Z racji tego, że okazało się że serducho mam zdrowe dziś poleciałem w Warszawie w półmaratonie. Pierwszy raz biegłem taki dystans także nie zakładałem jakichś super czasów.
Nastawiłem się na 2:20h ale miałem dwa kryzysy i oba przez nogi. Jeden na 15km i tam to ze szczochem połączyłem bo byłe wolne toitoie i jakoś dalej poleciałem. Drugi był przy 19km i tu już było ostro, łydki paliły, że masakra. Trochę przeszedłem żeby mieć siłę na końcówkę i ostatecznie skończyłem z czasem 2:25h,
Muszę zacząć robić jakieś lepsze ćwiczenia na nogi bo to one w sumie głownie nie dojechały dzisiaj.