Skocz do zawartości

Kmiot

Senior Member
  • Postów

    7 089
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    166

Treść opublikowana przez Kmiot

  1. No jestem, bo co? Newsy i inne plotki pomijam, ale w szkole mnie uczyli, że odpowiada się pełnym zdaniem. Tymczasem Square Enix wydało na Forspoken 100 milionów. Milionów czego? Czekoladowych monet? No i wreszcie ktoś zmienił czcionkę w konsolometrach na taką, w której "z" nie wygląda jak "ż". Same konsolometry w tym miesiącu nawet udane (6/10), a przy "ja do okulisty" troszkę sapnąłem nosem w sumie. Diablo 4 to nie moja bajka. Może zagram za rok, jak będzie chodzić po 100zł, więc sorry Kacper, brak u mnie ekscytacji, ale to nie Twoja wina. O tym wywiadzie z Katsuhiro "Nie Możemy Ujawnić Szczegółów" Haradą już dwukrotnie tutaj wspominano, więc to litościwie zostawię. Ogólnie playtest skierowany raczej do wyjadaczy i rozumiem, że to do nich te wszystkie zapisy i skróty ciosów oraz informacje o tym, jak się zmieniła charakterystyka znanych kombinacji. Ale oni te zapisy znają na pamięć, więc nie potrzebują legendy? Pozostało mi chyba potraktować tę ramkę jako kącik edukacyjny, bo nawet z nią połowy playtestu nie rozumiem. Ogólnie wolałbym, aby przyszła recenzja skupiała się na ogólnych odczuciach z gry i była przystępniejsza do szerszego grona oraz ewentualnych NOWYCH graczy. Starzy fani marki i tak zagrają, a nowym informacja, że "teraz FC, DF+1+2 tym razem wchodzi poprzez qcf+1+2" i tak nic istotnego nie powie. Test Star Warsów autorstwa Butchera. No znam efekt bez czytania, czyli ochy i achy. Dzisiaj - po dość "hucznej" premierze - jesteśmy już mądrzejsi i wiemy, że technicznie grze daleko do ideału. Butcher tymczasem skrobie o tym dwa zdania (czasem chrupnie, czasem obiekt przeniknie) i kończy optymistycznym "walka z optymalizacją kodu trwać będzie do końca..." Chyba końca tego roku, hehe. Playtest Golluma zaskakująco dobry i treściwy. Gierka w sumie weszła na mój radar zainteresowań, więc Kali chyba spisał się na medal. Wolałbym tylko, aby screeny z gry były większe, a twarze Golluma i Kaliego mniejsze, ale to już chyba kwestia preferencji i priorytetów. Wyróżnić muszę również stronę z mniejszymi tytułami od Daedalic, bo gry praktycznie kompletnie nieznane, a okazuje się, że warto je mieć na uwadze (przynajmniej niektóre). Ogólnie bardzo owocna ta wizyta Kaliego w Hamburgu. Brawo. Zróbmy sobie pikselka. I tutaj wychodzi przewaga Kacpra w konstruowaniu tekstu. Czyli obranie osi i obudowanie wokół niej opowieści, aby całość nie przypominała wyliczanki ("10 najsympatyczniejszych wąsaczy Dzikiego Zachodu", hehe). Rzecz, na której wciąż potyka się wielu publicystów bez ambicji. W ogóle artykuł parę razy mnie nawet rozbawił, bo twórcy gier uroczo czasem omijają, bądź upraszczają kwestię dzieci ("ważących tyle, co miecz w ekwipunku" xd). No i spoiler z FF7, dzięki Kacper! Ogólnie czekamy na radosne wieści, trzymaj się tam pośród pieluch. Hyde Park. Najbardziej intrygujący ten od Adama. Wspomina o "retroszaleństwie Kosa i Rogera", więc czekamy na szczegóły. Piechota coś wie, na niego! No i Adamus musi wrzucić na luz, chociaż trochę odpocząć? Każdemu czasem się przydaje, więc oczywiście - czytelnicy zrozumieją. Roger też będzie musiał, bo o ludzi trzeba dbać. Tylko kto zadba o Rogera? ;] Recenzje. Kwestia oceny RE4 już była poruszana. Dodam tylko, że Komodo podszedł do tematu rozsądnie, według niektórych zbyt rozsądnie, ale jego prawo. Oczywiście najwięcej szkody wizerunkowi PE jako rzetelnemu źródłu recenzji narobiła ocena dla TLoU: Part 1, bo wybronić ją można tylko argumentami typowo fanboyowskimi. No nieprofesjonalne to było i elo. Wszystko to niby tylko cyferki, ale niesmak pozostał. Po raz kolejny dostajemy też recenzję od jakiegoś randoma (Minecraft Legends od Kamińskiego), o którym kompletnie nic nie wiemy. Ot, przyszedł, napisał reckę i poszedł do domu. Równie dobrze mogę przeczytać opinię kogoś losowego z sieci, bo tyle samo będę wiedział o jego preferencjach. Nie wiem, to taki ogromny problem, żeby ktoś "debiutujący" w recenzjach napisał krótką ramkę o sobie. Tak samo Aysnel - pisze już którąś z kolei krótką recenzję anime-rpg, a ja nadal kompletnie nie wiem kim jest ten gościu i skąd się wziął. Dead Island 2 i jedyny minus gry to według HIVa "to nie jest prawdziwa piaskownica". Naprawdę jeszcze nie znudziły mu się piaskownice wszelakie, że ukierunkowanie gry na korytarz uznaje już za wadę, tym bardziej, ze istota zabawy - system walki - jest bogaty? Pytanie retoryczne, ale trochę mnie to razi, albo nie rozumiem zarzutu. Fajna ta ramka przy recenzji Tchii. Taka nie z tej gry. Poza tym recenzja tip-top, zgadzam się praktycznie z każdym akapitem, ale ocenę dałbym nieznacznie wyższą, bo byłem tymi wysepkami oczarowany i gra wlała dużo ciepła w moje serce. Przy recenzji WWE 2K23 nieco rozbawił mnie wyróżniona kwestia, że "bez sięgania do portfela na wstępie otrzymujemy dużą liczbę postaci", tak jakbyśmy rozmawiali o grze free-to-play. Tymczasem płacimy za nią 320zł (domyślnie), więc nikt łaski nie robi, że w grze o wrestlingu dostajemy dużo postaci. HIV w recenzji dodatku do Destiny 2 pyta: "Rozbo, buraku, gdzie Cię wcieło?". Tymczasem Rozbo w HP: Ktoś tu kogoś unika, hehe? Chłopaki, gramy w Destiny 2, ale nie mówcie Hivowi, ok? Roger fajne te gierki recenzuje, takie nie za poważne - Świnka Peppa, wyścigowe dinozaury, smartfonowe Justice League. Ale wróć, tym ostatnim nawet mnie nieco zaintrygował, bo lubię czasem takie gówno włączyć na rozluźnienie i granie na leżąco. Trochę siara, ale jak gdzieś dostanę za darmo, to pewnie włączę xd Konsolite znów ograł masę przeciętnego szrotu i przez jego sceptycyzm trudno z tej zgrai wybrać jakiś błyszczący tytuł. Może ten Pronty? Albo Overloop, który mocno kojarzy mi się z The Swapper (słodkie czasy giercowania na Vituni). Czekam na jakieś 9/10 (spoiler: ponoć będzie w kolejnym numerze, ale nie uwierzę póki nie zobaczę). Walking Dead oczywiście ląduje na liście "do ogrania" w przypadku, gdybym się zdecydował na PSVR2 w przyszłości. Kacper narobił mi apetytu na... Anno 1800. Na grę z cyklu, który zawsze był poza okręgiem moich zainteresowań. Chłop ma przemawiający do mnie styl, albo ja jakąś słabość. Ostatnio pod wpływem impulsu kupiłem Scars Above i nie żałuję, teraz podobnie się przymierzam do Anno 1800, choć w tym przypadku chyba poczekam aż nieco stanieje, bo sobie nie ufam z tym gatunkiem. Ale ziarnko zostało zasadzone. Advance Wars 1+2. Napiszę tak: tego typu remastery mogą mnie zachęcić tylko poprzez dodatkową zawartość, albo atrakcyjniejszą oprawę. Tutaj ponoć nie ma tego pierwszego, a oprawa jaka jest - każdy widzi. I większość woli klasyczną grafikę, która miała urok i przede wszystkim nie była tak sterylna. To tak na marginesie, bo chciałem z siebie wyrzucić ten żal. Publicystyka. NPC. Nie wiem kim jest Sebastian Kochański (znów - razi brak komunikacji z czytelnikiem w tym względzie), ale niech ograniczy próby bycia cool, jazzy i zabawnym. Czasem mu to wychodzi lepiej, czasem gorzej, ale za często próbuje i wybijało mnie to z sedna lektury. Poe? Prawdopodobnie najlepsze strony w tym miesiącu. Takie materiały się czyta jak zwykle bardzo rześko - krótka biografia, twórczość, wpływ na kulturę, kilka dekoracji w postaci konkretnych screenów czy ujęć z dzieł, o których mowa. No koronkowa robota, a jeśli Kacper potrzebuje paliwa dla motywacji, to niech tych kilka słów pochwały spełnią swe zadanie. Natomiast sam Poe niedoceniany, a pojawia się przecież w towarzystwie POTĘŻNYCH nazwisk (Britney Spears!), a jego tropy biegną daleko i głęboko. BioShock/Rapture. Pomijając kolejne nowe nazwisko i moją konsternację z tego wynikającą to artykuł całkiem udany. Nieco za bardzo "zbity" (lubię śródtytuły pozwalające "nabrać powietrza"), ale wzbudza tęsknotę za tą grą i chciałoby się w sumie powrócić do Rapture. Może trzeba będzie. BioShock rozebrany pod kątem filozoficznym, społecznym i moralnym, bardzo sprawnie i bez przynudzania (z drobnymi epizodami na lekkie ziewnięcie). Za cienki w uszach jestem, by wchodzić tutaj w dyskusję, więc tak to zostawię. Zaznaczę tylko, że powieść o której mowa ("Atlas wzruszył ramionami") w polskim przekładzie figuruje głównie jako "Atlas zbuntowany" i pierwszy raz w sumie spotykam się z tłumaczeniem z artykułu. Może i trafniejsze, ale jednocześnie mylące gdyby ktoś postanowił poszukać powieści w księgarni. Do czego zresztą zachęcam, choć rozmiary (ok. 1200 stron) mogą odstraszać. Targi Gier vs. Copy Party. Norby lubi takie wspominkowe teksty o podobnej tematyce. Co prawda mam wrażenie, że zaczyna się nieco zapętlać i pisać wciąż o tym samym, tylko inaczej, ale lekkie pióro sprawia, że lektura nie stawia oporów. No i te zdjęcia, Koso taki opalony wixiarz xd F.E.A.R. Zgodnie z tradycją u Grabarczyka - nierówny. Chwilami angażowałem się w treść, aby być z niego wybitym zlepkami w rodzaju "aż do 2003 r., gdy podmiot licencyjny zmienił nazwę na Touchdown Entertainment, a później został wchłonięty przez giganta, Warner Bros, po przejęciu Monolith Software". Rozumiem, nadążam, nie to, że się zgubiłem w treści, ale to zawsze jak trafienie na twardszy kawałek kotleta w trakcie przeżuwania. Chrząstka jakaś czy coś. Z drugiej strony lepiej, że podane jest w tak błyskawiczny sposób, niż rozbijać to na kilka zdań. Niemniej autor powinien częściej odpuszczać i pisać jako gracz, a rzadziej jako kronikarz. Gra zawsze gdzieś krążyła po orbicie moich "kiedyś zagram, wierzę", ale artykuł sprawił, że pojawiała się na bliższym horyzoncie, więc generalnie dobra, skuteczna robota. Pozostałe. Ja tam lubię komiksy Śledzia. Nie bawią mnie, ale nie muszą. Chciałbym również zauważyć, że już kolejny numer nie ma nic od Dziatkiewicza i w sumie nikt nie zatęsknił. Może kuzyni byłych właścicieli automatu się skończyli i nie ma z kim wywiadów robić? Gdzie Retrorecenzja? Gdzie Forumki? Standardowo, mimo narzekania na to i tamto - fajnie, że wciąż jesteście Panowie i że dostarczacie co miesiąc ten papierowy dowód Waszej pasji do gier. Ślę całuski.
  2. Ja trochę z innej perspektywy spojrzę, bo pierwszy tytuł, który mi przyszedł do głowy to... Outer Wilds. Wynika to z prostej przyczyny - tę grę prawilnie da się przejść tylko raz, bo całość polega na powolnym odkrywaniu tajemnic świata i podążaniu po nitce do kłębka, a progres jest w naszej głowie i aktualnie posiadanej wiedzy. Aby doświadczyć tego ponownie gracz musiałby utracić pamięć, w przeciwnym razie nie da się tego ponownie odtworzyć. Niby można wrócić dla samej rozgrywki, ale bez tego elementu tajemnicy i poznawania historii to już nie jest to samo. Więc tak, najprawdopodobniej już nigdy w nią nie zagram, choć bardzo bym chciał, ale to niestety niemożliwe. Jednorazowe doświadczenie, dlatego takie wspaniałe.
  3. To, że będzie tutaj trudno o jakiekolwiek opinie ze styczności z Saturnem to było wiadome. Już samo to, że w tym dziale dotyczącym czasopisma siedzi ledwie garstka ludzi mocno ogranicza możliwości. W dodatku to garstka wychowana głównie na sprzętach Sony. Ale to nie koniec wymagań: spośród tych ludzi wypadałoby, aby ktoś (wtedy bądź obecnie) miał styczność z Saturnem, a z racji nikłej popularności konsoli (wtedy i obecnie) będą to zapewne jednostki. Do tego komuś musiałoby się chcieć cokolwiek napisać i coś więcej niż "no miałem tom konsolę i grałem w takie gry jak: [wymienia tytuły], pozdrawiam". Z połączenia tych mocy powstałem ja - Kapitan Brak Opinii o Sedze Saturn. Ja na numer specjalny czekam głównie z powodu takiego, że najpewniej poszerzy mi horyzont gierkowy i wybiorę sobie jakieś gry warte ogrania dzisiaj w ramach apetytu na retro. Praktycznie wszystko w tym numerze będzie dla mnie nowością i pewnie nie tylko dla mnie.
  4. Jeśli komuś brakuje retro atrakcji i ma nadmiar czasu, to zawsze można dać szanse pozostałym grom z ankiety. Bo czemu nie? Ja po skończeniu Samsona być może się połakomię jeszcze na tego Draculę.
  5. Z Battletoads problem nie polega na tym, że gra jest trudna (bo jest), ale po prostu gra jest na tyle szeroko kojarzona i znana, że każdy kto miał ochotę jej dać szansę czy przejść, to już dawno to zrobił. To dobra gra, ale nie wzbudzi tutaj ekscytacji, co pokazują wyniki ankiety z grami od Seconda - preferujemy raczej te mniej znane i nieoczywiste marki. Nikt z nas tutaj raczej nie startuje od zera i trochę siedzi w tej "branży", więc najlepsze gry albo już ograł, albo po prostu go nie interesują. Można taką grę polecić i niejako wymusić na innych, by się męczyli z trudną oraz frustrującą rozgrywką, ale chyba nie na tym to powinno polegać, by się znęcać nad kolegami z forum. Little Samson miało być platformówką, a fakt jest taki, że na późniejszych poziomach (i normalu) bardziej chwilami przypomina strzelaninę bullet-hell z lawirowaniem między wrogami i pociskami. Pod względem platformowym nie stawia przez większość czasu żadnego wyzwania, to nagromadzenie przeciwników chwilami odbiera chęć do życia xd No i tak, bossów najlepiej "na jana" golemem, bo innymi postaciami to potrafi trwać wiecznie.
  6. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    Póki co nie ma w Nintendo Switch Online, więc nie wiem czy się wystarczająco zmotywuję.
  7. Kmiot

    ZgRedcasty

    Tak, ponoć nawet DELUXE ją zwą, może dlatego, że innej nie ma Jestem tradycjonalistą pod tym względem i jak mogę, to biorę fizyczną. Poza tym brzmi jak idealna gra w moim guście. I na PS5, bo tak jak mówiliście - chyba lepiej na dużym ekranie, bo na małym Switchu parę rzeczy i detali pewnie umknie (już nie wspominając o tym, jak bebechy konsoli to zniosą, bo ostatnio znów modne jest słowo OPTYMALIZACJA). Z drugiej strony nie wiem kiedy ogram, bo mam trochę tytułów rozgrzebanych, ale może recenzja w PE mnie ostatecznie zmotywuje.
  8. Kmiot

    ZgRedcasty

    Ech, zamówiłem tego Afterimage, niech Ci będzie Konsolite.
  9. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    Banjo-Kazooie [Switch/N64] Muszę przyznać, że te całe Nintendo Switch Online działa motywująco. Najpierw skusiłem się na GoldenEye, teraz postanowiłem wziąć na barki platformówką klasykę, choć gdybym wiedział jaki wycisk mi da, to pewnie bym znalazł jakąś wymówkę. Bo Banjo-Kazooie tylko z pozoru nie stawia wyzwania. Tymczasem działając dość niepozornie wysysa życie z gracza swoimi krzywymi akcjami. Ale pomału, dojdziemy i do tego. Pod względem warstwy audio-wizualnej jest w sumie wybornie, biorąc pod uwagę możliwości N64. Nie mam na to żadnych cyfr i namacalnych dowodów, ale miejscami ta gra prezentowała się bardzo atrakcyjnie. Pewnie, że jakość tekstur wciąż nie zachwyca, ale to już chyba “urok” platformy i nośnika. Jednak Banjo-Kazooie nadrabia w innych warstwach - sytą kolorystyką, designem, urozmaiceniem, satysfakcjonującymi dżingielkami i bardzo udaną muzyką. Żaden ze mnie autorytet w tych kwestiach, bo za mało chleba z tego pieca zjadłem, ale oprawa Banjo-Kazooie bardzo miło pieściła moje zmysły jak na swój wiek. Gdybym miał się doczepić do warstwy technicznej, to domyślna klawiszologia zbyt intuicyjna nie jest, ale to wynika z pierdolniętej konstrukcji oryginalnego pada, pod którego gra była zaprojektowana. Więc drobnych korekt w sterowaniu raczej się nie uniknie. No i względnie bliski dystans pop-upu znajdziek stanowił pewne utrudnienie, bo nie miałeś pewności, że jest po co biec w stronę zakątka mapy, póki nie zbliżyłeś się wystarczająco, by gra raczyła je ewentualnie wyświetlić. Szczęśliwie poziomy nie porażają rozmiarami. Zresztą byłbym zaskoczony, gdyby było inaczej, bo - jeszcze raz - konsola pewnie nie pozwalała na wiele więcej i tym razem to działa na naszą korzyść. Levele są niewielkie, ale ciasno naszpikowane atrakcjami, nierzadko rozbudowane wertykalnie i czasem pozwalają wejść do wnętrza scenerii (domku, dziupli, groty, itp.), by tam również nieco pobuszować. Nie zabraknie uczenia się nowych umiejętności, mini-gierek wszelakich (tych udanych i mniej), dane nam będzie też transformować w różne zwierzątka i korzystać z ich niepowtarzalnych zdolności, a wszystkie te stworzonka są przesłodkie (krokodylek i pszczółka!), dziedzicząc po Banjo jego żółte spodenki oraz niebieski plecaczek. Awww. Dziewięć poziomów, każdy wystarczająco inny i oryginalny. Na każdym ukryto też szereg świecidełek do zebrania. Poczynając od tych podstawowych czyli Puzzli (stanowiących naszą przepustkę do kolejnych leveli), przez kolorowe stworzenia w opałach, fragmenty plastra miodu (rozszerzające naszą pulę zdrowia), po kolorowe piórka i kulki stanowiące swoistą amunicję oraz paliwo dla umiejętności specjalnych. Na nutkach kończąc. Przebrzydłych, bezlitosnych nutkach, które oddzielają chłopców od mężczyzn, nad nimi poznęcam się za chwilę. No i jeszcze nasza baza wypadowa, czyli hub. Ten dla odmiany jest przestronny, iście labiryntowy, połączony wieloma korytarzami, których nie jest trudno się pogubić podczas poszukiwań kolejnego poziomu. Nie jestem fanem tej lokacji, bo za dużo trochę w niej biegania i brakuje atrakcji usprawiedliwiających takie rozmiary, ale jak już wiesz gdzie biec, to idzie w miarę sprawnie. O ile wiesz, gdzie biec. No i ten Quiz pod koniec. Uch. No nie wiem, nie wiem... Oczywiście tym, co dzisiaj najbardziej może uprzykrzyć kontakt z grą, to praca kamery. Zero zaskoczenia, każda gra z tamtego okresu cierpi na tę dolegliwość. A jeśli przyjdzie nam precyzyjnie pływać w takich warunkach, to robię znak krzyża i salutuję na koniec. Bez ściemniania - najwięcej zgonów zaliczyłem w związku z brakiem powietrza. Kręcąc się przy otworze powietrznym i nie mogąc w niego trafić, czując się jak ostatni amator. Nurkowanie każdorazowo generowało we mnie stres. Skąd stres zapytacie? Otóż z tego, że w przypadku zgonu przepadają wszystkie jebane nutki zebrane przez nas w danym poziomie. Jest ich 100 i idealnie byłoby je zebrać za jednym życiem, bo to - spoiler - może mieć znaczenie na koniec gry. Więc to taki ultimate goal, który bywa bezwzględny i ostatnie 2-3 poziomy wymagały ode mnie dedykowanych runów “nutkowych”, w których musiałem siłą rzeczy skupić się na ich kolekcjonowaniu, olewając całą resztę i grając bardzo bezpiecznie. Na papierze brzmi jak fajny challenge, ale zebranie całości bywa upierdliwie czasochłonne, bo nierzadko sprowadza się po prostu do powtarzania poziomu. Teraz wyobraź sobie, że biegasz po jakiejś lokacji od godziny, metodycznie zbierając wszystko, a potem giniesz w banalny sposób i 80-90 zebranych nutek idzie w pizdu. W ramach pocieszenia dodam jedynie, że przez większość gry nie miałem problemów z samodzielnym namierzeniem nutek (dopiero ostatni poziom mnie uziemił na dłużej z czterema sztukami), więc w większości są one rozmieszczone dość sensownie i na widoku. Jak również cała reszta świecidełek zapisuje się nawet po zgonie, więc potem już nie walają się po levelu. Odnotuję jeszcze, że najsprytniej ukryte są zazwyczaj fragmenty plastra miodu (heksy) - zaledwie dwa na poziom, więc upchane w najciemniejszych kątach. Ogólnie tragedii nie ma, ale chcąc wyciągnąć z gry 100% parę razy szpetnie zaklniecie musząc od początku kolekcjonować nutki, gwarantuję. Ogólnie Banjo-Kazooie wręcz wibruje czarem “tamtych platformówek”. Tych, które potrafiły nas pochłonąc na cały dzień zbierania świecących gówien i niejednokrotnie mocno przy tym zirytować. To część ich uroku i wtedy takie rzeczy w pełni się tolerowało, bo pozwalały dłużej się cieszyć jedną z niewielu gier, które akurat posiadaliśmy. Dzisiaj mogę uznać, że gra postarzała się z godnością, choć ma swoje uciążliwości i niełatwe do zniesienia nawyki wyniesione z młodych lat. Fajniutka, choć pomarszczona nieco.
  10. Na easy ponoć gra jest okrojona z jakichś poziomów i co za tym idzie - true endingu, więc trochę chujowa zagrywka twórców, ale wtedy to się zdarzało częściej xd Ja lecę na normalu, póki co po "drobnych" trudnościach udało mi się przejść nimfę wodną i trochę się cykam, że poziom trudności jeszcze skoczy. W razie czego save sloty pójdą w ruch, ale próbuję bez. Da się potiona użyć na innej postaci, niż posiadacz?
  11. Tchia pozdrawia pewnego uszatego elfa z mieczykiem.

    ezgif.com-video-to-gif.gif.0df4661a1dd817e1d737f7b3ae6b7770.gif

    1. Tokar

      Tokar

      Przecież to MJ i fregment horeo do Thrillera. 

  12. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    Odważnie. Słyszałem opinie, że ME2 najlepsza, więc tym bardziej jestem zaintrygowany. Jeśli będzie gorzej niż ME1, to mało prawdopodobne, że cykl doczekałby się takiej renomy. Ale zobaczymy.
  13. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    Mass Effect (wersja z Edycji Legendarnej) [PS4] Teraz tak. Sporo ryzykowałem, ale w tym roku czuję większą odwagę. Bo ja nawet nie lubię tego typu klimatów. Star Warsów nigdy nie oglądałem żadnych. Star Treki to tylko te nowe, filmowe, ale zdarzyło mi się na nich drzemać. Więc czego tutaj właściwie szukałem? Nie wiem, ale swoją nadzieję wiązałem z faktem, że jakiś czas temu niezwykle podszedł mi cykl Expanse (serial i książki), stąd uznałem, że może nie wszystko stracone i warto jednak się zapoznać z tym całym Mass Effectem, skoro tak szeroko chwalony, cała trylogia w sumie. Wiem, jestem spóźniony co najmniej o dekadę, albo nawet dwie, ale im większe ryzyko, tym większa frajda, co? Może kogoś zaskoczę, ale zacząłem swoją przygodę od pierwszej części. Tak podpowiadał rozsądek. Zasugerował też, by wybrać Sheparda faceta, bo przecież nie babę, haha, lol, no ludzie kochani. Początek przyjąłem ze stoickim spokojem. Zarówno gameplayowo, jak i fabularnie. Rozgrywka oczywiście pachnie trochę świeżo rzeźbionym drewnem, ale niczego innego nie oczekiwałem. Narracja? Prolog niczym szczególnym nie oczarował, potem Cytadela i duszony przeze mnie szyderczy uśmieszek na widok tych wszystkich komicznych ras. Czekałem, aż za rogu wyjdzie Alf, a potem E.T., którzy ze śmiertelną powagą stwierdzą, że są kochającą się parą, ale ich rasy są prześladowane w Galaktyce, więc odchodzą ułożyć sobie życie gdzieś indziej. No nie jestem fanem tej wizji artystycznej trochę według mnie zbyt stereotypowej i komiksowej. Żeby jednak oddać sprawiedliwość grze - z czasem zacząłem się nieco do tych kwestii przekonywać, bo postacie i rasy są całkiem zgrabnie rozpisane i jeśli przymknąć oko na ich głupkowaty wygląd, to swoją fabularną rolę grają znakomicie. Nawet będąc dość sceptycznie nastawiony do gatunku "space opery" muszę oddać, że BioWare uniwersum stworzyło z dużym pietyzmem. Jasne, że wciąż posiłkowało się przy tym dość powszechnymi stereotypami (jeśli mogę to tak określić), ale od siebie dodało na tyle istotnych szczegółów i detali, że znacznie uwiarygodniło całość. Generalnie nie zamierzam się dłużej rozpisywać na temat fabuły, bo po pierwsze traktuję ją jako ułamek całości (trylogii) i na jej ocenę jeszcze przyjdzie czas, a po drugie w obrębie pierwszej części spełnia swoje zadanie pozostając w bezpiecznej strefie, którą określę "nie oszałamia, ale również nie żenuje". Co przy chwilami infantylnej prezencji uznam za sukces, w który największy wkład mają sprawnie rozpisane dialogi, bo tych słuchało mi się z nieskrywaną przyjemnością, a przynajmniej bez znużenia. Jasne, że schemat ich prowadzenia po pewnym czasie jest zauważalny i brnąc w Idealistę wybierasz górną kwestię (to mój oczywiście), a Paragon trzyma się dołu, ale i tak chwilami połasiłem się na bardziej pyskate podejście, będąc ciekawym reakcji rozmówcy. Generalnie jestem ostrożny w ferowaniu wyroków na tematy fabularne, bo tak jak wspomniałem, to zaledwie fragment całości. Na tę chwilę jest intrygująco i pozytywnie, choć bez znaczących wstrząsów. O rozgrywce można popisać coś więcej. Z góry zaznaczę, że Edycja Legendarna została ponoć nieco usprawniona pod względem oryginału, a ja niestety nie mam porównania, więc oceniam tę reedycję z pozycji prawiczka. I oł boj, można się do paru kwestii przyczepić oraz wyżyć. Dla większej frajdy wypunktuję je: Pierwszy strzał, który odbijał mi się czkawką przez całe 34 godziny, to system sprintu, czyli Shepard łapiący zadyszkę po 15 metrach truchtu. Kondycja godna prawdziwego komandosa. Bez kitu, typ dłużej łapie oddech, niż biegnie. Kwestia wydaje się to pierdołą, ale momentami przemierzanie Cytadeli w tym ślimaczym tempie motywowało mnie do zerkania na telefon w poszukiwaniu rozrywki, zanim Shepard dobiegnie. Ogromna uciążliwość, szczególnie dla kogoś, kto postanowi pobiegać trochę w związku z side questami. Dziesiątki planet, z czego tylko garstka jest do rzeczywistego odwiedzenia. I o ile tego nie uznaję jeszcze za wadę, bo wcale nie zależało mi na ilości, tak do jakości też muszę się nieco przyczepić. Bo odwiedzane poza główną fabułą planety różnią się jedynie kolorystyką oraz stopniem górzystości terenu. Po wszystkich jeździ się tak samo, wszystkie mają tego samego rodzaju zabudowania, aktywności i przeciwników. Wnętrza podobnie. Dosłownie trzy typy lokacji, które powtarzają się do porzygania. Stacja badawcza, kopalnia, pokład statku. Każdorazowo o tym samym układzie pomieszczeń, z dwoma korytarzami i większą komnatą do starcia. Wyposażone identycznymi przedmiotami, meblami, skrzyniami. Czasami wypełnione po prostu niczym. Żenujące w sumie. Część side questów zasługuje na oklaski (a nawet trofeum), pozostałe to dotarcie do znacznika i odczytanie dwóch zdań loga ("wszyscy umarli, quest zakończony"). Strasznie to wszystko nierówne i rozczarowujące. W sumie kiepsko i po łebkach rozplanowana ekonomia gry. Zbierasz dziesiątki (setki) złomu. Z czego tylko ułamek jest zdatny do użytku, resztę możesz sprzedać bądź zamienić na omniżel (gówno waluta do naprawy i łamania zabezpieczeń). Kredytów możesz mieć 10 milionów, omniżelu tysiąc sztuk i w pewnym momencie dotarłem do limitu w obydwu kwestiach, więc znaleziony złom mogłem co najwyżej wyrzucać do lasu. wspomniany omniżel mogłem spożytkować na powszechnej minigierce w hackowanie pojemników z lootem. Minigierka niezbyt uciążliwa, ale jeśli jest tylko jedna na 34 godziny zabawy, to siłą rzeczy zdąży zbrzydnąć. Więc pod koniec zamiast jebać się w klikanie guzików poświęcałem omniżel na otwarcie skrzynki, a zawartość przerabiałem na omniżel. Perpetuum mobile. AI przeciwników jest zdałnione. Jak już się przykleją do osłony, to możesz rozłożyć koc piknikowy, bo nie przyjdą 20 metrów dalej. Zerowe wyzwanie, strzelanie zresztą też pozbawione impetu, choć z czasem względnie je polubiłem. Poza tym nie wiem czy upatrywać to w kategoriach wady, ale polskie tłumaczenie jest dość swobodne. Nasz Wrex klnie jak szewc, tymczasem oryginał jest przecież w tej kwestii wyważony. Opryskliwy i pyskaty, ale nie wulgarny. Dodatkowo takie smaczki, jak naukowiec określający królową "Carycą" i sadzący na każdym kroku rosyjskie wtręty, choć w oryginale ma wyłącznie rosyjski akcent. Generalnie dziwne decyzje translacyjne, nie zawsze zgodne z ogólną ideą. W sensie - podoba mi się niepohamowany Wrex, ale jednocześnie gryzie się z oryginałem, a to już uznaję za minus. Niemniej ustalmy coś. Biorąc pod uwagę rocznik oryginału, Mass Effect mi się podobał. Choć nie powinien z racji moich preferencji gatunkowych. Przed grą uznałem, że jeśli "jedynka" mi siądzie na mordzie, to dam szansę całej trylogii i na to się w tej chwili zapowiada. Więc jestem dość ostrożny w ferowaniu wyroków tylko na podstawie pierwszej części. Ale jest mimo wszystko dobrze.
  14. Mam wyniki. Standardowo proszę nie wołać uczestników (@), aby nie odbierać im emocji z samodzielnego oglądania rozgrywek. Zwycięzcę zapraszam na PM w celu podania adresu wysyłki i wyboru ewentualnej nagrody bonusowej. Dziękuję za udział, który jest w zasadzie darmowy, więc proszę "przegranych", by nie czuli rozczarowania. Może następnym razem się uda?
  15. U mnie już gotowy, będzie męczony w trybie handheld.
  16. Głos poleciał na Draculę, ale Samson też w sumie może być. Metroidy kocham, ale do tego pierwszego nigdy mnie nie ciągnęło w sumie. W ogóle on chyba trochę trudnawy, co?
  17. Paolo dopisany, więc zamykam listę, a Pupcio zamyka mordę.
  18. Mamy aktualnie siedmiu pretendentów. W razie gdyby się znalazł jeszcze ósmy (co z automatu zamknie listę), to standardowo istnieje szansa na jakiś mini turniej w jakiejś gówno gierce. Jeśli się nie znajdzie, to będę kombinował z tym, co mam (klasyczne losowanie czy inny tryb battle rogale, gdzie ostatni na polu boju wygrywa). W każdym razie będzie na spontanie, bo na tę chwilę nie mam planu działania.
  19. Oddam za mema #37 Telewizor CRT ustawiony w kącie pomieszczenia, by jakoś zniwelować przestrzeń, którą zajmuje jego dupa. Gdybym miał kota, to leżałby na nim leniwie. Na półeczce pod TV cicho szumi odpalone szare PlayStation, pirat wierci się w czytniku, joypad uwięziony na kablu, który domownicy musieli przeskakiwać w razie chęci przemieszczenia się. I nastoletni ja przed TV. Zapatrzony i zasłuchany. Zafascynowany archipelagiem El Nido. Absolutnie oczarowany oprawą, fabułą, postaciami, a może przede wszystkim muzyką. Bo będę powtarzał to do znudzenia, ale każdy kto nie doświadczył wejścia na mapę w Another World (Shore of the Dreams), ten został okradziony z iście wspaniałych emocji. Taka jest prawda gamingu. Moich zachwytów nad jednym z największych arcydzieł Squaresoftu nie brakowało, więc nie wiem czy jest sens się powtarzać. Dlatego w razie wątpliwości odsyłam do tego wpisu. Co się zmieniło od tamtej pory? Z mojej perspektywy kompletnie nic, choć gra na Switcha dostała oczekiwanego patcha i teraz działa tak, jak powinna od początku (głównie płynność animacji podczas walk). Poza tym to wciąż ta sama, wspaniała przygoda w sugestywnym otoczeniu, pełna wzruszeń, słodko-gorzkich momentów, chwytających za serce utworów. A jeśli ten giwałej zmotywuje kogoś do dania grze szansy, to już było warto. Gra nowa, wciąż w folii. Zasady: Do losowania będą dopuszczeni przede wszystkim aktywni użytkownicy. Czy ktoś jest aktywny, czy nie - to pozostawiam własnej interpretacji. Ograniczanie się do Pchlego Targu to nie jest aktywność. Ograniczanie się do jednego tematu to nie jest aktywność. Jesteśmy na forum o grach, do wygrania są gierki, dlatego chciałbym, aby chętny o tych grach z nami na forum czasem dyskutował i dzielił się wrażeniami, więc ograniczanie się np. do Kącika Filmowego/Sportowego nie działa na jego korzyść. Dawne zasługi nie grają roli - ludzie kiedyś aktywni, ale od długiego czasu milczący raczej nie będą uprawnieni. W drugą stronę to też działa - ludzie w miarę nowi, ale aktywnie się udzielający mają całkiem spore szanse na udział. Generalnie będę surowy, ale postaram się do każdego chętnego podejść indywidualnie i uargumentować decyzję. Czasem dla niego przychylnie, a czasem na niekorzyść. Aby wziąć udział w losowaniu należy w tym temacie wkleić mema związanego z cyklem Chrono (Trigger/Cross). Losowanie klasycznie planuję na okolice przyszłego weekendu. Może piątek, może sobota, może niedziela, nie wiem. Generalnie polecam się nie ociągać ze zgłoszeniami i do czwartku zadeklarować. Później nie daję już gwarancji czy nie będzie za późno, bo lada moment mogę zamknąć listę zgłoszeń. Uwaga, kolejność zgłoszeń może mieć znaczenie - w sensie, że im wcześniej się zgłosisz, tym lepiej dla Ciebie. Standardowo jedyne czego wymagam od uczestników, to osobistego dopilnowania wyników losowania, bo nikt ich nie zawoła - zwycięzca musi sam się do mnie zgłosić. Jeśli będzie się z tym za długo ociągać, to w ostateczności zostawiam sobie prawo przekazania nagrody komuś innemu. Gdyby ktoś miał ochotę mnie odciążyć w kwestii losowania, to zapraszam. Nie wymagam wiele, potraktujcie to jako ćwiczenie kreatywności. Dla mnie to byłoby ogromne ułatwienie, bo nie ukrywam, że właśnie sama procedura losowania i jej zorganizowanie jest aktualnie największym hamulcowym kolejnych edycji. Nagrody Bonusowe: Oczywiście laureat oprócz nagrody będzie mógł wybrać sobie nagrodę bonusową. Lista może się okazać mocno nieaktualna, wszak nie wszystkie fanty są w moim posiadaniu (niektóre są wciąż u darczyńców). Więc w razie czego będziemy konsultować. Pewne nagrody (te, które mam na podorędziu, bądź potwierdzone przez sponsorów) zaznaczyłem pogrubioną czcionką. I jeszcze przykry obowiązek, czyli lista aktualnie zbanowanych (w nawiasie liczba giwałejów do przeczekania). Przypominam, że od nowego roku nie obowiązuje już karencja powyżej trzech edycji, więc każdy przyszły zwycięzca pauzuje tylko trzy edycje niezależnie od ilości zwycięstw w karierze. Figuś (1) mozi (1) Badus (1) Dante (5) ProstyHeker (1) Suavek (2) Daffy (3)
  20. Ja to widzę tak, że opcja z trzema tytułami nie powinna być koniecznością. Jeśli ktoś chce zaproponować jeden wybrany przez niego tytuł i jego "narzucić", to nie powinno mu się odbierać tego prawa. Natomiast opcja z trzema tytułami powinna być alternatywą dla niezdecydowanych, albo mających wątpliwości jakiegokolwiek rodzaju. Więc jako możliwość - tak. Jako konieczność - nie.
  21. Opcja z ankietą ma tę zaletę, że w razie gdyby proponujący grę użytkownik miał wątpliwości i dylemat, który z dwóch, trzech tytułów chodzących mu po głowie "narzucić", to może się zwrócić o pomoc na zasadzie "w którą wolelibyście zagrać, bo mnie to obojętne?". Potem zapada wspólna decyzja i większość zadowolona. A jak ktoś będzie chciał zaproponować MGSa, to i tak to zrobi i nawet prawo veta nam nie zostanie. Ja tam wierzę, że nie będzie wiele gier, które większość szanujących się graczy już zaliczyło (choć do wielu sam bym chętnie w sumie wrócił po latach), ale unikniemy też grania w crapy. Tak naprawdę wszystko wyjdzie w trakcie zabawy. Pierwsze kilka miesięcy pewnie będziemy modyfikować "zasady".
  22. Tutaj sprawy organizacyjne, o gierkach w dedykowanym temacie (po jednym na aktualną gierkę). A gdyby tak strefę retro rozszerzyć do szóstej generacji (Xbox/PS2/GC/DC)? Argument: ostatnia przed erą HD i wciąż na CRT. Skoro handheldowe GBA się załapało...
  23. Na pewno będę obserwował temat, postaram się też czynnie brać udział i zaliczać aktualnie poruszane tytuły (choć pewnie nie wszystkie), można mnie wpisać gdzieś tam na pierwszy wolny termin, to bym jakąś grę nawet zaproponował. W razie czego komuś odstąpię wybór.
  24. Ósemka dla RE4 jest do wybronienia, podobnie jak ósemka dla Ragnarok była do wybronienia. Surowe, ale w granicach. Problemem jest i była 10/10 dla odświeżonego TLoU, która teraz i w przyszłości będzie odbijać się czkawką. To ona jest nie do wybronienia w magazynie, który chce funkcjonować jako rzetelne źródło informacji, a recenzja Butchera była po prostu laurką dla gry od fanboya. Mam wrażenie, że w tamtej sytuacji nieco zaspał też Roger, który koniec końców bierze odpowiedzialność za zawartość magazynu i - nie wiem - może powinien pohamować entuzjazm Butchera. Bo skoro remaster gry osiąga 10/10, czyli ocenowy sufit, to dokąd zmierzamy? Takie noty powinny być weryfikowane przez naczelnego.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...