Skocz do zawartości

Kmiot

Senior Member
  • Postów

    7 112
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    168

Treść opublikowana przez Kmiot

  1. Myślę, że wtedy każdy z nas miał inną wrażliwość na tego rodzaju kwestie techniczne. Duży margines tolerancji. Wtedy to była nasza "nowa generacja gier", pierwsza dostosowana do trybu full HD (w teorii), pewien przełom i wciąż duży progres graficzny. A że wiele gier nadal działało chwilami w 15fps, to tego nawet nie odczuwaliśmy, bo na poprzedniej generacji to też bywało normą i byliśmy w jakimś stopniu przyzwyczajeni. Ostatnio ogrywałem Arkham Origins na PS3, i to jak ta gra działa, to był jakiś dramat. Szczególnie przy poruszaniu się po mieście. Regularne spadki do kilku klatek na sekundę, loadingi w locie, dławienie się obrazu, kilka razy zawiesiło mi całą konsolę. Ale w mojej pamięci było wszystko ok, każdy problem techniczny był starannie wymazany ze wspomnień. Mimo wszystko grę ponownie ukończyłem, w 100% wyczyściłem mapę, spoglądam na nią z wyrozumiałością i sympatią. Każdorazowo trochę się boję wracać do gier z tamtej generacji, ale jak już przełknę pierwsze, zazwyczaj gorzkie odczucia, to potem gra już leci całkiem przyjemnie. Ale tak, wciąż trzeba dużej tolerancji, większej niż wtedy.
  2. Kmiot

    Synth Riders

    Wyszedł dodatek "Back to the '80 Mixtape: Side B" i jest bogatszy od "Side A". Tam było pięć utworów za 36 zł. "Side B" to z kolei 7 kawałków za 49zł. PEŁNA LISTA UTWORÓW: Queen - "Don't Stop Me Now" Wham! - "Wake Me Up Before You Go-Go" Toto - "Africa" Simple Minds - "Don't You (Forget About Me)" The Cure - "Just Like Heaven" Daryl Hall & John Oates - "Out of Touch" Rick Astley - "Never Gonna Give You Up" Przy "Side A" wziąłem tylko "Take on Me", tutaj szarpnąłem się już na trzy kawałki - Africa, Out of Touch i Ricka Astleya (ostatni raczej dla beki, niż żeby samemu w to grać), każdy za zawrotne 9zł. W ogóle dawno nie grałem, więc na spokojnie wrzuciłem sobie poziom Hard, aby się nie spocić, odpaliłem Africę, a potem Out of Touch i w obu zrobiłem Full Combo. No to podniosłem na Expert, odpaliłem ponownie i... znowu zrobiłem oba kawałki na Full Combo. Albo ja jestem taki dobry, albo te układy są takie łatwe, obstawiam tę drugą opcję, skoro będąc bez formy zrobiłem Full Combo przy pierwszych podejściach. Nie żeby mi to przeszkadzało (dla spoceńców jest jeszcze poziom Master), bo jest w sam raz - intensywnie, intuicyjnie i płynnie. No i same utwory to piękne klasyki, które każdy zna i nuci. Na zachętę podrzucę moje loty. Polecam te dwa utwory, bo są bardzo satysfakcjonujące i przyjemne w obsłudze. Szczególnie przy Out of Touch gra kilka razy łaskawie zinterpretowała moje spóźnione, starcze ruchy, ale Synth Riders takie jest - przyjazne dla gracza i często pozwala mu się poczuć lepszym, niż w rzeczywistości jest. Przypominam też, że abonenci PS+ w wariancie Premium mają tę grę za darmo w katalogu (nowe utwory trzeba już dokupić).
  3. No cześć, jestem. Taka refleksja na temat kalendarza. Miło byłoby zobaczyć więcej świąt gracza w rodzaju "25-lecie gry xxx", "urodziny Lary Croft", "5-lecie wydarzeń w grze xxx". Ale to taka luźna sugestia od kogoś, kto i tak nie wiesza kalendarza, więc nie wiem czy się liczy. Co do okładki, to adekwatna, ale... spóźniona o miesiąc. Umówmy się - w styczniu (bo wtedy ukazał się ten numer) okładka świąteczna jest spóźniona. W grudniu byłaby udana, w styczniu już nie jest. Bez sensu. A przechodząc do treści. Może nikt nie zauważył, ale Roger we wstępniaku teasuje książkę. To możliwe pokłosie projektu z Kosem. Newsy. No rzuciło się w oczy, że wyleciały komentarze do newsów, ale Perez już raczył wyjaśnić powody. Pytanie czy rzeczywiście potrzebujemy tych komentarzy? Czasem były celne, czasem w opozycji do tonu newsa, ale zwykle nie wnosiły nic nowego. Nie będę wspominał kto w takich nieznaczących wtrętach się specjalizuje, bo jestem miłym czytelnikiem i to byłoby wysoce niestosowne. Zmierzam do tego, że jeśli zebranie tych komentarzy kosztuje czas, a efekt nie powala, to osobiście nawet za nimi bym nie tęsknił. Widać też, że newsy w tym miesiącu dedykowane są The Game Awards, ale mimo wszystko brakuje mi też jakiegoś szerszego podsumowania “gamingowych Oscarów”. Wiem, że modne jest pisanie, że TGA nikogo nie interesuje, ale jakby nie patrzeć to w końcu najważniejsza i najbardziej huczna, pełna osobistości impreza w branży. Tym bardziej że w tym roku wstydu nie przyniosła i była całkiem udana, z kilkoma niespodziankami, choć pewnie o godzinę za długa. Wiem, że cały dział jest poświęcony wybranym zapowiedziom z TGA, ale samo wydarzenie jako całość też zasłużyło w tym roku na pochwałę i utrwalenie na piśmie, a doczekało się tylko bezdusznego wyliczenia kilku nagród i suchych newsów. Mniej znaczące pokazy dostawały więcej uwagi. Marvel Rivals to od początku stycznia naliczyło ponad 20 mln graczy zarejestrowanych, więc news o 10 mln mocno nieaktualny już w momencie ukazania się numeru. Znana marka, za darmo, a przede wszystkim dobra gra i tyle wystarczy na przytłaczający sukces. Inna sprawa jaka część z tych 20 mln jest tam tylko dlatego, że “za darmo, to sprawdzę”, ale wracać i grać nie zamierza. Tak czy srak, wyniki są imponujące, a ja, mimo że nie jestem targetem i grać nie zamierzam, to jestem ciekawy rozwoju tej gry i gdzie będzie za rok (Rewizja recenzji potrzebna, powtarzam się). Bawi też rozżalenie ex-graczy Concorda, którzy twierdzą nawet, że Rivals upadnie, bo… ma za dużo postaci. Ok, na pewno. Mnie z kolei trochę bawi, a trochę też smuci informacja o nadchodzącym DLC do Dave the Diver. Dodatek, który zadebiutuje dwa lata po premierze podstawki. Do jakiego stanu doprowadziła się branża, że na DLC do pikselowej gierki 2D musimy czekać tyle czasu? To już powinien być sequel. Nie chce mi się wracać do dwuletniej gry, to już dla mnie zamknięty rozdział. Wolałbym coś nowego, świeżego. Już do powrotu do Elden Ring musiałem się nieco zmusić, to nie gry-usługi, by trzymać je przy życiu przez lata. Ohayo Nippon. Nieustającą zagadka, że mające 10 lat Mario Kart 8 sprzedaje się lepiej od nowych Mario & Luigi, albo Zeldy z tą księżniczką, nie pamiętam jak się nazywa. Oni jedzą te kartridże z Mario Kart 8? To jakieś jednorazówki, że co tydzień trzeba kupować nowy egzemplarz? O chuj tu chodzi? Ohayo Polando. Autor jest świadomy, że to wyliczanka, ale i tak ją robi. Największą ironią jest to, że Kroolik wymienia te wszystkie tytuły, aby nam je polecić, tymczasem ja już pięć minut po lekturze nie pamiętałem żadnej z wymienionych gier. Brawo Kroolik, mission successfully failed. Nie sposób kogoś zaintrygować podając sam tytuł gry i jej przynależność gatunkową. To działało tylko w latach 90. w przypadku katalogów z piratami na giełdach komputerowych. Jeszcze więcej Wiedźmina! No jeszcze tego tu brakowało. Wystarczył cinematic trailer (bez gameplayu) i redakcja PE już podekscytowana. DAWAJ NA OKŁADKĘ, ŻE JEST O WIEDŹMINIE 4! A w środku cztery strony, treści na dwie, bo gigantyczne materiały graficzne zajmują resztę. O Wiedźminie 4 mamy dwa akapity, które opisują co wszyscy widzieli na zwiastunie, a pozostałe miejsce poświęcono sprawom, o których czytaliśmy już wielokrotnie. Że Wiedźmin zadebiutował w Nowej Fantastyce. Że jest serial i że są komiksy, oraz kto pisze do nich scenariusz (pasjonujące…). No i że są gadżety z Wiedźminem, gdyby ktoś nie zauważył (wszyscy wiedzą). Rozumiem, że pokusa, by móc wrzucić WIEDŹMIN 4 na okładkę była zbyt silna. A że za bardzo nie było o czym pisać, to trzeba było trochę polać wody i sztucznie podpompować wydarzenie. Gdybym był niedzielnym czytelnikiem, który dał się skusić na zakup numeru, bo zobaczył na okładce WIEDŹMIN 4, to po lekturze byłbym rozczarowany, żeby nie napisać, że czułbym się oszukany. Trochę jakbym się naciął na prasowego clickbaita. Z tą Mafią to też trochę naciągane, by pchać pół strony zapowiedzi na okładkę. Zax chyba nie będzie teraz w co drugiej zapowiedzi wspominał o tym, że wydawcy wolą uniknąć bezpośredniej konfrontacji w okienku premierowym z GTA6? Póki co napisał trzy zapowiedzi i w dwóch z nich zdołał nas oświecić tym bystrym spostrzeżeniem. Zobaczymy jak to się rozwinie w kolejnych numerach. Nie jestem też przekonany do całostronicowych playtestów gier na podstawie wersji demo, które są ogólnodostępne i każdy może sobie je sprawdzić osobiście, za darmo. No, ale powiedzmy, że nie są to najgorzej zagospodarowane strony. Gry Roku i Top 100. Widać, że trochę składane na szybko i terminy goniły, bo dużo, dużo więcej literówek niż zwykle (najwięcej chyba u HIVa). Raz mamy Silent Hill 2, innym razem Silent Hill 2 Remake. Zdarzają się nawet ucięte w połowie zdania (gra nr 10. u Urala). Lubiłem tradycyjną formę tabeli z podziałem na gatunki, nawet jeśli nie zawsze miała sens i nie była miarodajna. Ale to był pokaz kreatywności Zgredów i niektórym trudniej było ukryć wąskie horyzonty gatunkowe. Tegoroczna forma tabeli najgorsza nie jest i miło, że udało się upchnąć po kilka zdań uzasadnienia dla każdej gry z TOP 10, bo pamiętam że chyba dwa lata temu był z tym dramat (bezduszny wykaz i tylko kilka zdań opisu o grze #1). Co mnie zaskoczyło, to fakt, że Kroolik, wielki patriota growy nie zmieścił na swoim TOP 10 nowego Silent Hilla. Natomiast kiedy przeszedłem do lektury kolejnych gier z TOP 100, to już częściej unosiłem brwi z zaskoczenia. Co tam robi Skull & Bones, a raczej kto na to głosował? W dodatku ostatecznie wylądowało przed trójpakiem zremasterowanych Tomb Raiderów? Marvel Rivals jako “strategiczna gra karciana” (to chyba był Marvel Snap). Jak ma być dobrze w branży, skoro nowy, świetny Prince of Persia jest za remasterem TLoU2 i za Mario vs. Donkey Kong czyli za tytułem “przypominającym grę z komórki”? Że PoP poległ z Star Wars: Outlaws to mnie nawet nie dziwi, bo okazuje się, że nie tylko gracze nie docenili nowego Księcia, ale profesjonalni recenzenci też mają z tym problem. W ogóle ten TOP 100 jakiś dziwny i jakby oderwany od pokazanych nam typowań Zgredów. Pozostając przy nieszczęsnym PoP, to Księcia na swojej liście umieściło pięciu Zgredów (spośród 21). Remaster TLoU2 nie pojawia się u nikogo (nawet u Butchera brak!), tak samo jak Mario vs. DK. A końcowo i tak wylądowały wyżej na liście. Rozumiem, że opublikowane listy Zgredów to nie wszystkie topki i “za kulisami” swoje głosy oddawali również inni (współpracownicy czy coś). Wnioski z tego takie, że z gustami growymi u niektórych nie jest najlepiej i dla dobra wszystkich nie powinni w przyszłości głosować, skoro przepychają na listę takie szroty jak Skull & Bones. I pomyśleć, że Piechota się wstrzymał z głosowaniem, by nie nadwyrężać zaufania czytelników. Inni najwyraźniej nie mieli skrupułów. Prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy kto tam jeszcze dołożył swoje trzy grosze do tego, jak ostatecznie wygląda lista TOP 100 (mam też wrażenie, że jest ona po prostu za długa, wystarczyłoby TOP 20/30). Przypadek podwójnie pojawiającej się na liście “Thank Goodness You’re Here” zasiewa też ziarnko niepewności co do maszyny liczącej głosy, bo mogło się okazać, że wyszły dwa różne wyniki, hyhy. Z ciekawości zrobiłem więc krótki eksperyment i sprawdziłem jak wyglądałaby lista najlepszych gier 2024, gdyby liczyć tylko udokumentowane na papierze głosy, czyli gdybyśmy brali pod uwagę wyłącznie opublikowane topki 21 Zgredów. Zakładając, że gra #1 dostaje 10 pkt., a gra #10 dostaje 1 pkt., to wychodzi nam: #1 Astro Bot 119 pkt. / na liście u 16 Zgredów / u 3 Zgredów to Gra Roku #2 Indiana Jones 115 pkt. / 15 / 5 #3 Silent Hill 2 105 pkt. / 17 / 1 #4 Tekken 8 62 pkt. / 9 / 1 #5 Final Fantasy VII Rebirth 59 pkt. / 8 / 3 #6 Warhammer 40,000: Space Marine 2 48 pkt. / 8 / 2 #7 Call of Duty: Black Ops 6 41 pkt. / 9 / 0 #8 Stellar Blade 40 pkt. / 7 / 1 #9 Helldivers 2 36 pkt. / 5 / 2 #10 Balatro 35 pkt. / 5 / 0 #11 Black Myth: Wukong 33 pkt. / 7 / 0 #12 Star Wars Outlaws 31 pkt / 5 / 0 #13 Senua’s Saga: Hellblade 2 29 pkt. / 6 / 0 #14 Prince of Persia: The Lost Crown 26 pkt. / 5 / 0 #15 Like a Dragon: Infinite Wealth 22 pkt. / 4 / 0 #16 Animal Well 20 pkt. / 4 / 1 #17 Metaphor: ReFantazio 19 pkt. / 3 / 0 #18 Dragon’s Dogma 2 18 pkt. / 2 / 1 #19 Rise of the Ronin 17 pkt. / 4 / 0 #20 The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom 15 pkt. / 6 / 0 Generalnie mogłem się gdzieś machnąć, bo aż tak się do sprawy nie przykładałem, więc traktujcie to jak ciekawostkę. Ale gołym okiem widać, że pewne zmiany są. FFVII spada z podium (miało 3. miejsce), Metaphor i Zelda wypadają z TOP 10 (miały odpowiednio 8. i 9. miejsca) , nieszczęsny PoP wskakuje na 14. miejsce (a było na… 52.) W40k wysoko awansuje o pięć pozycji. Reszta to drobne roszady bez większego znaczenia, generalnie pierwsza piątka wydaje się mocna. Czy to był dobry rok pod względem gier? Oczywiście. Każdy kolejny rok jest dobry, jeśli nie nadążam ogrywać wszystkich bieżących tytułów, choć mam na to ochotę. Nie wiem jak można narzekać. Pixel-fucking. Solidnie. Widać solidnie zgłębiony temat, dużo włożonej pracy, sporo wygrzebanych ciekawostek, choć końcowe wnioski nie są zbyt odkrywcze. No, ale nie każdy artykuł musi do takich prowadzić, więc jakoś to zniosę. Niemniej Ostasza wolę w wydaniu mocniej ukierunkowanym, czyli gdy skupia się na jakimś pojedynczym filmie czy cyklu. Przy okazji chciałbym wspomnieć, że nadrobiłem “Ulice w ogniu” i bawiłem się wybornie, a dwa wokalne utwory (otwierający i zamykający) na stałe zawędrowały na moją spotifajową listę. Tutaj poczytałem, ale ochoty na żaden seans nie miałem. Chyba że na Władcę Pierścieni, bo ta trylogia wydaje się nie starzeć (również pod kątem efektów komputerowych). Hyde Park. Butcher życzy nam w 2025 roku “więcej takich gier jak Star Wars: Outlaws”. No dzięki stary, może od razu życz mi raka? Zabłocki utyskuje, że XSX jest niedocenianym sprzętem, problem w tym, że on jest niedoceniany przede wszystkim przez Microsoft. Adamus zdradza tajemnicę korespondencji. Ale ważne, że Redaktor Naczelny się poznał na talencie Kacpra i teraz obaj mogą być z siebie dumni. No i ten Jimmy ciągle bawi xd Piechota i jego wątek 17 numerów już się w temacie przetaczał i też w sumie nie wiem jak mu wyszło akurat tyle. W każdym razie za rok go rozliczę z tych życzeń. No i tak, czekam na kontynuację rozmów o czasopismach growych. Roger znowu teasuje, tym razem Ścierę. Ja to generalnie chętnie bym chłopa poczytał, nawet jakiś Hyde Park z gatunku “co tam u Ściery słychać” by się nadał. Grabarczyk zdradza, że była w planach jakaś redakcyjna Wigilia. Ja się więc pytam: gdzie jakaś relacja? Headshot. Wątek Anonima częściowo źle się zestarzał, gdy okazało się, że z Muska każual, a nie hardkorowy gracz. Jego stream z PoE2 pokazał, że chłop nie ma bladego pojęcia co klika, a postać ktoś mu po prostu wyhodował (zapewne nie za darmo). Stawiam, że do TOP 20 graczy w Diablo VI też należy tylko w sytuacji, gdy kupi któregoś z tych TOP 20. Konsolite się znowu znęca nad Sony, że korporacja chujowo świętuje 30-lecie. A kto z tej branży hucznie świętuje i rozdaje za darmo gry? Nintendo? MS? Każdy jubileusz jest rozpatrywany tylko pod kątem “jak na tym możemy zarobić”, więc nie wiem skąd jakiekolwiek oczekiwania u człowieka, który oczekiwań zwykle nie ma, bo “nadzieja prowadzi do rozczarowań”? Koso chyba wziął sobie do serca mój apel i jest optymistycznie. I zgadzam się, to był udany rok - pisałem o tym już wyżej. Kolejny też będzie dobry, nawet w to nie wątpię. Recenzje. Indiana Jones. Mnie to i tak nie trzeba zachęcać i nawet gdyby gra okazała się zaledwie dobra (7/10) to i tak zapewne dałbym jej szansę. Wyczuwam jednak, że Dżujo był nieco zbyt łaskawy i bagatelizuje wady (AI, “pod względem mechaniki to gra z poprzedniej generacji”), a raczej zdaje sobie z nich sprawę, ale nie wpływają one na końcową ocenę fana marki, choć może powinny. Generalnie opinii i intuicji Dżuja zwykle ufam, więc nawet nie mam mu za złe schowanie sceptycyzmu na chwilę do szuflady. No i ta lokalizacja uniemożliwiająca wybranie angielskiego dubbingu i polskich napisów to myślałem, że deweloperzy już takie rzeczy ogarniają, ale okazuje się, że nie do końca. Najzabawniejsze, że nawet nie liczę by to naprawili w porcie na PS5. Chyba, że już naprawili, to nie było tematu, sorry. Skydance’s Behemoth. Kurde, dobry okres dla VR-owców. Kolejny miesiąc i kolejny tytuł, który trzeba wrzucić na Listę Życzeń. Widzę, że będzie w pudełku, więc zaczekam. Dobrze, że macie tego Dżuja, bo nawet nie wiem, czy oprócz niego w redakcji ktoś ma PSVR2. Soul Reaver. Jeden z najlepszych openingów w grach. Totalnie klimatyczny z ABSURDALNIE DOBRĄ muzyką (!). W ogóle mam ogromny sentyment do pierwszego SR, po tych remasterach nie oczekiwałem kompletnie niczego, wystarczał mi sam fakt, że gry będą wreszcie dostępne w oficjalnej dystrybucji na współczesne sprzęty i to mi wystarczy. Recenzję potrzebowałem tylko do potwierdzenia, że nic nie zepsuli. Ale znów - czekam na pudełko, nie spieszy mi się. Path of Exile 2. Dwie strony dla gry we wczesnym dostępie? Nieco kontrowersyjnie. Ale lubię teksty Urala, mają miłą nieprzewidywalność, czasem fajne żarty (ale niekiedy też nienajlepsze, hehe). Gra raczej nie pasuje do moich preferencji, ale czasem mam zachcianki na wyjście ze strefy komfortu, więc nigdy nie wykluczam, że kiedyś skosztuję tego dania. Ale zdecydowanie poczekam na pełne wydanie. Alien: Rogue Incursion. Drugi warty zainteresowania tytuł VR w miesiącu? Co się dzieje?! Z tą grą mam ten problem, że horrory w VR to dla mnie zdecydowanie zbyt wiele. Więc pocieszam się faktem, że to tylko Part 1 i mam wymówkę, by odwlekać (że niby czekam na komplet; nie wiem ile tych części tam planują). UFL. Podczas lektury naszła mnie smutna refleksja, że w sumie gry piłkarskie przestały mnie interesować kilka lat temu, bo z kolegami zbyt rzadko mamy już czas na “całonocne giercowanie”, jak za czasów PS1/PS2 i tysiące meczów. A ten gatunek przede wszystkim z tym mi się kojarzy i nawet nie mam ochoty grać w singla czy przez sieć. Niemniej ciekawy jestem na ile twórcom wystarczy zapału i pieniędzy, by rozwijać grę. No i fakt, że jest Free to Play upatruję tutaj jako zaletę, bo w razie czego w każdej chwili będę mógł ściągnąć grę i pyknąć z kolegami 2-3 mecze bez narażania się na jakiekolwiek koszty. Fantasian Neo Dimension. Mamy to. Zax znów dopierdala się do randomowych recenzentów w internecie, bo nie mają racji. Tylko on ma. Może ma, nie wiem, nie grałem, choć panowie wcześniej w temacie już poruszali wątek i sprawa nie jest tak oczywista. W każdym razie wywyższanie się Zaxa nie przestaje mnie rozbawiać. On powoli przeobraża się w mema. Infinity Nikki. Dziwne, że recenzja nie przypadła Aysnelowi, bo on lubi przebierać cyfrowe lalki w różne sukienki. Okazuje się, że nie tylko on. Spirit Mancer. O co chodzi z tym DLC w minusach? Bo w treści Konsolite nic nie wspomina, albo mi coś umknęło? No i Darek, ale odniesienia kulinarne to jednak zostaw Adamusowi. Marvel Rivals. Do mnie najbardziej przemawia… zmiana perspektywy na trzecioosobową. Nie na tyle, bym miał w to grać, bo to co oglądam na gameplayach mnie nie przekonuje, ale GDYBYM pod groźbą śmierci miał dać szansę jakiemukolwiek hero-shooterowi, to pewnie byłoby to Marvel Rivals. Retrorecenzja Far Cry. Czy jestem jednym z tych, którzy woleliby Suikodena albo Tactics Ogre? Z jednej strony tak, z drugiej - już po lekturze - niekoniecznie, bo było wciągająco i z trafnymi spostrzeżeniami. Tym bardziej, że oba Suikodeny dopiero co błyszczały w publicystyce dwa miesiące temu, a lada miesiąc wrócą w postaci remasterów i znów będę z nich dumny (mam nadzieję). Adamus w niczym nie ustępuje Piechocie przy tych recenzjach, ładnie łączy formy, przemyca nieco zdyscyplinowanej publicystyki do tekstu i bez wątpienia kuma, jak to robić dobrze. Przebrzydły pececiarz, ale jeden z moich ulubionych. Publicystyka. Wodny świat. Anegdotka. Widząc tytuł na okładce myślałem, że będzie o “Wodnym Świecie” z Kevinem Costnerem. Tymczasem okazuje się, że Cypher chyba zamierza zagrzać miejsce na dłużej i fajnie, bo chłop pisze sprawnie. Mimo wszystko odczucia mam podobne, co do wielu tematów Kochańca (sorry Seba, ale nie masz monopolu), czyli szeroki temat nie do pokrycia w całości na przestrzeni 4 czy 6 stron i trzeba selekcjonować. Zawsze znajdzie się więc zarzut “a o xxx nie wspomniał!”. Tymczasem jestem w trakcie ogrywania Tomb Raidera 2 i chciałbym zaznaczyć, że poziomy wodne są dużo bardziej grywalne i łatwiejsze do nawigowania w tych remasterach. Odnajduję w nich nawet przyjemność, co jest… zaskakujące. Cartoon Network. Przede wszystkim ŚWIETNA decyzja ze skupieniem się na fenomenie stacji w Polsce, a nie na jej historii jako takiej. Stężenie sentymentalizmu od razu przekracza wszelkie normy. Co prawda tekst dość wolno się rozkręca (akapit o Bolku, Lolku i innych Reksiach), ale potem zasypuje ciekawostkami. Wyjaśniono mi tajemnicę czemu u nas wieczorem pojawiało się TCM. Do tego cała masa smaczków, mało znanych faktów, kontrowersji i rzeczy, które dzisiaj absolutnie by nie przeszły, a moje pokolenie ukształtowały. No i na deser akapit ze Zgredami. Pyszna rzecz, nadająca całości Extrimowego sznytu, mocno osobistego i mającego prawo istnieć tylko tu, na tych stronach czasopisma. Ja z kolei pamiętam jeszcze CN sprzed produkcji własnych. Z całą masą bajek od Hanna-Barbera, w tym z moim ulubionym Jonnym Questem. A z produkcji własnych mimo wszystko najbardziej chyba lubiłem Johny’ego Bravo, choć oglądałem w zasadzie wszystko. Kochaniec dostarczył rewelacyjny, gęsty od dobroci tekst, połknąłem go zbyt szybko i chciałbym zdecydowanie więcej. Brawo. Brawo. Brawo. Podrzucam też jeden ze wspomnianych w tekście odcinków Dextera. Prychnąłem nawet. Wycieki. Dla mnie to zawsze będzie wada branży w dobie internetu. Piętnujemy hakerów za wykradzione dane, ale na twitterowe pazeroty udostępniające przecieki “po trochę” już przymykamy oko, bo oni kradną, ale mało. Z mojej perspektywy wygląda to tak, że oni wszyscy prześcigają się w tym, kto pierwszy zepsuje graczom niespodziankę. Wiesz co dostaniesz na urodziny? Nie? No to już wiesz. Mam nadzieję, że pewne trendy w tej materii się odwrócą, pokaz na TGA w sumie wypadł pod tym względem pozytywnie, bo było sporo materiałów, o których nikt szeroko nie donosił. Oby dalej w tym kierunku, a leakerów jebać piorunami. Until Dawn. Wychodzi na to, że London Studio zaczęło od kopania dziury pod fundamenty Until Dawn, a skończyło się na tym, że wykopali własny grób. Żaden ze mnie koneser slasherów, nawet w filmach nie lubię takich scen, więc dlaczego miałbym chcieć w takie rzeczy grać? Nie, przestań Kacper, nie namówisz mnie. Widziałeś moją kupkę wstydu? Nie będę dokładał tylko dlatego, że Ty tak piszesz. A piszesz doskonale, to muszę Ci oddać, choć mnie i tak nie namówisz. Znów absurdalnie dobry artykuł. Obszerny, wyczerpujący, do tego konstrukcją tekstu po raz kolejny przyjemnie nawiązuje do tematu (tutaj motyw ofiar), a jednocześnie go nie przyćmiewa i jest ledwie ozdobnikiem. Until Dawn to nie jest gra, którą darzę jakimkolwiek uczuciem, ale czytanie Adamusa w takim wydaniu to zawsze czysta przyjemność i zaszczyt. Kto wrobił Królika Rogera. Tym razem dwie strony raczej wystarczyły, by sensownie pokryć temat, bo poprzednio z tym Kaczogrodem to było karkołomne zadanie skazane na porażkę i czułem spory niedosyt, bo Kluska z przymusu szedł mocno na skróty i przez ogólniki. Tym razem wyszła całkiem sycąca przekąska między większymi artykułami i takie też doceniam. Final Fantasy IX. Jedyne FF, które przeszedłem na PS1 (choć grałem we wszystkie po trochę). Kolejnym będzie dopiero FF16. W ramach ciekawostki dodam, bo pamiętam to doskonale, że FFIX ogrywałem w okresie, gdy upadały wieże WTC, a z kolegami graliśmy mecze piłki nożnej “na łące”, gdzie właściciele psów wyprowadzali swoje pupile na sranie. Emocji aż za dużo. Więc tak - FFIX ma swój kącik w moim sercu, a Kubica wydaje się w ostatnich miesiącach bezwstydnie plądrować to ciasne lokum. Opus Magnum autora z tego tym razem nie wyszło, ale i tak jest to ponadprzeciętnie dobra lektura. Bije z niej pewne ciepło, jak z całego FFIX. Battle Theme gra mi w uszy po dziś dzień. Tomb Raider: The Angel of Darkness. Ujmę to tak. Myślę, że u Krzyśka jest progres, ale to ewolucja, nie rewolucja. Coś się lekko zmienia, autor gdzieś kluczy, mości się i szuka wygodnego miejsca do dłuższego posiedzenia. Jego styl pisania nie określiłbym gorszym na tle innych, raczej “bardziej wymagającym”. Zauważyłem bowiem pewną prawidłowość, że początki tekstów czyta mi się trudniej. Nie sądzę, że są gorzej napisane, raczej chodzi o to, że jako czytelnik potrzebuję chwili, akapitu, dwóch, by wejść w lekturę i poczuć się w niej nieco swobodniej. Potem już treść leci bez większych zgrzytów, więc może wcale nie jest tak źle, jak ja w swoich opiniach sugeruję? Może to ja mam problem, a nie Grabarczyk? Niezależnie od przyczyn, wciąż imponuje mi, że Krzysiek traktuje moje odczucia śmiertelnie poważnie, choć tak naprawdę nie mam żadnych podstaw, by się opiniotwórczo wypowiadać. Prawda jest taka, że z publicystyką w PE nigdy nie było tak dobrze, a Grabarczyk ma w to swój wkład, a moim celem jest wyłącznie motywować, by było jeszcze lepiej. Podsumowując, to bardzo dobry tekst, z zaledwie kilkoma mniejszymi “dziurami chaosu”. Dodatkowo kwestia dat jest w miarę ogarnięta (biorąc pod uwagę tendencję autora), z nazwiskami nie do końca, ale tragedii nie było. Poza tym aktualnie mam fazę na klasyczne Tomb Raidery (w dwa lata planuję nadrobić wszystkie, a przynajmniej do AoD, w czym pomogą mi nadchodzące remastery) i tak, w Sylwestra grałem w TR2, więc Grabarczyk trafił w miękki punkt i mogę być nieobiektywny. Tym bardziej, że jestem wspomniany w tekście, a to zawsze miłe, choć akurat do Chronicles nie mam wielu ciepłych uczuć (najwięcej do TR4), więc torpedować opinii nie zamierzam. Inne kwestia, że z dzisiejszej perspektywy znacznie łatwiej nam oceniać (nie)słuszność decyzji kolejnych części cyklu. Soul Reaver. Ooo, a kogo to morze na brzeg wyrzuciło? Konsolite w publicystyce, witamy. Że Darek potrafi, to wiemy, bo wiele początkowych Extreme Plusów (dla Patronów) było jego autorstwa i jakością imponowały (szczególnie w porównaniu z aktualnymi). Tutaj też trudno się do czegokolwiek przyczepić, bo całość czyta się lekko, a jak często słyszy się narzekania czytelników na to, że “czytało się zbyt łatwo, chciałbym trudniejszej w odbiorze lektury”? No właśnie, raczej nigdy. To znak, że czasem prościej, znaczy lepiej. O samym Soul Reaverze napisałem już przy komentarzu do recenzji remasterów, ale tutaj chciałbym zwrócić jeszcze uwagę na jedną rzecz. Ile jest w treści dat i nazwisk? Absolutne minimum. Umiejscowienie czytelnika na linii czasowej już we wstępie, a potem skupienie się na opowieści. Pojawia się Amy Hennig, bo pojawić się musiała, jeden czy dwóch cytowanych developerów, a poza tym czysta, nieskrępowana żadnymi kajdanami opowieść o grze i jej procesie powstawania. Jeśli Konsolite (wraz z Cypherem) na stałe dołączy do grona publicystów to czekają nas obfite miesiące. Extreme Plus. Steve Jobs. Napiszę tak: jest lepiej, choć poprzeczka była bardzo nisko. Może to kwestia dobrze udokumentowanego i obszernego życia Jobsa, że tym razem nie było konieczności trzy razy pisać o tym samym, byle zrobić limit znaków? Wygląda też na to, że tym razem ktoś przeczytał całość kompozycji, bo opowieść płynie bez większych przeszkód. Inna sprawa, że wciąż nie jestem fanem doboru tematycznego ostatnich wydań, który wygląda jak wyciągnięty z wykazu “najważniejszych osób w branży growej i technologicznej”. Kompletnie nie czuję ekscytacji widząc kolejną biografię bez krztyny oryginalności. To wciąż taki wypełniacz bez większych ambicji i po linii najmniejszego oporu. Gdzie jakieś artykuły dedykowane cyklom gier albo całym markom? Gdzie jakieś pojedyncze tytuły, które na ośmiu stronach można pokryć kompleksowo? Dobór tematów do Extreme Plus funkcjonuje chyba na zasadzie: ten artykuł jest ZA DOBRY na E+, dajmy coś mało natchnionego, na przykład biografię twórcy Pokemonów, albo tego od Dooma dajcie. Pomijam też fakt, że całość napisana jest tonem bezkrytycznym, czołobitnym i pełnym zachwytów, taka słodka laurka, ale to już od kilku numerów w sumie. Nie udało się wygrzebać żadnej ciekawej informacji, głębiej poszperać, wyszło, że Jobs był Jezusem Technologii. Zero autorskiego zacięcia i krytycyzmu. No, ale lepiej, niż poprzednio, więc chyba pora na szampana? Region Filmowy. Tak Kuba (i Marta, pozdrawiam), ja czytam. Choć z oglądaniem już gorzej, tym bardziej, że zrezygnowałem z większości streamingów. Comix Zone. Ja tylko w kwestii Sknerusa, bo raz mowa o tym, że “wydanie na tylko 30 stron”, a potem “cały album liczy bowiem raptem 98 stron”. Trochę niejasne i mylące, choć domyślam się o co chodzi (sama opowieść ma 30 stron, ale dodatki rozpychają wydawnictwo do blisko 100). BAKA. No, no, czyżby Konsolite wreszcie zaczął pracować na sławę nazwy działu, że poleca coś specyficznego i dziwnego? No dobra, wszystko co polecał do tej pory bywało dziwne, ale wiecie o co mi chodzi. Mononoke the Movie brzmi AMBITNIE na tyle, że chyba nawet Darek ma pewne kłopoty z opisowym oddaniem cech produkcji i nieco się zapętla w recenzji. Tak czy inaczej, dodaję kolejny tytuł do listy, której zapewne nigdy nie opróżnię. Felietony. Zax. Zaczyna się epopeja z samolocikami. Wyłania się z tego obraz nieco skrzywionej społeczności (gotowej wydać 200 zł na samolot w grze), którą twórcy mają głęboko w piździe. Trochę mi żal tych graczy, ale tylko trochę i przez chwilę. Ok, już mi przeszło. Mielu. Fajnie i celnie ujęta kwestia powrotu starych marek, jak Soul Reaver. Rzecz w tym, że nie każdy ma ochotę wracać do tamtych gier, ale nowy tytuł w serii przyjąłby z otwartymi ramionami. Dajcie zielone światło nowej, współczesnej grze, zróbcie ją dobrze, a gwarantuję, że zainteresowanie starymi wcieleniami marki znacząco wzrośnie. Na odwrót to nie zawsze działa. No i koniec końców Capcom zapowiedziało nową Onimushę, więc może i na Dino Crisis przyjdzie pora, a Konsolite będzie się miał z pyszna. Marcellus. Od kiedy wiem, że pisze za darmo, to nie przejmuję się jego wypocinami, nawet gdy wygląda jak Adam Piechota. Piechota. Osobiście uwielbiam tematykę alternatywnych rzeczywistości, podróży w czasie, innych linii czasowych, efektów motyla, pętli i innych tego typu gówien. Może dlatego SH2 tak fascynująco na mnie działa. No i na deser dostajemy namiastkę GOTY 2024 Adama, a ja pod wszystkimi trzema pozycjami mogę się podpisać, bo remastery Tomb Raiderów są wzorem w temacie połączenia klasyki z współczesnością i ucieleśnieniem tego, jak te gry funkcjonują w naszej pamięci (mechanika nietknięta, oprawa i klatkaż podciągnięty). Astro to Astro, ale jednocześnie anomalia, patrząc na współczesne Sony. A Lorelei absolutnie angażujący tytuł, który chyba przyniósł mi najwięcej czystej satysfakcji w tym roku. I jedyny, który potrafił zmotywować mnie do rozkminiania zagadek logicznych na sraniu. Graczpospolita Głos Ludu. @łom chyba nie muszę wołać, bo to raczej regularny bywalec, ale i tak chyba to zrobiłem, prawda? Przepraszam Łomie! Żeby nie było: zauważyłem brak Kącika Kmiota, ale ponieważ nigdy nie robiłem tego DLA SŁAWY, to nie mam żalu (poza tym wiem, że terminy). Tym bardziej, jeśli w moje miejsce trafiają fajne i celne komentarze, ale z tym bywa różnie. Dlatego w tym miesiącu przyspieszyłem publikację recenzji, aby czytelnicy wiedzieli, że wciąż żyję, o ile Perez mnie nie wytnie. Listy. HIV jakiś zmotywowany, w dodatku oficjalnie dziękuje Perezowi, więc najwyraźniej coś tam się dzieje za kulisami (patrz .gif wyżej). Ale trzeba przyznać, że list Grasshoppa64 całkiem sensowny i miły w lekturze (nie, nie jest to moje alter ego). Czy tylko ja jestem ciekawy co się wydarzy, jeśli HIVowi rzeczywiście wyschnie źródło? Bo póki co od lat wysycha i wyschnąć nie zamierza. Patrząc globalnie, to rewelacyjny numer. Pełny dobrej, bardzo dobrej i rewelacyjnej publicystyki, i nawet Igor w recenzjach wzniósł się ponad swój poziom, choć pisał o grze, która nikogo nie interesuje. Ale jakość treści w PE wciąż jest wysoko i z pozycji czytelnika wyczuwam ogrom pasji autorów i wierzę, że wszystkie te teksty nie powstają od sztancy, a częściej są misternie cyzelowane. Jeśli dorzucimy do tego oddanego sprawie wydawcę w postaci skromnego, acz skutecznego Pereza, to całość może na jakiś czas wypalić i dostarczyć nam jakościowych materiałów. Póki co życzę sobie i Wam, byśmy za niecały rok znów mogli dyskutować o kalendarzu PE.
  4. Po latach wyrzeczeń wreszcie miałem okazję wbić jedno z Osiągnięć Życia Każdego Gracza, czyli zagrałem w Tomb Raidera w Sylwestra. Musiałem spauzować o północy na symbolicznego szampana, ale generalnie tak - grałem w grę.
  5. Intensywny rok. Ilościowo wyszło nieco mniej, niż w 2023, ale to wynika z prostego faktu, że samo Helldivers 2 pożarło mi 340 godzin, a Gran Turismo 7 dorzuciło swoje 160 godzin (w cztery miesiące). Koniec końców wyłącznie te dwie gry odpowiadają za 1/3 całorocznego wyniku godzinowego. Generalnie dużo fajnych gierek, ale na wyróżnienia pokuszę się w temacie o forumkowym GOTY. Dorzucę kilka zdań do każdej pozycji, jak również link do szerszych wrażeń w dedykowanych tematach, zakładając, że takie publikowałem. Z rozgrzebanych i nieporzuconych rzeczy został mi w zasadzie tylko Baldur's Gate 3 (50 godzin na liczniku). Koa and the Five Pirates of Mara [PS5] - rozluźniająca platformówka na noworoczne lenistwo. Lekka, łatwa, przyjemna. Dość mocno stawia na speedrunowe elementy. Panzer Dragoon: Remake [Switch] - zaskakująco mało zawartości w tej grze, nawet jak na gierkę arcade. Godzinka zabawy, grało się sympatycznie, ale potem zostaje tylko kręcenie high score, a to już mnie nie jara. Nuclear Blaze [Switch] - drobna perełka, lepsza niż oczekiwałem. Wcielamy się w strażaka i musimy walczyć z rozprzestrzeniającym się pożarem w placówce badawczej. Trochę platformówki 2D, trochę gry logicznej. Przeszedłem dwa razy, bo w zależności od wybranego poziomu trudności zmieniają się lokacje i gra różni się diametralnie (alternatywne ścieżki). Vampire Survivors [Switch] - większość czasu w tej grze spędziłem jeszcze w 2023 roku, ale wtedy jej nie uwzględniłem w podsumowaniu, bo planowałem pograć jeszcze w 2024. Dorzuciłem jeszcze kilka godzin do licznika, pokonałem "ostatniego wroga" w Capella Magna i choć zdaję sobie sprawę, że to wciąż daleka droga do PEŁNEGO ukończenia gry (tym bardziej, że autor stale dorzuca nową zawartość), to mi po ponad 30 godzinach prawdopodobnie już wystarczy zabawy. Może jeszcze wrócę na niezobowiązującą partyjkę, ale z grubsza temat uważam za zamknięty. Beyond Oasis: The Story of Thor [emu Mega Drive] - w ramach Forumowego Klubu Retro. Taka Zelda, ale uciążliwa w zbyt wielu aspektach gameplayowych, bym mógł ją komukolwiek polecić. Gdyby nie zbawienne savesloty emulatora to nie wiem czy dobrnąłbym do końca. Prince of Persia: Sands of Time HD [PS3] - kiepski port, ale urokliwość samej gry dość ponadczasowa, więc to był generalnie miły czas. Poza momentami upierdliwymi walkami, które ten miły czas skutecznie obrzydzały. Doom 64 [Switch] - wariant dedykowany Nintendo 64, dość specyficzny, ale wciąż bardzo dobry. Cuphead [PS4] - Nie jestem fanem koncepcji gamplayowej, ale absolutnie urzekający artstyle zmotywował mnie na tyle, aby wyrzeźbić 100%. Na DLC zabrakło już zapału, ale nie wykluczam, że kiedyś wrócę. Synapse [PSVR2] - gierka z rewelacyjną rozgrywką (można poczuć się KOZAKIEM), choć ma poważne braki w zawartości i urozmaiceniu (broni, przeciwników, poziomów). Niemniej generuje masę frajdy. Prince of Persia: The Lost Crown [PS5] - wyśmienita metroidvania z satysfakcjonującym systemem walki i sztywniutkim sterowaniem. Synth Riders [PSVR2] - VR-owa gra ruchowo-taneczna z szerokim wachlarzem utworów. Rewelacyjne party-game, bo dużo wybacza, a i tak satysfakcjonuje. Beat Saber to nie jest, pół klasy niżej, ale grałem na przemian i jestem zauroczony (BS kocham). Eastward [Switch] - małe rozczarowanie. Zbyt przegadana gra zeldopodobna (wariant 2D). Za dużo biegania od znacznika, do znacznika. Fajne dungeony, ale wszystko co wokół nich lekko zasysa. Tekken 8 [PS5] - wciąż wyjątkowo fajny do popykania z kolegami na kanapie, ma też jakieś tryby dla pojedynczego gracza, ale żadne to przełomy. Na profesjonalne analizy jestem zbyt cienki, zrobiłem platynę i poszło na półkę. Wraca tylko gdy koledzy odwiedzą. Guilty Gear: Strive [PS5] - zadziwiająco dobra i przystępna bijatyka 1 vs. 1. Bieda po względem trybów dla jednego gracza, fabuła w postaci... anime do oglądania, ale rozgrywka ciaśniutka, intensywna i obłędnie widowiskowa. Poznanie każdej postaci nie wymaga godzin na opanowanie ich wachlarza ciosów, bo listy ataków są dość krótkie, więc GG wydaje się całkiem przystępne. Spędziłem przy tej grze całkiem przyjemne i cieszące oczy 22 godziny, jestem nią miło zaskoczony. Nobody Saves the World [PS5] - zabawna i całkiem zajmująca. Dla graczy czerpiących przyjemność z obserwowania jak paski postępu rosną. Urozmaicona gameplayowo (bazowo trochę hack&slash), ładniutka, uroczo głupkowata. Streets of Rage 2 [emu Mega Drive] - Forumkowy Klub Retro. Ot, beat'em up, który mego serca nie skradł. Rollerdrome [PS5] - pyszna gierka, świeża, z czarującym artstyle i satysfakcjonującym gameplayem. Jeździmy po arenie na rolkach, sadzimy trikulce i strzelamy do złoczyńców. Sport przyszłości. Wszystkie elementy łączą się w całość (tricki odnawiają amunicję), gra niecodzienna, ale wciągnęła mnie mocno. Haven [PS5] - świetnie napisana relacja między bohaterami, przyjemna do śledzenia historia miłosna, naturalna, swobodna. Wybitna oprawa muzyczna temu towarzysząca. Mechanikom czysto gameplayowych brakuje odrobiny głębi i całość wydaje się ciut rozwleczona, ale może ja za bardzo się zaangażowałem w czyszczenie wszystkiego. Apocalypse [emu PS1] - Forumkowy Klub Retro. Lepsza, niż zapamiętałem. Praktycznie nie frustruje, o zaliczenia za jednym posiedzeniem, więc bardzo arcade'owa gierka w sumie. Helldivers II [PS5] - Genialny klimat, idealny gunplay, rozrywkowy multiplayer. Gra, na którą kompletnie nie czekałem, dałem jej szansę i się zakochałem. Na przestrzeni całego roku grałem zarówno z kolegami, jak i solo (co stanowi zupełnie innego rodzaju wyzwanie). Twórcy rozpieszczają nas zawartością, dopiero co wrzucili nową frakcję przeciwników, więc gra całkowicie odżyła. Jestem graczem mocno singlowym, ale dla Helldivers 2 robiłem i robię wyjątki. Prawie 350 godzin walczyłem w II Wojnie Galaktycznej i zamierzam walczyć dalej. Moja tegoroczna kokaina. Deception III - Dark Delusion [emu PS1] - Forumkowy Kącik Retro. Bronimy się przed przeciwnikami poprzez rozstawianie pułapek. Oryginalna, choć słabo motywująca do finezyjnego podejścia. Dużą część gry przeszedłem stosując jeden, ale skuteczny zestaw zasadzek. Balatro [Switch] - to wszystko co mówią uzależnieni, to czysta prawda. Balatro to kapitalna gra, satysfakcjonująca i obrzydliwie wciągająca. Człowiek tylko klika (polecam grać dotykowo), a godziny lecą jak pierdolnięte. Trudno określić czy grę można "ukończyć", ale spędziłem z nią ok. 17 godzin, kilka razy ukończyłem runy, więc dorzucam do listy. Bronię się przed tym uzależnieniem, ale nie wykluczam, że sporadycznie do Balatro będę wracał, tym bardziej, że wciąż jest rozwijane. Samurai Pizza Cats [emu NES] - Forumkowy Klub Retro. Fajna gierka, jeśli się chce bez napinki wrócić do epoki NESa. Jest łatwa, krótka i w zasadzie przyjemna. Wario Land 4 [emu GBA] - Forumkowy Klub Retro. Poziomy zaskakująco urozmaicone tematycznie, a przy tym potrafiące zaskoczyć oryginalnością. Poza tym raczej sztywniutki movement i levele zachęcające do eksploracji. Dobry szpil. Beat Saber [PSVR2] - dawniej zaliczone na pierwszym PSVR, w tym roku solidnie ograne już na PSVR2 (Platyna). Kolejne blisko 40 godzin spędzone z mieczami świetlnymi w dłoniach. Beat Saber przez te lata rozwinął się niesamowicie, doczekał się dziesiątek Music Packów i usprawnień. Wracam do niego regularnie i kupuję praktycznie każdy dodatek. To było dla mnie przełomowe doświadczenie w kategorii gier VR i nadal tę grę ubóstwiam. Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes [PS5] - nie wszystko w tym "duchowym następcy Suikodenów" zagrało, ale i tak spędziłem w nim ponad 130 godzin. Czyli tragedii nie ma. I lubię tę grę bardziej, niż pozostali gracze, albo ocena MC sugeruje. Fabuła z grubsza zawodzi, balans stopnia trudności wyraźnie leży, ale element społeczny - czyli postacie i zarządzanie zamkiem - siadły mi wybitnie. Spędziłem z nią wiele przyjemnych nocy, choć byłbym ostrożny z polecaniem jej komukolwiek. Marsupilami: Hoobadventure (+DLC) [PS5] - przyjemniutka i całkiem ładna platformówka 2D, "Donkey Kong Country w domu". Dość krótka, łatwa i niespecjalnie rozwinięta mechanicznie. Ale ukończysz ją w jeden - dwa wieczory, więc znudzić się nie zdążysz. Darmowe DLC rozszerza tytuł o 50% podstawki (dochodzi 10 dodatkowych poziomów do 20 bazowych) i nieco modyfikuje mechaniki, więc bogactwo. Corn Kidz 64 [Switch] - retro platformówka 3D. Wymagający collectathon z rozwiniętym, elastycznym movementem. Stylistyka piątej generacji, ale całość hula ultra płynnie. Pistol Whip [PSVR2] - połączenie gry muzyczno-rytmicznej ze strzelanką na szynach. John Wick w odjazdowej stylistyce i muzyce (która nie do końca mi siadła). Trzeba się solidnie gimnastykować, ale bogactwo modyfikatorów pozwala dostosować grę do własnych preferencji. Bramble: The Mountain King [PS5] - mroczna, skandynawska baśń. Ciut kuleje gameplayowo, ale potrafi nadrobić nastrojem. Liniowa, niespecjalnie skomplikowana (zagadki), miłe (choć często niepokojące) widoczki i lokacje. Snufkin: Melody of Moominvalley [Switch] - Muminki! Leniwa, urocza, klimatyczna. Gameplayem nikogo nie oczaruje, ale z racji ogromnego sentymentu przez kilka godzin byłem kompletnie oczarowany. Wybaczam wszystko i złego słowa nie napiszę. Teslagrad 2 [PS5] - skondensowana metroidvania, mechanicznie oparta o zabawy z prądem i magnesami. Oszczędna, skandynawska atmosfera, ładna oprawa. Łamie pewne schematy gatunkowe i ma dwie warstwy gameplayowe. Star Ocean: Second Story R [PS5] - klasyk z PS1 podciągnięty pod współczesne standardy i wypełniony udogodnieniami la leniwych graczy. Chwilami przegadany, ma też wyraźne problemy z balansem stopnia trudności. Koniec końców przeszedłem dwa razy, choć ukończenie gry drugą postacią zajęło mi już tylko 1/4 czasu. Udany remake, ale ma nieco za uszami. Animal Well [PS5] - perła. Niepozorna, acz uzależniająco angażująca metroidvania. Bogata w sekrety małe i duże, ufająca inteligencji gracza. Urzeka atmosferą i satysfakcjonuje rozgrywką. Powtórzę jeszcze raz: perła. Uwielbiam. Lorelei and the Laser Eyes [Switch] - c-c-c-ombo, bo to kolejna perła. Współczesne ucieleśnienie point'n'clicka, ale z dużo bardziej wymagającymi zagadkami. Możesz sobie przygotować 16-stronicowy zeszyt, bo z pewnością się przyda na notatki. Do tego atmosfera, specyficzna oprawa, ciągłe zastrzyki satysfakcji dla gracza. Pochłaniająca i wspaniała. Hot Wheels Unleashed 2: Turbocharged [PS5] - no kurde, resorakami się zapierdala po blatach kuchennych i ogródkach. Współczesne Micro Machines. Rusza się świetnie, wygląda też. "Fabuła" zasysa, ale odpalasz boosta i już o niej nie pamiętasz. Pizza Possum [PS5] - krótka i zabawna gierka, gdzie wcielamy się w żarłocznego oposa i kradniemy jedzenie. Można grać w co-opie z drugim graczem i wtedy frajda rośnie. Fajna z kolegami przy piwie. Wario: Master od Disguise [NDS] - z racji specyfiki sprzętu, Wario wymaga od nas dużo pracy stylusem i rysowania po ekraniku. Idea była świetna, ale mnie po jakimś czasie zaczęła męczyć (te mini gierki, ech) i się dłużyć. Tombi! Special Edition [PS5] - oba Tombi z PS1 uwielbiam. Tutaj mamy z grubsza do czynienia z emulatorem, ale ta edycja zwiera również przearanżowaną i nagraną na nowo ścieżkę muzyczną, jak również wiadro dodatków, w tym wywiady z twórcami. Poza tym to wciąż stary, kochany Tombi, czyli mieszanka platformera z grą przygodową. Dość wymagająca i łatwo się zaciąć z progresem. Shadow of the Erdtree (DLC do Elden Ring) [PS5] - no co, skoro mogło być nominowane do GOTY, to ja mogę to też zaliczyć jako ukończoną grę. Rzecz całkowicie usprawiedliwiona bo SotE wyjęło mi blisko 35 godzin z życia. Wciąż piękna i urzekająca stylem, miejscówkami (choć czasem zbyt pustymi), projektem wrogów. Ostatni boss tani i chaotyczny. Wzorowy dodatek, ale nie róbcie więcej. Warhammer 40,000: Space Marine [PS3] - radosna siekanina połączona ze strzelaniną. Na wskroś liniowa, intensywna, całkiem satysfakcjonująca. Ma swój urok i podobała mi się, choć euforii nie było. Supraland [PS4] - imponujące dzieło jednego autora. Metroidvania w FPP. Komiczna, ale pełna oryginalności i pomysłów. Niepowtarzalna stylistyka. Gunborg: Dark Matters [Switch] - platformówka 2D z elementami twin stick shootera. Dynamiczna, pełna zgonów, nauki na błędach. Małe, krótkie, ale intensywne poziomy. Krótka, ale i tak potrafi być powtarzalna. Portal [Switch] - krótkie to, hehe. Ale fajne, bo bawi się oczekiwaniami gracza i potrafi zaskoczyć. Nic dziwnego, że był potencjał na Portal 2. Astro Bot [PS5] - no wiadomo, czysta radość i beztroska. Wygląda kapitalnie, brzmi rewelacyjnie, rusza się bezbłędnie. To były wyjątkowe godziny pełne zaskoczeń i rosnącej we mnie dziecięcej ciekawości: co jeszcze przygotowali dla nas twórcy? Serce gracza rośnie. Gran Turismo 7 [PS5/PSVR2] - stałem się tym, z czego się śmiałem. Chłopy jeżdżą w kółko brum brum, hehe. Kupiłem sobie pierwszą w karierze gracza kierownicę (rozsądną w stosunku jakość/cena Logitech G29), założyłem PSVR2 i dałem się wciągnąć. W cztery miesiące spędziłem w motoryzacyjnym świecie blisko 160 godzin i gram dalej, aktualnie w dążeniu po platynę (bez grindu się nie obejdzie). Wszystkie licencje na złoto już za mną, więc największa przeszkoda pokonana. Motoryzacyjne porno? Trochę tak.... Dave the Diver [PS5] - uzależniająca gameplayowa pętla i zaskakująco bogata w atrakcje oraz mechaniki. Prezentuje się uroczo, bawi i wciąga w "jeszcze jedno nurkowanie". Trochę za bardzo się ciągnie, jeśli dążymy do platyny i łatwo wpaść w monotonię, ale poza tym to rewelacyjna gra generalnie. The Plucky Squire [PS5] - absolutnie urzekający pomysł i stylistyka, acz gameplay nie zawsze dorównuje do tego wysokiego poziomu. Trochę zbyt przegadana i trzymająca gracza za rękę. Solidna gra, ale czuć, że potencjał był na coś dużo bardziej zajmującego. Sifu [PS5] - miałem z tą grą niebanalną przeprawę, prawie mnie złamała, ale koniec końców to ja złamałem ją. Tym bardziej doceniam Sifu. Specyficzny system progresu może być utrapieniem, ale mechanicznie i realizacyjnie jest bezbłędnie, wyjątkowo satysfakcjonująco. Deadstorm Pirates [PS3] - arcade rail shooter utrzymany w pirackich klimatach od mistrzów z Segi. Dzięki kontrolerowi Move oraz kupionej za 15zł na allegro obudowie w kształcie pistoletu mogłem postrzelać do TV. Frajda to krótka (2 godzinki, kilka powtórzeń poziomów), ale intensywna i ciesząca oko. W co-opie rzecz jasna zyskuje mocno. Blue Fire (+DLC) [PS4] - niezwykle udany i wymagający miks platformera 3D, Zeldy i soulslike (choć tego ostatniego tylko symboliczne ilości). Najwięcej frajdy odnajdą tutaj fani platformówek 3D, bo to najbardziej rozwinięty i dopracowany aspekt. Poza tym to całkowicie kompetentna i przemyślana gierka, biorąc pod uwagę skromne studio. No i jeśli podstawka nie sprawi wyzwania, to przy DLC można się lekko spocić. Time Crisis 4 [PS3] - arcade rail shooter, tym razem w klimatach mocno urozmaiconych, bo walczymy z terrorystami i ich nową bronią biologiczną. Jest spektakularnie, trochę krindżowo, standardowo krótko, ale intensywnie. Możliwy co-op, więc gnat w jedną rękę (znów Move w taniej, ale wystarczającej obudowie), browar w drugą i lecimy. Vertigo 2 [PSVR2] - solidna, pełnoprawna gra na VR, żadna popierdółka, mimo że stworzona przez jednego chłopa. Rewelacyjna obsługa broni, fikuśne projekty wrogów, urozmaicone poziomy i kapitalny humor. Silent Hill 2 [PS5] - piękna gra i hołd zarazem. Dołączam się do głosów zachwytu. Trzymam się z dala od horrorów, ale tutaj nie mogłem odmówić. Te ciemne noce ze słuchawkami na uszach pozostaną w mojej pamięci na długo. Potem obejrzałem dziesiątki godzin różnorakich interpretacji i teorii na YT, więc to dla mnie znak, że "zassało". Brawo Bloober. Clive 'N' Wrench [PS5] - collectathon 3D, zadziwiający urozmaiconymi tematycznie poziomami, choć nie można uznać, że w jakikolwiek sposób jest oryginalny. Przetwarza mechaniki i pomysły, które w branży tkwią od dekad, ale robi to sprawnie. No i jest dziełem jednego autora, więc tym bardziej. Tomb Raider Remastered [PS5] - co ja tu będę, pięknie nam się starzeje panna Croft. Prince of Persia: Warrior Within HD [PS3] - podobnie jak w przypadku SoT, dość lichy to port. Ale baza trzyma się całkiem rześko. Z radością przywitałem rozszerzony system walki, choć tej według mnie wciąż jest za dużo. Z kolei idea mapy świata, którym w zasadzie jest jeden zamek do mnie mocno przemawia, bo dostarcza tego przyjemnego poczucia "a, to tutaj wróciliśmy, tylko inna drogą!". Jest nieco backtrackingu, ale o przełknięcia. Wciąż dobra gra, szkoda jedynie, że się softlockowałem w drodze do ukrytego zakończenia i musiałem powtarzać dwie godziny gry, hehe. Heh... Bully (Canis Canem Edit) [PS4] - mój pierwszy raz z Jimmym Hopkinsem. Niebanalny pomysł na grę, mapa w sam raz, śmiganie na BMXie, szczypanie lasek w pośladki, generalnie kolejna historia w stylu gangsterskiego "od zera, do bohatera", ale podana w takim stylu, że morda się cieszy. Quake + Dodatki [Switch] - miał być szybki strzał, ale trochę się zasiedziałem. Bo najpierw ukończyłem podstawkę, a potem okazało się, że są też warte uwagi 4 pełnoprawne dodatki i koniec końców spędziłem z Quakiem ponad 30 godzin. To 80-90 poziomów, niektóre z nich szalenie rozbudowane i czasochłonne. Ale przez cały ten czas ładowanie ołowiu i gwoździ w maszkary z piekła rodem nie przestawało bawić. Klasa. Batman: Arkham Origins [PS3] - odświeżyłem sobie, bo okres świąteczny temu sprzyja (akcja gry dzieje się w Wigilię). To wciąż satysfakcjonujący Batman, choć wydajność tej gry na PS3 woła o pomstę. Szarpie, zawiesza konsolę, o stabilnych klatkach na sekundę nawet nie ma co marzyć. Jednak pomijając to, Arkham Origins nie przynosi wstydu. Zawodzi odrobinę pod względem zestawu złoczyńców do schwytania, ale poza tym to wciąż Batman, za którego obecnie wielu dałoby się pociąć, bo możliwe, że kolejnego już nie doczekamy.
  6. A gdyby tak co miesiąc dorzucać kartkę z kalendarza na kolejny miesiąc i tym samym numer z kalendarzem rozciągnąć na cały rok? Myślałeś o tym? Przyznaj.
  7. Komodo, dzięki za praktycznie kompleksowe odniesienie się do kwestii doboru recek. Ja ze swojej strony tak rzucam luźnymi tytułami, które mi się z tą konsolą kojarzą, ale domyślam się, że Wy zweryfikowaliście sensowność każdej pozycji, zanim ją zatwierdziliście albo odrzuciliście (vide przypadek pierwszego Mass Effect, który mi wypadł z głowy). Tak jak pisałem - nie mam pretensji, przyjmuję argumenty, jest mi tylko nieco żal, że zabrakło dla tych tytułów miejsca. Zapomniałem jeszcze wspomnieć, że osobiście to bardzo chętnie bym poczytał o PlayStation Home z perspektywy zaangażowanego użytkownika, więc jestem odrobinę zły na Komoda, że nie pozwolił Rogerowi na podjęcie tego tematu. Gdyby tylko Roger znał innego redaktora naczelnego, który mu to gdzieś puści, hmmm... I potwierdzam, że gdzieś mi przemknął "roster", więc dopilnowano.
  8. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    Dwie szybkie, zaległe wrzutki. Clive 'N' Wrench [PS5] Klasyczna platformówka próbująca swoim istnieniem złagodzić tęsknotę za tym, co reprezentował gatunek na przełomie piątej i szóstej generacji. I zgodnie z dzisiejszymi trendami nie miała prawa powstać w wieloosobowym teamie, więc musiała być stworzona przez jednego chłopa. To collectathon wypełniony setkami rozsypanych na poziomach świecidełek, które każdy szanujący się gracz postanowi zebrać wszystkie. Mniej tutaj precyzyjnego skakania po platformach, więcej eksploracji, beztroskiego hycania, szperania po kątach, rozglądania się i rozluźniającego biegania po levelach. Bo tak naprawdę póki nie zostanie nam kilka sztuk błyskotek do skompletowania, to nawet nie musimy się zatrzymywać - biegamy rozkosznie od jednej znajdźki do drugiej widniejącej już na horyzoncie. Oddajemy się instynktowi kolekcjonera i chillujemy. A jak zostanie ich garstka, to z pomocą przychodzi radar, który nas łagodnie pokieruje do upragnionego 100%. Bo Clive 'N' Wrench przez 95% czasu gry nie przysporzy większych kłopotów naszym palcom. Choć Clive, którym sterujemy imponuje wcale niemałym zakresem ruchów, to gra rzadko kiedy postanawia wystawić je i naszą cierpliwość na próbę. Nie zrozumcie mnie źle - to nie jest samograj czy gra dla dzieci, bo one mają ciekawsze tytuły, którymi powinny się zainteresować. Clive 'N' Wrench wycelowane jest w starszych graczy, którzy mają ochotę ponownie poczuć tamten vibe. A że jedli oni już chleb z niejednego gatunkowego pieca, to i zaprawieni w boju są wystarczająco, bo poradzić sobie bez większych problemów z wyzwaniami stawianymi przez tę grę. Pisząc o tamtym vibe mam na myśli collectathony piątej generacji. Gdybym miał wyliczyć pierwsze tytuły, z którymi Clive 'N' Wrench mi się skojarzyła, to byłby to Toy Story 2 (głównie z powodu pierwszego poziomu), oba Bugs Bunny (tutaj przede wszystkim Lost in Time z racji braku kooperacji i tematyki światów) i szczypta Banjo Kazooie. Zwiedzimy tutaj bowiem 11 różnorodnych poziomów, które przegonią nas po wszelakich epokach historycznych. I ten tematyczny rozstrzał jest duża zaletą gry, bo głównie dzięki temu udaje się uniknąć pewnej monotonii. Wyczyszczenie każdego świata zajmie nam około godziny czasu, a potem nasyceni wracamy do hubu i nowym zapałem wbijamy do kolejnego poziomu, ciekawi co tym razem autor przygotował dla nas tym razem. A tam znów - nowa epoka i motyw tematyczny, te same zajęcia. Setki podrzędnych świecidełek, parę questów od NPC-ów (znajdź pięć tego, albo dziesięć tamtego), kilka chytrze ukrytych monet, garść wyzwań platformowych, czasem trafi się jakiś uroczy easter egg, sporadycznie będziemy musieli przystanąć i chwilę się zastanowić przy raczej prostej zagwozdce środowiskowej. Gameplay zapętlić, powtórzyć, choć trochę upraszczam, ale nieznacznie. Clive 'N' Wrench to sympatyczna platformówka dla każdego miłośnika zbierania nieprzebranych ilości błyskotek, ale nawet nie aspiruje, by być czymś więcej. Przetwarza znajome motywy, wykorzystuje tradycyjne mechaniki gameplayowe, niczym nie zaskoczy, ale pozwoli miło i niezobowiązująco spędzić czas oraz zapewni graczowi tę satysfakcję, gdy uda mu się zrobić poziom na 100%. Jeśli chodzi wam po głowie powrót do jednej z wymienionych parę akapitów wyżej gry, to możecie zamiast tego spróbować Clive 'N' Wrench. Odczucia zbliżone, choć będzie ładniej. Aha, niezwykle istotna informacja dla użytkowników PS5. Domyślnie Clive 'N' Wrench działa w żałosnych 30 kl/s i nie ma możliwości zmienienia tego wewnątrz gry. Ale jeśli w menu konsoli wejdziemy w Ustawienia > Zapisane dane i ustawienia gry/aplikacji > Ustawienia wstępne gry i tam domyślnie ustawimy Tryb wydajności, to wymusimy od Clive 'N' Wrench 60 kl/s. Zaleca się granie tylko w tym trybie. Tomb Raider Remastered [PS5] Chyba w każdego klasycznego Tomb Raidera trochę grałem, ale przeszedłem tylko “czwórkę”. A z racji, że niedawno wypuszczone remastery wydają się sensownie łączyć stare mechaniki z rozsądnie odświeżoną oprawą, to uznałem, że lepszej okazji może już nie być i postanowiłem cyklicznie zapoznawać się z kolejnymi odsłonami perypetii panny Croft. Wypada, by zacząć od początku, więc odpaliłem pierwszą część. Natychmiast wróciło dużo wspomnień, bo swego czasu w tę odsłonę próbowałem grać na komputerze szwagra. Sterując klawiaturą. Łatwo się domyślić jaką było to udręką dla dzieciaka przyzwyczajonego do pada od Pegasusa. Coś tam przeszedłem, coś poskakałem, prawdopodobnie nawet nie opuściłem Peru. Ale teraz, po dekadach bezwzględnego treningu GRACZA, oraz za wcale niemałą pomocą saveslotów to była zupełnie inna historia. I kurde, było na tyle fajnie, że już rozważam atak na dwójkę. No, ale póki co pozostańmy przy jedynce, ok? Umówmy się jednak, że zbyt wiele w kwestiach gameplayowych tłumaczyć nie trzeba, bo czym jest Tomb Raider wszyscy wiedzą, więc skupię się na końcowych, ogólnych odczuciach. Zaczynamy w Peru, a potem odwiedzimy jeszcze trzy kolejne kraje, w każdym przyjdzie nam zaliczyć kilka poziomów. I byłem wielkim fanem doboru tematycznego poziomów, aż do ostatnich epizodów, które generalnie pozostawiły drobny niesmak. Gdzieś ulotniło się przyjemne osamotnienie, które towarzyszyło mi we wcześniejszych krajach (btw. ciekawy zbitek - osamotnienie towarzyszyło, hehe). Taka kanciasta dzikość natury i jej przewidywalność zostały zastąpione… no właśnie. Kto ma wiedzieć, ten wie. Rzecz w tym, że wraz z kolejnymi poziomami rośnie nacisk na walkę i strzelanie, a Tomb Raider w tym aspekcie nigdy wybitny nie był, więc mamy gotowy przepis na frustrujące fragmenty. Gra niczego by nie straciła, gdyby okroić ją z 2/3 wszystkich starć, bo i tak najczęściej przebiegają na serowej zasadzie - Lara stoi na podwyższeniu i ładuje ołów w biegających jej pod nogami przeciwników. Nikt by za tym nie tęsknił. Z dzisiejszej perspektywy drażni też nieco pewna powolność w niektórych czynnościach. Mam tutaj na myśli poruszanie się po krawędziach podczas wiszenia na rękach i pracę z przesuwaniem bloków, bo animacja Lary wydaje się trwać wieczność. Zdaję sobie sprawę, że jestem przy tym trochę zbyt surowy i niesprawiedliwy w stosunku do gry, która ma już prawie trzy dekady na karku, a w swoim czasie była wręcz przełomowa. Dlatego wytykam, że dzisiaj nie jest już idealna, ale wcale się na nią o to nie gniewam. Tym bardziej, że poza uciążliwymi fragmentami wynikającymi z powyższego akapitu grało się niezwykle przyjemnie. Wynika to z faktu, że większość rozgrywki to tak lubiana przeze mnie niespieszna eksploracja, metodyczne i staranne segmenty platformowe, które niekiedy przypominają zagadki logiczne. Trochę w tym wszystkim kombinacji, prób-błędów, domyślania się czego od nas oczekują twórcy. Zero wskaźników, pomalowanych kolorową farbą krawędzi, nawet najprostszej mapy nam nie dano. Jesteśmy skazani na własną dociekliwość i spostrzegawczość, wystawieni na próbę cierpliwości. Cała idea rozgrywki nie zestarzała się wcale, a mechanikę opartą na przemyślanych, ostrożnych ruchach da się polubić, albo przynajmniej do niej przyzwyczaić. A może to tylko ja tak mam? Spodziewałem się pewnej monotonii w kwestii otoczenia, ale poziomy miło mnie zaskoczyły swoim urozmaiceniem. Nawet w obrębie jednego kraju potrafią się przyjemnie różnić i zaskoczyć nagłą zmianą atmosfery, kolorystyki, rodzaju wyzwania. Dopiero końcówka gry zaczęła momentami mnie nużyć i irytować, ale wciąż trzymała akceptowalny poziom jakości. Z rozpędu zaliczyłem też trzy poziomy w ramach dodatku “Unfinished business” i z nimi było już w kratkę. Z całą pewnością znów trapi je problem zbyt wielu przeciwników, co nie przynosi satysfakcji, a rozgrywkę sztucznie wydłuża. Remaster wydaje się idealnym sposobem, by skosztować tego klasyka branży, gry wręcz legendarnej i nie odbić się od Tomb Raidera boleśnie. Nowe tekstury potrafią być miłe dla oka, model Lary dopieszczono gdzie trzeba (mmm, warkocz), a jednocześnie możliwość podejrzenia klasycznej oprawy w dosłownie każdym momencie dodaje rozgrywce element muzealnej ekspozycji, archeologii branżowej. Jedyny problem jaki mam z tym przełącznikiem oprawy to fakt, że jednocześnie cofa nas do czasów 30 klatek na sekundę (zremasterowana wersja hula w 60 kl/s), więc w ruchu prezentuje się to dość boleśnie. Jest też unowocześnione sterowanie, które niektórym graczom może pomóc, choć idealne nie jest, ale to już wynika ze struktury poziomów i mało elastycznych, zapewne trudnych do przełożenia mechanik. Szanujący się gracz i tak wybierze poczciwe tank control. Wychodzi, że to wciąż wyśmienita gra. Nigdy nie byłem wybitnym fanem, choć zawsze szanowałem. A teraz podziwiam to, jak pięknie i z gracją się nam panna Croft zestarzała.
  9. Ja tylko dla "porządku w papierach" dodam, że Soul Calibur 4, który jako nagrodę bonusową wybrał sobie Easye został zasponsorowany przez Figusia. Przesyłki dotarły dopiero teraz, bo jak pisałem - nie chciałem aby krążyły gdzieś przed samą Wigilią, albo utknęły w paczkomacie czy centrum na okres świąteczny. Ale cieszę się, że dotarły jeszcze w tym roku.
  10. Kmiot

    ZgRedcasty

    Adam, trzymaj się tam chłopie!
  11. To może parę słów i zdań ode mnie, bo chłopaki się napracowali (kobiety - mimo że obecne w stopce redakcyjnej - to zdecydowanie mniej, leniwe bestie), więc zasługują, by dowiedzieć się o odczuciach czytelnika. Jak zawsze najgorsza byłaby obojętność, więc nie mogę na to pozwolić. Wydania Specjalnie podświadomie odbieram nieco inaczej, niż tradycyjne numery. W jakimś sensie patrzę na nie surowszym okiem, bo praca nad nimi trwa dłużej, jest czas na staranniejsze podejście, przemyślane decyzje, słowem - można się bardziej przyłożyć. Z drugiej strony jako czytelnik narażony jestem na ciągłe ataki nostalgii, bo te numery są nią wypchane po brzegi. A to zaburza trzeźwy osąd. W teorii chciałbym być rygorystyczny, ale w praktyce nie potrafię, bo te powroty do przeszłości to zwykle czysta przyjemność, chyba że mówimy o testach NRGeeka bez korekty, to wtedy nie. Oprawa pisma? W zasadzie Wydania Specjalne zdążyły nas już przyzwyczaić, że wizualnie są nietuzinkowe i na swój sposób niepowtarzalne. Dedykowane szablony, charakterystyczne oceniaczki (tutaj miłą atrakcją są dawne zdjęcia recenzentów), logotypy przy recenzjach (to już przyjemny standard). Nie jest to coś, co zachwyca już przy pierwszym spojrzeniu, ale z czasem zaczynamy doceniać pewną schludność i konsekwencję całej oprawy. Tu i tam trafiło się kilka mniejszych wpadek i grafik w kiepskiej jakości (rozpikselowany Snake w recenzji MGS4, rozmazana Vita w artykule o handheldach), ale to kompletne pierdoły, które miały prawo się zdarzyć, szczególnie, że stanowią promil zawartości. Podobnie dobrze spisała się korekta, bo literówek w zasadzie nie ma (raptem kilka niegroźnych). A kilka wpadek w oceniaczkach też przemknęło pod radarem - zamiana plusów z minusami, zdublowane podsumowanie w recenzjach TLoU i Skyrim - ale to kolejne bzdurki niewarte roztrząsania. Gołym okiem widać, że czuwano nad składem sumiennie, a Komodo przypilnował treści osobiście, bo zdradzają to sporadyczne wtręty w teksty innych i ogólny poziom redakcji artykułów. Pod względem technicznym jest to numer z wysokiej półki. Gdyby jeszcze wcielono w życie niektóre sugestie dotyczące okładek, to byłoby bajlando. Logo pisma w wariancie MotorStorm wciąż domaga się jakiegoś obrysu, albo cienia i nie dam sobie wmówić, że nie. Zawartość opracowana... metodycznie. Trzy materiały wprowadzające na pobudzenie apetytu, potem danie główne w postaci mięsistych recenzji, a na koniec słodkie deserki w formie luźnej publicystyki około-PS3. Posiłek to sprawdzony, lubiany niczym schabowy z ziemniakami i mizerią, więc redakcja najwyraźniej nawet nie próbowała zmieniać receptury. Czy to źle? Niekoniecznie, choć przyznam, że wcale bym się nie obraził, gdyby próbowano mnie czymś zaskoczyć. Z drugiej strony zawsze cenię sobie skrupulatność i metodyczność, pedantem nie jestem, ale pewne rzeczy lubię mieć z grubsza poukładane, więc w pewnym sensie się utożsamiam. Brak tej krztyny szaleństwa w układaniu numeru mogę obiektywnie uznać za wadę, ale subiektywnie wcale za dziwnymi pomysłami nie tęskniłem podczas lektury. Recenzje? Było do przewidzenia, że nie zadowolą wszystkich. Ich dobór to zawsze kwestia indywidualna, a Komodo najwyraźniej kierując się głową, a nie sercem, wymyślił sobie taki zestaw. Widać, że dumał nad tym sporo, na każdy "zarzut" i pytanie ma już gotową odpowiedź oraz argumenty. Po fakcie, że dominują powody logiczne zgaduję, że kierował się profesjonalizmem. Na chłodno. Z wszystkimi zaletami i wadami takiego podejścia. Bo o ile braku takiego Haze, Kane & Lynch czy Army of Two nikt by nawet nie zauważył (a nawet jeśli, to by zrozumiał), tak brak niektórych gier trudniej wyjaśnić. Mimo wszystko Wipeouta HD będę bronił, bo specjał o PS3 to była jedyna okazja, by wcisnąć tam kompletne wydanie z dodatkiem (Wipeout HD Fury), drugiej takiej już nie będzie. Że to konwersja Wipeoutów z PSP? Skoro Ridge Racer 7 będący (z tego co rozumiem) rozszerzonym Ridge Racerem 6 z X360 znalazł miejsce, to Wipeout też mógłby. Argumenty Komoda rozumiem, ale i tak czuję jakby PS3 Extreme nie było kompletne. Poza tym brakuje mi tez innych tytułów. Wielkich powrotów niektórych marek jak XCOM: Enemy Within czy Deus Ex: Human Revolution. Pierwszego NieRa, bo jest ważny historycznie i wystarczająco niebanalny, że zasługiwał na miejsce (przecież trochę na podobnej zasadzie pojawiło się w numerze Deadly Premonition). Spec Ops: The Line też z przyzwoitości wypadałoby wcisnąć. Metal Gear Rising: Revengeance? DMC4? DmC? Rayman Origins/Legends? Tych ostatnich szczególnie brakuje, tym bardziej, że gatunek platformówek w tym specjalu jest bardzo słabo reprezentowany. Ratchet i LBP. Koniec. Ja rozumiem, że gatunek był w odwrocie, a generacja strzelankami stała (co widać po ilości recenzji pif-pafów w numerze), ale może właśnie dlatego byłoby miło znaleźć miejsce dla tych nielicznych rodzynków. Zdaję sobie sprawę, że to moja perspektywa, a każdy ma nieco odmienną. Wiem też, że Komodo ma przygotowane uzasadnienie dlaczego tych gier nie wybrał. Logiczne powody i twarde zasady, których nie naruszał. Głową, nie sercem. Ale jeśli w takim projekcie wynikającym z pasji nie ma miejsca na wyjątki wynikające ze wskazań serca, to gdzie jest ich miejsce? Koniec końców i tak nie zadowoliłby wszystkich czytelników, więc kompromisy były konieczne. Nie uznaję tych braków w recenzjach za wadę, jest mi tylko szkoda, że tych gier (i zapewne paru innych, o których teraz zapomniałem) tam nie ma. No i mam wrażenie, że nie zawsze jest konsekwentnie. Czasem postawiono na pierwszą część cyklu, nawet jeśli kolejne odsłony były obiektywnie lepsze czy bardziej rozbudowane. MotorStorm to najwyraźniej koronny przykład (i nie dociera do mnie argument "bo to o pierwszym MS się gadało i dyskutowało"), ale podejrzewam, że InFamous czy Skate też dyskusyjne wybory pod tym kątem. Z drugiej strony odpuszczono sobie pierwsze Uncharted, Mass Effect czy Resistance, bo kontynuacje tych gier były wyraźnie lepsze. I możemy sobie tutaj dyskutować o wyższości jednej odsłony nad drugą, jak w pojedynku recenzje vs. publicystyka, ale chyba donikąd nas to nie doprowadzi. Tak jak wspomniałem: spis gier sponsorują kompromisy, chłodne przesłanki i manewry pośród kolejnych odsłon serii. Ograniczone miejsce na stronach to bezwzględny kat. A treściowo te recenzje jak wypadają? Różnie, ale to żadne zaskoczenie. Tutaj tez rzuca się w oczy brak kolektywnej konsekwencji, bo redaktorzy różnie do opinii i ocen podchodzili. Ale to już rzecz nie do opanowania i trzeba się pogodzić z faktem, że niektóre gry zostały nieco skrzywdzone tylko dlatego, że recenzent obrał perspektywę dzisiejszą, a mało która gra nie nabawiła się skaz przez te prawie dwie dekady. Rozbawiła mnie tez recenzja Skyrim, gdzie Grucha przyznaje się, że Komodo prosił o podejście "głową, nie sercem". Więc Wojtek próbuje trzeźwo spojrzeć na grę, wytyka jej parę wad (w tym istotny fakt o lichej fabule), a na koniec i tak wystawia 10/10. - Grucha, na co ci głowa? - Jem niom. Ach, Wojtek, ten zalotny kusiciel. Jego recenzja Dead Island to rzeczywiście niecodzienne doznanie (uczepił się tego zwiastuna...), a rzucane tu i tam suchary były za mocne nawet jak na mnie. Coś o Britney Spears, czego nie rozumiem i tekst "zagracie w Skyrim nawet na papierze toaletowym", który rozumiem, ale chyba wolałbym nie. Shinryu ogrywała FF XIII za dzieciaka i ma jakiś punkt odniesienia czy podchodziła do gry z perspektywy współczesnej? Publicystyka? Komodo postawił na zwięzłe podejście i bywa ciasno. Ja preferuję przestrzeń, ale co kto woli, nie ma złych odpowiedzi. Z racji, że jest tych tekstów od chuja i jeszcze kilka, to będę się streszczał. Na pewno oba artykuły o cyfrowych grach pięknie uzupełniają dział recenzji. Niektóre z tych gier były na tyle znaczące, że z powodzeniem mogłyby dostać po całej stronie, ale rozumiem nienaruszalne zasady Redaktora Naczelnego. Zresztą te najlepsze DLC to też rzeczy niebanalne i nie jest wcale dziwnym, że niektóre doczekały się odrębnych wydań. Wpisywanie ich w kategorii DLC to dla tych gier-spinoffów wręcz zniewaga. Pogrzebane za życia ładnie wygrzebane z grobów przez Rogera. Najzabawniejsze jest to, że człowiek pamięta jak się niektórymi z tych zapowiedzi nawet trochę ekscytował, a potem nawet nie słyszał o tym, że te projekty poumierały w ciszy, przysypane innymi zapowiedziami. PS3 w Japonii. Zawsze miło poczytać z japońskiej perspektywy, a i dobór gier stanął na wysokości zadania. Przez chwilę się bałem, że zabraknie symulatora pociągu, bo Mazzi przytrzymał mnie w niepewności. Bez symulatora pociągu zestawienie by się nie liczyło. Playstation Network. Zabłocki chwilami tworzy dziwne teorie. Jak ta, że słynna awaria PSN w 2011 r. wyszła Sony na dobre (dzięki temu wprowadzili PS+, bo przecież gdyby nie awaria, to z pewnością nadal gralibyśmy za darmo i bez abonamentów, co nie), albo że to właśnie PSN przyczyniło się do wzrostu ilości kobiet wśród graczy. A porównuje ten wskaźnik z okresem PS1. Bez wątpienia ogólna "każualizacja" branży i łatwiejszy dostęp do gier nie ma tutaj nic do rzeczy. Więcej kobiet mamy dzięki PSN i chuj. PS3 Akcesoriami stoi. Haha, dostałem pozdrowienia, tak się robi karierę w branży. Pozdro zwrotne, Ural! PS Move zawdzięczam niezliczone godziny w Beat Saberze, więc szacun dozgonny. A że pilot do PS3 taka KOSA, to nie wiedziałem. Dual Shock 3. Ech, ilekroć biorę go do ręki, czuję się jakbym wrócił do PS1 i musiał uważać na kabel. Blu-ray. Uzbierało się kilka tytułów z gazetek (trylogia Alien, mmm), ale kurwa, większości nawet nie odfoliowałem. Lokalizacje 2.0. Pamiętam jak kupiłem konsolę wraz z Uncharted 3 (lepiej późno, niż wcale, mam ją do dziś) i odpaliłem kolegom z polskim dubbingiem. Komentarzom "jak film!" nie było końca. Recykling. Kurde, jedną z pierwszych gier, które kupiłem do konsoli był zestaw ICO + SotC (pierwsze trofeum w karierze to z ICO właśnie) i wtedy jeszcze nie wiedziałem, że reszta życia minie mi na podobnych praktykach. Wszyscy grali, nikt nie tęskni. Trzy strony, wow. Zamknięcie z przytupem, potężny autor, oryginalny temat, aż chciałoby się jeszcze dodatkowe dwie strony. Milutki finisz, choć trochę jak grzebanie w koszu z przecenami. PS3 Extreme towarzyszyło mi jako lektura przez cały okres świąteczny, na przemian z graniem na samej konsoli wygrzebanej z szafy (aktualnie przypominam sobie Batman: Arkham Origins, które utknęło na tamtej generacji i działa na niej dramatycznie źle), więc czy mogło być lepiej? Tym bardziej, że z racji późnego zakupu konsoli duża część tamtej generacji mnie ominęła i teraz nieco nadrabiam. PS3 Extreme narobiło mi smaka na niektóre gierki, choć nie z takim natężeniem, jak PS2. Niemniej to kolejny bardzo udany Specjal. Sumiennie i z sercem przygotowany, ogarnięty na poziomie, z szacunkiem dla czytelnika, więc kłaniam się autorom, tymczasowemu Redaktorowi Naczelnemu gratuluję, bo spisał się na medal, nawet jeśli dobór gier do recenzji chwilami KONTROWERSYJNY, albo po prostu niezgodny z dyktandem mojego serca.
  12. Kmiot

    Vertigo 2

    Przedstawiam kolejny prawdopodobnie martwy temat, ale jeśli nie spróbujemy, to się nie dowiemy czy zażre. Ze swojej strony zrobię co mogę, by zachęcić. Nie jest żadnym odkryciem, że PSVR2 cierpi na ostry niedobór tego rodzaju gier. Gier, które nie są popierdółką na trzy godziny, a zamiast tego oferują pełnoprawną i pełnowymiarową przygodę. A co najbardziej godne podziwu i jednocześnie zawstydzające dla całych zespołów deweloperów to fakt, że Vertigo 2 samodzielnie stworzył jeden człowiek. Zach Tsiakalis-Brown odpowiada za kod gry, grafikę, muzykę, udźwiękowienie i scenariusz. Mówimy tutaj o kilkunastogodzinnej przeprawie przez urozmaicone misje w oryginalnym, czasem abstrakcyjnym, czasem zabawnym, a chwilami przerażającym uniwersum. Zawartości i pomysłów jest w Vertigo 2 imponująco dużo, przy niektórych atrakcjach jękniesz z podziwu, przy innych parskniesz rozbawiony. To zaskakująco kompetentny tytuł, sumiennie podchodzący do swoich mechanik gameplayowych i świadomie wykorzystując możliwości, jakie daje wirtualna rzeczywistość. Wątek fabularny zasadza się na tematach całkowicie odlotowych. Dziury w czasoprzestrzeni, alternatywne światy, absolutnie wymyślne stworzenia i roślinność. Raz przyjdzie nam śmigać w iście futurystycznych realiach, by po chwili wylądować w dzikiej dżungli pełnej prawiecznych, przerażających stworzeń. Nie sposób nawet tutaj szybko wymienić wszystkich pomysłów i idei na otoczenie, prawdziwe to pomieszanie z poplątaniem. Głupkowatość walczy o naszą uwagę z innowacyjnością, gdzieś tam przepycha się element horrorowy, a po piętach depczą mu fragmenty parodystyczne. Vertigo 2 stara się oddać piękny hołd grom od Valve (firma doczekała się nawet odrębnych podziękowań w creditsach), zaprzęga do działania całkiem śmiałe tematy w rodzaju wyższości faszyzmu nad komunizmem (albo odwrotnie) i pozwoli nam kilkukrotnie podjąć dość istotne dla losów całych światów decyzje. A wszystko to owija w lekkostrawny i zabawny woal fabularny. Już. Więcej nie zdradzę, bo i tak mam pewne obawy, że paplę na ten temat zbyt dużo. Uspokajam jednak - jestem pobieżny i muskam ledwie po naskórku tematycznym, by zaintrygować. Gameplay? To przede wszystkim gra FPP z dużą ilością strzelania, ale do operowania narzędziami zagłady przejdę za chwilę. Bo oprócz tego mamy jeszcze całkiem niemało eksploracji i te urokliwe małe czynności, które w tradycyjnych grach realizujemy przy pomocy naciśnięcia przycisku na padzie, a tutaj zwykle musimy je wykonać własnoręcznie, z pełną wczuwką. Wszelkie ekrany dotykowe, dźwignie, zawory, otwieranie walizek, rozbijanie szyb bezpieczeństwa, aplikowanie apteczek, nawet zakładanie czapek na głowę, by wtopić się w tłum - to wszystko przebiega całkiem intuicyjnie, angażuje, często nawet bawi. Dodatkowo po poziomach poukrywane są tajne przejścia, przyciski czy skrytki, więc warto być czujnym. Powiecie jednak, że przecież to już standard w grach VR i w sumie będziecie mieli rację. To standard. Dobrze zrealizowany, ale nic wyjątkowego. Dużo lepiej to wszystko prezentuje się, jeśli weźmiemy pod uwagę nasz arsenał. Byłoby zbrodnią z mojej strony, jeśli zdradziłbym w tym miejscu jakiego rodzaju pukawki przyjdzie nam dzierżyć. Tym bardziej, że w sumie jest ich kilkanaście, choć połowa z nich bardzo skrzętnie ukryta i wchodząca w skład grupy Secret Weapons. Nie do wszystkich nawet dotarłem osobiście, dowiedziałem się o ich istnieniu dopiero po skończeniu gry, a muszę zaznaczyć, że przeczesywałem teren bardzo skrupulatnie. Niemniej nawet te podstawowe bronie dają wystarczająco frajdy, by nie czuć niedosytu. Ich obsługa wymaga sprawności i finezji, każdą z pukawek przeładowuje się w inny sposób, jedne wymagają tylko wyjęcia magazynka zza pasa i włożenia go w odpowiedni otwór, inne oczekują całej procedury pozbycia się pustego magazynka, wyjęcia nowego, umiejscowienia go i przeciągnięcia dźwigni przeładowania. Z czasem dochodzimy do satysfakcjonującej wprawy, gdzie pewne etapy możemy wyraźnie skrócić i na przykład pusty magazynek wytrącić z broni za pomocą nowego, albo pominąć ręczne prostowanie lufy strzelby zwykłym gestem, niczym prawdziwy Terminator. Tak, zdradziłem właśnie, że jest tutaj pewnego rodzaju strzelba, ale one są w każdej strzelance, więc chyba mi wybaczycie. Ma też pompkę, więc zabawa jest rewelacyjna. Do tego tu i tam możemy odnaleźć walizki z ulepszeniami, które potrafią całkowicie odmienić odczucia z obsługi każdej broni i przyznaję, że niektóre pukawki uznawałem za mało skuteczne, dopóki nie wpakowałem w nie kilku upgrade’ów. Warto eksperymentować. Jest też do kogo i czego strzelać. Urozmaicenia wrogów nie brakuje. Walka z jednymi wymaga wymiany ciosów na bliskim kontakcie, inni za wszelką cenę będą starać się zyskać dystans, więc warto być przygotowanym na obie ewentualności. Prezencja przeciwników to… specyficzna sprawa i niektórzy z nich są na tyle niepozorni, że aż żal ładować w nich ołów. Jakbyś strzelał do pluszaków, ale po raz kolejny bardzo nie chcę zdradzać szczegółów. Są też imponujące starcia z bossami, czasami tak samo intensywne, co komiczne, bo autor bardzo zręcznie bawi się stereotypami growymi. Aby nie było zbyt kolorowo, to dodam, że chwilami w rozgrywkę wkrada się chaos, szczególnie w przypadku wymian ognia na otwartej przestrzeni. Vertigo 2 dużo lepiej sprawdza się w korytarzowych lokacjach, ale może to po prostu ja nie mam w kwestii VR jeszcze takiej wprawy, by ogarniać pełne 360 stopni zagrożeń. Niemniej dużo lepiej się bawiłem w nieco bardziej ograniczonych lokacjach. W sumie długo się przekonywałem do Vertigo 2. Grywałem po godzince w weekendy i odczucia miewałem różne. Ale to jedna z tych gier, która tylko zyskuje przy dłuższym poznaniu. Nasz arsenał się poszerza, dochodzą kolejne ulepszenia, a fabuła przeciąga nas po absolutnie różnorodnych środowiskach i zaskakuje lokacjami. Blisko 20 godzin zajęło mi ukończenie tej gry, ale pełni przyjemności zacząłem doznawać dopiero gdzieś w połowie tego czasu. Są dwa zakończenia, a w trakcie zabawy możemy podjąć pewne decyzje, które wpłyną na wydźwięk finału, jak również urozmaicą nasz arsenał (inne bronie wpadną nam w łapki). Wynik jak na grę VR to bardzo imponujący i Vertigo 2 broni się w praktycznie każdym aspekcie. Jest samoświadoma i sprawnie wykorzystuje możliwości wirtualnej rzeczywistości. Jest rozbudowana. Nie jest popierdółką na 5 godzin. Jest zabawna na praktycznie każdym kroku, choć nie brakuje w niej krwawych i brutalnych scen. Ma rewelacyjny gunplay, arsenał i obsługę broni. Jest szalenie urozmaicona środowiskowo i robi wszystko, by przez te 20 godzin gracza nie znudzić. A koniec końców chciałbym jedynie przypomnieć, że Vertigo 2 praktycznie w całości powstało w głowie jednego człowieka i jego rękoma zostało powołane do życia. Tym bardziej mi imponuje i łatwiej wybaczyć, że nie jest perfekcyjna (bo nie jest). Pewnie jedna z najlepszych gier na PSVR2, ale wymaga nieco poświęcenia i zaangażowania od gracza. Poniżej dorzucam oficjalny zwiastun, ale ponieważ spoiluje on dużo lokacji, przeciwników czy broni to zalecam rozwagę.
      • 5
      • Plusik
      • Dzięki
  13. Jest opcja zakupu bez okładki?
  14. Kmiot

    Helldivers 2

    @jimmy
  15. Najbardziej ironicznym jest, że w zasadzie to Krzysiek mógłby uczyć pisania mnie, bo ma większe doświadczenie i obiektywnie patrząc pisze bardzo dobrze. Moje wątpliwości to kwestia czysto subiektywna, może nawet jestem w 1% czytelników, a całej reszcie się podoba i jest idealnie? Tak naprawdę to nawet nie oczekuję ani od niego, ani żadnego autora, aby wdrażał moje sugestie. Zignorowanie moich uwag byłoby nawet sensownym posunięciem. Ale chłop chyba ma wciąż niezaspokojona ambicję, więc staram się go motywować. Wyobrażam sobie jaką pustkę w sercu poczuje, gdy pewnego razu mu napiszę: Grabarczyk, siadaj, szóstka, tak zostaw, nic nie zmieniaj. Jest idealnie. Nikt tego nie chce. Bierzesz na warsztat temat interfejsu w grach i na pięciu stronach musisz upchnąć kilka dekad branży gier. Karkołomne zadanie, ale zapewnia też dużo swobody, bo chyba nie ma złych wyborów. To takie pytanie otwarte z matury, gdzie wiele rzeczy można było na siłę podciągnąć pod temat i całkiem sprawnie wybrnąć, hehe. Ja potrafię docenić dobry tekst nawet gdy porusza temat, który mnie nie interesuje. Jestem wtedy bezwzględny, bo różowe okulary nostalgii nie przysłaniają mi osądu. Ten o Mafii jest świetny, więc nie zmuszaj mnie, bym to powtarzał. Fajne, ale nie pisz więcej. Nie dam się nabrać, bo to pewnie coś o Guilty Gear. Bardzo podoba mi się oprawa i stylistyka (lubię styl Metal Sluga). Gra wydaje się przejrzysta, więc pewnie kiedyś się zainteresuję (może tak jak piszesz - jeszcze grę rozwiną), ale czy za miesiąc czy cztery lata, to trudno powiedzieć. Okazja i nastrój na tego typu zabawę musi się trafić. Ja + korekta, bo Rogera nie podejrzewam. Fakt, nie myślałem o Specjalach w ten sposób, ale może w tym coś być. To teraz zastanówmy się kogo tam w tych specjalach zwykle nie ma, hmmm... A Adamus felietonu pod opiekę to nie chce wziąć? Córka chyba zrozumie... W ogóle wyczuwam głębszą refleksję w Twoich zdaniach i choć nie posługujesz się ksywami, to podejrzewam, że myślisz konkretami xd Ja wiem, że to nie ma prawa wypalić, tak sobie w sumie teoretyzuję. Za dużo kombinacji, dodatkowych weryfikacji, punktów zapalnych i konfliktowych. Dysproporcja jest oczywista, ale nie ma chyba skutecznej metody, by ją wyeliminować. Dobrze, że gierek nie trzeba już na płytach wysyłać, chociaż z drugiej strony nie ma jak ich potem odsprzedać... Gdybyśmy tylko żyli w sprawiedliwym świecie.
  16. Oj, podyskutować można, ale prasa obecnie jest w takiej sytuacji, że żadne kombinacje mogą czasopisma nie uchronić od upadku. Czy to postawienie na 100% publicystyki, czy też 100% recenzji - zgon może przyjść po każdego, bo to już nie jest kwestia zawartości, ale samego medium. Możemy sobie teoretyzować, ale starych czytelników i tak będzie ubywać szybciej, niż przybywać nowych i ani super aktualne recenzje, ani wykwintna publicystyka tego diametralnie nie zmieni. Ja osobiście się cieszę tym, co jest i wydaje mi się, że PE wyważono optymalnie - minimum newsów, bo te już przy premierze numeru są przestarzałe, sporo recenzji (bo te termin przydatności do spożycia mają dłuższy) i dużo publicystyki, również tej niezwykle sprawnej literacko, a przecież mówimy o “gazetce z grami” i dziele pasji po godzinach. Do tego autorzy, których znamy od lat i nawet jeśli nie za wszystkimi jednako przepadamy, to trzeba przyznać, że redakcyjny kręgosłup jest mocny i dość stabilny. Porównując redakcję PE do tej z CDA, gdzie co chwila dochodzą nowe twarze, a starych autorów coraz mniej, to PE jest jak grupka starych znajomych, pośród których czujemy się swobodnie. Jeśli PE przestanie się kalkulować, to Perez wyciągnie wtyczkę, ale myślę, że nawet wtedy nikt nie będzie mu miał tego za złe, bo znając jego postawę, to będzie ostateczność. A póki co? Czytajmy, kupujmy, dyskutujmy i grajmy w gierki. Ja wiem, że trochę spóźniony jestem, ale wiadomo jak to grudniowy okres przedświąteczny - czasami trudno znaleźć czas na wszystko. Niemniej jestem, czy ktokolwiek czekał, czy nie. Z satysfakcją chciałbym oświadczyć, że moje proroctwo dotyczące czterech kolejnych miesięcy z kiepskimi okładkami (cena, jaką musieliśmy zapłacić za cztery udane okładki SH2) się nie ziściła. Po średnio udanym (ale zapewne koniecznym) PS5 Pro w zeszłym miesiącu, teraz otrzymaliśmy cover na wskroś udany. Może nie tak klimatyczny i nastrojowy, jak te z SH2, ale za to rewelacyjny kolorystycznie. Cóż, trzeba chwalić ładne rzeczy, niech ludzie odpowiedzialni za dobór materiałów graficznych i pewną zbawienną zachowawczość w kwestii ładowania na okładkę napisów poczują lekką dumę. Nie wiem komu konkretnie zawdzięczamy okładki, których nie musimy się wstydzić przed rodziną, może to wysiłek kolektywny kilku osób, ale może się dowiemy kiedyś. Tymczasem: doskonała robota. A co w środku? Ojacie, reklama na dwie strony, fiu fiu, widać, że Microsoftowi zostało jednak jeszcze trochę drobnych w portfelu po wydatkach na Acti-Blizz. Pewnie zaoszczędzili na tych licznych zwolnieniach. Potem jeszcze dwie strony Xiaomi (nawet przeczytałem całe i nie bolało), kilka pojedynczych stron. Coraz bardziej jestem ciekawy jak taki DOBROBYT reklamowy przekłada się na finanse, może kiedyś również się dowiemy choćby orientacyjnie. Niemniej kibicuję i jako czytelnik nie mam nawet za złe, że odbierają one mi tych kilka stron treści, bo jak już w temacie słusznie zauważono - ekonomiczne prawidła sugerują, że to dobra wróżba dla pisma i wydawnictwa. Newsy. Klasycznie są wieści o Wiedźminie/CDPR. To news z cyklu: “no robimy, robimy dalej, miło że pytacie”. I tak co miesiąc, na zmianę z tym, że GTA6 nadal powstaje, albo o tym, że będzie nowy CoD. Filary działu, ostoja branży. Nie wiem czy zauważyliście, ale Zabłocki to teraz Maciej. Przez chwilę nie wiedziałem kto to jest ten Maciej, dopiero fotka w Cytacie Numeru pozwoliła mi połączyć kropki. No ale jasne, co tak po nazwisku będziemy. Byle nie wszyscy jednocześnie, bo ja zgłupieję, jeśli w kolejny numerze zamiast nazwisk pojawią się Adamy, Kacpry, Krzyśki czy Sebastiany. Grucha dostał dwa zdania do napisania, ale i tak zdołał wcisnąć swoje popisowe “na pewno ciekawy”. Zresztą w newsie o remaku Bloodborne (biegający żart) też przemycono lekki “Grucha touch”, więc jak kiedyś się okaże, że newsy pisze Wojtek, to nawet nie będę zaskoczony. Ohayo Nippon. Kiedy recenzja "YoppaRising"? Czy jeśli będę podczas gry naprawdę pijany, to gra to uzna za cheat? Aż mi się przypomniał materiał w starym PE, gdzie Zgredy robiły turniej z kilkoma grami i masą alkoholu. KIEDYŚ TO BYŁ DOBROBYT. Dobre, bo polskie. Kroolik znowu zamulił cyferkami i niszowymi plebiscytami. Trochę kiepska forma ostatnio u autora. No i w ramce premiery listopada, gdy numer ukazał się na początku grudnia, więc już na wejściu info przeterminowane. Chyba że to tak ma być, albo głupio było robić ramkę tylko dla dwóch grudniowych tytułów. DDB FTW Warsaw. Strasznie pojebana nazwa tego “partnera”, Brzmi jak jakiś klub dla fetyszystów, zapomnę ją już jutro. Mimo wszystko doceniam, że reklama zawiera ten czynnik ludzki i nie jest tylko starannie wycyzelowanym bełkotem marketingowym, a przynajmniej nie sprawia takiego wrażenia. A że na zdjęciu grają na konsoli niepodłączonej do zasilania? Ważne, że się dobrze przy tym bawią. Konsolometr Nintendo donosi: GRACZE WCIĄŻ GRAJĄ NA SWITCHU. A ja pytam: mają inne wyjście? Na WiiU mają grać? PS5 Pro po miesiącu. Wnioski te same co miesiąc temu w sumie. Widzimy się za rok w materiale PS5 Pro po roku. Może wtedy wreszcie będzie warto zainteresować się konsolą i będą na to namacalne dowody? Indiana Jones. W sumie szkoda, że nie udało się zorganizować recenzji, skoro premiery gry i PE były tak zbliżone. No, prawie, bo “deluksiarze” grali już trzy dni wcześniej i trochę razi mnie ten trend w przypadku takich gier. Gdzieś się nieco rozmywa ta premiera przez taki rozstrzał. Jedni grają, inni czekają - trochę to niekulturalne. W restauracji też zaczynasz jeść, zanim towarzysze ostaną swoją porcję? Toast też wypijasz przed wszystkimi? Takie rozciąganie premiery w moim odczuciu odbiera jej moc pierdolnięcia. Playtest Kamińskiego trochę spełnia zadanie i nawet hajpuje, chociaż ja i tak zagram dopiero za parę miesięcy, hehe. Póki co musi wystarczyć odświeżenie trylogii filmowej. I znów miałem nadzieję, że tym razem w "Świątyni Zagłady" pojawią się naziści. I znów się zawiodłem. Indy ich potrzebuje jak Batman Jokera. Hyde Park. Zax ROZSROŻONY, ale najwyraźniej miał powody. Aż trochę dziwne, że nie wsiadł na innych recenzentów. Kacper “ja tam lubię” Adamus. Dobrze, że do gier BioWare osobiście podchodzę dość chłodno, bo teraz okropnie bolałaby mnie forma studia. Teraz? Od lat w sumie, więc może już bym się zdążył przyzwyczaić do bólu? Roger, to nie od widoku jacka z lodem nóg z waty dostajesz. To od jego spożycia ten dyskomfort. Grabarczyk sugeruje, że jest coraz większy, więc ewentualną krytykę też należy rozważyć. No i po co te czarne myśli związane z TGA? Widzisz? Nie było tak źle. Może ta branża zachowuje jeszcze szczątki kreatywnej duszy. A z indie mam jak z remakami - fajnie że są, ale lepiej jak funkcjonują obok dużych i świeżych gier, niż zamiast nich. Konsolite. Niestety, ale nie mogę być podekscytowany, bo nadzieja jest pierwszym krokiem do rozczarowania, ktoś mi to nieustannie wbija w głowę, nie wiesz przypadkiem kto? Podekscytuję się (albo nie, zależy) jak zobaczę. W Headshocie za to wyjątkowo niemrawe i pesymistyczne nastroje. Nawet Koso dość stonowany, a on zawsze jakoś potrafił optymistycznie zabarwić ten kącik, bo że Konsolite i Anonim są zgryźliwi, to już się przyzwyczaiłem. Apeluję więc do Marcina - nie daj się zarazić sceptycyzmem, jeszcze nie jest za późno, a ja trzech marud w Headshocie nie zniosę. Recenzje. Microsoft Flight Simulator 2024. Zax ostro i to mi się podoba, o to chodzi! No, ale pewnie byłoby kuriozalnym, gdyby bronił stanu gry na premierę, choć nie wątpię, że serce mu pęka. Nie zawiódł jednak, musiał pozostać sobą (zapewne by zachować resztki zdrowia psychicznego) i obowiązkowa pretensja w stronę mitycznych “innych recenzentów” musiała się pojawić, bo to chyba już jakiś syndrom. Obawiam się tylko tego, że teraz przez cały rok będziemy od Zaxa czytać jak to naprawili to czy tamto i będzie już nudno. Gdyby gracze mieli zapłacić za taką grę na premierę 300 zł to szybko poszłyby zwroty. A że to i tak do GP, to gracze gówno mogą zrobić, poza strzelaniem focha. LEGO Horizon Adventures. Nawet zachęcająca treść. Lubię dwustronicowe recenzje Adamusa, bo to literacka przyjemność. Merytorycznie nie podyskutuję, ale brzmi to wszystko lepiej, niż oczekiwałem po tej grze. Najwyraźniej problemem jest tutaj znaczne przecenianie siły marki przez Sony. Liche wyniki na Steam sugerują, że Horizon tak naprawdę grzeje tylko garstkę graczy spoza ekosystemu PS. Bo na fanów LEGO nie ma co liczyć tym bardziej - oni wolą kupić kolejny zestaw klocków, niż gierkę. To na fanach Horizon spoczywał ciężar zrobienia liczb w wynikach i te nie są imponujące. No, ale Sony twardo grzeje temat Horizon, remasteruje jak tylko się da, nawet PSVR2 dostąpił zaszczytu i zapewne już drugiej tak znaczącej marki Sony na goglach nie zobaczymy. A tymczasem niewielu się tak naprawdę ekscytuje kolejnym Horizonem. Coś wyraźnie tutaj nie bangla, ale w Sony wyparcie faktów. A gra? Pewnie dam szansę, jak dostanę za darmo w abonamencie. Aczkolwiek nie obiecuję. Dragon Age: Straż Zasłony. Doceniam, że wbito szpilkę za “access journalism”, bo się należało chujkom. Doceniam też całkiem sensowną treść recenzji od Rozba, który raczej celnie punktuje uciążliwości oraz nietrafione decyzje twórców. A całość chyba najlepiej podsumowuje tytuł 3 groszy Adamusa - Dragon Age tylko z nazwy. Warcraft. Może mi umyka jakiś niuans, albo żart, ale w pierwszym akapicie z kontekstu powinno być “przekucie”, zamiast “przekłucia”? Genshin Impact. To jest idea recenzji, która znalazłaby sens w dziesiątkach innych przypadków i co jakiś czas temat wraca. Rewizja stale rozwijanej gry po latach od pierwotnej recenzji. Ile jest takich gier, które po roku, dwóch, trzech diametralnie się różnią i są wielokrotnie większe/lepsze, niż przy premierze. Ja wiem, że na przeszkodzie zwykle stoi fakt, że żaden ze Zgredów w dany tytuł już dawno nie gra, ale kurde, chętnie bym poczytał na temat tego, co aktualnie słychać u niektórych gier sprzed lat. Genshin Impact doczekał się kolejnej recenzji z okazji wydania na XSX. Aż prosiło się, żeby przypomnieć o takim Sea of Thieves, gdy po wielu latach rozwoju debiutowało na PS5. Gran Turismo 7 i dodany jakiś czas po premierze tryb PSVR2? Stardew Valley, które po latach rozszerzeń imponuje zawartością jeszcze bardziej? Beat Saber to już dawno nie jest ta sama gra, co na premierę, gdzie oferowała ledwie kilkanaście utworów. Dziesiątki rogalików (Dead Souls, Vampire Survivors), wyścigów, strzelanek. Cała masa gier zasługujących na uwagę teraz, bo przy premierze może czegoś im zabrakło (zawartości, szlifów). Przecież to jest pomysł na cały cykl powrotów po latach, nawet niekoniecznie w formie recenzji, a czegoś w stylu “co słychać u [tytuł gry]?” na przecięciu recenzji i publicystyki. Ja wiem, że nie będzie komu to pisać, ale pomarzyć można. Metal Slug Tactics. Ech, tylko nie elementy rogalika… To mnie nieco zniechęca, ale pewnie grą się zainteresuję, gdy trafi się jakaś sroga promocja, wpadnie do abonamentu, albo wydadzą ładne pudełko, bo gra prezentuje się ślicznie. W ogóle Konsolite w formie, bo to już druga recenzja na stronę. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić, aż dziwnie się czyta. Stalker 2. Trochę sprzecznych informacji (kwestia inwentarza) i mam wrażenie, że HIV nieco niesłusznie krzywdzi Stalkera zarzutami o małej epickości i ślamazarności, bo o ile się orientuję, to osobiście nie tego bym po tej grze oczekiwał (więc bym się nie zawiódł). Nie wszystko musi być przebojowe, czasem warto docenić pewną metodyczność i ułożony gameplay. No, ale może to tylko moje wrażenie, niemniej z HIVem mam taką “relację”, że zawsze szukam innych opinii i nigdy nie decyduję się na zakup (bądź z niego rezygnuję) tylko na podstawie jego recenzji. Doceniam niewyparzony język i mało dyplomatyczne opinie, ale zdaję sobie sprawę, że czasem może go ponieść fantazja. Empire of the Ants. Zapisuję w pamięci, że gry skreślać nie warto, bo szczerze mówiąc spodziewałem się crapa. Adamus ma raczej wyważone opinie, potrafi je sprawnie przekazać i to na mnie działa jak afrodyzjak. Szkoda, że już jest zajęty. Farming Simulator 25. No no, doceniam, że zatrudniliście eksperta do recenzji. Taki spec to pewnie za wierszówkę bierze trzy razy tyle, co zwykły recenzent, co? Ale warto było. Bez wątpienia najlepsza recenzja tego numeru. Slitterhead. Mazziemu udało się mnie zaintrygować. To znaczy sam tytuł i tak gdzieś tam krążył po orbicie zainteresowań, bo to Toyama i nawet przeciętne opinie jakoś znacząco mnie nie zniechęcały (w końcu crap to nie jest), a Mazzi dołożył swoje pozytywne trzy grosze i to w sumie mi wystarcza. Może będzie strata czasu, może coś unikatowego, na dwoje Starucha z lochów wróżyła, ale nawet nie będę miał Mazziemu za złe, jeśli nie siądzie gierka. Stalker Trilogy. Kurde, ta trylogia na “duże” konsole ukazała się już kilka miesięcy temu (tutaj mowa o wydaniu na Switcha, czyli port dla masochistów), ale ja nie pamiętam, czy była w PE recenzja. Wyciągnąłbym te kilka numerów i przejrzał spis treści, ale przypomniałem sobie, że te nie są ułożone alfabetycznie, więc już mi się kurwa nie chce szukać. W PS3 Extreme zrobiono to z głową, a PE z jakiegoś powodu nadal stosuje tę niepraktyczną segregację. Ys X: Nordics. Ja tylko przy okazji chciałbym odnotować, że Aysnel najwyraźniej przejmuje pałeczkę w kwestii JRPGów wszelakich (ale przecież nie tylko) i to w sumie mnie cieszy, bo lubię chłopa. Wyważony, nie gwiazdorzy jak Zax, widać, że ma pojęcie o tych wszystkich dziwnych uniwersach i lubi waifu przebierać w różne ciuszki, co? Może czasem brakuje pazura, jest aż zbyt profesjonalnie i na chłodno, ale może trzeba mu też dać coś na dwie strony, by mógł rozwinąć skrzydła? Bo póki co wygląda na to, że Aysnel priorytezuje treść, a formę poświęca na ołtarzu. Niemniej doceniam coraz bardziej. Song of Conquest. Nie śmiejcie się, ale HoM&M to nie moja domena. Za małolata lubiłem oglądać jak szwagier w to gra, ale samemu w sumie mnie nie ciągnęło. No wiecie, na tej samej zasadzie co się lubi oglądać curling, albo rugby, ale niekoniecznie samemu w tym brać udział. Ale kurde, 9- brzmi sążniście, nawet jeśli wezmę to przez pryzmat faktu, że Adamus to dzieciak PC i prawdopodobnie pod tym względem trochę spaczony. Nie wykluczam, że grze dam szansę, choć prawdopodobnie znudzę się po godzinie, albo pięciu. Lekko boli zaledwie pół strony na recenzję. Szkoda, bo poczytałbym więcej. Red Dead Redemption. Najpierw czytam recenzję RDR w aktualnym numerze PE, potem czytam recenzję RDR w wydaniu PS3 Extreme o grach już podchodzących pod retro i tak się zastanawiam, który rok właściwie mamy? Zabawny zbieg okoliczności w sumie. A ocena niby efekt kompromisu, ale coś czuję, że i tak w niej więcej serca, niż głowy. Treść bardziej surowa, ale kto w ogóle czyta treść? Metro Awakening. Mmm, udana gra na VR. To już pewnie trzecia w historii! Wydarzenie warte otwarcia szampana. Napiszę tak - biblioteka gier PSVR2 dla mnie i tak jest wystarczająca, bo nawet tych kilku gier na krzyż nie mam kiedy ograć. Dopiero co skończyłem Vertigo 2, a już w sumie mam klęskę urodzaju w wyborze co kolejne ograć. I Metro wskakuje wysoko na listę. Recenzja na całą stronę. Miłe zaskoczenie. Retrorecenzja. Recennzji nowego Indiany Jonesa nie ma, więc musi wystarczyć edycja SNESowa. Oczywiście w wydaniu Adama to zwykle jest coś więcej, niż recenzja. Coś na pograniczu recenzji i publicystyki, bo zawsze dotyka też tła epoki, kontekstu i grzebie nieco głębiej, niż “no fajnie się skacze”. Umówmy się - te gry już nie potrzebują klasycznych recenzji, nawet nie wiem czy jest sens im wystawiać jakiekolwiek oceny. Ale te dwie strony od redaktora Piechoty to zawsze jest jakiś przywilej dla gry i okazja, by zabłysnąć na nowo po latach. Nawet jeśli przez ten krótki, ulotny moment. Publicystyka. Sekslalki. Jestem niezwykle miło zaskoczony, bo Mazzi w mojej opinii miewał ostatnio gorsze i lepsze momenty. Ale tutaj jest właśnie taki, jakiego lubię czytać. Zaangażowany, profesjonalny, ale potrafiący rozluźnić czytelnika subtelnym żartem, albo literackim popisem (mój ulubiony fragment to ten z peonią Aerith). Bardzo przyjemnie się to czytało, treść ma styl, wyobrażam sobie, że Mazzi pisał to przy blasku świec i zapachu kadzideł, bo chwilami robi się aż zbyt romantycznie. Następny krok? Testy lalek na łamach PE. Zamiast testów kolejnych joypadów. Czytałbym. Interfejs. Z Sebastianem zawsze mam ten problem, że dobiera o tematy, które wręcz wymagają wybiórczej selekcji. I zawsze czuję niedosyt. Bo nie wspomniał o tym, czy o tamtym. Choć zdaję sobie sprawę, że z racji ograniczonego miejsca nie zawsze może poruszyć każdą kwestię i wyróżnić każdą grę. Szeroka tematyka to duże wyzwanie, a często ścieżka ku zgubie, bo może przytłoczyć. Ryzykowna sprawa. Niemniej Kochaniec ma przyjemny styl, jest raczej dobrym obserwatorem tematów, które porusza, czuje się w nim swobodnie i zwykle unika gubienia czytelnika w treści, więc doceniam. Ale no właśnie - zawsze jakiś niedosyt. Bloodborne jak Mario. Warte odnotowania z tego względu, że o ile się nie mylę, to Cypher debiutuje w PE? A jeśli nie debiutuje, to z pewnością wraca po długiej nieobecności. Choć raczej to pierwsze. Cypher pojawiał się wcześniej w specjałach o Dreamcaście i Arcade, więc najwyraźniej mamy do czynienia ze znajomym Majka, skoro to on był rednaczem tamtych wydań. I git. Bloodborne Kart to fajna inicjatywa, która zasługiwała na szersze naświetlenie. Filmowcy w świecie gier. Wątek del Toro obszernie potraktowany i ciekawy. Reszta taka se, więc im dłużej trwa tekst, tym bardziej traci tempo i gubi uwagę czytelnika. W zasadzie cała reszta “filmowców” (poza del Toro) wydaje się pojawiać w świecie gier tylko na zasadzie “a zajrzę co tam się dzieje, może zrobię jakąś grę, jak trudne to może być?”. A potem okazuje się, że potrzeba zaangażowania i wielki pan filmowiec nie jest w stanie być elastyczny na tyle, by podjąć wyzwania. Podsumowując - wystarczyłyby dwie strony i podjęcie tylko del Toro. Sekrety remake’u Silent Hill 2. Jestem całkowicie zafascynowany ilością sekretów, mrugnięć okiem i teorii, które towarzyszą SH2 od Blooberów. Na tyle zafascynowany, że o wszystkich wymienionych sekretach wiedziałem już przed lekturą tekstu Komodo, bo wcześniej zdążyłem obejrzeć kilkanaście materiałów na YT. Sama gra jest rewelacyjna, ale ilość detali i niuansów, które upchnęli tam twórcy pokazuje tylko, z jakim sercem do tego remake’u podeszli. Tym samym choć Komodo niczym mnie nie zaskoczył, to doceniam, że zebrał najciekawsze wątki w miłą dla oka całość i sensownie poukładał. Dla kogoś, kto wcześniej samodzielnie nie zgłębił tematu to może być fascynująca lektura. Limited Run. Trochę ta idea zaczyna się rozchodzić w szwach, bo coraz więcej gier pojawia się po czasie w normalnej dystrybucji. Coraz mniej tam rzeczywistych exclusive’ów, choć perełki wciąż się zdarzają. Ogromny minus to kwestia wysyłki spoza UE, więc jeśli gra kosztuje 40$ to należy do tego doliczyć kolejne 20$ za VAT i wysyłkę do Polski. Ale jak kurde wydali Tombę! w pudełku, to nawet sekundy się nie wahałem. I tak dużo taniej, niż pudełko na PS1, hehe. Coś czuję, że cały ten Carbon Engine to będzie ostro żerował na mojej nostalgii. LRG ma dużo za uszami, ale czasami dostarczą taki KĄSEK, że kolana się uginają. Kacze opowieści. Rozczarowanie, bo dwie strony nie dają przestrzeni nawet na 1/3 potencjału. Strasznie to wszystko pobieżne i w porównaniu z pozostałymi tematami to zbyt skromny materiał. Valkyrie Profile. Kubica tematycznie trafia w moje serce raz za razem. Imponuje też riserczem, choć zakładam, że wynika on z faktu, że od wielu lat interesuje się tematem i czuje się jak żelek w JRPGu. Kubica strasznie intensywnie rozdrapuje też moje rany i drażni wyrzuty sumienia, bo wiele gier o których pisze nigdy nie ukończyłem, bo brakowało zapału, coś mnie odciągnęło, albo się odbiłem. Najpierw Final Fantasy Tactics, potem Vagrant Story, teraz Valkyrie Profile - z wszystkimi romansowałem, z żadną nie dałem sobie szansy na głębsze uczucie. Ale dam, wierzę. A materiał? Klasa i szyk, brawo. Mafia. I Ty Kacper? Przeciwko mnie? Nigdy nie grałem w żadną Mafię. Po latach doszedłem do wniosku, że to wynika z mojej niechęci do tematyki gangsterskiej. Nie oglądałem żadnych filmów (Ojciec Chrzestny? No coś słyszałem, że jest jakiś), nawet GTA skończyło się dla mnie na Vice City, choć wciąż się okłamuję, że ogram GTAV. Nie wiem co jest ze mną nie tak. Zero pociągu do tematyki. Ale. Po lekturze tego artykułu uznałem, że JEŚLI miałbym się przełamać, to będzie to Mafia, bo podoba mi się wszystko o czym piszesz i jak piszesz. Jestem kompletny ignorantem w temacie tej gry, więc nie mam nic do dodania, poza tym, że lektura była tradycyjną przyjemnością i dziękuję za każde zdanie. The Warriors i Ulice w ogniu. W Wojowników grałem jeszcze na spiraconym PS2, a krótko potem ściągnąłem film (możliwe, że z eMule) i obejrzałem. Taka zajawka była. Wynika z tego, że gra okropnie mi siadła, przeszedłem całą i w zasadzie od lat zbieram się na replay, by skonfrontować zapamiętane wrażenia. Tamten Rockstar był wybitny. Nadal jest, ale obecnie zadziwia raz na 8-10 lat, wtedy potrafił to robić co kilka miesięcy. I przy tym zaskakiwać. Teraz jest gwarantem, ale już nie niespodzianką. A "Ulice w ogniu" dodałem do listy odtwarzania, bo w sumie chyba nie miałem nawet okazji obejrzeć. A może miałem, ale byłem zbyt młody, by pamiętać? Okaże się, jeśli podczas seansu wspomnienia wrócą. Code Veronica. Wiem, że zabrzmię jak zgrana płyta i ktoś uprzedzony, ale wciąż widzę tutaj potrzebę okrojenia tekstu ze zbędnego tłuszczu. Zarzucając banałem napisałbym, że często mniej znaczy więcej. Tymczasem Krzysiek wciąż ma problem z wyzbyciem się nałogu, by koniecznie upchnąć w treści każdą informację, do której dotarł. Każde nazwisko, każdy krok. A nawet jeśli nie każdy, to wciąż jest tego za dużo. Chwilami przypomina jakiś memiczny wpis na 4chanie czy innym gównie. No wiecie, coś w stylu: > Bądź mną > Znaj Okamoto > Okamoto robił pierwszego RE > poznajcie Kamiyę > a to Mikami > Mikami kocha Segę > Bernie Stolar, znacie? Ja w zupełności rozumiem jaka jest idea i do czego to dąży. Łańcuch przyczyn, ale te ogniwa momentami układają się tak gęsto, że treść przestaje być elastyczna. Może warto czasem świadomie pominąć jakieś etapy albo wątki, aby oszczędzić czytelnikowi przebijanie się przez nawał nazwisk, nazw własnych, dat? Czytelnicy to proste stworzenia - prędzej wybaczą braki merytoryczne, niż to, że treść się ciężko czyta i grzęźnie w faktach. Tutaj szczególnie początek bywa trudny do sforsowania, ale im dalej, tym chyba lepiej (albo idzie się przyzwyczaić). No i oprawa graficzna materiału jest taka “PSX Fan z lat 90.”. Extreme Plus. Tetris. Sporo lania wody, a na tym się znam, bo dzięki temu zaliczyłem maturę z polskiego. Kwestia "upraszczania Pentomino" poruszana jest przynajmniej dwukrotnie na przestrzeni dwóch akapitów (obok siebie). Ale to jeszcze nic w porównaniu z poniższym. Zacytuję fragment (strona IV): To jest tak bardzo złe, że brak mi słów. Trzykrotnie powtórzono informację o tym, że nie było żadnych korzyści i zysków, czasem zdanie za zdaniem. A żebyśmy przypadkiem nie zapomnieli o tym fakcie, to kilka akapitów dalej czytamy (Strona VI): Okropnie się to czyta, gdy na przestrzeni kilku akapitów autor zmusza cię do przyswajania tej samej informacji wielokrotnie. Jakby tłumaczył idiocie. Te znaki są bezwartościowe. Jak tekst stworzony przez AI i przeglądnięty jedynie pobieżnie. To już skrajne przykłady, ale cały tekst pełny jest takich "to samo, ale innymi słowami". Extreme Plus szoruje po dnie. Te strony wydają się wręcz oderwane od całości, nie obowiązuje ich kontrola jakości (bo przecież trafiają tylko do garstki Patronów, więc nie warto się wysilać) i w zasadzie mogłoby ich nie być. Myślę, że na tym etapie dla Patronów to żadna zachęta (wspierają i bez Extreme Plus), a nowych i tak nie zachęci. Comix Zone. Muszyński, gdzie jest Śmierć Supermana?! Rok temu przemilczałem brak Maximum Carnage, ale teraz nie wybaczę. No i kurde, duży plusik dla Rogera za dodatkową stronę poświęconą wydawnictwom okołogrowym. Nie żeby mnie do czegokolwiek przekonał, ale inicjatywa warta promowania zawsze. BAKA. Wspominam o tym tylko dlatego, że jeśli ja tego nie zrobię, to nie zrobi tego nikt. Czuję ciężar odpowiedzialności. Będąc szczerym to przyznaję, że "Ranmy" nie znałem (żadne zaskoczenie), ale fabuła wydaje się na tyle pojebana, że choć jestem zaintrygowany, to pewnie i tak nie obejrzę. Tak z grubsza wygląda moja relacja z kącikiem Konsolite. Felietony. Zax. Ojejej… Wszyscy bawimy się w 30 FPS i jest super, hehe. Celowanie kontrolerem przybliża do bitewnej rzeczywistości. Sam jestem konsolowcem z krwi i kości, ale czułbym wewnętrzne zahamowania przed wypuszczeniem tego rodzaju tekstu na publiczny widok. To takie wybieranie wisienek, które pasują do naszej teorii i świadome pomijanie tych, które jej przeczą. Niepotrzebny i niskich lotów felieton. Walkiewicz. Tak wiele platyn, tak niewiele wartych wysiłku i uwagi. Suicide Squad? Concord? Ta sama gra w edycji na różne platformy? Michał, to już pachnie chorobą, uzależnieniem, a może nawet fetyszem. Aczkolwiek PUCHAREM ŻYCIA trochę się odepchnąłeś od krawędzi, bo fakt - Helldivers 2 ma udany balans dzbanków. Trzeba uniwersalności i finezji. Marcellus. Sprytnie. Autor nie bierze pieniędzy za felieton. Dzięki temu co miesiąc może nas zadręczać i molestować korporacjami i kapitalizmem. Bo kto wyrzuci pracownika, który nic nie kosztuje? Niech siedzi, pozamiata, przypilnuje gdy wszyscy pozostali muszą wyjść. Piechota. Gdyby się tak skutecznie odciąć od internetu na miesiąc, albo dwa, to gwarantuję, że recenzje w PE wróciłyby do łask. Tylko no właśnie - to iście baśniowy scenariusz nie do zrealizowania. Ale faktem jest, że publicystyka ma dużo większą wartość literacką, edukacyjną, ogólnorozwojową. Każdy znak postawiony w publicystyce potrafi być trzykrotnie cenniejszy od tego w recenzji byle gierki. Wymaga więcej pracy i zaangażowania. Ale mimo to daleki jestem od zdania, że publicystyka powinna znacząco zdominować zawartość czasopisma. Powtórzę to, co pisałem we wstępie, ale cenię balans PE i fakt, że wciąż w dużej mierze pozostaje wierny recenzjom i nie pomija nawet mniejszych tytułów. To zawsze budzi jakieś emocje, zwraca uwagę na gry, które moglibyśmy pominąć i jest… no, tradycją PE, nawet jeśli odstającą o współczesności. Osobiście będę bronił równowagi recenzje/publicystyka w PE, bo nie sądzę, aby dominacja którejś "frakcji" miała być ratunkiem. No, ale ja jestem z tych, którzy czytają wszystko w PE, więc pewnie nisza w niszy. Przy okazji Adam zaszczepił w mojej głowie ciekawą ideę. Ilu ze starych redaktorów zostałoby na pokładzie PE, gdyby ze stron czasopisma wyrzucić recenzje? Ilu autorów zaczęłoby pielęgnować pasję pisząc felietony, publicystykę? Ilu z nich nadal byłoby w stopce, gdyby nie darmowy kod na grę i skrobnięcie kilkudziesięciu zdań, za które i tak Perez im zapłaci? Podwójny profit. Fascynująca idea, szkoda, że w zasadzie nie do zweryfikowania. Zresztą nawet pośród recenzji należałoby zróżnicować stawki. Bo co innego ukończyć grę na 100 godzin i napisać rzetelną recenzję, a co innego tytuł na 10 czy 20 godzin. Tymczasem stawka jest jedna za ilość znaków, tylko jednych będzie to kosztować 10 godzin plus czas na napisanie recenzji, a innych kilka razy tyle. Słowem: nie opłaca się brać długich gier do recenzji. Chyba że funkcjonuje to inaczej, wtedy nie było tematu. Graczpospolita. Hakoom najebał 2000 kont i twierdzi, że to normalne, bo najwyraźniej tak żyją “łowcy trofeów”. Zakładają konta i grają sami ze sobą, żeby wbić dzbanek w multiplayerze? Czy tylko ja jestem dziwny i na każdym sprzęcie Sony loguję się na jedno konto? Wyjebano pasożyta i strzała na drogę. Mazzi. Rezonuje ze mną ten felieton, choć oczywiście przełomowy nie jest. Mimo wszystko zawsze miło jest przeczytać kogoś, kto ma podobne podejście, sentymenty i bliźniaczo odbiera retro. Trudno tutaj cokolwiek dodać, a jednocześnie uniknąć zagłębiania się w osobiste historie, więc tak to chyba zostawię, by nie lać wody jak Zabłocki w Extreme Plus. Głos Ludu. Hej, @Czokosz, doczekałeś się publikacji na papierze, wiesz? Listy. Zyskały po wyjebaniu Rodzynów, bo tylko ograniczały przestrzeń. Minimum zdjęć, jakby mniejsza czcionka we wstępie (choc może to złudzenie, nie chce mi się weryfikować)… W każdym razie zauważam drobne postępy. Na koniec zostawiłem felieton Rogera, bo dałem się zaskoczyć jego otwartością. Nie padają konkretne sumy, ale orientacyjnie są łatwe do wyobrażenia. I co ważne, Redaktor Naczelny oddaje sprawiedliwość Łapuszowi. Chłop miał i pewnie ma nadal swoje problemy, ale przebrnął naprawdę trudny okres dla prasy i utrzymał PE na powierzchni, choć nie wątpię, że w dużej mierze dzięki poświęceniu i pasji piszących do czasopisma autorów, już nie wspominając o samym Rogerze. Nawet nie mam mu za złe, że praktycznie zniknął z forum, bo teraz ma Pereza, który trzyma mu pod tym względem plecy i to funkcjonuje. W ogóle miło się też czyta ten temat w okolicach premiery każdego numeru. Tak jak kiedyś dominowała rezygnacja (“nawet nie liczę na prenumeratę w tym tygodniu”, “zapowiedź nowego numeru, a do mnie nie dotarł jeszcze poprzedni”), tak teraz stare chłopy zadowolone jak dzieci, bo gazetkę otrzymały nawet dzień czy dwa przed premierą w kiosku. Przez te lata tak bardzo przyzwyczailiśmy się do zaniedbań ze strony wydawcy, że teraz, gdy wszystko funkcjonuje tak jak powinno, to my wciąż jesteśmy w szoku. To terminowa prenumerata istnieje? To można wysyłać egzemplarze w sztywnej, kartonowej kopercie? To można zwrócić się o pomoc na forum i w przeciągu kilku godzin otrzymać odpowiedź, a może nawet rozwiązanie? Absurd. Niech ten sen trwa. Panowie, publikuję to tuż przed świętami. Więc nie tyle muszę, co CHCĘ Wam wszystkim złożyć iście romantyczne życzenia. Wam, czyli Redaktorom i Autorom, Perezowi aby miał serce ciągnąć to jak najdłużej, bo strasznie mu kibicuję, ale także Czytelnikom, którzy tutaj zaglądają. Trafionej gierki pod choinką życzę, a burżujom wymarzonej sekslalki z gry, choć nie oszukujmy się - jeśli taką dostaniecie, to zapewne dlatego, że sami sobie ją kupiliście. Tymczasem ślę Smerfne Kolędy.
  17. Kmiot

    Helldivers 2

    @Faka platyna wydaje się fajnie zbalansowana. Jeśli gra się dużo, to wiele pucharków wpada zupełnie przy okazji. Jest kilka do których niezbędny będzie drugi gracz (uleczenie kolegi, asysta przy przeładowaniu, sześć stratagemów w jednym miejscu), ale to nic czasochłonnego i wystarczy krótka sesja ukierunkowana na wbicie dzbanków właśnie. Jest garstka trofeów trudniejszych, które mogą wymagać większych umiejętności, albo dobrej znajomości mechanik gry, na przykład ukończenie misji na 7 czy 8 poziomie trudności bez zgonu, albo w sześć minut. Może się łatwo udać w ogarniętej drużynie (o ile wszyscy wiedzą, że walczą o dzbanek dla kolegi), ale w zupełności można je też zrobić solo, bo wtedy w sukurs przychodzi system stealth. Kwestia doboru odpowiedniej misji i wyposażenia, odrobina szczęścia w budowie mapy i kilka prób powinno wystarczyć. Niektóre dzbanki są po prostu czasochłonne (100 misji, najwyższy poziom modułów), więc trzeba też pewnej cierpliwości, ale jak się gra odpowiednio dużo, to wpadną same z czasem. Platyna nie jest trudna (minimum randomowości), ale wymaga pewnego zaangażowania, finezji, trochę kombinacji solo albo z kolegą. Ja się bawiłem wyśmienicie przy zaliczaniu kolejnych wyzwań, bo niektóre są całkiem pomysłowe (np. te z Hulkiem, hehe). Gra dostaje kolejne patche i lubi się zmieniać. Przy premierze było dużo łatwiej wbić platynę, bo wyższe poziomy trudności nie były aż tak trudne (np. Eksterminacja wymagała dużo mniej zabójstw). Kolejne łatki skomplikowały sprawę, dodały utrudniających życie przeciwników (Impalerzy, latające Shriekery), ale dostarczyły też lepszych narzędzi (wyobrażam sobie, że z dostępnym teraz autem zaliczenie misji w 6 minut będzie dużo łatwiejsze), a niektóre okolicznościowe misje pozwalały w banalny sposób zaliczyć misję solo bez zgonu na 9 poziomie. Załatano chyba też patent z powtarzaniem misji, który w pewnych sytuacjach pomagał, ale to w sumie żaden dealbreaker. Generalnie polecam platynę. Fajne, przemyślane wyzwanie.
  18. No cześć. Proszę nie wołać zwycięzców, aby nie psuć im emocji z oglądania wyników. Ich samych zapraszam do mnie na PM w celu wyboru nagrody bonusowej (kto pierwszy, ten wybiera pierwszy) oraz podania danych do wysyłki. Ta najpewniej nastąpi dopiero po świętach, bo nie ma sensu, żeby nagrody leżały trzy dni gdzieś w centrum dystrybucyjnym albo paczkomacie nadawczym, więc na spokojnie.
  19. Sekslalkę jakiej postaci z gry chcielibyście dostać pod choinkę?

    1. Pokaż poprzednie komentarze  8 więcej
    2. Mejm

      Mejm

      Ciri juz mam, to moze teraz Geralt.

    3. Josh

      Josh

      Ja lubię jak jest progresywnie 

      bcd174235dd1ec503a46fcaf0e33301384ad9623636ddbed934bdaeafb9e1e13.jpg

    4. Sven Froost
  20. Kmiot

    Helldivers 2

    Zrzut miał być w minimum dwóch falach, więc niektórzy dostali wczoraj, inni dostaną dzisiaj. Możliwe też, że ktoś tam dostanie jutro.
  21. Zrzut zaopatrzenia do Listy Bonusowej. Skarpetki Bombermana. Nowe. Niestety nie określono rozmiaru, ale na życzenie mogę dokonać pomiarów linijką. Mimo wszystko warto w obwodzie jakieś dziecko, gdyby na nas były za małe.
  22. Kmiot

    Helldivers 2

    Taaa, trochę gówno trafiło w wentylator, po tym jak wrzucili te wczorajsze graty zamiast w formie Warbonda, to luzem do kupienia za Super Kredyty. Jeśli chciało się kupić wszystko, to w sumie trzeba wyłożyć 2000 SC, więc cena zbyt wygórowana, bo zamiast tego można wykupić dostęp do dwóch Warbondów. Niby wszystko jest do zrobienia w grze, ale uzbierać 2k Super Kredytów z samego grania to trochę czasu trzeba poświęcić (albo kupić je za 89 PLN). Już nie wspominając o fakcie, że jak grasz każualowo to ile zdobędziesz w trakcie jednej misji? 30-50 sztuk? Opór społeczności był spory i już nie chodzi nawet o fakt, że wrzucono to do sklepiku na rotację, ale właśnie o nieadekwatną cenę. W końcu dodatkowe pancerze do kupienia za SC były w grze od premiery, więc to żadna nowość. Ale twórcy wciąż słuchają, na discordzie udziela się sam CEO, Pilestedt też jest aktywny, trochę się tłumaczą, trochę wyjaśniają. Badają grunt jak najlepiej w przyszłości oferować wszelkie crossovery, bo to w sumie był pierwszy taki wyskok i prawdopodobnie będą chcieli na takie inicjatywy zrobić osobną zakładkę w sklepiku, aby każdy mógł sobie te bronie czy pancerze kupić w dogodnym momencie, bez obawy o rotację. Oni chcą dostarczać nową zawartość przez kolejne lata, przede wszystkim tą darmową, ale zgaduję, że crossovery rządzą się swoimi prawami, więc trochę kombinują. W każdym razie drugi zrzut zawartości z Killzone jest w pełni darmowy, więc społeczność ugłaskana, choć czasami mam wrażenie, że najlepiej wszystko chcielibyśmy za darmo, a jak coś kosztuje już nieco wysiłku, to afera xd Tymczasem coś tam się dzieje w pobliżu Meridii i jej Czarnej Dziury. Iluminaci atakują planetę za planetą. Tajemniczy Gloom wciąż pokrywa większość sektorów Robali (co tam się dzieje?), generalnie jest co robić, a społeczność walczy twardo i w solidnej liczbie.
  23. Kmiot

    Helldivers 2

    Iluminaci wrócili jeszcze wczoraj i najwyraźniej zostaną na dłużej. Twórcy wrzucili krótkie komentarze dotyczące nowych atrakcji związanych z Kalmarami.
  24. Nie no, ja rozumiem, że dobór recenzji to była sztuka kompromisów i niewykonalnym zadaniem było zadowolenie wszystkich, ale intryguje mnie jakim sposobem na łamy PS3 Extreme nie trafiła recenzja Wipeout HD. Rewelacyjna gra, ex na PS3, ostatni pełnoprawny Wipeout i... nie ma go w numerze dedykowanym PS3.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...