"mindy project" to największe zaskoczenie jak do tej pory w nowych komedii jakie widziałem. co prawda trudno stwierdzić ostatecznie po jednym odcinku, ale przewyższa np. takie "new girl", które i tak będę dalej oglądał z wiadomych względów. samą mindy da się polubić już od pierwszych paru minut, a to chyba podstawa. w pilocie pojawia się na chwilę bill hader, ale chyba nie wróci bo posada w snl to jednak full-time job, a szkoda. "animal kingdom" to taki trochę "house" ze zwierzętami, ale kirk znany i lubiany z "weeds" + zakręcone postacie drugoplanowe z małpką znaną z "kac vegas" na czele sprawiają, że chce się do tego wracać. "go on" - nadal się zastanawiam czy nie olać tego po tych trzech odcinkach. chandler gra stereotypowego cynicznego ważniaka, który po śmierci żony na zlecenie szefa zaczyna chodzić na spotkania grupy wsparcia złożonej z dość ekscentrycznej grupki. to właśnie te postacie sprawiają, że nadal się waham choć przeczuwam, że ten serial to za długo nie pociągnie. "guys with kids" to niczym nie wyróżniający się sit-com ze śmiechem z puszki jakich było na pęczki - to idzie w odstawkę jednak. nbc ma mnie jeśli chodzi o resztę komedii - z produkcjami tego typu już nie bardzo.
poważniejszych produkcji jeszcze żadnych nie sprawdzałem bo umieram na przeziębienie pospolite i nie mam siły na przemęczanie mózgoczaszki, ale wczoraj zaczęło się "666 park avenue" z johnem lockiem. niby thriller z elementami nadprzyrodzonymi/horroru, ale nie wygląda powalająco.