kasumi, gdzieś się ulotniło. W platynowych bijatykach powinien być jednak jakiś skill czy przesadzony grind, żeby była satysfakcja z tego, że przegrywasz życie ze złodziejami czasu jakimi są gry. Sama gierka jednak jakością stoi, więc po odjęciu połowy punktu za pójście w trochę mroczniejsze klimaty otrzymuje w pełni zasłużone 8+/10 - gierka rządzi. Jak to mówią: Gdzie ludzi pompują, tam brzuchy puchną.
-
Street Fighter 4 (#52) - Historia to jest dopiero samica psa. Lubi zataczać koło, lub przynajmniej zataczać je prawie że. Moja pierwsza platyna ever odbyła się z powodu Super Street Fighter 4 łamane przez Arcade Edition łamane przez Ultra. Super/Arcade/Ultra to jedna platyna. Ale podstawowa core'owa wersja gry posiada swoją własną - mniej grindową online, z mniejszą ilością triali dla każdej postaci itp itd. SUPERSF4 to powód dla którego kupiłem Playstation 3. Jarałem się jak osoba pozbawiona dobrych manier ziemniakami pokrojonymi w paski. Czuć było w powietrzu renesans fajterów. SF4 dawał nadzieję na powrót gatunku na należne mu miejsce w gamingowej hierarchii z czasów piątej generacji. Kiedy zakupiłem PS3, królowały już późniejsze wersje gry, więc w 2012 na nich się skoncentrowałem. Platyna była mega ciężka dla average fightero playera ale po 3 miesiącach męk - podołałem. Po latach nawinął się trochę przypadkiem podstawowy SF4 i jakoś przyszła ochota na powrót do chwały. Wbrew pozorom, gra ma kilka niewątpliwych atutów w porównaniu do bardziej obładowanych contentem "następców" np tryb gallery. Lubię też muzę z intra - Exile zrobił to dobrze - nakręcał nutą do tego, żeby na kogoś napaść z padem w ręku. Jakość produkcji, to 9/10 pomimo tego że Vega ( taki szlachcic z Katalonii, pewnie nie znacie) jest tu bardzo bity tierlistowo. Owianych legendą hc combosów z practice jest mniej, są (moim zdaniem) też łatwiejsze, ale znajdzie się kilka takich, które mimo wcześniejszego rozbratu z Super/Arcade/Ultra Edition mogą napsuć krwi np. "nóżki" płatnego zabójcy Gena. Online to standardowy grind, 500 rozegranych jechałem normalnie, bo było z kim grać. Konkretnie to z takim jednym Zangiefem, który dawał mi do wiwatu, szczególnie długością paska energii. Grając Vegą musiałem być bliski perfekcji, że ubić tego Ruska. Ale to takie luźne rozkminki fana gatunku, nie czytajcie nawet. Nie ma się tym co przejmować. Prócz tego w Super/Arcade/Ultra trzeba było wbić jedną rangę w rankingu każdą z postaci. Tutaj tego poskąpiono(?) W każdym razie to nadal ciężka platyna dla poniżej przeciętnego fana gatunku. Polecam raczej koneserom, bo na te timingi to trzeba cierpliwości. 9/10 w forumkowej skali prawdziwego/kosmicznego skilla. Dobrze, że wróciłem. - Soak in your own blood? - Bloody High Claw.
-
Angel of Darkness taki dobry?
-
Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
ciwa22 odpowiedział(a) na Kmiot temat w Graczpospolita
Siemka, interesuję się trochę flagami i krajami, mogę też wybrać sobie jakąś flagę po nic? -
Katamari Forever (#51) - Ktokolwiek mi świadkiem, że kocham wracać do tego epickiego, nieśmiertelnego tematu! Tu jest pasja, tu jest moc, tu jest skill! Skilla w kwestii chorej głowy to też trzeba posiadać, żeby wpaść na tak genialny pomysł jakim są gierki z serii Katamari. To taka pomylona Japonia w najpiękniejszym tego terminu znaczeniu. Rolujesz cały świat, a potem kosmos w wielką kulę złożoną z wszystkiego i lecą punkty. Fabuła, oprawa i przede wszystkim muza nie ustępuje zajebio absurdem pomysłowi na nippońską produkcję praktycznie dla wszystkich. Nie lubisz takich rzeczy? Toś nudziasz w pantoflach, ale dla każdego jest nadzieja (Co nie lubisz,co nie lubisz bo nie ma strzelania?). Omawiana odsłona to zmysłowy zlepek fabuły/poziomów kilku poprzednich części - upchnięty w blueray genialny w swoim odlocie japoński odjazd. Nie ukrywam, że wszystko co się tam dzieje, sprawia, że chciałbym być taki zjebanie epicki jak ta gierka. Pracuję na tym, wychodzi mi nawet nawet. Gierka - 10/10. Pierwszy materiał na JUTU został zainspirowany wazonowaniem tej właśnie gierki Czy coś przeszkadzało w wyświetlaniu kwardacików w górnym rogu ekranu telewizora? Może jakiś dzbanek albo coś był strasznie wymagający/czasochłonny? A był, nawet dwa. 2 miliony punktów to dosłownie kosmiczny temat, bo żeby tyle wbić podczas jednego rolowania , musisz w przestrzeni gwiezdnej poruszać się niezwykle dokładnie, nie przeoczyć żadnej konstelacji żurawia ani galaktyki arbuza. Uff (), do tego podchodziłem ponad dekadę razy. Enormous Katamari!!! Druga, znacznie bardziej irytująca kwestia to zrolowanie wszystkich przedmiotów. Gruba sprawa, bo plansz dużo, pixelki malutkie, nigdzie nie ma pełnej listy. Funkcjonuje jedynie grupa fanatyków, która zrzeszona na jednej ze stron dzbankowych wpisuje przedmioty, które udało jej się znaleźć, licząc, że ktoś może znalazł gdzieś kwiatuszka lub dynię której brakuje im. Katorżnicza cierpliwość, dużo czytania gdzie może być ta łyżeczka albo samolot to niezbędniki, aby dać radę temu wymagającemu dzbankowi. Sporo się pokręciłem tu i tam i w końcu wpadły wszystkie. Nie było to łatwe, ale dla takiej gierki... trudność (przede wszystkim z racji grindu) to 6/10.
-
Poprzednicy w postaci Shauna White'a oraz Steep'a (produkcje z duszą, moi drodzy) to sztosy dla fanów dechy. Tutaj będzie pewnie bardziej śmieszkowato, ale wydaje się ok.
-
Winyl z 3T - miazga . Nie powiem, z zachwytu nad obrazkiem postrzeliłem wytryskiem członka rodziny.
-
Resident Evil 1 (PSX - PAL i JAP, DS) Vigilante 8: Second Offence - (PSX, DC) Street Fighter Alpha 3 (PSX, DC) V- Rally 2 (PSX, DC)
-
Zajebisty zbieg okoliczności bo właśnie sobie myślałem o grze K1 World Max 2005 na PS2. Był tam do wyboru ten szybki Taj - Kaoklai Kaennorsing. Kibicowałem mu w K1.
-
Jeśli uczestniczy w nich Jerry Cantrell to jak najbardziej
-
Planują jakieś koncerty w Polsce? Ostatni raz byli chyba w 2019.
-
Ktoś siem chyba wygupia... https://hard-drive.net/deal-alert-sega-announces-saturn-mini-loaded-with-panzer-dragoon-saga-and-nothing-else-for-just-499/
-
Moje zakupy w ramach projektu Koneser Cyfry: Jurassic World: Jurassic Park Edition Seasons After Fall Spirit of the North Deponia Chaos on Deponia Deponia Doomsday
-
Ilu zwierząt ucierpiało podczas kręcenia materiału?
-
Fajnie, że ktoś się jeszcze bawi Johnem w dzisiejszych czasach. Ja grze Rambo w wersji na konsolę PS3 wstawiłem sentymentalne 5/10. Nie było aż tak tragicznie, szkoda tylko, że było do bólu generycznie.
-
Ajjjj! Seńoras and seńores! To jest to. Ponad 20 lat poszukiwań! Wyskoczyło w proponowanych kiedy ogarniałem "Latynoskiego Kochanka" Loony. Zajebisty numer!
-
Wonty o ściąganie srebrnych medali czy granie pod wynik to generują chyba tylko niedzielni oglądacze zmagań futbolowych. Piłkarska codzienność - ot co.
-
Hugo Sanchez nigdy nie był blisko? Przypomniało mi się, ogqozo. Od lat wypytuję wszelakich specjalistów, koneserów oraz pasjonatów futbolu o tę kwestię, dlatego chciałbym znać też twoje zdanie. Dlaczego Meksyk pomimo silnej, bogatej ligi, tradycji piłkarskich, solidnych rozmiarów populacji itd nie ma reprezentacji w światowej czołówce? Przez "czołówkę" mam na myśli drużyny pokroju Hiszpanii, Brazylii, Argentyny czy Francji. Nie przeszkadza mi, że istnieje prawdopodobieństwo, iż zedytujesz swojego posta po minucie.
-
Zafascynował mnie ten pejzaż. Wygląda jak długa szosa w środku olbrzymiego sadu, która pełni rolę dojazdową do rezydencji Carringtonów. Mocno pobudza wyobraźnię.
-
Z przyznawaniem złotych piłek radzę się wstrzymać do zakończenia tegorocznej edycji Concacaf Gold Cup.