-
Postów
7 089 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
166
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Kmiot
-
Ja bym po prostu pozwolił chłopakom się wygrzebać na prostą, ustabilizować to, co jest i co zostało po Łapuszu, a jak już będzie względny spokój, to zacząć rozkminiać co można zrobić lepiej, inaczej, sprawniej. Bo w tej chwili jest "tysiąc pomysłów na", a nie ma powodów do jakichkolwiek nerwowych ruchów. Roger prowadzi pismo nie od dziś i najwyraźniej robi to dobrze, skoro w zasadzie jako jedyne przetrwało na rynku miesięczników. Chłop czuje gdzie serce prasy bije, a teraz będzie miał obok filar w postaci Pereza (który również sroce spod ogona nie wypadł i wie co robi), więc pozwólmy im robić swoje, a jak przyjdzie czas na ewentualne modyfikacje pisma, to z pewnością chętnie wysłuchają naszych sugestii. Ale nie wszystko jednocześnie, bo i bez tego mają gorący okres. Perez ma 300% wsparcia od Rogera, w drugą stronę to zapewne działa tak samo, a my jesteśmy gronem czytelników, którzy NOWEGO WYDAWCĘ znają z najlepszej strony, więc nie jest zaskoczeniem, że również od nas ma 300% wsparcia (jak odświeżone Patronite ruszy to wsparcie będzie namacalne). Ja rozumiem, że wszystkim nam podskoczyło morale i zaangażowanie, niektórzy są wręcz podekscytowani, ale nie przytłaczajmy chłopaków, bo nie są całym sztabem ludzi i się nie rozerwą.
-
@marbel007 No pograłem, zjechałem sobie z Experta na Harda, bo nadal uważam, że utwory są przede wszystkim za długie. Ciągną się chwilami w nieskończoność. Kończą się i za chwilę ponownie zaczynają. A moje starcze nadgarstki już takich długotrwałych akrobacji na Expercie dobrze nie znoszą. Będę się trzymał tego, że te kawałki potrzebują jakiegoś skróconego radio edit, bo nie widzę usprawiedliwienia, by trwały tak długo. Kończą się też jakoś bez wyrazu, zwykłym wyciszeniem, tak jakby chciały trwać nadal, ale ktoś miał dość i je ściszył. Lubię Daft Punk, ale z przykrością stwierdzam, że ich utwory do tej gry nadają się średnio. Fani będą z pewnością zadowoleni, bo bywa hipnotycznie i transowo, mapowanie poziomów też ładnie koresponduje, nie mam zbyt wiele do zarzucenia układom klocków, bo jak kolega wyżej wspomniał - są zgodne z naturą muzyki i ich "mechaniczność" jest w pełni uzasadniona. Bardzo prawdopodobne, że ten Music Pack to dobra rzecz, ale nie moja rzecz. Jestem prostym odbiorcą tej gry i lubię, jak utwory są melodyjne, taneczne, wpadające w ucho. Daft Punk to specyficzna muzyka, często oszczędna instrumentalnie i przez to w trakcie grania bywa jednostajnie. Zapętlone wokale wkręcają się w głowę i po dłuższej chwili miałem już dość tego "arałnd de łorld, arałnd de łorld, arałnd de łorld" czy innego get laki. Po prostu nie tego szukam w tej grze. A już ta 10 minutowa koncertówka to jakiś żart chyba. Albo Veridis Quo, czyli 30 sekundowy sampel zapętlony na ile? 7 minut? Bardzo specyficzne utwory i chyba zbyt wyszukane na mój gust prostego chłopa. Z dwóch kawałków, które mi się w sumie spodobały, to ta koncertówka Around the World/Harder Better Faster Stronger, bo dzięki połączeniu dwóch kawałków jest po prostu bardziej urozmaicona i nie zalatuje tak monotonią. Drugi kawałek, który mi siadł to... Technologic, czyli coś, co teoretycznie nie powinno mi się spodobać, bo jest wszystkim tym, na co narzekam w tym poście, ale po prostu lubię ten utwór i mam do niego sentyment. Music Pack z pewnością znajdzie swoich fanów, ale mnie w większości po prostu o siebie nie przekonał. Kupować że świadomością, że może nie siąść, bo jest mocno niekażualowy. Na pocieszenie kupiłem te dodatkowe utwory Panic at the Disco, bo dotychczas miałem tylko te cztery pierwotne. I to jest frajda, to jest intuicyjność, to jest rozrywka. Warto. Prawie wszystkie dodałem od razu na listę ulubionych. Kupiłem też ten Pack z m.in. Freestylerem Łaka Maka Fą, Darude - Sandstorm czy Fatboy Slimem i szczególnie ten ostatni mnie porwał, bo jest rewelacyjny. A Sandstorm ma przejebany układ. Przy pierwszym podejściu się wyjebałem na ledwie Hardzie xd a Hardy to ja przechodzę first try. Niezła sieczkarnia tam odchodzi.
-
Był jeszcze #0
-
O chuj, teraz pękam z dumy, warto było. #318 już się czyta, recenzja będzie jak w zegarku. A Farminga i tak dostarczę. Doceniam dyspensę, ale nalegam, bo tylko w ten sposób będę spełniony.
-
Takie coś stworzyłem, bo Figuś woli pracować.
-
Ta, Patronite jeśli odpowiednio i rzetelnie sterowany ma ogromny potencjał, więc nierozsądne byłoby go porzucać. To będzie doskonała okazja dla tych wszystkich czytelników, którzy deklarowali, że podwyżka ceny nie byłaby problemem i są w stanie więcej zapłacić co miesiąc za PE. Oni będą mogli dorzucić nadwyżkę na Patronite, a "zwykły" czytelnik zadowoli się regularnym wsparciem. Czekam na decyzję Pereza kiedy i gdzie xd
-
Dzisiaj piwo (albo pięć) za Wasze i PE zdrowie. A Farming będzie, z mordy szmaty nie zrobię. Tylko, że nie jestem na bieżąco w temacie tego cyklu, to musisz mi dać znać kiedy (już? przy premierze najnowszej części?), jaka platforma? Drugi też będzie, ale nie oba jednocześnie xd Co do samej wiadomości. No co? Jest wspaniała. Optymistyczna. Z pewnością da ogromny zastrzyk energii redakcji, a chyba najbardziej samemu Rogerowi, bo otrzyma wsparcie lepsze, niż mógł sobie wymarzyć. Jak ogarniecie Patronite, to z chęcią wrócę do wspierania, bo takich ludzi warto i trzeba. Duma.
-
Dobra, zrzucimy się na forumku. Bo zrzucimy się, prawda? Halo? Prawda?
-
-
Jeszcze te stare kioski, z wsuwanymi i wyjmowanymi kratami w okiennice. Jako gówniarz się wisiało na tych kratach, uczepiając się ich palcami jak szponami, aż na czole zostawał odcisk. Wpuśćcie nas do tej budki z marzeniami. A jak ktoś się kiedyś włamał do kiosku na osiedlu i powynosił jakieś szlugi, to mówiliśmy, że debil, bo komiksy zostawił.
-
Wyręczę Figusia w propagandzie Wolności i Demokracji.
-
Też w pierwszej chwili pomyślałem o Grzybim, ale on nie ma takiej samokontroli i bez wstydu opowiedziałby tę historię. Nie takie opowieści jego konto gościło.
-
Dobra, a teraz się przyznawać, który założył alterkonto, aby opowieści o masturbacji do kioskarki oddającej pod świerkiem mocz nie sprzedawać na swoim? Bo to mogłoby zaszkodzić wizerunkowi. Obstawiam jakiegoś Zgreda.
-
@marbel007 Osobiście miałem pewien problem, by poczuć ten flow Daft Punkowych układów. Wydają mi się takie mechaniczne (może takie były intencje twórców) i zapętlone jak zacięta płyta. Potem wróciłem do starszych music packów (Imagine Dragons, Panic at the Disco, Timbaland) i tamte mapy klocków po prostu wciąż dają mi więcej satysfakcji. Z tym, że w sumie w nowy music pack grałem względnie krótko i zapewne jeszcze do niego wrócę dając kolejną szansę, więc jeśli nie masz ciśnienia na zakup w tej chwili, to po weekendzie opiszę więcej wrażeń, bo planuję pograć w BS. Może skuszę się też na jakąś paczkę, której jeszcze nie mam.
-
Daleko do ideału. Serwery mają sporadyczne czkawki w momentach przeciążeń, ale gra się generalnie bezproblemowo pod względem "wejścia na misję". Problem jest inny. Dodają cały czas nową zawartość, balansują starą, dorzucają nowe misje, nowe bronie, nowych przeciwników, efekty pogodowe, rzeczy do wykupienia, a co za tym idzie w parze z nową zawartością idą nowe bugi i chwilowe irytujące problemy (aktualnie np. przy każdym logowaniu nasz setup uzbrojenia wraca do domyślnego). Sami sobie narzucili wysokie tempo i nie zawsze wyrabiają. Ale to gameplayowe złoto, aktualnie mój nowy nałóg, wchodzę postrzelać nawet solo (w ekipie oczywiście lepiej), więc nawet pewne niedogodności nie są w stanie zepsuć wrażeń. Generalnie dużo dzieje się w grze i wokół gry.
-
Gra jest ryzykowna do polecania komuś, bo sam się trochę miotałem podczas gry - raz było przyjemnie i rozrywkowo, za chwilę potrafiłem się nieco znudzić i wypełniać kolejny pasek postępu od niechcenia. Powiedziałbym, że Nobody Saves the World to gra odpowiednia do leniwego chillu po dniu pracy, nie zmęczy, nie sfrustruje, ale rozluźni - ładne kolorki, przyjemna, wpadająca w ucho muzyczka, ciągły progres, nawet jeśli niewiele znaczący, bo realnie chuja czasem daje, poza satysfakcją. Poza tym gra jest chyba nieco za długa, ale to już zależy ile kto chce z niej wycisnąć. No, ale z pewnością potrafi wciągnąć.
-
Potwierdzam. Super kredyty można też znaleźć w "ciekawych miejscach" na misjach, więc dziwne, że nie natrafiłeś. Co prawda nie ma ich wiele, ale idzie uzbierać jak się gra regularnie.
-
Ten materiał wyżej całkiem fajny i można wyłuskać parę informacji co do ukrytych mechanik. Szczególnie na temat podejścia stealth. Albo to, że na misję niszczenia jaj warto brać nalot gazowy, bo świetnie sobie radzi z celami. Opowiem Wam historię, bo sram w pracy i się nudzę. Zachciało mi się platyny w tej grze (bo lubię rewelacyjne gry tak uhonorować), ale po ostatnim patchu wyraźnie dźwigającym poziom trudności do góry to niektóre trofea nie są już tak lekkie do wbicia. Takie Hell Dive na przykład (ukończenie misji na ekstremalnym bez zgonu). Jak oglądam filmiki sprzed łatki, to gość odpala misję Eradicate, solo, na relaksie i bez pośpiechu stawia dwie wieżyczki, staje na górce i sobie strzela jak do kaczek, plus nalociki orła xd 200 robali, w większości te małe gówna lecące seriami i elo, ewakuacja. A teraz po patchu? Jak kurwa w lesie. 400 sztuk do ubicia, spawn po kilku sekundach od startu misji, chargerów jak mrówek (wieżyczki nie postoją długo), dwa-trzy tytany spawnujące się jednocześnie na ciasnej arenie, za minutę kolejny i weź tu nie zgiń. Mechy trochę ratują sytuację, ale ich znikoma mobilność to proszenie się o zgon. Wczoraj trochę popróbowałem solo z niektórymi pucharkami. Lekko wpadł ten za misję na trudnym bez użycia broni głównej i wsparcia (tylko pistolet i manewry), bo komfort kilku zgonów pozwala nawet na odrobinę lekkomyślności. Podbudowany i pełen zapału podjąłem się więc Hell Dive i zaczęły się schody oraz tytany, grupy chargerów, chuje muje dzikie węże. Oczywiście na wymianę ciosów nie ma najmniejszego sensu iść, jedyną metodą dającą jakąkolwiek szansę na sukces to podejście "stealth", a raczej spierdolenie w miarę bezpieczny punkt na wysokości, gleba by choć trochę utrudnić robakom zlokalizowanie nas i metodyczne wykańczanie całych grupek nalotami. A jak pojawi się tytan, to orbitalny laser i modlitwa, by padł, zanim nas ujebie. I aby nie pojawił się w tym czasie drugi, albo trzeci tytan, bo i tak się zdarzało. Wczoraj zeszło mi kilkanaście prób. Kombinowałem z różnym uzbrojeniem (wciąż byłem poniżej 20 lvl, więc musiałem sobie radzić bez części wyposażenia, np. tarczy energetycznej), kilka razy udało się ukończyć misję, ale zawsze jakieś zdarzały się jakieś irytujące przypadki i śmierci. Oczywiście kluczem jest fartowne RNG, dobrze wylosowana mapa i przeciwnicy. Po tych kilkunastu próbach przyszła ta jedna, jedyna, w której gra nie dała mi ŻADNEGO tytana, więc Bóg Gamingu Hideo Kojima był najwyraźniej wyjątkowo łaskawy. Ten fakt dotarł do mojej świadomości w 3/4 misji i nawet zacząłem się trochę stresować, bo głupio byłoby zmarnować taką okazję, gdy kolejna może się nie trafić długo. Albo się wypierdolić podczas slalomu do Pelikana xd Ale się udało, z pomocą szczęścia i cierpliwości. Zostało mi jeszcze kilka mniejszych pucharków do wbicia, ale te brzmią jak kwestia czasu. Znając życie zaraz zbalansują poziom trudności kolejną łatką i znów będzie łatwiej, więc trudziłem się bez sensu, ale not today. Koniec historii. Gratulacje można składać poniżej. Gierka GOTY. Z ekipą doskonała, ale solo też można poszukać wyzwań, bo strzela się zajebiście i soczyście.
-
Ok, łapuszowe zagranie, ale z tego co rozumiem to dodatkową zawartością są spermiarskie zdjęcia i wywiad z cosplayerką, co nawet w trakcie składania zamówienia na podstawowe wydania nie byłoby dla mnie zachęcające. W chuju to mam w sumie. Ale fakt, takie rzeczy się ogłasza zawczasu. Ech, zawsze jakiś fakap.
-
Nobody Saves the World [PS5] A dali w tym PS+, to sprawdziłem. I trochę wpadłem jak śliwka w kompot, bo gra, która sprawia wrażenie popierdółki na kilka godzin wyjęła mi ich z życia przeszło 30. Nie wszystkie były warte zachodu i pewnie wymyśliłbym kilka lepszych sposobów na ich spędzenie. Z drugiej strony wymyśliłbym też gorsze rozrywki, więc powiedzmy, że remis. Budzimy się w obskurnej chacie jako nikt. Dosłownie, jesteśmy Nikim, brzmi znajomo? Naszym zadaniem będzie najwyraźniej uratowanie całego świata (co sugeruje tytuł gry), ale potrafimy tylko bić z liścia. Mogło być lepiej. I będzie, bo okazuje się, że potrafimy też przybierać inne formy fizyczne, więc rozgrywka momentalnie nabiera kolorytu. Jedną z pierwszych odblokowanych form będzie szczur. Jest szybki, boleśnie gryzie (i nakłada status trucizny), ale przede wszystkim jest mały i dzięki temu przeciśnie się przez szpary ciasne jak umysł Frostiego. Potem już pójdzie z górki, bo kolejne formy odblokują się nam wraz z naszymi postępami i wystarczającym opanowaniem tych wcześniejszych. Typowe drzewko rozwoju. Będziemy mieli okazję wcielić się w gamingowe klasyki, czyli nie zabraknie łucznika, rycerza czy łotrzyka. Ale w międzyczasie pobiegamy również w skórze konia, ślimaka, kulturysty, syreny czy też żółwia. Albo jajka. Magika, ale takiego od sztuczek na szkolnym przedstawieniu i wyciągania królików z kapelusza, więc nie należy mylić go z Czarodziejem. Żywego trupa. I kilku innych, których pozwolę Wam odkryć samodzielnie. Każda forma ma oczywiście własne umiejętności i odpowiednie gospodarowanie przemianami jest kluczowe do progresu w grze. Nie brzmi zbyt poważnie? Bo takie nie jest. Gra jest uroczo nonsensowna. A jeszcze bardziej absurdalna, gdy zyskujemy możliwość miksowania umiejętnościami między formami. Chciałeś mieć konia strzelającego z łuku? Nie ma problemu. Ślimaka zapierdalającego z trudną do opanowania prędkością i strzelającego samonaprowadzającymi rakietami? Da się zrobić. Magika przywołującego do pomocy zmarłych? Wystarczą dwa kliknięcia. Nobody Saves The World bywa tak nielogiczne i niepoważne w podejściu do rozgrywki, że trudno to zignorować. I nie docenić. Mechanicznie to trochę takie Diablo. Biegamy chłopkiem, zarządzamy maną i za pomocą różnych umiejętności niszczymy zastępy wrogów. Mapa świata jest z góry ustalona, ale w międzyczasie przyjdzie nam się zmierzyć z licznymi dungeonami, które są częściowo generowane losowo, choć tak naprawdę nie ma to żadnego istotnego znaczenia i nie jest odczuwalne, bo niezależnie od układu pomieszczeń gra się z grubsza tak samo. Sceptycy elementów rogalikowych nie mają się czego obawiać. Nie odczują losowości. Fabuła niby nas popycha z kąta w kąt, jednak potrafi zauroczyć swoim komicznym wydźwiękiem. Bo na przykład trafiamy do Gildii Złodziei, gdzie nawet stół jest przykręcony do podłogi, a i tak brakuje kilku liter z szyldu, bo tego rodzaju gildia musi dbać o reputację. Poza tym wiadomo: trochę zadań pobocznych, ponadprogramowych dungeonów, szperania po zakątkach mapy. Gdyby ktoś się zastanawiał w jaki sposób gra nas zachęca do ciągłego eksperymentowania z formami i umiejętnościami, skoro dzięki miksowaniu dość szybko możemy stworzyć sobie uniwersalną postać z odpowiednim zestawem skilli i przejść nią większość gry? Już tłumaczę. Otóż Nobody Saves The World to raj dla graczy lubujących się w obserwowaniu jak paski postępu rosną. Twórcy co chwilę podrzucają nam wyzwania w rodzaju “zabij w formie ślimaka 30 wrogów korzystając z umiejętności łucznika”. Albo “stwórz żółwia nekromantę”. I po lewej stronie ekranu puchną nam paski wypełnianych aktualnie wyzwań, co jest jednocześnie uzależniające i satysfakcjonujące. Bezczelne zagranie z gatunku gier na smartfona, ale obrzydliwie skuteczne. Generalnie klawa gra, która niczego nie traktuje poważnie. Gdyby się uprzeć, by wycisnąć z niej 100% to chwilami może najzwyczajniej się dłużyć (to ja), ale potrafię sobie wyobrazić, że gracz mniej przywiązany do “maksowania” będzie się bawił bardzo zajmująco i bez tego uczucia znużenia. No i jebać twórców za wymuszanie NG+ do platyny. Rollerdrome [PS5] A dali w tym PS+... zaraz, to już chyba pisałem? Prawda jest taka, że na tego całego Rollerdrome się czaiłem od długiego czasu, wcześniej ogrywając nawet demo, jednak dopiero “darmowa” wersja w abonamencie mnie zmotywowała do dokładniejszego przyjrzenia się tej grze. A ta jest pozornie prosta w założeniach. Wjeżdżamy na wrotkach na arenę i naszym jedynym zadaniem jest wykończyć wszystkich wrogów, zanim oni wykończą nas. Na początku do dyspozycji mamy ledwie dwa pistolety, ale wraz z postępami dojdą nowe bronie, między innymi strzelba, bo przecież nie mogło zabraknąć poczciwego shotguna, prawda? Ale niezależnie od rodzaju broni, nasza amunicja jest ograniczona. Uzupełniamy ją robiąc trikulce na rampach i krawędziach, więc nie dość, że powinniśmy wykańczać przeciwników, to wypadałoby robić to w spektakularnych pozach oraz w trakcie akrobatycznych wygibasów. Tylko wtedy stanowimy samonapędzającą się machinę do zabijania. Przeciwnicy zawsze spawnują się w tych samych miejscach i tej samej kolejności, więc wraz z kolejnymi nieudanymi próbami można zacząć strategicznie planować swój przejazd, by eliminacja celów była płynna i wydajna. Oczywiście wrogów jest kilka rodzajów, na każdego są inne skuteczne metody i bronie, więc wymagana jest umiejętne wachlowanie nimi i od początku do końca gry znajdziemy zastosowanie dla każdego rodzaju oręża. Przeciwnicy rzecz jasna nie stoją biernie, a nawet jeśli stoją, to sieją w naszym kierunku rozmaitymi pociskami. My w ramach obrony mamy do dyspozycji unik i ograniczony (ale odnawialny) pasek slow-mo. A jeśli unik wykonamy w ostatnim momencie i w trakcie uruchomimy slow-mo, to w nagrodę dostaniemy Super Slow-mo, w trakcie którego zadajemy zwiększone obrażenia. Proste? Nawet jeśli tak nie brzmi, to gwarantuję, że szybko stanie się zrozumiałe, intuicyjne i bardzo pięknie obraca manewr obronny w taki atakujący. Trzeba tylko odrobinę zaryzykować i zrobić unik w ostatnim momencie. Na arenie dzieje się więc dużo, dlatego twórcy Rollerdrome musieli odrobinę uprościć elementy akrobacyjne, by gracza nie przytłoczyć. Nie możemy więc upaść w efekcie złego lądowania po triku, nie musimy również balansować w trakcie grindów i możemy się skupić na strzelaniu. Trochę jak w Jet Set Radio, czy ostatnim Bomb Rush Cyberfunk. Uprzyjemnia to rozgrywkę i pozwala skupić się na tym, co najważniejsze - obserwacji otoczenia i wybieraniu kolejnych ofiar. Jest kampania. Nawet jakąś fabułę dodali. Bierzemy udział w krwawym sporcie przyszłości, bla bla bla, rzecz w tym, że jesteśmy zrzucani na kolejne areny i nie tyle musimy przeżyć, co trochę na wzór Tony’ego Hawka przy okazji wypełnić różnego rodzaju wyzwania. Osiągnąć pułap punktowy (za trikulce dostajemy punkty, a mnożnik kombo budujemy kolejnymi zabójstwami). Ukończyć arenę w limicie czasowym. Wykończyć rywali tylko przy użyciu jednej broni. Albo w trakcie konkretnej czynności (grind, trick, super slo-mo). Zebrać wszystkie “monetki”. Wykonać ustalony trick w ustalonym miejscu. No znamy to doskonale. Kolejne runy możemy powtarzać i skupiać się na wybranym wyzwaniu, olewając pozostałe, więc presja nie jest wysoka, nie musimy nawet przeżyć do końca areny, by wyzwanie nam zaliczono. Kilka z nich będzie ciasnych, ale przy odrobinie uporu i zrozumieniu zasad (głównie nabijania bazowych punktów) każdy powinien sobie poradzić, jednocześnie czerpiąc z tego przyjemność i satysfakcję. Po ukończeniu kampanii uzyskujemy dostęp do jej utrudnionej wersji tego trybu, gdzie od początku dysponujemy pełnym uzbrojeniem, ale dla równowagi nawet najtwardsi rywale spawnują się już na pierwszej arenie. Brakuje tutaj dedykowanych, urozmaiconych wyzwań i każdy poziom ogranicza się do trzech tych samych (pułap punktowy, limit czasowy, cały przejazd na jednym combo). Ewidentny tryb Hard dla graczy poszukujących dodatkowych wyzwań. Ale również dla łowców platyny, bo ukończenie go na 100% jest obowiązkowe dla tego trofeum. I może być problematyczne, łamane na frustrujące. Ale. Twórcy idą nam bowiem na rękę i umożliwili graczom w pełni legalne modyfikatory rozgrywki. Co prawda jeśli któryś z nich odpalimy, to nasz wynik punktowy nie trafi na globalną listę online, ale jednocześnie nie blokują nam one pucharków. Możemy więc włączyć sobie nieśmiertelność, nieograniczone slo-mo, nieograniczoną amunicję, a nawet wyjściowo spowolnić całą grę. To wszystko co prawda jeszcze nie wykona za nas kolejnych wyzwań, ale znacząco je uprości. I sprawi, że Rollerdrome zamieni się w iście chilloutowe doznanie. Główną kampanię zrobiłem w pełni prawilnie, bez posługiwania się modyfikatorami, choć 3 miliony punktów na ostatniej arenie bywało frustrująco nieprzyjemne. Poradziłem sobie sam głównie z tego powodu, że… o możliwości włączenia modyfikatorów nie wiedziałem, hehe. Czy gdybym o nich wiedział, to bym się skusił włączyć je wcześniej? Nie wiem, ale się domyślam. Rzecz w tym, że mogą one znacznie ułatwić przejście kampanii na wyższym stopniu trudności, a niektóre wyzwania wręcz zbanalizować. Jako że jestem naczelnym hejterem Platyn, które wymagają ponownego przejścia tego samego, ale na wyższym stopniu trudności nie miałem wielu wyrzutów sumienia podczas korzystania z oficjalnych ułatwień. Trochę jak z Soulslikami - skoro twórcy jakąś możliwość udostępnili, to można korzystać. Generalnie pyszna to była gra. Wydawała się świeża i pomysłowo łączy idee gameplayowe, prezentowała się atrakcyjnie i dostarczyła mnóstwa satysfakcji, a przy tych frustrujących fragmentach podawała pomocną dłoń, zachęcając do skorzystania, bo masz się przede wszystkim dobrze bawić i dostosować poziom wyzwania pod siebie. Mimo wszystko polecam sprawdzić główną kampanię bez modyfikatorów, bo tylko wtedy gierka wstrzykuje pełną dawkę satysfakcji. Wariant Hard zostawiam do osobistej oceny.
-
Wziąłem tę paczkę Daft Punk i w sumie jestem rozczarowany. Utwory są za długie, mało który schodzi poniżej 5 minut, przez co są powtarzalne i nie wiem... monotonne? Jeden trwa ponad 10 minut, a wszystko co w ich trakcie oferuje to jakieś techno dźwięki i zapętlone do znudzenia beaty (filmik niżej). Nawet te chwytliwe kawałki na dłuższą metę brzmią powtarzalnie i naprawdę bym im się przydało skrócenie do optymalnych trzech minut zawierających esencję utworu, bo tak to czasami przez minutę powtarzamy sekwencje tych samych klocków. Na poziomie Expert jest to najzwyczajniej w świecie męczące fizycznie. Spośród 10 utworów można się w zasadzie ograniczyć do 3-4, choć nawet one mnie nie porwały. Brakuje Aerodynamic. Jak można było pominąć kultowe Aerodynamic? Generalnie nie polecam tej paczki muzycznej, albo kupować bardzo rozważnie.
-
Dawne (i dzisiejsze) pisma o grach poza PE (PSX Fan, P+, OPSM, i inne)
Kmiot odpowiedział(a) na metalcoola temat w Graczpospolita
No dla mnie to też bez sensu. Taki numer z alternatywną okładką to byłby zachętą w sumie i miałby dużo sensu, ale z tej notki, którą cytowałem wynika coś zupełnie innego, bo mogli po prostu napisać "poprzedni numer z taką alternatywną okładką otrzymali nasi prenumeratorzy" i byłoby jasno. A tak to mamy słowa klucze "arkusz okładki poprzedniego numeru, z tym numerem". A info od Grzybiarza, że dorzucają takie arkusze luzem do zamówień numerów archiwalnych wydaje się to tylko potwierdzać. Ale tak jak piszę, to tylko moje CHŁOPSKIE ROZUMOWANIE. Mamy tutaj jakiegoś prenumeratora CDA? -
Dawne (i dzisiejsze) pisma o grach poza PE (PSX Fan, P+, OPSM, i inne)
Kmiot odpowiedział(a) na metalcoola temat w Graczpospolita
Z tego co rozumiem, prenumeratorzy też nie dostają numeru z alternatywną okładką. Cytując wstępniak CDA: Arkusz, czyli chyba tego rodzaju luźną wkładkę, o której pisze Grzybiarz. I jeśli nadążam, to z aktualnym numerem dodają alternatywną okładkę poprzedniego? No, ale to trzeba najlepiej pytać jakiegoś prenumeratora. -
Po amunicję pobiegłem, ale wrzask i maniakalny śmiech kolegi "chłopaki, zrzucam pięćsetkę, okurwatamjesthellbombawnogihehehehe!" zachęcił mnie do brania nogi za pas. Pyszna gierka, ale dzisiaj to była loteria pod względem progresu (kupić nic nie szło, próbki/medale/waluty naliczało albo nie).
-
Trzeba będzie chyba kupić trochę tych superkredytów, aby Panowie Twórcy mieli na szampana. Tak dobrze w grze TPP nie strzelało mi się od czasu Returnalika bożego. Mogliby jakiś spinoff single player zrobić.