Skocz do zawartości

Kmiot

Senior Member
  • Postów

    7 012
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    163

Treść opublikowana przez Kmiot

  1. Póki co największą krucjatę prowadzisz Ty, a znając życie to pewnie nawet PE nie czytasz, zgadłem? Prenumerata jest problemem, który stale naświetlamy i w efekcie wielu (w tym ja) po prostu z niej zrezygnowało. Nie działa - nie kupuję. Natomiast odrębną kwestią jest samo PE i jego jakość oraz treść, a gdybyś się skupił, to znalazłbyś wiele pozytywnych opinii oraz argumentów, dlaczego wielu nadal wspiera pismo, niezależnie od kłopotów wydawniczych. Ale lepiej się skupić na rzekomej hipokryzji i odwracać wzrok od tego, że ktoś może lubić PE za zalety, pomimo wad. Będą problemy - będzie krytyka. Będzie fajny numer - będą pozytywne opinie.
  2. I pomimo problemów różnej maści PE się ukazało, Pixel się nie ukazał. Oba czasopisma są Łapusza. Widzisz różnicę? Dlatego inicjatywie Rogera i spółki ufam, bo choć nie wszystko jest w ich władzy, to zaangażowanie w sprawę mają na zupełnie innym poziomie.
  3. Pegasus Extreme się ukaże. Mają gotowy produkt, który wystarczy wydrukować i sprzedać, by na nim zarobić. #0 mi dostarczono, reedycję #1 też, nie mam więc powodów by zakładać, że przy Pegasusie będzie inaczej. W najgorszym wypadku będę stratny całe zawrotne 25 zł.
  4. Przecież ten projekt był już szlifowany od miesięcy przez Rogera i spółkę. To bardziej ich inicjatywa, niż Łapusza, którego zadaniem jest tylko to przyklepać. Na projekty Łapusza (Amigi, C64) mam wyjebane. Projekty Rogera i redaktorów PE to już inna kwestia.
  5. Nie ma takiego obowiązku, więc nie chcę. Rozjebie wszystkich klasycznie.
  6. Holandia - Katar 0:0 Ekwador - Senegal 0:0 Walia - Anglia 0:0 Iran - USA 0:0 Tunezja - Francja 0:0 Australia - Dania 0:0 Polska - Argentyna 0:0 Arabia Saudyjska - Meksyk 0:0 Chorwacja - Belgia 0:0 Kanada - Maroko 0:0 Japonia - Hiszpania 0:0 Kostaryka - Niemcy 0:0 Korea Płd. - Portugalia 0:0 Ghana - Urugwaj 0:0 Kamerun - Brazylia 0:0 Serbia - Szwajcaria 0:0
  7. Widzę, że matematyka wjeżdża na ostro, tymczasem w następnej kolejce Arabia wygrywa z Meksykiem (bo niby dlaczego nie? Przecież Meksykanie są słabi, popatrzcie na nich), Argentyna wygrywa z nami i Arabia + Argentyna awansują dalej.
  8. Kmiot

    God of War: Ragnarok

    W sumie standardowo: do tematu w Graczpospolitej nie każdy zagląda, a może kogoś zainteresuje. God of War: Ragnarok [PS5] Mocno ogólnie, bez Spoilerów, nawet screeny z początku przygody. Pod wieloma względami imponująca. Już w samej warstwie głównej fabuły obszerna, a jeśli zacząć ten rdzeń drążyć na boki, to okazuje się wprost ogromna. Poprawia w zasadzie wszystkie bolączki poprzedniczki. Pełna momentów łał, choć kilka fragmentów ziew też się znajdzie. Dokąd zmierzamy, czyli fabuła. Nie przesadzałbym z zachwytami i peanami po jej adresem, a z takimi się spotkałem. Jest solidnie i satysfakcjonująco, a historia spełnia rolę koła napędowego dla naszej podróży przez światy, ma kilka błysków, ale z drugiej strony tempo opowieści potrafi momentami wyraźnie zwolnić. Idea jest taka, że mają one na celu budowanie więzi między bohaterami, ale gracz ściskający pada na tym cierpi, bo nie ma zbyt wiele do roboty. Wstrzymam się z wskazywaniem konkretnych fragmentów, ale chyba każdy samodzielnie je wychwyci, bo znacznie się wyróżniają i są oczywiste. Niemniej jako całość trzeba oddać twórcom, że zapewnili mi motywację do pchania historii wciąż do przodu, a na koniec wynagrodzili upór z nawiązką i bez zawahania mogę napisać, że była to wspaniała przygoda pełna wzlotów i upadków, wyrazistych postaci, starego Kratosa, który uroczo mruczy na wiele sposobów, chwil napięcia i momentów rozluźnienia, gdzie bywa nawet dowcipnie. Piękno światów, czyli AV. Opowieść podziwia się z zapartym tchem, bo jest co. Wizualnie GoW:R to majstersztyk. Początek jest jeszcze pod tym względem dość wstrzemięźliwy, ale już pierwszy odwiedzony przez nas świat wywołuje mimowolny uśmiech na twarzy każdego, kto nie jest obojętny na piękno natury. To jeden z tych momentów, gdy zaczynamy z podziwem kręcić prawą gałką obserwując otoczenie i jego detale (małe zwierzątka!), tymczasem wolną lewą ręką grzebiemy czule w okolicach własnego krocza, próbując załagodzić podniecenie. I tak będzie przez kolejne kilkadziesiąt godzin wraz z odwiedzinami w kolejnych światach. Absolutnie szalona jest ilość przypadków, gdy nasz palec mimowolnie wędruje w kierunku przycisku odpowiadającego za zrzut ekranu. Imponujące widoki i krajobrazy, kolorystyka i oświetlenie podkreślające jej zalety, szalona ilość detali, drobnych roślinek, żyjątek, elementy wyposażenia lokacji. Natomiast nie jestem fanem muzyki, bo według mnie jest zbyt subtelna i często ginie w tumulcie wydarzeń. Ma kilka momentów, gdy udanie podkreśla obraz, ale ma problem z wyróżnianiem się. Za to dźwięk jest tip-top. Otoczenie żyje w naszych słuchawkach, a znajdźki i itemki cichutko brzęczą, by łatwiej je było zlokalizować. Szczegół, ale znacznie ułatwia i uprzyjemnia eksplorację. Mięso z Trolla, czyli gameplay. Co należy twórcom oddać już na starcie, to słowa pochwały za to, że wyciągnęli wnioski i poprawili praktycznie każdą wadę poprzedniczki. Legendarny recykling różnokolorowych trolli został skutecznie stłamszony, a różnorodność przeciwników wzrosła imponująco. Wiadomo że przy grze na 40-50 godzin nie da się tego wyeliminować całkowicie, ale wyraźnie widać, że wzięto sobie pewne aspekty do serca. Recykling więc jest, ale unika tej nachalnej maniery, a Santa Monica Studios pozwala sobie nawet na pewien dystans do własnych niedoskonałości i parokrotnie subtelnie żartuje z przywar poprzedniej gry. Wreszcie dostajemy też walki z bossami godne cyklu, niektóre z nich to absolutna orgia dla zmysłów i iście tytaniczne starcia, po zakończeniu których z ulgą wypuszczamy nagromadzone w płucach powietrze. System walki w moim odczuciu wiele się nie zmienił (pewne kwestie celowo przemilczę), ponoć zmniejszono znaczenie walki bez broni, ale dla mnie to obojętne, bo nie po to mam do dyspozycji ostre narzędzia mordu, by bić się na pięści jak najebany żul pod Żabką. No i jest eksploracja, którą w grach chyba uwielbiam najbardziej. Jeśli skupić się na wątku głównym, to GoW:R stanowi przygodę dość korytarzową. Opowieść prowadzi nas jak po sznurku przez kolejne światy, a lokacje ograniczają się do nieznacznych skoków w bok, by po chwili pozwolić graczowi wrócić na główną ścieżkę. Ale. Co jakiś czas otwierają się przed nami szersze możliwości. I jeśli zboczymy, to możemy zaginąć na długie godziny i pozwolić się pochłonąc całkowicie opcjonalnym atrakcjom. Mówię tutaj o zawartości, z której można złożyć osobną grę, bez kitu. Trzymając się wyłącznie głównej fabuły de facto rezygnujemy z ogromnej części przygotowanej przez twórców rozrywki i oni nie mają absolutnie nic przeciwko temu. Nie zmuszają do grindu, nie wymagają nawet odwiedzenia tych miejsc. Uzależniają to jedynie od naszej wewnętrznej potrzeby i ciekawości. Albo natręctwa gracza, który nie pozwoli żadnemu sekretowi umknąć. Ogólnie powtórzę to, co już czytaliście parokrotnie - ta gra jest ogromna, jak na swój gatunek. Według niektórych nawet zbyt ogromna i rozumiem ich ból, bo z czyszczeniem tych opcjonalnych lokacji wiążą się też spore niedogodności. Większości nie da się zaliczyć w 100% od strzała przy okazji pierwszej wizyty i trzeba czekać do endgame, gdy odblokują się wszystkie atrakcje. A że większość z nich skupia się na walce i czasami trzeba do niej biec/płynąć łódką przez blisko pół lokacji, to trudno całość określić doskonałą rozrywką, bo schemat szybko się nudzi. Nie jest to jakaś przytłaczająca harówka, bo uzupełnienie braków zajęło mi około 5-6 godzin (spośród 50), ale bez wyrzutów sumienia obniżyłem sobie na tę okazję poziom trudności, by każdej walki nie powtarzać kilka razy (nawet “normal” bywa bardzo wymagający przy niektórych opcjonalnych bossach, oj tak). Odrębną i dyskusyjną kwestią pozostaje syndrom "przeciskam się przez szczeliny, otwieram drzwi, dźwigam filary", który ma za zadanie zakamuflować loadingi. Skaza growego DNA z poprzedniej generacji i rozumiem, że musiała również zostać przeniesiona na aktualną, bo nie było możliwości i sensu tego usuwać (konieczność konstruowania od nowa lokacji), ale do chuja Wacława, jesteśmy już dwa lata w nowej generacji, która obiecywała pozbycie się tych niedogodności, a dalej musimy je tolerować, bo ktoś nie potrafi odciąć pępowiny. Minus, bez względu na okoliczności. Po Ragnaroku, czyli podsumowanie. Gra obszerna, kipiąca od zawartości, pełna smaczków, sekretów, opcjonalnych wyzwań i atrakcji, a endgame ma sens, bo otwiera kilka możliwości dla chętnych. Ciągle satysfakcjonująca i mięsista w warstwie bitewnej (te finiszery za każdym razem cieszą oko wewnętrznego sadysty) i stale zachęcająca do eksploracji, a - bóg wojny mi świadkiem - jest co zwiedzać. Wyraźny progres pod względem poprzednika, aczkolwiek niektórzy mogą zatęsknić za tamtym, bardziej kameralnym nastrojem. Fabularnie nierówna (tempo siada chwilami), ale całość bez wątpienia wygląda i brzmi przepięknie.
  9. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    God of War: Ragnarok [PS5] Mocno ogólnie, bez Spoilerów, nawet screeny z początku przygody. Pod wieloma względami imponująca. Już w samej warstwie głównej fabuły obszerna, a jeśli zacząć ten rdzeń drążyć na boki, to okazuje się wprost ogromna. Poprawia w zasadzie wszystkie bolączki poprzedniczki. Pełna momentów łał, choć kilka fragmentów ziew też się znajdzie. Dokąd zmierzamy, czyli fabuła. Nie przesadzałbym z zachwytami i peanami po jej adresem, a z takimi się spotkałem. Jest solidnie i satysfakcjonująco, a historia spełnia rolę koła napędowego dla naszej podróży przez światy, ma kilka błysków, ale z drugiej strony tempo opowieści potrafi momentami wyraźnie zwolnić. Idea jest taka, że mają one na celu budowanie więzi między bohaterami, ale gracz ściskający pada na tym cierpi, bo nie ma zbyt wiele do roboty. Wstrzymam się z wskazywaniem konkretnych fragmentów, ale chyba każdy samodzielnie je wychwyci, bo znacznie się wyróżniają i są oczywiste. Niemniej jako całość trzeba oddać twórcom, że zapewnili mi motywację do pchania historii wciąż do przodu, a na koniec wynagrodzili upór z nawiązką i bez zawahania mogę napisać, że była to wspaniała przygoda pełna wzlotów i upadków, wyrazistych postaci, starego Kratosa, który uroczo mruczy na wiele sposobów, chwil napięcia i momentów rozluźnienia, gdzie bywa nawet dowcipnie. Piękno światów, czyli AV. Opowieść podziwia się z zapartym tchem, bo jest co. Wizualnie GoW:R to majstersztyk. Początek jest jeszcze pod tym względem dość wstrzemięźliwy, ale już pierwszy odwiedzony przez nas świat wywołuje mimowolny uśmiech na twarzy każdego, kto nie jest obojętny na piękno natury. To jeden z tych momentów, gdy zaczynamy z podziwem kręcić prawą gałką obserwując otoczenie i jego detale (małe zwierzątka!), tymczasem wolną lewą ręką grzebiemy czule w okolicach własnego krocza, próbując załagodzić podniecenie. I tak będzie przez kolejne kilkadziesiąt godzin wraz z odwiedzinami w kolejnych światach. Absolutnie szalona jest ilość przypadków, gdy nasz palec mimowolnie wędruje w kierunku przycisku odpowiadającego za zrzut ekranu. Imponujące widoki i krajobrazy, kolorystyka i oświetlenie podkreślające jej zalety, szalona ilość detali, drobnych roślinek, żyjątek, elementy wyposażenia lokacji. Natomiast nie jestem fanem muzyki, bo według mnie jest zbyt subtelna i często ginie w tumulcie wydarzeń. Ma kilka momentów, gdy udanie podkreśla obraz, ale ma problem z wyróżnianiem się. Za to dźwięk jest tip-top. Otoczenie żyje w naszych słuchawkach, a znajdźki i itemki cichutko brzęczą, by łatwiej je było zlokalizować. Szczegół, ale znacznie ułatwia i uprzyjemnia eksplorację. Mięso z Trolla, czyli gameplay. Co należy twórcom oddać już na starcie, to słowa pochwały za to, że wyciągnęli wnioski i poprawili praktycznie każdą wadę poprzedniczki. Legendarny recykling różnokolorowych trolli został skutecznie stłamszony, a różnorodność przeciwników wzrosła imponująco. Wiadomo że przy grze na 40-50 godzin nie da się tego wyeliminować całkowicie, ale wyraźnie widać, że wzięto sobie pewne aspekty do serca. Recykling więc jest, ale unika tej nachalnej maniery, a Santa Monica Studios pozwala sobie nawet na pewien dystans do własnych niedoskonałości i parokrotnie subtelnie żartuje z przywar poprzedniej gry. Wreszcie dostajemy też walki z bossami godne cyklu, niektóre z nich to absolutna orgia dla zmysłów i iście tytaniczne starcia, po zakończeniu których z ulgą wypuszczamy nagromadzone w płucach powietrze. System walki w moim odczuciu wiele się nie zmienił (pewne kwestie celowo przemilczę), ponoć zmniejszono znaczenie walki bez broni, ale dla mnie to obojętne, bo nie po to mam do dyspozycji ostre narzędzia mordu, by bić się na pięści jak najebany żul pod Żabką. No i jest eksploracja, którą w grach chyba uwielbiam najbardziej. Jeśli skupić się na wątku głównym, to GoW:R stanowi przygodę dość korytarzową. Opowieść prowadzi nas jak po sznurku przez kolejne światy, a lokacje ograniczają się do nieznacznych skoków w bok, by po chwili pozwolić graczowi wrócić na główną ścieżkę. Ale. Co jakiś czas otwierają się przed nami szersze możliwości. I jeśli zboczymy, to możemy zaginąć na długie godziny i pozwolić się pochłonąc całkowicie opcjonalnym atrakcjom. Mówię tutaj o zawartości, z której można złożyć osobną grę, bez kitu. Trzymając się wyłącznie głównej fabuły de facto rezygnujemy z ogromnej części przygotowanej przez twórców rozrywki i oni nie mają absolutnie nic przeciwko temu. Nie zmuszają do grindu, nie wymagają nawet odwiedzenia tych miejsc. Uzależniają to jedynie od naszej wewnętrznej potrzeby i ciekawości. Albo natręctwa gracza, który nie pozwoli żadnemu sekretowi umknąć. Ogólnie powtórzę to, co już czytaliście parokrotnie - ta gra jest ogromna, jak na swój gatunek. Według niektórych nawet zbyt ogromna i rozumiem ich ból, bo z czyszczeniem tych opcjonalnych lokacji wiążą się też spore niedogodności. Większości nie da się zaliczyć w 100% od strzała przy okazji pierwszej wizyty i trzeba czekać do endgame, gdy odblokują się wszystkie atrakcje. A że większość z nich skupia się na walce i czasami trzeba do niej biec/płynąć łódką przez blisko pół lokacji, to trudno całość określić doskonałą rozrywką, bo schemat szybko się nudzi. Nie jest to jakaś przytłaczająca harówka, bo uzupełnienie braków zajęło mi około 5-6 godzin (spośród 50), ale bez wyrzutów sumienia obniżyłem sobie na tę okazję poziom trudności, by każdej walki nie powtarzać kilka razy (nawet “normal” bywa bardzo wymagający przy niektórych opcjonalnych bossach, oj tak). Odrębną i dyskusyjną kwestią pozostaje syndrom "przeciskam się przez szczeliny, otwieram drzwi, dźwigam filary", który ma za zadanie zakamuflować loadingi. Skaza growego DNA z poprzedniej generacji i rozumiem, że musiała również zostać przeniesiona na aktualną, bo nie było możliwości i sensu tego usuwać (konieczność konstruowania od nowa lokacji), ale do chuja Wacława, jesteśmy już dwa lata w nowej generacji, która obiecywała pozbycie się tych niedogodności, a dalej musimy je tolerować, bo ktoś nie potrafi odciąć pępowiny. Minus, bez względu na okoliczności. Po Ragnaroku, czyli podsumowanie. Gra obszerna, kipiąca od zawartości, pełna smaczków, sekretów, opcjonalnych wyzwań i atrakcji, a endgame ma sens, bo otwiera kilka możliwości dla chętnych. Ciągle satysfakcjonująca i mięsista w warstwie bitewnej (te finiszery za każdym razem cieszą oko wewnętrznego sadysty) i stale zachęcająca do eksploracji, a - bóg wojny mi świadkiem - jest co zwiedzać. Wyraźny progres pod względem poprzednika, aczkolwiek niektórzy mogą zatęsknić za tamtym, bardziej kameralnym nastrojem. Fabularnie nierówna (tempo siada chwilami), ale całość bez wątpienia wygląda i brzmi przepięknie.
  10. Nie o taki sentymentalny zapalnik mi chodziło, ale ok, niech będzie xd Może komuś się skojarzy z jakąś grą.
  11. https://giant.gfycat.com/SharpJaggedJaeger.webm
  12. Gdyby nie to, że doliczają po 38 minut na połowę, to może i Walia - Iran 0:0 by weszło xd
  13. Siostrę. Byłem z rodzicami w odwiedzinach i namówiłem ich na kupno, hehe. Siostrę nadal mam, z rodziców ostało się już tylko jedno, a lalkę sprzedałem kilka lat temu (możliwe, że kilkanaście) za chyba 600-700 zł xd Lalkarze są pojebani, mówię Wam. Ciekawe czy podwalał do niej.
  14. Walia - Iran 0:0 Katar - Senegal 0:0 Holandia - Ekwador 0:0 Anglia - USA 0:0 Tunezja - Australia 0:0 Polska - Arabia Saud. 0:0 Francja - Dania 0:0 Argentyna - Meksyk 0:0 Japonia - Kostaryka 0:0 Belgia - Maroko 0:0 Chorwacja - Kanada 0:0 Hiszpania - Niemcy 0:0 Kamerun - Serbia 0:0 Korea Płd. - Ghana 0:0 Brazylia - Szwajcaria 0:0 Portugalia - Urugwaj 0:0
  15. Pohamujcie konie, bo zraz się okaże, że grupowo robimy tutaj e-lincz na Piechocie za 8+ dla nowego GoWa. Tymczasem tutaj bardziej chodzi o komiczny kontrast tego 8+ względem 10/10 dla remake TLoU. Co więcej, większość z nas tutaj się zgadza, że ocena Piechoty jest do wybronienia, a recenzja krytyczna, ale rzetelna i złapana z szerokiej perspektywy. Czego o recenzji TLoU raczej napisać się nie da. Pytanie jakich recenzji oczekujemy. Ja wiem, że to wszystko da się sprowadzić do "to indywidualna opinia autora recenzji", ale może mając świadomość, że potencjalny autor do gry podejdzie zbyt entuzjastycznie i bezkrytycznie warto rozważyć przekazanie jej komuś innemu? Komuś bez klapek na oczach? Bo potem wychodzi takie kuriozum, że remake kilkuletniej gry (okrojonej o tryb online) rozwala kompletnie skalę ocen. Więc tutaj nie tyle chodzi o jakikolwiek problem z oceną Piechoty (no dobra, Pix się trochę na początku oburzył, ale poza tym raczej zgoda panuje), co raczej rykoszetem wraca problem oceny 10/10 dla TLoU Remake. Czepię się tylko tego fragmentu, bo zastanawiam się od kiedy to się stało wadą? Wiele generacji przegraliśmy w korytarzowe gry, obecnie wielu nawet tęskni za tego rodzaju zabawą, bo open worldy się przejadły, a rury pozwalają lepiej kontrolować tempo rozgrywki i dawkować atrakcje. Ja lubię sobie to mieszać i jak mam ochotę na dobrze zrealizowany korytarz, to nie przychodzi mi do głowy patrzeć na to jak na wadę. Już pomijam fakt, że akurat Ragnarok ładnie równoważy te "rury" bardziej otwartymi lokacjami pobocznymi, które są takimi mini-open-worldami. Jak mam ochotę na korytarz, to biorę się za bary z wątkiem fabularnym. Jak się znudzę i mam ochotę eksplorować, to skręcam z głównej ścieżki i zanurzam się atrakcjach pobocznych. Więc są rury, ale Ragnarok ma też więcej przestrzeni do oddychania. On niech tak nie cwaniakuje, bo wystawił nowej Bayonecie 9- i tym samym pośrednio dał pozwolenie na wydawanie gier z wyraźnymi technicznymi problemami. Dodatkowo nawet ja dostrzegam tutaj zjazd pod względem artystycznym w porównaniu z Bayonettą 2. Więc niech uważa i się nie wychyla, bo jeszcze jego ktoś wyciągnie zaraz do tablicy xd
  16. Pixel w ogóle nie miał ocen na początku, ale oni zawsze mieli takie chujowe recenzje, że <wzruszam ramionami> Potem wprowadzili oceny procentowe w rodzaju 66 i 87, tak jakby komuś robiło różnicę 74 a 76. A recenzje nadal chujowe. CDA to nie wiem, chyba dawno temu coś musieli kombinować, więc nie za mojej kadencji jako czytelnik. Ale rozumiem, że oceny muszą zostać, bo czytelnicy nie potrafią wyciągnąć własnych wniosków z treści recenzji i o niej nie da się dyskutować bez cyferki.
  17. Kurde, też to pamiętam z tym CTR xd Tym bardziej, że wtedy byłem fanem Speed Freaksów, w których zagrywaliśmy się z kolegami na splitscreenie i CTR wydawał nam się... ślamazarny. Generalnie ocenę od Piechoty da się w zupełności wybronić, choć jest surowa, szczególnie w porównaniu ze stojącą obok recenzją Bayonetty 3, która to gra ma wiele przywar, a jednak 9- dostała Kompletnie niewymierne te cyfry. Może lepiej byłoby wprowadzić werdykty w rodzaju "Warto/nie warto/warto przy przecenie".
  18. Dokładnie o tym samym dzisiaj pomyślałem. Jak bardzo to niesprawiedliwe? Obszerna, pełna spektakularnych starć (i chwil na zadumę dla równowagi) gierka, pękająca w szwach od zawartości, opcjonalnych atrakcji, pięknie wyglądająca, brzmiąca i ruszająca się, a jej jedyną "wadą" jest fakt, że to kontynuacja i "więcej tego samego" (w dodatku to ledwie druga część, a nie piąta czy szósta jak u Ubisoftu). Ale przy TLoU Remake to już nie wada, choć to nawet nie "więcej tego samego", a wręcz to samo, tylko ładniej więc: 10/10. Obie gry ocenione według wskazań serca, ale u Butchera wyraźnie zabrakło tej nutki krytycyzmu.
  19. Niby spalony był w tym kotle przy piąstkującym bramkarzu, ale niesmak pozostaje. Dobrze, że Ekwador szybko wyjaśnił i już 2:0.
  20. Pytam, bo nie wiem czy już wprowadziłeś do bazy i edycja posta mogłaby przejść bez echa. Ale w sumie mogłem sprawdzić w arkuszu. Kontuzja na treningu. Głupsza jest tylko kontuzja podczas gry w siatkonogę.
  21. @Bartg Można zmienić króla strzelców, jak Benzema nagle wypada z mundialu z racji kontuzji? xd
  22. Mistrz: Brazylia Wicemistrz: Francja Brąz: Argentyna Król strzelców: Mbappe Katar – Ekwador 1:0 Anglia – Iran 4:1 Senegal – Holandia 0:2 USA – Walia 0:0 Argentyna - Arabia Saudyjska 2:0 Dania – Tunezja 1:0 Meksyk – Polska 2:0 Francja – Australia 2:0 Maroko – Chorwacja 0:1 Niemcy – Japonia 2:0 Hiszpania – Kostaryka 2:0 Belgia – Kanada 3:1* Szwajcaria – Kamerun 1:1 Urugwaj - Korea Płd. 1:0 Portugalia – Ghana 3:1 Brazylia - Serbia 2:0 Przy okazji do listy książkowych fantów dorzucam. https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4966439/projekt-hail-mary
  23. Pięknie się pogrążają. Rudy łysol xd
  24. No PIXEL się nie ukaże, ale PE ma Giga Naczelnego z inicjatywą, który bierze sprawy w swoje ręce, poddusza drukarnię i z poślizgiem, ale jednak, doprowadza do ukazania się nowego numeru PE (wiem, bo właśnie kupiłem). A mógł rozłożyć ręce jak naczelny Pixela w geście "co ja mogę?". Dzięki @Roger za zaangażowanie i poświęcenie, bo jestem przekonany, że bez Ciebie u steru czasopismo dawno byłoby już martwe. I nie mam tutaj na myśli tylko aktualnego numeru. Mam nadzieję, że na Extreme Party nie nadążysz wypijać alkoholi stawianych Ci przez czytelników. Chętnych z pewnością nie zabraknie, więc trzymaj fason i jak zamierzasz rzygac, to z klasą.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...