Skocz do zawartości

Kmiot

Senior Member
  • Postów

    7 012
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    163

Treść opublikowana przez Kmiot

  1. Ale to jest jakoś uzasadnione, albo gdzieś wspomniane? Bo nie pamiętam. Czy celowe na zasadzie: bo tak?
  2. No, też o tym wspominałem, bo ta walka z Futrzakiem/Czerwonym Diabłem bardzo nie pasuje do tej gry. Jedyny moment, gdy lekko mnie sfrustrowała. Spoiler dotyczy metody na niego. Na szczęście to w sumie jednorazowy wybryk twórców, więc w sumie warto zacisnąć zęby i przebrnąć.
  3. Może ja po prostu źle do tego podchodzę. Bo traktuje tę zabawę w formie wyzwania, czelendżu i myślałem, że w domyśle większość tak ma xd A tutaj okazuje się, że gierek zapodawać nie ma komu, a jak już są wybrane tytuły, to zaliczają je 2-3 osoby na krzyż. Dwa miesiące temu było kilkunastu chętnych do retrogiercowania, teraz połowa z nich nagle sobie przypomniała, że woli grać w nowe gry i na przestrzeni miesiąca nie ma czasu wykroić 5-10 wolnych godzin na ogranie jakiegoś starszego tytułu, choć deklarowali inaczej. Ja rozumiem nagłe wypadki, cos się w życiu zmieniło, wpadły nowe priorytety, ale fakt, że zawsze będą jakieś nowe gry do ogrania był do przewidzenia. Tak jak pisałem: może źle odebrałem ideę tej zabawy, podchodzę do niej zbyt ambitnie i ze zbytnim zaangażowaniem, miała być jakąś odskocznią od strefy komfortu, motywacją i WYZWANIEM GAMINGOWYM doświadczanym wspólnie i w większym gronie, a tymczasem temu się nie chce, temu nie działa, ten zapomniał, tamten nie ma czasu, tamten woli w coś innego grać, no rozczarowujący brak dyscypliny tutaj panuje. Ale ok, idę już, bo najwyraźniej się zesrałem o retro gierki xd
  4. Chyba potrzebujemy restrukturyzacji xd Jest w ogóle ktoś, kto chce zapodać gierkę/gierki? Bo słomiane zapały nie przetrwały dwóch miesięcy i już połowa się chce wypisać. Nie ma sensu chyba tworzyć kolejki użytkowników, skoro już po miesiącu jest nieaktualna.
  5. Dupy nasmarowane na trzeci epizod? Kto tam będzie zapodawał? Wracamy do GearsUp (może już skończył Zeldę?) czy lecimy dalej z listą? Szemac? Może warto przypomnieć zainteresowanym, w razie gdyby potrzebny był czas na zastanowienie czy też dodatkową ankietę w razie wątpliwości? Panie prowadzący @second?
  6. Ok, ukończyłem, bo byłby przypał, gdyby nie? Miałem obawy, że gra zestarzała się gorzej, ale jest w miarę znośnie. Pewnie, że wciąż uwiera nieco ta praca kamery i sztuczne ograniczenia w manewrowaniu nią. Pewnie, że elementom platformowym brakuje precyzji (w dużej mierze wynika to z pracy kamery właśnie). Ale poza tym jest całkiem rześko z tą grą. Oprawa dzięki swojej kreskówkowej stylistyce nie boli w oczy, chwilami może się nawet bardzo podobać. Duża różnorodność krajobrazowa, ładna i przede wszystkim soczysta kolorystyka dodaje tytułowi wiele uroku. Jest też po prostu przejrzysta, więc znacznie ułatwia nam orientację w terenie oraz pośród możliwości interakcji. Słówko należy się też oprawie dźwiękowej, a konkretnie muzyce, bo ta zaskakuje. Natychmiast wpadają w ucho te jazzujące utwory i doprawdy trudno je zignorować. Szkoda jedynie, że są względnie krótkie i ostro zapętlone, choć nie było momentu, by mnie znużyły i nawet przez myśl mi nie przeszło, by je wyłączyć czy ściszyć. Generalnie do warstwy audio-video trudno się przyczepić i pomimo wielu lat na karku jest zaskakująco świeża. O co chodzi gameplayowo już wyjaśniano - na każdym poziomie naszym zadaniem jest uprowadzenie jednej owcy ze stada pilnowanego przez Sama - pasterskiego psa. Każdorazowo wiąże się to z rozwikłaniem przez nas zagadki logiczno-platformowej. Do dyspozycji dostajemy garść gadżetów, zawsze w przemyślany sposób rozmieszczonych i ściśle wyliczonych. Bardzo rzadko jest tutaj czegoś w nadmiarze i jeśli coś dostaniemy, to możemy być pewni, że będziemy zmuszeni tego użyć, by ukończyć poziom. Wiąże się to z niewielką swobodą kreatywną, nie ma tutaj wielu dróg do celu, wszystko jest dość misternie rozplanowane i zaplanowane. Jeśli coś przewidzianego przez twórców uda nam się ominąć, to zapewne czystym fartem, bo Sam się zawiesi na przeszkodzie terenowej czy coś w tym stylu. Więc kilkanaście poziomów przed nami, ale pomysłów twórcom raczej nie brakuje. Kojot Ralph korzysta z przeróżnych metod, by przechytrzyć Sama. Od prostego przekradania się za jego plecami, poprzez przebieranki, kamuflaż, korzysta z pomocy innych bohaterów uniwersum, miewa też całkiem odlotowe pomysły, nawet podróżować w czasie mu się zdarzy. Niewiele z tych idei się powtarza, a gra czasami leci z nami w chuja, gdy nagle okazuje się, że fortel z poprzedniego poziomu tym razem się nie sprawdzi, bo Sam się w jakiś sposób zabezpieczył. No i wspomniałem już, że krajobrazowo jest tutaj bardzo różnorodnie, co znacznie oddala moment znużenia czy wrażenia, że wciąż robimy to samo. Poziom skomplikowania zagadek też rośnie w rozsądnym tempie. Pierwsze to zadanie na kilka minut, na późniejszych potrafiłem utknąć bitą godzinę (choć może nie powinienem się do tego przyznawać). Na każdym poziomie poza wymyśleniem sposobu, by dostarczyć owcę do celu możemy również poszukać ukrytego zegara i na tym kończą się możliwości, nie ma też potrzeby wracać do zaliczonych leveli. Bonusowe zegary polecam zbierać, bo są walutą, za którą kupimy inne... no, bonusy. Artworki, szkice czy materiały zza kulis nie każdego jarają, ale wskazówki jak dotrzeć do dwóch poziomów bonusowych to już coś, na co warto w pierwszej kolejności wydać punkty. Gra czasami jest niekonsekwentna i chwilami prowadzi nas za rękę tłumacząc oczywiste rzeczy (skakanie) innym razem zapomina nam wyjaśnić istotne kwestie (np. że możemy przyciskiem biegania "pływać" w strefie próżni). Generalnie polecam czytać tabliczki, bo zawierają podpowiedzi co do możliwości, którymi dysponujemy, bo nie każdy rodzaj interakcji jest intuicyjny (z jednej armaty możemy strzelać z innej już nie, do tego zbiornika wodnego możemy wskoczyć, do tego obok już nie). Ogólnie miło, że gra nie traktuje nas jak idiotów i zdaje się na skuteczną metodę prób oraz błędów, ale czasami zasady funkcjonowania tego świata czy niektórych gadżetów nie są do końca jasne i raz coś zadziała, a innym razem nie i to z nie do końca jasnych powodów. Chwilami nie miałem pewności czego gra ode mnie oczekuje w temacie jakiegoś gadżetu czy motywu. Koronnym przykładem będzie tutaj chyba "walka" z Futrzakiem. Tabliczki niby sugerują co należy zrobić, ale margines błędu jest na tyle niewielki, że zacząłem mieć poważne wątpliwości i poczułem drobne ukłucia frustracji. Inna sprawa, że moje zagubienie często wynikało to tez z tego, że mój POTĘŻNY UMYSŁ GRACZA przesadnie komplikował sprawę, tymczasem rozwiązanie było zbyt banalne, bym na to wpadł, więc to pewnie też trochę moja wina. Aha, są na poziomach czekpointy, ale działają co najmniej dziwnie. Grunt, że są, bo bez nich to chwilami byłaby udręka z powodu dziwnych zgonów. Gra nie w każdym aspekcie jest przyjemna mechanicznie, ale satysfakcjonuje. Jest dokładnie taka, jaką ją zapamiętałem. Udało mi się nie utknąć na amen, bo pamiętam, że za małolata któryś poziom mnie zblokował na kilka dni, dopóki nie przeczytałem opisu. Tym razem ukończenie jej w 100% zajęło mi aż 12 godzin, więc wynik nieszczególnie imponujący chyba, ale nie na tyle wysoki, bym odczuł zmęczenie grą. Sheep, Dog 'n' Wolf w zasadzie nie ma się dzisiaj czego wstydzić (poza pracą kamery, ale to nieodłączny element tamtych czasów). Jest ładna artystycznie, dźwięczna, pomysłowa, czasem zabawna i nie brakuje jej urozmaicenia w warstwie gameplayowej. Polecam nie wymiękać Retro Maniacy!
  7. Kurde, Pan Grzybiarz, koneser emulatorów i innych takich, a nie ma na czym ograć. Grzybi, weź się w garść i albo masz wyniki, albo wymówki. Ja Silent Hilla ogrywałem na PS Classic Mini, więc dla chcącego nie ma barier.
  8. Może być ciężko o terminowość, szczególnie w okresie letnim, gdzie wydajność graczy raczej spada (nic nie sprzyja posiedzeniom przy grze jak niepogoda i szybko zapadające wieczory). Ale nikt nie obiecywał, że Forumkowy Klub Gierek Retro to będzie kaszka z mleczkiem. Dajesz. Według mnie nawet jak kilku graczy ukończy, inni nie ukończą, ale pograją, a jeszcze inni chociaż odpalą i dadzą jej szansę, to i tak sukces zabawy.
  9. Ja jeszcze gram w sumie i zostały mi tylko bonusowe misje, z którymi planuję się uporać jeszcze w ten weekend. Ale fakt, poszło mi wolniej niż zakładałem. Trochę inne gry mnie wyhamowały, ale ukończenie Sheep, Dog 'n' Wolf to kwestia honoru i przyjemności. Z drugiej strony nikt raczej nie zamknie tematu po upływie czerwca, więc IMO spóźnieni mogą do niego wrócić nawet w kolejnych miesiącach. Może gra ZA DŁUGA? Poczekamy aż ktoś zaproponuje jakiegoś jrpga na 30 godzin?
  10. Kmiot

    Growe Szambo

    Ok, czytam Wasze relacje ze sprawy i mam pytanie:
  11. Problemem Kroolika są tylko niektóre teksty, które nazywam "wyliczankami". Po prostu czasami obiera taki temat, że efektem jest wymienianie gry za grą, za zasadzie "w kwietniu ukaże się gra xxx, natomiast w maju gry yyy i zzz. Potem czeka nas wakacyjna przerwa w trakcie której ukażą się jedynie ttt i www. Potem nastąpi okres żniw i w czasie kilku jesiennych miesięcy ukażą się [wymienia 10 tytułów]". Albo coś w tym stylu. Ostatnio chyba napisał podobne kalendarium na temat zeszłego roku w polskim gamedevie. Póki nie zaczyna wyliczać, to jest dobrze. Z nowego numeru już przeczytałem jego tekst i trudno się do czegoś przyczepić.
  12. Dla równowagi napiszę, że Pani Ania w kiosku już dzisiaj miała. Wczoraj nie, więc tradycja w sumie zachowana. A żeby podkurwić tych, którzy numeru jeszcze nie mają to napiszę: Są cycunie.
  13. Mała aktualizacja listy bonusowej, bo @Dud.ek podesłał mi fant, więc od razu wrzucam do tematu. Książka/albom "C64. Polskie piksele w grach", czyli coś dla fanów Commodore 64. Egzemplarz w zasadzie nowy. Uwaga, na niektórych stronach piksele są tak duże, że można na nich grać w warcaby. Dziękuję Pan Dud.ek. W imieniu swoim i przyszłego właściciela.
  14. Kmiot

    Zakupy growe!

    Sławek po prostu chciałby, aby w pudełkach znów zaczęły się pojawiać instrukcje, może jakiś mały artbook, mapka świata, czyli żelazna klasyka starych wydań. A nie plakat, którego nigdy nie powiesi na ścianie (bo nie ma już 14 lat), koszulka, której nigdy nie założy (bo patrz wyżej), albo breloczek, którego nigdy nie przepnie do kluczy. To są materiały reklamowe, oficjalne gadżety, nie zawartość pudełka z grą. Pamiętam wydanie RDR na PS3 z mapą, większość gier z tamtej generacji (o ile dobrze kojarzę, mogę się mylić) miała też w pudełku taką postawę jak instrukcja czy coś innego do przekartkowania. Kolejna generacja to już bieda-wydania.
  15. Chłopaki gonią teraz numeracyjnie CDA, więc musi. Za jakieś trzy lata ich dojdą.
  16. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    Dobra, może nie tak "właśnie", ale ukończyłem. Silent Hill 3 [PC] Moja saga nadrabiania Silentów wolnym tempem, ale posuwa się naprzód. Prawdopodobnie i tak zdążę ograć wszystkie, zanim Konami dopuści do wydania SH2 Remake, bo pieszczą się z tym jak matka z łobuzem. Nie narzekam, mam w co grać. Do Silent Hilla 3 jest obecnie mocno utrudniony dostęp, więc trzeba sobie radzić nieco na okrętkę i nie do końca legalnie. Zapomniałem już jak to jest, więc dzięki Pan Bzduras. Klasycznie w zgodzie z moją ideą grania w Silenty: instalacja na laptoku, podłączenie do TV, słuchawki na uszy, pad w dłoń, ciepłe mleko na uspokojenie nerwów i gramy. Koniec końców zdecydowałem, że będę grał w prawilnej rozdzielczości 4:3, tak jak gra była tworzona. To tak uprzedzając pytania na temat autorskich screenów, którymi są zdjęcia TV. A teraz do rzeczy. Czy wy tam w tym Konami byliście wtedy kurwa normalni? Yamaoka, wstań. Czy ciebie już do końca popierdoliło na tym mikrofonie? Ja nie wiem, czerpiesz z tego jakąś niezdrową satysfakcję? Bawi cię to tam w ostatniej ławce? Wchodzę do pomieszczenia, a moje uszy są atakowane istną kakofonią dźwięków. Niezbyt przyjemnych, wprawiających mnie w niespokojny nastrój, urządzających mi orkę na polu psychiki. To głównie przez ciebie, Akira, siedziałem nad tą grą bity miesiąc, bo musiałem sobie dawkować te twoje chore aranżacje. Okej, nie do końca prawda, bo miałem ograniczone możliwości podłączenia laptopa do TV, stąd ośmiogodzinny tytuł zajął mi tyle czasu. Kwestia dyscypliny i odpowiedniego nastroju do gry, który nie zawsze chciał nadejść. Ale udało się, choć nadal uważam, że SH3 to kolejny krok w stopniu zwyrodnienia twórców. Przede wszystkim dźwięki. No to jest jakaś masakra na mojej wrażliwości. Yamaoka postanowił się ze mną nie pieścić, wrzuca kolejny bieg, a ja jestem podwójnie niespokojny. Przy czym podoba mi się. Czysto masochistycznie. Ten ciężki tupot kogoś piętro wyżej, ten łomot dźwięków, gdy wchodzę do pomieszczenia pełnego wrogów, jęki za drzwiami, które za chwilę będę zmuszony przekroczyć (albo co gorsza, mogę się opcjonalnie cofnąć, ale czy chcę zaspokoić ciekawość?). Zgrzytanie, chrobotanie, żadnych przyjemnych tonów. Atakują mnie zewsząd, zwiastują głównie kłopoty. Jebać cię Yamaoka, zrobiłeś dobrą robotę. Co poza tym? Łatwo wyczuwalna zmiana nacisku gameplayowego. Więcej wrogów, więcej potencjalnej walki, ale kompletnie nieopłacalnej. Dlatego z grubsza omijanej i unikanej. Buduje to klimat zastraszenia i zaszczucia. Pistolet jest kompletnie niewydajny, amunicji mało (grałem na normalu), w byle stwora trzeba władować 3/4 magazynku, lepiej polegać na broni białej, ale obsługa tej jest jak zwykle toporna do kwadratu. Więc większość rozgrywki siłą rzeczy polega na lawirowaniu między wrogami co gwarantuje ciągłe napięcie i ma swoje zalety. Co przyjąłem z miłym zaskoczeniem, to znacznie większa liniowość miejscówek. A raczej wyraźne ograniczenie biegania po Silent Hill. Umówmy się - miasteczka znanego z poprzednich odsłon tutaj nie ma. Dostajemy jego mały (choć znajomy) fragment, ale poza tym gra jest na wskroś liniowa, podążamy od miejscówki do miejscówki i o ile "wtedy" ktoś mógł to uznać za wadę, to ja w sumie przyjąłem z drobną ulgą. Tym bardziej, że lokacje nie mają się czego wstydzić. No, może poza metro, najwyraźniej pełniącego rolę kanałów w kontekście serii. Pomijając te drobne potknięcie jest tip-top, potwory działają na mój układ nerwowy, choć to dałny pod względem AI, ale są brzydkie jak lewaczki od Figaro, więc mnie deprymują skutecznie samą swoją obecnością. Jest coś niezwykle satysfakcjonującego w eksploracji tego zwichrowanego psychiką bohaterów świata i odznaczania kolejnych zamkniętych drzwi na prostej, wręcz rysowanej dziecięcą kreską mapie. Każda informacja o tym, że "zamknięte" nie są takim rozczarowaniem i całkowitą stratą czasu, gdy przynoszą dodatkowe informacje na mapę. Znacznie ułatwiają dalszy etap zwiedzania i sprzyjają metodycznemu graniu. A ja takie preferuję. Głupotka, ale praca z mapą w cyklu SH zawsze mnie zadowalała i cieszę się, że SH3 trzyma fason w tym względzie. Fabuła. Odbieram ją dość sentymentalnie, bo wyraźnie uderza w tony bliższe SH1, niż SH2. Stwierdzenie oczywiste z co najmniej kilku względów, ale przede wszystkim nie można już SH3 swobodnie potraktować w oderwaniu od serii. Kontynuuje ona wątki i cóż, warto a nawet trzeba znać fabułę SH1 przed przystąpieniem do rozgrywki. Tradycja serii, czyli drewniane dialogi nadal goszczą w SH3. To znaczy nie są one o tyle źle napisane, co dramatycznie i nienaturalnie odegrane. Ale myślę, że taki już mamy klimat i Bloobery pewnie urządzają ostrą burze mózgów jak to ugryźć. Czy uda się nawiązać do nastroju bez drewnianych dialogów? A Yamaoce wybaczam znęcanie się nade mną dźwiękami, bo jednocześnie dostarczył kilka wokalnych utworów, których od lat trudno mi wyrzucić z pamięci. Teraz je usłyszałem w grze i wciąż działają tak samo intensywnie. Wspaniałe. Letter from the lost days w trakcie sceny w samochodzie, You're not here czy I Want Love to są destruktory wrażliwości i nie mogę o nich nie wspomnieć. Majstersztyki. Czy jestem zadowolony z SH3 w perspektywie gracza, który dopiero nadrabia serię? Jak najbardziej. Nie zmuszała mnie po raz trzeci do biegania po tym samym mieście, więc już istotny plus. Grę trochę zniosło w kierunku "ilość wrogów, nie jakość", co nie do końca odpowiada moim preferencjom, ale od tej serii nie oczekuję podkładania się pod moje oczekiwania. Ona ma mnie niepokoić, być niewygodna i uwierająca. Dzień, w którym zacznę się z nią czuć komfortowo będzie jej ostatnim dniem.
  17. Szybko poszła lektura, to chyba dobrze, co? Oczywiście wynika to też z faktu, że tak naprawdę treści do czytania jest w Sega Extreme znacznie mniej, niż tradycyjnym PE - duże screeny zagarniają sporo miejsca, niemała czcionka też robi swoje, do tego sporo reklam (aktualnych i tych starych, klasycznych), plakat i koniec końców samej lektury tutaj zauważalnie mniej. Czy to wada? Niekoniecznie, bo traktuję te numery trochę ulgowo, może nawet przez pryzmat kolekcjonerski - mają być ładne, sentymentalne i pobudzać we mnie tęsknotę do tamtych gier. Przeliczanie wartości kolejnych stron na konkretne kwoty pozostawię innym agentom. Byli tu już tacy. Czystość i schludność czasopisma, to pierwsze co rzuciło mi się w oczy. Białe tła, czarna czcionka, prostota przyjemna dla oczu. W nowoczesnym magazynie zwiastowałoby to amatorkę, ale oczywiście mówimy tutaj o czasopiśmie w dużym sensie wzorującym się na tamtych czasach i próbującego nas tam z powrotem przenieść, więc szata graficzna trochę w tym pomaga. W zamierzony sposób lub nie. Raczej nikt na czytelność czy konsekwencję artystyczną narzekać nie powinien. Jedyną kontrowersyjną kwestią pozostaje ta z umieszczeniem tytułów na prawej stronie, choć osobiście zwróciłem na to uwagę dopiero jak w temacie ktoś napisał. Widziałem, ale się nie zastanawiałem nad tym. Ot, uznałem, że taka wizja "składacza" Konsolite. Niecodzienna, ale zdarzało mi się już takie pisma czytać. Wyjaśnienie o tym, że "prawa strona jest ważniejsza" przyjmuję do wiadomości, ale ja chyba zawsze dwustronicowe artykuły traktowałem jako całość, na zasadzie rozkładówki czy plakatu. Umieszczenie na nich napisów to indywidualna wizja artystyczna. Byle treść w kolumnach była intuicyjna. Tutaj zwykle jest, poza paroma wyjątkami (które wypunktuję w swoim czasie). Najboleśniejszym cieniem na Saturn Extreme kładzie się rzecz jasna korekta, a raczej jej brak. Trzeba to napisać, bo chwilami treść jest wrzucona na stronę na surowo i wyraźnie nie poświęcono jej nawet minimum uwagi. Każdy, kto po prostu raz przeczyta niektóre materiały, to z miejsca wyłapie literówki, bo te potrafią być jak ten bebech - ogromne. Błędy gramatyczne, ortograficzne (raz jest klatkaż, innym razem klatkarz), wolność i swoboda w podejściu do interpunkcji (sam Konsolite w jednym zdaniu nie stawia przecinka przed "że", za to stawia przed "i"). Czyja to wina? Cóż, tak naprawdę każdego po trochę. Autor powinien się do wysyłanego tekstu przyłożyć na tyle, by w miarę własnych możliwości ograniczyć pracę korektorowi. Kurwa, nawet ja poświęcam dodatkową chwilę na lekturę posta przed opublikowaniem go na jebanym forum, aby nie uprzykrzać życia czytającym. A tutaj mówimy o publikacji na papierze, w czasopiśmie. Przeczytałbym dwa razy i na następny dzień jeszcze raz, dla pewności i czystego sumienia. To nie dziennik, że już musi iść do druku, tym bardziej, że jak ktoś wcześniej pisał - terminy oddawania tekstów były raczej łaskawe i nikt nie gonił na GG "gdzie są teksty?!". Pierwszymi winnymi są więc sami autorzy i nie jestem w ogóle zaskoczony, że najmniej literówek znajdujemy w tekstach Piechoty, bo chłop pisać sprawnie raczej potrafi (dla polonisty to kwestia honoru, by pisać poprawnie), a i przed wysłaniem pewnie przejrzał swoje teksty jeszcze raz. Na tej samej zasadzie możemy poszukać literówek w tekście Adamusa o Segacie. Nie znajdziemy ich. Ciekawe dlaczego. Drugim winnym jest redaktor naczelny, bo jest - no właśnie - redaktorem i jego zadaniem jest m.in. przejrzeć te teksty przed puszczeniem ich do druku. Nie musi być orłem z gramatyki czy stylistyki, ale te rażące błędy powinien wychwycić i natychmiast poprawić, bez zdawania się na korektę. Konsolite wziął winę na siebie, choć wyczuwam w tym drobny przekąs. A nie powinno go być, bo tak - też jest winny. Pismo powstawało kilka miesięcy, można było to tak zaplanować, aby nie robić tego na ostatnią chwilę. Bo pismo schludne, a nasrane literówkami. Duża szkoda dla ogólnego wizerunku. No i trzeci winny - korekta. Z tym, że najwyraźniej jej nie było, więc czy powinniśmy ją winić? W stopce widnieje pani Ewa Łapińska, ale obstawiam, że niektórych tekstów nawet na oczy nie widziała. Bo gdyby widziała, to nawet od niechcenia by poprawiła. Nie wiem co się tam wydarzyło. To znaczy wiem i na podstawie tych informacji zakładam, że doszło do dużego nieporozumienia na linii komunikacyjnej, a głównym winowajcą jest najwyraźniej sabotujący projekt pośrednik komunikacyjny, hehe. Co nie ściąga winy z dwóch wcześniejszych instancji. Przejrzyjmy wreszcie numer. Hyde Park jest w tym przypadku podwójnie istotny. Bo dostajemy grupę nowych autorów i dobrze, że jest miejsce, gdzie mogą się krótko przedstawić. Tego mi często brakuje w PE, gdzie nowy recenzent czy publicysta potrafi pisać do magazynu przez kilka miesięcy i wciąż nie wychodzić spod stołu, by się przedstawić. Idea działu jest powszechnie znana i swobodna, więc nie wypada mi się czegokolwiek czepiać. Ładne zdjęcie Adam. Sega Lord X. No w sumie miły akcent i fajnie, że udało się zachęcić kogoś z szerszymi zasięgami do napisania dla takiej niszy. Chociaż ja typa w ogóle nie kojarzę, ale na mnie nie zwracajcie uwagi xd Test sprzętu. Kurde, bardzo sensowny i pouczający dział. Szczególnie ten współczesny pad naśladujący saturnowego. Z mojej perspektywy bardzo dobrze wiedzieć, że coś takiego istnieje w razie gdybym nielegalnie postanowił ograć coś z biblioteki konsoli. Łamanie Saturna traktuję jako mniej przydatną ciekawostkę z racji tego, że konsoli kupować dla ewentualnych kilku gier nie planuję. Może większą wartość będzie reprezentować dla posiadaczy sprzętu, którzy do tej pory nie brali pod uwagę łamania. Rzetelności materiału tez oczywiście nie ocenię, ale tematyka wydaje mi się jak najbardziej na miejscu w tego rodzaju czasopiśmie. Choć osobiście wolałbym jakiś przegląd emulatorów, hehe. Recenzje. Mięsko. Jak łatwo było przewidzieć, odnotowałem kilka gier, które przy sprzyjającej okazji chciałbym ograć. Rzecz jasna Panzer Dragoony (wszystkie), pewnie Daytonę, bez wątpienia Nights, ewentualnie Radiant Silvergun, Keio Flying Squadron 2, The Story of Thor 2 i Burning Rangers. To tak dla zaspokojenia ciekawości. A same recenzje? Raz lepsze, innym razem gorsze. Deprymowały mnie literówki i bolesne błędy gramatyczne czy stylistyczne. Po prostu wytrącały mnie z rytmu lektury i odwracały uwagę od najważniejszego. Co mi się podobało, to że część recenzji zawierała cenne informacje na temat tego, gdzie można dziś ograć dany tytuł - czy dostał porty, a jeśli tak, to które z nich są najlepsze. Bardzo to doceniam, bo zakładam, że autor musiał poświęcić chwilę, a możliwe też, że własne finanse, by to zweryfikować. Jak już wcześniej w temacie wspomniano, brakuje nieco jakiejś ramki informacyjnej na temat danego tytułu. Może rok wydania, developer, ilość graczy (recenzja nie zawsze uwzględniała, albo robiła to niejasno). Niektóre recenzje miały też dziwnie wlany na stronę tekst, gdzie kilka zdań potrafiło się gubić między screenami, co skutkowało momentem na szukanie wzrokiem dalszej części treści (Virtual On, The Story of Thor 2), a Last Bronx to już w ogóle mam wrażenie, że wizualna kiszka. Na ogromny plus bez wątpienia starannie dobrane screeny, duże i wyraźne + Honey atakująca pośladkami (wyczuwam niezdrową fascynację autora). 100% sukcesu osiągnąć się nie udało, bo niektóre ze zrzutów są dość niewyraźne w druku (Quake), zdarzają się duble (Sega Worldwide Soccer 97, Die Hard Arcade)), ale ogólne wrażenie bardzo pozytywne i idea słuszna. Treściowo jak wspomniałem - jest różnie, a jedyna recenzja Kaliego może nie jest zła, po prostu jest inna i rozmija się nieco z wydźwiękiem pozostałych. Trybut, nie opinia, jak ktoś słusznie zauważył. 10 fanowskich tłumaczeń sprawiło, że do potencjalnych gier z recenzji dorzucę kilka tytułów z tej listy. Może Linkie Liver Story. Ale to już poza priorytetami. Ogólnie trzeba oddać Dżujowi, że bardzo się wczuł w tworzenie tego magazynu i chyba wreszcie miał okazję wyrazić swoją skrywaną miłość do Saturna. Gdyby Saturn Extreme było tortem, to Dżujo skroił ładny kawałek. Lunar. Bardzo solidnie ze strony Mazziego. Nie ukrywałem nigdy, że nie jestem fanem jego stylu, ale doceniam wiedzę, przygotowanie i pewną rzetelność. Do Lunara mnie nie zachęcił, ale lektura przyjemna (i bez literówek). 4 błędy Segi to dość skrótowe ujęcie tematu, ale chyba oddające istotę sprawy? Nie wiem, nie śledziłem tego nigdy dokładnie, więc wierzę na słowo. Natomiast alternatywna historia to już taki swobodny fanfik, bez większej wartości. Traktuję to jak horoskop w młodzieżowych czasopismach z lat 90. Powstanie Panzer Dragoon. Intrygujące. Mam wrażenie, że gdzieś już czytałem podobny tekst (PE? PE Extra?), bo nie wszystko było dla mnie świeżymi informacjami. Ale jest starannie, ciekawie, z perspektywy odpowiedniego fana. Bo takie rzeczy powinni pisać fani, by można było się od nich zarazić pewną pasją do gry czy serii. Konsolite tutaj osiągnął mały sukces, bo ja łyknąłem jego zajawkę i od tej chwili na Panzer Dragoona mam wyczuloną uwagę. Jak trafi się okazja, to biorę. Segata Sanshiro. Pan Kacper i wszystko jasne. Całość przygotowana tip-top, nawet screeny dobrane z uwagą (fotostory w Bravo się przypomina). Nie muszę oglądać reklam, a już mam wrażenie, że je widziałem. Odpowiedni człowiek na swoim miejscu. Sega mail. W sumie wyszło lepiej, niż zakładałem. Ale Konsolite zapewne zakładał cztery strony, stąd na kolejnych dwóch raczy nas radosną twórczością forumowiczów, nie zawsze sensowną. Pan Grzybiarz i jego "mmm cycunie" doskonale oddają klimat. Potem lecimy trochę zapychaczami w postaci reklam i nagle koniec. Jak oceniam całość? Wpisuje się w moją opinię o Saturnie jako konsoli - fajne, ale wolałem Pegasusa (Extreme). To znaczy mam wrażenie, że ten projekt był przede wszystkim niemałą szkołą dla Konsolite, który być może zbyt wiele wziął na swoje barki. Redaktor naczelny, składacz, recenzent, ogarniacz spraw. A przecież to zajęcie czysto hobbystyczne. Rzecz w tym, że jeśli twoja idea zależy w dużej mierze od innych ludzi i ich chęci współpracy, a nie wyłącznie od ciebie, to trudno się śmiać w cyrku. Dla Rogera to codzienność, Konsolite pewnie teraz też ma nowe doświadczenia, niekoniecznie pozytywne. Ale też z większą wyrozumiałością spojrzy na funkcję Rogera. Niemniej uważam, że Saturn Extreme jest wydaniem bardzo ważnym, poszerzającym horyzonty wielu graczom (chcącym poszerzyć horyzonty) i niezmiennie doceniam, kibicuję, dziękuję, pozdrawiam.
  18. To te z których Ci nie wysłali, bo mieli urlop?
  19. Pamiętam głosy niezadowolenia i sceptycyzm, gdy pokazano Metroid Dread, a okazało się, że wyszła kapitalna gierka. Tutaj może być podobnie, o ile ktoś zadba o satysfakcjonujące, responsywne sterowanie, doda trochę autorskich pomysłów, nie spierdoli walki i zaprojektuje odpowiednio mapę świata. W tym widzę potencjalne problemy, nie w oprawie czy designie. Gameplay wygląda zachęcająco, niewiadomą są tylko odczucia z niego płynące. Jedyna gra Ubi, o której mogę napisać, że "czekam".
  20. Jest też w treści recenzji. Wystarczy przeczytać dwa pierwsze zdania.
  21. Chyba szukasz nie w tym gronie, co trzeba. Chodzi o autora recenzji, o której mowa.
  22. Powiedzmy, że jak on ukraść krowę, to dobrze. Jak jemu ukraść krowę, to źle.
  23. Ciekawe kto jest autorem. <przegląda swój egzemplarz> O boże, o kurwa
×
×
  • Dodaj nową pozycję...