-
Postów
7 117 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
168
Ostatnia wygrana Kmiot w dniu 1 stycznia
Użytkownicy przyznają Kmiot punkty reputacji!
Reputacja
13 975 Syn Fenixa, brat ButcheraKontakt
-
Strona WWW:
http://www.iamaturtle.org/
-
ICQ:
0
Informacje o profilu
-
Płeć:
nie powiem
-
@Paolo de Vesir ja rozumiem intencje, bo idea runner upa patrząc na indywidualne polecanki jednego użytkownika ma sens. Tak jak piszesz: męska decyzja co do GOTY, a dwie inne można wyróżnić dodatkowo. Tylko jak zaczynamy to zliczać i patrzeć na te głosy globalnie, pod kątem społeczności, to okazuje się, że zmienia się tylko kolejność i tak naprawdę ponownie wyróżniamy te same, najpopularniejsze gry. W zeszłym roku w obu rankingach Alan Wake 2 i RE4 tylko zamieniły się miejscami, a różnica pojawiła się dopiero na trzecich lokatach (podsumowanie obejmowało TOP 3). Według mnie o ile jednostkowo runner up ma sens (bo każdy głosujący ma okazję docenić jakieś gry poza własnym GOTY), tak zliczanie tego w takiej formie się nie sprawdza za bardzo.
-
Wydania specjalne - temat ogólny
Kmiot odpowiedział(a) na rodi84 temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
MOCNE. Ryzykowna sprawa, ale jak to się zwróci, to chyba już wszystko się zwróci, więc PRÓBUJ MŁODY PREZESIE. Generalnie nie moja bajka oczywiście, choć wziąć wezmę i tak, nawet w ramach eksperymentu, ale bardziej w ramach wsparcia. Okładki? Quake, Duke Nukem, Doom, choć trzy FPSy to będzie chyba za dużo i gdyby trzeba było jedną odrzucić, to Quake, bo pozostałe nadrabiają kolorystyką. Tomb Raider powinien się znaleźć na okładce, ale nie jestem przekonany do tego arta. Chciałbym też jakiegoś reprezentanta gatunku point 'n' click, bo więcej okazji raczej nie będzie. Można wiedzieć kto na stanowisku Redaktora Naczelnego tego wydania? -
Dobra robota Square, ale idei runner upów nadal nie czaję, skoro to zawsze są te same gry, tylko czasem w innej kolejności (podobnie rok temu). Po co nam to? Po co tym grom ponowne wyróżnienie, skoro już wiemy, że były najlepsze? Chyba lepiej byłoby w tej kategorii wyróżnić tytuły, które nie załapały się do tego TOP 5 GOTY? No ale tak jak piszę, może czegoś nie czaję xd
-
GOTY: Helldivers 2 - nie mogło być inaczej, nawet nie musiałem się zastanawiać. Gra, która w dziesięć miesięcy połknęła mi 340 godzin życia w pełni zasługuje na moje GOTY. A przecież na początku roku nawet nie brałem jej pod uwagę, dopiero szum wokół premiery sprawił, że uznałem "kurde, wygląda to fajnie, a spróbuję". Spróbowałem i od tamtej pory darzę ją uczuciem. Tym bardziej, że twórcy dość regularnie dbają o to, by nie było nudno - czasem coś spierdolą w balansie, by potem w imponującym stylu to naprawić. Na przestrzeni całego roku dostarczali nowe uzbrojenie, misje, przeciwników, mechaniki, a na finiszu dorzucili całą dodatkową frakcję wrogów (póki co w dość bazowej formie, ale oczywiście będzie ona rozwijana). Słuchają graczy, aktywnie i osobiście uczestniczą w dyskusjach na temat wprowadzonych zmian. Ale przede wszystkim świetnie się w to gra, bo mechanicznie Helldivers 2 to bardzo satysfakcjonujący kawałek kodu. Gunplay królem, sieczka imponuje rozmachem, flaki latają, wszystko wybucha. Uwielbiam wbić na misję z eksperymentalnym zestawem uzbrojenia (nawet solo) i spróbować przeżyć, przynajmniej do wykonania zadania. Potem mogę umierać za Super Ziemię. Runner up: Tutaj miałem już spory dylemat, bo w dużo kapitalnych gier grałem w tym roku, nawet jeśli żadna nie dorosła "Helldivers 2" nawet do pięt. Honorowo muszę wspomnieć o "Astro Bocie" czy "Silent Hill 2", bo obie ze swoich zadań wywiązały się wzorowo. Ale o tym wie każdy i bez moich głosów te gry i tak zgarniają należną im uwagę. Powinienem też napomknąć o nowym "Prince of Persia", bo nie zasłużył, by o nim zapomniano. Zakładam, że "Balatro" jest ledwie na początku swojej drogi do wielkości i jeszcze wielokrotnie o tej grze usłyszymy przy okazji kolejnych rozszerzeń. Muszę docenić remastery klasycznych "Tomb Raiderów", bo zmotywowały mnie, by wreszcie się z tymi grami zmierzyć na poważnie. Natomiast "Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes" było o włos by zostać moim runner upem, bo pomimo wielu wad, złych decyzji projektowych i przeciętnej fabuły potrafiła mnie wciągnąć na długie godziny, gdy grindowałem i biegałem po całym świecie, by rozbudować swój zamek, wcielić nowych rekrutów i robić dziesiątki niewiele znaczących zadań. No i pomógł jakoś przetrwać kolejny rok bez remasterów Suikodenów 1&2, nieco wypełniając pustkę. Jednak skoro jest miejsce tylko na dwa runner upy, to wykorzystam tę możliwość, by jeszcze raz wyróżnić dwa tytuły, które w 2024 były najmilszym zaskoczeniem. Będzie więc ALTERNATYWNIE. Animal Well - absolutnie niepozorne gówno, od którego nie potrafiłem się oderwać. Hipnotyzująca, tajemnicza metroidvania o kilku warstwach wtajemniczenia. Pomimo dość surowej oprawy potrafi być śliczna i udanie operować paletą kolorów czy oświetleniem. Rzecz unikatowa i pełna uroku. Tytuł wchodzący do kanonu gier, które dowodzą potęgi jednostki, bo przecież w całości stworzona przez jednego chłopa. Dokonanie, które muszę wyróżnić i o którym muszę ponownie wspomnieć, może kogoś zachęcę. Lorelei and the Laser Eyes - gra przemyka obok głównego nurtu, co jestem w stanie w pełni zrozumieć. Bo prezentuje się dość niecodziennie (dominująca czerń i biel z pewnością nie przyciąga wzroku), a sama rozgrywka nie wygląda na porywający spektakl. Ale Lorelei to jedna wielka zagadka, złożona z dziesiątek, setek mniejszych zagadek, które... no cóż... bywają wymagające i oczekują od gracza pełnego zaangażowania oraz uwagi. Trzeba być czujnym, szalenie spostrzegawczym, czasem metodycznym i sumiennym, czasem wyjść poza pozorne ramy i rozwiązania poszukać u innych źródeł. Lorelei w tym roku zaoferowała mi najlepszy stosunek czasu gry, do płynącej z tego czystej satysfakcji. Sprawiła, że poczułem się mądrzejszy, niż jestem. Wynagradzała moją skrupulatność w spisywaniu notatek i traktowała jak równego partnera w fabularnym śledztwie. To zresztą wspólna cecha obu tych gier - ani przez sekundę nie wątpią w dociekliwość i inteligencję gracza, pozwalają mu pracować nad progresem we własnym tempie. Za takie chwile kocham gry i spędzanie z nimi czasu stawiam ponad bierne konsumowanie filmów, sportu czy seriali. Rozczarowanie: premiera PS5 Pro. Nie wiem, może za rok czy dwa ta konsola będzie miała więcej sensu, ale to co oferowała w 2024 roku to był dla mnie jakiś śmieszny żart. Poczynając od ceny, przez sytuację z napędami (ogromne kurwa xD), kończąc na bibliotece gier, które z "mocy" PS5Pro korzystały (kilkuletnie tytuły, do których i tak nie zamierzam wracać). Nadal nie czuję się zachęcony, ani nawet zainteresowany. Oczekiwania na 2025: jestem dość stonowany w oczekiwaniach. Jeśli się zastanowić, to na kilka gier czekam, ale szczególnie o tym nawet nie myślę. Mnie hype zwykle dopada (albo nie) dopiero w tygodniu premierowym, więc okaże się w trakcie najbliższych miesięcy, na jakie tytuły czekam najbardziej. Jest tylko jeden tytuł, na który z całą pewnością czekam, choć jednocześnie drżę o jego jakość - remastery Suikoden 1&2. Preorder złożony od czerwca 2023, więc chyba mogę z całym przekonaniem napisać, że czekam. No i w sumie na nowego Switcha też, bo ile można na tym rupieciu (kochanym, ale przestarzałym) grać? Na czym grasz: rodzina PlayStation, głównie PS5, całkiem niemało na PS3, sporadycznie na PS4 (jeśli jakaś gra z tej konsoli problematycznie działa na PS5). Do tego Switch. Zdarzało mi się emulować gry na laptopie (PS1) czy Anbernicu (NES, SNES, GBA). Raz wygrzebałem też swojego 3DSa (działa!).
-
Myślę, że wtedy każdy z nas miał inną wrażliwość na tego rodzaju kwestie techniczne. Duży margines tolerancji. Wtedy to była nasza "nowa generacja gier", pierwsza dostosowana do trybu full HD (w teorii), pewien przełom i wciąż duży progres graficzny. A że wiele gier nadal działało chwilami w 15fps, to tego nawet nie odczuwaliśmy, bo na poprzedniej generacji to też bywało normą i byliśmy w jakimś stopniu przyzwyczajeni. Ostatnio ogrywałem Arkham Origins na PS3, i to jak ta gra działa, to był jakiś dramat. Szczególnie przy poruszaniu się po mieście. Regularne spadki do kilku klatek na sekundę, loadingi w locie, dławienie się obrazu, kilka razy zawiesiło mi całą konsolę. Ale w mojej pamięci było wszystko ok, każdy problem techniczny był starannie wymazany ze wspomnień. Mimo wszystko grę ponownie ukończyłem, w 100% wyczyściłem mapę, spoglądam na nią z wyrozumiałością i sympatią. Każdorazowo trochę się boję wracać do gier z tamtej generacji, ale jak już przełknę pierwsze, zazwyczaj gorzkie odczucia, to potem gra już leci całkiem przyjemnie. Ale tak, wciąż trzeba dużej tolerancji, większej niż wtedy.
-
Wyszedł dodatek "Back to the '80 Mixtape: Side B" i jest bogatszy od "Side A". Tam było pięć utworów za 36 zł. "Side B" to z kolei 7 kawałków za 49zł. PEŁNA LISTA UTWORÓW: Queen - "Don't Stop Me Now" Wham! - "Wake Me Up Before You Go-Go" Toto - "Africa" Simple Minds - "Don't You (Forget About Me)" The Cure - "Just Like Heaven" Daryl Hall & John Oates - "Out of Touch" Rick Astley - "Never Gonna Give You Up" Przy "Side A" wziąłem tylko "Take on Me", tutaj szarpnąłem się już na trzy kawałki - Africa, Out of Touch i Ricka Astleya (ostatni raczej dla beki, niż żeby samemu w to grać), każdy za zawrotne 9zł. W ogóle dawno nie grałem, więc na spokojnie wrzuciłem sobie poziom Hard, aby się nie spocić, odpaliłem Africę, a potem Out of Touch i w obu zrobiłem Full Combo. No to podniosłem na Expert, odpaliłem ponownie i... znowu zrobiłem oba kawałki na Full Combo. Albo ja jestem taki dobry, albo te układy są takie łatwe, obstawiam tę drugą opcję, skoro będąc bez formy zrobiłem Full Combo przy pierwszych podejściach. Nie żeby mi to przeszkadzało (dla spoceńców jest jeszcze poziom Master), bo jest w sam raz - intensywnie, intuicyjnie i płynnie. No i same utwory to piękne klasyki, które każdy zna i nuci. Na zachętę podrzucę moje loty. Polecam te dwa utwory, bo są bardzo satysfakcjonujące i przyjemne w obsłudze. Szczególnie przy Out of Touch gra kilka razy łaskawie zinterpretowała moje spóźnione, starcze ruchy, ale Synth Riders takie jest - przyjazne dla gracza i często pozwala mu się poczuć lepszym, niż w rzeczywistości jest. Przypominam też, że abonenci PS+ w wariancie Premium mają tę grę za darmo w katalogu (nowe utwory trzeba już dokupić).
-
PSX EXTREME 328 + KALENDARZ GRACZA 2025
Kmiot odpowiedział(a) na Perez temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
No cześć, jestem. Taka refleksja na temat kalendarza. Miło byłoby zobaczyć więcej świąt gracza w rodzaju "25-lecie gry xxx", "urodziny Lary Croft", "5-lecie wydarzeń w grze xxx". Ale to taka luźna sugestia od kogoś, kto i tak nie wiesza kalendarza, więc nie wiem czy się liczy. Co do okładki, to adekwatna, ale... spóźniona o miesiąc. Umówmy się - w styczniu (bo wtedy ukazał się ten numer) okładka świąteczna jest spóźniona. W grudniu byłaby udana, w styczniu już nie jest. Bez sensu. A przechodząc do treści. Może nikt nie zauważył, ale Roger we wstępniaku teasuje książkę. To możliwe pokłosie projektu z Kosem. Newsy. No rzuciło się w oczy, że wyleciały komentarze do newsów, ale Perez już raczył wyjaśnić powody. Pytanie czy rzeczywiście potrzebujemy tych komentarzy? Czasem były celne, czasem w opozycji do tonu newsa, ale zwykle nie wnosiły nic nowego. Nie będę wspominał kto w takich nieznaczących wtrętach się specjalizuje, bo jestem miłym czytelnikiem i to byłoby wysoce niestosowne. Zmierzam do tego, że jeśli zebranie tych komentarzy kosztuje czas, a efekt nie powala, to osobiście nawet za nimi bym nie tęsknił. Widać też, że newsy w tym miesiącu dedykowane są The Game Awards, ale mimo wszystko brakuje mi też jakiegoś szerszego podsumowania “gamingowych Oscarów”. Wiem, że modne jest pisanie, że TGA nikogo nie interesuje, ale jakby nie patrzeć to w końcu najważniejsza i najbardziej huczna, pełna osobistości impreza w branży. Tym bardziej że w tym roku wstydu nie przyniosła i była całkiem udana, z kilkoma niespodziankami, choć pewnie o godzinę za długa. Wiem, że cały dział jest poświęcony wybranym zapowiedziom z TGA, ale samo wydarzenie jako całość też zasłużyło w tym roku na pochwałę i utrwalenie na piśmie, a doczekało się tylko bezdusznego wyliczenia kilku nagród i suchych newsów. Mniej znaczące pokazy dostawały więcej uwagi. Marvel Rivals to od początku stycznia naliczyło ponad 20 mln graczy zarejestrowanych, więc news o 10 mln mocno nieaktualny już w momencie ukazania się numeru. Znana marka, za darmo, a przede wszystkim dobra gra i tyle wystarczy na przytłaczający sukces. Inna sprawa jaka część z tych 20 mln jest tam tylko dlatego, że “za darmo, to sprawdzę”, ale wracać i grać nie zamierza. Tak czy srak, wyniki są imponujące, a ja, mimo że nie jestem targetem i grać nie zamierzam, to jestem ciekawy rozwoju tej gry i gdzie będzie za rok (Rewizja recenzji potrzebna, powtarzam się). Bawi też rozżalenie ex-graczy Concorda, którzy twierdzą nawet, że Rivals upadnie, bo… ma za dużo postaci. Ok, na pewno. Mnie z kolei trochę bawi, a trochę też smuci informacja o nadchodzącym DLC do Dave the Diver. Dodatek, który zadebiutuje dwa lata po premierze podstawki. Do jakiego stanu doprowadziła się branża, że na DLC do pikselowej gierki 2D musimy czekać tyle czasu? To już powinien być sequel. Nie chce mi się wracać do dwuletniej gry, to już dla mnie zamknięty rozdział. Wolałbym coś nowego, świeżego. Już do powrotu do Elden Ring musiałem się nieco zmusić, to nie gry-usługi, by trzymać je przy życiu przez lata. Ohayo Nippon. Nieustającą zagadka, że mające 10 lat Mario Kart 8 sprzedaje się lepiej od nowych Mario & Luigi, albo Zeldy z tą księżniczką, nie pamiętam jak się nazywa. Oni jedzą te kartridże z Mario Kart 8? To jakieś jednorazówki, że co tydzień trzeba kupować nowy egzemplarz? O chuj tu chodzi? Ohayo Polando. Autor jest świadomy, że to wyliczanka, ale i tak ją robi. Największą ironią jest to, że Kroolik wymienia te wszystkie tytuły, aby nam je polecić, tymczasem ja już pięć minut po lekturze nie pamiętałem żadnej z wymienionych gier. Brawo Kroolik, mission successfully failed. Nie sposób kogoś zaintrygować podając sam tytuł gry i jej przynależność gatunkową. To działało tylko w latach 90. w przypadku katalogów z piratami na giełdach komputerowych. Jeszcze więcej Wiedźmina! No jeszcze tego tu brakowało. Wystarczył cinematic trailer (bez gameplayu) i redakcja PE już podekscytowana. DAWAJ NA OKŁADKĘ, ŻE JEST O WIEDŹMINIE 4! A w środku cztery strony, treści na dwie, bo gigantyczne materiały graficzne zajmują resztę. O Wiedźminie 4 mamy dwa akapity, które opisują co wszyscy widzieli na zwiastunie, a pozostałe miejsce poświęcono sprawom, o których czytaliśmy już wielokrotnie. Że Wiedźmin zadebiutował w Nowej Fantastyce. Że jest serial i że są komiksy, oraz kto pisze do nich scenariusz (pasjonujące…). No i że są gadżety z Wiedźminem, gdyby ktoś nie zauważył (wszyscy wiedzą). Rozumiem, że pokusa, by móc wrzucić WIEDŹMIN 4 na okładkę była zbyt silna. A że za bardzo nie było o czym pisać, to trzeba było trochę polać wody i sztucznie podpompować wydarzenie. Gdybym był niedzielnym czytelnikiem, który dał się skusić na zakup numeru, bo zobaczył na okładce WIEDŹMIN 4, to po lekturze byłbym rozczarowany, żeby nie napisać, że czułbym się oszukany. Trochę jakbym się naciął na prasowego clickbaita. Z tą Mafią to też trochę naciągane, by pchać pół strony zapowiedzi na okładkę. Zax chyba nie będzie teraz w co drugiej zapowiedzi wspominał o tym, że wydawcy wolą uniknąć bezpośredniej konfrontacji w okienku premierowym z GTA6? Póki co napisał trzy zapowiedzi i w dwóch z nich zdołał nas oświecić tym bystrym spostrzeżeniem. Zobaczymy jak to się rozwinie w kolejnych numerach. Nie jestem też przekonany do całostronicowych playtestów gier na podstawie wersji demo, które są ogólnodostępne i każdy może sobie je sprawdzić osobiście, za darmo. No, ale powiedzmy, że nie są to najgorzej zagospodarowane strony. Gry Roku i Top 100. Widać, że trochę składane na szybko i terminy goniły, bo dużo, dużo więcej literówek niż zwykle (najwięcej chyba u HIVa). Raz mamy Silent Hill 2, innym razem Silent Hill 2 Remake. Zdarzają się nawet ucięte w połowie zdania (gra nr 10. u Urala). Lubiłem tradycyjną formę tabeli z podziałem na gatunki, nawet jeśli nie zawsze miała sens i nie była miarodajna. Ale to był pokaz kreatywności Zgredów i niektórym trudniej było ukryć wąskie horyzonty gatunkowe. Tegoroczna forma tabeli najgorsza nie jest i miło, że udało się upchnąć po kilka zdań uzasadnienia dla każdej gry z TOP 10, bo pamiętam że chyba dwa lata temu był z tym dramat (bezduszny wykaz i tylko kilka zdań opisu o grze #1). Co mnie zaskoczyło, to fakt, że Kroolik, wielki patriota growy nie zmieścił na swoim TOP 10 nowego Silent Hilla. Natomiast kiedy przeszedłem do lektury kolejnych gier z TOP 100, to już częściej unosiłem brwi z zaskoczenia. Co tam robi Skull & Bones, a raczej kto na to głosował? W dodatku ostatecznie wylądowało przed trójpakiem zremasterowanych Tomb Raiderów? Marvel Rivals jako “strategiczna gra karciana” (to chyba był Marvel Snap). Jak ma być dobrze w branży, skoro nowy, świetny Prince of Persia jest za remasterem TLoU2 i za Mario vs. Donkey Kong czyli za tytułem “przypominającym grę z komórki”? Że PoP poległ z Star Wars: Outlaws to mnie nawet nie dziwi, bo okazuje się, że nie tylko gracze nie docenili nowego Księcia, ale profesjonalni recenzenci też mają z tym problem. W ogóle ten TOP 100 jakiś dziwny i jakby oderwany od pokazanych nam typowań Zgredów. Pozostając przy nieszczęsnym PoP, to Księcia na swojej liście umieściło pięciu Zgredów (spośród 21). Remaster TLoU2 nie pojawia się u nikogo (nawet u Butchera brak!), tak samo jak Mario vs. DK. A końcowo i tak wylądowały wyżej na liście. Rozumiem, że opublikowane listy Zgredów to nie wszystkie topki i “za kulisami” swoje głosy oddawali również inni (współpracownicy czy coś). Wnioski z tego takie, że z gustami growymi u niektórych nie jest najlepiej i dla dobra wszystkich nie powinni w przyszłości głosować, skoro przepychają na listę takie szroty jak Skull & Bones. I pomyśleć, że Piechota się wstrzymał z głosowaniem, by nie nadwyrężać zaufania czytelników. Inni najwyraźniej nie mieli skrupułów. Prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy kto tam jeszcze dołożył swoje trzy grosze do tego, jak ostatecznie wygląda lista TOP 100 (mam też wrażenie, że jest ona po prostu za długa, wystarczyłoby TOP 20/30). Przypadek podwójnie pojawiającej się na liście “Thank Goodness You’re Here” zasiewa też ziarnko niepewności co do maszyny liczącej głosy, bo mogło się okazać, że wyszły dwa różne wyniki, hyhy. Z ciekawości zrobiłem więc krótki eksperyment i sprawdziłem jak wyglądałaby lista najlepszych gier 2024, gdyby liczyć tylko udokumentowane na papierze głosy, czyli gdybyśmy brali pod uwagę wyłącznie opublikowane topki 21 Zgredów. Zakładając, że gra #1 dostaje 10 pkt., a gra #10 dostaje 1 pkt., to wychodzi nam: #1 Astro Bot 119 pkt. / na liście u 16 Zgredów / u 3 Zgredów to Gra Roku #2 Indiana Jones 115 pkt. / 15 / 5 #3 Silent Hill 2 105 pkt. / 17 / 1 #4 Tekken 8 62 pkt. / 9 / 1 #5 Final Fantasy VII Rebirth 59 pkt. / 8 / 3 #6 Warhammer 40,000: Space Marine 2 48 pkt. / 8 / 2 #7 Call of Duty: Black Ops 6 41 pkt. / 9 / 0 #8 Stellar Blade 40 pkt. / 7 / 1 #9 Helldivers 2 36 pkt. / 5 / 2 #10 Balatro 35 pkt. / 5 / 0 #11 Black Myth: Wukong 33 pkt. / 7 / 0 #12 Star Wars Outlaws 31 pkt / 5 / 0 #13 Senua’s Saga: Hellblade 2 29 pkt. / 6 / 0 #14 Prince of Persia: The Lost Crown 26 pkt. / 5 / 0 #15 Like a Dragon: Infinite Wealth 22 pkt. / 4 / 0 #16 Animal Well 20 pkt. / 4 / 1 #17 Metaphor: ReFantazio 19 pkt. / 3 / 0 #18 Dragon’s Dogma 2 18 pkt. / 2 / 1 #19 Rise of the Ronin 17 pkt. / 4 / 0 #20 The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom 15 pkt. / 6 / 0 Generalnie mogłem się gdzieś machnąć, bo aż tak się do sprawy nie przykładałem, więc traktujcie to jak ciekawostkę. Ale gołym okiem widać, że pewne zmiany są. FFVII spada z podium (miało 3. miejsce), Metaphor i Zelda wypadają z TOP 10 (miały odpowiednio 8. i 9. miejsca) , nieszczęsny PoP wskakuje na 14. miejsce (a było na… 52.) W40k wysoko awansuje o pięć pozycji. Reszta to drobne roszady bez większego znaczenia, generalnie pierwsza piątka wydaje się mocna. Czy to był dobry rok pod względem gier? Oczywiście. Każdy kolejny rok jest dobry, jeśli nie nadążam ogrywać wszystkich bieżących tytułów, choć mam na to ochotę. Nie wiem jak można narzekać. Pixel-fucking. Solidnie. Widać solidnie zgłębiony temat, dużo włożonej pracy, sporo wygrzebanych ciekawostek, choć końcowe wnioski nie są zbyt odkrywcze. No, ale nie każdy artykuł musi do takich prowadzić, więc jakoś to zniosę. Niemniej Ostasza wolę w wydaniu mocniej ukierunkowanym, czyli gdy skupia się na jakimś pojedynczym filmie czy cyklu. Przy okazji chciałbym wspomnieć, że nadrobiłem “Ulice w ogniu” i bawiłem się wybornie, a dwa wokalne utwory (otwierający i zamykający) na stałe zawędrowały na moją spotifajową listę. Tutaj poczytałem, ale ochoty na żaden seans nie miałem. Chyba że na Władcę Pierścieni, bo ta trylogia wydaje się nie starzeć (również pod kątem efektów komputerowych). Hyde Park. Butcher życzy nam w 2025 roku “więcej takich gier jak Star Wars: Outlaws”. No dzięki stary, może od razu życz mi raka? Zabłocki utyskuje, że XSX jest niedocenianym sprzętem, problem w tym, że on jest niedoceniany przede wszystkim przez Microsoft. Adamus zdradza tajemnicę korespondencji. Ale ważne, że Redaktor Naczelny się poznał na talencie Kacpra i teraz obaj mogą być z siebie dumni. No i ten Jimmy ciągle bawi xd Piechota i jego wątek 17 numerów już się w temacie przetaczał i też w sumie nie wiem jak mu wyszło akurat tyle. W każdym razie za rok go rozliczę z tych życzeń. No i tak, czekam na kontynuację rozmów o czasopismach growych. Roger znowu teasuje, tym razem Ścierę. Ja to generalnie chętnie bym chłopa poczytał, nawet jakiś Hyde Park z gatunku “co tam u Ściery słychać” by się nadał. Grabarczyk zdradza, że była w planach jakaś redakcyjna Wigilia. Ja się więc pytam: gdzie jakaś relacja? Headshot. Wątek Anonima częściowo źle się zestarzał, gdy okazało się, że z Muska każual, a nie hardkorowy gracz. Jego stream z PoE2 pokazał, że chłop nie ma bladego pojęcia co klika, a postać ktoś mu po prostu wyhodował (zapewne nie za darmo). Stawiam, że do TOP 20 graczy w Diablo VI też należy tylko w sytuacji, gdy kupi któregoś z tych TOP 20. Konsolite się znowu znęca nad Sony, że korporacja chujowo świętuje 30-lecie. A kto z tej branży hucznie świętuje i rozdaje za darmo gry? Nintendo? MS? Każdy jubileusz jest rozpatrywany tylko pod kątem “jak na tym możemy zarobić”, więc nie wiem skąd jakiekolwiek oczekiwania u człowieka, który oczekiwań zwykle nie ma, bo “nadzieja prowadzi do rozczarowań”? Koso chyba wziął sobie do serca mój apel i jest optymistycznie. I zgadzam się, to był udany rok - pisałem o tym już wyżej. Kolejny też będzie dobry, nawet w to nie wątpię. Recenzje. Indiana Jones. Mnie to i tak nie trzeba zachęcać i nawet gdyby gra okazała się zaledwie dobra (7/10) to i tak zapewne dałbym jej szansę. Wyczuwam jednak, że Dżujo był nieco zbyt łaskawy i bagatelizuje wady (AI, “pod względem mechaniki to gra z poprzedniej generacji”), a raczej zdaje sobie z nich sprawę, ale nie wpływają one na końcową ocenę fana marki, choć może powinny. Generalnie opinii i intuicji Dżuja zwykle ufam, więc nawet nie mam mu za złe schowanie sceptycyzmu na chwilę do szuflady. No i ta lokalizacja uniemożliwiająca wybranie angielskiego dubbingu i polskich napisów to myślałem, że deweloperzy już takie rzeczy ogarniają, ale okazuje się, że nie do końca. Najzabawniejsze, że nawet nie liczę by to naprawili w porcie na PS5. Chyba, że już naprawili, to nie było tematu, sorry. Skydance’s Behemoth. Kurde, dobry okres dla VR-owców. Kolejny miesiąc i kolejny tytuł, który trzeba wrzucić na Listę Życzeń. Widzę, że będzie w pudełku, więc zaczekam. Dobrze, że macie tego Dżuja, bo nawet nie wiem, czy oprócz niego w redakcji ktoś ma PSVR2. Soul Reaver. Jeden z najlepszych openingów w grach. Totalnie klimatyczny z ABSURDALNIE DOBRĄ muzyką (!). W ogóle mam ogromny sentyment do pierwszego SR, po tych remasterach nie oczekiwałem kompletnie niczego, wystarczał mi sam fakt, że gry będą wreszcie dostępne w oficjalnej dystrybucji na współczesne sprzęty i to mi wystarczy. Recenzję potrzebowałem tylko do potwierdzenia, że nic nie zepsuli. Ale znów - czekam na pudełko, nie spieszy mi się. Path of Exile 2. Dwie strony dla gry we wczesnym dostępie? Nieco kontrowersyjnie. Ale lubię teksty Urala, mają miłą nieprzewidywalność, czasem fajne żarty (ale niekiedy też nienajlepsze, hehe). Gra raczej nie pasuje do moich preferencji, ale czasem mam zachcianki na wyjście ze strefy komfortu, więc nigdy nie wykluczam, że kiedyś skosztuję tego dania. Ale zdecydowanie poczekam na pełne wydanie. Alien: Rogue Incursion. Drugi warty zainteresowania tytuł VR w miesiącu? Co się dzieje?! Z tą grą mam ten problem, że horrory w VR to dla mnie zdecydowanie zbyt wiele. Więc pocieszam się faktem, że to tylko Part 1 i mam wymówkę, by odwlekać (że niby czekam na komplet; nie wiem ile tych części tam planują). UFL. Podczas lektury naszła mnie smutna refleksja, że w sumie gry piłkarskie przestały mnie interesować kilka lat temu, bo z kolegami zbyt rzadko mamy już czas na “całonocne giercowanie”, jak za czasów PS1/PS2 i tysiące meczów. A ten gatunek przede wszystkim z tym mi się kojarzy i nawet nie mam ochoty grać w singla czy przez sieć. Niemniej ciekawy jestem na ile twórcom wystarczy zapału i pieniędzy, by rozwijać grę. No i fakt, że jest Free to Play upatruję tutaj jako zaletę, bo w razie czego w każdej chwili będę mógł ściągnąć grę i pyknąć z kolegami 2-3 mecze bez narażania się na jakiekolwiek koszty. Fantasian Neo Dimension. Mamy to. Zax znów dopierdala się do randomowych recenzentów w internecie, bo nie mają racji. Tylko on ma. Może ma, nie wiem, nie grałem, choć panowie wcześniej w temacie już poruszali wątek i sprawa nie jest tak oczywista. W każdym razie wywyższanie się Zaxa nie przestaje mnie rozbawiać. On powoli przeobraża się w mema. Infinity Nikki. Dziwne, że recenzja nie przypadła Aysnelowi, bo on lubi przebierać cyfrowe lalki w różne sukienki. Okazuje się, że nie tylko on. Spirit Mancer. O co chodzi z tym DLC w minusach? Bo w treści Konsolite nic nie wspomina, albo mi coś umknęło? No i Darek, ale odniesienia kulinarne to jednak zostaw Adamusowi. Marvel Rivals. Do mnie najbardziej przemawia… zmiana perspektywy na trzecioosobową. Nie na tyle, bym miał w to grać, bo to co oglądam na gameplayach mnie nie przekonuje, ale GDYBYM pod groźbą śmierci miał dać szansę jakiemukolwiek hero-shooterowi, to pewnie byłoby to Marvel Rivals. Retrorecenzja Far Cry. Czy jestem jednym z tych, którzy woleliby Suikodena albo Tactics Ogre? Z jednej strony tak, z drugiej - już po lekturze - niekoniecznie, bo było wciągająco i z trafnymi spostrzeżeniami. Tym bardziej, że oba Suikodeny dopiero co błyszczały w publicystyce dwa miesiące temu, a lada miesiąc wrócą w postaci remasterów i znów będę z nich dumny (mam nadzieję). Adamus w niczym nie ustępuje Piechocie przy tych recenzjach, ładnie łączy formy, przemyca nieco zdyscyplinowanej publicystyki do tekstu i bez wątpienia kuma, jak to robić dobrze. Przebrzydły pececiarz, ale jeden z moich ulubionych. Publicystyka. Wodny świat. Anegdotka. Widząc tytuł na okładce myślałem, że będzie o “Wodnym Świecie” z Kevinem Costnerem. Tymczasem okazuje się, że Cypher chyba zamierza zagrzać miejsce na dłużej i fajnie, bo chłop pisze sprawnie. Mimo wszystko odczucia mam podobne, co do wielu tematów Kochańca (sorry Seba, ale nie masz monopolu), czyli szeroki temat nie do pokrycia w całości na przestrzeni 4 czy 6 stron i trzeba selekcjonować. Zawsze znajdzie się więc zarzut “a o xxx nie wspomniał!”. Tymczasem jestem w trakcie ogrywania Tomb Raidera 2 i chciałbym zaznaczyć, że poziomy wodne są dużo bardziej grywalne i łatwiejsze do nawigowania w tych remasterach. Odnajduję w nich nawet przyjemność, co jest… zaskakujące. Cartoon Network. Przede wszystkim ŚWIETNA decyzja ze skupieniem się na fenomenie stacji w Polsce, a nie na jej historii jako takiej. Stężenie sentymentalizmu od razu przekracza wszelkie normy. Co prawda tekst dość wolno się rozkręca (akapit o Bolku, Lolku i innych Reksiach), ale potem zasypuje ciekawostkami. Wyjaśniono mi tajemnicę czemu u nas wieczorem pojawiało się TCM. Do tego cała masa smaczków, mało znanych faktów, kontrowersji i rzeczy, które dzisiaj absolutnie by nie przeszły, a moje pokolenie ukształtowały. No i na deser akapit ze Zgredami. Pyszna rzecz, nadająca całości Extrimowego sznytu, mocno osobistego i mającego prawo istnieć tylko tu, na tych stronach czasopisma. Ja z kolei pamiętam jeszcze CN sprzed produkcji własnych. Z całą masą bajek od Hanna-Barbera, w tym z moim ulubionym Jonnym Questem. A z produkcji własnych mimo wszystko najbardziej chyba lubiłem Johny’ego Bravo, choć oglądałem w zasadzie wszystko. Kochaniec dostarczył rewelacyjny, gęsty od dobroci tekst, połknąłem go zbyt szybko i chciałbym zdecydowanie więcej. Brawo. Brawo. Brawo. Podrzucam też jeden ze wspomnianych w tekście odcinków Dextera. Prychnąłem nawet. Wycieki. Dla mnie to zawsze będzie wada branży w dobie internetu. Piętnujemy hakerów za wykradzione dane, ale na twitterowe pazeroty udostępniające przecieki “po trochę” już przymykamy oko, bo oni kradną, ale mało. Z mojej perspektywy wygląda to tak, że oni wszyscy prześcigają się w tym, kto pierwszy zepsuje graczom niespodziankę. Wiesz co dostaniesz na urodziny? Nie? No to już wiesz. Mam nadzieję, że pewne trendy w tej materii się odwrócą, pokaz na TGA w sumie wypadł pod tym względem pozytywnie, bo było sporo materiałów, o których nikt szeroko nie donosił. Oby dalej w tym kierunku, a leakerów jebać piorunami. Until Dawn. Wychodzi na to, że London Studio zaczęło od kopania dziury pod fundamenty Until Dawn, a skończyło się na tym, że wykopali własny grób. Żaden ze mnie koneser slasherów, nawet w filmach nie lubię takich scen, więc dlaczego miałbym chcieć w takie rzeczy grać? Nie, przestań Kacper, nie namówisz mnie. Widziałeś moją kupkę wstydu? Nie będę dokładał tylko dlatego, że Ty tak piszesz. A piszesz doskonale, to muszę Ci oddać, choć mnie i tak nie namówisz. Znów absurdalnie dobry artykuł. Obszerny, wyczerpujący, do tego konstrukcją tekstu po raz kolejny przyjemnie nawiązuje do tematu (tutaj motyw ofiar), a jednocześnie go nie przyćmiewa i jest ledwie ozdobnikiem. Until Dawn to nie jest gra, którą darzę jakimkolwiek uczuciem, ale czytanie Adamusa w takim wydaniu to zawsze czysta przyjemność i zaszczyt. Kto wrobił Królika Rogera. Tym razem dwie strony raczej wystarczyły, by sensownie pokryć temat, bo poprzednio z tym Kaczogrodem to było karkołomne zadanie skazane na porażkę i czułem spory niedosyt, bo Kluska z przymusu szedł mocno na skróty i przez ogólniki. Tym razem wyszła całkiem sycąca przekąska między większymi artykułami i takie też doceniam. Final Fantasy IX. Jedyne FF, które przeszedłem na PS1 (choć grałem we wszystkie po trochę). Kolejnym będzie dopiero FF16. W ramach ciekawostki dodam, bo pamiętam to doskonale, że FFIX ogrywałem w okresie, gdy upadały wieże WTC, a z kolegami graliśmy mecze piłki nożnej “na łące”, gdzie właściciele psów wyprowadzali swoje pupile na sranie. Emocji aż za dużo. Więc tak - FFIX ma swój kącik w moim sercu, a Kubica wydaje się w ostatnich miesiącach bezwstydnie plądrować to ciasne lokum. Opus Magnum autora z tego tym razem nie wyszło, ale i tak jest to ponadprzeciętnie dobra lektura. Bije z niej pewne ciepło, jak z całego FFIX. Battle Theme gra mi w uszy po dziś dzień. Tomb Raider: The Angel of Darkness. Ujmę to tak. Myślę, że u Krzyśka jest progres, ale to ewolucja, nie rewolucja. Coś się lekko zmienia, autor gdzieś kluczy, mości się i szuka wygodnego miejsca do dłuższego posiedzenia. Jego styl pisania nie określiłbym gorszym na tle innych, raczej “bardziej wymagającym”. Zauważyłem bowiem pewną prawidłowość, że początki tekstów czyta mi się trudniej. Nie sądzę, że są gorzej napisane, raczej chodzi o to, że jako czytelnik potrzebuję chwili, akapitu, dwóch, by wejść w lekturę i poczuć się w niej nieco swobodniej. Potem już treść leci bez większych zgrzytów, więc może wcale nie jest tak źle, jak ja w swoich opiniach sugeruję? Może to ja mam problem, a nie Grabarczyk? Niezależnie od przyczyn, wciąż imponuje mi, że Krzysiek traktuje moje odczucia śmiertelnie poważnie, choć tak naprawdę nie mam żadnych podstaw, by się opiniotwórczo wypowiadać. Prawda jest taka, że z publicystyką w PE nigdy nie było tak dobrze, a Grabarczyk ma w to swój wkład, a moim celem jest wyłącznie motywować, by było jeszcze lepiej. Podsumowując, to bardzo dobry tekst, z zaledwie kilkoma mniejszymi “dziurami chaosu”. Dodatkowo kwestia dat jest w miarę ogarnięta (biorąc pod uwagę tendencję autora), z nazwiskami nie do końca, ale tragedii nie było. Poza tym aktualnie mam fazę na klasyczne Tomb Raidery (w dwa lata planuję nadrobić wszystkie, a przynajmniej do AoD, w czym pomogą mi nadchodzące remastery) i tak, w Sylwestra grałem w TR2, więc Grabarczyk trafił w miękki punkt i mogę być nieobiektywny. Tym bardziej, że jestem wspomniany w tekście, a to zawsze miłe, choć akurat do Chronicles nie mam wielu ciepłych uczuć (najwięcej do TR4), więc torpedować opinii nie zamierzam. Inne kwestia, że z dzisiejszej perspektywy znacznie łatwiej nam oceniać (nie)słuszność decyzji kolejnych części cyklu. Soul Reaver. Ooo, a kogo to morze na brzeg wyrzuciło? Konsolite w publicystyce, witamy. Że Darek potrafi, to wiemy, bo wiele początkowych Extreme Plusów (dla Patronów) było jego autorstwa i jakością imponowały (szczególnie w porównaniu z aktualnymi). Tutaj też trudno się do czegokolwiek przyczepić, bo całość czyta się lekko, a jak często słyszy się narzekania czytelników na to, że “czytało się zbyt łatwo, chciałbym trudniejszej w odbiorze lektury”? No właśnie, raczej nigdy. To znak, że czasem prościej, znaczy lepiej. O samym Soul Reaverze napisałem już przy komentarzu do recenzji remasterów, ale tutaj chciałbym zwrócić jeszcze uwagę na jedną rzecz. Ile jest w treści dat i nazwisk? Absolutne minimum. Umiejscowienie czytelnika na linii czasowej już we wstępie, a potem skupienie się na opowieści. Pojawia się Amy Hennig, bo pojawić się musiała, jeden czy dwóch cytowanych developerów, a poza tym czysta, nieskrępowana żadnymi kajdanami opowieść o grze i jej procesie powstawania. Jeśli Konsolite (wraz z Cypherem) na stałe dołączy do grona publicystów to czekają nas obfite miesiące. Extreme Plus. Steve Jobs. Napiszę tak: jest lepiej, choć poprzeczka była bardzo nisko. Może to kwestia dobrze udokumentowanego i obszernego życia Jobsa, że tym razem nie było konieczności trzy razy pisać o tym samym, byle zrobić limit znaków? Wygląda też na to, że tym razem ktoś przeczytał całość kompozycji, bo opowieść płynie bez większych przeszkód. Inna sprawa, że wciąż nie jestem fanem doboru tematycznego ostatnich wydań, który wygląda jak wyciągnięty z wykazu “najważniejszych osób w branży growej i technologicznej”. Kompletnie nie czuję ekscytacji widząc kolejną biografię bez krztyny oryginalności. To wciąż taki wypełniacz bez większych ambicji i po linii najmniejszego oporu. Gdzie jakieś artykuły dedykowane cyklom gier albo całym markom? Gdzie jakieś pojedyncze tytuły, które na ośmiu stronach można pokryć kompleksowo? Dobór tematów do Extreme Plus funkcjonuje chyba na zasadzie: ten artykuł jest ZA DOBRY na E+, dajmy coś mało natchnionego, na przykład biografię twórcy Pokemonów, albo tego od Dooma dajcie. Pomijam też fakt, że całość napisana jest tonem bezkrytycznym, czołobitnym i pełnym zachwytów, taka słodka laurka, ale to już od kilku numerów w sumie. Nie udało się wygrzebać żadnej ciekawej informacji, głębiej poszperać, wyszło, że Jobs był Jezusem Technologii. Zero autorskiego zacięcia i krytycyzmu. No, ale lepiej, niż poprzednio, więc chyba pora na szampana? Region Filmowy. Tak Kuba (i Marta, pozdrawiam), ja czytam. Choć z oglądaniem już gorzej, tym bardziej, że zrezygnowałem z większości streamingów. Comix Zone. Ja tylko w kwestii Sknerusa, bo raz mowa o tym, że “wydanie na tylko 30 stron”, a potem “cały album liczy bowiem raptem 98 stron”. Trochę niejasne i mylące, choć domyślam się o co chodzi (sama opowieść ma 30 stron, ale dodatki rozpychają wydawnictwo do blisko 100). BAKA. No, no, czyżby Konsolite wreszcie zaczął pracować na sławę nazwy działu, że poleca coś specyficznego i dziwnego? No dobra, wszystko co polecał do tej pory bywało dziwne, ale wiecie o co mi chodzi. Mononoke the Movie brzmi AMBITNIE na tyle, że chyba nawet Darek ma pewne kłopoty z opisowym oddaniem cech produkcji i nieco się zapętla w recenzji. Tak czy inaczej, dodaję kolejny tytuł do listy, której zapewne nigdy nie opróżnię. Felietony. Zax. Zaczyna się epopeja z samolocikami. Wyłania się z tego obraz nieco skrzywionej społeczności (gotowej wydać 200 zł na samolot w grze), którą twórcy mają głęboko w piździe. Trochę mi żal tych graczy, ale tylko trochę i przez chwilę. Ok, już mi przeszło. Mielu. Fajnie i celnie ujęta kwestia powrotu starych marek, jak Soul Reaver. Rzecz w tym, że nie każdy ma ochotę wracać do tamtych gier, ale nowy tytuł w serii przyjąłby z otwartymi ramionami. Dajcie zielone światło nowej, współczesnej grze, zróbcie ją dobrze, a gwarantuję, że zainteresowanie starymi wcieleniami marki znacząco wzrośnie. Na odwrót to nie zawsze działa. No i koniec końców Capcom zapowiedziało nową Onimushę, więc może i na Dino Crisis przyjdzie pora, a Konsolite będzie się miał z pyszna. Marcellus. Od kiedy wiem, że pisze za darmo, to nie przejmuję się jego wypocinami, nawet gdy wygląda jak Adam Piechota. Piechota. Osobiście uwielbiam tematykę alternatywnych rzeczywistości, podróży w czasie, innych linii czasowych, efektów motyla, pętli i innych tego typu gówien. Może dlatego SH2 tak fascynująco na mnie działa. No i na deser dostajemy namiastkę GOTY 2024 Adama, a ja pod wszystkimi trzema pozycjami mogę się podpisać, bo remastery Tomb Raiderów są wzorem w temacie połączenia klasyki z współczesnością i ucieleśnieniem tego, jak te gry funkcjonują w naszej pamięci (mechanika nietknięta, oprawa i klatkaż podciągnięty). Astro to Astro, ale jednocześnie anomalia, patrząc na współczesne Sony. A Lorelei absolutnie angażujący tytuł, który chyba przyniósł mi najwięcej czystej satysfakcji w tym roku. I jedyny, który potrafił zmotywować mnie do rozkminiania zagadek logicznych na sraniu. Graczpospolita Głos Ludu. @łom chyba nie muszę wołać, bo to raczej regularny bywalec, ale i tak chyba to zrobiłem, prawda? Przepraszam Łomie! Żeby nie było: zauważyłem brak Kącika Kmiota, ale ponieważ nigdy nie robiłem tego DLA SŁAWY, to nie mam żalu (poza tym wiem, że terminy). Tym bardziej, jeśli w moje miejsce trafiają fajne i celne komentarze, ale z tym bywa różnie. Dlatego w tym miesiącu przyspieszyłem publikację recenzji, aby czytelnicy wiedzieli, że wciąż żyję, o ile Perez mnie nie wytnie. Listy. HIV jakiś zmotywowany, w dodatku oficjalnie dziękuje Perezowi, więc najwyraźniej coś tam się dzieje za kulisami (patrz .gif wyżej). Ale trzeba przyznać, że list Grasshoppa64 całkiem sensowny i miły w lekturze (nie, nie jest to moje alter ego). Czy tylko ja jestem ciekawy co się wydarzy, jeśli HIVowi rzeczywiście wyschnie źródło? Bo póki co od lat wysycha i wyschnąć nie zamierza. Patrząc globalnie, to rewelacyjny numer. Pełny dobrej, bardzo dobrej i rewelacyjnej publicystyki, i nawet Igor w recenzjach wzniósł się ponad swój poziom, choć pisał o grze, która nikogo nie interesuje. Ale jakość treści w PE wciąż jest wysoko i z pozycji czytelnika wyczuwam ogrom pasji autorów i wierzę, że wszystkie te teksty nie powstają od sztancy, a częściej są misternie cyzelowane. Jeśli dorzucimy do tego oddanego sprawie wydawcę w postaci skromnego, acz skutecznego Pereza, to całość może na jakiś czas wypalić i dostarczyć nam jakościowych materiałów. Póki co życzę sobie i Wam, byśmy za niecały rok znów mogli dyskutować o kalendarzu PE. -
Kmiot zmienił(a) swoje zdjęcie profilowe
-
-
Jakie pierwsze Trophy / Achievment taki cały rok
Kmiot odpowiedział(a) na Pryxfus temat w Graczpospolita
Po latach wyrzeczeń wreszcie miałem okazję wbić jedno z Osiągnięć Życia Każdego Gracza, czyli zagrałem w Tomb Raidera w Sylwestra. Musiałem spauzować o północy na symbolicznego szampana, ale generalnie tak - grałem w grę. -
Intensywny rok. Ilościowo wyszło nieco mniej, niż w 2023, ale to wynika z prostego faktu, że samo Helldivers 2 pożarło mi 340 godzin, a Gran Turismo 7 dorzuciło swoje 160 godzin (w cztery miesiące). Koniec końców wyłącznie te dwie gry odpowiadają za 1/3 całorocznego wyniku godzinowego. Generalnie dużo fajnych gierek, ale na wyróżnienia pokuszę się w temacie o forumkowym GOTY. Dorzucę kilka zdań do każdej pozycji, jak również link do szerszych wrażeń w dedykowanych tematach, zakładając, że takie publikowałem. Z rozgrzebanych i nieporzuconych rzeczy został mi w zasadzie tylko Baldur's Gate 3 (50 godzin na liczniku). Koa and the Five Pirates of Mara [PS5] - rozluźniająca platformówka na noworoczne lenistwo. Lekka, łatwa, przyjemna. Dość mocno stawia na speedrunowe elementy. Panzer Dragoon: Remake [Switch] - zaskakująco mało zawartości w tej grze, nawet jak na gierkę arcade. Godzinka zabawy, grało się sympatycznie, ale potem zostaje tylko kręcenie high score, a to już mnie nie jara. Nuclear Blaze [Switch] - drobna perełka, lepsza niż oczekiwałem. Wcielamy się w strażaka i musimy walczyć z rozprzestrzeniającym się pożarem w placówce badawczej. Trochę platformówki 2D, trochę gry logicznej. Przeszedłem dwa razy, bo w zależności od wybranego poziomu trudności zmieniają się lokacje i gra różni się diametralnie (alternatywne ścieżki). Vampire Survivors [Switch] - większość czasu w tej grze spędziłem jeszcze w 2023 roku, ale wtedy jej nie uwzględniłem w podsumowaniu, bo planowałem pograć jeszcze w 2024. Dorzuciłem jeszcze kilka godzin do licznika, pokonałem "ostatniego wroga" w Capella Magna i choć zdaję sobie sprawę, że to wciąż daleka droga do PEŁNEGO ukończenia gry (tym bardziej, że autor stale dorzuca nową zawartość), to mi po ponad 30 godzinach prawdopodobnie już wystarczy zabawy. Może jeszcze wrócę na niezobowiązującą partyjkę, ale z grubsza temat uważam za zamknięty. Beyond Oasis: The Story of Thor [emu Mega Drive] - w ramach Forumowego Klubu Retro. Taka Zelda, ale uciążliwa w zbyt wielu aspektach gameplayowych, bym mógł ją komukolwiek polecić. Gdyby nie zbawienne savesloty emulatora to nie wiem czy dobrnąłbym do końca. Prince of Persia: Sands of Time HD [PS3] - kiepski port, ale urokliwość samej gry dość ponadczasowa, więc to był generalnie miły czas. Poza momentami upierdliwymi walkami, które ten miły czas skutecznie obrzydzały. Doom 64 [Switch] - wariant dedykowany Nintendo 64, dość specyficzny, ale wciąż bardzo dobry. Cuphead [PS4] - Nie jestem fanem koncepcji gamplayowej, ale absolutnie urzekający artstyle zmotywował mnie na tyle, aby wyrzeźbić 100%. Na DLC zabrakło już zapału, ale nie wykluczam, że kiedyś wrócę. Synapse [PSVR2] - gierka z rewelacyjną rozgrywką (można poczuć się KOZAKIEM), choć ma poważne braki w zawartości i urozmaiceniu (broni, przeciwników, poziomów). Niemniej generuje masę frajdy. Prince of Persia: The Lost Crown [PS5] - wyśmienita metroidvania z satysfakcjonującym systemem walki i sztywniutkim sterowaniem. Synth Riders [PSVR2] - VR-owa gra ruchowo-taneczna z szerokim wachlarzem utworów. Rewelacyjne party-game, bo dużo wybacza, a i tak satysfakcjonuje. Beat Saber to nie jest, pół klasy niżej, ale grałem na przemian i jestem zauroczony (BS kocham). Eastward [Switch] - małe rozczarowanie. Zbyt przegadana gra zeldopodobna (wariant 2D). Za dużo biegania od znacznika, do znacznika. Fajne dungeony, ale wszystko co wokół nich lekko zasysa. Tekken 8 [PS5] - wciąż wyjątkowo fajny do popykania z kolegami na kanapie, ma też jakieś tryby dla pojedynczego gracza, ale żadne to przełomy. Na profesjonalne analizy jestem zbyt cienki, zrobiłem platynę i poszło na półkę. Wraca tylko gdy koledzy odwiedzą. Guilty Gear: Strive [PS5] - zadziwiająco dobra i przystępna bijatyka 1 vs. 1. Bieda po względem trybów dla jednego gracza, fabuła w postaci... anime do oglądania, ale rozgrywka ciaśniutka, intensywna i obłędnie widowiskowa. Poznanie każdej postaci nie wymaga godzin na opanowanie ich wachlarza ciosów, bo listy ataków są dość krótkie, więc GG wydaje się całkiem przystępne. Spędziłem przy tej grze całkiem przyjemne i cieszące oczy 22 godziny, jestem nią miło zaskoczony. Nobody Saves the World [PS5] - zabawna i całkiem zajmująca. Dla graczy czerpiących przyjemność z obserwowania jak paski postępu rosną. Urozmaicona gameplayowo (bazowo trochę hack&slash), ładniutka, uroczo głupkowata. Streets of Rage 2 [emu Mega Drive] - Forumkowy Klub Retro. Ot, beat'em up, który mego serca nie skradł. Rollerdrome [PS5] - pyszna gierka, świeża, z czarującym artstyle i satysfakcjonującym gameplayem. Jeździmy po arenie na rolkach, sadzimy trikulce i strzelamy do złoczyńców. Sport przyszłości. Wszystkie elementy łączą się w całość (tricki odnawiają amunicję), gra niecodzienna, ale wciągnęła mnie mocno. Haven [PS5] - świetnie napisana relacja między bohaterami, przyjemna do śledzenia historia miłosna, naturalna, swobodna. Wybitna oprawa muzyczna temu towarzysząca. Mechanikom czysto gameplayowych brakuje odrobiny głębi i całość wydaje się ciut rozwleczona, ale może ja za bardzo się zaangażowałem w czyszczenie wszystkiego. Apocalypse [emu PS1] - Forumkowy Klub Retro. Lepsza, niż zapamiętałem. Praktycznie nie frustruje, o zaliczenia za jednym posiedzeniem, więc bardzo arcade'owa gierka w sumie. Helldivers II [PS5] - Genialny klimat, idealny gunplay, rozrywkowy multiplayer. Gra, na którą kompletnie nie czekałem, dałem jej szansę i się zakochałem. Na przestrzeni całego roku grałem zarówno z kolegami, jak i solo (co stanowi zupełnie innego rodzaju wyzwanie). Twórcy rozpieszczają nas zawartością, dopiero co wrzucili nową frakcję przeciwników, więc gra całkowicie odżyła. Jestem graczem mocno singlowym, ale dla Helldivers 2 robiłem i robię wyjątki. Prawie 350 godzin walczyłem w II Wojnie Galaktycznej i zamierzam walczyć dalej. Moja tegoroczna kokaina. Deception III - Dark Delusion [emu PS1] - Forumkowy Kącik Retro. Bronimy się przed przeciwnikami poprzez rozstawianie pułapek. Oryginalna, choć słabo motywująca do finezyjnego podejścia. Dużą część gry przeszedłem stosując jeden, ale skuteczny zestaw zasadzek. Balatro [Switch] - to wszystko co mówią uzależnieni, to czysta prawda. Balatro to kapitalna gra, satysfakcjonująca i obrzydliwie wciągająca. Człowiek tylko klika (polecam grać dotykowo), a godziny lecą jak pierdolnięte. Trudno określić czy grę można "ukończyć", ale spędziłem z nią ok. 17 godzin, kilka razy ukończyłem runy, więc dorzucam do listy. Bronię się przed tym uzależnieniem, ale nie wykluczam, że sporadycznie do Balatro będę wracał, tym bardziej, że wciąż jest rozwijane. Samurai Pizza Cats [emu NES] - Forumkowy Klub Retro. Fajna gierka, jeśli się chce bez napinki wrócić do epoki NESa. Jest łatwa, krótka i w zasadzie przyjemna. Wario Land 4 [emu GBA] - Forumkowy Klub Retro. Poziomy zaskakująco urozmaicone tematycznie, a przy tym potrafiące zaskoczyć oryginalnością. Poza tym raczej sztywniutki movement i levele zachęcające do eksploracji. Dobry szpil. Beat Saber [PSVR2] - dawniej zaliczone na pierwszym PSVR, w tym roku solidnie ograne już na PSVR2 (Platyna). Kolejne blisko 40 godzin spędzone z mieczami świetlnymi w dłoniach. Beat Saber przez te lata rozwinął się niesamowicie, doczekał się dziesiątek Music Packów i usprawnień. Wracam do niego regularnie i kupuję praktycznie każdy dodatek. To było dla mnie przełomowe doświadczenie w kategorii gier VR i nadal tę grę ubóstwiam. Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes [PS5] - nie wszystko w tym "duchowym następcy Suikodenów" zagrało, ale i tak spędziłem w nim ponad 130 godzin. Czyli tragedii nie ma. I lubię tę grę bardziej, niż pozostali gracze, albo ocena MC sugeruje. Fabuła z grubsza zawodzi, balans stopnia trudności wyraźnie leży, ale element społeczny - czyli postacie i zarządzanie zamkiem - siadły mi wybitnie. Spędziłem z nią wiele przyjemnych nocy, choć byłbym ostrożny z polecaniem jej komukolwiek. Marsupilami: Hoobadventure (+DLC) [PS5] - przyjemniutka i całkiem ładna platformówka 2D, "Donkey Kong Country w domu". Dość krótka, łatwa i niespecjalnie rozwinięta mechanicznie. Ale ukończysz ją w jeden - dwa wieczory, więc znudzić się nie zdążysz. Darmowe DLC rozszerza tytuł o 50% podstawki (dochodzi 10 dodatkowych poziomów do 20 bazowych) i nieco modyfikuje mechaniki, więc bogactwo. Corn Kidz 64 [Switch] - retro platformówka 3D. Wymagający collectathon z rozwiniętym, elastycznym movementem. Stylistyka piątej generacji, ale całość hula ultra płynnie. Pistol Whip [PSVR2] - połączenie gry muzyczno-rytmicznej ze strzelanką na szynach. John Wick w odjazdowej stylistyce i muzyce (która nie do końca mi siadła). Trzeba się solidnie gimnastykować, ale bogactwo modyfikatorów pozwala dostosować grę do własnych preferencji. Bramble: The Mountain King [PS5] - mroczna, skandynawska baśń. Ciut kuleje gameplayowo, ale potrafi nadrobić nastrojem. Liniowa, niespecjalnie skomplikowana (zagadki), miłe (choć często niepokojące) widoczki i lokacje. Snufkin: Melody of Moominvalley [Switch] - Muminki! Leniwa, urocza, klimatyczna. Gameplayem nikogo nie oczaruje, ale z racji ogromnego sentymentu przez kilka godzin byłem kompletnie oczarowany. Wybaczam wszystko i złego słowa nie napiszę. Teslagrad 2 [PS5] - skondensowana metroidvania, mechanicznie oparta o zabawy z prądem i magnesami. Oszczędna, skandynawska atmosfera, ładna oprawa. Łamie pewne schematy gatunkowe i ma dwie warstwy gameplayowe. Star Ocean: Second Story R [PS5] - klasyk z PS1 podciągnięty pod współczesne standardy i wypełniony udogodnieniami la leniwych graczy. Chwilami przegadany, ma też wyraźne problemy z balansem stopnia trudności. Koniec końców przeszedłem dwa razy, choć ukończenie gry drugą postacią zajęło mi już tylko 1/4 czasu. Udany remake, ale ma nieco za uszami. Animal Well [PS5] - perła. Niepozorna, acz uzależniająco angażująca metroidvania. Bogata w sekrety małe i duże, ufająca inteligencji gracza. Urzeka atmosferą i satysfakcjonuje rozgrywką. Powtórzę jeszcze raz: perła. Uwielbiam. Lorelei and the Laser Eyes [Switch] - c-c-c-ombo, bo to kolejna perła. Współczesne ucieleśnienie point'n'clicka, ale z dużo bardziej wymagającymi zagadkami. Możesz sobie przygotować 16-stronicowy zeszyt, bo z pewnością się przyda na notatki. Do tego atmosfera, specyficzna oprawa, ciągłe zastrzyki satysfakcji dla gracza. Pochłaniająca i wspaniała. Hot Wheels Unleashed 2: Turbocharged [PS5] - no kurde, resorakami się zapierdala po blatach kuchennych i ogródkach. Współczesne Micro Machines. Rusza się świetnie, wygląda też. "Fabuła" zasysa, ale odpalasz boosta i już o niej nie pamiętasz. Pizza Possum [PS5] - krótka i zabawna gierka, gdzie wcielamy się w żarłocznego oposa i kradniemy jedzenie. Można grać w co-opie z drugim graczem i wtedy frajda rośnie. Fajna z kolegami przy piwie. Wario: Master od Disguise [NDS] - z racji specyfiki sprzętu, Wario wymaga od nas dużo pracy stylusem i rysowania po ekraniku. Idea była świetna, ale mnie po jakimś czasie zaczęła męczyć (te mini gierki, ech) i się dłużyć. Tombi! Special Edition [PS5] - oba Tombi z PS1 uwielbiam. Tutaj mamy z grubsza do czynienia z emulatorem, ale ta edycja zwiera również przearanżowaną i nagraną na nowo ścieżkę muzyczną, jak również wiadro dodatków, w tym wywiady z twórcami. Poza tym to wciąż stary, kochany Tombi, czyli mieszanka platformera z grą przygodową. Dość wymagająca i łatwo się zaciąć z progresem. Shadow of the Erdtree (DLC do Elden Ring) [PS5] - no co, skoro mogło być nominowane do GOTY, to ja mogę to też zaliczyć jako ukończoną grę. Rzecz całkowicie usprawiedliwiona bo SotE wyjęło mi blisko 35 godzin z życia. Wciąż piękna i urzekająca stylem, miejscówkami (choć czasem zbyt pustymi), projektem wrogów. Ostatni boss tani i chaotyczny. Wzorowy dodatek, ale nie róbcie więcej. Warhammer 40,000: Space Marine [PS3] - radosna siekanina połączona ze strzelaniną. Na wskroś liniowa, intensywna, całkiem satysfakcjonująca. Ma swój urok i podobała mi się, choć euforii nie było. Supraland [PS4] - imponujące dzieło jednego autora. Metroidvania w FPP. Komiczna, ale pełna oryginalności i pomysłów. Niepowtarzalna stylistyka. Gunborg: Dark Matters [Switch] - platformówka 2D z elementami twin stick shootera. Dynamiczna, pełna zgonów, nauki na błędach. Małe, krótkie, ale intensywne poziomy. Krótka, ale i tak potrafi być powtarzalna. Portal [Switch] - krótkie to, hehe. Ale fajne, bo bawi się oczekiwaniami gracza i potrafi zaskoczyć. Nic dziwnego, że był potencjał na Portal 2. Astro Bot [PS5] - no wiadomo, czysta radość i beztroska. Wygląda kapitalnie, brzmi rewelacyjnie, rusza się bezbłędnie. To były wyjątkowe godziny pełne zaskoczeń i rosnącej we mnie dziecięcej ciekawości: co jeszcze przygotowali dla nas twórcy? Serce gracza rośnie. Gran Turismo 7 [PS5/PSVR2] - stałem się tym, z czego się śmiałem. Chłopy jeżdżą w kółko brum brum, hehe. Kupiłem sobie pierwszą w karierze gracza kierownicę (rozsądną w stosunku jakość/cena Logitech G29), założyłem PSVR2 i dałem się wciągnąć. W cztery miesiące spędziłem w motoryzacyjnym świecie blisko 160 godzin i gram dalej, aktualnie w dążeniu po platynę (bez grindu się nie obejdzie). Wszystkie licencje na złoto już za mną, więc największa przeszkoda pokonana. Motoryzacyjne porno? Trochę tak.... Dave the Diver [PS5] - uzależniająca gameplayowa pętla i zaskakująco bogata w atrakcje oraz mechaniki. Prezentuje się uroczo, bawi i wciąga w "jeszcze jedno nurkowanie". Trochę za bardzo się ciągnie, jeśli dążymy do platyny i łatwo wpaść w monotonię, ale poza tym to rewelacyjna gra generalnie. The Plucky Squire [PS5] - absolutnie urzekający pomysł i stylistyka, acz gameplay nie zawsze dorównuje do tego wysokiego poziomu. Trochę zbyt przegadana i trzymająca gracza za rękę. Solidna gra, ale czuć, że potencjał był na coś dużo bardziej zajmującego. Sifu [PS5] - miałem z tą grą niebanalną przeprawę, prawie mnie złamała, ale koniec końców to ja złamałem ją. Tym bardziej doceniam Sifu. Specyficzny system progresu może być utrapieniem, ale mechanicznie i realizacyjnie jest bezbłędnie, wyjątkowo satysfakcjonująco. Deadstorm Pirates [PS3] - arcade rail shooter utrzymany w pirackich klimatach od mistrzów z Segi. Dzięki kontrolerowi Move oraz kupionej za 15zł na allegro obudowie w kształcie pistoletu mogłem postrzelać do TV. Frajda to krótka (2 godzinki, kilka powtórzeń poziomów), ale intensywna i ciesząca oko. W co-opie rzecz jasna zyskuje mocno. Blue Fire (+DLC) [PS4] - niezwykle udany i wymagający miks platformera 3D, Zeldy i soulslike (choć tego ostatniego tylko symboliczne ilości). Najwięcej frajdy odnajdą tutaj fani platformówek 3D, bo to najbardziej rozwinięty i dopracowany aspekt. Poza tym to całkowicie kompetentna i przemyślana gierka, biorąc pod uwagę skromne studio. No i jeśli podstawka nie sprawi wyzwania, to przy DLC można się lekko spocić. Time Crisis 4 [PS3] - arcade rail shooter, tym razem w klimatach mocno urozmaiconych, bo walczymy z terrorystami i ich nową bronią biologiczną. Jest spektakularnie, trochę krindżowo, standardowo krótko, ale intensywnie. Możliwy co-op, więc gnat w jedną rękę (znów Move w taniej, ale wystarczającej obudowie), browar w drugą i lecimy. Vertigo 2 [PSVR2] - solidna, pełnoprawna gra na VR, żadna popierdółka, mimo że stworzona przez jednego chłopa. Rewelacyjna obsługa broni, fikuśne projekty wrogów, urozmaicone poziomy i kapitalny humor. Silent Hill 2 [PS5] - piękna gra i hołd zarazem. Dołączam się do głosów zachwytu. Trzymam się z dala od horrorów, ale tutaj nie mogłem odmówić. Te ciemne noce ze słuchawkami na uszach pozostaną w mojej pamięci na długo. Potem obejrzałem dziesiątki godzin różnorakich interpretacji i teorii na YT, więc to dla mnie znak, że "zassało". Brawo Bloober. Clive 'N' Wrench [PS5] - collectathon 3D, zadziwiający urozmaiconymi tematycznie poziomami, choć nie można uznać, że w jakikolwiek sposób jest oryginalny. Przetwarza mechaniki i pomysły, które w branży tkwią od dekad, ale robi to sprawnie. No i jest dziełem jednego autora, więc tym bardziej. Tomb Raider Remastered [PS5] - co ja tu będę, pięknie nam się starzeje panna Croft. Prince of Persia: Warrior Within HD [PS3] - podobnie jak w przypadku SoT, dość lichy to port. Ale baza trzyma się całkiem rześko. Z radością przywitałem rozszerzony system walki, choć tej według mnie wciąż jest za dużo. Z kolei idea mapy świata, którym w zasadzie jest jeden zamek do mnie mocno przemawia, bo dostarcza tego przyjemnego poczucia "a, to tutaj wróciliśmy, tylko inna drogą!". Jest nieco backtrackingu, ale o przełknięcia. Wciąż dobra gra, szkoda jedynie, że się softlockowałem w drodze do ukrytego zakończenia i musiałem powtarzać dwie godziny gry, hehe. Heh... Bully (Canis Canem Edit) [PS4] - mój pierwszy raz z Jimmym Hopkinsem. Niebanalny pomysł na grę, mapa w sam raz, śmiganie na BMXie, szczypanie lasek w pośladki, generalnie kolejna historia w stylu gangsterskiego "od zera, do bohatera", ale podana w takim stylu, że morda się cieszy. Quake + Dodatki [Switch] - miał być szybki strzał, ale trochę się zasiedziałem. Bo najpierw ukończyłem podstawkę, a potem okazało się, że są też warte uwagi 4 pełnoprawne dodatki i koniec końców spędziłem z Quakiem ponad 30 godzin. To 80-90 poziomów, niektóre z nich szalenie rozbudowane i czasochłonne. Ale przez cały ten czas ładowanie ołowiu i gwoździ w maszkary z piekła rodem nie przestawało bawić. Klasa. Batman: Arkham Origins [PS3] - odświeżyłem sobie, bo okres świąteczny temu sprzyja (akcja gry dzieje się w Wigilię). To wciąż satysfakcjonujący Batman, choć wydajność tej gry na PS3 woła o pomstę. Szarpie, zawiesza konsolę, o stabilnych klatkach na sekundę nawet nie ma co marzyć. Jednak pomijając to, Arkham Origins nie przynosi wstydu. Zawodzi odrobinę pod względem zestawu złoczyńców do schwytania, ale poza tym to wciąż Batman, za którego obecnie wielu dałoby się pociąć, bo możliwe, że kolejnego już nie doczekamy.
-
PSX EXTREME 328 + KALENDARZ GRACZA 2025
Kmiot odpowiedział(a) na Perez temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
A gdyby tak co miesiąc dorzucać kartkę z kalendarza na kolejny miesiąc i tym samym numer z kalendarzem rozciągnąć na cały rok? Myślałeś o tym? Przyznaj. -
Komodo, dzięki za praktycznie kompleksowe odniesienie się do kwestii doboru recek. Ja ze swojej strony tak rzucam luźnymi tytułami, które mi się z tą konsolą kojarzą, ale domyślam się, że Wy zweryfikowaliście sensowność każdej pozycji, zanim ją zatwierdziliście albo odrzuciliście (vide przypadek pierwszego Mass Effect, który mi wypadł z głowy). Tak jak pisałem - nie mam pretensji, przyjmuję argumenty, jest mi tylko nieco żal, że zabrakło dla tych tytułów miejsca. Zapomniałem jeszcze wspomnieć, że osobiście to bardzo chętnie bym poczytał o PlayStation Home z perspektywy zaangażowanego użytkownika, więc jestem odrobinę zły na Komoda, że nie pozwolił Rogerowi na podjęcie tego tematu. Gdyby tylko Roger znał innego redaktora naczelnego, który mu to gdzieś puści, hmmm... I potwierdzam, że gdzieś mi przemknął "roster", więc dopilnowano.
-
Dwie szybkie, zaległe wrzutki. Clive 'N' Wrench [PS5] Klasyczna platformówka próbująca swoim istnieniem złagodzić tęsknotę za tym, co reprezentował gatunek na przełomie piątej i szóstej generacji. I zgodnie z dzisiejszymi trendami nie miała prawa powstać w wieloosobowym teamie, więc musiała być stworzona przez jednego chłopa. To collectathon wypełniony setkami rozsypanych na poziomach świecidełek, które każdy szanujący się gracz postanowi zebrać wszystkie. Mniej tutaj precyzyjnego skakania po platformach, więcej eksploracji, beztroskiego hycania, szperania po kątach, rozglądania się i rozluźniającego biegania po levelach. Bo tak naprawdę póki nie zostanie nam kilka sztuk błyskotek do skompletowania, to nawet nie musimy się zatrzymywać - biegamy rozkosznie od jednej znajdźki do drugiej widniejącej już na horyzoncie. Oddajemy się instynktowi kolekcjonera i chillujemy. A jak zostanie ich garstka, to z pomocą przychodzi radar, który nas łagodnie pokieruje do upragnionego 100%. Bo Clive 'N' Wrench przez 95% czasu gry nie przysporzy większych kłopotów naszym palcom. Choć Clive, którym sterujemy imponuje wcale niemałym zakresem ruchów, to gra rzadko kiedy postanawia wystawić je i naszą cierpliwość na próbę. Nie zrozumcie mnie źle - to nie jest samograj czy gra dla dzieci, bo one mają ciekawsze tytuły, którymi powinny się zainteresować. Clive 'N' Wrench wycelowane jest w starszych graczy, którzy mają ochotę ponownie poczuć tamten vibe. A że jedli oni już chleb z niejednego gatunkowego pieca, to i zaprawieni w boju są wystarczająco, bo poradzić sobie bez większych problemów z wyzwaniami stawianymi przez tę grę. Pisząc o tamtym vibe mam na myśli collectathony piątej generacji. Gdybym miał wyliczyć pierwsze tytuły, z którymi Clive 'N' Wrench mi się skojarzyła, to byłby to Toy Story 2 (głównie z powodu pierwszego poziomu), oba Bugs Bunny (tutaj przede wszystkim Lost in Time z racji braku kooperacji i tematyki światów) i szczypta Banjo Kazooie. Zwiedzimy tutaj bowiem 11 różnorodnych poziomów, które przegonią nas po wszelakich epokach historycznych. I ten tematyczny rozstrzał jest duża zaletą gry, bo głównie dzięki temu udaje się uniknąć pewnej monotonii. Wyczyszczenie każdego świata zajmie nam około godziny czasu, a potem nasyceni wracamy do hubu i nowym zapałem wbijamy do kolejnego poziomu, ciekawi co tym razem autor przygotował dla nas tym razem. A tam znów - nowa epoka i motyw tematyczny, te same zajęcia. Setki podrzędnych świecidełek, parę questów od NPC-ów (znajdź pięć tego, albo dziesięć tamtego), kilka chytrze ukrytych monet, garść wyzwań platformowych, czasem trafi się jakiś uroczy easter egg, sporadycznie będziemy musieli przystanąć i chwilę się zastanowić przy raczej prostej zagwozdce środowiskowej. Gameplay zapętlić, powtórzyć, choć trochę upraszczam, ale nieznacznie. Clive 'N' Wrench to sympatyczna platformówka dla każdego miłośnika zbierania nieprzebranych ilości błyskotek, ale nawet nie aspiruje, by być czymś więcej. Przetwarza znajome motywy, wykorzystuje tradycyjne mechaniki gameplayowe, niczym nie zaskoczy, ale pozwoli miło i niezobowiązująco spędzić czas oraz zapewni graczowi tę satysfakcję, gdy uda mu się zrobić poziom na 100%. Jeśli chodzi wam po głowie powrót do jednej z wymienionych parę akapitów wyżej gry, to możecie zamiast tego spróbować Clive 'N' Wrench. Odczucia zbliżone, choć będzie ładniej. Aha, niezwykle istotna informacja dla użytkowników PS5. Domyślnie Clive 'N' Wrench działa w żałosnych 30 kl/s i nie ma możliwości zmienienia tego wewnątrz gry. Ale jeśli w menu konsoli wejdziemy w Ustawienia > Zapisane dane i ustawienia gry/aplikacji > Ustawienia wstępne gry i tam domyślnie ustawimy Tryb wydajności, to wymusimy od Clive 'N' Wrench 60 kl/s. Zaleca się granie tylko w tym trybie. Tomb Raider Remastered [PS5] Chyba w każdego klasycznego Tomb Raidera trochę grałem, ale przeszedłem tylko “czwórkę”. A z racji, że niedawno wypuszczone remastery wydają się sensownie łączyć stare mechaniki z rozsądnie odświeżoną oprawą, to uznałem, że lepszej okazji może już nie być i postanowiłem cyklicznie zapoznawać się z kolejnymi odsłonami perypetii panny Croft. Wypada, by zacząć od początku, więc odpaliłem pierwszą część. Natychmiast wróciło dużo wspomnień, bo swego czasu w tę odsłonę próbowałem grać na komputerze szwagra. Sterując klawiaturą. Łatwo się domyślić jaką było to udręką dla dzieciaka przyzwyczajonego do pada od Pegasusa. Coś tam przeszedłem, coś poskakałem, prawdopodobnie nawet nie opuściłem Peru. Ale teraz, po dekadach bezwzględnego treningu GRACZA, oraz za wcale niemałą pomocą saveslotów to była zupełnie inna historia. I kurde, było na tyle fajnie, że już rozważam atak na dwójkę. No, ale póki co pozostańmy przy jedynce, ok? Umówmy się jednak, że zbyt wiele w kwestiach gameplayowych tłumaczyć nie trzeba, bo czym jest Tomb Raider wszyscy wiedzą, więc skupię się na końcowych, ogólnych odczuciach. Zaczynamy w Peru, a potem odwiedzimy jeszcze trzy kolejne kraje, w każdym przyjdzie nam zaliczyć kilka poziomów. I byłem wielkim fanem doboru tematycznego poziomów, aż do ostatnich epizodów, które generalnie pozostawiły drobny niesmak. Gdzieś ulotniło się przyjemne osamotnienie, które towarzyszyło mi we wcześniejszych krajach (btw. ciekawy zbitek - osamotnienie towarzyszyło, hehe). Taka kanciasta dzikość natury i jej przewidywalność zostały zastąpione… no właśnie. Kto ma wiedzieć, ten wie. Rzecz w tym, że wraz z kolejnymi poziomami rośnie nacisk na walkę i strzelanie, a Tomb Raider w tym aspekcie nigdy wybitny nie był, więc mamy gotowy przepis na frustrujące fragmenty. Gra niczego by nie straciła, gdyby okroić ją z 2/3 wszystkich starć, bo i tak najczęściej przebiegają na serowej zasadzie - Lara stoi na podwyższeniu i ładuje ołów w biegających jej pod nogami przeciwników. Nikt by za tym nie tęsknił. Z dzisiejszej perspektywy drażni też nieco pewna powolność w niektórych czynnościach. Mam tutaj na myśli poruszanie się po krawędziach podczas wiszenia na rękach i pracę z przesuwaniem bloków, bo animacja Lary wydaje się trwać wieczność. Zdaję sobie sprawę, że jestem przy tym trochę zbyt surowy i niesprawiedliwy w stosunku do gry, która ma już prawie trzy dekady na karku, a w swoim czasie była wręcz przełomowa. Dlatego wytykam, że dzisiaj nie jest już idealna, ale wcale się na nią o to nie gniewam. Tym bardziej, że poza uciążliwymi fragmentami wynikającymi z powyższego akapitu grało się niezwykle przyjemnie. Wynika to z faktu, że większość rozgrywki to tak lubiana przeze mnie niespieszna eksploracja, metodyczne i staranne segmenty platformowe, które niekiedy przypominają zagadki logiczne. Trochę w tym wszystkim kombinacji, prób-błędów, domyślania się czego od nas oczekują twórcy. Zero wskaźników, pomalowanych kolorową farbą krawędzi, nawet najprostszej mapy nam nie dano. Jesteśmy skazani na własną dociekliwość i spostrzegawczość, wystawieni na próbę cierpliwości. Cała idea rozgrywki nie zestarzała się wcale, a mechanikę opartą na przemyślanych, ostrożnych ruchach da się polubić, albo przynajmniej do niej przyzwyczaić. A może to tylko ja tak mam? Spodziewałem się pewnej monotonii w kwestii otoczenia, ale poziomy miło mnie zaskoczyły swoim urozmaiceniem. Nawet w obrębie jednego kraju potrafią się przyjemnie różnić i zaskoczyć nagłą zmianą atmosfery, kolorystyki, rodzaju wyzwania. Dopiero końcówka gry zaczęła momentami mnie nużyć i irytować, ale wciąż trzymała akceptowalny poziom jakości. Z rozpędu zaliczyłem też trzy poziomy w ramach dodatku “Unfinished business” i z nimi było już w kratkę. Z całą pewnością znów trapi je problem zbyt wielu przeciwników, co nie przynosi satysfakcji, a rozgrywkę sztucznie wydłuża. Remaster wydaje się idealnym sposobem, by skosztować tego klasyka branży, gry wręcz legendarnej i nie odbić się od Tomb Raidera boleśnie. Nowe tekstury potrafią być miłe dla oka, model Lary dopieszczono gdzie trzeba (mmm, warkocz), a jednocześnie możliwość podejrzenia klasycznej oprawy w dosłownie każdym momencie dodaje rozgrywce element muzealnej ekspozycji, archeologii branżowej. Jedyny problem jaki mam z tym przełącznikiem oprawy to fakt, że jednocześnie cofa nas do czasów 30 klatek na sekundę (zremasterowana wersja hula w 60 kl/s), więc w ruchu prezentuje się to dość boleśnie. Jest też unowocześnione sterowanie, które niektórym graczom może pomóc, choć idealne nie jest, ale to już wynika ze struktury poziomów i mało elastycznych, zapewne trudnych do przełożenia mechanik. Szanujący się gracz i tak wybierze poczciwe tank control. Wychodzi, że to wciąż wyśmienita gra. Nigdy nie byłem wybitnym fanem, choć zawsze szanowałem. A teraz podziwiam to, jak pięknie i z gracją się nam panna Croft zestarzała.
-
Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
Kmiot odpowiedział(a) na Kmiot temat w Graczpospolita
Ja tylko dla "porządku w papierach" dodam, że Soul Calibur 4, który jako nagrodę bonusową wybrał sobie Easye został zasponsorowany przez Figusia. Przesyłki dotarły dopiero teraz, bo jak pisałem - nie chciałem aby krążyły gdzieś przed samą Wigilią, albo utknęły w paczkomacie czy centrum na okres świąteczny. Ale cieszę się, że dotarły jeszcze w tym roku. -
Adam, trzymaj się tam chłopie!