raz do roku, wlasnie na swietego marcina ojciec robi rogale. w tym roku zrobil juz wczoraj bo we wtorek bedzie zajety. w sumie nie do konca wczoraj bo ciastko ugniatal juz od soboty. najpierw zmieszal te wszystkie skladniki na jedna mase i potem ciasto musi lezec godzine w lodowce, godzine na grzejniku i tak na zmiane kilka razy + do tego walkowanie, sklada w kostke na 4 chyba i potem znowu walkuje sklada itd. roboty jest przy tym od zayebania i dlatego ze mimo ze sa tak dobre 10/10 goty to robi je tylko raz do roku bo normalnie to mu sie nie chce. rogale nie sa kopia oryginalu na certyfikacie 1:1. nie maja bakalii bo w sumie nikt ich u nas nie lubi no i nie sa odpowiednich rozmiarow ani wagi. powinny wazyc chyba 300g a te mojego ojca waza srednio 75. i lepiej bo po jednym takim oryginalnym to sa dwa posilki z glowy tak mozna sie nawpyerdalac. mimo wszystko ilosc masla czy innych skladnikow jakie uzywa do tego cuda to o bol lba przyprawia. rogali w tym roku wyszlo mu chyba 2,7kg (dzisiaj zostal ostatni no ale nic dziwnego jak sie cala rodzina rzuci), masla uzyl 0,5kg, 1kg maki chyba 1kg cukru xd dokladnie nie wiem ale bomba kaloryczna jaka w nich jest to moze rozpyerdolic od srodka. w kazdym razie sa tak dobre ze juz czekam na nastepny rok. nawet wyciagniete z piekarnika, jeszcze cieple sa takie 8/10 ale jak juz przestygna tak po 2-3h od wyjecia to moj panie chyba ze wszystkich slodkich rzeczy jakie jadlem w zyciu to jest moj nr 1