Mimo zapewnień twórców, to wszystko wygląda na podręcznikowy sen. Od momentu jazdy mustangiem we mgle z jakichś bagien, w kompletnej pustce (idealne miejsce do znieczulenia Trinitego; co Dex by zrobił, gdyby olej się wysrał na ruchliwym skrzyżowaniu?), aż po wannę i dziecko płaczące dopiero po dzwonku telefonu, jakby czekające na sygnał.
W ogóle mam wrażenie, że jednak nieco czasu im zabrakło w tym ostatnim epie (mogli go wydłuzyć, tak jak w pierwszym sezonie bodaj).
No, ale skoro twórcy zapewniają, że to nie sen, to ja im wierzę i bardzo mi odpowiada taki finał. Gdyby nie on, to wszystko byłoby praktycznie na swoim miejcu, poza świadomą Debrą, która i tak chyba się już z tym pogodziła. Musielibyśmy czekać 3-4 epy na rozwój wydarzeń, a tak to zaczniemy 5 sezon z grubej rury.