Bunny nie ma w sobie takiego mistycyzmu jak historia Euchrida. "Śmierć..." jest znacznie łatwiejsza w odbiorze (co w pewnym sensie mnie cieszy, bo dzięki temu Ölschmitz nie będzie mnie pytał "o co w tej książce chodziło?"), brakuje w niej czegoś niebanalnego, nieprzewidywalnego, jest za to duże stężenie ci'pek i seksu. Cave ponownie wziął na warsztat kwestię alienacji i odosobnienia jednostki, często wchodzi w głowę i myśli Bunnego Juniora, a w przypadku jego ojca skupia się na czynach. Sporo rozważa też na temat waginy Kylie Minogue i Avril Lavigne (hę?), co ma o tyle interesujące podłoże w fakcie, że z Kylie przecież współpracował przy płycie "Murder Ballads". Pewnie nieźle przetrzepał jej rajtuzy, a teraz na sentymenty go wzięło.
Ogólnie jestem nieco zawiedziony, ale zdaję sobie sprawę, że "Gdy oślicę..." trudno było przebić.