Skocz do zawartości

Kmiot

Senior Member
  • Postów

    7 089
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    166

Treść opublikowana przez Kmiot

  1. Kmiot

    Balatro

    No opcji jest tak naprawdę dużo, ale z racji losowości i tak zawsze trzeba trochę improwizować, więc nie ma nudy. Ja grałem w sumie dopiero kilka godzin, to wielu z tych Jokerów nawet na oczy jeszcze nie widziałem (np. tego łączącego kolory), albo nie mam ich odblokowanych, bo o ile dobrze rozumiem, niektóre z nich wchodzą do "puli" dopiero po wypełnieniu jakichś warunków (mają kłódki). Ale lubię tego, który dodaje multy za ilość zagrań danej ręki w runie. Wtedy warto się na niej skupić, bo im więcej jej zagramy, tym większe multi. Do tego odpowiednie planetki dodatkowo boostujące daną rękę i podstawowe 8 ante leci łatwiutko. Lubię też kilka pierwszych rund "przebiedować" i zaoszczędzić trochę grosza, bo potem z samych odsetek na każdy blind wpada 5$. No, chyba że w sklepie pojawi się coś kuszącego, to jebać biedę i idę na żywioł. Udało się wczoraj ukończyć drugi run w karierze, więc już NIC NIE MUSZĘ SOBIE UDOWADNIAĆ i od dzisiaj sobie cziluję przy karcioszkach, kompletując kolekcję bez presji na zwycięstwo. Ilu graczy, tyle metod.
  2. Generalnie z tego co wiem, to jakiś czas temu w comiesięcznych mailach były formularze do wypełnienia co do wyboru platformy i innymi deklaracjami (w zależności od rodzaju wsparcia), bo wiadomo, że od czasu startu zbiórki wiele się mogło zmienić. Skoro nic nie dostałeś i nie wypełniałeś, to chyba coś jest nie tak, ale nie wiem jak Ci pomóc i co doradzić, bo to również był mój "pierwszy raz" z Kickstarterem. Comiesięczne updaty dostawałeś?
  3. Można już podawać adresy do wysyłki (powinniście dostać maila) i wszystko fajnie, ale kurwa 14$ xd Ech, wspieraj na Kickstarterze mówili, będzie fajnie mówili.
  4. Kmiot

    Balatro

  5. Na telefonie (Android, chrome) ten pasek się rozwija dopiero jak zjadę na sam dół strony. Natomiast podczas przewijania w dół pojawia się po lewej, ale zwinięty w postaci ikonki.
  6. Kmiot

    Helldivers 2

    A to przyjdzie do Ciebie naturalnie. Na pewnym etapie sytuację w grze zaczniesz ogarniać już na podstawie komunikatów, czy komentarzy samych Helldiversów i rejestrować wszystko podświadomie. Podobnie z manewrami, gdzie zasada jest generalnie jedna: nie chcesz być w pobliżu czerwonych beaconów. Co na Ciebie leci będziesz się zastanawiać później, teraz pora brać nogi za pas xd Poza tym ta gra chwilami to i tak zawsze będzie czysty chaos oraz symfonia destrukcji, a im więcej graczy i wyższy poziom trudności, tym większy rozpierdol.
  7. Kmiot

    Balatro

    W sumie spodziewałem się, że dłużej mi zajmie "ukończenie" gry na tych 8 ante, ale dzisiaj szczęście dopisało i wpadł pierwszy zakończony run. A raptem w sumie 5 godzin grałem, więc już kupiłem okulary przeciwsłoneczne i się zapisałem na profesjonalne zawody w pokerze za poważne stawki. Dobra, wiem, chuj nie wynik, na 9 ante i tak mnie boss zgładził, ale drobną satysfakcję czuję, tego mi nie odbierzecie. Ale co? Generalnie się nie znam, ale chyba dobrą metodą (przynajmniej dla początkujących) jest podbijanie levelów tych niskich układów (para, dwie pary, trójki, full), bo pozostałe i bez tego mają na tyle wysoki mnożnik (+zdarzają się znacznie rzadziej), żeby run zaliczyć? Nawet tutaj po temacie widać, że niskie układy odpowiednio zbuffowane robią robotę. Pisałem już, że Balatro na dotykowym ekranie Switcha to frajda do sześcianu?
  8. Leniwy, w zasadzie już poświąteczny dzień, więc wziąłem swojego Analbernica, odpaliłem Samurai Pizza Cats i po 1,5 godzinie dotarłem do napisu The End. To jedna z tych niewielu gier na Pegasusa, którą pamiętałem jako wyjątkowo łatwą, przyjemną i znacznie mniej "spoconą" od większości gier z tamtego okresu. Samurai Pizza Cats jest po prostu przystępnym tytułem. Krzywa poziomu trudności rośnie bardzo łaskawie i regularnie. Gra sama się nie przejdzie, szczególnie pod koniec, ale każdy z kilkunastu (12? 13?) poziomów jest krótkim etapem zręcznościowym, czasami o nieco labiryntowej konstrukcji, ale jak już raz się opanuje rozkład levelu, to każdy można ukończyć w dwie minutki. Powtórki nie będą zdarzały się często, ale mogą się pojawić, szczególnie, że po każdym etapie platformowym czeka nas jeszcze starcie z bossem i jeśli polegniemy, to musimy powtarzać cały etap. Bossowie mają oczywiste schematy, ale musimy rzecz jasna mieć okazję je poznać, więc jeśli już zaliczymy zgon, to właśnie na arenie walki. Przed każdym poziomem możemy sobie wybrać jedną z trzech głównych postaci. Każda nieco różni się rodzajem ataku i specjalami, ale pod względem platformowym gra się nimi ientycznie. W trakcie levelu dysponujemy również czterema dodatkowymi formami bohatera, z czego każda z nich specjalizuje się w innym elemencie - jeden świetnie pływa, drugi rozbija blokujące drogę głazy, trzeci przekopuje się przez specyficzny teren, a czwarty dysponuje plecakiem-helikopterkiem, więc może fruwać. Oczywiście używanie tych specjalnych umiejętności jest ograniczone pojemnością odpowiedniego paska, więc nie przelecimy sobie całego poziomu, ale zawsze można sobie pomóc przy wyjątkowo irytującym fragmencie skakania po platformach pośród licznych wrogów. Element zmiany formy miał jednak według mnie potencjał na więcej, bo tylko w kilku miejscach jest wykorzystany z pomysłem - niekiedy pozwala skrócić sobie poziom i ominąć jeden czy dwa ekrany, czasem pozwoli dotrzeć do "ukrytych" pomieszczeń, ale generalnie patent nie jest wdrożony w żaden wyszukany sposób i operuje tyko na bazowym poziomie gameplayowym, choć może za dużo oczekuję od takiej gierki. To gra na godzinkę, dwie. Zależy czy zechcemy również śledzić głupkowatą fabułkę oraz oglądać scenki, czy zamierzamy je jedynie przewijać. Pamiętam, że na Pegasusie miałem japońską wersję, więc dylematu wielkiego nie było, ale obecnie dostępne jest fanowskie tłumaczenie i skoro ktoś tam włożył w to nieco wysiłku, to postanowiłem uszanować tę pasję. Jest trochę przyjemnych żarcików ("Clark Kent effect"), ukłonów w stronę pop kultury (Power Rangers) czy zabawnej gry słowami (staruszek-złoczyńca Jerry Atric). No, ale jak każdorazowo zrobicie "skip", to nie napiszę, że wiele straciliście. Samurai Pizza Cats jest lekkie, przyjemne, dość łaskawe dla gracza i stanowi rozsądne wyzwanie. Kilka pierwszych poziomów to prosta rozgrzewka, potem bywa trudniej, ale chyba nigdy trudno. Frustracja raczej nikogo nie powinna dopaść, można nawet grać bez save slotów, hehe.
  9. Kmiot

    ZgRedcasty

    Adam jak zwykle obrywa rykoszetem, bo jego nikt nie ostrzegł Ale jakim optymizmem zawiało z wątku o PE <3 Nie dam time stampa, sami se znajdźcie, hehe. (tip: da się wyłapać na podglądzie graficzną sugestię)
  10. Tu nie tyle chodzi o dział Listy sam w sobie, ale o to, jak jest prowadzony. Możliwe nawet, że są tam w skrzynce odbiorczej listy warte publikacji, ale ja już nie wierzę, że HIV do ich czytania i ewentualnej selekcji podchodzi sumiennie. Chłop od długiego czasu podchodzi do wszystkiego po linii najmniejszego oporu. Świeżaka z takim podejściem dawno by już naprostowano, ale ponieważ to HIV, to: Generalnie Make Listy Great Again.
  11. Tak jak pisałem, nie jestem technicznym gościem. Tematyka nudzi mnie tak samo, niezależnie czy potraktowana głęboko, czy powierzchownie. Ta głęboka pewnie by mnie znużyła jeszcze bardziej, więc popartą argumentami krytykę i ewentualne rozliczanie autora zostawię bardziej zaangażowanym w temat. To co podrzuciłeś w linku fajne, ale na papierze ile by zajęło miejsca? 6 stron, a z obrazkami 16? Plus dotyka tylko piątej generacji, a wiemy, że autor tutaj nie chciał się ograniczać i potraktować to kompleksowo. Nie żebym bronił Zabłockiego, bo daleki jestem od bycia fanem, ale domyślam się, że ograniczenia miejsca mu w pracy nie pomagały. Może miało wyjść dla każdego, a wyszło dla nikogo. Spoko Mordo. Ja już się pogodziłem, że nie zdążę z recenzją na ślad w druku, więc nawet się nie spieszę z lekturą i pisaniem, bo nie na tym to polega. Pysznego Harnasia życzę.
  12. Powiem Wam, że jestem pełen optymizmu. Nowy wydawca to zawsze promyk nadziei. Bo ktoś (i z jakiegoś powodu) postanowił wyłożyć pieniądze na czasopismo, to znaczy, że widzi w nim COŚ. Sentyment, potencjał, bo przecież nie gigantyczne zarobki, te czasy już dawno za nami. Ale akurat Perez to zwiastun naprawdę dobrej zmiany. Gotowy jestem stwierdzić, że jeśli z Nim nie wypali, to już z nikim. Jeśli ktoś mnie pyta o Pereza, to odpowiadam niezmiennie: Cieszę się w imieniu Rogera, bo teraz jest ich dwóch u steru i Naczelny wreszcie ma solidne, rzetelne wsparcie za plecami. Perez i Roger. Jak Bolek i Lolek. Jak Flip i Flap. Jak Ying i Yang. Jak Ping i Pong. Obaj zaangażowani, obaj otwarci na czytelników i jestem święcie przekonany, że czytelnicy są otwarci na nich. Teraz nawet jak się zdarzą wpadki (a się zdarzą, bądźmy realistami), to jestem przekonany, że my wszyscy tutaj będziemy na nie inaczej patrzeć. Dobra zmiana, najlepsza. Wszystkiego najlepszego Perez z okazji urodzin, bo najwyraźniej idealnie się wstrzeliłem. Potraktuj tę "recenzję" jako prezent. Chujowy, wiem, wolałbyś rower, albo coś, ale nie byłem przygotowany, więc improwizuję. Całuski. Newsy. Niektórzy pewnie jeszcze nie skończyli świętować zmiany wydawcy, a tymczasem znów trzeba wyciągać szampany. Doczekałem się. Na dwóch stronach nie ma nic o Wiedźminie/CD Projekt, zero o CoD/Battlefield i tylko GTA/Rockstar prześlizgnęło się jak szczur do krótkiej notki, ale przecież to tyle co nic. Było blisko ideału, ale i tak ciągły progres. Tylko te ciągłe wałkowanie wątku nowych konsol to trochę jakbym co miesiąc czytał to samo. Nowy Switch, PS5 Pro, PS6. Teraz już na pewno będzie 120 fps w 4k mordo, mówię ci. Od dwóch generacji czytam to samo, a potem nic z tego nie wynika. No i Gamingowy Jezus Phil ze swoim “ekskluzywy są złe, ale w sumie my też tak robimy, hehe”. Dyplomata, nie ma co. Konsolometry. Jak już wcześniej zauważono, “mikrotranzakcje” kłują w oczy. Chłop ma co miesiąc trzy zdania do napisania, a i tak wali babola. Te newsy w konsolometrach to Grucha pisze? Nikt się do nich nie przyznaje, więc wniosek nasuwa się sam. Przy okazji już teraz potwierdzam (i nie zamierzam do tego więcej wracać), że te tytuły niektórych artykułów w tym numerze to kompletnie nieczytelne i nieintuicyjne. Trochę na zasadzie “wrzucę na tło”, cyk i fajrant. A że tło nieregularne barwowo, to niektóre literki się po prostu gubią i zlewają ze sobą. Żaden ze mnie ekspert, ale nawet nie trzeba nim być - wystarczy rzut oka na takiego OSIOŁKOWI, by zauważyć, że coś tutaj poszło wyraźnie nie tak. A już na temat, to: więcej subskrypcji, gracze wytrzymają. Zwolnienia w branży. Banieczka pęka, co? Ja to widzę jako korektę właśnie, więc załamywać rąk nie zamierzam. Zresztą Zax wszystko ładnie wyłożył, kudosy. Dla niektórych praca w branży to marzenie i raj na ziemi, a tymczasem brutalna rzeczywistość chłoszcze mokrą szmatą po ryju i okazuje się, że każdy jest tylko zasobem, na którym najłatwiej będzie zaoszczędzić. Ale patrząc na niektóre trendy w branży, to nawet mi jej jako całości nie żal. Tekst dobry, choć nie lubię dramatyzowania i całą sytuację przyjmuję ze spokojem. Optymalizacja. Dokładnie taki, jaki sobie wymarzyłem. Czyli techniczne teoretyzowanie i piłowanie na przemian hasełek: GPU, CPU, DLSS, FSR, ale potem w praktyce każdy wie, jak z tą mityczną optymalizacją jest. Zoptymalizuje się po premierze. Ja po prostu nie jestem technicznym gościem i mnie takie opowieści nudzą. Dłubię w nosie w trakcie lektury i przysypiam. A najgorsze w tym tekście jest to, że Zabłocki już najwyraźniej zapowiedział dalszy ciąg. Zdaje się, że mam przejebane. Chłop tragicznie nie pisze, przyznaję, ale dobór tematów u niego to jakby kartki pisma skropić chloroformem. Anulowane gry. Diagnoza z tego wszystkiego wystawia się sama. Przy wieloletnim trybie tworzenia gier kluczowe jest swoiste przewidywanie przyszłości. Bo to, co dzisiaj brzmi intrygująco i z potencjałem na porwanie tłumów, za te pięć, sześć lat może być najzwyczajniej w świecie przestarzałe i całkowicie poza trendami. Dotyczy to oczywiście przede wszystkim gier-usług, bo te muszą zarabiać Day One, a tytuły fabularne i dla jednego gracza zawsze się obronią, jeśli będą wystarczająco dobre. Trzeba mieć niemałą odwagę, by już dzisiaj zacząć inwestować w ideę, licząc na to, że za pięć lat ona zassie i się zwróci. Odwagę, wiarę oraz przede wszystkim pieniądze. A przez ten czas może się zdarzyć wiele. Mogą się trafić zmiany personalne u dewelopera, może się zmienić kierownictwo u wydawcy, a nie jest pewne, że nowe szefostwo będzie równie łaskawie spoglądać na projekt. Niejeden z tych aktualnych niewypałów pięć lat temu miałby potencjał na przyciągnięcie graczy. Albo po prostu wystarczy zrobić dobrą grę i ta obroni się sama? To często okazuje się najtrudniejsze. Kurwa, już sam nie wiem. Widocznie cyferki w tabelce się nie zgadzają i żadnych sentymentów. Generalnie z tych Tematów Numeru unosi się pesymistyczny smrodek. Trochę jak w telewizyjnych wiadomościach - kataklizmy, drożyzna, morderstwa, kłótnie i mało podnoszących na duchu informacji. Tematy Numeru w #318 mnie nie porywają, wolę po prostu czytać o grach wartych mojego czasu, niż o tym, jak upośledzona bywa ta branża. Hyde Parki widzę w ostrym odwrocie i nie ma komu pisać. Komodo to nawet napisał HP o tym, jak bardzo nie chce pisać HP. Dobrze, że Patronite trafia w odpowiedzialne ręce, więc będzie można wciskać jakiegoś czytelnika. Próbuj młody. Recenzje. Skull and Bones. Zax ostatnio chyba robi jakiś czelendż w bronieniu gier, które inni krytykują. I krytykowaniu tych, które inni chwalą (patrz: Sea of Stars). Ciągle jakieś żale w kierunku “innych recenzentów”, deprecjonowanie ich wrażeń, bo jak oni śmią złe słowa pisać, skoro Zaxowi się gra podoba? Teraz staje w obronie S&B, które w tym momencie jest już prawdopodobnie martwe, chyba że wyląduje w Gamepassie, albo PS+, to może nieco odżyje. Sam Ubisoft gdyby mógł, to by tej gry nawet nie wypuszczał, ale Zaxowi się podoba, inni się nie znają. I ta niezachwiana wiara, że “gra będzie wspierana latami”. bo Ubisoft tak powiedział, a korpo przecież nie ma żadnych powodów, by okłamywać graczy, co nie? Generalnie bardzo alternatywna postawa, zabawnie się to czyta, ale i tak recenzją będzie trudno przekonać kogoś, kto zna specyficzne preferencje autora. Legion Samobójców. Dajcie spokój, to już nie żyje. W ogóle patrząc na te dwa tytuły zaczynam trochę rozumieć motywacje tych, którzy kasują gry w trakcie developingu. 9 Years of Shadows. Gdyby nie fakt, że i tak już nie nadążam ogrywać każdej intrygującej metroidvanii, to pewnie bym się zainteresował. A tak to wspominam o niej z nadzieją, ze gdzieś tam mi się z tyłu głowy zakoduje i kiedyś dam jej szansę w myśl zasady "coś mi ten tytuł mówi...". Penny’s Big Breakaway. Byłem zaciekawiony tą grą, ale Piechota ostudził mój zapał. Najbardziej boli “niewielki nacisk na eksplorację”, więc pewnie sprawdzi się, ale jak dadzą za darmo. Albo będzie za grosze. O, gra z cyklu Warhammer. Dawno nie było, pewnie z miesiąc. Ziew. Granblue Fantasy: Relink. Tutaj trochę w drugą stronę, bo zlalem tę grę na premierę, a teraz jestem skonsternowany, bo nie brzmi jak coś z moich wyobrażeń (a brzmiało w nich miałko). Ale i tak pewnie prędzej dam szansę tej bijatyce 2D Granblue Fantasy: Versus, bo wygląda pysznie, a po Guilty Gear Strive nabrałem apetytu na coś podobnego. Final Fantasy VII: Rebirth. Spokojnie, jak powiedziałem, że ogram oryginał z PS1, to ogram. Nie musicie mi tego co dekadę wypominać. Balatro powinno dostać więcej miejsca, bo to perełka. Na przykład kosztem Skull and Bones, albo Legionu Samobójców. Zresztą to też bolączka CDA, gdzie dwie powyższe gry dostały po cztery strony, a oceniono je na odpowiednio 4/10 i 5/10. Najwyraźniej duży może więcej i nawet jak wypuszcza grę niewartą zainteresowania, to i tak z automatu dostają całą masę miejsca. A mały się ciśnie na połówce strony, choć gameplayowo pożera kilka AAA jednocześnie. Ja sobie zdaję sprawę, że takie rzeczy trudno przewidywać w trakcie planowania numeru, ale pewne przeciętne gry widać z daleka i fajnie byłoby w miarę możliwości modyfikować ilość miejsca na poszczególne tytuły. Recenzent dostał dwie strony na grę, ale już widzi, że to tytuł bez charakteru i szkoda na niego czasu? Pisze do Naczelnego: “Roger, to nudne, powtarzalne gówno, jebać moją wierszówkę, tnij tam do jednej strony”. Cyk, robi się więcej miejsca na gry, które zasługują. Wiem, naiwnie idealizuję, ale fajnie, jakby w tym kierunku pojawiły się chociaż jakieś pozorne ruchy, w miarę możliwości. Niech wybrzmią gry dobre, a nie głośne. Helldivers 2. Trzeba pochwalić HIVa, bo udało mu się wpisać w oceniaczkę adekwatną notę. To znaczy gra sama w sobie zasługuje nawet na wyższą, ale z racji premierowych problemów (i obecnych, choć już innej natury) trzeba ocenę ciąć bez litości bo niedogodności wpływają na komfort grania. Ok, wystarczy tych pochlebstw, pora się trochę przypierdolić. Bo HIV znów ma ten niefart, że w tytuł, który akurat recenzuje grałem i to grałem dużo, więc czuję się usprawiedliwiony do wytknięcia kilku kwestii. Z samą treścią recenzji w ogólności się zgadzam, choć jak zawsze autorowi zabrakło trochę sumienności i kilka istotnych dla gry aspektów pomija milczeniem, albo mija się z prawdą. Nie wspomina np. o tych wszystkich drobnych mechanikach, które wyróżniają Helldivers 2 na tle innych strzelanek - element stresowy, gdy pośród piekła dziejącego się wokół przychodzi nam wklepywać kierunkowe kombinacje manewrów przywołujących wsparcie, czy operować terminalami. Przecież to motyw rozpoznawczy gry, którego nie wolno zlekceważyć w rzetelnej recenzji. Nieprawdą jest skalowanie, o którym autor pisze. W Helldivers 2 nie ma skalowania poziomu trudności. Jaki sens byłoby umieszczać w grze aż 9 poziomów trudności, a potem je jeszcze skalować? Żadnego. Dlatego w grze po prostu skalowania nie ma. Czy ruszamy na misję solo, czy z trójką kompanów - gra na danym poziomie trudności zawsze zaproponuje nam takie samo natężenie przeciwników (z taką samą pulą zdrowia u nich), z tym, że solo po prostu będzie nam łatwiej unikać niepotrzebnych starć, więc może się WYDAWAĆ, że wrogów jest mniej. Ale jak już pozwolimy się wykryć i wpadniemy w cykl respawnów przeciwników, to gra się nie lituje, nie skaluje i nie patrzy czy jesteśmy sami, czy z trzema kolegami - leci pełna pula wrogów. HIV umniejsza też fabule, że jest pretekstowa. Z tym, że ta gra operuje w systemie Live Service i jest kreowana na bieżąco, z dnia na dzień. Jeden z developerów pełni tutaj rolę swoistego Mistrza Gry i dostosowuje opowieść do sytuacji. To żadna rozpusta, bo najczęściej to prosta forma meldunków i rozkazów, ale czyż nie tak to wygląda w trakcie partyjki stołowego RPG? Czasami nawet problemy techniczne Mistrz Gry potrafi dla rozluźnienia atmosfery obrócić w drobny wątek fabularny (sabotaż wrogów). Rzuca wyzwania graczom, czasem ich udupi i knuje w głowie plan na kolejne dni, miesiące. A “fabularnych” i gameplayowych wolt nie zabraknie. Gra wciąż dostaje nową zawartość (balans, bronie, przeciwnicy, planety, anomalie pogodowe, rodzaje misji), obecnie wszyscy oczekują trzeciej frakcji przeciwników (obok Robali i Robotów), którzy dołączą do Galaktycznej Wojny, więc gra siłą rzeczy będzie tylko lepsza. I przy okazji wyraźnie trudniejsza, co może potwierdzić każdy, kto grał w nią dłuższy czas. Poza tym wypadałoby wspomnieć o jeszcze kilku mniejszych detalach, które najlepiej oddają dość nietypową naturę rozgrywki Helldivers 2, ale to już pierdoły w porównaniu z istotnymi kwestiami poruszonymi powyżej. Więc o ile ocena i ogólne wrażenia odpowiednie, to kilka aspektów poruszono nierzetelnie i na odpierdol. Jak to u HIVa. Banishers. Jest progres. Wręcz podejrzanie duży, bo tylko w jednym zdaniu (w ramce) mamy coś o “dodawaniu głębi rozgrywce”. I to aż zastanawiające, że miesiąc temu Mazzi wręcz spamował powtarzalnymi określeniami, a w tym praktycznie nie ma po nich śladu. Jakby były przeklęte. Może ktoś tekst przeczytał przed drukiem? W każdym razie dużo przyjemniej się czytało tę recenzję, choć w pierwszej kolumnie jest zbyt bogato w “atmosferę” i już myślałem, że tym razem ona przejmie dominację nad tekstem. The Inquistor. Zax ponownie wjeżdża na białym koniu i broni przeciętnej gry przed żądnymi krwi recenzentami. W ogóle ten wyciągnięty z kapelusza w ramach porównawczych Palworld xd Chyba jakaś zadra tkwi w sercu Zaxa od czasu, gdy branża niespecjalnie doceniła Starfielda (za dziesięć lat KLASYKA, przypominam). Capitan Velvet Meteor. Igor znów marnuje miejsce na bystre, autorskie analizy branży. Tym razem dostrzegł, że: Hmmm, zaraz, zaraz, brzmi znajomo. [przegląda temat o #314] No mam. Zamieściłem tam nawet cytat: Ciekawe ile razy jeszcze zamierza się z nami pochwalić tą obserwacją. Bronimy się przed Gruchą w PE, a tymczasem Igor jeszcze większy bot AI. Poza tym mam wrażenie, że “plusy i minusy” nie korespondują z treścią recenzji, ale chuj z tym i tak trudno brać typa na poważnie. Generalnie muszę jednocześnie pochwalić Aysnela, bo mimo, że często gra w gówno gierki ze śmietnika, to jest konkretny i rzeczowy. Szanuje miejsce i jego recenzje bywają zaskakująco treściwe. Fajnie wyważony między lekkością oraz profesjonalizmem. O zakupie Pacific Drive zdecydowałem już wcześniej (pudełko, które wyjdzie w późniejszym terminie), ale zawsze miło znaleźć potwierdzenie co do słuszności decyzji. Kacpra recenzje czyta mi się chyba najmilej (no i Adama, niech mu będzie). Zawsze mają jakieś takie literackie zacięcie, a jednocześnie pozostają przy tym zwięzłe i oddają esencję gry. O zakupie Ultrosa również zdecydowałem wcześniej. Trochę w ciemno, ale miał piękną okładkę (esteta ze mnie) i nawet całkiem nie na żarty intrygował. Tym bardziej się cieszę, że Konsolite w swojej recenzji nie całkiem skrytykował zasadność mojego zakupu. Znam jego pewną surowość w podejściu do oceniania gier, więc takie 7/10 jest w sumie wystarczające, by się tytułem zainteresować. Smalland. Dziwna sprawa z tą grą. Skąd ona się w ogóle wzięła? Najpierw okładka, o której pomyślałem “o, jakaś nowa, ledwo zapowiedziana gra”, a tymczasem okazuje się, że Smalland już wyszedł i ma nawet całkiem łaskawą recenzję. Jakim cudem o tej grze nic nie słyszałem? Jakim cudem PE jest jedynym miejscem, w którym czytam o Smalland pochlebne rzeczy? Jakim cudem gra 8/10 aktualnie na Twitchu ma 43 widzów i tylko jednego streamera mającego powyżej 5 widzów? Coś tutaj poszło bardzo nie tak, ja na grę 8/10. Retrorecenzja. Bardzo podoba mi się zdanie: “A skoro byłoby to logiczne, Nintendo o tym nie pomyślało”. Kwintesencja i slogan, który można podłożyć do wielu decyzji Japończyków. A recenzja? Jak zawsze piękna i jak zawsze pochwalę, bo te teksty aż kipią pasją, frajdą z poznawania takich starych tytułów i satysfakcją z poszerzenia własnych horyzontów gamingowych. I wcale nie tak źle się te screeny z GB prezentują w druku. Może Wydanie Specjalne o GB/GBC byłoby nawet ładniejsze, niż sobie wyobrażam? Czuć DUSZĘ. Publicystyka. Zwariowane mięso armatnie. Zgodne z trendem - PE bez materiału o rodowodzie komiksowym nie ma prawa istnieć w czasoprzestrzeni. I o ile zwykle jestem fanem, tak tutaj mi coś kompletnie nie gra. Przede wszystkim tragicznie zarządzono dostępnym miejscem. Trzy strony, z czego ponad połowa jest przeznaczona na materiały graficzne. Główna treść by się zmieściła na jednej, to widać nawet gołym okiem. Proporcje treść/wizualia leżą. Dramat. Inkwizycja. Ja wiem, że chłopaki z inkwizycji łagodnie z heretykami się nie obchodzili, ale ta czcionka to również tortura dla czytelnika. Jedni nazwą to błędem składu, inni immersją. No lekko się nie czytało, bo nie należy zapominać, że wielu odbiorców tekstu krąży w okolicach czterdziestki i wzroku sokolego często już nie mają. Ja co prawda okularów jeszcze nie potrzebuję, ale mimo to przyjemnie lektury nie wspominam. A treść? Nie wiem, muszę uwierzyć na słowo, że autor nigdzie się z prawdą nie mija. Było całkiem edukacyjnie, choć ciągle toczyłem wewnętrzny bój z nieprzyjemną czcionką, która odciągała moją uwagę. Ścieżka zdrowia. Tutaj kumulacja. Kiepskie zarządzanie dostępną przestrzenią oraz zły dobór czcionki (choć jest lepsza od inkwizycyjnej, bo nieco jaśniejsza). I jak zawsze bywa w przypadku tego rodzaju tematów, treść jest dość wybiórcza. Buczyński wspomina o wielu mechanikach i rozwiązaniach, ale równie wiele pomija. Aż się prosi, by wyliczyć wskaźnik stanu zdrowia umieszczany na kombinezonach postaci (Dead Space, Callisto Protocol), albo irytującego rozwiązania z filtrami na ekran przy otrzymywaniu obrażeń/niskim stanie zdrowia. To nie zawsze jest zaimplementowane sprawnie. Między wierszami obłędu. Wreszcie odpoczynek dla oczu i normalna czcionka. Przede wszystkim mam wrażenie, że tekst trochę spóźniony, bo ładnie by się wpasował w okolice premiery AW2, skoro często się do dzieła Remedy odnosi i najwyraźniej nim inspiruje. No, ale bywa i tak. Natomiast sama treść jak najbardziej ok, choć o Lovecrafcie to pisali już wszyscy, wszędzie i często. Z drugiej strony rozumiem też, że gigantycznym niedopatrzeniem byłoby o nim nie wspomnieć. Najzwyczajniej w świecie był przystankiem obowiązkowym, nawet jeśli nikt na nim nie wsiada i nie wysiada, ale zatrzymać się trzeba. Grabarczyk solidnie, nie przypominam sobie również chaotycznych fragmentów (do których autor miewa ciągoty). Mimo wszystko wolę, gdy Krzysiek pisze o gierkach, choć nie zawsze mu to wychodzi idealnie. Ale to już moje osobiste preferencje, bo jak wspominałem - lubię czytać o konkretnych grach/seriach. Japońskie gry na zachodzie, zachodnie w Japonii. Tekst o podobnej naturze czytałem jakiś czas temu w CDA (albo którymś Retro od nich). Z tym, że pisząc “jakiś czas temu” mogę mieć na myśli również “kilka lat temu”, bo ten czas zapierdala i trudno wyczuć. Ale całkiem, całkiem ciekawie to wyszło, bo paru nowych rzeczy się dowiedziałem. Znając życie pan Jakbu i paru innych pozytywnych wariacików siedzących w temacie głębiej mogliby mieć autorowi coś do zarzucenia (gdyby im się chciało to zwerbalizować), ale z mojej perspektywy było chwilami bardzo intrygująco, choć zapewne wybiórczo, bo takich wątków branża skrywa znacznie więcej. No i kim kurwa jest Kubica? Naprawdę nie da się mało opatrzonym autorom, albo wręcz debiutantom poświęcić drobnej ramki, by czytelnik miał jakikolwiek odnośnik z kim ma do czynienia? Nawet ten Hyde Park mu dajcie, skoro nikt nie chce. Niech się przedstawi, a nie tak wchodzi na imprezę bez słowa, a potem wychodzi. Mission: Impossible. Jestem dość na bieżąco, bo do obiadu odpalałem sobie podcast Bez Dyskusji, a oni od jakiegoś czasu wałkowali kolejne filmy (a teraz biorą się za to, co tygrysy lubią najbardziej - gierki). Ale poczytać na papierze zawsze lubię, więc daję okejkę. Trochę tylko autorowi (Michał Ostasz? Nie znam. Znowu.) chyba miejsce się skończyło, bo końcówka wyraźnie w pośpiechu. Dwie strony na pierwsze trzy części, jedna strona na pozostałe cztery. Niby jest to trochę umotywowane, ale i tak dziwne. Days Gone. Gierka mi się bardzo podobała, choć grałem w nią długo po premierze - tj. już w naprawioną i działającą znacznie lepiej, niż wcześniej. Żaden mesjasz i zbawca branży, ale czasem lubię poświęcić swój czas jakiemuś open worldowi. Grabarczyk dużo wygrywa w tym numerze, bo jego tekst jest jedynym dotyczącym konkretnej gry/serii, a takie zawsze połykam z największym apetytem. Jest rzeczowo, tekst trzyma dobre tempo i flow, mam też wrażenie, że udało się uniknąć miejscami zbyt mocno zbitej treści, przez co czytelnik się nie dławi podczas lektury. A może akurat coś przegapiłem, albo już zapomniałem, bo to do Grabarczyka niepodobne! W każdym razie kolejny sumienny, skrupulatny tekst, któremu nadal brakuje nieco literackiego luzu, ale i tak autor może być dumny. Men in Black. No co, Adamus napisał, więc jak może być? No świetnie jest, zero zaskoczenia, może dla odmiany Kacper czasem byś jakiś tekst spierdolił na amen, co? Bo będą mówić, że my koledzy i że tylko chwalę, może też bym chciał czasem pohejtować nieco? Pomyślałeś o mnie czasami, jak ja się muszę czuć? Co prawda Men in Black to nie jest coś, do czego pałam szczególnym sentymentem, ale jak to się dobrze czytało! Jak rozluźniająco, jak lekko, z biglem! Żal jedynie, że w temacie gierek nie było się z czym rozpędzić, ale to już nie jest wina autora. Rozpikselowany Will Smith to uczta dla moich oczu. W ogóle w trakcie lektury przyszło mi do głowy, że z gigantyczną przyjemnością przeczytałbym podobny tekst na temat Starship Troopers (Żołnierze Kosmosu), których sobie niedawno odświeżyłem. Może być cały cykl, choć chyba tylko jedynka ma potencjał na głębszą analizę. Trochę jestem z tym pomysłem spóźniony, bo taki artykuł świetnie by się wpisał w okolice premiery Helldivers 2 (mocna inspiracja twórców gry), ale później nie znaczy gorzej. Z tym, że nie pamiętam czy Starship Troopers nie byli już w jakimś stopniu poruszani na łamach PE, ale nawet jeśli, to dawno temu? Może ktoś pamięta. Tekst od Adamusa, albo Sobka? Dla wiernego czytelnika, Panowie? Poczekam ile będzie trzeba. Głos Ludu. Forumkowe GOTY wreszcie dostało oprawę graficzną, na jaką zasługuje (pamiętacie zeszły rok i wrzucony byle jak tekst do Listów? xd). Choć osobiście trochę nie rozumiem kategorii Runner Up, skoro powtarzają się tam po prostu dwie gry i to w innej kolejności. Alan Wake wygrywa w kategorii GOTY, ale w kategorii Runner Up już przegrywa z RE4. Tylko dla mnie to dziwne? W przyszłym roku przydadzą się zmiany w formule, przynajmniej według mnie. Muszę też przyznać, że nieźle prychnąłem na komentarz Pereza (dotyczący wypowiedzi Myszy7), który odgraża się Rogerowi, że będą musieli porozmawiać o podwyżce. No to chyba już nie muszą, co? W ogóle Głos Ludu awansował kilka stron w górę. Felietony. Zax o Starfieldzie, mmm, dawno nie było. I kolejne żale (ostatni akapit), że “OMG GRACZE NIE DOCENIAJĄ STARFIELDA. W MASS EFFECTACH TEŻ BYŁY UPROSZCZENIA I TAM NIKOMU NIE PRZESZKADZAŁY LOADINGI CZY SZTYWNA MIMIKA TWARZY.” No nie przeszkadzały. W grach z roku 2007/2010/2012. Czy trzeba dodawać więcej? Nadal zaskoczony, że po blisko dekadzie i dwóch generacjach konsol gracze oczekują czegoś więcej od tytułu tego kalibru. Beznadziejny przypadek. Walkiewicz jak zawsze top. Chłop może pisać o byle błahostce, a i tak czytam to z małymi wypiekami. Odszedł z Filmwebu (jebać ten ściek), więc może będzie miał ochotę i czas na szerszą obecność na łamach PE? Zapytajcie chłopa. Może niech przewodnik po zdobytych platynach napisze, przecież Pucharkowa Prostytutka z niego (z wielkiej litery, bo szanuję <3) Marcellus. KORPORACJE. KAPITALIZM. Piechota. Też się skusiłem na Anbernica, bo to konsolka idealna do ogrywania wszystkich gier z Pegasusa, SNESa czy GB/GBC/GBA. Wręcz stworzona do tego. A i gierki 2D z epoki PS1 pięknie leżą. Gram na sraniu (jak już przeczytam PE/CDA i brakuje mi zajęcia). Generalnie Adam się zatraca w retro, ale póki z tego zatracania się wynika coś dobrego dla czytelników czy słuchaczy podcastów, to trzeba kibicować. Graczpospolita. W tym miesiącu naukowcy ustalili, że gracze są zdrowi. Czekamy na kolejne badania. Mazzi. Akurat ciekawy felieton, co jest odświeżające po treściowej porażce z zeszłego miesiąca. Tak trzymaj Michał, takim Cię chcę czytać. Roger. Pesymistycznie, ale całkiem realnie brzmi. Cóż, generalnie wielkiego żalu i straty nie odczuję, bo nawiązując do felietonu Miela i tak każdy z nas ma już zaległości growe na tyle duże, że nawet jak ta branża pierdolnie, to i tak do końca życia nudzić się nie będziemy. Listy. [bierze głęboki oddech]. Kolejny miesiąc i jestem pewien, że HIVa kolano ostro napierdala od tworzenia na nim kolejnych działów Listy. Tym razem daje ciała ze zdjęciami. Albo nie takie, jak trzeba, albo ich nie ma, choć według treści powinny być. Zresztą Adolf (nice!) już tutaj w temacie się wyżalił, więc łaskawie przemilczę. Ja teraz to widzę tak, że korespondencję z czytelnikami przenosimy na Forum/FB/Insta/Patronite/Gadu-Gadu, rozszerzamy Głos Ludu i tym samym usprawniamy kontakt. O ile Perezowi oczywiście wystarczy zapału na więcej, niż jedną stronę. Bo Listy w tej formie to relikt, w dodatku prowadzony na odpierdol się. HIV w filmie o PE stwierdził, że on już ignoruje krytykę, nawet tę uzasadnioną, więc niby napierdalam na pustą bramkę, ale pewne rzeczy i postawy trudno zignorować i ich nie wytknąć. W ogóle takie podejście wydaje mi się bucowate i strasznie wygodne. W myśl zasady: robię chujnię, ale co mi zrobisz? Ok, aby złagodzić nie zawsze sympatyczny wydźwięk tej "recenzji" chciałbym na koniec zaznaczyć, że po raz kolejny zalewam temat setkami znaków z czystej miłości, sentymentu do PE i dlatego, że mi po prostu zależy. Bo nawet hejterstwo ma swoje granice i potem zamienia się w fanatyzm. Nie muszę nawet uwielbiać każdego fragmentu PE, czy szanować każdego autora, by docenić kolektyw. Ale mój optymizm jest niezachwiany, tym bardziej z nowym kapitanem statku, który tym razem nie będzie leżał zachlany w swojej kajucie, pozwalając łajbie dryfować bez steru. Zdrowie Pereza (w ramach urodzin i nie tylko) oraz PE.
  13. Uf, ledwo się dopchałem. Miałem trochę dylematów, bo wstydu nie chciałem zrobić. Ostatecznie wybrałem gry, których sam nigdy nie przeszedłem do końca, choć we dwie trochę pogrywałem. Dlatego nie jestem pewien czy ostatecznie dowożą, czy wręcz przeciwnie i na koniec będę rozczarowany, ale to się pewnie dowiem, jak przejdę, co nie? Mam nadzieję, że każdy znajdzie coś dla siebie. Urozmaicam generacyjnie, staram się wybierać gry nieprzesadnie długie, by nie przytłaczać. Samurai Pizza Cats [NES] Gierka, w którą całkiem niemało grałem na swoim Pegasusie, ale chyba nigdy nie przeszedłem. Z tym, ze już wtedy wydawała mi się nieprzesadnie trudna i po prostu przyjemna w obsłudze. Pozwala pokombinować z podejściem, bo w każdym momencie możemy zmienić postać na jedną z pięciu. To pomaga w eksploracji, bo jeden kociak sprawnie pływa, drugi jest silny i rozbija wielkie głazy pięścią, jeszcze inny przekopuje się przez niektóre powierzchnie, a kolejny może przez chwilę fruwać. Poziomy mają więc rozwidlenia i alternatywne ścieżki, jest ładnie, kolorowo i z wesołą muzyczką. Longplaye na YT trwają około godziny, więc nawet jeśli metodycznemu graczowi zajmie to trzy razy tyle, to nadal jest to krótka gra na przegryzkę. Wario Land 4 [GBA] Idę trochę w ciemno, bo zawsze się do Wario przymierzałem, a nigdy się nie zmotywowałem. Czaiłem się na Wario z DSa, ale nasz Kącik chyba nie obejmuje tej konsolki, więc lecę z GBA. Pograłem kilkanaście minut na próbę i podoba mi się to, co widzę. Gra na YT zajmuje około 3 godzin i to w opcji 100%, więc czasowo też nie powinna zniechęcić. Wild 9 [PS1] Dużo grałem w jakieś demo tej gry i miło potrafiła połechtać mojego wewnętrznego sadystę oraz zaintrygować, więc teraz do niej wracam myślami. Osią Wild 9 wydaje się mechanika elektrycznego lassa, którym możemy chwytać przeciwników i łomotać nimi o ziemię, wrzucać w wentylatory, albo w inny sposób torturować (mielić!). Masakrowani wrzeszczą wniebogłosy, a rozczłonkowani bezsilnie czołgają się po podłodze, hehe. Poza tym to platformówka 2,5D, ale w gameplayu pojawiają się też jakieś minigierki, więc liczę na pewne urozmaicenie (w demie był tylko jeden poziom). Miłej zabawy.
  14. Też ukończyłem Deception III. Gra trochę dla sadystów, uwielbiających oglądać, jak cierpią przeciwnicy. Łom wyżej już skrócił podstawy. W każdym poziomie trafiamy do lokacji z kilkoma pomieszczeniami i w towarzystwie wrogów, którzy przede wszystkim za nami biegają i próbują zabić. Szybko okazuje się, że to nie my jesteśmy zwierzyną, bo oni zbyt inteligentni nie są. Można z łatwością przewidzieć, że będą do nas podążać najkrótszą drogą, więc całość gameplayu polega na umiejętnym ustawianiu się i kontroli otoczenia, by te głąby wbiegły na zastawioną przez nas pułapkę. A że na poziomie jednocześnie mogą być tylko dwaj wrogowie (kolejni zjawiają się dopiero, gdy utłuczemy poprzednich), to jakoś wyjątkowo tłoczno nie jest i da się to z łatwością ogarnąć. Ofiary wniosków żadnych nie wyciągają, więc można wielokrotnie zwabiać ich w te same sidła i zapętlać cykl cierpień. Koncepcja gry ma fajny potencjał i przyjemną dla oka realizację, ale całość psują schematy. Szybko upodobałem sobie pułapki magnetyczne, które pięknie pozycjonują nam wrogów i ustawiają na strzał z potężniejszego działa (np. głazu spuszczonego na głowę, albo gigantyczną gilotynę). Owszem, magnesy nie są dostępne od początku, bo gra rozszerza nasz wachlarz instrumentów bólu cyklicznie, ale kiedy tylko je dostałem w ręce, to pozostałe 2/3 gry przeszedłem uzbrojony w ten sam zestaw trzech pułapek. Schematami rażą też lokacje, bo na przestrzeni 24 poziomów wielokrotnie trafiamy do tych samych miejscówek, z tym samym układem pomieszczeń, więc zazwyczaj po prostu od razu biegłem tam, gdzie najłatwiej mi było kontrolować sytuację. Gra rzadko kiedy wymaga od nas improwizowania, większość gry można przejść zwabiając wrogów do cięgle tych samych pomieszczeń i w te same pułapki. Tylko czasami trafi się jakiś wyjątkowo twardy zawodnik. Niektórzy są nadludzko silni, więc zrzucony na głowę głaz przytrzymują ręką, bo czemu nie. Inni lewitują, więc pułapki podłogowe się ich nie imają. Ale odpalone jednocześnie dwie zasadzki są ponad siły kogokolwiek (siłacz nie przytrzyma głazu, gdy już się zmaga z przyciągająco go magnetyczną ścianą). Czasami trafiają się wrogowie leczący siebie oraz kolegów, więc trochę trzeba kombinować, ale mogło być tego więcej. Można samemu sobie podnieść wyzwanie i urozmaicać pułapki oraz próbować walczyć w ciasnych pomieszczeniach, ale po co, skoro ma się już opanowaną skuteczną metodę? Brakuje trochę motywacji, by zaliczać poziomy z finezją. Niby dostajemy więcej kasy, którą możemy przeznaczyć na nowe pułapki, ale znów - po co, skoro te, które mamy są zabójczo skuteczne? Brakowało mi również kamery do oglądania się wstecz, by w trakcie ucieczki widzieć to, co dzieje się za naszymi plecami. Jak na grę głównie polegającą na kontroli otoczenia to swoboda operowania kamerą jest niewystarczająca. Fabuła trochę dziwna (jak pisał wyżej Łom, może to wynika z kiepskiego przekładu) i czasem myślałem, że ktoś umarł, ale on potem wracał, czasem by umrzeć ponownie. Może po prostu byłem nieuważny, hehe. Całość opowieści śledziłem jednak bez większego bólu i muszę przyznać, że realizacyjnie scenki kojarzyły mi się mocno z... Vagrant Story. Jasne, nie ta jakość, ale bardzo podobny vibe oraz muzyka im towarzyszy. Z tego co czytam gra ma cztery zakończenia. W trakcie odnotowałem dwa wybory dialogowe, więc zapewne to one decydują o ścieżce. Generalnie bardzo przyjemna gra, choć za często pozwala na tanie, serowe zagrywki.
  15. SNES wspaniała konsola, zasługuje na specjalny numer. Nintendo póki co mocno zaniedbywane w tych specjałach (Pegasus to odrębny fenomen). Albo jakiś numer poświęcony GameBoyom (GB/GBC/GBA)? Łączony, bo rozdzielać tego chyba się nie kalkuluje?
  16. Owszem, bardzo fajne i nieoczywiste. Apocalypse ograne, Deception jestem w trakcie. Tylko trudno nie zauważyć, że jak pośród propozycji nie ma gry na godzinę, to robi się problematycznie pusto w temacie. Piszę o Tobie, bo chyba jako jedyny sprostałeś do tej pory każdemu miesiącowi, często ogrywając nawet więcej niż jeden tytuł i zawsze podzieliłeś się wrażeniami, dlatego stawiam Cię jako wzór do naśladowania. Tymczasem mam wrażenie, że Kącik po cichu umarł. Pojawiają się propozycje, jakieś pojedyncze komentarze, deklaracje ogrania, a potem zapada cisza jak po śmierci organisty xd I tak do kolejnego miesiąca.
  17. Ja mogę zapodać coś pod koniec tygodnia. Chyba że komuś zależy bardziej, to śmiało. Postaram się mocno zróżnicować ofertę, aby nie tylko Łom coś przeszedł
  18. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    No tak, praktycznie stojący w miejscu przez kilkanaście godzin gameplay jest dużym problemem. Ale to i tak lepiej, niż jakiś walking simulator czy visual novel, więc można zaryzykować. Ja jedynie chciałbym jeszcze raz podkreślić jak dobry jest OST w tej grze, bo może to nie wybrzmiało wystarczająco wyraźnie.
  19. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    Haven [PS5] Kojarzycie The Game Bakers? Ja doskonale, bo ich wcześniejsza gra - Furi - wzięła mnie totalnie z zaskoczenia. Odpaliłem całkowicie od niechcenia, a zostałem zauroczony. Muzyką, nastrojem, wreszcie gameplayem. Nie zrozumcie mnie źle. Furi nie jest w żadnym z tych elementów mesjaszem, ale całość jest solidna i pięknie się ze sobą komponuje. Szczególnie właśnie oprawa muzyczna, pod batutą Dangera, gdzie za kilka kawałków odpowiada m.in. Carpenter Brut. OST dodany do playlisty na stałe. Ale mniejsza z tym. Bo najnowszą grą studia jest właśnie Haven. Najnowszą nie oznacza jeszcze nową, bo ta ma już cztery lata i właśnie tyle czasu leżała w moim backlogu, aż postanowiłem wreszcie dać jej szansę. O chłopcze, jaka to jest inna gra w stosunku do Furi. Od razu napiszę, że w mojej opinii gorsza, co jeszcze nie oznacza, że zła. Po prostu nacisk w Haven jest położony na zupełnie inny aspekt. Sterujemy bowiem dwoma bohaterami, parą zakochanych w sobie osób, można nawet wybrać każdy zestaw płciowy z zakresu hetero-homo, więc nie ma się do czego doczepić. Domyślnie to para ona i on, więc tego będę się trzymał. Wyobraźcie sobie społeczeństwo, w którym swoboda wyrażania uczuć jest ograniczona i nasza “druga połówka”, czyli osoba którą POWINNIŚMY pokochać i spędzić resztę życia jest nam wyznaczona odgórnie. Jednak Kay i Yu zakochują się poza tym ściśle uwarunkowanym systemem i w efekcie muszą z niego uciekać. Lądują na rozczłonkowanej planecie i tak rozpoczyna się nasza przygoda. Przygoda, której główna siła oddziaływania leży w relacji naszych bohaterów i na niej się zdecydowanie osadza. Twórcy dadzą nam całą masę czasu, by poznać Kay i Yu, obserwować ich wzajemne stosunki, podziwiać liczne wstawki dialogowe, w których bywa czule, kąśliwie, niezręcznie, zgrzytliwie, ale zawsze jakoś. Twórcy spisali się w tym przypadku na medal, bo bez trudu udało im się tchnąć w bohaterów ujmującego ducha, zaszczepić ten element złośliwości czy zniecierpliwienia, który musi się pojawić przy odpowiednio długiej znajomości. Bo nawet najbardziej idealny partner przy wystarczająco długiej obserwacji uzewnętrznia swoje niedoskonałości. Ale przecież kochamy nie za zalety, lecz pomimo wad, prawda? A że nieodłącznym elementem związku jest seks, to i tego tematu nasi bohaterowie nie unikają. Oczywiście wszystko jest podane z wyczuciem, czasem tylko poprzez półsłówka i sugestie, czasem całkiem bezpośrednio, choć nigdy nie przekracza granicy dobrego smaku. Piszę o tym, bo w grach to wciąż temat trochę pomijany i budzący obawy. Poza tym zjemy z Kay i Yu mnóstwo posiłków, spędzimy wspólnie liczne noce, będziemy świadkami rozmów, przekomarzań, radości i chwil zwątpienia. No dobrze, ale co robimy pomiędzy kolejnymi scenkami? Spokojnie, to nie visual novelka, jest też gameplay. Statek, którym bohaterowie przybyli na planetę ulega wypadkowi. A że stanowi on jednocześnie coś, co najprędzej możemy określić domem, to wypada go naprawić. Czym prędzej ruszamy więc w teren w poszukiwaniu części zamiennych i okazuje się, że na planecie znajdują się liczne pozostałości po cywilizacji, która najwyraźniej próbowała się tu osiedlić. Jednak coś w kwestii kolonizacji poszło nie tak i tę tajemnicę rozwikłamy przy okazji. Pikanterii całej przygodzie dodaje fakt, że społeczeństwo, od którego uciekli Kay i Yu nie zamierza im odpuścić. Są zbiegami, więc trzeba ich ścigać i ukarać. Zboczyłem z tematu rozgrywki. Możemy w każdej chwili zdecydować, którą postacią chcemy sterować, choć to tylko kwestia estetyczna, bo Kay i Yu i nie różnią się umiejętnościami. Nasz(a) partner(ka) w tym czasie dzielnie dotrzymuje nam kroku, niczym papużka nierozłączka (można grać w co-opie!). Poruszamy się za pomocą odrzutowych butów, więc ten element przypomina trochę szusowanie na nartach, możemy podriftować, a nawet w ograniczonym stopniu szybować w powietrzu. Wszystko przebiega w iście chillowym nastroju i pozwala się zrelaksować. Tu i tam możemy zebrać składniki, z których potem stworzymy jedno z kilkunastu dań i wspólnie skonsumujemy (co nagradzane jest oczywiście scenką dialogową). Naszą planetę trawią też ogniska “rdzy”, której możemy, a nawet powinniśmy się pozbywać. Natrafimy również na zarażone “rdzą” stworzonka, a próba oczyszczenia ich przenosi nas do ekranu walki. Ta, jest też walka. To element iście RPG-owy, bo starcia przebiegają w rytm dynamicznych tur, choć system trudno określić rozbudowanym. Dwa rodzaje ataków, obrona i używanie przedmiotów. Przeciwnicy bywają podatni na dany typ ataku, albo miewają okna, w trakcie których należy wyprowadzić cios, by zadać dotkliwe rany. Generalnie nic specjalnie wyszukanego, brakuje też urozmaicenia wrogów, więc szybko robi się powtarzalnie. Zresztą to obrazuje moją główną pretensję, którą mam do gry i praktycznie każdego jej elementu. Gameplay nie ewoluuje, mechanizmy i systemy się nie rozwijają, albo robią to w niewystarczającym stopniu. Spędziłem z Haven 18 godzin i tylko sporadycznie dostawałem od twórców odświeżający rozgrywkę impuls. Odrzutowe buty i poruszanie się od początku do końca praktycznie się nie zmienia. Warstwa bitewna to tylko regularny wzrost statystyk, plus dochodzące w pewnym momencie “potiony” boostujące chwilowo bohaterów. Nawet lokacje zmieniają się ledwie kolorystycznie i mają zdecydowanie za dużo zbyt podobnych miejscówek. Urozmaicenie terenu praktycznie nie istnieje, świat podzielony jest na kilkadziesiąt fragmentów, po których przyjdzie nam śmigać wielokrotnie (między nimi loadingi), a spośród nich można wyróżnić ledwie dwa, trzy charakterystyczne biomy. Ponownie odpowiedzialny za oprawę muzyczną Danger spisuje się z kolei na medal, bo utwory, które oferuje naszym uszom nie nudziły mi się nawet po kilkunastu godzinach. Czy chciałbym, by było ich więcej? Oczywiście, ale ubogo nie jest i gra w duszy. Haven jest w moim odczuciu grą rozwleczoną. Może sam ją sobie nieroztropnie rozciągnąłem, nie wiem, może. W każdym razie, biorąc pod uwagę potencjał gameplayowy, to gra powinna kończyć się w czasie poniżej 10 godzin. Bardzo wyraźnie widać, że twórcy skupili się na kreowaniu relacji Kay i Yu, a znacząco odpuścili elementy aktywnej rozgrywki. Scenek są setki. Nawet po kilkunastu godzinach są nam dostarczane nowe dialogi, sytuacje i wciąż bywa urokliwie. Pozostałe elementy nie nadążają i na pewnym etapie zdają się być ledwie wypełniaczem. Kulminacja to jedno z dwóch zakończeń, z czego “bad ending” jest iście depresyjny, ale jednocześnie świetnie wpisujący się w nastrój antyutopijny. Polecam sobie zostawić na deser. Taka ta gra jest. Piękna opowieść o miłości, uczuciach, związku. Historia o tym, jak druga osoba potrafi być całym naszym światem i niczego więcej do szczęścia nie potrzebujemy. Z dużą przyjemnością śledziłem relację Kay i Yu, poznając ich charaktery, nie zawsze idealne, ale najwyraźniej świetnie się uzupełniające. Pod tym względem Haven operuje na pełnym spektrum uczuć i spisuje się doskonale. Zawodzi jedynie jeśli chodzi o “grę w grze”, bo rozbudowanie systemów i mechanizmów nie jest wystarczające jak na tytuł o tej długości.
  20. Duch Gruchy jest dla ppe tym samym, co duch Pixela dla PE. Ale dobrze. Grucha taki dobry chłopak, więc najwyraźniej wreszcie sam doszedł do wniosku, że takie "pisanie" i klikbajtowanie jest poniżej pewnej godności ludzkiej. Niby współtworzysz jakiś portal, ale tak naprawdę robisz w chuja czytelników na kliknięcia. Można tak zarabiać na życie, ale niesmak pozostaje.
  21. Kmiot

    Helldivers 2

    Na chwilę Was samych zostawić. No to niezły patchyk wleciał w takim razie. ZRÓBMY GRĘ JESZCZE TRUDNIEJSZĄ, GRACZE WYTRZYMAJĄ.
  22. Przypomniał mi się news sprzed kilku tygodni. PS chodziło o planszówkę. Igor też dobry ananas xd
  23. Kmiot

    Helldivers 2

    Nie mówcie mu chłopaki, to może sobie pójdzie.
  24. Z tego co KOMODO pisze wniosek można wyciągnąć taki, że Grucha najlepszy i najbardziej przydatny jest w działaniu z cienia. I spoko, tacy ludzie też są potrzebni. Tym bardziej w interesie wszystkich powinien w tym cieniu (i na ppe) pozostać
×
×
  • Dodaj nową pozycję...