Skocz do zawartości

Kmiot

Senior Member
  • Postów

    7 089
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    166

Treść opublikowana przez Kmiot

  1. Sprawa wygląda następująco. Licząc Mejma, mamy trzech chętnych. Pytanie, co oznacza "dla samej zabawy"? Rezygnacja z nagrody w razie wygranej? Trzech uczestników to oczywiście niewygodna liczba. Z dwoma mogę zrobić wszystko. Z czterema również. A trzech to ani pojedynku 1 vs 1, ani uczciwej drabinki (rozwiązaniem byłaby jakaś gra na trzech, ale niestety nie mam pomysłu/namiaru na żadną). Więc dwie opcje: albo znajdzie się czwarty chętny, albo Mejm dla samej zabawy wystartuje w innej edycji, a my zrobimy solówę Mysza vs Suavek. Poza tym gdyby Mejm dostał się do finału (co przy trzech uczestnikach nie jest takie mało prawdopodobne), a i tak rezygnował z nagrody, to emocje w tym starciu byłyby jak na grzybach.
  2. Warunki są takie, by nie być randomem i w miarę aktywnym na forum, więc bez zbytniej kurtuazji zapraszam do bębna losującego, bo absolutnie nie widzę przeciwskazań.
  3. No tak to odebrałem, ale Square mnie zbił z tropu, więc zwątpiłem. Poza tym myślałem o jakimś przearanżowaniu systemu banów w tym nowym roku. Losowań jest znacznie mniej niż w na początku i póki co nie zapowiada się, by miało być ich więcej. Podobnie jak chętnych. Więc jak ktoś łapie bana na 5-7 losowań, to praktycznie cały rok jest wykluczony z zabawy. Przy takiej skromnej ilości losowań ban na nawet trzy edycje jest surowy. Myślałem więc o jakiegoś rodzaju amnestii, a w przyszłości zwycięzców każdorazowo banować na 3 losowania, bez doliczania kolejnych +2 w razie wielokrotnych laureatów. Co myślicie?
  4. Nie do końca wiem jak interpretować @MYSZa7. Może niech sam sprecyzuje xd
  5. No cześć. Może ktoś coś? Oddam za mema #35 Bez zbędnych ceregieli, bo i wydarzenie zbytnio spektakularne nie jest, ale gierka zacna, jeśli ktoś wciąż nie miał okazji. Zacny remake gry, która dała początek wspaniałej serii, a jej echa brzmią w branży do dzisiaj. I pewnie jeszcze przez jakiś czas nie ucichną. Gra jest nowa, w folii, ale w niemieckiej dystrybucji, więc straszy znaczkiem USK i opisem w języku Franza Beckenbauera. Poza tym oferuje wszystkie dogodności, co gra z polskiej dystrybucji (takie samo PPSA), więc to wyłącznie kwestia wizualna. Zasady giwałeja: Do losowania będą dopuszczeni przede wszystkim aktywni użytkownicy. Czy ktoś jest aktywny, czy nie - to pozostawiam własnej interpretacji. Ograniczanie się do Pchlego Targu to nie jest aktywność. Ograniczanie się do jednego tematu to nie jest aktywność. Jesteśmy na forum o grach, do wygrania są gierki, dlatego chciałbym, aby chętny o tych grach z nami na forum czasem dyskutował i dzielił się wrażeniami, więc ograniczanie się np. do Kącika Filmowego/Sportowego nie działa na jego korzyść. Dawne zasługi nie grają roli - ludzie kiedyś aktywni, ale od długiego czasu milczący raczej nie będą uprawnieni. W drugą stronę to też działa - ludzie w miarę nowi, ale aktywnie się udzielający mają całkiem spore szanse na udział. Generalnie będę surowy, ale postaram się do każdego chętnego podejść indywidualnie i uargumentować decyzję. Czasem dla niego przychylnie, a czasem na niekorzyść. Aby wziąć udział w losowaniu należy w tym temacie wkleić mema związanego z cyklem DemonBloodSekiroSouls. Ale można też odbić poza cykl From Software, byle w gatunku. Losowanie klasycznie planuję na okolice przyszłego weekendu. Może piątek, może sobota, może niedziela, nie wiem. Generalnie polecam się nie ociągać ze zgłoszeniami i do czwartku zadeklarować. Później nie daję już gwarancji czy nie będzie za późno, bo lada moment mogę zamknąć listę zgłoszeń. Uwaga, kolejność zgłoszeń może mieć znaczenie - w sensie, że im wcześniej się zgłosisz, tym lepiej dla Ciebie. Standardowo jedyne czego wymagam od uczestników, to osobistego dopilnowania wyników losowania, bo nikt ich nie zawoła - zwycięzca musi sam się do mnie zgłosić. Jeśli będzie się z tym za długo ociągać, to w ostateczności zostawiam sobie prawo przekazania nagrody komuś innemu. Nagrody bonusowe: Oczywiście laureat oprócz nagrody będzie mógł wybrać sobie nagrodę bonusową. Lista może się okazać mocno nieaktualna, wszak nie wszystkie fanty są w moim posiadaniu (niektóre są wciąż u darczyńców). Więc w razie czego będziemy konsultować. Pewne nagrody (te, które mam na podorędziu, bądź potwierdzone przez sponsorów) zaznaczyłem pogrubioną czcionką. Steelbook Fifa 20 - Fifa Ultimate Team, nowy w folii. Rozmiar standardowych pudełek gier (PS4/XO). Zdjęcie tyłu. Trzy dowolne numery PE ode mnie - #59 (lipiec 2002) #274 (czerwiec 2020; od Dud.ek), #284 (kwiecień 2021), #285 (maj 2021), #286 (czerwiec 2021), #287 (lipiec 2021), #288 (sierpień 2021), #289 (wrzesień 2021, stan dostateczny), #290 (październik 2021), #291 (listopad 2021), #292 (grudzień 2021). Trzy dowolne numery PE od BRY@N - 132 174 175 180 184 191 194 195 196 197 202 203 204 205 207 209 210 214 215 217 225 227 232 235 237 239 241 242 245 247 251 252 254 255. RĘKAW DZIARA zdobiona motywami z gry RAGE. Chuj wie, może ktoś się będzie przebierał na bal maskowy, to będzie w sam raz xd Worek - bidon z motywem Spyro the Dragon. Na pićko, aby lepiej smakowało żyćko. Długość 26 cm. Gra Far Cry 3 na X360. Odnośnik przekieruje do posta ze zdjęciami bonusu. (sponsor: Luqat) Książka Gears of War: Pola Aspho (Karen Traviss). Odnośnik przekieruje do posta ze zdjęciem bonusu. (sponsor: creatinfreak) Gra Deus Ex Mankind Divided na PS4. Stan tip-top. Angielskie pudełko, okrągła płyta bez skaz. (sponsor: Rudiok) Gra The Surge na PS4. Stan idealny, okładka polska. (sponsor: łom) Gra Mirror's Edge Catalyst na PS4. Stan idealny, okładka niemiecka. (sponsor: łom) Legalny klucz Steam na eFootball PES 2021. (sponsor: krzysiek923) Klucz na grę Loop Hero [PC] (sponsor: Ukukuki) Gra Fade to Silence na PS4. Pudełko lekko pęknięte. Gra w stanie idealnym. Okładka ANG/FRA. Gra Chernobylite na PS5. Sponsor: Figuś PSX Extreme #300 (okładka MGS/Halo). Sponsor: second PSX Extreme #300 (okładka Tomb Raider) + pamiątkowe obrazki/pocztówki(?). Foto. Sponsor: BRY@N PSX Extreme #300 (okładka Halo, odrobinę zarysowana) PSX Extreme #0 Zestaw 4 in 1 do SWITCH LITE. Pokrowiec, etui na gry, szkło na ekran (+ściereczka), słuchawki. Producent: Trust. Zdjęcie. Sponsor: Paolo de Vesir Battlefield 2042 na XS. Real foto. Sponsor: creatinfreak Borderlands Handsome Collection na PS4 (US cyfra). Sponsor: Square No i na koniec przykra sprawa, czyli lista aktualnie zbanowanych (w nawiasach ilość giwałejów do przeczekania): balon (1) Figuś (3) marbel007 (2) mozi (3) Shen (2) Badus (3) Dante (7) ProstyHeker (3)
  6. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    Dobre pierwsze dwa tygodnie stycznia w sumie. Papetura [Switch] Się naczytałem trochę o tej grze. Że dzieło prosto od Polaka. Że sceneria stworzona ręcznie przy pomocy papieru, bibuły, brystolu i wprawiona w ruch. Że artystycznie patrząc to arcydzieło, zachwyty, podziw, liczne nagrody. I wszystko się zgadza, bo Papetura jest piękna. Tła czarują nastrojowym oświetleniem i niepowtarzalną starannością biorąc pod uwagę ich rękodzielniczą naturę. Zwracają uwagę, jest na czym oko zawiesić, więc autorowi należą się brawa, bo doznania estetyczne są nie do podważenia. Problemy zaczynają się w momencie, gdy zechcemy na Pepeturę spojrzeć szerzej i ocenić jako grę. Oj, kłopoty wtedy są ogromne. Bo gameplay też chyba został tylko na papierze. Gatunkowo najbliżej mu do point&clicków, ale realizacja leży. Twórca zaoferował nam garść prostych mechanik, zaszczycił kilkoma zagadkami środowiskowymi oraz całość okrasił nielicznymi questami z dziedziny “przynieś mi dżinsy, zrobię ci loda”. Wszystko to w ilościach policzalnych na palcach jednej dłoni. Tych pięknych scenerii pozwiedzamy nieco więcej, bo kilkanaście. Wszystko to wystarcza na raptem godzinę, może półtora rozgrywki. I to głównie dlatego, że nasz ludek porusza się obrzydliwie wolno, dzięki czemu trzymając ze znudzeniem gałkę i czekając aż przebiegnie na koniec ekranu mamy bezcenny czas na napawanie się artystycznym pięknem lokacji. To wszystko za jedyne 40 polskich złotych na konsoli Nintendo Switch, czyli jakaś dycha za kwadrans. I tak to jest z tą Papeturą - piękny projekt artystyczny, ale gra z tego beznadziejna: ślamazarna, niewyróżniająca się zagadkami czy mechanikami. Banalna rozgrywka na godzinkę, w trakcie której nie odczuwałem przyjemności, a po zakończeniu zamiast satysfakcji było tylko rozczarowanie. Heavenly Bodies [PS5] Było w Plusie, więc zastanawiając się “a co to za gówno?” odpaliłem trailer, który mnie jednocześnie zaintrygował i nieco rozbawił, więc zaryzykowałem i włączyłem grę. Lądujemy w skafandrze astronauty i naszym zadaniem jest usunąć kilka usterek na stacji kosmicznej. Lewa gałka odpowiada za lewą rękę, prawa gała za prawą, spusty za chwytanie. Na początek dostajemy jakieś trywialne zadanie, ale nawet najprostsze czynności urastają do ogromnych wyzwań, gdy jesteśmy w próżni. Więc aby dostać się do interesujących nas punktów stacji musimy zacząć się chwytać pomocniczych poręczy czy ścian, przyciągać i odpychać od nich, aby bezwładnie dryfować w odpowiednim kierunku. Po drodze otwieramy śluzy, używamy podstawowych narzędzi (np. łomu do wyważenia zakleszczonych drzwi), a wszystko wymaga od nas odpowiedniej koordynacji, bo bez grawitacji to nie my kręcimy kluczem, a klucz kręci nami. Te wszystkie małe sukcesy dostarczają przyjemności oraz nieokreślonej frajdy. Już nie wspominając o tych większych wyzwaniach. Heavenly Bodies na pierwszy rzut oka nie oferuje wiele, bo zaledwie 7 misji. Ale wszystkie są wspaniale różnorodne, a niektóre rozbudowane na tyle, że spędzimy przy nich ponad godzinę. Bo pomysłów twórcy mieli niemało. Będziemy mieli okazję naprawić uszkodzony maszt antenowy i odpowiednio skalibrować nadajniki. Złożymy sondę kosmiczną z części rozrzuconych po całej stacji. Wybierzemy się też w przestrzeń, aby pobrać próbki minerałów z asteroid. Zabawimy się w ogrodnika. Wyposażeni tylko w latarkę będziemy musieli odnaleźć drogę w zaciemnionej części stacji, by wymienić bezpiecznik. To tylko ogólne założenia, bo po drodze trafimy na mniejsze i większe problemy natury technicznej i o ile w obrębie stacji nic nam nie grozi, to już poza nią jedno złe odepchnięcie od poręczy skutkuje dryfowaniem w przestrzeń kosmiczną bez szans na ratunek. O ile wcześniej nie przypniemy się liną bezpieczeństwa, ale ta ma swoje ograniczenia. Twój wybór. Chyba że wybierzemy najłatwiejszy (spośród trzech) sposobów sterowania, ale tego nie polecam, bo odbiera satysfakcję. Najlepszą opcją jest ten najbardziej wierny prawom fizyki (Newtonian), choć wciąż na tyle umowny, że nie należy do frustrujących (jedynie może bardziej czasochłonny). Do tego możemy się pokusić o wykonanie zadań opcjonalnych, które często wymagają od nas działań niekonwencjonalnych. Po co wyważać śluzę łomem, skoro można posłużyć się rakietą do tenisa? Gra jest więc raczej relaksująca, bywa nawet uroczo zabawna (nierozważnie otwórz puszkę z gazowanym napojem, to będziesz miał w dłoni mały silnik odrzutowy), a przy epilogu trochę parsknąłem śmiechem. Grafika jak widać - schludna i przejrzysta, a brzydką jej nie nazwę. Spełnia swoje zadanie w 100%. No i jest lokalny co-op, więc niektórzy tym bardziej mogą być zachęceni. Bardzo pozytywne zaskoczenie. Osiem godzin wciąż świeżych rozmaitości i ani chwili nudy. Batman: Arkham Asylum [PS4] Czytałem komiksowy Knightfall (jeden z komiksów dzieciństwa) i cóż, naszło mnie, by znów zostać Batmanem. Wszystkie części Arkham zaliczone, więc nie pozostało mi nic innego, jak zaliczyć którąś ponownie. Padło na najstarszą, najbardziej zwięzłą część, czyli Azyl. Jesteśmy wśród ELITY GAMINGU, więc bez wątpienia każdy grę zna, grał i mogę sobie darować szersze opisy. Czy Arkham Asylum nadal jest w stanie się dzisiaj wybronić? Bez większych problemów. Powrót był dla mnie w zasadzie bezbolesny, bo formuła gry jest na tyle wdzięczna i angażująca, że nie ma miejsca na znużenie. Nie jestem z tych, którzy narzekają na otwarte światy w kolejnych częściach, to była naturalna ewolucja. Uwielbiam wszystkie, nawet Arkham Origins, bo świąteczna atmosfera to coś, co na stałe zakodowało się w mojej pamięci. Ale trzeba przyznać, że Asylum było idealnym początkiem. Nie przytłaczało pod żadnym względem, oferowało świetną dynamikę rozgrywki (niewiele rozpraszaczy), a sam Azyl Arkham to jedna z najbardziej ikonicznych miejscówek w branży. Nastrój (deszcz!), architektura, uwolnieni z izolatek szaleńcy, ogrom smaczków dla fanów Batmana. Wciąż szalenie (hehe) satysfakcjonująco się biega po tych korytarzach, szpera za znajdźkami (tymi ciekawszymi i tymi mniej), popycha naprzód fabułę. Model walki wtedy - wiadomo - innowacyjny. Dzisiaj? Wrażenia już takiego nie robi, ale nadal świetnie się sprawdza i bez złych odczuć się w nim klepie. Ale hej - stanowił i nadal stanowi inspirację dla innych gier, więc musiał być dobry, no nie? Fragmenty stealth próbę czasu zniosły nieco gorzej, bo śmiganie po gargulcach i podwieszanie do nich wrogów to nadal easy mode. Sztuczna inteligencja przeciwników nie zachwyca, delikatnie pisząc, choć ich modele zachowań to coś, na co warto zwrócić uwagę również dzisiaj. Mam na myśli reakcje zmieniające się w zależności, jak bardzo są przerażeni. Niby banał, ale z mojej perspektywy strasznie klimatyczny. Łobuzy poruszają się nerwowo, jeśli mogą to parami i nawzajem osłaniając sobie plecy, a pozostawieni sami sobie panicznie odwracają się w trakcie patrolu a nawet niekontrolowanie naciskają na spust gdy usłyszą byle dźwięk. Fajne wtedy, fajne dziś. W zasadzie jedyny poważny zarzut do tej gry mam jeden - tryb detektywa trywializuje wiele fragmentów i wyzwań. Segmenty stealth to wtedy banał, sekrety środowiskowe nie wymagają wielkiej spostrzegawczości, bo są oznaczone oczojebnymi kolorami. Ktoś powie: nie trzeba włączać tego trybu, graj bez. A ja powiem: fakt, że jest nieograniczony i nie ma potrzeby czy powodów go w ogóle wyłączać jest bez wątpienia wadą. Cierpi na tym oprawa, bo ten filtr jest mało atrakcyjny wizualnie, a pokusa jego używania zbyt silna. Poza tym Batmanika: AA można bez kwasu odpalać nawet dzisiaj. Silent Hill [PS1] W odróżnieniu od SH2 to nie był mój pierwszy raz. "Jedynkę" SH ostro ogrywałem już w okolicach premiery, ale nigdy nie przeszedłem (dotarłem w okolice połowy i pewnie psychika mi usiadła na słoik). Teraz jestem już mężczyzną i postanowiłem nie wymiękać. Wyciągnąłem zakupiony lata temu PlayStation Classic Mini, wrzuciłem emu, podłączyłem pada na kablu, odmówiłem sobie filtrów (głównie dlatego, że Autobleem na PSC ich nie oferuje zbyt wielu) i ignorując piksele wielkości pudełka zapałek ponownie zanurzyłem się w gęstej mgle miasteczka. Nawet biorąc pod uwagę spodziewaną toporność tej gry, byłem nią oczarowany. Intro jest masakrycznie klimatyczne (głównie muzyka, którą określę obłędną) i doskonale nastraja do “zabawy”. Oglądałem je dziesiątki razy i nadal dostaję dreszczy. A potem jest jeszcze lepiej. Początek gry to istne mistrzostwo w kreowaniu atmosfery. Ikoniczna mgła, echo naszych butów na opustoszałym chodniku, pierwsze odwiedziny w kultowym zaułku, imponująca praca kamery i pompujące adrenalinę zwieńczenie. A potem pozostawieni sami sobie z niepokojąco szeleszczącym radiem i gazrurką (bo naboje trzeba oszczędzać). Odwiedziny w kolejnych lokacjach, niezapomnianych z różnych względów. Gówniaki z nożami, garbate pielęgniarki, stopniowe drążenie w fabularnej intrydze, która sprawnie dorzuca swoje trzy niepokojące grosze. Silent Hill jest pełen uroczych detali. Krzątające się poltergeisty, niegroźne, ale sprawiające, że radio wariuje. Płacz dziecka w toalecie. Bezczelne ujęcie przelatującego za oknem straszydła, którego bohater nie mógł zauważyć, ale gracz już tak. Hałas w szafce szkolnej. A to tylko początek gry. Przemiana miasteczka czy lokacji w odmianę “mroczno-alternatywną” każdorazowo nie pozostawiało mnie obojętnym i moja nerwowość wzrastała. A jeśli przyszło mi w takich okolicznościach przebiec przez pół miasta, to slalom między przeciwnikami sprawiał, że czym prędzej chciałem powrócić do nawiedzonej szkoły czy zwichrowanego szpitala, bo tam przynajmniej była chwila na oddech. Natomiast powrót do “normalnej” rzeczywistości każdorazowo działał kojąco, mgła wydawała się wyjątkowo bezpieczna i przytulna. Fabuła? Zupełnie inna koncepcja niż przy okazji SH2. Za to dialogi wydają się jakoś mniej niezręczne, choć może to tylko moje złudne wrażenie, bo już się przyzwyczaiłem. Niemniej historia uderza w zupełnie inne tony, bardziej przyziemne, o ile można tak określić elementy czarnej magii czy innych demonicznych sił. Opowieść doskonale obrazuje też ogólną jakość gry - czyli pierwsza połowa lepsza, niż druga. Nie jest to jakaś przepaść, ale moje odczucia były takie, że im bliżej końca, tym bardziej rozczarowany byłem. Fabułą, miejscówkami, chaosem zamiast nastroju. Gra nadal miała swoje momenty, nawet pod koniec, ale coraz rzadziej udawało jej się mnie oczarować nastrojem. Z mojej perspektywy wygląda to tak, że najlepsze co Silent Hill ma do zaoferowania wydarza się w pierwszej połowie gry. Ale to wciąż rewelacyjna gra. Wtedy mnie miażdżyła, teraz też robi nie byle jakie wrażenie. Lokacje, miasteczko jako całość, zagadki (nawet trudniejsze niż w kontynuacji), lepszy feeling walki wręcz (za to strzelanie gorsze, szczególnie shotgun ssie, bo brzmi jak nieco mocniejszy pistolet), fabuła i postacie mają swoje momenty, udźwiękowienie nie bierze jeńców i maltretuje psychikę gracza. Nie jest doskonała, ale z pewnością wspaniała. Polecam. Sable [PS5] Zagadką jest dla mnie, jakim prawem ta gra została wydana. Kto ją przepuścił? Nikt nie kontrolował jej stanu technicznego? A nawet jeśli, to najwyraźniej niewystarczająco długo. Bo fascynującym jest, jak źle chwilami Sable działa. Animacja w liczbie klatek policzalnych na palcach obu dłoni. Stutter i to potężny. Przenikanie tekstur. Znikanie naszej postaci. Szarpanie dźwięku. Głupiejące oświetlenie. Kamera wchodząca w ściany. Brak reakcji na przyciski (tryb wędkowania). Wymyśl sobie jakiś problem techniczny, a Sable na PS5 z pewnością go ma na pokładzie. Kryminał. Grę trzeba resetować co godzinę, bo im dłużej chodzi, tym gorzej działa. Tereny pustynne to jeszcze pół biedy, ale gdy na ekranie pojawia się więcej obiektów, to gra natychmiast dostaje wylewu. Wiem, że tytuł miał problemy techniczne od zawsze i jestem też pewien, że nie zostaną one w zadowalającym stopniu kiedykolwiek załatane. Bo twórcy mieli odpowiednio dużo czasu i skoro nie dali rady do tej pory, to już nie uda się w ogóle. Kategorycznie odradzam kupno tej gry ze względu na jej uwłaczający stan techniczny. Nagrałem nawet fragment rozgrywki, bo obraz powie więcej, niż tysiąc słów. Tak gra działa przez 70-80% czasu. Czasem nawet gorzej. Zaraz, zaraz. To co to robi w temacie “właśnie ukończyłem”? Bo mimo wszystko ją ukończyłem. Co więcej, zrobiłem nawet platynę. Czuję się nieco zbrukany, żeby nie napisać zgwałcony. Jakby ktoś mi napluł w ryj, a ja sobie wmawiam, że to deszcz pada. Jak zwierzę bez odruchu obronnego złapane do klatki i skazane na ochłapy. Zacisnąłem zęby i uznałem, że przebrnę. Dlaczego? Sable w momentach, w których działa dobrze (nigdy bardzo dobrze), a te i tak nie trwają długo, potrafi być bardzo wdzięczną i czarującą grą. Niespecjalnie rozbudowaną, ale artystycznie ujmującą. Oferującą pełną swobodę (od pewnego momentu gry) i otwierającą cały świat na nasze zapędy. Dla potrzebujących konkretniejszych motywacji graczy ma szereg questów, które w pewnym stopniu nas pokierują. Ale główna oś opiera się na samodzielnej eksploracji przy pomocy naszego mechanicznego rumaka. Przemierzamy więc pustynię i co jakiś czas coś przyciąga nasz wzrok, więc się tam kierujemy. Natrafiamy na jakiś wrak statku kosmicznego, świątynię czy innego rodzaju placówkę. Tam czeka na nas niespecjalnie wyszukana zagadka środowiskowa, drobna nagroda, może jakaś subtelność i już jesteśmy wolni do dalszej drogi. Świat nie jest wielki, ale pomieścił w sobie niemało atrakcyjnych krajobrazów. Choćby nawiedzony las, cmentarzysko ogromnych kości, wysypisko wraków, ogromny pustynny czerw (a raczej jego skamielina) czy też Wieloryb. Do tego trochę siedzib ludzkich (im większych, tym gorzej działających technicznie, więc trudno się nimi zachwycać), sekretów do odkrycia, znajdziek do zlokalizowania, wspinaczek do zaliczenia. Dodatkowo platyna nie wymaga przesadnego zaangażowania i czyszczenia mapy na 100%. Mam ogromny żal do twórców, że cały swój wysiłek artystyczny i koncepcyjny pogrzebali w głębokim dole, przesypując go toną problemów technicznych. Ta gra nie powinna się w takiej formie ukazać w ogóle, bo obraża gracza. Jest okropna fizycznie, rusza się z gracją kłody drewna, ale ma uroczy charakter, więc będąc wyjątkowo wyrozumiałym można z niej czerpać odrobinę przyjemności. Ale odradzam, chyba że na PC, bo tam potrafi podobno działać w miarę znośnie, choć wciąż daleko od ideału.
  7. Roger napisał wyżej - ten i kolejny (#306) będzie jeszcze drukowany w starej. #307 i dalsze póki co nie mają drukarni.
  8. Jimmy nie bierze jeńców.
  9. Teksty #nikogo w piśmie są w lepszej sytuacji, bo mało kto kupuje PE tylko po to, by przekartkować, więc motywacja do lektury jest większa. Taki Avatar to materiał z kategorii #niedlamnie, a i tak go przeczytałem. A na ppe czy ogólnie w sieci pewnie bym przewinął, nawet nie myśląc o tym, by kliknąć. Ale jak ppe ma "wyjść na ludzi", skoro propozycja rozbudowanego materiału, opracowanego sumiennie i starannie, okraszonego odpowiednimi zdjęciami natrafia na barierę #nikogo? To tylko pokazuje, że ściek ma pozostać ściekiem, a wlanie do niego butelki perfum jest równoznaczne z ich zmarnowaniem. To nie jest portal dla ambitnych inicjatyw i jest już spisany na straty.
  10. Na ppe to najpewniej rzeczywiście "nikogo", bo idea tego portalu gryzie się z szerszymi artykułami. Dyplomatycznie to ujmując. Ale PE to trochę inna bajka i tam taki kącik gadżetowy mógłby mieć więcej sensu. Tutaj już nie uwierzę w argument "nikogo", skoro cztery strony dostaje wywiad z randomową córką byłego właściciela budy z automatami (a wcześniej tyle samo dostał wywiad z synem tego właściciela) i tam już nie istnieje obawa, że "nikogo". Zawsze można tez na start wrzucić gadżety z Wiedźmina i cykliczny Temat numeru o uniwersum z głowy. Będzie można napisać o tym na okładce, a kącik ma zapewniony ułatwiony start.
  11. Gówniak mi spierdolił. Teraz muszę jej szukać. Na tym polega odpowiedzialność.
  12. Chodzą słuchy, że 9 dzień marca premiera. https://www.fr.fnac.be/a17586081/SUIKODEN-IetII-REMASTERED-FR-NL-PS4-Jeu-video-PlayStation-4
  13. Kmiot

    Konsolowa Tęcza

    @janol Teraz przypominam sobie, że w trakcie gry był taki fragment, gdzie odnotowałem zauważalnie nie tyle spadki animacji, co pewnego rodzaju freezy ekranu na ułamek sekundy. Ale to było tylko w jakimś konkretnym momencie gry przez pół godziny (pewnie kwestia jakiejś problematycznej lokacji), potem problem zniknął, więc zapomniałem o sprawie. Poza tym to raczej rażących usterek technicznych nie zauważyłem (wersja PS4 ogrywana na PS5). Jeśli spadki były minimalne, to mogłem je przegapić, bo nie mam wyjątkowo czułego oka na takie sprawy, a tych znaczących, które zauważam nawet ja, to nie było. Switch to wiadomo - nie byłby to pierwszy przypadek, gdy się poci na niewymagającej pod względem oprawy czy tempa grze. Tam wiele tytułów potrafi chodzić jak gówno
  14. Z ogromną czułością. Jestem już na tyle stary, że nie daję się nabrać na ten oklepany numer.
  15. Jak już kurz po pomiarach gramatury na wadze kuchennej opadł, to parę słów ode mnie na temat #304, bo ja nie zawodzę. Na dobry początek roku. Todda Howarda nie powinno się cytować, bo ten patologiczny kłamca czerpie z tego satysfakcję. Relacja z Extreme Party: rozpierdala mnie fotka na pierwszej stronie - sama elita, Zgredy, Ściera, wręcz najściślejsza rodzina PE. I salutujący Ogokozo się wkręcił na krzywy ryj. A na dole zdjęcia ciekawa sytuacja, bo Gruszczyk przyłapany na niepisaniu newsa za 4 zł. Korporacje są wściekłe. Konsolometry. Ten z PS nawet pobudził kącik moich ust do drgnięcia. Więc już jakiś postęp. Test TV zostanie zapamiętany z jednego powodu. Autor aż czterokrotnie wspomniał o tym, że obraz jest doskonały od razu po wyciągnięciu z pudełka. Napisać o Wiedźminie muszę, bo się uduszę. Sześć stron o tym, że Cavill już nie zagra Geralta. Już abstrahując od jakości tekstu (jest lepszy i ciekawszy, niż oczekiwałem), to fascynuje mnie ta bezczelność w wałkowaniu Wiedźmina na wszelakie sposoby. Ale pogodziłem się już z tym. Drugi Temat Numeru - Avatar. Filmy, bo przecież nie gry - te nie są warte wspomnienia. Uniwersum całkowicie bezjajeczne. Ludzie to czują i dlatego "sukces" do tej pory był zaledwie umiarkowany. Kacper robi co może, by wycisnąć z tej papki bez charakteru ciekawy artykuł, ale ja nie daję się przekonać. O Kacprze i Jego pracy złego słowa nie napiszę, nawet wyznanie dotyczące gier Ubi mnie nie dziwi, bo to dobre gry i zaplecze to oni mają, a problemem jest uczepienie jednego wzornika i wałkowanie go do znudzenia. Ilość, nie innowacja. Bezpieczne zagrywki, a jeśli ich nie stać na ryzyko, to kogo? Natomiast Avatar mnie grzeje tak, że mimowolnie zaczynam dłubać palcem w nosie. Z niebieskich ludzików zdecydowanie preferuję Smerfy, więc tym razem Piechota górą, bo zrecenzował gokarty. Hyde Park. Fascynujące zjawisko. Wszyscy piszą o Extreme Party. Wspominają. Zachwycają się. Chwalą zdjęciami. A Konsolite jebie plebiscyty The Game Awards równo z podłogą. A stronę obok GoWa depcze. Kontrast niesamowity. Może tutaj doczekamy się kilku słów komentarza co do zlotu? A może Darek nie chciał nikomu robić przykrości, więc przemilczał kwestię? To jak będzie? Recenzje. Tutaj zawsze powstrzymuję się do odniesień, póki sam nie zaliczę danego tytułu. W tym numerze The Callisto Protocol według mnie oceniony trochę zbyt optymistycznie, ale opinia Komodo jest do wybronienia. No i całkiem ładny, zwięzły wywiadzik z Glenem na deser, więc plus. Adamus i Grabarczyk wciąż trochę na uboczu w tym dziale, temu pierwszemu udała się nawet zabawna recenzja kozy (plus kilka mniejszych), Adam Piechota nieco z przodu, bo dostał Sonica (najbardziej zachęcające 6+ od wielu numerów), Konsolite bryluje dwiema stronami dla Gungrave, rywalizacja trwa z korzyścią dla czytelników. Żadna z gier mnie nie interesuje, hehe. Zabierzcie recenzje Hivowi - ostatnio zupełnie mu nie ufam. Z drugiej strony i tak ogrywa tytuły spoza mojego kręgu zainteresowań, więc cokolwiek. Pentiment jest grą na tyle niecodzienną, że chętnie poczytałbym więcej na jej temat. Takie gry zasługują na więcej miejsca, a zamiast tego więcej miejsca dostaje multi do Call of Duty. Ech. Najciekawszym elementem recenzji Harvestelli jest miniaturka głowy autora. Ciekawa forma zachwycająca regularnością. Pozdrawiam Aysnela serdecznie. o materiale dotyczącym Hoteli wspomnę tylko z jednego względu - niechlujność korekty/składu. Porażające literówki. Wystarczy rzucić okiem na wycinek o pokoju 333 na górze strony, albo fragmenty dotyczące SH2 czy Alana Wake w "Przewodniku". Na kolanie pisane i składane, detale są ważne. Złóż sobie gadżecika fajne, ale jestem pewien, że to tylko fragment góry lodowej. Na plus zdjęcia, aby nikt nie musiał sobie wyobrażać opisywanych gadżetów. Ale wiem, że to ślizganie się po powierzchni, więc czuję niedosyt. Conan? Topowy materiał tego numeru. Kompleksowy, ale przy tym zwięzły. Przejrzysty. Komuś może się wydawać, że takie artykuły pisze się z głowy, ale one wymagają ogromu rzemieślniczej pracy w ramach riserczu. To nie tak, że pograsz w grę dwie godziny i płodzisz recenzję. Chciałbym, aby nikt o tym nie zapominał. Adamus (mam opory przed pisaniem o kimś po nazwisku, ale czasem to robię dla przejrzystości przekazu) nawet mnie szczerze rozbawił wtrętem o nieposiadaniu mięśni, co zdarza mi się podczas lektury PE na tyle rzadko, że uznałem to warte wspomnienia. Świetna robota Kacper, pokaż biceps. I tak kurwa, dajcie Kacprowi materiał o serialowym Herkulesie od Sorbo, bo byłem nim oczarowany (Herkulesem, nie Kacprem, choć to też). Messiah od Grabarczyka. W sumie jeden z bardziej udanych materiałów autora, choć ma swoje dłużyzny. Obszerny wątek biograficzny Davida Perry'ego być może uzasadniony, ale nie czyta się go tak dobrze, jak reszty artykułu. Za dużo o Shiny Entertainment, zamiast skoncentrować się na samym Messiahu i tego, co dotyczy tylko jego, a to przecież ten tytuł jest bohaterem artykułu. Wywiad z córką właściciela automatów. No rozerwano komuś sandał i o co ten raban? Nie no, poważnie. Doceniam pewien urok tych opowieści, ale równie fascynujący wywiad można przeprowadzić z Grzybiarzem, albo co drugim czytelnikiem PE. "No grałem w gry, chodziłem na giełdy, zaglądałem do salonów z automatami, było fajnie". Ale dobra, niektórym się podoba, więc niech Wam będzie. Felietony. Zax trochę naiwny, ale życzę mu, by się nie pomylił. Marcellus - no fajnie, a w gry jakieś grasz? Piechota - ucz moje dziecko (którego nie mam, ale kupię) Roger - bardzo budująca postawa i stoję murem. Jebać twitter w 90% nieczytający PE a pierwszy do piętnowania. Listy. Obraz nędzy i rozpaczy. Kulminacją list o typie, który zaczął używać słuchawek do grania i wszystkie jego problemy się rozwiązały jak ręką odjął. Bo nagle przestał się kłócić z partnerką. Może po prostu jej nie słyszał? Tak czy inaczej - fascynujące. Do tego Hiv piszący, że działu FORUMki nie ma, bo nie ma z czego wybierać materiału do publikacji (od dwóch miesięcy). Bezczelny, leniwy gnojek. Mam nadzieję, że nie dostaje złotówki za te dwie strony, bo jeśli mu płacicie, to Was jebie na hajs
  16. Zdążyłem? Chyba tak. Lista gier w tym roku adekwatna do możliwości. Wszystkie szerzej opisywałem w odpowiednich tematach (głownie "Właśnie ukończyłem"), więc teraz tylko zdanie, albo pięć w ramach podsumowania. Kliknąć w tytuł, gdyby kogoś interesowała szersza opinia. 1. Yakuza 0 [PS4] - moja pierwsza i od razu z grubej rury. Świetna opowieść, rześka mordoklepka i cała wywrotka lepszych oraz gorszych minigierek. Utwory z dyskoteki na stałe zagościły na mojej playliście. 2. Metroid Dread [Switch] - tęskniłem za Panią Samus, nieprzesadnie długa, szalenie intensywna, dynamiczna i satysfakcjonująca. Kapitalna gra. 3. Dying Light 2 [PS5] - fajnie, że prawie nie ma broni palnej. Niefajnie, że noc nie budzi już lęku, a jedynie pośpiech (choć do czasu). Parkour, parkour (świetne wyzwania czasowe)! Powtarzalność wyzwań i zabudowań. Od groma fetch side questów. Poruszanie się TOP i dziko przyjemne. 4. Elden Ring [PS5] - wspaniała. Pewna powtarzalność elementów/aktywności, w zamian sporo usprawnień i udogodnień. Piękny świat. Urozmaicony, niezbyt wielki rozmiarowo, ale i tak przytłaczający możliwościami - od początku możemy udać się w cztery strony świata, gmerać po kopalniach, katakumbach, jaskiniach, obozowiskach żołnierzy, wszędzie jesteśmy nagradzani czymś bardziej lub mniej przydatnym (zależy oczywiście od builda). Mapa jeś nabita intrygującymi elementami otoczenia i przyciąga nasze zainteresowanie bez wysługiwania się znacznikami czy znakami zapytania. ATMOSFERA niektórych okolic oszałamia, w różnym znaczeniu tego słowa. Walki z bossami sprawiają, że jądra się nam mimowolnie cofają w kierunku podbrzusza. Piękne detale, śliczne inspiracje, małe zdarzenia i fragmenty, które nie pozostawią gracza obojętnym. 5. Pokemon Legends Arceus [Switch] - gra jest tym, czym poksy powinny być - skupiona na łapaniu tych fikuśnych stworzonek, kolekcjonowaniu kolejnych gatunków i uzupełnianiu Pokedexa. A nie wystawianie ich w niekończących się walkach kogutów. Grafika to kupa. Kierunek artystyczny to jedno (może się podobać, ale niczym się też nie wyróżnia - były setki gier z podobnym), a jakość oprawy to drugie. Fabuła jest. I jest niepotrzebna, bo równie dobrze mogłoby jej nie być, bo za dużo gadają o tym samym. 6. The Messenger [PS4] - miałem natchnienie, więc przeszedłem drugi raz. Muzyka arcydzieło, a gra też rewelacyjna. Jedyna zreplayowana gra w tym roku, to musi coś znaczyć. 7. Doki Doki Literature Club Plus! [Switch] - fajne, ale wciąż nie było w stanie mnie przekonać do visual novelek. 8. Kaze and the Wild Masks [Switch] - uboższa siostra Donkey Kong Country. Otwarcie inspirująca się, ale znacznie łatwiejsza. 9. Control [PS5] - fajniutka i imponująca stopniem destrukcji. Zrobiłem podstawkę i oba DLC z czystą przyjemnością. 10. Wolfenstein II: The New Colossus [PS4] - odczuwalny spadek formy. Łódź podwodna niepotrzebna. Dużo pomysłów na urozmaicenie zabawy, ale niewiele z nich trafionych. 11. Eiyuden Chronicles: Rising [PS5] - Trochę martwi dość infantylna fabułka, bo Suikodeny potrafiły jednak uderzać w nieco poważniejsze, wręcz polityczne tony. Pętla rozgrywki (pomimo dziesiątek fetchqustów) jest przyjemna i uzależniająca, choć IMO walka nabiera kolorów zbyt późno i początkowe wrażenie, że jest zbyt banalna trwa za długo). 12. Medievil (2019) [PS4] - wciąż trochę zbyt drewniane, ale gra specjalnie trudna nie jest, więc tanie zgony nie robią wielkiej krzywdy. Nie darzę oryginału zbytnim sentymentem, ale bawiłem się i tak nieźle. 13. Sniper Elite 5: France [PS5] - rewelacyjne mapki (Akademia szpiegów!) Strzelanie ze snajperek wciąż robi dobrze. Sporo niedoróbek: AI klasycznie czasami odpierdala. Dużo swobody, ale jednocześnie Karl nie przeskoczy 50cm murku, jeśli twórcy tego nie umożliwili w tym miejscu (ale 3 metry dalej już przeskoczy). 14. Record of Lodoss War: Deedlit in Wonder Labirynth [PS5] - dość prosta, ale przyjemna i solidnie dopracowana metroidvania inspirowana SotN. Fabułę w pełni docenią tylko zaznajomieni z uniwersum. 15. The Curse of the Dead Gods [PS4] - rogalik w mojej opinii może stanąć jak równy z Hadesem. Inny, wolniejszy, ale rozgrywka całkiem satysfakcjonująca. 16. Stray [PS5] - niezwykle przyjemny przerywnik między “poważnymi” grami. Cieszy oko, nie przysporzy większych problemów gameplayowych. Uroczy, pomimo mało uroczego settingu. 17. Outer Wilds [PS4] - co można zrobić w 22 minuty? Ddaje pełną swobodę i pozwala eksplorować we własnym tempie i według własnego widzimisie. Początkowo zagmatwany i niezrozumiały, ale nasza dociekliwość procentuje na każdym kroku (zdobytą wiedzą, nie przedmiotami/walutą). Pełna niezapomnianych chwil. Skradanie się wśród Żarnic. Rozmowy z Chertem. Piękna muzyka (dźwięk kończącej się pętli na stałe wrył mi się w głowę). Najwspanialsza gra, w jaką grałem w 2022 roku. 18. Echo of the Eye (Outer Wilds DLC) [PS4] - dodatek tak rewelacyjny, że nosi znamiona kontynuacji. Diametralnie inny klimat (horrorowaty!), rewelacyjna miejscówka i angażująca fabuła w pełni uzasadnia liczenie tego DLC jako osobną grę, bo może zapewnić zabawę nawet na kilkanaście godzin. Powtórzę: Outer Wilds + DLC to Arcydzieło i istny rodzynek w branży. 19. Klonoa Phantasy Reverie Series [PS5] - solidnie odrestaurowane dwie gry. Chwilami irytują, ale przez większość czasu nie sprawiała mi przykrości. Nie darzę sentymentem oryginałów, więc jestem obiektywny. Chyba. 20. Relicta [PS4] - całkiem zajmująca gra logiczna (z elementami platformowymi). Skupiająca się na zabawach biegunami magnetycznymi i grawitacją. Jest nawet fabuła z klawym “antagonistą”. 21. Fenyx Rising [PS5] - Beztroska i zabawna. Fajna narracja. System walki ładnie ewoluuje. Mała różnorodność przeciwników. Odnotowano pewną powtarzalność charakterystyczną dla Ubi, ale o połowę mniej intensywną. Udane Otchłanie. Jawna zrzyna z BotW, ale całkiem zgrabna. Tematyka (mitologia grecka) robi, inaczej bym pewnie po nią nie sięgnął. 22. Manhunt [PS4] - klimacik jak smoła, egzekucje tych chujów cieszą. Stukanie w ścianę OP, podobnie jak chowanie się w cieniu Niepotrzebne poziomy "strzelane", bo ta mechanika kuleje, przeciwnicy nie mają AI. Irytują skryptowane momenty. Sterowanie jak wózkiem widłowym, nikła responsywność. Brak obsługi kamery, problematyczne i nieintuicyjne przyklejanie do osłon. Ale i tak fajna i bezkompromisowa tematycznie giereczka. 23. Chrono Cross [Switch] - wciąż wspaniała i jedna z Gier Życia. Tylko port dość chujowy, choć wciąż lepszy, niż opcja grania na oryginale. 24. Resident Evil 3 (2020) [PS5] - co residencik, to residencik. Ciaśniutko upchany gameplay, zero dłużyzn, zero zacinek (proste zagadki), minimum backtrackingu i błądzenia. Jill cieszy oko, hehe. 25. Matterfall [PS4] - strzelanka od mistrzów z Housmarque. Raczej mniejsza, skromna gierka na kilka godzin (3-4), ale intensywna, pełna efektów cząsteczkowych (jak to u HM) i z udanymi boss fightami (ostatni potrzebował kilku podejść z mojej strony i sporo spokoju). Strzela się jak zwykle kapitalnie. Muzyka zwraca uwagę. 26. Super Mario Galaxy [Switch] - jaki Mario jest, każdy wie. Jakiej jakości się spodziewać, też wiadomo. Elementów sterowanie ruchowego nie polubiłem, ale przynajmniej tolerowałem, bo doskonale rozumiem, że pewnych aspektów z wiilota nie dało się po prostu przełożyć na przyciski. No i oczywiscie Odyssey lepsze, ale Galaxy świetne na grę "z doskoku". 27. Super Magbot [Switch] - połączenie Super Meat Boya z grą logiczną (różnego rodzaju zabawy z biegunami magnetycznymi). Duża swoboda w dostosowaniu poziomu wyzwania pod siebie. 28. Alan Wake Remastered [PS5] - myślałem, że będzie gorzej. Ale jak na swój gatunek jest świetnie. Fabułka wciąga, klimat pochłania, strzelanko fajnie pomyślane i wystarczająco soczyste, by przynosiło satysfakcję. NAwet operowanie latarką jest przyjemne, a światło bardzo ładnie śmiga po tej grze i jest przyjemne dla oka. Za dużo lasów. Alan ledwo dyszy po 10 metrach biegu. Jebane termosy. Kiepskie DLC nastawione na sieczkę i ciągłe strzelanie. 29. Devil May Cry 5: Special Edition [PS5] - początek mnie rozpierdolił. Potem tempo trochę zwalnia, ale gameplay zachowuje świeżość dzięki zmianom postaci. Minimum platformowania na plus. Rewelacyjne scenki, wykonanie postaci i ich twarzy. Drobne rozczarowanie pod względem urozmaicenia lokacji (dajcie jakiś gotycki zamek czy coś!) Devil Trigger! 30. Live a Live [Switch] - Całość wciąż bawi się konwencją, kolejne epizody nierówne, bo tak bardzo różne. Idea stojąca za grą godna pochwalenia, ale przyjemność z zabawy to istna sinusoida. Niemniej polecam fanom gatunku, choćby dla zaspokojenia ciekawości co tam już w tym 1994 roku wymyślili. 31. Observation [PS4] - Klimacik odpowiedni, dla fanów opowieści z cyklu "w kosmosie jesteśmy sami z własnymi problemami natury technicznej (i nie tylko)". Dość niecodzienna rozgrywka, choć nie sprawia trudności (względnie proste zagadki i mini gierki). Fabuła całkiem angażująca i ma swoje momenty WOW. 32. God of War: Ragnarok [PS5] - Jest przepięknie. Recykling zminimalizowany. Wreszcie godne walki z bossami! Nierówne tempo rozgrywki. Kratos jest... stary, ale uwielbiam jak ponuro mruczy. Przygoda imponująca. No i eksploracja mimo wszystko cymesik, a finiszery za każdym razem cieszą oko. 33. Hades [PS5] - Kapitalna stylówa. Rozgrywce brakuje urozmaicenia pod kątem lokacji, bossów, przeciwników. Powtarzalność doskwiera dość szybko, choć trzeba przyznać, że twórcy zrobili wiele (nawet bardzo), by to wrażenie rozmyć. Masa dialogów, modyfikatorów rozgrywki, ale co z tego, skoro wszystko sprowadza się do biegania po tych samych lokacjach, w tej samej kolejności, biciu tych samych przeciwników i wybieraniu nagrody za każdą potyczkę. Gdyby dodać 2-3 biomy, to byłby rogal idealny. 34. The Callisto Protocol [PS5] - niedługi, urozmaicony (lokacje), z gęściutkim klimatem i niecodziennym modelem walki (podoba mi się, mimo, że lubi generować chaos). Fabuła lekko bez wyrazu i raczej nie utkwi w pamięci. Ładna gra. 35. Yakuza Kiwami [PS4] - biedna siostra Yakuzy 0. Fabuła wystarczająca. Mniej minigierek = mniej rozpraszaczy. Ciągle szukający bitki Majima wkurwia. I parę innych drobiazgów też irytuje, ale jednooki najbardziej. 36. Marvel's Spider-Man: Miles Morales [PS5] - troszkę się wzruszyłem końcówką, choć to taka klisza xd Ale śmiganie po mieście bawi nadal tak samo, a świąteczny klimat w grze pięknie korespondował z tym rzeczywistym. Zwięzła, ale nadal zapewnia kilkanaście godzin zabawy na najwyższym poziomie. 37. The Last Campfire [PS4] - włączyłem w celu sprawdzenia czy mi siądzie i wyłączyłem po 7 godzinach oraz platynowym dzbanku. Urokliwa, niespecjalnie skomplikowana, pozbawiona walki przygodówka z elementami gry logicznej. Rewelacyjny (i zaskakujący) lektor. Lekki vibe Zeldy 2D. 38. Silent Hill 2 (Enchanced Edition) [PC] - mój pierwszy raz i tak jak podejrzewałem: klimat rozpierdala. Walka uboga, przez to cierpi gameplayowy element (starcia z bossami to walka z manewrowaniem naszą postacią). Dialogi licho odegrane, brzmią jak parodia, choć mają swoje momenty, gdy słychać jakieś szaleństwo w głosie niektórych postaci (te z grubsza zachowują się jak skorupy bez emocji). Miejscówki klasa, muzyka jak wchodzi, to cała na biało (ze śladami rdzy). Dodatek Marii to jeszcze większe drewno dialogowe, ale dodatkowa lokacja jakoś wynagradza. DLC: Returnal (Wieża Syzyfa) - gameplay nadal przyprawia o erekcję. Zabawa imponuje dynamiką (szybko lecą kolejne piętra), jest nawet fabuła (w stylu podstawki, ale nie tych rozmiarów). Moje zeszłoroczne GOTY w tym roku stało się jeszcze lepsze. —---------------------------- Zacząłem, jeszcze nie skończyłem (ale planuję): Trials Rising [PS4] - kapitalny przerywnik, więc wracam cyklicznie. Poziomy ładniutkie, pomysłowe, ogarnięcie modelu jazdy i poruszania dostarcza satysfakcji. Kilkanaście godzin za mną, ale jeszcze sporo przede mną. 13 Sentinels: Aegis Rim [Switch] - wielkie roboty i drobne anime lolitki. Ponad 20 godzin za mną, ale nadal nie do końca ogarniam fabułę, a jej konstrukcja nie ułatwia zadania. Podróże w czasie, alternatywne rzeczywistości, klonowanie, gadające koty. Połączenie visual novelki (dużo rozmówek, na szczęście w pełni udźwiękowionych) i taktycznej naparzanki robotami (niespecjalnie skomplikowanej, za to mało przejrzystej). W ramach telegraficznego podsumowania: GOTY 2022 - zapierający dech w piersi Elden Ring GOTY poprzednich lat - zachwycający i niecodzienny Outer Wilds (+DLC), wyczekiwany z utęsknieniem nowy Metroid Dread. Retro moment 2022 - wzruszający powrót na archipelag El Nido (Chrono Cross), Silent Hill 2 wreszcie w mojej garści.
  17. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    Marvel's Spider-Man: Miles Morales [PS5] Czy może być lepszy moment na ogranie tej gry, niż ten, gdy jej świąteczny klimat pięknie koresponduje z tym rzeczywistym? Więc grałem otoczony lampkami choinkowymi, zagryzając barszczykiem z uszkami. Jaki Spider-Man jest każdy wie, ale poza porą roku nieco się w grze zmieniło. Miles dysponuje bowiem dodatkowymi mocami, które znacząco wpływają na sposób walki i jej efektowność. Nowi bohaterowie, nowa intryga, nowi złole do naprostowania. Znacznie bardziej zwarta konstrukcja gry, a pisząc otwarcie - jest krótka, choć zabawy na kilkanaście godzin dostarczy bez problemu. Zaledwie garść zajęć pobocznych (z ich jakością bywa różnie), mapa czyści się w zasadzie sama, zupełnie przy okazji (bo jesteśmy w okolicy) i nie czuć przeładowania bodźcami. Walka to wciąż pokaz gimnastyczny Pająka i kluczem jest kontrola otoczenia, plus szybka ocena priorytetów zagrożenia. Moce elektryczne znacznie pomagają przy kontroli tłumu i siadają satysfakcjonująco. Nie ma to jak zebrać grupkę 10 pionków wokół siebie, wybić ich wszystkich do góry, a potem przybić do podłogi. No i osławione, legendarne bujanie po mieście. Natychmiast poczułem się jak w domu, bo obsługi pajęczyny się nie zapomina, jak jazdy na monocyklu. Prędkość, intuicyjność, swoboda, czysta frajda. Czyli co, takie nieco bardziej rozbudowane DLC? Niby tak, ale nie ze względu na długość zabawy, bo ta jest dla mnie wystarczająca i nie mam problemu z nazwaniem gry poniżej 10-15 godzin pełnoprawnym produktem w kontraście do rozdmuchanych do nieprzyzwoitości open worldów na 100 godzin (gdy potencjał gameplayowy wystarcza na 20). Miles Morales na miano DLC zasługuje bardziej ze względu na brak istotnych nowinek gameplayowych czy usprawnień. Nie wiem jak twórcy z tego wybrną przy Spider-Manie 2, bo nie wiem co i jak mogliby usprawnić, skoro kluczowe kwestie już teraz działają w zasadzie idealnie. Może pozostaje się skupić na jakości i spektakularności samej opowieści, przyłożenie się do zapadających w pamięci side-questów? Marzy mi się mroczna historia, marzy mi się taki komiksowy Maximum Carnage. Fabuła w Milesie Moralesie jest dość standardowa i przewidywalna, choć z lekkim zawstydzeniem muszę przyznać, że pod koniec się odrobinę wzruszyłem xd The Last Campfire [PS4] Jakby to powiedział Wojciech G: jest to ciekawa sytuacja. Bo włączyłem tytuł z zamiarem sprawdzenia jak się w to w ogóle gra, a wyłączyłem dopiero po 7 godzinach i wbiciu platynowego dzbanka. The Last Campfire szybko i bez zastanowienia zarzuca na nas sieci swojego uroku. Klimatyczna wstawka, która z niesprecyzowanych przyczyn przywołała w mojej pamięci intro ICO, a potem kontrola nad przytulaśnym stworkiem z prześcieradłem na głowie, zebranie torby na przedmioty i naprzód przygodo. Od samego początku naszym jedynym towarzyszem jest narrator i osobiście byłem nim oczarowany. Całość brzmi, jakby bajkę czytało dziecko, stąd nawet trudno mi określić czy to chłopiec, czy dziewczynka. Trochę sepleni, czasem ma problem z wymawianiem R, ale to wszystko sprawia, że słuchanie tej narracji działało na mnie niezwykle uspokajająco. Choć jestem świadomy, że niekoniecznie każdemu graczowi musi ta kwestia przypaść do gustu, bo jest mocno specyficzna. Mnie przez te kilka godzin narrator uwodził raz za razem. Dorzucę do tego świetną, acz nienarzucającą się muzykę i mamy udźwiękowienie kompletne. A jak się w to gra? Nie ma walk, nie da się zginąć, więc całość powinna nas rozluźnić. Krążymy po świecie i uwalniamy pobratymców, którzy z jakiegoś powodu skamieniali, a ich "nadzieja" została uwięziona. Odnajdując takiego więźnia czeka nas niewielka zagadka środowiskowo-logiczna (z cyklu utoruj sobie drogę do celu), natomiast poza tymi obszarami bawimy się w małego eksploratora, wypełniając prośby napotkanych stworków (na zasadzie: przynieś mi coś), a te z wdzięczności pomagają nam przedostać się do kolejnych lokacji. Gra jest uproszczona i z grubsza liniowa, choć oferuje trzy obszerniejsze "biomy", po których możemy poruszać się w miarę swobodnie, szukając więźniów czy skrytek ze stronami tajemniczego dziennika. Wyobraź sobie dowolną Zeldę 2D, zabierz jej walki, kolekcjonowanie przedmiotów i umiejętności, zostaw samo pozbawione presji bieganie po ładniutkich lokacjach, przetykane niespecjalnie wymagającymi zagadkami środowiskowymi i logicznymi. Pozwól się zauroczyć narratorowi zdającemu relację z wydarzeń i ulotnemu nastrojowi opowieści, która oczywiście, że nie powinna być odbierana dosłownie, ale ewentualną interpretację pozostawię każdemu we własnym zakresie. Silent Hill 2: Enchanced Edition [PC] Tak, grałem na PC, nie zamierzam się tego wstydzić. Ale ponoć to najlepsza opcja do ogrania Silent Hilla 2, bez narażania się na dodatkowe wydatki i kupowania dodatkowych konsol. Pod takimi argumentami nawet mój betonowy upór musiał zacząć pękać. Przy okazji chciałbym podziękować Panu Bzdurasowi za pomoc w osiągnięciu celu. Bo, wstyd się przyznać, ale nigdy nie grałem w Silent Hilla 2. Generacja PlayStation 2 to dla mnie ogromna luka, bo miałem wtedy kryzys gracza, ale staram się to nadrabiać (w tym roku był też Manhunt grany). Druga wymówka, to fakt, że z horrorami nigdy nie było mi po drodze. Potrafię docenić te gry, ale idea "stresowania gracza" nie bardzo współgra z moją ideą "gier jako rozrywka". To tyle użalania się nad sobą. Zainstalowałem na laptopie, podłączyłem go pod 55 cali OLEDa, wrzuciłem słuchawki na uszy, pogasiłem światła (ale zostawiłem lampki choinkowe, bo za bardzo się cykałem całkowitej ciemności), nalałem sobie szklankę ciepłego mleka na uspokojenie i mrucząc do siebie "o boże, co ja robię, co ja robię?" kliknąłem New Game. Trudno mi będzie jakkolwiek spójnie ocenić tę grę. Nie mam do niej zaburzającego osąd sentymentu, choć OST (tę melodyjną część) uwielbiam. Przyjmując dzisiejszą perspektywę musiałbym grę skrzywdzić. Aby przyjąć perspektywę ówczesną nie jestem odpowiednim autorytetem (z powodu wspomnianej generacyjnej luki, bo generalnie się znam, hehe), poza tym Enchanced Edition oferuje cały szereg ulepszeń, więc to już nawet nie jest "tamta gra". Więc pierdolę i po prostu spiszę luźne wrażenia. Nic odkrywczego, ale nastrój, atmosfera tej gry nadal miażdży moją wrażliwość. Jest ponadczasowa, jest bezbłędna. Pierwsze przebieżki po zamglonym mieście do relaksujących nie należą, delikatnie ujmując. Potem kolejne lokacje - napisać, że byłem nerwowy, to nic nie napisać. A jak przyszło mi przebrnąć przez połowę miasta w jego alternatywnej odmianie, gdzie na odległość gazrurki gówno widać (za to słychać!), to nawet mi nie przeszło przez myśl gdzieś zboczyć z kursu. Byle mieć to za sobą. No i muzyka, którą znam doskonale, więc każdy moment, gdy na słuchawki wchodził znany mi utwór był z jednej strony kojący, z drugiej pozwalał spojrzeć na siebie pod innym, dotychczas mi nieznanym kontekstem. A ambienty tła, brzęczenie radia, tupot małych stópek potworów? No dźwięki jakby mi ktoś grał na nerwach, dosłownie. Gnat automatycznie szedł w górę i nie mówię tutaj o penisie. Fabuła też wiadomo, chociaż w moim odczuciu jest podana w sposób ciut-ciut zbyt enigmatyczny. Z drugiej strony szerokie pole do interpretacji jest zapewne w dużej mierze tym, co zapewniło grze długowieczność, jeśli nie nieśmiertelność. Jednocześnie trudno mi traktować ją śmiertelnie poważnie ze względu na osławione dialogi i aktorstwo. A jestem bardzo wyrozumiały. Atmosfera tych rozmówek jest hipnotyzująca, ale pustka emocjonalna zawarta w słowach przypomina rozmowę robotów. Takich potrzebujących pauzę na wczytanie kolejnej kwestii. Albo posiadających wyjątkowe poczucie humoru i próbujących sparodiować rozmowę dwóch pustych skorup ludzkich. Będąc sprawiedliwym muszę przyznać, że niektóre kwestie są zaskakująco udane i czuć napięcie a wręcz nutkę szaleństwa u postaci, jednak za chwilę dostaję na uszy jakiś banał czy stwierdzenie oczywistości i jesteśmy z powrotem. Wiedziałem czego się spodziewać, ale i tak nie mogłem się powstrzymać od przewracania oczami. Z dialogami o trofeum z drewna może stawać tylko walka. I byłby to zażarty pojedynek. Każde starcie to nierówna bitwa ze sterowaniem, w której stawką jest równowaga psychiczna gracza i jego cierpliwość. Aż do momentu, gdy uzna, że lepiej odpuścić i skupić się na ignorowaniu przeciwników. Banalnych do ominięcia i niespecjalnie urozmaiconych (ile jest ich rodzajów? Pięć? Siedem?). A jeśli już jesteśmy do walki zmuszeni, to ta jest schematyczna, łącznie z bossami. Trudno o tym systemie napisać cokolwiek pozytywnego, poza tym, że jest. W bazowej formie, ale jest. Znacznie lepiej wypada element eksploracyjny. Fabularne miejscówki spełniają swoje zadanie wzorowo, będąc sceną wszelkich dramatów (również tych krindżowych). Nawet pomimo faktu, że często połowa pokojów bywa w ogóle niedostępna i na mapie robią tylko pozytywne, choć fałszywe wrażenie. Gra pozornie otwarta i oferująca swobodę, ale tak naprawdę umiejętnie prowadzące nas za rączkę. Z mojej perspektywy to żadna wada, bo dzięki temu rozgrywka trzyma tempo i nie marnujemy godzin na bieganiu po tych samych pokojach. Każdy odnotowany progres, każda rozwiązana zagadka to wewnętrzne poczucie drobnej satysfakcji i motywacja do grania dalej. Zdarzało mi się zasiedzieć przed ekranem, a w przypadku horrorów to u mnie raczej rzadkość. Silent Hill 2 ukończyłem z przyjemnością, bez zważania na jej ułomności. Poszło dość sprawnie, nieznacznie utknąłem jedynie przy zagadce z szubienicami, ale to głównie przez własną nieuwagę. Czuję ukojenie, bo gra trochę leżała mi na wątrobie, a wciąż mi było z nią nie po drodze. Teraz ze spokojem czekam na Silent Hill 2 od Blooberów (jak uda im się oddać atmosferę, to jestem spokojny, bo w gameplayu do zepsucia nie ma zbyt wiele) i filmową adaptację od Gansa. PS Z rozpędu ukończyłem też dodatkowy mini-scenariusz Marii. Zalety? Dodatkowa lokacja. Wady? Atmosfera bliższa Resident Evil. Reszta bez zmian względem podstawki.
  18. A to tak, coś tam jest pocięte widzę. Raczej niewielka strata.
  19. Tego o tym, że komuś rozerwano sandał podczas przenoszenia automatu? Nie wiem, bo nie doczytałem do końca. Edit: dobra, sprawdziłem, nic nie wydaje się ucięte. A sprawdzałeś na kolejnej stronie? Bo u mnie na 100/101 są dwie kolejne strony wywiadu.
  20. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    @Homelander @balon Cała ta trylogia Mario jest perfekcyjna z mojej perspektywy i wręcz stworzona jak dla mnie. Bo w żadną z tych części wcześniej nie grałem. Więc nawet się nie zastanawiałem i zafundowałem sobie rajd przez generacje Mariuszów. I wszystkie z ogromną przyjemnością wykręciłem na 120 gwiazdek/słoneczek/chujów w dupie, nawet przestarzały już SM64, co było ciekawym doznaniem, bo czasem frustrującym, ale w przypływie wyrozumiałości z łatwością mogłem dostrzec w nim te przebłyski ówczesnego geniuszu. Galaxy oczywiście na ProControlerze polecam (zresztą każdą część tak ogrywałem), chociaż niektóre fragmenty z mechaniką "przyciągania do gwiazdek" znacznie łatwiej się zalicza maziając ekran. Wręcz banalne są wtedy. Generalnie trzy gry, każda oferująca odrobinę inne doznania, więc nawet zaliczając jedną z drugą nie czuć znużenia. Złego słowa na tę składankę nie powiem, ale tak jak wspomniałem - jestem dla niej idealnym targetem, bo we wszystkie tytuły miałem okazję zagrać po raz pierwszy (i nie zniechęcam się szybko przestarzałymi mechanikami czy ułomnościami wieku).
  21. - Elo, gdzie kurwa jesteś? - W Silent Hill kurwa, a gdzie? Przecież pisałaś bym przyjechał.
  22. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    W zeszłym roku święta spędziłem z Yakuzą 0 (moją pierwszą). W tym roku postanowiłem nawiązać do tamtego okresu i wziąłem się za bary z: Yakuza Kiwami [PS4] Prostsza, żeby nie napisać "biedniejsza" siostra Zero. Przyczyny oczywiste i zrozumiałe, więc nawet nie jestem rozczarowany. Dla niektórych to może być nawet zaletą, wszak Kiwami nie przytłacza. Nie jest w stanie oderwać nas od głównej osi fabularnej na długo, bo nie oferuje aż takiego bogactwa zajęć pobocznych. Pewnie: jest ich kilka, przetrwały nawet "samochodziki", a kobiece "zapasy" przeszły przeobrażenie, ale próżno tu szukać tanecznych wygibasów, nie ma rewelacyjnego zarządzania klubami z hostessami, czy też mniej rewelacyjnego, ale dość angażującego "biura nieruchomości". Nadal możemy odłożyć na jakiś czas próby uratowania życia bliskich nam osób i poszukać licznych sidequestów, choć tylko garść z nich warta jest zainteresowania. Większość pobocznych zadań charakteryzuje ten sam schemat, czyli coś trzeba komuś przynieść, gdzieś się udać, tam wysłuchać dialogu z stylu: - hej, ty, czego tu szukasz, chcesz w mordę? - chyba wy. *napierdalanka* Koniec questa. Nagroda? Jakieś drobny bilon, albo damska torebka, której nawet nie możemy założyć Kiryu i poflexować na mieście. Czasem następuje jakiś twist, gag, morał z gatunku "nie oceniaj po pozorach" i jesteśmy wolni. Choć tak jak piszę, kilka z tych questów warto zaliczyć, jednak problem w tym, że nie wiesz które, póki ich nie odhaczysz. Więc albo posiłkujesz się jakimś poradnikiem, albo idziesz na żywioł i liczysz, że fortuna będzie sprzyjać. Ja potraktowałem kwestię dość swobodnie i uznałem, że zaliczę każdy quest, na który trafię samodzielnie i przy okazji, bez zbędnego drążenia i szukania. Grę ukończyłem, licznik sidequestów zatrzymał się na ponad 50 (z 78) i... nie chciało mi się już do sprawy wracać. Nawet najciekawszy wątek fabularny nie jest w stanie wynagrodzić prostej i powtarzalnej konstrukcji tych pobocznych zadań. W dodatku niektóre najzwyczajniej w świecie irytują. Tak jak ten z przynoszeniem chusteczek gościowi, który siedzi w miejskim szalecie. Może komuś zepsuję tym spoilerem "zabawę", ale jak będziecie je kupować, to bierzcie od razu sześć paczek. Bo jak przyniesiecie mu jedną, to za chwilę wyśle Was po dwie kolejne, potem zrobicie jeszcze jeden kurs po trzy następne. Boki zrywać. A co z główną historią? No jest w pełni satysfakcjonująca. Pełna mniejszych czy większych głupotek, ale szczerze mówiąc już ich nie pamiętam. Grunt, że z całkiem niemałym zaangażowaniem śledziłem wydarzenia na ekranie, zarówno te dramatyczne, jak i krindżowe. Obawiałem się trochę obecności tego gówniaka do opieki, ale na szczęście nie naprzykrzano mi się z tą kreaturą zbyt często. No i mimo wszystko brakowało trochę bardziej wyrazistych bossów. Większość z nich pojawiało się w historii na chwilę tuż przed walką, po której ich rola się natychmiast kończyła. Bez kitu, każdorazowo zadawałem sobie pytanie "a ty kim kurwa jesteś w ogóle?" - żadnego tła, żadnych motywacji, tak samo anonimowi jak menele w mieście, choć z dłuższymi paskami zdrowia. Honor próbował ratować łysy Shimano, ale to trochę mało. Mogłoby się wydawać, że tę lukę idealnie wypełni Goro Majima, ale niestety twórcy sami zniweczyli jego potencjał. Bo koncepcja jest taka, że walczymy z nim praktycznie co chwilę. Pojawia się w fabule, prześladuje nas podczas przebieżek po mieście, atakuje przy okazji minigierek, zawraca głowę mailami, wiele sidequestów sprowadza się do walki z nim. Co gorsze, te starcia są niezbędne do rozwoju jednego z drzewek umiejętności, a chcąc je wymaksować musimy Majimę pokonać ile razy? 100? 150? Ja po 10-15 miałem go dość. Tym bardziej, że tylko kilka z nich jest niepowtarzalnych, reszta to pętla tych samych walk na ulicach Kamurocho. Fajna, przerysowana postać, ale przez nadgorliwość autorów szybko brzydnie i najzwyczajniej wkurwia. Zresztą natężenie walk na mieście też potrafi wkurwić. I zepsuty system "ciosów ekstremalnych" też szybko przestał mnie ekscytować. I fakt, że nie ma na co wydawać pieniędzy. Niektóre walki z bossami też są irytujące (tak, mam na myśli te "pistoletowe"). Tfu. Samo Kamurocho? Jak zwykle urocze. W dodatku nadal na tyle mocno mi siedziało w pamięci z Y0, że tutaj od razu czułem się jak u siebie. Oczywiście brakowało mi niektórych przybytków, z rozrzewnieniem wspominałem "tutaj kiedyś była dyskoteka, gdzie tańczyłem do Queen of the passion/ Koi no disco queen", a teraz nie można nawet wejść do środka. Smuteczek. Ale to wciąż bardzo wdzięczne otoczenie dla opowieści, a krótsza i zwięźlejsza fabuła Kiwami odpowiednio koresponduje z tymi ciasnymi uliczkami. Bo Y0 chwilami się dusiła i musiała rozpychać łokciami. Ogólnie żaden ze mnie ekspert od Yakuz, bo to raptem moja druga, więc nadal ulegam jej czarowi i powabowi. Tym razem nieco już mądrzejszy darowałem sobie pewne aspekty i marnotrawienie godzin na aktywnościach, które nie dają mi aż takiej frajdy. Skupiłem się na opowieści, porzucając ambicję "calakowania", bo gdybym miał jeszcze z 10 razy walczyć z Majimą, to bym tę grę prawdopodobnie znienawidził. A tak jest git i za jakiś czas chętnie wrzucę na ruszt Kiwami 2.
  23. Proponuję powołać niezależną komisję, która będzie określać czy dana reakcja jest uzasadniona w dyskusyjnej sytuacji. Jeśli nie będzie, to dawca reakcji powinien być banowany, albo przynajmniej przez tydzień chodzić w butach niesłusznie pokrzywdzonego, aby poczuł jak to jest. Pora ukrócić ten proceder, bo nowi użytkownicy są poddawani zbyt dużej presji, a na to nie może być społecznej zgody.
  24. No nie zniknął całkiem, ale zauważalnie się wycofał z tematów i jedynie sporadycznie pojawia się chyba właśnie w Zakupach Growych. Pewnie dlatego, że tam są bezpieczne plusy do zebrania do podbudowania nadszarpniętej reputacji
  25. Cóż, zaleta jest taka, że "Beka z typa" nie zostawia śladu na "reputacji", ot pośmiali się i lecimy dalej. Może GearsUp nadal byłby z nami, gdyby za jego kadencji była ta reakcja dostępna (*) A tak to musiał kombinować z wyłączaniem reputacji, by jakoś przetrwać psychicznie na forum zagrajmerów.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...