Skocz do zawartości

Kmiot

Senior Member
  • Postów

    7 007
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    163

Treść opublikowana przez Kmiot

  1. Ja jeszcze taką drobną uwagę dodam, bo od kilku miesięcy porzucono pomysł z logo PE na całą szerokość okładki zamiast tego wrzucając jakieś (obowiązkowo wrzucone w okrąg) chwytliwe hasła. Nie podoba mi się to, mam poczucie, że mniejsze logo zaniża świadomość marki PE, kosztem niewiele wartych sloganów aktualnych tylko przez chwilę. Kilka miesięcy temu chwaliłem logo na całą szerokość, ale najwyraźniej to nieistotne. Nie czepiam się agresywnie, chciałem jedynie uświadomić, że niektórzy czytelnicy to zauważyli.
  2. Ustalmy coś, bo niektórzy wcześniej to sugerowali: tutaj nie chodzi o to, żeby po roku wybielać twórców, którzy na premierę wypuścili niedorobiony ochłap. Im już się oberwało przy okazji premierowej oceny (w domyśle niskiej), która mogła, ale nie musiała wpłynąć na sprzedaż. Tutaj chodzi o coś w rodzaju "co słychać u...", świeżego spojrzenia na mniej świeżą grę, a jako przykład podam artykuł z numeru 245 dotyczący GTA Online. Oczywiście mówimy o tekstach w znacznie mniejszym rozmiarze, ale w podobnym duchu - jak gra się rozwinęła od premiery, czy twórcy (jeśli zawalili na day1) przyłożyli się do ulepszenia tytułu, jego mechaniki i możliwości (vide No Man's Sky, które ponoć po pół roku było nie do poznania), techniczne usprawnienia można pominąć, bo te są domyślne. Absolutnie nie ma potrzeby wystawiać dodatkowej oceny, no i siłą rzeczy w 90% przypadków chodziłoby o grę multiplayer. Ale skoro takie GTA5 po 4-5 latach doczekało się nowego spojrzenia, to dlaczego nie inne gry, tylko na mniejszą skalę artykułu?
  3. Użytkownik @raven_raven, poruszył ciekawą kwestię, ale widzę, że ważniejsza jest atencja Rayosa (nic osobistego Ray). A kwestia jest dla mnie ciekawa z tego względu, że sam gry zaliczam z wielomiesięcznym poślizgiem i taka aktualizacja recenzji gry po - dajmy na to - roku jej rozwijania przez devów, wielce by mi pomogła, bo zwykle akurat wtedy rozważam wreszcie jej kupno. Aby nie szukać daleko, w poprzednim numerze była recenzja PUBG i umówmy się, ale za dwa, trzy miesiące ta gra będzie (najpewniej) prezentować zupełnie inny poziom, więc jakiś update recenzji byłby jak najbardziej wskazany. Oczywiście trzeba dokonać selekcji tych najistotniejszych tytułów (jak wspomniene D2 i GTS), ale niektóre pozycje wręcz zasługują na takie rozwinięcie opinii z perspektywy czasu. Może jakaś osobna rubryka na stronę, dwie? Nie wiem, nie znam się, głośno myślę.
  4. Bez obaw, nie twierdzę, że akurat w tym przypadku tak było i KTOŚ w PE uznał klasyczne RPG za gatunek niszowy na konsoli. To raczej z mojej strony taki niepoważny przykład i wariacja wydarzeń, jakie mogły mieć miejsce w jakiejś alternatywnej rzeczywistości. Nie mam na ten temat żadnych insajderskich informacji. Tylko to chciałem sprostować.
  5. Kruk_kruk ma oczywiście dużo racji, ale spory dotyczące długości recenzji były, są i będą zawsze. Osiem stron na Gran Turismo 3 (czy któreś tam, nie pamiętam) to za dużo. Jedna strona na Rayman Origins (premierowe, bo później gra wyszła na wszystko) to za mało. Za czasów Butchera wiele gier nie doczekało się recenzji w ogóle, choć z łatwością mogły znaleźć swoich odbiorców, ale Naczelny miał swoją filozofię (mniej, ale solidniej) i takie jego prawo. Pod wodzą Rogera jest więcej, ale naturalną koleją rzeczy będzie często za mało solidnie. Od zawsze była to sztuka kompromisów, bo 100 stron miesięcznie nie pomieści wszystkiego, wiem truizm i banał powtarzany do znudzenia. Ale trzeba się spróbować postawić w sytuacji, gdybyśmy sami mieli składać taki numer. Może ktoś wyszedł z założenia, że Path of Exile to na konsoli "niszowy" gatunek i zwolennicy tegoż raczej preferują PC. Kurczę, sam tego rodzaju gry wolałbym ogrywać na PC, podobnie jak przygodówki point n click. A nawet jeśli chcieć szerzej opisać mechaniki tego rodzaju klasycznych RPG to prawdopodobnie i dwie strony byłoby za mało. Doborem długości recenzji trudno będzie zadowolić wszystkich i zawsze ktoś będzie niezadowolony. Natomiast treściwość recenzji to już osobna kwestia, z którą wiadomo - jest różnie.
  6. Kmiot

    Yooka-Laylee

    Również odnoszę wrażenie, że Dahaka trochę przesadził, ale takie jego prawo, takie jego odczucia. Nie ma natomiast wątpliwości, że YL posiada trochę wad, niektóre są nawet dość poważne. Przede wszystkim gra powinna być znacznie bardziej przyjazna graczowi, a tutaj mamy zbyt wiele irytujących patentów. Dahaka już wspomniał o uciążliwych przerywnikach i niezbyt wygodnie rozwiązanych restartach przy minigierce Kartosa. W ogóle minigierki są tutaj rozplanowane beznadziejnie - zmusza się gracza do minimum dwukrotnego zaliczenia każdej. Raz dla samego zaliczenia, a drugi raz dla pobicia rekordu. A jeśli od razu pobijesz rekord za pierwszym podejściem? Nie liczy się - powtarzaj, albo się pałuj. Tak samo z całymi światami - nie da się od razu wbić do rozbudowanej wersji worlda - musisz najpierw odhaczyć jego ubogą wersję. To takie sztuczne wydłużanie czasu gry kosztem nerwów gracza i nie powinno się zdarzyć developerom, którzy niejedną platformówkę już projektowali. O nieprecyzyjnym sterowaniu i upośledzonej kamerze to już chyba wszyscy wspominali. Latanie tym zielonym gekonem to pier'dolona udręka. Stylistyka światów to gatunkowa klisza na potęgę, chyba tylko Kasyno jest w jakimś stopniu oryginalne, co jeszcze nie znaczy, że jest dobrym światem. YL minusów i wad ma dużo, gra prawdopodobnie doznała krzywdy już na etapie konceptu i projektu całej mechaniki, a potem jedynie próbowano ratować całość. Ale gierka ma też jakiś niezaprzeczalny urok, jak szczeniaczek, który szcza nam do kapci, ale ma tylko trzy łapki, więc jest kochany w swoim kalectwie. Wygląda też całkiem nieźle, choć gameplayowo kisi się chwilami w erze PSX/PS2, co dla niektórych może być zaletą, bo obudzi wspomnienia z dzieciństwa. Ostatecznie wycisnąłem platynę, a przecież nawet nie jestem trophy-whore i zmuszać się nie zamierzałem. No, ale ja wcześniej nie grałem w A Hat in Time, więc cieszę się, że najlepsze jeszcze przede mną. Możliwe, że potem na YL nawet nie będę chciał splunąć.
  7. Również staję w obronie recek na 1/3 strony. Co miesiąc dostaję podsumowanie i zestawienie mniejszych gierek, o których mogłem nie słyszeć. Czytam najważniejsze informacje i jeśli czuję się zainteresowany jakimś tytułem z oceną 5/10 to już samodzielnie drążę temat w Internecie. Te recenzje to dla mnie żaden wyrok i rzadko na samej ich podstawie decyduję o zakupie gry, ale są świetne w roli iskry, informacji, punktu zapalnego. Głośniejsze tytuły są wszędzie. Tych cichych nie ma zwykle nigdzie, poza 1/3 strony w PE. Kilka kartek bez mainstreamu nikomu krzywdy nie robi.
  8. Kmiot

    Konsolowa Tęcza

    Poza tym co na tegorocznej liście to jeszcze zaliczyłem Bayonettę, Fast Racing Neo, poszarpałem trochę w Mario Kart 8 i Splatoona, ale bez robienia jakiejś imponującej kariery. Na półce mam jeszcze Bayonettę 2 i Zeldę: BotW, ale jej raczej nie ruszę, bo grę prędzej czy później ogram na Switchu. Natomiast chciałbym jeszcze zaliczyć Twilight Princess i być może Xenoblade Chronicles X, ale do takich jrpgowych kolosów nieco brakuje mi motywacji. Gdzieś na horyzoncie rozważań pojawiły się również Yoshi Wooly World, Paper Mario i ten japoński horror co chyba się z aparatem biegało czy coś, nie pamiętam teraz tytułu. Ale te trzy gry pewnie odpuszczę, bo i bez nich mam w co szarpać.
  9. Kmiot

    Konsolowa Tęcza

    Napisałbym w ten sposób: NSMBU ma idealny stopień trudności - również nie pamiętam frustracji, ot, czasem jakiś fragment wymagał kilku prób, ale to przecież oczekiwane, by wyzwanie było. SM3DW jest zbyt łatwy - dopiero chyba ostatni bonusowy świat stawia jako takie wyzwanie, ale to zawsze tylko kwestia czasu. DK:TF natomiast był dla mnie za trudny - kilka wysp wycisnąłem na 100%, potem zadowoliłem się samym przejściem bez ciśnienia na full (aczkolwiek ambitnie próbowałem zebrać jak najwięcej). Sejw nadal leży, więc może któregoś dnia wrócę, gdy najdzie mnie ochota na pogranie w małpy. Vita owszem, często jest aktywna, czy to dzięki grom z Plusa, czy cross-buyom w dużej konsoli. Czasem wolę też kupić jakąś grę na Vitę zamiast PS4/PS3 gdy wiem, że jej formuła lepiej się sprawdzi na handheldzie. Początek roku (i końcówka 2016) należał do WiiU i w zasadzie biblioteka się już kończy, zostały mi dwa, może trzy tytuły i konsolę można do pudełka schować. Nieco żal 3DSa, tylko trzy tytuły w roku, za to dwa sztosy (Zelda: ALBW i nowy Metroid), zabrakło tylko jakiegoś przenośnego Mario do kompletu, ale w tego grałem na padlecie WiiU, więc przeżyję.
  10. Kmiot

    Konsolowa Tęcza

    Tak wszyscy wrzucają swoje zaliczone tytuły, ciągiem, bez refleksji, a ja wolałbym, aby każdy dodał do tego dwa, trzy zdania, nadając swojemu zdaniu jakiejś indywidualnej opinii - było warto? Nie? Bo w przeciwnym razie to tylko beznamiętna lista. Ja też uaktualniłem swoją listę, a do tego dodałem parę uwag. Poniżej lista gier, które przeszedłem w 2017 roku. PRZESZEDŁEM, w sensie - ukończyłem - nie zawsze na platynę, rzadko na hardzie, bo nie mam na to czasu, ale za to zaopatrzyłem je osobistymi uwagami. Przynajmniej próbowałem, choć pewnie przemyciłem przy okazji parę oklepanych uwag. Za to zrobiłem to chronologicznie w stosunku do zaliczanych tytułów. Tak, rzadko gram w nowości. Podsumowanie 2017 roku. Picross 3D Round 2 [3ds]: doskonałość jeśli chodzi o szybkie, krótkie partie. Otworzyć 3ds'a, rozwiązać dwie, trzy zagadki, zamknąć. Powtórzyć za jakiś czas. Szalenie uzależniające, satysfakcjonujące i relaksujące - godziny leciały mi garściami (ostatecznie wszystko zajęło mi ok. 40). Koniecznie wyłączyć muzyczkę, bo nie chcecie tych samych melodii słuchać przez kilkadziesiąt godzin, uwierzcie mi. Titan Souls [vita]: no sam nie wiem, podobał mi się plan na tę grę, podobała mi się obrana przez twórców stylistyka i stworzony klimat, ale gameplay ubogi, eksploracja znikoma i nużąca, walki z bossami dla cierpliwych: wymagają wielu powtórzeń, a to zwykle wiązało się z powtórką fragmentów eksploracyjnych (czytaj: aby znów zawalczyć z kolosem, musisz znowu do niego dobiec); byłoby lepiej, gdyby restart następował tuż przed walką. Niekiedy zbyt frustrująca jak na moje nerwy. New Super Mario Bros. U [wiiu]: Mario jak Mario, jedyny homoseksualista, z którym jestem gotowy pójść do łóżka. W wydaniu 2D wydaje się znacznie trudniejszy, klasyczny, ale jednocześnie imponuje ogromem pomysłów na urozmaicenie poziomów (warto zwrócić uwagę na flow, z jakim można je przebiegać bez zatrzymywania się). Doszlifowany pod każdym względem, z elastycznym poziomem trudności - sam narzucasz sobie stopień wyzwania, zależny od twoich ambicji. Formuła znana każdemu, ale za każdym razem morda się cieszy. Nie wycisnąłem z niego 100%, bo miałem obawy, że mi zbrzydnie. The Wonderful 101 [wiiu]: cóż, Platinium Games. Szalenie oryginalna gra z niesamowitymi patentami i pomysłami. System walki tak samo rozbudowany, co chaotyczny, bez kitu, czasami nie miałem zielonego pojęcia co się dzieje na ekranie (i ekraniku padleta) xd Zaznaczam jednak, że żaden ze mnie orzeł w slasherach i wolę te mniej dyskotekowe wizualnie tytuły. W101 jest tak samo charakterystyczne jak dziwne. Chyba nie do końca mój gust, ale doceniam u autorów chęć zrobienia czegoś poza szablonami. Choćby z tego względu warto spróbować samemu, bo w101 nie sposób porównać do żadnego innego tytułu. The Legend of Zelda: A Link Between Worlds [3ds]: cudo na małym ekranie 3ds'a. Zeldy uwielbiam już od czasów, gdy na GameBoyu ogrywałem Link's Awakening w niemieckiej wersji językowej. ALBW to mój ukochany gameplay z kilkoma świeżymi motywami - widać, że w Nintendo stale ktoś kombinuje jak udoskonalić tę formułę. No i kapitalny efekt 3D. Posiadacze 2DSów nie zdają sobie sprawy ile tracą. Captain Toad: Treasure Tracker [wiiu]: o, a to było dla mnie coś nowego (nie grałem wcześniej w SM3DW, gdzie Captain Toad zaliczył debiut swoich plansz). Frajdę miałem ogromną i z niemałą satysfakcją wyciskałem 100% z każdego levelu. Urocza, słitaśna gierka wymagająca kombinowania z perspektywą, zagadkami, no (pipi)a, idealna do wyluzowania się po robocie. Life is Strange [ps4]: miałem niewielki problem z przekonaniem się do tego tytułu, bo to gatunek tych ślamazarnych gier (które u mnie zawsze są ryzykownym przedsięwzięciem), ale gdzieś na przełomie 2 i 3 epizodu zaskoczyłem i do końca dobrnąłem bez większego trudu. Kilka fajnych zwrotów fabularnych, niektórych przewidywanych, ale i tak ładnie podanych (lubię tę tematykę), udana muzyka (Max w zakładająca słuchawki na początku pierwszego epa i jestem kupiony). Koniec końców przychylam się do pozytywnych opinii. Wiedźmin 3 [ps4]: taka polska gra. Całkiem fajna i był seks z Triss. Ma swoje ułomności, szczególnie walka na dłuższą metę sprowadza się do zauważalnych szablonów. Nie powiedziałbym, że się zakochałem na lata, ale nie potrafię obojętnie przejść obok tego, ile pracy ta gra wymagała od twórców. I za to dozgonny podziw. The Legend of Zelda: Wind Waker HD [wiiu]: synonim przygody, Jedna z najbardziej charakterystycznych Zeld, której nie sposób pomylić z inną. Jednocześnie ryzykowna w założeniach, bo trzeba jakoś zagospodarować te morskie tereny. W Zeldach od zawsze jestem zauroczony, więc nie potrafię subiektywnie ocenić. Może odrobinę mnie rozczarowały niektóre dungeony, ale klimatycznie to wakacyjna miazga. Wiedźmin 3: Serca z Kamienia [ps4]: pierwszy dodatek, kilkanaście godzin gry, więc prawie jak odrębny tytuł. W pamięć zapada szczególnie wesele, nie tylko ze względu na seks z Shani. Severed [vita]: maziałem po ekranie Vity jak poje'bany. Żadna z tego Gra Roku, ale przyjemności miałem niemało. Zabrakło nieco bardziej urozmaiconych przeciwników, ale artystycznie mi się podobało. Krótko, ale zwięźle. Resident Evil 4 HD [ps4]: tak, grałem w RE4 dopiero po raz pierwszy. Potem się dowiedziałem, że remaster na PS4 najlepszy nie jest, ale umówmy się - nie odczułem tego, bo zamiast liczyć klatki animacji i obserwować oświetlenie cieszyłem się gameplayem. Fabularnie to wiadomo jak z serią RE bywa - kicz i kopanie zombiaków w głowę z półobrotu, ale bronie, ich praca dająca ogromną satysfakcję, wystarczające urozmaicenie lokacji - dzisiaj to gracza zadowala, ale w czasie premiery musiało zachwycać. Dead Space 2 [ps3]: świetny, świetny, świetny. Żwawszy od jedynki, odrobinę mocniej nastawiony na gunplay zamiast survival, ale uciechy miałem chyba więcej. Sequel na jaki każda seria zasługuje. Rise of the Tomb Raider [ps4]: sam nie wiem. Lubię w grach nieśpieszne zbieractwo, więc w RotTR wycisnąłem pod tym względem 100%, ale fabularnie mam dziurę w pamięci. Za to utkwiło mi kilka widokówek, rozbudowywanie zakresu ruchów Lary też cieszyło, eksploracja pobudzała ciekawość, ale walka i gunplay to podwórkowa wojna na kapiszony. Nieźle, ale poprzednia część lepsza, świeższa. Odin Sphere: Leifthrasir [ps4]: śliczna, choć może o dwie (z pięciu) postaci za długa. To obiektywna uwaga, bo ja przez całą przygodę na nudę nie narzekałem. Chciałoby się nieco bardziej urozmaiconych lokacji, bo przy czwartej i piątej postaci można odczuć znużenie, ale znowu - to obiektywna opinia. Ja szarpałem do końca bez skrzywienia, bo pozwoliłem się połknąć atmosferze przygody, różnym bohaterom, których epizody się przeplatają, polubiłem widowiskowy i pozbawiony chaosu system walki. Grafika, artstyle czaruje gracza. Tytuł o genezie z PS2, więc tym bardziej zasługuje według mnie na uwagę. Ninja Gaiden Sigma [ps3]: joypadowy inwalida ze mnie. Co prawda czasem wychodziły mi zagrywki nie z tej ziemi, ale mam jakiś problem z tą grą. Już nie chodzi o stopień trudności, wymogi, jakie tytuł stawia graczowi, bo jestem w stanie przełknąć wielokrotne powtórzenia danych fragmentów, ale jakoś nie odnajdywałem przyjemności w systemie walki. Wiem, że technicznie niczego mu nie sposób zarzucić, ale ja go nie czułem. Nie rozumiem po co tam tyle przeciwników z bronią palną, bo wyraźnie sobie z nimi nie radziłem. Nindża Gajdenowi wyjadacze pewnie prychną ze śmiechu i powiedzą pod nosem coś w stylu "przecież wystarczy pobiec po ścianie, zrobić salto, fikołka, odbić kule kataną i pociąć wroga", ale nie mam frajdy z ganiania za wrogami po całej arenie. Skoro gram bronią białą, to chciałbym się mierzyć z przeciwnikami wywijającymi również bronią białą. Nie bawi mnie ganianie tych dzbanów po całej arenie, bo ci uciekają, po kątach, by do mnie strzelać. Tacy przeciwnicy trafiają się w każdym slasherze, ale w rozsądnych ilościach. Tutaj ich za dużo. Gdybym chciał skosić gości z karabinami, to włączyłbym shootera. Zirytowała mnie ta gra wielokrotnie, proponowano mi nawet niższy stopień trudności, ale nie odpuściłem. A mogłem, bo czuję, że nie było warto się aż tak stresować. Donkey Kong: Tropical Freeze [wiiu]: no, i to jest hardkorowa platformówka. Przeszedłem całą, choć do 100% to brakowało mi duuuużo. Masterowanie poziomów wymagane i pokonanie każdego jednego w jednym płynnym flow daje dużo satysfakcji. Levele i muzyka oczarowują. Poziom trudności potrafi sprawić, że mocniej ściskałem padleta. Szczęśliwie można sobie go indywidualnie regulować (podobnie jak w Mario) - amatorzy ucieszą się z samego przejścia poziomów, weterani postawią sobie za punkt honoru zdobycie wszystkich puzzli i literek KONG. Ja się poddałem, grę wyłącznie przeszedłem, ale doceniam szlif. Assassin's Creed: Black Flag [ps4]: to pierwszy i jedyny AC, który zaliczyłem (dawno temu próbowałem grać w jedynkę, ale dosłownie dwie godziny mi zeszło). Zachęciła mnie tematyka i oczywiście nie żałuję. Kompletnie nie kumałem fabularnych odniesień do poprzednich części, ale w samym gameplayu mi to nie przeszkadzało. Stealth system odrobinę ułomny i zbyt wiele wybaczający, ale cała otoczka, świat, bitwy morskie, piracki rozgardiasz na absolutny plus. Wolfenstein: The New Order [ps4]: już raz próbowałem podejść do tej gry, ale wtedy dopadł mnie mój uśpiony syndrom FPP - mdłości. Grę sprzedałem (na forumku, a jak). Potem zagrałem w nowego Dooma i obyło się bez mdłości, więc postanowiłem dać drugą szansę Wolfowi i... się udało. Absolutnie nie żałuję, nawet gdybym się miał raz czy drugi zrzygać sobie na kolana. Mam wrażenie, że gunplayowi chwilami brakowało nieco kopa (Doom robił to lepiej), ale to tylko chwilami, subiektywne odczucie, bo poza tym było tip top. Wyszukana jak na FPP fabuła, urozmaicenie poziomów, ogromna, przeogromna frajda z dziesiątkowania nazistów. Klasa. Bound [ps4]: kupiłem, a jakoś miesiąc potem był za darmo w Plusie. Niech to dunder świśnie. Długo musiałem się przyzwyczajać do artstylu, ale koniec końców, grę zaliczyłem dwukrotnie. Zaskakujące dla mnie samego. Fabularnie niekoniecznie mnie przekonał (ta metaforyczność była zbyt oczywista), ale gameplay całkiem przyjemny, taneczny, płynny. Przyjemnie było się poruszać bohaterką, skakać, odkrywać nowe ruchy, eksplorować. Było lepiej, niż zakładałem. This War of Mine: The Little Ones [ps4]: uzależniające. Syndrom jeszcze jednego dnia. Poznawanie mechaniki gry było bolesne, bo gracz tutaj uczy się na błędach, ale przy każdej kolejnej rozgrywce jest mądrzejszy, rozsądniej zarządza zasobami, wie na czym się skupić. Warty uwagi tytuł, choć mam wrażenie, że trzeba mieć trochę szczęścia w losowaniu scenariusza i bohaterów. Ja trafiłem za piątym czy szóstym razem na twardą ekipę i w efekcie z dużym zapasem dotarłem do końca, po drodze zdobywając większość trofeów prowadzących do platyny. Oxenfree [ps4]: system dialogów. To mi utkwiło w pamięci. Tak się powinno robić dialogi - naturalne, nieinwazyjne. Zdaję sobie sprawę, że nie w każdym gatunku to się da wprowadzić, ale tutaj wypaliło klawo. Fabularnie fajnie, ale bez zachwytów. Gameplay żaden - walking symulator w 2D. Stealth Inc. [vita]: było przyjemnie, czasem wymagająco, czasem zaskakująco ("o, to ja mogę TO zrobić?!"). To logiczna platformówka złożona z zamkniętych stage'ów. Miła na dorywcze partyjki, dlatego idealna na Vitę. Rime [ps4]: przeszedłem raz, a potem od razu przeszedłem po raz drugi, bo niedosyt był spory. Przygoda nastawiona bardziej na eksplorację, niż skakanie. Udane zagadki, choć w zbyt małej ilości. Śliczny artstyle, nieco nieoczywistych sekretów do odkrycia. Duże stężenie metafory w przekazie. Dla fanów ICO pozycja obowiązkowa. Transistor [ps4]: świetny styl, atmosfera, gameplay zaskakująco bogaty, bo w całości zależy od skillów, w które gracz wyposaży bohaterkę - można grać zarówno defensywnie, z kontry, jak i całkowicie agresywnie. Naprawdę bogaty wybór umiejętności. Poza tym to przemyślana wizualnie perełka z niezwykle udaną muzyką (choć wcześniejsze dzieło autorów Bastion - było lepiej udźwiękowione). Podejrzewam, że rozgrywka jest bardzo satysfakcjonująca, bo kiedy po pierwszym przejściu gry (i w drodze do platyny) wysypał mi się sejw to nie dałem za wygraną i zacząłem od nowa. Platynę osiągnąłem. To chyba wystarczy za rekomendację? I nie zapomnijcie zrobić backup sejwa w chmurze. Child of Light [ps4]: próbowałem grać na Vicie, ale zauważyłem tam nieprzyjemne ścinki podczas walki. Na PS4 było ok. Oniryczna atmosfera, czarująca, pochłaniająca. Świetna muzyka. Chyba nieco za łatwa, ale czuję, że tutaj nie o wyzwanie chodziło. Urocza gra, 100% jest przyjemnością. Castlevania: Symphony of the Night [vita]: powrót do przeszłości, bo pamiętam, jak w SotN grałem jeszcze na swoim PSXie. Co tutaj dużo pisać - Castlevania doskonała, pozbawiona wad gra, tytuł, który już kilkanaście lat temu na zawsze wbił mi się w pamięć, razem z Suikodenem 2 i Tenchu, moją złotą trójką z PSX. Shovel Knight: Specter of Torment [vita]: kampania Spectre Knighta za darmo od twórców Shovel Knighta - jestem miło zaskoczony ich wspaniałomyślnością. Przyznam się, że przez wcześniejszą kampanię Plague Knighta nie przebrnąłem, sam nie wiem dlaczego, ale Spectre jest świetny - żywy, żwawy, agresywny. Z przyjemnością wróciłem do znanych mi rejonów i widokówek. Zadziwiające, że w dobie płatnych DLC można latami ubogacać grę za darmo i to w takim stopniu, wydłużając ją o drugie tyle. Crash Bandicoot Remaster: 1 i 2 [ps4]: urocze, bo frustracji uniknąłem (odpuściłem sobie czasówki, bo mnie po prostu nie bawią). To w zasadzie remake doskonały, nie mogę się do niczego doczepić, tym bardziej, że dostajemy trzy gry w cenie jednej (a nawet 3/4). Na PSX odpuściłem sobie jedynkę, bo po trójce i dwójce wydawała mi się przestarzała. Teraz zaliczyłem ją z uśmiechem. Trójkę zostawiłem na później, bo kolega ode mnie pożyczył płytę ;P Stardew Valley [ps4]: Harvest Moon na jakiego czekaliśmy i zasługiwaliśmy. Nie wiem, czy doskonały, prawdopodobnie nie, bo w niektórych kwestiach zbyt uproszczony, ale absolutnie uzależniający i relaksujący zarazem. Jedynym problemem, który doskwiera podczas gry jest zbyt wiele pomysłów na spędzenie czasu, a zbyt mało tegoż. Ani sekundy nudy. Ciepło płynące z tego tytułu ogrzewa stopy zimą. Ogromnie żałuję, że nie dotrzymałem do portu na Vitę. Przenośny SV to wyrok. Metroid Fusion [gba]: tak, mam GBA i czasem nadrabiam backlog. Nie wiem czy użytkownik @chmurqab (pozdro!) pamięta jak w marcu 2015 kupiłem od niego dwa Metroidy. Za Fusion zabrałem się po przeszło dwóch latach (Zero zaliczyłem wcześniej). Tak, Twoje gry trafiły w dobre ręce. Co mogę powiedzieć o Fusion? Tyle, że Zero podobał mi się bardziej. Natomiast Fusion na pewno zyskuje thrillerowego posmaku w niektórych fragmentach i obiektywnie jest absolutnie świetnym Metroidem, więc może miałem słabszy okres. Niemniej cieszyłem się każdą minutą gry. SteamWorld Dig [vita]: Za dużo myślenia ta gra nie wymaga, ale daje dość satysfakcji. Klasyka: ulepszanie narzędzi, zdrowia, innych atrybutów i wdrążanie się głębiej w ziemię. Idealna gra na przenośniaka, bo parę razy się zasiedziałem. The Swapper [vita]: atmosfera. Ciężka, słychać własny oddech w skafandrze. Dużo celowania i kombinowania. W późniejszej fazie spore wyzwanie logiczne. Absolutnie bezsensowne i praktycznie niemożliwe do własnoręcznego wykrycia trofea. Nie zdziw się, gdy ukończysz grę z 0% trofeów. Call of Juarez: Gunslinger [ps3]: w ramach backlogu. Troszkę mnie raził styl graficzny (jakiś taki cel shading? ale nie wiem, czy się w swojej roli spisał) i chyba do końca się do niego nie przyzwyczaiłem. Ale całkiem oryginalnie i sprawnie poprowadzona fabuła tuszowała niedostatki. Całkiem przyjemne strzelanie, choć bez orgazmów. Żaden to FPS roku, biorąc pod uwagę zeszło generacyjny rodowód, ale za te grosze warto sprawdzić (sam kupiłem go za chyba 12,50 czy 16,00 zł), bo wtedy mógł robić wrażenie. Mother Russia Bleeds [ps4]: odpaliliśmy na lekkiej popijawie i po kilku piwach trzaskało się zabawnie. Były nawet zachwyty, że "zaje'biste" ale zrzucam to na karby alkoholu. Tak naprawdę to poprawna bijatyka w ciekawym sztafażu, ale też bez wyszukanych mechanik. Smakuje tylko w drużynie, samotnie to można zaliczyć i zapomnieć. Stealth Inc. 2 [vita]: sequel wywiązuje się z zadania. Zamknięte komory nadal są obecne, ale pomiędzy nimi poruszamy się w otwartym świecie nieco nawiązującym do gatunku metroidvanii (menu wyboru poziomów zostało zastąpione open worldem z drzwiami do poziomów). Przyznaję, że wypada to całkiem przyjemnie, a nowe gadżety rzeczywiście potrafią otworzyć nowe, nieprawdopodobne możliwości. Poza tym to nadal niezwykle udana logiczna platformówka. The Witness [ps4]: o The WItness wypowiedziałem się już w odpowiednim temacie, więc pozwolę sobie przekopiować: Gra jest świetna, ale wydaje się zbyt długa. Niby wskazane jest robić sobie nawet kilkudniowe przerwy w grze, aby bania nam nie pękła od kombinowania, ale to znowu może prowadzić do sytuacji, że po dłuższym czasie nie pamiętamy zasad, którymi rządzą się kolejne rodzaje puzzli. I stajemy po tygodniu, dwóch przed kolejnym panelem widzimy te wszystkie symbole i zaczynamy się zastanawiać "czekaj, czekaj, co się robiło z tymi różnokolorowymi gwiazdkami? Separowało się je, czy łączyło w pary?". A rodzaje puzzli lubią wracać w najmniej spodziewanych momentach. Pomijając jednak ten feler, to grało się niezwykle przyjemnie i moment samodzielnego odpalenia każdego z laserów daje dużo satysfakcji. Te lasery odpalamy w celu dostania się do wnętrza góry, końcowej strefy, gdzie przyjemnie być przestaje. Tamtejsze zagadki są moim zdaniem przekombinowane i najzwyczajniej w świecie męczące, uciążliwe szczególnie dla wzroku, bo ich trudność polega na licznych wizualnych przeszkadzajkach: panele migają różnymi kolorami (padaczka gwarantowana), są poustawiane pod dziwnymi kątami, są pozasłaniane w ten nieprzyjemny dla oczu sposób, szybko się poruszają podczas rozwiązywania i często zmuszają gracza, aby ten przerysował sobie panel na kartkę papieru i tam próbował go rozgryźć, bo od długotrwałego wpatrywania się w ekran telewizora może rozboleć głowa. To taka zagrywka lekko nie fair, bo gra z testowania naszych szarych komórek przeszła do testów wytrzymałości naszej percepcji i zmysłów. Robisz sobie od tego przerwę i aż cię mdli, gdy myślisz o powrocie do tych migających, grożących epileptycznymi drgawkami paneli. tldr: + : tajemniczy klimat; kolorystyka; 90% świetnych zagadek; daje satysfakcję - : za długa; wymaga przerw, a te prowadzą do zapominania zasad puzzli, więc trzeba wypracować kompromis; 10% przekombinowanych paneli (w zasadzie cała finałowa strefa w Górze); fabuła (?) i zakończenie (ponoć są też inne, ale wyłącznie dla wyjątkowo cierpliwych i wyrozumiałych graczy) Generalnie bardzo dobra pozycja, ale w gatunku wyprzedza ją choćby Talos Princi'ple, którą to grę, korzystając z okazji, szalenie polecam. Wiedźmin 3: Krew i Wino [ps4]: drugi dodatek do Wiedźmina. Tym razem kilkadziesiąt godzin gry, ale co najważniejsze - w zupełnie nowej krainie, a ta obezwładnia swoim urokiem. I jest najważniejszą zaletą dodatku. Poza tym autorzy próbują zaskoczyć i często im się to udaje, choć z oczywistych względów część patentów zdążyliśmy już poznać. Poza nową, niezwykle nasyconą kolorami krainą zapamiętałem misję z czerwonym kapturkiem i wilkiem. No i seks. Bo seks musi być, a joypada można przecież w takich chwilach trzymać jedną ręką, nie ucieknie. Sky Force: Anniversary [vita]: stopniowość. Początkowe poziomy trudności obchodzą się z graczem delikatnie, potem bywa z tym nieco bardziej szorstko. Grę z przyjemnością przeleciałem, choć nie na najwyższym stopniu trudności, bo wolałbym jednak swojej Vity nie złamać na kolanie ze złości. Gra dla każdego, bo każdy znajdzie swój stopień trudności, który postawi mu wyzwanie. Hue [vita]: początkowo przyjemność, potem zaczątki oczopląsu. Manipulacja kolorami wymagana podczas rozwiązywania logiczno-środowiskowych zagadek. Przyjemne znajdźki rzeczywiście wynagradzające tych, którzy węszą w każdym kącie. Kolejna gra idealna na przenośną konsolę. Na stacjonarce może się wydawać zbyt uproszczona. Yooka-Laylee [ps4]: narzekają na tę grę i rzeczywiście są powody. Nieco naciąganych wyzwań, powtórzeń w zadaniach, braku szacunku dla czasu gracza (np. konieczność dwukrotnego zaliczania wyzwań Arcade). Nieuleczalna ułomność kamery, mało udany poziom z kasynem, zresztą ostatniemu też nieco brakuje szyku. Ale poza tym bawiłem się nieźle, pomijając chwile frustracji (niejasne sterowanie + świrująca kamera). Można narzekać, ze nie wszystko w tym tytule wypaliło, ale osobiście pragnąłbym więcej tego typu prób developerów. Obcy: Izolacja [ps4]: jestem absolutnie zachwycony. Fanem uniwersum Obcego się nie nie określę, ale bardzo lubię tę tematykę. Czuję, że to najlepsza gra, na jaką fani Aliena mogli mieć nadzieję. Niektórzy twierdzą, że zbyt długa, ale dla mnie była w sam raz - nie czułem niedosytu ani potrzeby, by zagrać jeszcze raz. Kreacja Aliena zachwyca - majestatycznie stąpający, węszący, bezlitośnie dopadający ofiarę. Dla mnie synonim survival horroru. Każda przechadzka z szafki do szafki, z narożnika do narożnika miała znaczenie. No i póki co wpisuje się w kanon uniwersum, więc tym bardziej warto poznać. The Sexy Brutale [ps4]: były zachwyty, ale osobiście jestem umiarkowany w odbiorze. Owszem, pomysł na grę całkiem fajny, ale jednocześnie ograniczony przez twórców narzuconymi ramami. Nie twierdzę, że większa otwartość byłaby zbawienna, ale czuć tutaj silną liniowość. Były również zachwyty nad muzyką, ale... nie utkwił mi w głowie żaden kawałek. Ładne, ale jakoś nie porażają charakterem. PS. sprzedam grę, pudełkową, z soundtrackiem. Gone Home [ps4]: leżał chyba z rok z Plusa, w końcu przeszedłem ("przeszedłem" hehe, bo to walking symulator). Szczęśliwie, że twórcy nie trzymali mnie w tym domu na siłę i zbyt długo. Poza tym historia zaskakuje brakiem zaskoczenia.Chyba że homoseksualna miłość jeszcze kogoś szokuje. "Przejść" i w sumie można zapomnieć. Oceanhorn: Monster of Uncharted Seas [ps4]: ponoć gra z rodowodem ze smartfonów. Odrobinę to czuć, ale jeśli przymknąć oko, to bywa całkiem miło. Rzeczywiście bardzo przypomina Zeldę, jej wariację, gdyby Zelda kiedykolwiek miała się doczekać wersji na smartfony. Przygoda przyjemna, choć bardzo generyczna, która nie przygotowała dla gracza absolutnie żadnego zaskoczenia. No i platyna wpada jeszcze zanim się ją po raz pierwszy ukończy (nawet nie trzeba pokonać ostatniego bossa). Super Mario 3D World [wiiu]: je'bany Mario znowu to robi. 3D World jest łatwy, znacznie łatwiejszy niż wcześniej wspomniana edycja 2D. Nadal nieco trzeba się wysilić, ale licznik żyć powyżej 100 to standard (osobiście krążyłem w okolicy 140). A jednak nie osiągnąłem 100% bo chyba ostatni bonusowy świat mnie zmęczył i postanowiłem odpuścić, nim gra odbierze mi przyjemność z własnej mechaniki. Trochę lamersko, ale szanuję swoje nerwy. Niemniej Mario jest platformówkowym cudem i po raz kolejny udowadnia, że fani tego gatunku powinni w pierwszej kolejności zaopatrywać się w konsole Nintendo. Forma.8 [vita]: przypadkowa darmówka w Plusie, zaliczona z przyjemnością. Podczas gry miałem kilka zastrzeżeń, ale teraz o nich nie pamiętam. Trochę szwendania się, ulepszania swoich umiejętności, zbierania śmieci. Nie jest to jakiś tuz gatunku, ale wydaje się, że jest jednocześnie niedoceniany. Napisałbym, że metroidvania, ale czuję, że byłoby to nadużycie. Outland [ps3]: ale on szybko biega. Responsywność. Ale mówimy tutaj o grze od Housmarque, więc sami wiecie. Uproszczona metroidvania o żywej, kontrastowej kolorystyce, mechanika oparta na dwóch żywiołach, świetnie przemyślany układ znajdziek (jeśli odnajdziesz ~90% to pozostałe wyświetlają się na mapie, więc nie biegasz jak głupi po całym świecie za jednym i ostatnim wazonem). Warto, tym bardziej, że to gra na PS3, więc dostępna za -naście złotych. Metroid: Samus Returns [3ds]: nie do końca wierzyłem w tę grę od jej pierwszych zapowiedzi, ale kiedy osobiście się do nie dopadłem, to przepadłem. Grałem jak głupi. Składałem i otwierałem swojego 3DSa (znowu bieda dla posiadaczy 2DSa xd). Celowanie 360 stopni, kontry, ulepszanie pancerza, broni. Naprawdę w rzadko której grze czuć tę potęgę rozwoju, bo praktycznie bezbronna z początku Samus pod koniec zamienia się w toczącą się kulę śmierci demolującą otoczenie. Można narzekać na nikłe urozmaicenie scenerii, choć już udanych bossów nie brakowało. Cały okres świąteczny pogrywałem w nowego Metroida i byłem przy tym szczęśliwy. Wyciągnąłem 100%, choć Nintendo nadal nie uznaje systemu osiągnięć/trofeów. Undertale [vita]: podobno by docenić Undertale trzeba przejść grę co najmniej dwukrotnie, a w efekcie ścieżką pacyfistyczną, czyli nie zabijając nikogo (taka podpowiedź pada pod koniec pierwszego przejścia). Ok, doceniam, przeszedłem, nie zabiłem nikogo. Fajnie, a nawet poruszająco, muzyka onieśmiela, czuje dumę. Ale jednocześnie nie czuję dumy jako gracz. Nie czuję frajdy z wybierania dyplomatycznych odpowiedzi podczas dialogów, wolałbym grać, wolałbym, by gra wymagała mojej spontanicznej reakcji na zaistniałą sytuację, a nie poruszaniem się według podręcznika. Szalenie doceniam pomysł na rozgrywkę, ale chciałbym lepszej jego realizacji, przyjemniejszego artstyle'u (ten obecny jest... brzydki, wystarczy popatrzeć na głównego bohatera/bohaterkę). Reasumując: podoba mi się ta gra, ale chciałbym rozwinięcia w każdym względzie (no, może poza muzyką, bo tej niczego nie zarzucę). Lista nieokreślona, czyli gry nieukończone z rożnych powodów. Slain [vita]: początek fajny, potem zaczęło się robić upierdliwie i nużąco. System walki polegający na wciskaniu jednego przycisku szybko przestaje bawić. Disc Jam [ps4]: pograłem, najczęściej po pijanemu ze znajomymi, potem kilkadziesiąt walk online. Całkiem ok, ale żywotność maleje z każdym meczem. Platyna wpadła, ale nie uważam, żebym tę grę rzeczywiście "ograł", bo pewnie inni lepiej podkręcają dysk. Crypt of the Necrodancer [vita]: lama ze mnie, utknąłem gdzieś w drugim dungeonie jak ostatnia piz'da. Z doskoku nadal cykam w tę grę, nie usuwam jej z Vity, więc temat wciąż otwarty. Downwell [vita]: o, z tego mam frajdę, chociaż oczywiście brakuje mi skilla, by dotrzeć głęboko. Mój nawyk zbierania wszystkiego i kasowania każdego wroga czasem bierze górę, a w przypadku tej gry to nie wróży dobrze. Jednak Downwell lubię sobie czasem odpalić dla funu, więc polecam. Rise & Shine [ps4]: przebrnąłem kilka etapów i... dałem za wygraną. Nie czułem satysfakcji ze strzelania, cover system szczątkowy i cała rozgrywka sprowadza się do zapamiętania kolejności pojawiania się przeciwnika i kierowania tam ognia jeszcze zanim się tam pojawi. Niby jest w tym nieco strategii, zdalnie sterowanych kul, granatów, ale nie czuję tego. NBA Playgrounds [ps4]: dobry szpil na cioranko przy piwerku. Prosty, ale potrafiący dać nieco satysfakcji. Solo traci na uroku, ale może przyciągnąć na kilka godzin. Jednak przede wszystkim kanapowe multi. Tekken 7 [ps4]: solo nie gram, ale kanapowe versus jak zawsze zamiata. Rogue Legacy [vita]: dwa podejścia i bez przyszłości. Jakoś nie przekonuje mnie mechanika, ale ja do roguelikeów jestem bardzo wybredny (co nie zabrania mi próbować). Gry nie kasuję, ale wrócę do niej wyłącznie podczas jakiejś growej suszy. Day of the Tentacle [vita]: odpaliłem, ale mam jakieś takie odczucie, że point n click to tylko na PC.
  11. Kmiot

    Zakupy growe!

    Majty z Mario. Panienki będą je szarpały zębami, tak sądzę.
  12. Kmiot

    Zakupy growe!

    Była w Limited Run. Pierwszy rzut wyprzedał się w pięć minut. Drugiego nie śledziłem, ale podejrzewam, że też szybko poszło. https://limitedrungames.com/collections/sold-out/products/limited-run-93-la-mulana-ex-vita?variant=46680329347 Była jeszcze kolekcjonerka, ale nie dla mnie aż takie szaleństwa. https://limitedrungames.com/collections/sold-out/products/limited-run-93-la-mulana-ex-collectors-edition-vita?variant=54844915715
  13. Kmiot

    Zakupy growe!

    Przez ostatni tydzień naschodziło się kilka trudniej dostępnych tytułów (te powszechne się nie załapały na fotkę), bo najlepszymi prezentami są te, które samemu się sobie kupi. Tytułów raczej przedstawiać nie trzeba, Axiom oczywiście na Vitunię, mimo że dawno zaliczony w cyfrze. Może kogoś zdziwi La-Mulana, ale wbrew powszechniej opinii uwielbiam ten tytuł. Czułem potrzebę, by się pochwalić, nawet pomimo kiepskiego oświetlenia w pomieszczeniu, przez co na zdjęciu wyszło rozmazane (pipi), ale stężenie zaje'bistości i tak over 9000. Wesołych Forumko Maniacy.
  14. Kmiot

    Catherine

    O, to miłe. Mógłbym gierkę skreślić z backloga na PS3 i dopisać do backloga na PS4/Vitę. Zawsze to jakiś postęp.
  15. Kmiot

    Zakupy growe!

    @froncz piotrewskiskąd pudełkowy Axiom na Vitę? Zgaduję, że jakaś limitka i już niedostępny?
  16. Cóż, wypada pięknie podziękować, że nikt o starym poczciwym forumku nie zapomina i walczy o jego unowocześnienie. W swojej karierze pamiętam kilka silnikowych przenosin i alergicznych reakcji na nie (nie tylko moich). Ale tym razem jest na tyle ok, że już nawet nie tęsknię za starym silnikiem. Wiadomo, że kilka spraw jest do przyzwyczajenia, ale potencjalne możliwości nowego silnika to wynagradzają.Brawo Panowie Admini - jest dobrze, a może być tylko lepiej. No i chyba trzeba będzie znaleźć sobie jakiegoś avatara, bo domyślne są beznadziejne.
  17. Czyli uruchomił się naturalny system obronny forumka i atak odparto. Bardzo dobrze.
  18. Kmiot

    Zakupy growe!

    Ja bym się bał, że w nocy ożyje i opier'doli mi chatę. Trzymaj go w jakiejś gablocie i zamykaj na noc.
  19. Rozumiem. I nie wiem dlaczego odczytałem "na pewno" i błędnie odebrałem to, jakbyś był już o braku tłumaczenia poinformowany i przekonany. A co do Marlona Jamesa to rzeczywiście trochę karkołomne i pomijając już sens całego przedsięwzięcia, ale czy jeśli już się zdecydowano na przekład to czy dało się to zrobić lepiej niż to, co otrzymaliśmy?
  20. Pojawiają się informacje, że wydawnictwo Znak zamierza wydać "Lincoln in the Bardo" po polsku, ale... najwcześniej na jesień 2018. Domyślam się, że miałeś mocne powody, by użyć określenia "na pewno się nie doczekamy" i ciekawią mnie one. Aż tak problematyczna i nieprzekładalna ta powieść? Tłumaczenie jej ma jakikolwiek sens?
  21. Panowie, mam parę komiksów na sprzedaż. Wszystkie w idealnym stanie (jedynie Pinokia ma minimalnie obity dolny narożnik). Ceny na szybko ustalone na podstawie allegro i mogą się zdarzyć klopsy, więc śmiało proponujcie niższą cenę, jeśli są takie podstawy. Do ceny należy doliczyć 15 zł wysyłki, bo preferowałbym dobrze zabezpieczoną paczkę pocztową, ale na życzenie kupującego mogę zaryzykować tańszą opcję 10 zł (koperta bąbelkowa). W zestawach oczywiście taniej (do ustalenia). Sprawiedliwość - 90 zł Amerykański wampir: tom 1 - 50 zł Batman: rok pierwszy - 40 zł Kryzys tożsamości - 70 zł Azyl arkham - 45 zł Alien: Zbawienie; Ofiarowanie - 40 zł Indiańskie lato - 65 zł Pinokia - 25 zł Fight Club 2: dziesięć tomów, plus pilot - 70 zł http://tufotki.pl/MT6J4
  22. Kmiot

    Stardew Valley

    Trawę polecam kosić w taki sposób, by zawsze zostało kilka pojedynczych kępek, bo trawa się samoczynnie rozprzestrzenia, tylko musi mieć z czego, a jak się skosi do zera, to sama nie urośnie. Więc kosić, ale niedokładnie i zostawiać trochę łat. Natomiast przed końcem każdej pory roku warto oblecieć trawnik do gołej ziemi, bo i tak się zresetuje. Na początku warto też posadzić dużo chmielu (Hops, lato), bo mimo że kasa z niego nie powala to po zakwitnięciu (ok. 10 dni) produkuje owoce codziennie. W późniejszych latach się nie opłaca, ale na pierwszy rok warto zainwestować. No i można z niego robić browary (alkoholiczka Pam je uwielbia).
  23. Kmiot

    The Witness

    I jak? Zszedłeś już czy dalej tam tkwisz? Gra jest świetna, ale wydaje się zbyt długa. Niby wskazane jest robić sobie nawet kilkudniowe przerwy w grze, aby bania nam nie pękła od kombinowania, ale to znowu może prowadzić do sytuacji, że po dłuższym czasie nie pamiętamy zasad, którymi rządzą się kolejne rodzaje puzzli. I stajemy po tygodniu, dwóch przed kolejnym panelem widzimy te wszystkie symbole i zaczynamy się zastanawiać "czekaj, czekaj, co się robiło z tymi różnokolorowymi gwiazdkami? Separowało się je, czy łączyło w pary?". A rodzaje puzzli lubią wracać w najmniej spodziewanych momentach. Pomijając jednak ten feler, to grało się niezwykle przyjemnie i moment samodzielnego odpalenia każdego z laserów daje dużo satysfakcji. Te lasery odpalamy w celu dostania się do wnętrza góry, końcowej strefy, gdzie przyjemnie być przestaje. Tamtejsze zagadki są moim zdaniem przekombinowane i najzwyczajniej w świecie męczące, uciążliwe szczególnie dla wzroku, bo ich trudność polega na licznych wizualnych przeszkadzajkach: panele migają różnymi kolorami (padaczka gwarantowana), są poustawiane pod dziwnymi kątami, są pozasłaniane w ten nieprzyjemny dla oczu sposób, szybko się poruszają podczas rozwiązywania i często zmuszają gracza, aby ten przerysował sobie panel na kartkę papieru i tam próbował go rozgryźć, bo od długotrwałego wpatrywania się w ekran telewizora może rozboleć głowa. To taka zagrywka lekko nie fair, bo gra z testowania naszych szarych komórek przeszła do testów wytrzymałości naszej percepcji i zmysłów. Robisz sobie od tego przerwę i aż cię mdli, gdy myślisz o powrocie do tych migających, grożących epileptycznymi drgawkami paneli. tldr: + : tajemniczy klimat; kolorystyka; 90% świetnych zagadek; daje satysfakcję - : za długa; wymaga przerw, a te prowadzą do zapominania zasad puzzli, więc trzeba wypracować kompromis; 10% przekombinowanych paneli (w zasadzie cała finałowa strefa w Górze); fabuła (?) i zakończenie (ponoć są też inne, ale wyłącznie dla wyjątkowo cierpliwych i wyrozumiałych graczy) Generalnie bardzo dobra pozycja, ale w gatunku wyprzedza ją choćby Talos Prin(nene)le, którą to grę, korzystając z okazji, szalenie polecam.
  24. Kmiot

    Konsolowa Tęcza

    U mnie z Enter the Gundeon jest klasyczna sytuacja - kupiłem kiedyś w promocji, ale do tej pory nie odpaliłem. Teraz to już się będę bał, bo w rogale jestem okropny lamus, a jak jeszcze mnie pocieszacie, że jest trudny, to wiem, że utknę pewnie na pierwszym piętrze. W ogóle lubię w niektórych rogalach design i ten ich charakterystyczny "pure gameplay" (tak jak Xm. pisze - świetnie sprawdzający się na handheldach), ale np. do Spelunky nie mogę się przekonać, bo szalenie podoba mi się zamysł tej gry, jednak mam tę przykrą przypadłość (ułomność) gracza, że uwielbiam eksplorację oraz czyścić poziomy z wszystkich itemów, więc limity czasowe robią mi podczas gry ogromną krzywdę. Jak to jest z tym Isaaciem? Są tam limity czasowe, pośpiech jest niezbędny?
  25. Kmiot

    Wrzuć screena

    Czyli nieświadomie grałem w spartaczony remaster... A ja naiwny przymykałem oko na felery (te urywanie muzyki wydawało mi się właśnie jakieś dziwne i nieprzemyślane), tłumacząc to sobie leciwością i archaizmami materiału źródłowego.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...