Kurde, przeczytałem całą tę osławioną trylogię Millennium Larssona, no i co? Fajne. Byłem sceptycznie nastawiony przed lekturą, a jednocześnie przebrnąłem przez trzy tomy w dwa tygodnie, co przy mojej ilości wolnego czasu jest niezwykłym dokonaniem. Miałem podobne wrażenie, jak kiedyś przy "Kodzie Leonarda Da Vinci", który, już abstrah'ując od kontrowersji go otaczającej, czytało się żwawo, bez dłużyzn i był świetną rozrywką przystępną dla każdego. Tutaj jest podobnie, choć nieco bardziej mrocznie, ale jeśli szukasz niezobowiązującej, wciągającej lektury, to uderzaj śmiało. Już pierwszy tom, obiektywnie patrząc, robi niezłe wrażenie, wywołuje tak bardzo znany nam, konsolomaniakom, syndrom "jeszcze jeden level/rozdział". Całość nie ma jakichś szczególnie wysokich aspiracji, stawia raczej na akcję, choć nie ogarniam zachwytów nad postacią Salander. Mnie ona często irytowała swoją postawą emo. No i jeszcze jedno przemawia za koniecznością zapoznania się z trylogią. Fincher już kręci pierwszą część, podobno z kategorią wiekową R.