Skocz do zawartości

Kmiot

Senior Member
  • Postów

    7 007
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    163

Treść opublikowana przez Kmiot

  1. No nie trawisz, ale jednak trochę tych gier FPS przeszedłeś, więc nas nie nabierzesz. Gatunek na tyle szeroki, że zapewne jeszcze niejedną pozycję tam znajdziesz, która Ci podejdzie. Nie dramatyzuj ;] Brzmi jak dobra gra. To skrót z jakiegoś tytułu czy tylko Twoja fantazja? Zaskoczenie, że ktoś może nie trawić metridvanii (a w związku z tym m.in. Metroida i Castlevanii, nie wspominając już o pozostałych sztosach), ale argumentacja w sumie mogłaby mnie przekonać, gdyby nie fakt, że sam metridvanie uwielbiam i nie jestem obiektywny.
  2. No żeby powkurwiać Wiktora. Przecież to widać od razu.
  3. No tak, co jak co, ale na różnorodność wśród indyków raczej trudno narzekać. Co najwyżej na mało różnorodną bibliotekę indyków na PS3, gdzie indie-gierki w pewnym sensie dopiero zaczynały raczkować i siłą rzeczy aż takiego wyboru tam nie ma.
  4. @Wiolku amatorze, ale proszę Cię usuń to i nie wołaj zwycięzcy, bo będzie wiedział o wygranej zanim jeszcze obejrzy losowanie.
  5. No już przy okazji poprzedniego losowania u Bzdurasa doszliśmy w sumie do wniosku, że nie ma sensu się zbytnio napinać co do nieskazitelnej sprawiedliwości w losowaniu. Konkretnie chodziło o dobór postaci, aby były "równe". Czy to w bijatyce, czy jakichś wyścigach, czy czymkolwiek. Można wystawić do walki dwóch takich samych fighterów, ale można też się zdać na randomowy wybór i polegać na balansie rostera od samych twórców. Druga opcja chyba ciekawsza, a szczęście w losowaniu postaci to nadal szczęście w losowaniu w ogóle, więc to nie tak, że ktoś z premedytacją daje komuś fory. Dodatkowo może to stworzyć sytuację, że postać skazana na porażkę jednak wygrywa z pozycji underdoga i robi się ekscytująco. A z drugiej strony wylosowanie dobrej postaci to jeszcze nie wygrana. Ja jestem opinii, że póki wszystko odbywa się w ramach randomu i prowadzący nie ma wpływu na wynik losowania czegokolwiek to całość nadal jest kwestią szczęścia i jest dopuszczalne. Dlatego Bzduras wykluczył jedynie postacie całkowicie OP, a resztę zostawił przypadkowi. Nie ma co zbytnio kombinować i komplikować. To tak na przyszłość, gdybyś coś rozważał ;]
  6. Widzę, że koniecznie chciałeś wkurwić Wiktora, bo był już chyba na limicie (co ten stary odpierdala, niech se sam wylosuje). No i te profilaktyczne, robiące nadzieję losowanie 2 i 3 miejsc bardzo hojne z Waszej strony, ale tym razem nie będzie niespodzianek w postaci dodatkowych egzemplarzy, więc czym prędzej rozwiewam wątpliwości. Gdyby za każdym razem była niespodzianka, to nie byłaby już niespodzianką ;] Oczywiście pierwsze miejsca każdej z grup zgarniają odpowiednie fanty, niewylosowana reszta musi się pogodzić z losem, ale na pocieszenie nie dostają cooldowna, więc zawsze coś. Natomiast szczęśliwców zapraszam do zgłaszania się na PM (wraz z ewentualnym wyborem nagrody bonusowej). Dziękuję @oFii Wiktorowi za ogarnięcie losowań i za fakt, że nie było to w formie chińskiej bijatyki, bo przy tylu uczestnikach to nie wiem czy w dwóch godzinach byś się wyrobił. Losowanko zwięzłe, ale posiada ten niezaprzeczalny urok osobisty, gdy zaangażowane są w to bliskie osoby. Jeszcze raz dziękuję i fajne skarpetki.
  7. A jakiego gatunku Ci najbardziej brakuje? Może ktoś podsunie jakiś indie-tytuł, który zadowoli Twoje wysublimowane oczekiwania ;]
  8. To. Również bez entuzjazmu patrzę na elementy tower defense w grach. Sam nie wiem, jakoś mnie założenia tego gatunku nie grzeją. Jeszcze jako jedną ze składowych to pewnie mógłbym z lekkim bólem przełknąć, ale gry ściśle tower defense szybko znikają z mojego radaru. Wiesz, w ten sposób to można tłumaczyć każdy nielubiany gatunek. Doceniam w grach dobrą fabułę, ale nawet najlepsza na świecie opowieść będzie miała problem z przekonaniem mnie do zagrania w visual novel. Chodzi właśnie o wytknięcie gatunku, który w ogólności do nas nie przemawia, nawet jeśli w sobie zawiera pewne elementy dobrze zrealizowane. Umówmy się, chyba nie ma na świecie gracza, który gra bez bólu we wszystkie gatunki. To nawet trudne do wyobrażenia. Zbyt szerokie spektrum. Można sobie urozmaicać gatunki, ale pewne wewnętrzne niechęci do gatunku trudno ominąć. Nie jest to niemożliwe, ale zawsze takie próby są pełne wątpliwości. I nawet taki otwarty na eksperymenty i neutralny gracz jak Ty znalazł przykłady gatunków, których założenia do niego nie przemawiają ;] To samo. U wspomnianego szwagra na PC uwielbiałem point&clicki, bo nie wywierały na mnie presji, nie wymagały zręczności i rozluźniały. Potem gatunek obumarł, a gdy wrócił, to tego typu rozgrywka zaczęła mnie nudzić. Na PS3 przeszedłem odświeżone dwie pierwsze Monkey Island, dałem się parę razy rozbawić, ale ekscytacji większej nie czułem. Potem próbowałem z odświeżonym Day of Tentacle i kompletnie nie zażarło. Człapanina i klikanina. Od tamtego czasu w zasadzie gry z tego gatunku spadły z mojego rowerka zainteresowań. To prawda, że ChoM może zniechęcić graczy preferujących rogaliki, ale dzięki temu jest łatwiej tolerowane przez tych, którzy rogalika chcą spróbować, polizać. Ta gra to świetny pomost między gatunkami, dużo wybacza i jeśli komuś spodobają się elementy rogalowe, to moze potem śmielej uderzać w gatunek. To też zawsze cenna nauka, chociaż określanie Rise of the Tomb Raider TPSem, to łaskawe spojrzenie. To raczej action-adventure z niewyróżniającym się elementem strzelania. Horrorów też z zasady unikam, ale nie dotyczy to tylko gier, bo jako gatunek filmowy również mnie nie przyciąga. W ostatnich latach zrobiłem tylko jeden wyjątek od reguły i był to Alien Isolation. Absolutnie nie żałuję, rewelacyjna gra. Trochę też, ale jednak czasami lubię wbić w ten gatunek (jeśli setting mnie przyciąga). Tylko muszę sobie go ostrożnie dawkować i pomiędzy kolejnymi tytułami przegryzać kilkoma grami o bardziej zwartej strukturze. Kiedyś mi nie przeszkadzały i lubiłem sobie od czasu do czasu ukąsić ten gatunek, ale ostatnio coraz częściej mnie one męczą i się niemiłosiernie dłużą. To powinny być gry na optymalne 3-4 godziny (i w adekwatnych cenach). Nie wykluczam, że wrócę, jak na radar wpadnie jakaś perełka, ale obecnie również unikam gatunku. Choć według mnie to nadal lepsza opcja niż Visual Novel, jeśli twórca ma pomysł na świetną, przewrotną fabułę. W sensie: jeśli mam dwie polecane gry z mocną fabułą, to prędzej bym zagrał w zwięzłego walking sima, niż visualną novelkę. Pamiętam Kąciki Wyścigowe w PE i te precyzyjne "ustawienia samochodowe", by uszczknąć z okrążenia 0,1 sekundy. Szanuję zajawkę, ale siedzenie w suwaczkach i jeżdżenie na okrętkę zostawiam innym. No pewnie nie Ty jeden. Wielu nawet nie wie o istnieniu gatunku rogali, a co dopiero o odróżnianiu podgatunków. Te gry dotychczas była zazwyczaj słabo eksponowane, ale mam wrażenie, że coś się zaczyna w tej materii zmieniać (najpierw Hades, teraz Returnal). Niektórzy dopiero nieświadomie się zderzą z gatunkiem w tym drugim tytule. Akurat Braid jest klawą grą zręcznościowo-logiczną. Obecnie pewnie już nie robi takie wrażenia, ale przed zalewem gierek indie to była czymś. Wiadomo, kwestia potrzebnych nakładów na stworzenie gry. Czyste kalkulacje. Żadne odkrycie. Wolną przestrzeń starają się wypełnić wszelakie indyki, ale tam też coraz więcej chłamu, przez który trzeba się przebić. A i te gry zaczynają pożerać czas oraz zasoby. Pierwszy Darkest Dungeon zaatakował nagle, z kapelusza i pozamiatał. Dwójka ogłoszona już bodaj dwa lata temu wciąż powstaje i chyba końca nie widać.
  9. No tak, ale kiedyś gry nie były na tyle rozbudowane i czasochłonne, wiele z nich dało się przejść przy jednym posiedzeniu, wiec trudno to porównywać. Obecnie byle indie-rogalik prezentuje podobne wyzwanie. Nie rób sobie tej krzywdy Mistrzu. Obecne indyki kryją prawdziwe perły gamingu i warto w nich częściej pobuszować. Oj, w Commandosy akurat się grało u szwagra i miałem pewnego rodzaju szajbę na ich punkcie, choć w samej grze sobie niespecjalnie radziłem (za to pierwsze dwie misje znam praktycznie na pamięć). A szajba polegała na tym, że w tym czasie wykupiłem chyba wszystkie rodzaje pism branżowych, które pisały coś o Commandosach. I czytałem te artykuły wielokrotnie. Pojebane. XD Nie no, menadżery to taka trochę strategia, więc unikam tego rodzaju gier opartych na wyłącznie klikaniu w kafelki i obserwowaniu efektów. Bijatyki tak, ale slaszery są znacznie bardziej wyrozumiałe i w większość da się grać "z doskoku". Nie rezygnuj z nich. W ogóle brakuje mi w tych czasach większego urozmaicenia w niektórych gatunkach. Piłki nożne to obecnie Fifa+PES, koszykówka tylko NBA2K, hokej to nie wiem czy jakiś w ogóle świeży wychodzi. A kiedyś można było stworzyć osobny gatunek tylko z tytułów traktujących o footballu. Fifa, ISS Pro, Actua Soccer, Viva Football, Liberogrande, Michael Owen Soccer (pamiętam, bo piłkarze przekomicznie biegali, gdy ich skierować "w górę boiska", polecam obejrzeć gamaplay xd), a to tylko tytuły wymieniane z pamięci, bo było tego szrotu więcej i wszystkie te paździerze się testowało. Pewnie, że inne czasy i inne nakłady (czasowe oraz finansowe) konieczne na stworzenie tytułu, ale jednak trochę żal, że jedynym tytułem, który od lat próbuje przełamać dominację Fify/PESa jest arcadowy Tsubasa. Choć to może zbyt buńczuczne określenie.
  10. Trochę mam z tym przypadkiem podobnie, jak z rogalikami. To znaczy lubię czuć jakiś progres. Permadeath ma swoje zalety (nic innego tak nie buduje napięcia), ale do mnie nie trafia - mogę stracić jakiś postęp, ale nie chcę zaczynać od zera. Do tego lubię, gdy survival ma jakąś warstwę fabularną, choćby mało imponującą (Subnautica) i nie uciska gracza limitami czasowymi, pozwalając mu grać we własnym tempie. Wtedy survivale potrafią dać dużo frajdy i czystego, satysfakcjonującego gameplayu. To bywa bardzo niedoceniany gatunek. Nie zamykam się na ten typ gier, ale starannie dobieram tytuły.
  11. To fakt, próbowało się dosłownie wszystkiego. A w razie czego za tydzień wzięło się na giełdzie trzy inne tytuły. No ale już wtenczas dało się zauważyć, że "ten gatunek, to chyba nie moja bajka". Dobra, dobra, już nie wypominaj. Kiedyś zagram i skończę (wierzę). Planuję na Switchu, choć ekscytacji nie czuję. No bardzo prawdopodobne, bo forum ma już swoje lata i trudno wpaść na coś zupełnie NOWEGO, ale nie chciało mi się namiętnie kopać w archiwum (przejrzałem tylko pierwszą stronę działu) i poniekąd dopasowywać do ewentualnego starego topicu. Najwyżej ktoś to zrobi za mnie. Z drugiej strony dział nie ugina się pod naporem nowych tematów, więc uznałem, że może się go uda pchnąć na nowe tory.
  12. Zabawne, bo też sobie uświadomiłem jakiś czas temu, że symulatory samochodowe to zdecydowanie nie mój gatunek. Ale to już ten poziom, że nigdy mnie jakoś specjalnie nie bawiły. Za czasów PSXa te wszystkie podjarki Gran Turismo 1/2 mnie omijały. To znaczy doceniałem ich niezaprzeczalną jakość, ale nigdy nie czułem motywacji, by w nie grać. Lubiłem sobie pośmigać w TOCA 2, jednak wciąż bez zobowiązań, by robić tam karierę. Colin 1 i 2 były namiętnie grane na kanapowych popijawach, jednak wciąż bez spektakularnych dokonań solo. Wniosek był i wciąż jest jasny: nie trafiają do mnie symulatory wyścigowe. Jeśli wyścigi, to tylko tylko w wersji arcade. Wszelakie gokarty (Speed Freaks, CTR, Toy Story Racing, Mario Kart), ale także Burnouty czy niektóre Need For Speedy. Wipeouty też ZAWSZE, bo to absolutne kosy. Po prostu ustawianie typów zawieszeń, mechanizmów różnicowych i przełożeń skrzyni biegów zostawiam typom, którzy uwielbiają się babrać w statystykach. Ja preferuję pełną dzidę, spust w podłodze i prosty progres w tej dzidzinie.
  13. Kmiot

    Returnal

    No niby tak, ale one są dość charakterystyczne i zazwyczaj znajdują się w takim "ślepym zaułku" z posągiem, więc po pewnym czasie łatwo je rozpoznać. I w 9/10 przypadków to czysty secret room bez przeciwników. A nawet jeśli trafi się tam jakiś kozak do ubicia, to w moim przypadku zawsze aktywny był teleport, więc można było w krytycznym momencie stamtąd spierdolić w podskokach i nie podejmować walki (ale też rezygnować z lootu).
  14. Taka idea na temat w związku z premierą Returnal, na który niektórzy gracze się rzucili, nie do końca świadomi na co się porywają. Bo rogaliki potrafią być jednymi z najbardziej zniechęcających gier dla "niedzielnych" macaczy padów. To zazwyczaj tytuły, które bezlitośnie wytykają brak zręcznościowego skilla, a każde potknięcie boleśnie punktują resetem postępu. Akurat w tym przypadku mamy łagodniejsze podejście do gatunku - roguelite, które zawiera w sobie pewne elementy permanentnego postępu, by choć minimalnie ułatwić kolejne podejścia. Ale to może być zbyt mało dla niektórych i po długim weekendzie spodziewam się rozczarowanych ofert na Pchlim Targu. Ale chciałbym poruszyć temat nieco szerzej. Ogólnie pisałem już o tym w temacie gry (Returnal), ale osobiście zazwyczaj odbijam się od "czystych" roguelike'ów. Lubię mieć jakiś choćby odległy cel i dowody na to, że się do niego zbliżam. Może być to żółwie tempo, ale jednak - postęp. Jakiś element stałego progresu, cel na horyzoncie, który z każdym podejściem wydaje się bliższy i nawet najbardziej nieudany run nie jest stratą czasu. Dlatego dla mnie ratunkiem gatunku są roguelite'y, które do sprawy podchodzą z dozą luzu i hojniej wynagradzają poświęcony im czas. Od Binding of Isaac się odbiłem i zniechęciłem po kilku próbach. Spelunky mnie jara założeniami i samym gameplayem, ale odrzuca "pustymi", nieszczęśliwymi runami, szczególnie, że wymaga on sporego skilla, na którego nabycie trzeba poświęcić sporo czasu. A prosta gra to nie jest, bo o śmierć tam niezwykle łatwo. I tak zaczęło do mnie docierać, że full rogaliki (roguelike) najpewniej są jednym z tych gatunków, do których w ogólności będzie trudno mnie przekonać, choć nie wykluczam wyjątków od reguły. Za duża losowość mnie najwyraźniej zniechęca. Za to roguelite to już odrobinę odrębna kwestia. Dead Cells nabyłem na każdą możliwą platformę i choć trudno mi się nazwać kozakiem w tę grę, to sprawia mi ona niezwykłą przyjemność, a elementy permanentnego postępu sprawiły, że udało się ją nawet "ukończyć". Może się to wydawać głupie, ale poczucie ukończenia tego rodzaju gry potrafi być bardziej motywujące do kolejnego podejścia, niż trzydziesta czy pięćdziesiąta nieudana próba. Pierwsze ukończenie może być zaledwie trybem "easy", ale jednak daje zastrzyk chęci na kolejne próby, najlepiej gdy jest możliwość ich stopniowego utrudniania. Kapitalnie przemyślany rogalik, praktycznie dla każdego, niezależnie od skilla. Albo Children of Morta. Niby roguelite, a jednak bliżej tej grze do tytułu klasycznego z zaledwie elementami rogalika. Sporo losowości, ale fundament zalicza stały progres i gracz to wyraźnie odczuwa, więc w żadnym momencie się nie zniechęca. Jeśli ktoś chciałby liznąć rogalików w wersji naprawdę LITE, to polecam. Więc roguelike raczej nie, ale roguelite jak najbardziej i chętnie. Zmiana gatunku. Visual novel. No ciężko mi się w to gra. A próbowałem już parę razy. Dangaropę na Vicie nawet ukończyłem, ale potem bez bólu się pozbyłem swojego egzemplarza gry, choć naprawdę rzadko to czynię. Co mogę dodać? Przeklikiwanie kolejnych warstw dialogowych nie jest kwintesencją gameplayu w moim mniemaniu. Fabuła i dialogi mogą być topem topów, ale to wciąż tylko lektura przetykana najczęściej prowizorycznymi decyzjami fabularnymi. Nie wykluczam, że trafi mi się w tym gatunku jeszcze jakaś perełka, w którą koniecznie będę chciał zagrać, ale ogólnie tematyka Visual Novel jest dla mnie spalona i musiałbym grzebać w zgliszczach. A aż tak zdesperowany nie jestem. Drużynowe sportówki. Ooo, tu mi się z wiekiem sporo odmieniło. Jeszcze za czasów PSX potrafiłem pograć sezon w ISS Pro czy Master League (już w Pro Evolution Soccer). Walczyłem w NBA Live, nawet w NHL od EA Sports. Godzinami kreowało się nawet własne "podwórkowe" teamy w Edit Mode (PES). Obecnie w sportówki grywam tylko przy okazji kanapowych spotkań z przyjaciółmi, bo wracają tamte emocje, wzajemne drwiny i mentalne "łokcie". Zdarzają się też urocze meltdowny i rage quity "na papierosa", więc czasami warto. Ale samodzielnie (ani online) już w sportówki praktycznie nie gram. Podobny przypadek to bijatyki. Kiedyś jaranko i odblokowywanie kolejnych zakończeń w Tekken 3, obecnie gry odpalane od święta, by sklepać kolegę na kanapie. Kolegę, który nadal pamięta ciosy Kingiem, które wyprowadzał 20 lat temu w T3/T4 i teraz próbuje ich znowu w T7. I upiera się przy swojej dominacji, mimo win ratio 10%. Więc bijatyki tak, ale najczęściej tylko towarzysko i z doskoku. Lamimy ostro, ale przynajmniej wszyscy są na tym samym poziomie. Co tam jeszcze. Raczej konsolowe pochodzenie sprawia, że nie po drodze mi z wszelakimi strategiami. Za małolata potrafiłem siedzieć i godzinami obserwować jak szwagier gra w kolejne Hirołsy, ale samego mnie nigdy nie ciągnęło. A stare Ufo: Enemy Unknown wrzucało mi dreszcze na plecy (ten klimat!) i najpewniej po prostu się tej gry bałem (tak, miałem wtedy w okolicach 10 lat, więc miałem prawo). Nowożytne UFO (jedynkę) nawet ukończyłem, ale do dwójki już mnie nie ciągnęło. A potem jakoś mi było z gatunkiem nie po drodze. Próbowałem z Civilization 6 na Switcha (wydawało się idealną platformą), ale nie porwało mimo kilkudziesięciu poświęconych godzin. Uznałem, że jestem jednak nieco bardziej dynamicznym graczem, którego trudno na dłużej zatrzymać przy klikaniu na kafelki. Czuję też, że pomału się odwracam od jrpgów. Za czasów PSX ogrywałem je nałogowo. Obecnie męczą mnie przegadane fragmenty i często za mało dynamiczne walki. Gry z tego gatunku mają coraz większy problem z przyciągnięciem mojej uwagi, a nadziei obecnie upatruję w Eiyuden Chronicle, bo Suikoden 2 i okres, w którym przyszło mi go poznawać jest jednym z najszczęśliwszych, najbardziej sentymentalnych momentów mojego życia. Co w sumie najzabawniejsze, to ostatnio absolutnie wciągnął mnie Captain Tsubasa: Rise of New Champions, który jest połączeniem gry sportowej z rpg, więc najwyraźniej jest swoistym fenomenem. Dobra, na początek pewnie wystarczy. Post wyszedł lekko przydługi, ale może kogoś skłoni do własnych spostrzeżeń co do gatunków, które nie przekonują. Albo rad, jak sobie z niechęcią do danego gatunku poradzić.
  15. Kmiot

    Returnal

    @schabek w pobliżu krat zazwyczaj jest gdzieś przycisk, w który należy strzelić. Rozglądaj się wysoko po ścianach, filarach. Wydaje też subtelny dźwięk. W ogóle może też tego nie wiecie, ale niektóre posągi (te ze świecącymi oczami) sypią obolitami po rozwaleniu. Może dla niektórych oczywistość, ale dzisiaj to odkryłem i chciałbym się podzielić. Gra jest kozacka, zaczyna mnie stopniowo wkręcać, tak jak wcześniej powoli mnie uzależniało Alienation (btw. polecam w chuj). Dzisiaj chciałem rozjebać pierwszego bossa, więc poszedłem na poszukiwania figurki astronauty, by sobie sprawę ułatwić, ale okazuje się, że ponownie do tego domu się nie da wejść, więc musiałem sobie poradzić bez extra żyćka. Ale się udało, wychłostałem go mokrą szmatą po ryju (Spitmaw dokonał dzieła), rozsmarowałem typa na podłodze i zawędrowałem do drugiego biomu. Tam wpadłem do secret room i jakiś latający kozak mnie wyłomotał na ciasnej przestrzeni. Nie szkodzi, jeszcze go dojadę. Zajebista gra ogólnie.
  16. Kmiot

    Wrzuć screena

    Mud miał inne ikony i HUD, więc jednak najpewniej Snow. Edit: ktoś (dee?) usunął posta wyżej o treści: "a nie mudrunner?" Bez niego mój wydaje się wyrwany z kontekstu.
  17. Kmiot

    Returnal

    No pograłem kilka godzin i jest bardzo dobrze z - jak to lubię mówić - POTENCJAŁEM na bycie jeszcze lepiej. Ale muszę pograć więcej. Na tę chwilę przede wszystkim cieszy mnie, że movemencik i strzelanko są sztywniutkie. Housemarque to spece w tych kwestiach, wiadomo, ale jednak zawsze drobne obawy były. Cizia rusza się dynamicznie kiedy trzeba, wymiany ognia potrafią być ekscytujące, a te fajerwerki na ekranie momentami są wręcz hipnotyzujące. Eksploracja sprawia frajdę i zawsze solidnie wynagradza naszą ciekawość oraz metodyczność. Cieszą mnie niektóre detale: to, że przeciwnicy się nie respawnują (można bezstresowo poszperać po kątach); to, że poboczne odnogi (i główne ścieżki) są odpowiednio zaznaczone na mapie; to, że nie pożałowano teleportów (i działają natychmiastowo); to, że progres jest mimo wszystko dość odczuwalny. Dźwięk i DualSensik funkcjonują jak złoto. Klimacik jest gęściutki, idea fabularna (pętla) mi się podoba, choć póki co jest ostro pogmatwana i nie wiem o co biega. Potem jeszcze tylko wpierdol od pierwszego bossa (choć 3/4 energii mu skroiłem) i fajrancik na dziś. Chce mi się robić kolejne runy, więc to już sukces. Minusy? Raz mnie wyjebało z gry, więc 30-45 minut runa poszło się namiętnie kochać.
  18. Ok, zamykamy kramik, aby już nie komplikować. Koniec zgłoszeń. Listy startowe do wglądu: PS4: Rudiok, BRY@N, baniek, eloszki, Ukukuki, Wiolku, kotlet_schabowy. XBOX: marbel007, mozi, Dud.ek, sprite, Dante. Obojętne: Luqat, Grabek, LiŚciu, XM., balon [u balona preferowany PS4, ale XO też może być]. Wyniki nie wiem kiedy, bo gram w Returnal, hehe.
  19. Kmiot

    Konsolowa Tęcza

    VR warto sprawdzić choćby dla tych kilku gier, które są "bezpieczne", statyczne i praktycznie nie wywołują zawrotów. Jak w którejś grze zbiera mi się na wymioty, to odpuszczam, ale teraz wiem, że wiele bym stracił, gdybym na podstawie pierwszych wrażeń decydował, czy podołam. Nawet jeśli odrzucić te rzygogenne, to i tak zostaje sporo gier do zabawy. Więc nie polecam od razu wsiadać na jakąś wymagającą karuzelę, bo prawie na pewno się zniechęcisz. W zamian proponuję stopniowe oswajanie się z VR i na początek coś łagodnego, albo przynajmniej coś pozbawionego ruchu (chodzenia, latania). Taki Superhot jest bezpieczny, a przy tym imponujący i pokazuje VRowy pazur. Albo Beat Saber. Wspominałem o Beat Saber? Gdyby na VR była dostępna tylko jedna gra - Beat Saber - to i tak chciałbym je mieć.
  20. Potwierdzam, skoczyłem do Kolportera i był.
  21. Jest jakiś poślizg, o którym nie wiem? Magazynu dzisiaj nadal nie ma w kiosku, w którym zawsze był na premierę (czwartek). Nie ma też priorytetowej przesyłki, która w zeszłym miesiącu przyszła już na premierę. W temacie też dziwna cisza od środy. Miałem poczytać na długi weekend, ale widzę, że niekoniecznie xd
  22. Czaicie, że są tacy "gracze", którzy z własnej woli rezygnują z beztroskiego grania, by zamiast tego móc zmieniać pieluchy i pytać żonę o pozwolenie na zakup gierki? xd

    1. Pokaż poprzednie komentarze  9 więcej
    2. Mejm

      Mejm

      *raczej wg twittera

    3. Kmiot

      Kmiot

      Albo wyobraźcie sobie taką sytuację. Żonaty gracz nie może w pełni oddać się swojej pasji, więc robi to nocami, kosztem cennego snu. I siedzi skulony o 3 w nocy, ze słuchawkami na uszach, starając się przy tym ani pisnąć, niczym ludzie pierwotni ukrywający się w ciemnej jaskini, gdy w pobliżu grasuje tygrys szablozębny. I nagle zapala się światło, w drzwiach staje potężna żona, gracz truchleje, a słowne ciosy spadają jak gromy: "możesz kurwa ciszej napierdalać w te guziki, pojebie?".

    4. mitra

      mitra

      Żona, brak dzieci, sam jej podsyłam gierki z super promek jak są uro lub imieniny i kupuje. Czasami ze mną zagra jak w Away out i się cieszy a ja razem z nią. Później rukanie i jest siupel. Tyle wygrać :banderas:

  23. Kmiot

    Returnal

    Ja mam problem z przekonaniem się do roguelike'ów. Za to w roguelite'y gra mi się świetnie. Po prostu lubię czuć jakiś postęp i nie zaczynać rozgrywki za każdym razem KOMPLETNIE od zera (w takim przypadku po prostu usunąłbym save). Mogę powtarzać runy, jak najbardziej, ale dajcie mi jakiś element stałości i pewne zakotwiczenie w progresie (poza naturalnie nabywanym skillem). Isaac i Spelunky mnie nie przekonały, ale Dead Cells czy Children of Morta to już sztosiwa. A Housemarque? Za Alienation ich uwielbiam, bo swego czasu wessało mnie całkowicie. Świetnie bawiłem się również przy... Outland. Resogun to wiadomo - idealne na krótkie strzały, ale potrafiło wciągnąć też na dłużej, a Nex Machina leży na dysku i czeka na mój odpowiedni nastrój do tego typu gry. Ogólnie mają moje zaufanie. I mówcie co chcecie, ale uwielbiam te momenty, gdy na konsole wjeżdża jakieś nowe IP, po którym nie do końca wiadomo czego się spodziewać pod względem rozgrywki, fabuły, smaczków. Jest ten dreszczyk ekscytacji i aż chce się brać udział w masowym testowaniu póki świeże.
  24. Wiem, że stare, ale ciągle kisnę xd

     

  25. Sobkowi pewnie tematów by nie zabrakło, większym problemem jest pewnie czas, który należałoby wygospodarować na stworzenie tekstu, bo z tego co się orientuję, Kuba ma inne zajęcia, a do PE pisze czysto gościnnie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...