Uncharted 3
Przystapilem do gierki z wielkimi nadziejami, jako dwojka nalezy do jednych z moich ulubionych gierek, a i platynowanie bylo bardzo przyjemne. Niestety, zabawa w trzeciej czesci nie ma startu do dwojki. Zaczynajac od aren gdzie sie tocza wieksze wymiany ognia, skonstruowane w taki sposob by zza wszelkich gzymsow, okien parapetow za graczem mogli wypadac wrogowie na ktorych sie trafia calkiem przypadkiem wbiegajac w jakis zakret przyjmujac strzal w ryj ze shotguna oznaczajac powtarzanie lokacji, poprzez pojawianie sie wsrod chmur rywali subbosow nierozniacych sie od zwyklego miesa armatniego lecz potrafiacego przyjac 3 granaty i wiadro amunicji na glowe nim padna (osobiscie wolalbym za sub-bossow jakis prawdziwych bad assow), bylo to dodatkowo wkurzajace bo dawalo nadzieje na intensywna "walke" finalowa, ktora jednak byla latwiejsza niz prolog konczac na bezsensownych checkpointach. Bylo to wkurzajace o tyle, ze gra troche zmusza nas do zbierania wszelkich najtlustszych giwer, wiec czesto miala sytuacja miejsce ze wychodzac z jednego miejsca normalnie olewalem wszelkie bazooki i granatniki, lecz widzac jaki sajgon pojawia sie aren dalej nie raz nie moglem cofnac po ta bron bo checkpoint byl zaraz na poczatku batalii i droga powrotna byla zamknieta. Zaczalem od minusow, natomiast sa i plusy. Bardzo fajna fabula, historia bardzo mi sie podobala i naprawde bardzo chetnie znow bym wrocil do tej przygody. Bardzo na plus brak w tej czesci wszelkich potworkow, ktore psuly klimat porzednich czesci wg mnie. Nie licze tego co sie dzialo pod koniec bo to bylo logiczne co sie tam dzieje chodzi mi o
. No i rowniez bardziej efektownie niz w poprzedniej czesci, niektore rozdzialy po prostu rozwalaly widowiskowoscia.
Ocena: -7/10