To jest tak, że do wielu tytułów chętnie bym wrócił, ale nie wracam. Wiecie - patrzę na tytuł (na półce, albo w cyfrowej bibliotece) i w sumie czuję się zachęcony, bo miłe wspomnienia i tak dalej, ale głód nowych doznań bierze górę, więc zaczynam coś z kupki "nowości i jeszcze nie ograne". Chętnie bym wrócił do MGS3, Demon Souls, The Last of Us (na to się pewnie skuszę tuż przed premierą dwójki), trylogii Dark Souls, RDR2 też jeszcze nie skasowałem z dysku (choć jeśli do niej wrócę, to najpewniej najbliżej za rok, dwa). Ze starszych generacji czaję się na powrót do Chrono Crossa, Front Mission 3, Breath of Fire 4, Soul Reavera, W sumie mam dużo takich tytułów (jak chyba każdy), ale tak naprawdę to kiedykolwiek wróciłem, bądź cyklicznie wracam do tylko kilku tytułów i to takich raczej ze starszych generacji.
BioShock - to akurat świeże doznanie, bo o ile jedynkę kiedyś przeszedłem na PC, a Infinite na PS3, to ostatnio kupiłem Kolekcję na PS4 z zamiarem ogrania tytułów ponownie (a B2 po raz pierwszy). Jedynkę zamknąłem jakiś miesiąc temu, tym razem z good endingiem (na PC grałem w ciemno i uzyskałem bad ending), było bardzo miło, szalenie klimatycznie, choć gunplayowi IMO brakuje większego uderzenia. Ostatecznie trzeba mi Bioshocka zaliczyć do tytułów, do których zdarzyło mi się wrócić.
Metroidy 2D, Castlevanie 2D i Zeldy 2D - muszę, czuje potrzebę co jakiś czas wrócić do któregoś z tytułów. Ulubione? Do Super Metroida wracałem kilka razy (najczęściej na emu), Zero i Fusion mam na GB Advance, podobnie Zelda: Minish Cap. Castlevania: Order of Eccelsia na DSa. W zeszłym roku wróciłem do Symphony of the Night (Vita) i wciąż było rewelacyjnie. W tym roku mój głód w zupełności zaspokoił udany Bloodstained, więc póki co nie mam apetytu na Castlevanię.
Suikoden 1 i 2 - W zeszłym tygodniu ponownie ukończyłem jedynkę (Vita). Gra, której nie poleciłbym nikomu nowemu w temacie, bo jest dość toporna. Poruszanie tylko w czterech kierunkach, brak biegu (o ile nie zmarnujesz slota na runę, by mieć taką możliwość, choć animacji biegu i tak nie ma, postać tylko "chodzi szybciej"); uciążliwe zarządzanie ekwipunkiem i random encountery (te szczęśliwie błyskawicznie się doczytują); fabuła przyziemna, choć ma swoje naiwne momenty gdy zęby odrobinę zgrzytają; muzyka udana, grafika prosta i przejrzysta (ale może się w sumie podobać); łatwość zje'bania ekonomii w grze (najpierw schemat w kubkach, potem save/load w kościach); koncepcja zamku świetna, choć nie czuć aż tak, że nasza siedziba "żyje", bo przestrzeń jest kiepsko zagospodarowana z tymi postaciami chodzącymi bez celu od ściany do ściany. Ale werbunek 108 Stars of Destiny cieszy i daje satysfakcję. Do "jedynki" nie mam aż tak wielkiego sentymentu, więc dałbym jej dzisiaj 7/10. W przeciwieństwie do "dwójki", która dla mnie zawsze była i zawsze będzie 10/10, bo jest rozwinięta i usprawniona pod każdym kątem. Byłem i jestem nią zafascynowany. Za małolata wyklejałem zeszyt 108 Gwiazdami Przeznaczenia wydrukowanymi na pierwszej drukarce i ręcznie spisywałem osobiście przetłumaczone biografie z suikosource.com (ta strona nadal wygląda jak w 2000 roku xd). Może jeszcze w tym roku uda mi się do S2 wrócić. Marzą mi się rimejki w oprawie Octopath Traveler.
Tomba 1 i 2 - kolejny z sentymentalnych powrotów. Oba tytuły kończyłem już po 4-5 razy i co jakiś czas lubię do nich wrócić. Tomba 1 był u mnie na tapecie w zeszłym roku, w tym wróciłem do Tomba 2 (oba ogrywane na Vicie) i to nadal są świetne gry. Znów: odrobinę toporne, ale nostalgia skutecznie przykrywa wady. Złe świnie do wora, a wór do jeziora. Dwójka kapitalnie rozwija idee jedynki i każdorazowo w pełni mnie angażuje. Niektóre motywy muzyczne wrzucają mi ciarki na plecy (Donglin Forrest, wstęp do każdej walki z bossem), a graficznie jej niczego nie brakuje. No i ma dużo elementów Metroidvanii. Nie powiedziałbym, że to niedoceniona seria, ale z pewnością nieoczywista i niewielu lubi do niej wracać.
W sumie tylko do jednej gry ostatnio lubię cyklicznie wracać i jest to Beat Saber. Platyna wpadła jakiś czas temu, a ja nadal przynajmniej raz w tygodniu czuje potrzebę pomachać mieczykami. Duża w tym zasługa faktu, że twórcy stale tytuł rozwijają, dodają nowe utwory i bajery, więc chce się je sprawdzić, potestować nowe kawałki. Ale tak, to właśnie VR-owy Beat Saber jest jedynym tytułem, którego nie zamierzam i nie potrafię póki co definitywnie porzucić. A że każda godzina gry wiąże się z przelanym potem i wymuszeniem ruchu to się tylko chwali.