-
Postów
7 136 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
168
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Kmiot
-
Do paru dzbanków będziesz potrzebował przynajmniej jednego partnera. Jeśli dobrze pamiętam dotyczą one uleczenia innego gracza, pomocy przy przeładowaniu broni z plecakiem, do tego 6 stratagemów w jednym miejscu to też minimum jeden partner się przyda. Wszystkie te multiplayerowe pucharki da się ogarnąć w 15 minut. Nie jestem pewien co do trofeum związanego z ewakuacją pełnego składu na poziomie Hard. W sensie: nie wiem, czy pojedynczego gracza zalicza jako "pełny skład". Cała reszta jest wykonalna solo, niektóre trudniejsze (misja w 6 minut), inne wręcz łatwiejsze (taktyka stealth).
-
Od wczoraj jest dostępna planeta tuż na skraju Gloomu (żółta mgła pokrywająca spory kawałek mapy galaktycznej po stronie robali). Co w związku z tym? Kilka spraw. Dostępne tam misje mają miejsce w biomie miastowym, dotychczas zarezerwowanym dla Iluminatów. Miasta opanowane przez robale prezentują się okazale, wypełnione są gniazdami i porośnięte strukturami terminidów. Nad planetą stale utrzymuje się żółta mgła, która robi nastrój i lekko ogranicza widoczność. Spawn przeciwników jest niezwykle intensywny (wczoraj pobiłem swój rekord co do zabójstw jeśli chodzi o frakcję robali; na 5 poziomie solo łatwo można wykręcić 700-800 ofiar), a ciasne uliczki z jednej strony działają na korzyść, a z drugiej chwila nieuwagi i jesteśmy otoczeni, bo zabrnęliśmy pod ścianę. Pokombinowano też z zadaniami na każdej misji i teraz te dotychczas opcjonalne bywają misją główną (ale są utrudnione), natomiast te, które znamy jako zadanie główne (odpalenie rakiety, tankowanie oleju do pelikanów, badania geologiczne, podnoszenie flagi) trafiają się jako zadania poboczne, choć jeśli wcześniej wymagały kilka kroków (znalezienie kodów startowych, uruchamianie generatora, odpalenie pomp, itd.), to jako zadanie opcjonalne są skrócone do ostatniego etapu. Miła wariacja, choć łatwo z nimi nie jest, bo niektóre w trakcie aktywacji wciąż generują masę robali. No i przede wszystkim mamy też nowych wrogów, a raczej zmutowanych przez Gloom starych znajomych. Małe Scavengery, podrzędne Warriory i ukochane Huntery doczekały się ewolucji na tej planecie, mają dodatkowe czułki i jakieś wyrostki, są znacznie szybsze, agresywniejsze, a po śmierci eksplodują wypuszczając chmurę żółtej mgły, która nas spowalnia, więc lepiej zachować dystans. No i kumulacja takich chmurek potrafi solidnie ograniczyć widoczność. Generalnie jest wyczuwalnie trudniej i tłoczniej, planeta będzie dostępna jeszcze przynajmniej kilka dni, więc polecam obczaić, bo jest rozkoszna. A przecież to zaledwie skraj Gloomu, gdzie mgła nie jest specjalnie gęsta i trochę strach pomyśleć, co dzieje się tam głębiej. Możliwe, że z czasem będziemy zmuszeni sprawdzić.
-
Wydania specjalne - temat ogólny
Kmiot odpowiedział(a) na rodi84 temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Ostatnio takie teorie czytałem w wątku Abandoned. Pamiętacie? -
Jeszcze jakieś nagrody (DICE Awards) wpadły dla Helldivers 2 A tymczasem dzisiaj na serwery wylądował zmutowany przez Gloom typ Robali. Od teraz Stalkery mogą pojawiać się w grupach, są mądrzejsze i szybsze. Natomiast te małe upierdliwce Huntery mogą korzystać z kamuflażu, więc zamęt bywa niemały, bo potrafią wyskoczyć znikąd.
-
Aktualnie głównie sam, ale grywam dość sporadycznie i spontanicznie w losowych porach (ot, cyknę jedną misję i do domu), więc nie chce mi się ogarniać ekipy, a z randomami to loteria i specjalnie mi nie zależy. Moja ekipa z okolic premiery się wykruszyła, hehe.
-
Nie udało się wykonać Rozkazu Głównego i Angel's Venture już z nami nie ma, planeta miała piękny pogrzeb. Czarna Dziura, która kiedyś była Meridią dryfuje w stronę Super Ziemi i najwyraźniej pochłania wszystko, co stanie jej na drodze. Kilka dni temu Helldivers 2 obchodziło rocznicę premiery. Twórcy rzucili w gratisie kilka szpargałów - pelerynki, hełm i połyskliwą zbroję, więc warto zajrzeć, by odebrać. No i nowy warbond to niezłe zabawki dostarczył. Robią bum jak mało co na naszym wyposażeniu.
-
Ech, trochę się nazbierało zaległości (w tym kilka jeszcze z zeszłego roku!), więc tym razem skrótowo, aby nieco nadgonić. Może nie “właśnie”, ale z pewnością “nie tak dawno temu” ukończyłem: Silent Hill 2 [PS5] Forumkowe GOTY, więc potwierdzam, że również ja ukończyłem dzieło Konami/Bloober Team, bo wypadało. I również ja jestem nim zachwycony. Przede wszystkim faktem, z jakim wyczuciem i zrozumieniem podszedł do sprawy Bloober. Bo pod kątem rozgrywki to dość rzemieślnicza robota, bez żadnych wolt gameplayowych czy eksperymentalnych mechanik. Wszystko trochę drewniane i niewyróżniające się, ale wciąż wystarczająco przyjemne w użyciu i dalekie od bycia męczącym. A to ważne, bo siła Silent Hill 2 tkwiła zawsze gdzieś indziej i nie ma potrzeby by ją przyćmiewać. Bloober odświeżył klasyk z gracją i mądrością. Pozmieniał dużo, rozszerzył wątki czy lokacje i zrobił remake z tego najlepszego gatunku. Gatunku, który pozwala obu grom egzystować obok siebie i nowa odsłona nie kanibalizuje na starej. W nowego Silent Hilla grałem tak, jak się powinno: Późnymi nocami, ze słuchawkami na uszach i czasem z ciepłym kakao pod ręką. A trzeba zaznaczyć, że jestem horrorową pizdą i kosztowało mnie to dużo nerwów, ale dla tej atmosfery było warto. Zerkanie na pada (wskaźnik zdrowia), ostrożne eksplorowanie i manewrowanie kamerą, by zajrzeć w każdy róg pomieszczenia, zanim narażę Jamesa na atak zaczajonego przeciwnika, nawet każde biurko obchodziłem dużym łukiem. Byłem stale napięty, ale jednocześnie nie mogłem się od gry oderwać, bo szperanie po lokacjach to dla mnie zawsze najwyższa przyjemność, a Polacy bardzo skutecznie mnie za to wynagradzali. Silent Hill 2 jest po brzegi napchany smaczkami, detalami i niuansami nie do wychwycenia na pierwszy rzut oka. Zadbano nawet o najdrobniejsze pierdoły (stopniowo brudzące się paznokcie Jamesa) i ja w tym wszystkim widzę czystą miłość do materiału źródłowego. To była jedna z tych gier, po przejściu której spędziłem jeszcze kilkanaście godzin na YouTube oglądając pasjonujące opracowania, eseje, teorie czy analizy każdej lokacji i fragmentów gry. Czy przeciwników bywało chwilami za dużo? No bywało, tym bardziej, że system walki nie umożliwiał skutecznej kontroli otoczenia (stworzony do starć jeden na jednego). Możliwość zadania mocnego ciosu (po przytrzymaniu guziora) dodałaby walkom kolorytu. Gra generalne mogłaby dużo zyskać, gdyby wrogów było mniej, ale byli np. trudniejsi do ubicia. Przyznam jednak, że te momenty gangbangów pompowały adrenalinę całkiem skutecznie, bo człowiek czuł się osaczony, więc już sam do końca nie wiem. Za to bossowie bez zarzutów, bo te pojedynki przeprojektowano solidnie i tylko na tym zyskały. Co by nie było, gra to rewelacyjna. Można jej zarzucić brak pewnych szlifów pod kątem mechanik, ale nastrojem potrafiła mnie zniewolić. No i ten pełny subtelnych niuansów James odegrany wyśmienicie, w każdej scenie obserwowałem go z podziwem. Prince of Persia: Warrior Within HD [PS3] Pominę wątek tych nie do końca szczęśliwych portów trylogii na PS3, bo nie da się tutaj powiedzieć wiele dobrego poza “przynajmniej działają”. Rzecz w tym, że w oryginały na PS2 grałem tak dawno temu, że nawet nie jestem pewien czy pamiętam jak Warrior Within wyglądał i czy powinienem narzekać. Wróciłem więc do gry z przyjemnością, ciesząc się, że port nie jest aż tak spierdolony, jak Sands of Time. Książę wyewoluował w dużo mroczniejszą formę i nie jestem przekonany czy powinienem być z tego faktu zadowolony. Lubiłem ten intensywnie baśniowy, chwilami senny i oniryczny nastrój poprzednika, a tutaj zepchnięto go na nieco dalsze tło. Nadal trafiają się urokliwe miejscówki pachnące arabską nocą, ale za chwilę ten aromat się ulatnia w rytm tej rockowej łupaniny, która pod koniec gry najzwyczajniej mnie już męczyła. Całe szczęście, że zadbano o rozbudowę systemu walki, bo choć na pewnym etapie starcia i tak zaczęły mnie nużyć, to jednak nastąpiło to dużo później, niż w Sands of Time i jakoś do końca zbytnio się nawet nie naprzykrzały. Tym bardziej, że dużo z nich możemy najzwyczajniej w świecie ominąć i pognać dalej. To ważne, bo Warrior Within oferuje graczowi świat, który będzie wymagał nieco backtrackingu (a przeciwnicy się odradzają i ciągle szukają bitki). Krążymy bowiem po ogromnym zamczysku i jego przyległościach, często wracając do znajomych sal, ale z innej strony. Mapa jest bardzo poglądowa i trudno na niej w ogóle polegać przy eksploracji, więc prawdziwa mapa powstaje w naszych głowach. Twórcy starają się ten backtracking umilić skrótami, ale nie zawsze im to wychodzi, więc kilka fragmentów deja vu się trafi, ale nie są szczególnie bolesne. Poza tym to nadal świetna gra z okresu, gdy seria wciąż pikowała w górę. Przyjemnie się wracało, choć czuję niesmak, bo gra nie pozwoliła mi uzyskać dobrego/sekretnego zakończenia, softlockując mnie przy kolekcjonowaniu ulepszeń zdrowia. Wnioskując po wpisach w internecie nie byłem jedynym. Ale oprócz tego było fajnie, no. Batman: Arkham Origins [PS3] Bożonarodzeniowy setting gry doskonale korespondował z tym rzeczywistym, więc nie było lepszego momentu, na ponowne ogranie tego nieszczęsnego Batmana wyklętego, w siódmej generacji zaklętego. Wtedy ta odsłona bywała mocno krytykowana (Origins nie jest dziełem Rocksteady), teraz wszyscy wiele byśmy dali za to, by dostać nowego Batmana na choć takim poziomie. Nie można jednak napisać, że nie oberwała od krytyków niesłusznie, bo parę rzeczy ją z pewnością trapi. Zestaw złoli jest dość ogórkowy, z trzema, może czterema wyjątkami. Biorąc pod uwagę, że w polowaniu na Batmana bierze udział minimum ośmiu niegodziwców, to daje nam raptem 50% udanego zestawu przeciwników, reszta to popychadła i folia bąbelkowa do wypełnienia paczki. Zestaw zagadek Riddlera też widział już lepsze czasy i te w Origins tylko niekiedy wymagają jakiejś większej finezji. No, ale to przynajmniej można jakoś fabularnie wytłumaczyć, bo skoro mamy do czynienia z prequelem, to i Edward Nigma mógł być jeszcze nieco nieopierzonym i niedoświadczonym. Niech będzie. Pomijając to, baza gry jest znana i lubiana. System walki nadal potrafi usatysfakcjonować i pozwala pokombinować, a starcia w palcach zdolnego gracza trwają dużo krócej, niż takiego, który tylko dusi dwa guziki na przemian. Origins dostarcza też całkiem udanych pojedynków z bossami i pod tym względem wcale nie ustępuje odsłonom od samego Rocksteady. No i powtórzę: osadzenie akcji w wigilijny wieczór to nastrojowy strzał w dziesiątkę. Gdyby jeszcze wersja na PS3 nie ssała pałki pod kątem optymalizacji, to byłoby miło. A tak to zapamiętam Origins również przez pryzmat stale szarpiącej animacji, traversal stutteringu, loadingów w trakcie szybowania nad miastem i trzech albo czterech zwiech całej konsoli, gdzie jedyne co mogłem zrobić, to wcisnąć Power na obudowie. Bully / Canis Canem Edit [PS4] Nadrabianie wstydliwych braków w mojej edukacji growej. GTA w kameralnej formie, z procą zamiast broni palnej, balonami z wodą zamiast granatów i deskorolką/BMX-em zamiast dziesiątek fur. Jimmy Hopkins to hultaj, który trafia do nowej szkoły i będzie musiał samodzielnie zadbać o reputację. A nic tak nie imponuje klasowym dupeczkom, jak łobuz, jego figle i siniaki po walce na pięści. No i podszczypywanie ich w tyłki. Przed Hopkinsem ten sam schemat - od zera do bohatera, tylko zamiast mafijnych rodzin i gangów mamy szkolne kluby zainteresowań: od sportowych “byczków” po klasowych nerdów i o ich względy będziemy musieli odpowiednio zadbać. A w międzyczasie punktualnie stawiać się na lekcjach i zaliczać testy. Bully ma bardzo rozsądne rozmiary. Wraz z rozwojem fabuły gra otwiera przed nami kolejne dzielnice mapy, ale świat jest przyjemnie skompresowany, biorąc pod uwagę fakt, że naszym głównym środkiem transportu poza szkołą będzie rower. Czekają nas misje godne nastoletniego rozrabiaki - jakaś bójka pod sklepem (system walki zaskakująco udany), pranki, fetchquesty “skocz mi na rowerze po szlugi i wódę”, czy randki z kolejnymi dziewczynami. Jest fabuła, są dość zabawne dialogi i postaci, jak to u Rockstara - trudno się do scenek przyczepić, bo nawet dzisiaj są całkiem miłe dla ucha. Są rozrywki poboczne, wyścigi rowerowe i w gokartach, są automaty z prostymi mini-gierkami, nawet całe wesołe miasteczko jest do naszej dyspozycji. Są misje poboczne (rozwożenie gazet!) i codzienne szkolne zajęcia (jak to u szkolnych urwisów bywa: nieobowiązkowe). Tych ostatnich trochę się bałem, bo nie lubię w grach presji czasowej, ale w Bully wdrożono to całkiem bezinwazyjnie. Zawsze będzie kolejny dzień, w którym można nadrobić pominięte aktywności, nic nie przepada. Bully ma dla nas kilka niespodzianek gameplayowych i bardzo umiejętnie operuje tempem rozgrywki. Stopniowo otwiera nowe możliwości, ale nigdy nimi nie przytłacza, ktoś to z głową rozplanował. Niezwykle udany tytuł w niebanalnym settingu, w pełni grywalny nawet dzisiaj (pomijając dramatyczny framerate w wesołym miasteczku xd). Quake + dodatki [Switch] Miał być szybki strzał i odhaczenie kolejnej wstydliwej zaległości growej, a skończyło się na… może po kolei. Podstawkę zna chyba każdy, choć dla mnie to była dziewicza przygoda. Po nadrobieniu wszystkich klasycznych Doomów, podjęcie się Quake'a było naturalnym kolejnym krokiem. Rozwój w obrębie gatunku jest wyczuwalny natychmiastowo. Quake to dużo bardziej wymagający movement (tyle możliwości!), te logicznie i przyjemniej poukrywane sekrety na poziomach, Gotyk, rdza, jucha i latające członki. Ambient, charczenie, jęki i wrzaski rozrywanych na strzępy przeciwników. Quake jest nieustannie rześki i w pełni satysfakcjonujący (choć do pełni szczęścia brakuje mi, by dwururka trochę mocniej kopała). Z przyjemnością przebrnąłem te blisko 40 poziomów (kilka ukrytych i nieobowiązkowych mi umknęło), więc trochę nienasycony zacząłem grzebać w menu głównym i okazało się, że są tam aż cztery oficjalne dodatki różnych twórców. No to zerknę, pomyślałem. Scourge of Armagon (Hypnotic Software, 1997). Odczuwalnie trudniejszy, ambientowe kawałki zostały zastąpione rzeczywistą muzyką (jakiś rock/metal chyba, nie wiem), co było dla mnie miłą odmianą. Dorzucono nowych wrogów i nowe bronie, zastosowano bardziej wyszukane patenty na poziomach, wykazano się większą pomysłowością w celach misji. To dodatkowe 14 rozbudowanych map i 3 ukryte. Sporo zabawy. Dissolution of Eternity (Rogue Entertainment, 1997) Nieco bardziej stonowany i nie taki pomysłowy, ale oferuje alternatywną amunicję do każdej broni, więc jakieś urozmaicenie jest. No i epicka muzyka łupie aż miło. Znów aż 15 nowych poziomów, więc kolejne godziny zlecą. Dimension of the Past (MachineGames, 2016) Tutaj wchodzimy już we współczesne możliwości, bo mówimy o dodatku, który ukazał się na dwudziestolecie gry. Początek dość zachowawczy, ale z każdym poziomem intensywność rośnie. W ramach oprawy muzycznej wraca ambient, choć jest całkiem melodyjny. Zauważyłem też, że zadbano o balans i gra wymaga od nas rozsądniejszego zarządzania amunicją, bo jest jej zdecydowanie mniej. Całość to 8 poziomów, 2 ukryte i nieco rozczarowujący finał. Dimension of the Machine (MachineGames, 2021) Ćwierćwiecze uhonorowano kolejnym oficjalnym dodatkiem i już sam początek (Hub) zwiastuje coś wyjątkowego wizualnie. A potem jest równie dobrze. Geometria i struktura tych poziomów jest dwie klasy wyższa, niż wszystkie pozostałe dodatki (o podstawce nawet nie wspomnę). Dużo tutaj zabawy światłem, barwami, ruchomymi elementami, nagromadzenie wrogów w jednej lokacji też potrafi zaimponować. To w większości ogromne i rozbudowane poziomy (Acid Sanctuary!), gdzie 150-180 przeciwników (na Normalu) to codzienność. Współczesne możliwości pozwoliły wznieść Quake’a na nową jakość. 11 nowych map i jedna ukryta, ale te liczby nie odzwierciedlają rozmiarów dodatku. W sumie to nam daje około 80 poziomów i ponad 30 godzin zabawy. Piękna rzecz.
-
Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
Kmiot odpowiedział(a) na Kmiot temat w Graczpospolita
@easye Doceniam uczciwie postawioną sprawę, ale gra jest już Twoja, sprawiedliwie wygrana i co z nią zrobisz zależy wyłącznie od Ciebie. Ja doskonale zdaję sobie sprawę, że może co czwarty zwycięzca w ogóle odpala te gry i najczęściej leżą na półkach latami czekając na swój moment (który ostatecznie i tak nigdy nie nadchodzi, bo zawsze jest coś pilniejszego do ogrania), albo są opychane dalej i nic na to nie poradzę, nie ingeruję, nie rozliczam z tego. Klarownie przedstawiasz sytuację, ja ją rozumiem, więc daję Ci moje błogosławieństwo, bo z grą zrobić co Ci wygodniej. Nawet jeśli postanowisz ją sprzedać to nie mam z tym problemu (jak ktoś zapłaci, to większe prawdopodobieństwo, że zagra, hehe). Jeśli mimo to szukasz sugestii, to mam dwie. 1. Przekazać grę kolejnemu graczowi z losowania (o ile pamiętam, to byłby trzeci na podium Faka), o ile nadal jest zainteresowany. 2. Sprzedać grę, a kwotę przeznaczyć na zakup Helldivers 2 na PC (bo domyślam się, że na blasze grasz czasami), bo może jednak któregoś dnia się skusisz. -
Po dłuższym czasie (Arrowhead miało długą przerwę świąteczną) wracają w miarę regularne patche (dzisiaj wrzucili całkiem sporą łatkę) i na dniach wyląduje nowy warbond.
-
To nie on.
-
Zrzuci winę na Marcina, bo to on chyba robi miniaturki i montaż.
-
Panie profesorze, a w miniaturce nie powinno być "druha"? Tak, wiem, wygląda dość głupio i też wolałbym drucha (co nie rucha, hehe).
-
-
@Square Jeśli porównywać model walki z Afterimage do tego z nowego PoPa (w FIST/ZAU nie grałem), to faktycznie trudno, żeby wypadł imponująco. Rzecz w tym, że to trochę dwie inne filozofie projektowania tego aspektu rozgrywki. PoP kładzie na walkę duży nacisk, obudowuje ją kolejnymi mechanikami i wymaga od gracza niemało finezji, szczególnie przy pojedynkach z bossami. Afterimage idzie z kolei tropem klasycznych Castlevanii 2D, które chyba nigdy nie czyniły z tego elementu istoty rozgrywki i chyba zawsze było to takie nieskomplikowane "ciachanie" mieczykiem, biczykiem czy co tam akurat było, gdzie głownie chodziło o pozycjonowanie się względem wroga, by go w ogóle trafić, a starcia z bossami (nawet we wspaniałej Symphony of the Night) często wyglądały tak jak opisałeś: głównie stanie i nawalanie w przycisk, sporadycznie unik, powrót na pozycję i znowu nawalanie. Szczególnie jeśli mieliśmy dopakowaną postać w wyniku metodycznego i skrupulatnego czyszczenia mapy, to wtedy walki nie wymagały mózgu, lecz maszowania guzika. Afterimage wpisuje się w tradycję klasycznych Castlevanii 2D, jako gier bardziej action-rpg, niż slaszerów z niekończącymi się kombosami. Tutaj większość frajdy powinno dostarczać samo kolekcjonowanie uzbrojenia, eksperymentowanie z jego doborem i przede wszystkim eksploracja, zdobywanie nowych umiejętności, które otwierają nowe możliwości. Czy przy okazji wrogów postanowimy ciachać meczykiem, kosą, biczem, greatswordem czy co tam jeszcze było dostępne, to już zależy od naszych preferencji, ale każdy wybór będzie tak samo dobry, póki mamy z tego przyjemność. Różnorodność oręża i przeciwników (przypominam - 200 wariantów wrogów i ponad 30 bossów) wymagało pewnego uniwersalizmu w projektowaniu walk, PoP mógł sobie pozwolić na nieco bardziej wyrafinowane patenty, bo od początku do końca dysponujemy tylko jednym rodzajem broni kontaktowej i można było to przyjemnie rozbudować bez obawy o zaburzenie balansu. PoP generalnie miał lepszy model starć (bo z innej szkoły projektowania) i takich wymagających pojedynków w Afterimage raczej nie znajdziesz wiele. To znaczy - możesz pokombinować, różne bronie mają specjalne kombinacje i ataki o różnych właściwościach, ale to będzie często taka sztuka dla sztuki, bo gra nie uprzykrza życia i nie hamuje progresu jakimiś wymagającymi starciami (na palcach jednej ręki mógłbym je policzyć), więc większość zaliczymy w biegu, jeśli tylko mamy odpowiedni level postaci. Afterimage prędzej trafi w gust ciekawskiego gracza lubującego się w czyszczeniu mapy świata, niż takiego szukającego wyzwań bitewnych. Choć zręcznościowych i platformowych nie powinno zabraknąć i chwilami można trochę palce połamać. PS piszę z pamięci, a że od mojej rozgrywki minęły prawie dwa lata, to mogłem coś pokręcić czy zapomnieć.
-
Wydania specjalne - temat ogólny
Kmiot odpowiedział(a) na rodi84 temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Mejm: -
@Paolo de Vesir ja rozumiem intencje, bo idea runner upa patrząc na indywidualne polecanki jednego użytkownika ma sens. Tak jak piszesz: męska decyzja co do GOTY, a dwie inne można wyróżnić dodatkowo. Tylko jak zaczynamy to zliczać i patrzeć na te głosy globalnie, pod kątem społeczności, to okazuje się, że zmienia się tylko kolejność i tak naprawdę ponownie wyróżniamy te same, najpopularniejsze gry. W zeszłym roku w obu rankingach Alan Wake 2 i RE4 tylko zamieniły się miejscami, a różnica pojawiła się dopiero na trzecich lokatach (podsumowanie obejmowało TOP 3). Według mnie o ile jednostkowo runner up ma sens (bo każdy głosujący ma okazję docenić jakieś gry poza własnym GOTY), tak zliczanie tego w takiej formie się nie sprawdza za bardzo.
-
Wydania specjalne - temat ogólny
Kmiot odpowiedział(a) na rodi84 temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
MOCNE. Ryzykowna sprawa, ale jak to się zwróci, to chyba już wszystko się zwróci, więc PRÓBUJ MŁODY PREZESIE. Generalnie nie moja bajka oczywiście, choć wziąć wezmę i tak, nawet w ramach eksperymentu, ale bardziej w ramach wsparcia. Okładki? Quake, Duke Nukem, Doom, choć trzy FPSy to będzie chyba za dużo i gdyby trzeba było jedną odrzucić, to Quake, bo pozostałe nadrabiają kolorystyką. Tomb Raider powinien się znaleźć na okładce, ale nie jestem przekonany do tego arta. Chciałbym też jakiegoś reprezentanta gatunku point 'n' click, bo więcej okazji raczej nie będzie. Można wiedzieć kto na stanowisku Redaktora Naczelnego tego wydania? -
Dobra robota Square, ale idei runner upów nadal nie czaję, skoro to zawsze są te same gry, tylko czasem w innej kolejności (podobnie rok temu). Po co nam to? Po co tym grom ponowne wyróżnienie, skoro już wiemy, że były najlepsze? Chyba lepiej byłoby w tej kategorii wyróżnić tytuły, które nie załapały się do tego TOP 5 GOTY? No ale tak jak piszę, może czegoś nie czaję xd
-
GOTY: Helldivers 2 - nie mogło być inaczej, nawet nie musiałem się zastanawiać. Gra, która w dziesięć miesięcy połknęła mi 340 godzin życia w pełni zasługuje na moje GOTY. A przecież na początku roku nawet nie brałem jej pod uwagę, dopiero szum wokół premiery sprawił, że uznałem "kurde, wygląda to fajnie, a spróbuję". Spróbowałem i od tamtej pory darzę ją uczuciem. Tym bardziej, że twórcy dość regularnie dbają o to, by nie było nudno - czasem coś spierdolą w balansie, by potem w imponującym stylu to naprawić. Na przestrzeni całego roku dostarczali nowe uzbrojenie, misje, przeciwników, mechaniki, a na finiszu dorzucili całą dodatkową frakcję wrogów (póki co w dość bazowej formie, ale oczywiście będzie ona rozwijana). Słuchają graczy, aktywnie i osobiście uczestniczą w dyskusjach na temat wprowadzonych zmian. Ale przede wszystkim świetnie się w to gra, bo mechanicznie Helldivers 2 to bardzo satysfakcjonujący kawałek kodu. Gunplay królem, sieczka imponuje rozmachem, flaki latają, wszystko wybucha. Uwielbiam wbić na misję z eksperymentalnym zestawem uzbrojenia (nawet solo) i spróbować przeżyć, przynajmniej do wykonania zadania. Potem mogę umierać za Super Ziemię. Runner up: Tutaj miałem już spory dylemat, bo w dużo kapitalnych gier grałem w tym roku, nawet jeśli żadna nie dorosła "Helldivers 2" nawet do pięt. Honorowo muszę wspomnieć o "Astro Bocie" czy "Silent Hill 2", bo obie ze swoich zadań wywiązały się wzorowo. Ale o tym wie każdy i bez moich głosów te gry i tak zgarniają należną im uwagę. Powinienem też napomknąć o nowym "Prince of Persia", bo nie zasłużył, by o nim zapomniano. Zakładam, że "Balatro" jest ledwie na początku swojej drogi do wielkości i jeszcze wielokrotnie o tej grze usłyszymy przy okazji kolejnych rozszerzeń. Muszę docenić remastery klasycznych "Tomb Raiderów", bo zmotywowały mnie, by wreszcie się z tymi grami zmierzyć na poważnie. Natomiast "Eiyuden Chronicle: Hundred Heroes" było o włos by zostać moim runner upem, bo pomimo wielu wad, złych decyzji projektowych i przeciętnej fabuły potrafiła mnie wciągnąć na długie godziny, gdy grindowałem i biegałem po całym świecie, by rozbudować swój zamek, wcielić nowych rekrutów i robić dziesiątki niewiele znaczących zadań. No i pomógł jakoś przetrwać kolejny rok bez remasterów Suikodenów 1&2, nieco wypełniając pustkę. Jednak skoro jest miejsce tylko na dwa runner upy, to wykorzystam tę możliwość, by jeszcze raz wyróżnić dwa tytuły, które w 2024 były najmilszym zaskoczeniem. Będzie więc ALTERNATYWNIE. Animal Well - absolutnie niepozorne gówno, od którego nie potrafiłem się oderwać. Hipnotyzująca, tajemnicza metroidvania o kilku warstwach wtajemniczenia. Pomimo dość surowej oprawy potrafi być śliczna i udanie operować paletą kolorów czy oświetleniem. Rzecz unikatowa i pełna uroku. Tytuł wchodzący do kanonu gier, które dowodzą potęgi jednostki, bo przecież w całości stworzona przez jednego chłopa. Dokonanie, które muszę wyróżnić i o którym muszę ponownie wspomnieć, może kogoś zachęcę. Lorelei and the Laser Eyes - gra przemyka obok głównego nurtu, co jestem w stanie w pełni zrozumieć. Bo prezentuje się dość niecodziennie (dominująca czerń i biel z pewnością nie przyciąga wzroku), a sama rozgrywka nie wygląda na porywający spektakl. Ale Lorelei to jedna wielka zagadka, złożona z dziesiątek, setek mniejszych zagadek, które... no cóż... bywają wymagające i oczekują od gracza pełnego zaangażowania oraz uwagi. Trzeba być czujnym, szalenie spostrzegawczym, czasem metodycznym i sumiennym, czasem wyjść poza pozorne ramy i rozwiązania poszukać u innych źródeł. Lorelei w tym roku zaoferowała mi najlepszy stosunek czasu gry, do płynącej z tego czystej satysfakcji. Sprawiła, że poczułem się mądrzejszy, niż jestem. Wynagradzała moją skrupulatność w spisywaniu notatek i traktowała jak równego partnera w fabularnym śledztwie. To zresztą wspólna cecha obu tych gier - ani przez sekundę nie wątpią w dociekliwość i inteligencję gracza, pozwalają mu pracować nad progresem we własnym tempie. Za takie chwile kocham gry i spędzanie z nimi czasu stawiam ponad bierne konsumowanie filmów, sportu czy seriali. Rozczarowanie: premiera PS5 Pro. Nie wiem, może za rok czy dwa ta konsola będzie miała więcej sensu, ale to co oferowała w 2024 roku to był dla mnie jakiś śmieszny żart. Poczynając od ceny, przez sytuację z napędami (ogromne kurwa xD), kończąc na bibliotece gier, które z "mocy" PS5Pro korzystały (kilkuletnie tytuły, do których i tak nie zamierzam wracać). Nadal nie czuję się zachęcony, ani nawet zainteresowany. Oczekiwania na 2025: jestem dość stonowany w oczekiwaniach. Jeśli się zastanowić, to na kilka gier czekam, ale szczególnie o tym nawet nie myślę. Mnie hype zwykle dopada (albo nie) dopiero w tygodniu premierowym, więc okaże się w trakcie najbliższych miesięcy, na jakie tytuły czekam najbardziej. Jest tylko jeden tytuł, na który z całą pewnością czekam, choć jednocześnie drżę o jego jakość - remastery Suikoden 1&2. Preorder złożony od czerwca 2023, więc chyba mogę z całym przekonaniem napisać, że czekam. No i w sumie na nowego Switcha też, bo ile można na tym rupieciu (kochanym, ale przestarzałym) grać? Na czym grasz: rodzina PlayStation, głównie PS5, całkiem niemało na PS3, sporadycznie na PS4 (jeśli jakaś gra z tej konsoli problematycznie działa na PS5). Do tego Switch. Zdarzało mi się emulować gry na laptopie (PS1) czy Anbernicu (NES, SNES, GBA). Raz wygrzebałem też swojego 3DSa (działa!).
-
Myślę, że wtedy każdy z nas miał inną wrażliwość na tego rodzaju kwestie techniczne. Duży margines tolerancji. Wtedy to była nasza "nowa generacja gier", pierwsza dostosowana do trybu full HD (w teorii), pewien przełom i wciąż duży progres graficzny. A że wiele gier nadal działało chwilami w 15fps, to tego nawet nie odczuwaliśmy, bo na poprzedniej generacji to też bywało normą i byliśmy w jakimś stopniu przyzwyczajeni. Ostatnio ogrywałem Arkham Origins na PS3, i to jak ta gra działa, to był jakiś dramat. Szczególnie przy poruszaniu się po mieście. Regularne spadki do kilku klatek na sekundę, loadingi w locie, dławienie się obrazu, kilka razy zawiesiło mi całą konsolę. Ale w mojej pamięci było wszystko ok, każdy problem techniczny był starannie wymazany ze wspomnień. Mimo wszystko grę ponownie ukończyłem, w 100% wyczyściłem mapę, spoglądam na nią z wyrozumiałością i sympatią. Każdorazowo trochę się boję wracać do gier z tamtej generacji, ale jak już przełknę pierwsze, zazwyczaj gorzkie odczucia, to potem gra już leci całkiem przyjemnie. Ale tak, wciąż trzeba dużej tolerancji, większej niż wtedy.
-
Wyszedł dodatek "Back to the '80 Mixtape: Side B" i jest bogatszy od "Side A". Tam było pięć utworów za 36 zł. "Side B" to z kolei 7 kawałków za 49zł. PEŁNA LISTA UTWORÓW: Queen - "Don't Stop Me Now" Wham! - "Wake Me Up Before You Go-Go" Toto - "Africa" Simple Minds - "Don't You (Forget About Me)" The Cure - "Just Like Heaven" Daryl Hall & John Oates - "Out of Touch" Rick Astley - "Never Gonna Give You Up" Przy "Side A" wziąłem tylko "Take on Me", tutaj szarpnąłem się już na trzy kawałki - Africa, Out of Touch i Ricka Astleya (ostatni raczej dla beki, niż żeby samemu w to grać), każdy za zawrotne 9zł. W ogóle dawno nie grałem, więc na spokojnie wrzuciłem sobie poziom Hard, aby się nie spocić, odpaliłem Africę, a potem Out of Touch i w obu zrobiłem Full Combo. No to podniosłem na Expert, odpaliłem ponownie i... znowu zrobiłem oba kawałki na Full Combo. Albo ja jestem taki dobry, albo te układy są takie łatwe, obstawiam tę drugą opcję, skoro będąc bez formy zrobiłem Full Combo przy pierwszych podejściach. Nie żeby mi to przeszkadzało (dla spoceńców jest jeszcze poziom Master), bo jest w sam raz - intensywnie, intuicyjnie i płynnie. No i same utwory to piękne klasyki, które każdy zna i nuci. Na zachętę podrzucę moje loty. Polecam te dwa utwory, bo są bardzo satysfakcjonujące i przyjemne w obsłudze. Szczególnie przy Out of Touch gra kilka razy łaskawie zinterpretowała moje spóźnione, starcze ruchy, ale Synth Riders takie jest - przyjazne dla gracza i często pozwala mu się poczuć lepszym, niż w rzeczywistości jest. Przypominam też, że abonenci PS+ w wariancie Premium mają tę grę za darmo w katalogu (nowe utwory trzeba już dokupić).
-
PSX EXTREME 328 + KALENDARZ GRACZA 2025
Kmiot odpowiedział(a) na Perez temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
No cześć, jestem. Taka refleksja na temat kalendarza. Miło byłoby zobaczyć więcej świąt gracza w rodzaju "25-lecie gry xxx", "urodziny Lary Croft", "5-lecie wydarzeń w grze xxx". Ale to taka luźna sugestia od kogoś, kto i tak nie wiesza kalendarza, więc nie wiem czy się liczy. Co do okładki, to adekwatna, ale... spóźniona o miesiąc. Umówmy się - w styczniu (bo wtedy ukazał się ten numer) okładka świąteczna jest spóźniona. W grudniu byłaby udana, w styczniu już nie jest. Bez sensu. A przechodząc do treści. Może nikt nie zauważył, ale Roger we wstępniaku teasuje książkę. To możliwe pokłosie projektu z Kosem. Newsy. No rzuciło się w oczy, że wyleciały komentarze do newsów, ale Perez już raczył wyjaśnić powody. Pytanie czy rzeczywiście potrzebujemy tych komentarzy? Czasem były celne, czasem w opozycji do tonu newsa, ale zwykle nie wnosiły nic nowego. Nie będę wspominał kto w takich nieznaczących wtrętach się specjalizuje, bo jestem miłym czytelnikiem i to byłoby wysoce niestosowne. Zmierzam do tego, że jeśli zebranie tych komentarzy kosztuje czas, a efekt nie powala, to osobiście nawet za nimi bym nie tęsknił. Widać też, że newsy w tym miesiącu dedykowane są The Game Awards, ale mimo wszystko brakuje mi też jakiegoś szerszego podsumowania “gamingowych Oscarów”. Wiem, że modne jest pisanie, że TGA nikogo nie interesuje, ale jakby nie patrzeć to w końcu najważniejsza i najbardziej huczna, pełna osobistości impreza w branży. Tym bardziej że w tym roku wstydu nie przyniosła i była całkiem udana, z kilkoma niespodziankami, choć pewnie o godzinę za długa. Wiem, że cały dział jest poświęcony wybranym zapowiedziom z TGA, ale samo wydarzenie jako całość też zasłużyło w tym roku na pochwałę i utrwalenie na piśmie, a doczekało się tylko bezdusznego wyliczenia kilku nagród i suchych newsów. Mniej znaczące pokazy dostawały więcej uwagi. Marvel Rivals to od początku stycznia naliczyło ponad 20 mln graczy zarejestrowanych, więc news o 10 mln mocno nieaktualny już w momencie ukazania się numeru. Znana marka, za darmo, a przede wszystkim dobra gra i tyle wystarczy na przytłaczający sukces. Inna sprawa jaka część z tych 20 mln jest tam tylko dlatego, że “za darmo, to sprawdzę”, ale wracać i grać nie zamierza. Tak czy srak, wyniki są imponujące, a ja, mimo że nie jestem targetem i grać nie zamierzam, to jestem ciekawy rozwoju tej gry i gdzie będzie za rok (Rewizja recenzji potrzebna, powtarzam się). Bawi też rozżalenie ex-graczy Concorda, którzy twierdzą nawet, że Rivals upadnie, bo… ma za dużo postaci. Ok, na pewno. Mnie z kolei trochę bawi, a trochę też smuci informacja o nadchodzącym DLC do Dave the Diver. Dodatek, który zadebiutuje dwa lata po premierze podstawki. Do jakiego stanu doprowadziła się branża, że na DLC do pikselowej gierki 2D musimy czekać tyle czasu? To już powinien być sequel. Nie chce mi się wracać do dwuletniej gry, to już dla mnie zamknięty rozdział. Wolałbym coś nowego, świeżego. Już do powrotu do Elden Ring musiałem się nieco zmusić, to nie gry-usługi, by trzymać je przy życiu przez lata. Ohayo Nippon. Nieustającą zagadka, że mające 10 lat Mario Kart 8 sprzedaje się lepiej od nowych Mario & Luigi, albo Zeldy z tą księżniczką, nie pamiętam jak się nazywa. Oni jedzą te kartridże z Mario Kart 8? To jakieś jednorazówki, że co tydzień trzeba kupować nowy egzemplarz? O chuj tu chodzi? Ohayo Polando. Autor jest świadomy, że to wyliczanka, ale i tak ją robi. Największą ironią jest to, że Kroolik wymienia te wszystkie tytuły, aby nam je polecić, tymczasem ja już pięć minut po lekturze nie pamiętałem żadnej z wymienionych gier. Brawo Kroolik, mission successfully failed. Nie sposób kogoś zaintrygować podając sam tytuł gry i jej przynależność gatunkową. To działało tylko w latach 90. w przypadku katalogów z piratami na giełdach komputerowych. Jeszcze więcej Wiedźmina! No jeszcze tego tu brakowało. Wystarczył cinematic trailer (bez gameplayu) i redakcja PE już podekscytowana. DAWAJ NA OKŁADKĘ, ŻE JEST O WIEDŹMINIE 4! A w środku cztery strony, treści na dwie, bo gigantyczne materiały graficzne zajmują resztę. O Wiedźminie 4 mamy dwa akapity, które opisują co wszyscy widzieli na zwiastunie, a pozostałe miejsce poświęcono sprawom, o których czytaliśmy już wielokrotnie. Że Wiedźmin zadebiutował w Nowej Fantastyce. Że jest serial i że są komiksy, oraz kto pisze do nich scenariusz (pasjonujące…). No i że są gadżety z Wiedźminem, gdyby ktoś nie zauważył (wszyscy wiedzą). Rozumiem, że pokusa, by móc wrzucić WIEDŹMIN 4 na okładkę była zbyt silna. A że za bardzo nie było o czym pisać, to trzeba było trochę polać wody i sztucznie podpompować wydarzenie. Gdybym był niedzielnym czytelnikiem, który dał się skusić na zakup numeru, bo zobaczył na okładce WIEDŹMIN 4, to po lekturze byłbym rozczarowany, żeby nie napisać, że czułbym się oszukany. Trochę jakbym się naciął na prasowego clickbaita. Z tą Mafią to też trochę naciągane, by pchać pół strony zapowiedzi na okładkę. Zax chyba nie będzie teraz w co drugiej zapowiedzi wspominał o tym, że wydawcy wolą uniknąć bezpośredniej konfrontacji w okienku premierowym z GTA6? Póki co napisał trzy zapowiedzi i w dwóch z nich zdołał nas oświecić tym bystrym spostrzeżeniem. Zobaczymy jak to się rozwinie w kolejnych numerach. Nie jestem też przekonany do całostronicowych playtestów gier na podstawie wersji demo, które są ogólnodostępne i każdy może sobie je sprawdzić osobiście, za darmo. No, ale powiedzmy, że nie są to najgorzej zagospodarowane strony. Gry Roku i Top 100. Widać, że trochę składane na szybko i terminy goniły, bo dużo, dużo więcej literówek niż zwykle (najwięcej chyba u HIVa). Raz mamy Silent Hill 2, innym razem Silent Hill 2 Remake. Zdarzają się nawet ucięte w połowie zdania (gra nr 10. u Urala). Lubiłem tradycyjną formę tabeli z podziałem na gatunki, nawet jeśli nie zawsze miała sens i nie była miarodajna. Ale to był pokaz kreatywności Zgredów i niektórym trudniej było ukryć wąskie horyzonty gatunkowe. Tegoroczna forma tabeli najgorsza nie jest i miło, że udało się upchnąć po kilka zdań uzasadnienia dla każdej gry z TOP 10, bo pamiętam że chyba dwa lata temu był z tym dramat (bezduszny wykaz i tylko kilka zdań opisu o grze #1). Co mnie zaskoczyło, to fakt, że Kroolik, wielki patriota growy nie zmieścił na swoim TOP 10 nowego Silent Hilla. Natomiast kiedy przeszedłem do lektury kolejnych gier z TOP 100, to już częściej unosiłem brwi z zaskoczenia. Co tam robi Skull & Bones, a raczej kto na to głosował? W dodatku ostatecznie wylądowało przed trójpakiem zremasterowanych Tomb Raiderów? Marvel Rivals jako “strategiczna gra karciana” (to chyba był Marvel Snap). Jak ma być dobrze w branży, skoro nowy, świetny Prince of Persia jest za remasterem TLoU2 i za Mario vs. Donkey Kong czyli za tytułem “przypominającym grę z komórki”? Że PoP poległ z Star Wars: Outlaws to mnie nawet nie dziwi, bo okazuje się, że nie tylko gracze nie docenili nowego Księcia, ale profesjonalni recenzenci też mają z tym problem. W ogóle ten TOP 100 jakiś dziwny i jakby oderwany od pokazanych nam typowań Zgredów. Pozostając przy nieszczęsnym PoP, to Księcia na swojej liście umieściło pięciu Zgredów (spośród 21). Remaster TLoU2 nie pojawia się u nikogo (nawet u Butchera brak!), tak samo jak Mario vs. DK. A końcowo i tak wylądowały wyżej na liście. Rozumiem, że opublikowane listy Zgredów to nie wszystkie topki i “za kulisami” swoje głosy oddawali również inni (współpracownicy czy coś). Wnioski z tego takie, że z gustami growymi u niektórych nie jest najlepiej i dla dobra wszystkich nie powinni w przyszłości głosować, skoro przepychają na listę takie szroty jak Skull & Bones. I pomyśleć, że Piechota się wstrzymał z głosowaniem, by nie nadwyrężać zaufania czytelników. Inni najwyraźniej nie mieli skrupułów. Prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy kto tam jeszcze dołożył swoje trzy grosze do tego, jak ostatecznie wygląda lista TOP 100 (mam też wrażenie, że jest ona po prostu za długa, wystarczyłoby TOP 20/30). Przypadek podwójnie pojawiającej się na liście “Thank Goodness You’re Here” zasiewa też ziarnko niepewności co do maszyny liczącej głosy, bo mogło się okazać, że wyszły dwa różne wyniki, hyhy. Z ciekawości zrobiłem więc krótki eksperyment i sprawdziłem jak wyglądałaby lista najlepszych gier 2024, gdyby liczyć tylko udokumentowane na papierze głosy, czyli gdybyśmy brali pod uwagę wyłącznie opublikowane topki 21 Zgredów. Zakładając, że gra #1 dostaje 10 pkt., a gra #10 dostaje 1 pkt., to wychodzi nam: #1 Astro Bot 119 pkt. / na liście u 16 Zgredów / u 3 Zgredów to Gra Roku #2 Indiana Jones 115 pkt. / 15 / 5 #3 Silent Hill 2 105 pkt. / 17 / 1 #4 Tekken 8 62 pkt. / 9 / 1 #5 Final Fantasy VII Rebirth 59 pkt. / 8 / 3 #6 Warhammer 40,000: Space Marine 2 48 pkt. / 8 / 2 #7 Call of Duty: Black Ops 6 41 pkt. / 9 / 0 #8 Stellar Blade 40 pkt. / 7 / 1 #9 Helldivers 2 36 pkt. / 5 / 2 #10 Balatro 35 pkt. / 5 / 0 #11 Black Myth: Wukong 33 pkt. / 7 / 0 #12 Star Wars Outlaws 31 pkt / 5 / 0 #13 Senua’s Saga: Hellblade 2 29 pkt. / 6 / 0 #14 Prince of Persia: The Lost Crown 26 pkt. / 5 / 0 #15 Like a Dragon: Infinite Wealth 22 pkt. / 4 / 0 #16 Animal Well 20 pkt. / 4 / 1 #17 Metaphor: ReFantazio 19 pkt. / 3 / 0 #18 Dragon’s Dogma 2 18 pkt. / 2 / 1 #19 Rise of the Ronin 17 pkt. / 4 / 0 #20 The Legend of Zelda: Echoes of Wisdom 15 pkt. / 6 / 0 Generalnie mogłem się gdzieś machnąć, bo aż tak się do sprawy nie przykładałem, więc traktujcie to jak ciekawostkę. Ale gołym okiem widać, że pewne zmiany są. FFVII spada z podium (miało 3. miejsce), Metaphor i Zelda wypadają z TOP 10 (miały odpowiednio 8. i 9. miejsca) , nieszczęsny PoP wskakuje na 14. miejsce (a było na… 52.) W40k wysoko awansuje o pięć pozycji. Reszta to drobne roszady bez większego znaczenia, generalnie pierwsza piątka wydaje się mocna. Czy to był dobry rok pod względem gier? Oczywiście. Każdy kolejny rok jest dobry, jeśli nie nadążam ogrywać wszystkich bieżących tytułów, choć mam na to ochotę. Nie wiem jak można narzekać. Pixel-fucking. Solidnie. Widać solidnie zgłębiony temat, dużo włożonej pracy, sporo wygrzebanych ciekawostek, choć końcowe wnioski nie są zbyt odkrywcze. No, ale nie każdy artykuł musi do takich prowadzić, więc jakoś to zniosę. Niemniej Ostasza wolę w wydaniu mocniej ukierunkowanym, czyli gdy skupia się na jakimś pojedynczym filmie czy cyklu. Przy okazji chciałbym wspomnieć, że nadrobiłem “Ulice w ogniu” i bawiłem się wybornie, a dwa wokalne utwory (otwierający i zamykający) na stałe zawędrowały na moją spotifajową listę. Tutaj poczytałem, ale ochoty na żaden seans nie miałem. Chyba że na Władcę Pierścieni, bo ta trylogia wydaje się nie starzeć (również pod kątem efektów komputerowych). Hyde Park. Butcher życzy nam w 2025 roku “więcej takich gier jak Star Wars: Outlaws”. No dzięki stary, może od razu życz mi raka? Zabłocki utyskuje, że XSX jest niedocenianym sprzętem, problem w tym, że on jest niedoceniany przede wszystkim przez Microsoft. Adamus zdradza tajemnicę korespondencji. Ale ważne, że Redaktor Naczelny się poznał na talencie Kacpra i teraz obaj mogą być z siebie dumni. No i ten Jimmy ciągle bawi xd Piechota i jego wątek 17 numerów już się w temacie przetaczał i też w sumie nie wiem jak mu wyszło akurat tyle. W każdym razie za rok go rozliczę z tych życzeń. No i tak, czekam na kontynuację rozmów o czasopismach growych. Roger znowu teasuje, tym razem Ścierę. Ja to generalnie chętnie bym chłopa poczytał, nawet jakiś Hyde Park z gatunku “co tam u Ściery słychać” by się nadał. Grabarczyk zdradza, że była w planach jakaś redakcyjna Wigilia. Ja się więc pytam: gdzie jakaś relacja? Headshot. Wątek Anonima częściowo źle się zestarzał, gdy okazało się, że z Muska każual, a nie hardkorowy gracz. Jego stream z PoE2 pokazał, że chłop nie ma bladego pojęcia co klika, a postać ktoś mu po prostu wyhodował (zapewne nie za darmo). Stawiam, że do TOP 20 graczy w Diablo VI też należy tylko w sytuacji, gdy kupi któregoś z tych TOP 20. Konsolite się znowu znęca nad Sony, że korporacja chujowo świętuje 30-lecie. A kto z tej branży hucznie świętuje i rozdaje za darmo gry? Nintendo? MS? Każdy jubileusz jest rozpatrywany tylko pod kątem “jak na tym możemy zarobić”, więc nie wiem skąd jakiekolwiek oczekiwania u człowieka, który oczekiwań zwykle nie ma, bo “nadzieja prowadzi do rozczarowań”? Koso chyba wziął sobie do serca mój apel i jest optymistycznie. I zgadzam się, to był udany rok - pisałem o tym już wyżej. Kolejny też będzie dobry, nawet w to nie wątpię. Recenzje. Indiana Jones. Mnie to i tak nie trzeba zachęcać i nawet gdyby gra okazała się zaledwie dobra (7/10) to i tak zapewne dałbym jej szansę. Wyczuwam jednak, że Dżujo był nieco zbyt łaskawy i bagatelizuje wady (AI, “pod względem mechaniki to gra z poprzedniej generacji”), a raczej zdaje sobie z nich sprawę, ale nie wpływają one na końcową ocenę fana marki, choć może powinny. Generalnie opinii i intuicji Dżuja zwykle ufam, więc nawet nie mam mu za złe schowanie sceptycyzmu na chwilę do szuflady. No i ta lokalizacja uniemożliwiająca wybranie angielskiego dubbingu i polskich napisów to myślałem, że deweloperzy już takie rzeczy ogarniają, ale okazuje się, że nie do końca. Najzabawniejsze, że nawet nie liczę by to naprawili w porcie na PS5. Chyba, że już naprawili, to nie było tematu, sorry. Skydance’s Behemoth. Kurde, dobry okres dla VR-owców. Kolejny miesiąc i kolejny tytuł, który trzeba wrzucić na Listę Życzeń. Widzę, że będzie w pudełku, więc zaczekam. Dobrze, że macie tego Dżuja, bo nawet nie wiem, czy oprócz niego w redakcji ktoś ma PSVR2. Soul Reaver. Jeden z najlepszych openingów w grach. Totalnie klimatyczny z ABSURDALNIE DOBRĄ muzyką (!). W ogóle mam ogromny sentyment do pierwszego SR, po tych remasterach nie oczekiwałem kompletnie niczego, wystarczał mi sam fakt, że gry będą wreszcie dostępne w oficjalnej dystrybucji na współczesne sprzęty i to mi wystarczy. Recenzję potrzebowałem tylko do potwierdzenia, że nic nie zepsuli. Ale znów - czekam na pudełko, nie spieszy mi się. Path of Exile 2. Dwie strony dla gry we wczesnym dostępie? Nieco kontrowersyjnie. Ale lubię teksty Urala, mają miłą nieprzewidywalność, czasem fajne żarty (ale niekiedy też nienajlepsze, hehe). Gra raczej nie pasuje do moich preferencji, ale czasem mam zachcianki na wyjście ze strefy komfortu, więc nigdy nie wykluczam, że kiedyś skosztuję tego dania. Ale zdecydowanie poczekam na pełne wydanie. Alien: Rogue Incursion. Drugi warty zainteresowania tytuł VR w miesiącu? Co się dzieje?! Z tą grą mam ten problem, że horrory w VR to dla mnie zdecydowanie zbyt wiele. Więc pocieszam się faktem, że to tylko Part 1 i mam wymówkę, by odwlekać (że niby czekam na komplet; nie wiem ile tych części tam planują). UFL. Podczas lektury naszła mnie smutna refleksja, że w sumie gry piłkarskie przestały mnie interesować kilka lat temu, bo z kolegami zbyt rzadko mamy już czas na “całonocne giercowanie”, jak za czasów PS1/PS2 i tysiące meczów. A ten gatunek przede wszystkim z tym mi się kojarzy i nawet nie mam ochoty grać w singla czy przez sieć. Niemniej ciekawy jestem na ile twórcom wystarczy zapału i pieniędzy, by rozwijać grę. No i fakt, że jest Free to Play upatruję tutaj jako zaletę, bo w razie czego w każdej chwili będę mógł ściągnąć grę i pyknąć z kolegami 2-3 mecze bez narażania się na jakiekolwiek koszty. Fantasian Neo Dimension. Mamy to. Zax znów dopierdala się do randomowych recenzentów w internecie, bo nie mają racji. Tylko on ma. Może ma, nie wiem, nie grałem, choć panowie wcześniej w temacie już poruszali wątek i sprawa nie jest tak oczywista. W każdym razie wywyższanie się Zaxa nie przestaje mnie rozbawiać. On powoli przeobraża się w mema. Infinity Nikki. Dziwne, że recenzja nie przypadła Aysnelowi, bo on lubi przebierać cyfrowe lalki w różne sukienki. Okazuje się, że nie tylko on. Spirit Mancer. O co chodzi z tym DLC w minusach? Bo w treści Konsolite nic nie wspomina, albo mi coś umknęło? No i Darek, ale odniesienia kulinarne to jednak zostaw Adamusowi. Marvel Rivals. Do mnie najbardziej przemawia… zmiana perspektywy na trzecioosobową. Nie na tyle, bym miał w to grać, bo to co oglądam na gameplayach mnie nie przekonuje, ale GDYBYM pod groźbą śmierci miał dać szansę jakiemukolwiek hero-shooterowi, to pewnie byłoby to Marvel Rivals. Retrorecenzja Far Cry. Czy jestem jednym z tych, którzy woleliby Suikodena albo Tactics Ogre? Z jednej strony tak, z drugiej - już po lekturze - niekoniecznie, bo było wciągająco i z trafnymi spostrzeżeniami. Tym bardziej, że oba Suikodeny dopiero co błyszczały w publicystyce dwa miesiące temu, a lada miesiąc wrócą w postaci remasterów i znów będę z nich dumny (mam nadzieję). Adamus w niczym nie ustępuje Piechocie przy tych recenzjach, ładnie łączy formy, przemyca nieco zdyscyplinowanej publicystyki do tekstu i bez wątpienia kuma, jak to robić dobrze. Przebrzydły pececiarz, ale jeden z moich ulubionych. Publicystyka. Wodny świat. Anegdotka. Widząc tytuł na okładce myślałem, że będzie o “Wodnym Świecie” z Kevinem Costnerem. Tymczasem okazuje się, że Cypher chyba zamierza zagrzać miejsce na dłużej i fajnie, bo chłop pisze sprawnie. Mimo wszystko odczucia mam podobne, co do wielu tematów Kochańca (sorry Seba, ale nie masz monopolu), czyli szeroki temat nie do pokrycia w całości na przestrzeni 4 czy 6 stron i trzeba selekcjonować. Zawsze znajdzie się więc zarzut “a o xxx nie wspomniał!”. Tymczasem jestem w trakcie ogrywania Tomb Raidera 2 i chciałbym zaznaczyć, że poziomy wodne są dużo bardziej grywalne i łatwiejsze do nawigowania w tych remasterach. Odnajduję w nich nawet przyjemność, co jest… zaskakujące. Cartoon Network. Przede wszystkim ŚWIETNA decyzja ze skupieniem się na fenomenie stacji w Polsce, a nie na jej historii jako takiej. Stężenie sentymentalizmu od razu przekracza wszelkie normy. Co prawda tekst dość wolno się rozkręca (akapit o Bolku, Lolku i innych Reksiach), ale potem zasypuje ciekawostkami. Wyjaśniono mi tajemnicę czemu u nas wieczorem pojawiało się TCM. Do tego cała masa smaczków, mało znanych faktów, kontrowersji i rzeczy, które dzisiaj absolutnie by nie przeszły, a moje pokolenie ukształtowały. No i na deser akapit ze Zgredami. Pyszna rzecz, nadająca całości Extrimowego sznytu, mocno osobistego i mającego prawo istnieć tylko tu, na tych stronach czasopisma. Ja z kolei pamiętam jeszcze CN sprzed produkcji własnych. Z całą masą bajek od Hanna-Barbera, w tym z moim ulubionym Jonnym Questem. A z produkcji własnych mimo wszystko najbardziej chyba lubiłem Johny’ego Bravo, choć oglądałem w zasadzie wszystko. Kochaniec dostarczył rewelacyjny, gęsty od dobroci tekst, połknąłem go zbyt szybko i chciałbym zdecydowanie więcej. Brawo. Brawo. Brawo. Podrzucam też jeden ze wspomnianych w tekście odcinków Dextera. Prychnąłem nawet. Wycieki. Dla mnie to zawsze będzie wada branży w dobie internetu. Piętnujemy hakerów za wykradzione dane, ale na twitterowe pazeroty udostępniające przecieki “po trochę” już przymykamy oko, bo oni kradną, ale mało. Z mojej perspektywy wygląda to tak, że oni wszyscy prześcigają się w tym, kto pierwszy zepsuje graczom niespodziankę. Wiesz co dostaniesz na urodziny? Nie? No to już wiesz. Mam nadzieję, że pewne trendy w tej materii się odwrócą, pokaz na TGA w sumie wypadł pod tym względem pozytywnie, bo było sporo materiałów, o których nikt szeroko nie donosił. Oby dalej w tym kierunku, a leakerów jebać piorunami. Until Dawn. Wychodzi na to, że London Studio zaczęło od kopania dziury pod fundamenty Until Dawn, a skończyło się na tym, że wykopali własny grób. Żaden ze mnie koneser slasherów, nawet w filmach nie lubię takich scen, więc dlaczego miałbym chcieć w takie rzeczy grać? Nie, przestań Kacper, nie namówisz mnie. Widziałeś moją kupkę wstydu? Nie będę dokładał tylko dlatego, że Ty tak piszesz. A piszesz doskonale, to muszę Ci oddać, choć mnie i tak nie namówisz. Znów absurdalnie dobry artykuł. Obszerny, wyczerpujący, do tego konstrukcją tekstu po raz kolejny przyjemnie nawiązuje do tematu (tutaj motyw ofiar), a jednocześnie go nie przyćmiewa i jest ledwie ozdobnikiem. Until Dawn to nie jest gra, którą darzę jakimkolwiek uczuciem, ale czytanie Adamusa w takim wydaniu to zawsze czysta przyjemność i zaszczyt. Kto wrobił Królika Rogera. Tym razem dwie strony raczej wystarczyły, by sensownie pokryć temat, bo poprzednio z tym Kaczogrodem to było karkołomne zadanie skazane na porażkę i czułem spory niedosyt, bo Kluska z przymusu szedł mocno na skróty i przez ogólniki. Tym razem wyszła całkiem sycąca przekąska między większymi artykułami i takie też doceniam. Final Fantasy IX. Jedyne FF, które przeszedłem na PS1 (choć grałem we wszystkie po trochę). Kolejnym będzie dopiero FF16. W ramach ciekawostki dodam, bo pamiętam to doskonale, że FFIX ogrywałem w okresie, gdy upadały wieże WTC, a z kolegami graliśmy mecze piłki nożnej “na łące”, gdzie właściciele psów wyprowadzali swoje pupile na sranie. Emocji aż za dużo. Więc tak - FFIX ma swój kącik w moim sercu, a Kubica wydaje się w ostatnich miesiącach bezwstydnie plądrować to ciasne lokum. Opus Magnum autora z tego tym razem nie wyszło, ale i tak jest to ponadprzeciętnie dobra lektura. Bije z niej pewne ciepło, jak z całego FFIX. Battle Theme gra mi w uszy po dziś dzień. Tomb Raider: The Angel of Darkness. Ujmę to tak. Myślę, że u Krzyśka jest progres, ale to ewolucja, nie rewolucja. Coś się lekko zmienia, autor gdzieś kluczy, mości się i szuka wygodnego miejsca do dłuższego posiedzenia. Jego styl pisania nie określiłbym gorszym na tle innych, raczej “bardziej wymagającym”. Zauważyłem bowiem pewną prawidłowość, że początki tekstów czyta mi się trudniej. Nie sądzę, że są gorzej napisane, raczej chodzi o to, że jako czytelnik potrzebuję chwili, akapitu, dwóch, by wejść w lekturę i poczuć się w niej nieco swobodniej. Potem już treść leci bez większych zgrzytów, więc może wcale nie jest tak źle, jak ja w swoich opiniach sugeruję? Może to ja mam problem, a nie Grabarczyk? Niezależnie od przyczyn, wciąż imponuje mi, że Krzysiek traktuje moje odczucia śmiertelnie poważnie, choć tak naprawdę nie mam żadnych podstaw, by się opiniotwórczo wypowiadać. Prawda jest taka, że z publicystyką w PE nigdy nie było tak dobrze, a Grabarczyk ma w to swój wkład, a moim celem jest wyłącznie motywować, by było jeszcze lepiej. Podsumowując, to bardzo dobry tekst, z zaledwie kilkoma mniejszymi “dziurami chaosu”. Dodatkowo kwestia dat jest w miarę ogarnięta (biorąc pod uwagę tendencję autora), z nazwiskami nie do końca, ale tragedii nie było. Poza tym aktualnie mam fazę na klasyczne Tomb Raidery (w dwa lata planuję nadrobić wszystkie, a przynajmniej do AoD, w czym pomogą mi nadchodzące remastery) i tak, w Sylwestra grałem w TR2, więc Grabarczyk trafił w miękki punkt i mogę być nieobiektywny. Tym bardziej, że jestem wspomniany w tekście, a to zawsze miłe, choć akurat do Chronicles nie mam wielu ciepłych uczuć (najwięcej do TR4), więc torpedować opinii nie zamierzam. Inne kwestia, że z dzisiejszej perspektywy znacznie łatwiej nam oceniać (nie)słuszność decyzji kolejnych części cyklu. Soul Reaver. Ooo, a kogo to morze na brzeg wyrzuciło? Konsolite w publicystyce, witamy. Że Darek potrafi, to wiemy, bo wiele początkowych Extreme Plusów (dla Patronów) było jego autorstwa i jakością imponowały (szczególnie w porównaniu z aktualnymi). Tutaj też trudno się do czegokolwiek przyczepić, bo całość czyta się lekko, a jak często słyszy się narzekania czytelników na to, że “czytało się zbyt łatwo, chciałbym trudniejszej w odbiorze lektury”? No właśnie, raczej nigdy. To znak, że czasem prościej, znaczy lepiej. O samym Soul Reaverze napisałem już przy komentarzu do recenzji remasterów, ale tutaj chciałbym zwrócić jeszcze uwagę na jedną rzecz. Ile jest w treści dat i nazwisk? Absolutne minimum. Umiejscowienie czytelnika na linii czasowej już we wstępie, a potem skupienie się na opowieści. Pojawia się Amy Hennig, bo pojawić się musiała, jeden czy dwóch cytowanych developerów, a poza tym czysta, nieskrępowana żadnymi kajdanami opowieść o grze i jej procesie powstawania. Jeśli Konsolite (wraz z Cypherem) na stałe dołączy do grona publicystów to czekają nas obfite miesiące. Extreme Plus. Steve Jobs. Napiszę tak: jest lepiej, choć poprzeczka była bardzo nisko. Może to kwestia dobrze udokumentowanego i obszernego życia Jobsa, że tym razem nie było konieczności trzy razy pisać o tym samym, byle zrobić limit znaków? Wygląda też na to, że tym razem ktoś przeczytał całość kompozycji, bo opowieść płynie bez większych przeszkód. Inna sprawa, że wciąż nie jestem fanem doboru tematycznego ostatnich wydań, który wygląda jak wyciągnięty z wykazu “najważniejszych osób w branży growej i technologicznej”. Kompletnie nie czuję ekscytacji widząc kolejną biografię bez krztyny oryginalności. To wciąż taki wypełniacz bez większych ambicji i po linii najmniejszego oporu. Gdzie jakieś artykuły dedykowane cyklom gier albo całym markom? Gdzie jakieś pojedyncze tytuły, które na ośmiu stronach można pokryć kompleksowo? Dobór tematów do Extreme Plus funkcjonuje chyba na zasadzie: ten artykuł jest ZA DOBRY na E+, dajmy coś mało natchnionego, na przykład biografię twórcy Pokemonów, albo tego od Dooma dajcie. Pomijam też fakt, że całość napisana jest tonem bezkrytycznym, czołobitnym i pełnym zachwytów, taka słodka laurka, ale to już od kilku numerów w sumie. Nie udało się wygrzebać żadnej ciekawej informacji, głębiej poszperać, wyszło, że Jobs był Jezusem Technologii. Zero autorskiego zacięcia i krytycyzmu. No, ale lepiej, niż poprzednio, więc chyba pora na szampana? Region Filmowy. Tak Kuba (i Marta, pozdrawiam), ja czytam. Choć z oglądaniem już gorzej, tym bardziej, że zrezygnowałem z większości streamingów. Comix Zone. Ja tylko w kwestii Sknerusa, bo raz mowa o tym, że “wydanie na tylko 30 stron”, a potem “cały album liczy bowiem raptem 98 stron”. Trochę niejasne i mylące, choć domyślam się o co chodzi (sama opowieść ma 30 stron, ale dodatki rozpychają wydawnictwo do blisko 100). BAKA. No, no, czyżby Konsolite wreszcie zaczął pracować na sławę nazwy działu, że poleca coś specyficznego i dziwnego? No dobra, wszystko co polecał do tej pory bywało dziwne, ale wiecie o co mi chodzi. Mononoke the Movie brzmi AMBITNIE na tyle, że chyba nawet Darek ma pewne kłopoty z opisowym oddaniem cech produkcji i nieco się zapętla w recenzji. Tak czy inaczej, dodaję kolejny tytuł do listy, której zapewne nigdy nie opróżnię. Felietony. Zax. Zaczyna się epopeja z samolocikami. Wyłania się z tego obraz nieco skrzywionej społeczności (gotowej wydać 200 zł na samolot w grze), którą twórcy mają głęboko w piździe. Trochę mi żal tych graczy, ale tylko trochę i przez chwilę. Ok, już mi przeszło. Mielu. Fajnie i celnie ujęta kwestia powrotu starych marek, jak Soul Reaver. Rzecz w tym, że nie każdy ma ochotę wracać do tamtych gier, ale nowy tytuł w serii przyjąłby z otwartymi ramionami. Dajcie zielone światło nowej, współczesnej grze, zróbcie ją dobrze, a gwarantuję, że zainteresowanie starymi wcieleniami marki znacząco wzrośnie. Na odwrót to nie zawsze działa. No i koniec końców Capcom zapowiedziało nową Onimushę, więc może i na Dino Crisis przyjdzie pora, a Konsolite będzie się miał z pyszna. Marcellus. Od kiedy wiem, że pisze za darmo, to nie przejmuję się jego wypocinami, nawet gdy wygląda jak Adam Piechota. Piechota. Osobiście uwielbiam tematykę alternatywnych rzeczywistości, podróży w czasie, innych linii czasowych, efektów motyla, pętli i innych tego typu gówien. Może dlatego SH2 tak fascynująco na mnie działa. No i na deser dostajemy namiastkę GOTY 2024 Adama, a ja pod wszystkimi trzema pozycjami mogę się podpisać, bo remastery Tomb Raiderów są wzorem w temacie połączenia klasyki z współczesnością i ucieleśnieniem tego, jak te gry funkcjonują w naszej pamięci (mechanika nietknięta, oprawa i klatkaż podciągnięty). Astro to Astro, ale jednocześnie anomalia, patrząc na współczesne Sony. A Lorelei absolutnie angażujący tytuł, który chyba przyniósł mi najwięcej czystej satysfakcji w tym roku. I jedyny, który potrafił zmotywować mnie do rozkminiania zagadek logicznych na sraniu. Graczpospolita Głos Ludu. @łom chyba nie muszę wołać, bo to raczej regularny bywalec, ale i tak chyba to zrobiłem, prawda? Przepraszam Łomie! Żeby nie było: zauważyłem brak Kącika Kmiota, ale ponieważ nigdy nie robiłem tego DLA SŁAWY, to nie mam żalu (poza tym wiem, że terminy). Tym bardziej, jeśli w moje miejsce trafiają fajne i celne komentarze, ale z tym bywa różnie. Dlatego w tym miesiącu przyspieszyłem publikację recenzji, aby czytelnicy wiedzieli, że wciąż żyję, o ile Perez mnie nie wytnie. Listy. HIV jakiś zmotywowany, w dodatku oficjalnie dziękuje Perezowi, więc najwyraźniej coś tam się dzieje za kulisami (patrz .gif wyżej). Ale trzeba przyznać, że list Grasshoppa64 całkiem sensowny i miły w lekturze (nie, nie jest to moje alter ego). Czy tylko ja jestem ciekawy co się wydarzy, jeśli HIVowi rzeczywiście wyschnie źródło? Bo póki co od lat wysycha i wyschnąć nie zamierza. Patrząc globalnie, to rewelacyjny numer. Pełny dobrej, bardzo dobrej i rewelacyjnej publicystyki, i nawet Igor w recenzjach wzniósł się ponad swój poziom, choć pisał o grze, która nikogo nie interesuje. Ale jakość treści w PE wciąż jest wysoko i z pozycji czytelnika wyczuwam ogrom pasji autorów i wierzę, że wszystkie te teksty nie powstają od sztancy, a częściej są misternie cyzelowane. Jeśli dorzucimy do tego oddanego sprawie wydawcę w postaci skromnego, acz skutecznego Pereza, to całość może na jakiś czas wypalić i dostarczyć nam jakościowych materiałów. Póki co życzę sobie i Wam, byśmy za niecały rok znów mogli dyskutować o kalendarzu PE. -