pozwolę sobie skorygować oceny:
the thing - 6/10
dream house - 5/10
in time - 4/10
i dorzucę coś od siebie:
the warrior - 8/10. rocky dwudziestego pierwszego wieku. na ostatniej scenie ryczałem jak baba (duża w tym zasługa lekko zmienionego kawałka the national).
50/50 - słodko gorzki film o dwudziestoparolatku umierającym na raka. seth rogen jest sethem rogenem, gordon-levitt jakiś taki bez wyrazu. 7/10
red state - pierwsze podejście kevina smitha do poważnego kina. parę niezłych kreacji aktorskich, ale film byłby zdecydowanie lepszy gdyby pierwsza sekwencja w kościele się tak nie dłużyła. 6/10
[happythankyoumoreplease] - zwycięzca nagrody publiczności na zeszlorocznym sundance, debiut reżyserski josha radnora znanego z sitcomu how I met your mother. znacznie poniżej oczekiwań. 6/10
friends with kids - całkiem udany, niegłupi film obyczajowy/komedia o dwójce przyjaciół, którzy pod wpływem zaprzyjaźnionych par mających dzieci sami postanawiają spłodzić jedno i wychowywać je nie zmieniając jednak swoich relacji. reżyseruje i gra główną rolę partnerka życiowa dona drapera. don draper też gra. do tego kristen wiig, jedna taka inna raszpla z snl, której nienawidzę (grała też w druhnach jedną z głównych ról), chris o'dowd (znany z sit-comu the IT crown) i megan fox w roli głupiej pindy. 7/10
chloe - amanda seyfried pokazuje cycki. 10/10 i serduszko na filmwebie.
pod wpływem hype'u na tdkr obejrzałem też dwa ostatnie batmany nolana. kolejno 6/10 i 7/10.