Skocz do zawartości

Kmiot

Senior Member
  • Postów

    7 089
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    166

Treść opublikowana przez Kmiot

  1. Kmiot

    Bloodborne

    Potwierdzam, obiektywnie dość trudny boss, ale bez tragedii - u mnie padła bodaj za 5-6 razem, więc dopuszczalna ilość (zanim jeszcze nadeszła irytacja). Może nie powinienem się przyznawać, ale dla mnie najmniej wygodnymi bossami byli Blood Starved Beast (ta z podstawki i później kielichów), bo jakoś nie potrafiłem odczytać oraz wyczuć jej ataków, więc sporo podejść zaliczyłem zanim dziwkę rozpracowałem. No i Pthumerian Descendant (ostatni kielich) - kieryka z sierpem jak Panoramix z Asterixa, który doprowadzał mnie do furii swoimi rzutami sierpem-bumerangiem gdy akurat stał za kolumną i nie było widać co planuje (a bumerang przez kolumnę przelatywał). Dziada wykończyłem przy pomocy wyłącznie garłacza i viscerali (+ runa zwiększająca o 20% ich damage). Jak widać każdy ma swoje problemy z bossami, którzy mu nie leżą, więc potwierdza się, że trudno ocenić obiektywnie, kto jest najbardziej uciążliwym bossem. No i fajnie.
  2. Dzieje się coś niedobrego, bo już prawie 10 minut bez bramki.
  3. Mamy mecz mistrzostw. Trudno będzie TO przebić pod względem widowiska.
  4. Kmiot

    Bloodborne

    No, One Reborn też zaszlachtowałem jak psa zanim zdążył powiedzieć "ciasto z rabarbarem". Bardziej mnie irytowały przydupasy na murach, ale dopiero po walce zorientowałem się, że można wejść po schodach i ich skarcić na solo. Ogólnie walka bez historii, choć brzydziłem się go dotknąć.
  5. Kmiot

    Bloodborne

    No nie wiem, dla mnie to trochę bez sensu, bo jeśli ktoś chce wyłącznie przejść grę, to pewnie 70 lvl styknie, ale jeśli chce się z pierwszego przejścia wycisnąć więcej, szlaja się po lokacjach, szuka sekretów (na własną rękę, bez poradników) i zalicza wszystkie opcjonalne miejscówki, to wyższe levele wskakują zupełnie przy okazji. Ot, zbierają się dusze/tętnienia i coś wypadałoby z nimi zrobić. Wiem po sobie, bo uwielbiam czyścić lokacje w Soulsach i zawsze kończę grę na levelach wyższych, niż przeciętnie przewidziano. A Bloodborne wręcz się nie chce kończyć - chciałoby się więcej lokacji, więcej przeciwników, więcej wyzwań i nie wyobrażam sobie, żebym miał finiszować grę po 30-40 godzinach na 70 lvlu. NG to już nie to samo. Wyzwanie niby jest, ale to wciąż tylko ponowne przejście znanej gry, a nie poznawanie jej po raz pierwszy.
  6. Kmiot

    Bloodborne

    Bo prawda jest taka, że trudność bossów zależy od naszych przyzwyczajeń, aktualnego levelu i stylów gry. Jeden gracz będzie się męczył z danym "fazowcem" pół dnia, bo np. nie przyjdzie mu do głowy, by przestać lockować, albo skupić się na staggerach, a drugiemu to będzie leżało w stylu i zmiecie bossa za pierwszym podejściem. W sumie nie ma reguły i wolałbym nie uogólniać. Osobiście zamkowego bossa zatłukłem za pierwszym podejściem i bez staggerów, więc da się, choć prawdopodobnie byłem po prostu nieco zbyt przepakowany jak na tę lokację.
  7. Kmiot

    Bloodborne

    Tam to w sumie najbardziej nieprzyjemni są przeciwnicy przed zamkiem. Jak już się dostać do środka, to jakoś leci lżej.
  8. Kmiot

    Bloodborne

    Okolice 70 poziomu wydają się za niskie. To znaczy da się grać, jeśli umiejętności gracza są wysokie i ten szuka sporego wyzwania, ale by zachować pewien flow i nie zaliczać zgonu co kilkanaście minut, to proponowałbym trochę podciągnąć level. A najlepiej samemu to ocenić i wejść w DLC choćby na chwilę, zmierzyć się z kilkoma rywalami i sprawdzić. Zawsze można wyjść i potem wrócić.
  9. Kmiot

    Bloodborne

    Miejscówka dosyć nieprzyjemna, ale i tak milsza w dotyku niż świat 5-X w Demon's Souls (bo przede wszystkim jasna). Nightmare Frontier jest względnie bogaty w skróty - jeden dość oczywisty, bo można się go już domyślić na początku (winda, która nie działa), a drugi odkryłem przez zupełny przypadek podziwiając widok z pewnego kamiennego pomnika. Bossa zaliczyłeś, ale pewnie warto do lokacji wrócić, bo jest tam parę istotnych przedmiotów. A panowie miotający głazami jeszcze się naprzykrzą w przyszłości i innej lokacji, więc bądź dla nich miły...
  10. Kmiot

    Bloodborne

    Muszę się pochwalić, że trofeum związane z kielichami wpadło (nie będę nazywał rzeczy po imieniu, by nie spoilerować), więc platyno - nadchodzę. Jak na moje, to nieco za długo to trwało i te lochy zaczęły mi się powoli przejadać pewną powtarzalnością, a kilku bossów również napsuło mi solidnie (tętnień) krwi, ale ufff, wreszcie. Cóż, gra jest niemal perfekcyjna, a satysfakcja z powalenia bossa (pewien pan z sierpem, potem dwoma) przy pomocy jedynie parrowania garłaczem i brutalnych wykończeń, to całe sedno zabawy. Generalnie uważam, że seria Souls to najlepsze do się gejmingowi przydarzyło w ciągu ostatniej dekady, a Bloodborne to cudne urozmaicenie. Tak, dopiero teraz go ogrywam, bo jestem ponad hype.
  11. Mam podobne odczucia i jedynie wątek Jona Snowa trzyma jako takie tempo, reszta wydaje się zbyt rozciągnięta i mało rozwojowa. Obstawiam, że twórcy nieco grają na czas, bo zdają sobie sprawę jak niewiele materiału im zostało - Gruby się ociąga z nowym tomem, kolejny to dopiero pieśń odległej przyszłości (o ile w ogóle zdąży się ukazać przed zgonem Grubego) i nawet jeśli twórcy serialu znają plany autora co do dalszego rozwinięcia niektórych wątków a nawet zakończenia, to jeszcze ktoś to musi zgrabnie i z zachowaniem tempa złożyć w całość, napisać scenariusz, rozpisać sceny. Ilość wątków w książce zupełnie nie przeszkadza, bo rozdziały są odpowiednio długie i każdy coś wnosi, natomiast serial zaczyna zauważalnie wypełniać się zapychaczami, nadmiarem wątków, łażeniem z kąta w kąt i niepotrzebnie rozwlekłymi dialogami. To raczej oczywiste, że "Wichry zimy" odpowiednio rozbudują fabułę, ale w tej chwili serial coraz znaczniej zaczyna odstawać poziomem od powieści (której co prawda jeszcze nie ma, ale do jej jakości możemy być raczej pewni). Jest zbyt teledyskowo.
  12. Jako piraci zawsze mogliby chcąc udać się na sąsiednią wieżę dokonywać na nią abordażu bujając się na linie, więc taki mostek i tak wydaje się zbędnym luksusem. Zresztą prymitywny mostek nie był przecież główną przyczyną (okazał się całkiem solidny, nic się nie urwało, nic nie ułamało) i równie dobrze dziad mógł zostać zrzucony z kamiennego mostu. Wypada więc to potraktować jako element scenografii bez wpływu na przebieg wypadków.
  13. Kmiot

    Battlefield 1 (BF5)

    Tematyka piękna, ciągle nie mogę przestać się dziwić, że tak rzadko eksploatowana w grach. To będzie chyba pierwszy Battlefield, którym się zainteresuję.
  14. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    A ja dzisiaj zmęczyłem Killer is Dead (PS3) i ogólnie wyczuwam, jak to się zgrabnie mówi, niewykorzystany potencjał. Bo tak: system walki z każdą godziną uzależnia coraz bardziej i choć nie należy do zbytnio skomplikowanych, to w momencie należytego opanowania go "siada" niezwykle przyjemnie. Przede wszystkim uniki, które przechodzą w miażdżące kontry (bardzo przypominało mi to popisy kataną Raidena w MGR:R). Wtedy też cały swój urok pokazuje charakterystyczna oprawa graficzna, bo zabarwiona na czerwono i nieco bardziej monochromatyczna prezentuje się lepiej niż ten błyszczący i ciemny szrot podczas zwykłej eksploracji. Niestety, krzywdę udanemu systemowi walki zrobili designerzy poziomów, których jest a)mało, b)są krótkie i nie za bardzo jest gdzie się rozpędzić z masakrowaniem przeciwników. Etapów fabularnych jest teoretycznie 12, ale raptem tylko połowę można litościwie określić "rozbudowanymi" (a jeden jest powtórką z rozrywki). Co prawda pojawiają się misje poboczne, ale z nimi także bywa różnie - na palcach jednej ręki można policzyć te, które pozwalają się nieco wyżyć. Wyrywanie lasek przy pomocy swojego "wzroku żigolo" (pewien rodzaj pobocznej rozrywki między misjami) bawi przez pierwsze 3-4 razy, "chodzone" etapy irytują mocno, pracy kamery tutaj brak, a wstawki pełne dłużyzn sprawiały, że odkładałem ze znużenia pada. O fabule nie wspomnę, bo opiera się ona na ucinaniu głów, cyckach, amnezji głównego bohatera, bionicznych członkach i, kurwa, jednorożcach. Z bossami również bywa różnie pod względem wyzwania, bo wraz z postępami i rozwojem Mondo (główny bohater) jest łatwiej, a ostatnie starcie, choć prawilnie wieloetapowe, nie stanowiło większej przeszkody nawet dla takiej lamy jak ja. Ogólnie w okolicach piątej misji miałem ochotę rzucić grą w pizdu, ale się przemogłem. Ochota wróciła w okolicach ósmej misji, potem w okolicach jedenastej, więc zaliczanie tej gry było dla mnie prawdziwym spacerem na linie tolerancji. A na koniec pozostał mimo wszystko niedosyt niewykorzystanego potencjału, bo udany system walki zasługiwał na większe pole do popisu. Ale to i tak lepiej, niż zaliczony wcześniej Order 1886, który poza podziwianiem grafiki nie zaoferował nic więcej. Jedynie ludzie odpowiedzialni za artystyczne aspekty tej gry spisali się na medal. Fabuła to obraza i najwyraźniej ukłon w kierunku piątej generacji gier. Gunplay i ciasne pomieszczenia to kpina i zamach na swobodę gracza. Fragmenty stealth przypominają pierwszego Metal Geara z MSX, a nawet gorzej, bo wykrycie to automatyczny restart. Trochę mi żal tych ludzi, którzy z pewnością włożyli ogrom pracy, by ta gra graficznie i artystycznie wyglądała jak wygląda, a cała reszta ekipy urządziła ostry sabotaż projektu. Ordera zaliczyłem, ale ta gra jest tak bardzo liniowa i jednorazowa, że nie ma absolutnie żadnego powodu, by kiedykolwiek do niej wrócić.
  15. Bo nikt ode mnie nie chce kupić tej je'banej Sagi.
  16. Dwa pierwsze tomy Locke & Key oddam za 60zł. Stan jak nowe. Plus pierwszy tom Sagi nadal aktualny (30zł).
  17. Kmiot

    Jason Bourne

    Trylogię Bourne'a zawsze szanowałem i świetnie, że Matt wraca do roli. Lepsze od Bondów.
  18. Kmiot

    Demon's Souls

    https://youtu.be/RRBSm4Kyt5M?t=7m36s Tak jak pisze stoodio: za każdego zabitego bossa w lokacji przypada jeden dodatkowy respawn jaszczurek.
  19. Kmiot

    Zakupy growe!

    Jak się nie odpala na PSX to zaorać.
  20. W ogóle ta dyskusja o SFV to dobra kobra. Najlepiej jak się Mutti zapalił i zaczął wyzywać od lamusów każdego kto chce popykać sobie w samotności w bijatykę. Że niby bijatyka, to tylko versus i online, a kto oczekuje czegoś innego to frajer i przegraniec. I że w niektórych FPSach też nie ma kampanii. A ja naiwny myślałem, że mało trybów gry to w bijatykach ZAWSZE minus. Jakoś w MKX (i wcześniejszym MK) dało się zadowolić każdego. No, ale ja lewus jestem.
  21. Kmiot

    Zakupy growe!

    Owszem, szczególnie razi małe pole widzenia, ale dla samej muzyki warto odpalić kolejne misje. https://youtu.be/22OaexV7D2U?list=PLB2DE718B69A91539
  22. Kmiot

    Zakupy growe!

    Widzę, że PSX zbiera żniwo w temacie.
  23. Kmiot

    Zakupy growe!

    A propos PSXa, to też kupiłem sobie dwie swoje młodzieńcze miłości.
  24. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    Trochę się boję stresu z tym związanego. Potrzebuję się wyluzować.
  25. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    Yaiba: Ninja Gaiden Z - zupełnie nie ogarniam tak dramatycznie niskich ocen wśród "branżowych profesjonalistów". Coś w okolicach 2/10? Serio? Grali w to dłużej niż 15 minut? Chyba nie, bo pewnie zarobieni i czeka kolejka gier do zrecenzowania. Owszem, Yaiba nie robi dobrego pierwszego wrażenia i przez całą swoją szerokość na poziomie wykonania nie reprezentuje godnie poprzedniej generacji, ale nie powiem - szarpie się w to z zauważalną przyjemnością i widać, że jednak trochę pracy w ten tytuł włożono, szczególnie w temacie najważniejszym - systemie walki. Trzy rodzaje ciosów, blok, unik, egzekucje, zużywalna broń dodatkowa, żywioły, dynamika, krew, urywane członki - potencjał do masterowania jest spory i slaszerowi fetyszyści z pewnością go docenią. Do tego należy dorzucić świetnego głównego bohatera (kozak złowieszczo się śmiejący podczas odrywania przeciwnikowi ramion), zresztą miss Monday (mrau) i Del Gonzo też niczego sobie (jedynie Hayabusa z kijem w (pipi)e), fajne soczyste dialogi między bohaterami (mnie tam śmieszyły, nie ma to jak mocny "fuck" podkreślający wydźwięk komentarza). Smutne, że przez tak niskie oceny tak niewielu da szansę Yaibie, ale yebać to i yebać branżę. Muszę też się przyznać, że gra jest trudna jak na moje amatorskie możliwości i miejscami musiałem dane sekwencje walk powtarzać kilka, a nawet kilkanaście razy (już na normalu, a wyżej są jeszcze dwa czy trzy poziomy trudności). Trzeba się w ten mechanizm walki mocno wgryźć i świadomie stosować szczególnie elementale (żywioły), z których połączenia powstają czasem niszczycielskie efekty ostro przerzedzające szeregi wrogów. Dodatkowo należy jak najczęściej stosować egzekucje, które dają "apteczki". Ale to wszystko mocno wymagające, szczególnie w chaosie walki, kiedy chwilami nie wiadomo nawet gdzie znajduje się postać gracza. Jednak najbardziej w tych ciągłych porażkach zniechęcały mnie długie plansze loadingu, poprzedzone dodatkowo blisko 10-15 sekundową animacją "umierania". To spory minus, bo wiadomo, że czekanie na powrót do gry najbardziej frustruje gdy się przegrywa. Irytujące bywały też "sekcje platformowe" choć nie w całości, a jedynie te fragmenty, które wymagały odpowiedniego timingu by uniknąć gorącej pary i kwasu. W moim odczuciu zaburzały one płynność i flow akrobacji Yaiby, bo samo skakanie i bujanie się na lince wypadły całkiem przyjemnie i intuicyjnie - najgorzej gdy trzeba było się zatrzymać w tym balecie i poczekać na wolne przejście. Szczęśliwie skuchy nie skutkują loadingiem, bo to byłoby już zbyt wiele. W każdym razie pomimo niezaprzeczalnych wad (i mojego stopnia inwalidztwa w tak wymagających zręczności grach) zupełnie nie żałuję, że Yaibę kupiłem (nową, za śmieszne pieniądze: 30 zł) i zaliczyłem pomimo licznych nerwowych momentów. XM polecał, więc dzięki
×
×
  • Dodaj nową pozycję...