Są książki i książki. Jedną się czyta w cztery godziny, 1300 stronicowego kolosa już nie bardzo. W zeszłym roku przerobiłem 43 pozycje, od Hrabiego Monte Christo składającego się z trzech sporych tomów, "Nędzników" 2x800 stron, "Atlas zbuntowany" 1200 stron, "Lód" 1100, czy "Życie i los" ok. 900, po cieniutkie: "Folwark zwierzęcy", "Tango" Mrożka, "Piotrusia Pana" i "Wielkiego Gatsby'ego". Biorąc pod uwagę, że czytam tylko wieczorami przed snem oraz w niedziele i święta, to żwawy wynik, ale nie ma co rozgraniczać, bo ciężko w tym znaleźć jakąś regularność.