-
Postów
7 161 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
169
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Kmiot
-
No nie wiem, ja niezbyt dobrze zniosłem demo. Pojawiły się podejrzane sygnały organizmu. No, ale ja jestem dość wrażliwy. Kiedyś po dłuższej sesji w Wolfenstein New Order zrobiło mi się słabo xd
-
Nowe CDA Możesz pobrać numery seryjne do: King's Bounty: Dark Side (Steam, ważne do 11 lutego 2019) Anna's Quest (Steam, ważne do 11 lutego 2019) World of Tanks - kod bonusowy (ważny do 31.01.2019 godz. 23) Uderzać na PM. Kto pierwszy. Jedno kodziwo na użytkownika.
-
No, A NIE MÓWIŁEM? U mnie ostatnio wpadł dzban za 100 km wymachane łapami, więc trochę kalorii już poszło. W zasadzie już chyba czekam na DLC. Polecam oczywiście dobre słuchawki z muszlami, bo jakie wtedy jest odcięcie, to bez porównania. To. OMG.
-
Jezu, Kruku, faktycznie weź zbastuj, bo jak już zaczynamy schodzić na zgoła odrębny temat i w ramach argumentu przytaczamy kwestię gwarancji i zepsutych sprzętów, a potem powołujemy się na powszechne znane prawo o niemożności dyskutowania w 2018 roku o sprawach sprzed 2015, to mijamy się z istotą rozmowy.
-
Cóż, po pierwsze nikt nie krytykuje naszego prawa do zwrotu, tylko jego naginanie przez Januszy na własną korzyść. Po prostu wielu ludzi ma taką naturę, że dostając do ręki jakieś prawo, szybko zaczyna kombinować jak na tym bezwstydnie skorzystać. Próbujemy spojrzeć na ten przepis z szerszej perspektywy sklepu/sprzedawcy i czysto praktycznych względów. Oczywiście, że sklep nie powinien takiego sprzętu sprzedawać potem jako nowy, ale wiadomo jak jest. I jasne, że trafiając na taki używany sprzęt należy uderzyć do sprzedawcy i żądać NOWEGO, ale to nadal nic przyjemnego, bo to nadal kosztuje nas czas i fatygę.
-
Jestem po stronie klienta, ale muszę przyznać, że to mało atrakcyjne dla sklepu rozwiązanie i wcale się nie dziwię, że wykręcają się od tego jak mogą. Bo co z takimi okularami już niepachnącymi nowością i nieudolnie spakowanymi do oryginalnego kartonu mają zrobić? Sprzedać kolejnemu klientowi? Chyba nikt z nas nie życzy sobie zostać tym klientem kupującym VR po tym, jak ktoś obcy przez tydzień je używał. Zwrócić do producenta? A producent co ma zrobić? Przepakować i ponownie odesłać? No nie wiem, ale wczuwając się w stronę sklepu to trochę słabo. No słabe rozwiązanie, w dodatku znając naszą cebulę w narodzie. Od razu przypomina się ta legendarna akcja w Lidlu, gdzie ludzie na parkingu wyciągali parówki z opakowań i zwracali puste, by otrzymać zwrot. Ba, jestem sobie w stanie wyobrazić sytuację, że cebulowy konsolomaniak zwraca takie okulary VR, po czym idzie do innego sklepu, kupuje nówki, używa tydzień, znowu zwraca, zalicza kolejny sklep, kupuje nowe. Albo kupuje tylko na weekend ze znajomymi przy piwku. Tak jak remontowi Janusze kupują narzędzia i wiertarki w Castoramie, a po wykonaniu roboty zwracają. Klienci chcą być uczciwie traktowani, a sami uczciwi nie są, więc nie dziwię się sprzedawcom, że utrudniają takie zwroty rozpakowanych i używanych towarów jak mogą.
-
Twórcy właśnie udostępnili dodatkowy kawałek. Nie mój gust muzyczny, ale darowanym zębom baba z konia lżej się nie zagląda.
-
To wynika z założeń, bo w większości przypadków 3 tysiące pudełek rozchodzi się na przestrzeni 10-15 minut, czasem nawet szybciej. Więc trudno uznać, że coś się nie sprzedało, jako że nawet crapy prędzej czy później zejdą z racji na sam limitowany nakład i populację kolekcjonerów. Z Celeste i innymi open preorderami to trochę inna sytuacja, bo gier będzie tyle, ilu chętnych (z pominięciem spóźnialskich), więc pułap 9k, 12k, 15k, a pewnie i więcej zostanie bez problemu osiągnięty. Tym bardziej, że Celeste za chwilę zacznie się z pewnością pojawiać w różnych zestawieniach Gier Roku i o sobie przypominać. Sam zamierzam kupić obie wersje, a zwykle tego nie robię.
-
No ja w sumie też, ale to była taka dość świeża informacja z jakichś tam targów, więc może coś na szybko klepali, a może po prostu zamieścili tam tę notkę czysto asekuracyjnie. Tym bardziej, że projekt jest ładny i pewnie nie będzie wielu głosów sprzeciwu. Istniały obawy, że wersja na PS4 nie będzie open-preorder, zamiast tego powstanie w limitowanej ilości (w domyśle 3 tys.), ale ponoć już to zmienili pod naporem społeczności. Swoją drogą strasznie dziwi mnie, że żaden wydawca nie pokusił się na tradycyjne wydanie Celeste i dopiero LRG musiało wziąć sprawy we własne ręce. Nie znam się na wydawaniu gier i pewnie o czymś nie wiem, ale nie wątpię, że Celeste się dobrze LRG sprzeda.
-
Trzeba się pogodzić z faktem i nie wyrażać zdziwienia, że ludzie różnie znoszą niektóre gry VR (przede wszystkim te o swobodnym poruszaniu się w różnych kierunkach). Niektórzy (w tym ja) mają z tym pewien problem i choć niekoniecznie są to od razu te mityczne wymioty, to jednak dyskomfort jest odczuwalny. Z czasem idzie się zaadoptować, ale nie jest to proces przyjemny, dlatego ważnym jest, by nie robić tego na siłę i nie przeholować, bo można się do okularów zniechęcić na długo.
-
Dobra, teraz tak. Po 85 godzinach ukończyłem Octopath Traveler, jeśli za ukończenie uznać zaliczenie wszystkich chapterów głównego wątku. Sidequesty wypełniałem tylko te, które miałem po drodze i nie wymagały dodatkowego biegania po dungeonach. Dodatkowe dungeony olałem, bo po wszystkim mam drużynę na ~68 levelu, a sugerują 50-56, więc to byłaby wyłącznie kwestia czasu, jednak mam poczucie, że tego poświęciłem już OT i tak znacznie za dużo. Ta gra w gruncie rzeczy się udała, choć nie we wszystkich elementach. Kierunek artystyczny i grafika to jedna z największych zalet. Jak zobaczyłem śnieżną krainę, miasteczko z katedrą pokrytą białym, skrzącym się puchem, to pomyślałem, że jest pięknie. Jak z tych pocztówek, na których pokazane są jakieś alpejskie miasteczka w okresie świąt Bożego Narodzenia. Dużo przyjemności daje wyłapywanie ślicznych akcentów w tej niby prostej, pikselowej grafice. Woda piękna. Wszelkie refleksy świetlne przykuwają wzrok, czy to będzie wbita w pieniek siekiera odbijająca promienie słońca, płaszczyzna morza tam na horyzoncie, czy też wypolerowane na błysk dachówki sklepu z itemkami. Tak samo latarnia noszona przez bohatera podczas eksploracji dungeonów, to +100 do klimatu i atmosfery. No, gra powinna się spodobać absolutnie każdemu, kto ma choć odrobinę wyczucia piękna. Nawet pikselartowi sceptycy powinni docenić. Przynajmniej do chwili, gdy próbują zwiedzać trzeci plan nieczytelnego dungeonu i widok zasłaniają im gigantyczne piksele drzewa na pierwszym planie. Ale poza tym trudno cokolwiek zarzucić. Podobnie muzyka. Cóż, jest taka, jaka powinna być, często sobie plumka, czasem nie przyciąga uwagi i zupełnie się o niej zapomina, ale ogólnie OST ma mocne przebłyski (Determination). Szkoda, że nie ma pełnego dubbingu. Jestem w stanie zrozumieć brak czytanych dialogów podczas eksploracji miasta, ale jest wiele fabularnych scenek, gdzie bohaterowie tylko chrząkają i mruczą, czasem rzucą jakieś jedno słowo. A im dalej w fabułę, tym czytanych dialogów wyraźnie mniej. Ostatnie chaptery to wręcz symboliczna ich ilość. Inna sprawa, że gra jest okrutnie przegadana. Ale naprawdę, naprawdę. Nie byłoby w dużej ilości tekstu nic złego, gdyby był... ciekawszy, albo chociaż czytany. Te rozmowy są banalne, rażą naiwnością i dosłownością. Każdy bohater zanim coś zrobi, to musi trzykrotnie gracza poinformować, co zamierza zrobić i dlaczego. Trudno powstrzymać ziewanie. Rozumiem ideę scenek, w których pojawia się wyłącznie postać bezpośrednio w dany chapter zaangażowana, ale co głupio i nielogicznie to się prezentuje, to nawet nie skomentuję. Cała fabuła ma tendencję do zanudzania gdzieś w okolicach trzecich rozdziałów (a to przecież raptem okolice połowy gry), a poszczególne historie mogą odrobinę zaciekawić, jednak nie są w stanie zachwycić. Część z nich to gatunkowe klasyki z morałem z gatunku bajek dla dzieci ("całe życie szukałem skarbu, a tymczasem okazuje się, że największym skarbem jest przyjaźń/miłość/zdrowie/przygoda"). Raczej nie ma w tym nic złego i wartego wyśmiewania, ale fabularne szczegóły OT raczej długo nie zagrzeją sobie miejsca w pamięci gracza. Przynajmniej tyle dobrze, że można chaptery odgrywać w nam odpowiadającej kolejności (ale tylko jeśli sugerowany poziom pozwoli). W ogóle w pewnym momencie zacząłem podejrzewać, że to właściciel tawerny okaże się głównym szwarccharakterem gry, takim wiecie - niszczycielem światów, bo ten typ wszystko wie, jest wszędzie, wszystko jest w stanie załatwić, każdy mu wisi kasę i jakąś przysługę. Gość, który steruje światem z cienia tawernowej lady. To byłby twist. W sumie jedynie system walki mnie trzymał przy tej uroczej, pięknej, ale drażniącej fabularnie grze. Poczynając od prezencji walk, designu bossów na prostym, acz satysfakcjonującym modelu walki kończąc. Tak, grałem w Bravely Default. Tam też raczej do końca się systemem walki nie znudziłem, więc coś w nim jest. Zbijanie gardy i planowanie kolejnych ruchów skupia naszą uwagę i nie pozwala, byśmy jedynie klikali "attack", a dynamika walki i tak na tym zbytnio nie cierpi. Brawa dla twórców za urozmaicenie boss fightów - żonglerka słabościami, ich blokowanie i wykluczanie, plus kilka fajnych pomysłów na wybicie gracza z uderzenia wtedy, gdy już mu się wydaje, że opracował niezawodną strategię. Owszem, jest pewien kłopot z balansem trudności. Losowe walki wydają się zbyt częste i na pomoc przychodzi bierny skill na ich ograniczenie, ale wtedy zaczyna nam brakować leveli do rozpoczęcia kolejnego chaptera i niezbędny jest grind. Szczególnie jeśli mówimy o tej jednej rotującej postaci, która akurat jest niezbędna do pchnięcia fabuły, a zazwyczaj ma mniejszy level, bo na co dzień jej nie używamy. Trudno wyczuć ten złoty środek, jeśli gra się w OT pierwszy raz i trochę zbyt często trzeba się nażonglować ustawieniami losowych walk. Wydaje mi się, że rozumiem założenia i pomysł stojący za Octopath Traveler. Ale może mi się właśnie tylko wydaje. Idea uwspółcześnienia staroszkolnego jRPG i jednoczesnego złożenia mu hołdu. Szkoda, że przy okazji złożono też na ołtarzu spójną i interesującą fabułę. Zamiast tego mamy odrobinę zbyt wytartą kliszę, dodatkowo pociętą na niepasujące do siebie kawałki. Gra tak samo urokliwa i czarująca, co w pewnych momentach nużąca gameplayowo.
-
No, taki ból. Z tego co czytałem, że edycji kolekcjonerskiej Furi też jeszcze nie wysyłali, bo czekają na jakiś element. Pewnie na Vitowskie S&S czekają. Głowa do góry.
-
LRG? Najlepsze źródło gier, które się już dawno przeszło, a i tak się je kupuje ponownie. Furi? Synonim doskonałego OST. https://www.youtube.com/watch?v=2PzP7REU2o0
-
No ale Beat Saber gdzie? Szanujmy się.
-
Dawne (i dzisiejsze) pisma o grach poza PE (PSX Fan, P+, OPSM, i inne)
Kmiot odpowiedział(a) na metalcoola temat w Graczpospolita
Pękające dupy dupami, ale panie z Polygamii też mam wrażenie, że się nie popisały. A akapit dotyczący okładki i próba interpretacji jej znaczenia to nawet nie wiem, kur'wa, jak skomentować. Chyba tylko xD. -
Dawne (i dzisiejsze) pisma o grach poza PE (PSX Fan, P+, OPSM, i inne)
Kmiot odpowiedział(a) na metalcoola temat w Graczpospolita
A gdzie mu ta dupa pękła, bo chętnie bym poczytał, to zawsze przyjemne. Dajcie jakieś zrzuty. -
Powinien być oddzielny temat z "pierwszymi wrażeniami", w razie gdyby ktoś miał wątpliwości, czy warto. Wchodzi taki ktoś niezdecydowany, czyta i już wie, że chce
-
Dawne (i dzisiejsze) pisma o grach poza PE (PSX Fan, P+, OPSM, i inne)
Kmiot odpowiedział(a) na metalcoola temat w Graczpospolita
Tylko ten Śledziu się tam marnuje... Przypomniało mi się jeszcze, że Micz jako platformówkę roku wybrał Lucky's Tale. Pamiętacie jeszcze taką grę? -
Dawne (i dzisiejsze) pisma o grach poza PE (PSX Fan, P+, OPSM, i inne)
Kmiot odpowiedział(a) na metalcoola temat w Graczpospolita
Pixel... Hm, cóż. Początek mieli niezły, ale IMO gdzieś w okolicy 30 numeru entuzjazm się wyczerpał i w sumie odpuściłem, teraz kupuję tylko sporadycznie. Od czytania niektórych recenzji oczy mi łzawią. Zaletą jest to, że czasem zwrócą moją uwagę na jakiś mniej głośny tytuł, ale ich ocenom nie wierzę i szukam innych opinii na własną rękę. Publicystyka? Wywiady w porządku, ale zazwyczaj są to rozmowy z przebrzmiałymi, obecnie już sześćdziesięcioletnimi weteranami, którzy tworzyli na spectrum i atari/commodore, a teraz malują obrazy na strychu, albo handlują szpadlami. Bardzo rzadko rozmawia się tam z kimś bliższym współczesności (chyba że przez ostatni rok coś się zmieniło, nie wiem). Tak samo temat starych gier - najczęściej antyki z lat 80, co ma swój urok, jeśli potencjalny czytelnik ma ~50 lat. Jak zaczynają poruszać temat konsolowych gier, to z żenady muszę spacerować podczas lektury. Te teksty o SNESie i PSXie (o popularnym w naszym kraju NESie/Pegasusie nie piszą prawie wcale) rzadko tworzone są z biglem i najczęściej są po prostu suche, mało osobiste. Felietony pominę zgrabnym milczeniem, bo obecność w tym dziale Pana Wojciecha Pijanowskiego mówi sama za siebie. Generalnie słabo i coraz słabiej. -
Rozje'bałem Celeste na Switchowym krzyżaku. Wszystko na 100%, poza dwoma czy trzema C-Sideami, bo tymczasowo przestało mnie bawić, a potem jakoś wjechały inne gry i w sumie zapomniałem. Więc da się, a po pewnym czasie przyzwyczaiłem się na tyle, że nawet nie odczuwałem dyskomfortu sterowania. Zaletą preorderów na LRG jest to, że nie masz wyłącznie kilkuminutowego okienka na złożenie zamówienia, bo ilość nie jest ściśle limitowana, więc każdy chętny się załapie, o ile nie będzie czekał na ostatnią chwilę.
-
Miejmy chociaż nadzieję, że nie za cenę widoczną na etykiecie.
-
Bliźniacze podobieństwo gameplayowe kolejnych części gier AAA to rzecz oczywista, bo skoro coś się sprzedało, a gracze chcą więcej tego samego, to po co ryzykować i sobie utrudniać development - szkielet gry jest, damy nowe lokacje, nową skórkę i można otwierać szampana (w dupie). Jeżeli coś powinno w tym trendzie martwić, to upodobnianie się różnych IP do tego samego stylu rozgrywki, a już w szczególności nieuzasadnione pakowanie wszystkiego w sandboksy, ale tutaj też nic nowego nie piszę. Jednak to wszystko jest takim szukaniem problemów na siłę, bo rynek jest obecnie tak bogaty i urozmaicony, że nawet jeśli odrzucić gry AAA to i tak mamy grania na kilka lat do przodu. Grami AAA łatwo się przejeść, więc logicznym jest, że należy je sobie rozsądnie dawkować. Jeśli ktoś nagle próbuje w miesiąc nadrobić wszystkie cztery części Uncharted to sam prosi się o mdłości. Ale seria rozłożona na kilka lat? Jak najbardziej, bardzo chętnie. Urozmaicenie, panie Ferdku. Mówi to panu coś?