-
Postów
7 089 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
166
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Kmiot
-
-
Póki Konsolite spożywa alkohol i w tym samym czasie nagrywa z Wami, to jakość zawsze będzie eksperymentalna.
-
Przejmuję dowodzenie nad tematem i nic mi nie zrobicie. Z najnowszych wieści, to najbliższe rozkazy główne będą nierozerwalnie związane z budową DSS (Democracy Space Station). Będziemy musieli dbać o linie dostaw do jej budowy, ubezpieczać transporty i zapewniać dostęp do materiałów. Zapowiada się trudny okres, a każde niepowodzenie rozkazów głównych będzie skutkowało opóźnieniami w budowie DSS. Ale do czego Stacja będzie służyła? No w sumie nie wiadomo do końca xd Wiadomo tylko, że społeczność będzie miała decydujący wpływ na jej wykorzystanie, bo może to być coś w rodzaju tajnej broni na czarną godzinę. Mówi się też, że DSS wprowadzi do gry coś w rodzaju klanów, gdzie gracze będą się mogli łączyć w grupki i czerpać z tego profity. Generalnie po ostatnim patchu buffującym większość broni opinie społeczności są w zasadzie tylko pozytywne, wielu graczy wróciło na serwery (w tej chwili 75k, w zależności od pory waha się między 30-100k) i od dwóch tygodni narracja jest jedna: wróciliśmy. Do hymnu!
-
Astro Bot [PS5] Ludzie z Team Asobi są niezwykle utalentowani i kreatywni. Wie to każdy, kto miał okazję zagrać w darmowego Astro’s Playroom domyślnie zainstalowanego na PS5. A przecież to był ledwie kilkugodzinny pokaz możliwości joypada i ile wtedy było komentarzy, aby pozwolić twórcom zrobić pełnoprawną grę. Jeśli jednak istniał ktokolwiek jeszcze bardziej przekonany o umiejętnościach tych twórców, to tylko dlatego, że miał okazję zagrać w Astro Bot: Rescue Mission. Tych szczęśliwców było niewielu, bo gra jest dedykowana pierwszemu zestawowi PSVR, więc… no cóż, mówimy o garstce graczy. Ale szczęśliwie dla branży, tym razem dano Team Asobi szerszą publiczność. I jeśli dobrze odczytuję sygnały społeczności, to gracze pokochali Astro Bota. Bohatera, do którego osobiście nie byłem specjalnie przekonany. Jego pierwsze wcielenia przy okazji The Playroom i The Playroom VR (jeszcze bez bohatera w tytule) nie zwiastowały przełomów. Astro wydawał mi się wtedy generyczny. Słodki, ale bez charakteru. Idealny do tego rodzaju gier-popierdółek, bo był bardzo plastyczny. Można było dodać mu wszelakie ciuszki, akcesoria i w razie potrzeby wystroić niczym manekina, który będzie tym, w co go ubierzemy. Dopiero wspomniany Astro’s Playroom rzucił na bohatera zupełnie inne światło i zacząłem patrzeć na niego dużo przychylniej. Jego “czystość” pomału zaczęła okazywać znamiona zalety, bo stawał się postacią tak uniwersalną, że mógłby się wcielić w każdego. A przy tym sam w sobie pozostawał słodki i uroczy. Całkowity przełom nastąpił w momencie, gdy zagrałem w PSVR-owe Rescue Mission. Jeśli mieliście już okazję zagrać w nowego Astro Bota, to wyobraźcie sobie tę frajdę, ale przeniesioną do wirtualnej rzeczywistości. Tam graliśmy całym ciałem, pad był miotaczem broni wszelakiej, lassem, latarką, co sobie tylko wymarzysz (jednocześnie był wykorzystywany dużo kreatywniej, niż w najnowszej odsłonie). Jednocześnie rozbijaliśmy sufity własną głową i aktywnie rozglądaliśmy się za skrzętnie ukrytymi znajdźkami (kameleony!), kręcąc przy tym łbem i wychylając się na kanapie. Coś absolutnie wyjątkowego. Piszę o tym dlatego, że zestawy pierwszego PSVR-a można dzisiaj dorwać za bezcen, a jednocześnie może to być jedna z ostatnich chwil, by w ogóle zagrać w Rescue Mission. Nie spierdolcie tego. Nie było więc dla mnie żadnym zaskoczeniem, że Team Asobi wręcz kipi pomysłowością. Astro Bot udostępnia graczowi przeróżne narzędzia i umiejętności, ale jedno jest pewne: operowanie nimi zawsze będzie niezwykle przyjemne i satysfakcjonujące. A sam Astro w rękach swoich twórców urósł nieprawdopodobnie i aktualnie jest słodziakiem zdolnym wcielić się w praktycznie każdą rolę. Jego początkowy brak własnego charakteru został obrócony na jego korzyść, bo teraz praktycznie nic go nie ogranicza. Team Asobi doskonale to wykorzystuje. Tutaj nie ma przypadku. Tutaj jest talent, wyczucie i dużo uczucia włożonego w stworzenie tej gry. Poczynając od malutkich, nieistotnych animacji bezczynności Astro, jego parasolki rozkładanej nad głową w przypadku deszczu, przez do reszty uroczych podrzędnych przeciwników, którzy może i się powtarzają, ale ambitnie zmieniają kolory i tekstury odpowiednio do tematyki każdego poziomu. Dalej mamy imponująco zaawansowaną fizykę świata, tym bardziej skoro mówimy o “byle platformówce”. Team Asobi co chwila popisuje się jakimiś efektami cząsteczkowymi, albo zasypuje nas drobnymi przedmiotami, które rewelacyjnie reagują na nasze ruchy czy ataki. Muszę zaznaczyć, że te efekty nigdy nie służą niczemu praktycznemu i są po prostu uciechą dla oczu, niczym więcej. I tak podążając od szczegółu do ogółu. Wszystko tutaj krzyczy “PlayStation”. Nawet jebane płatki śniegu czy kwiatów mają kształt oznaczeń przycisków na padzie, co przy okazji jest kolejnym dowodem na przywiązanie do detali. Astro Bot poraża smaczkami i jest nawet nie listem miłosnym, co prawdziwą miłosną serenadą dla branży. Wszelakie znajdźki, za którymi przyjdzie nam węszyć po poziomach to zawsze ukłony w stosunku do gier z dalszej i bliższej przeszłości. Odnajdziemy boty ucharakteryzowane na największych bohaterów z historii branży. Ci nigdy nie są określeni z imienia, więc rozpoznawanie ich to frajda sama w sobie. Z wszystkimi później możemy wejść w interakcję w hubie i to są te momenty, gdy starsi gracze będą czerpać z gry dużo więcej satysfakcji, niż ich potomstwo (którym większość znajdziek niewiele powie i wzruszą tylko ramionami). Dla nich będą to tylko kolejne uratowane boty, które można podrzucać na padzie. Niemniej kilka najbardziej istotnych dla marki PlayStation postaci i marek doczekało się czegoś więcej, niż dedykowanych botów do odnalezienia. Ale odkrycie co, jak i dlaczego pozostawię każdemu z osobna. Od siebie dodam jedynie, że morda w tych momentach cieszy się wyjątkowo, a potencjał jest na kilka kolejnych odsłon Astro Bota. Zresztą poziomy, które przyjdzie nam zwiedzać to absolutne bestie pomysłowości. Ja gwarantuję, że jak odpalisz kilka pierwszych, to przez cały czas uśmiech z mordy Ci nie zejdzie. To jest czysta radość, euforia wręcz. Wszystko tutaj cieszy wzrok, muzyka hipnotyzuje i sprawia, że nucimy ją sobie w głowie, a Dual Sense przyjemnie, niebanalnie wibruje, przekładając doznania na zmysł dotyku. Każdy poziom to odrębny motyw (nie ma dwóch takich samych tematycznie), a mechaniki w nich wykorzystywane nawet jeśli się powtarzają, to z rozwagą i całkowitym umiarem. A wiele z nich wręcz chciałbym, aby się powtórzyło (np. patent serowy, albo “dzień i noc”). Poza pełnoprawnymi poziomami możemy trafić również na mniejsze wyzwania czy to zręcznościowe, czy też "bitewne". Te bywają wcale niebanalne, więc chwilami przyjdzie się nam solidnie spiąć, by dotrzeć do celu toru przeszkód. Rzecz jasna będą też starcia z potężnymi Bossami na koniec każdego świata (i świetnymi sub-bossami w międzyczasie), a to już absolutne orgie dla zmysłów. No i frajda nie z tej ziemi. Astro-nomiczna wręcz, hehe. I tak mając już za sobą szczegóły dotarliśmy do ogółu. Czyli nie wiem, oprawy chyba? Topowa w swoim gatunku. Absurdalnie barwna, z imponującą ilością detali, efektów. Każdorazowo pieszczota dla wzroku i słuchu, bo muzyka porywa, dokładając swoją cegiełkę do tego ogólnej radości. Naprawdę nie sposób tutaj do czegokolwiek się przyczepić, bo jesteśmy zbyt zajęci cieszeniem ryja do TV. Czy gdybym chciał, to mógłbym się do czegoś przyczepić? Przede wszystkim nie chcę. Ale gdybym chciał, to jest kilka aspektów. A te wynikają z faktu, że wcześniej grałem w Rescue Mission na PSVR. I gdyby ktoś nie wiedział, to nowy Astro Bot wiele pomysłów stamtąd przetwarza, zapożycza. Mechaniki, tematy poziomów, utwory muzyczne, nawet bossowie są ci sami, choć oczywiście starcia przebiegają w inny rytm i inne zasady. Akurat to mogę uznać za miłą tradycję. Niemniej nie potrafię odrzucić myśli, że gdybym wcześniej nie miał styczności z Rescue Mission, to nowa odsłona uderzyłaby mnie dużo intensywniej, być może nawet znokautowała. Dobrnięcie do platyny zajęło mi 18 godzin, co jest satysfakcjonującym wynikiem. Czy chciałbym więcej i dłużej? Z jednej strony tak, z drugiej zdaję sobie sprawę, że to mogłoby niekorzystnie wpłynąć na jakość poziomów. A te były wystarczająco kreatywne, syte wizualnie i intensywne gameplayowo, że jestem w pełni najedzony. Każda minuta była doznaniem i gatunkową ambrozją. Dave the Diver [PS5] Niepozorna gwiazda zeszłego roku, wiadomo. Wszyscy słyszeli i czytali tylko zachwyty nad tą grą. Bez wątpienia w pełni zasłużone, bo Dave the Diver dużo rzeczy robi doskonale, resztę bardzo dobrze, a tylko kilka detali wymagałoby drobnych szlifów. Generalnie mógłbym się dołączyć do tych ogólnych zachwytów, bo czemu nie? Miałbym na siłę stawać w opozycji? Nawet jeśli pod koniec mojej 40-godzinnej przygody poczułem się lekko znużony, to jestem świadomy, że po części wynikało to z mojej winy. O tym może jednak za chwilę. Zgodnie ze współczesną modą na UTOŻSAMIANIE się graczy z bohaterem gry, Dave the Diver wychodzi naprzeciw grubym graczom. Będą oni mogli się utożsamiać, bo Dave jest grubolem, ale przynajmniej aktywnym fizycznie, bo zajmuje się nurkowaniem. I już, tajemnicę tytułu mamy rozwikłaną, choć jestem przekonany, że żadnej tajemnicy nie było. Pokierujemy więc Dave’em i zanurzymy się w tajemniczą głębię, poszukując skarbów, polując przy pomocy harpuna na wszelakie oceaniczne zwierzątka i pozbieramy różne mniej lub bardziej przydatne śmieci. Co z tym zrobimy? Za materiały ulepszymy swój sprzęt, a upolowane stworzenia podarujemy przyjacielowi, który prowadzi bar sushi. A że poprosi nas on o pomoc przy obsłudze klientów, to nasze dni niedługo zaczną wpadać w pewną rutynę: za dnia nurkujemy, wieczorami pomagamy prowadzić bar sushi. Z nurkowania są ryby do sprzedania w barze, ze sprzedaży są pieniądze konieczne do kupienia nowego sprzętu, ulepszenia starego, by móc nurkować dłużej i głębiej, polować więcej, robić lepsze dania, zgarnąć większą kasę. Pętlę grową mamy gotową. Ale to ledwie początek, zręby idei, wokół której twórcy niestrudzenie dodają nowe elementy, aktywności, atrakcje. Robią to bardzo rozsądnie i uważnie, aby przede wszystkim gracza nie przytłoczyć, więc stopniowo i w równym tempie nasze możliwości rosną, co chwila dzieje się coś nowego, często zupełnie nieoczekiwanego. Cała pętla napędzana jest też przede wszystkim wątkiem fabularnym, są questy główne, poboczne, wyzwania, minigierki, elementy zbieractwa. Nowości wystarcza na kilkadziesiąt godzin niespiesznej zabawy, a przecież nikt się przy tym wcale nie ociąga i niczego nie przeciąga - tempo dostarczania nowości gameplayowych jest całkiem imponujące. Zgodnie ze swoją filozofią bardzo się staram nie zdradzać detali, aby jak najwięcej elementów było dla gracza miłą niespodzianką. Tym bardziej, że w przypadku tej gry nawet nie powinienem musieć zachęcać, bo zewsząd płynące wyrazy uznania powinny być wystarczającą rekomendacją i nie wydaje mi się, że ja miałbym tutaj coś oryginalnego do dodania. Gra przez kilkadziesiąt godzin nie przestaje się rozrastać i miło zaskakiwać. Część motywów gameplayowych wchodzi do naszej codziennej rutyny, inne pojawiają się tylko raz, w ramach urozmaicenia rozgrywki. Rozmiar i bogactwo pomysłów w tej grze robi wrażenie. Samo wyliczanie poszczególnych atrakcji zajęłoby mi akapit tekstu. Jednocześnie Dave the Diver nie wywiera na graczu większej presji, rzadko pogania, pozwala cieszyć się rozgrywką we własnym tempie. Jasne, z początku jesteśmy ograniczeni lichym sprzętem, więc nasze codzienne nurkowania siłą rzeczy kończą się po kilku minutach, ale potem? Potem możemy przesiedzieć w oceanie i godzinę, zanim postanowimy wrócić na powierzchnię. Misje główne zawsze na nas czekają, aż postanowimy do nich podejść na własnych warunkach, a sporadyczne ograniczenia czasowe misji pobocznych są na tyle łaskawe, że nawet trudno to określić jakąkolwiek presją. Wszystko to sprawia, że Dave the Diver całkiem nieźle sprawdza się w roli gry do rozluźnienia i chillowania. Jest to też bardzo ładna i dźwięczna gra. Pikselart, ale pięknie animowany, pełny detali i smaczków, niezwykle barwny. Do tego okraszony nieprzeciętnymi “wstawkami filmowymi”, które tak samo cieszą oko, jak bawią. A oceaniczna toń? Zachwycająca, żywa od różnokolorowych ryb, rybek, drapieżników, roślinności. Im głębiej płyniemy, tym atmosfera i klimat się zagęszcza, potrafi zrobić się wręcz niepokojąco, choć umówmy się - pod tym względem Subnautica to nie jest. Dave the Diver jest przystępniejszy, milszy w obyciu, więc talasofobia (lęk przed głębinami wodnymi) nikomu raczej nie grozi. We wstępie wspomniałem o lekkim znużeniu. Owszem, pojawiło się, ale trochę na moje własne życzenie. Bo niektóre rzeczy zbytnio opóźniałem, w inne angażowałem się pewnie zbyt ambitnie i po prostu niepotrzebnie. Miarowy progres cierpiał, bo ja za wszelką cenę chciałem upolować jedną rybkę, albo kraba. Dopiero będąc w okolicy 40 godziny otrząsnąłem się, olałem najbardziej czasochłonne aktywności i pogoniłem w kierunku platyny, póki ta gra mi nie zbrzydła. Na dłuższą metę rozczarowaniem i moim największym zarzutem w kierunku Dave the Diver są tutaj całe te głębiny, które w teorii są generowane proceduralnie i powinny się zmieniać przy każdym nurkowaniu, ale bardzo szybko idzie wychwycić schematy. Zmieniają się bowiem tylko ścianki i ich ukształtowanie, choć nigdy na tyle, by było to jakimkolwiek problemem czy powodem do zagubienia. Kluczowe elementy, wraki, przejścia do nowych regionów, mini-biomy zawsze znajdują się mniej-więcej w tym samym miejscu. A im głębiej płyniemy, bym teren jest bardziej przewidywalny, albo wręcz identyczny - zmieniają się tylko graty porozrzucane na dnie. Warstwa rogalikowa jest tutaj bardzo pozorna i naskórkowa. Niektórych to ucieszy, ale pewnie tylko do momentu, aż będą musieli po raz 60 zanurkować w bliźniaczo podobnych głębinach. Jeśli do tego podejść rozsądnie i nie zatracić się w daremnych aktywnościach (jak ja), to Dave the Diver będzie doskonałym tytułem do rozluźnienia. Zachwyci oceanem (he he) pomysłów, nie pozwoli się nudzić czy popaść w zbytnią rutynę. Wystarczy nie przeholować i jeśli przekroczysz 30 godzinę, a wciąż nie będziesz miał za sobą napisów końcowych, to powinna się zapalić lampka ostrzegawcza.
-
-
Od 15:20, ale to GMTK, więc i tak polecam całe obejrzeć.
-
Gadacie o tym od jakichś szesnastu lat, więc wiedzieliśmy. Będą Pograduszki we wrześniu?
-
Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
Kmiot odpowiedział(a) na Kmiot temat w Graczpospolita
Dobrej zabawy życzę. Co ja pierdolę? Gwarantuję, że zabawa będzie wspaniała. -
Ja jestem niezadowolony, bo dostanę ten z Extra, więc okładka #3. NAJGORZEJ. Trzeba będzie dokupić jakąś ładniejszą i oprawić nad łóżko gracza.
-
Ta, 1 albo 2 naj (lepiej żeby się wylosowały!), choć 4 też ma coś w sobie. Generalnie cieszą oko, bo ostatnio bywało z tym licho xd
-
Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
Kmiot odpowiedział(a) na Kmiot temat w Graczpospolita
Ktoś się rozpruł! -
Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
Kmiot odpowiedział(a) na Kmiot temat w Graczpospolita
Laureat jeszcze się nie zorientował. Wszyscy inni uczestnicy obecni, on nie. Chyba mu nie zależy! Za chwilę deadline. Co robimy?! -
No to otworzę se piwko i lecę z tematem. Zdrowie Panowie. W tym miesiącu papier bez felernych naddarć i uszczerbków, więc najwyraźniej udało się namierzyć winowajcę i już więcej o nim nie usłyszymy. Jego rodzina również. Nie zadziera się z graczami. Poza tym wiem, że Pereza interesują opinie na temat papieru, ale u mnie bez zmian: jest mi to z grubsza obojętne, póki nie jest to kompletna tandeta. Obecnie PE jest przyjemne w dotyku. Żaden orgazm dla zmysłów, ale optimum osiągnięte. Okładka mogłaby być nieco bardziej ekstrawagancka pod względem jakości, ale środek bez zarzutów. Poza tym od kilku miesięcy widać rękę Pereza i jego kontakty, bo PE wreszcie doczekało się zauważalnych i po prostu dobrych reklam. Pojawiają się na nich fajne i ciekawe inicjatywy gamingowe (Final Symphony, Blue Game Show, Retrosfera), więc chwilami trudno to nawet traktować jako reklamę, a zamiast tego mamy poniekąd info o zbliżających się wydarzeniach, gdyby ktoś planował przegapić. Nie ma Co Nowego? Tak po prostu? Panowie, odbieracie mi amunicję. A potem Perez będzie się znęcał i sugerował “pierwsze oznaki wypalenia”, bo nie dowożę znaków! Co Nowego nie ma, ale przynajmniej CoD jest. Standardowo, jak co odsłonę, obiecywane są nowe doznania, zaskakujące wydarzenia i najlepszy KOLOFDJUTI w historii. A potem okazuje się, że też jest standardowo: skrypty, wybuchy, zdrady. Rozczarowany też jestem prezentacją nowego Sniper Elite. Bo najwyraźniej po odsłonie umiejscowionej we Francji, tym razem zawędrujemy… znów do Francji. Trochę pachnie niewykorzystanymi materiałami z SE5 zlepionymi w osobną grę. Liczyłem na nowy front. Mazzi sprzedaje info m.in. o tym, że pierwsze Olimpijskie Igrzyska E-sportowe mają się odbyć w Arabii Saudyjskiej. Dlaczego mnie to nie dziwi, że akurat tam? Arabia oferuje jakieś chore pieniądze i mocno się pcha w wydarzenia e-sportowe. Problem w tym, że przy ich potencjale inne kraje i miasta nie będą mogły rywalizować o organizację i niedługo cały e-sport przeniesie się do Kataru, Arabii i tamte okolice. To nie jest tradycyjny sport, by obowiązywały go jakieś tradycje i przywiązanie do miejsca. E-sportowcy pojadą tam, gdzie są pieniądze. Dobre, bo polskie. Kroolik trochę naciąga i podciąga zmiany na Steam pod polskie firmy i gierki, ale niech mu będzie. Wolałem jak sprzedaje jakieś informacje zza kulis, albo rozgrzebuje bagienko rodzimej branży. Tylko niech się tak nie unosi, jak miesiąc temu. Konsolometr PS bardzo wymowny. Astro Bocik przejmuje schedę. Przy okazji kolejne doniesienia na temat PS5 Pro, między innymi na temat tego, że na premierę prawdopodobnie przyjdzie nam poczekać do przyszłego roku. No chyba kurwa nie. Nawet nie chce mi się teraz weryfikować poprzednich predykcji na temat PS5 Pro i tego, na ile się sprawdziły w obliczu faktów, skoro Sony już konsolę pokazało. Podejrzewam, że nie sprawdziły się. Komodo przywiózł smakowite kąski prosto od Konami. MGS3 ostudził mój i tak już niewielki zapał. To samo, ale ładniej, więc nie mam wielkiej motywacji, by kolejny raz ograć ten tytuł. Pewnie ogram z czasem, ale ciśnienia nie czuję. Zrobi się to w wolnej chwili, skoro nie mogę liczyć na żadne zaskoczenie. Zgoła odmienna sytuacja z Silent Hill 2 cieszę się, że Bloober Team pokusił się jednak na odrobinę odwagi i wprowadzenie pewnych zmian. To budzi moją ciekawość i na pewno zagram zaraz po premierze. Wstyd się przyznać, ale oryginał w pełni zaliczyłem raptem dwa lata temu (wcześniej miałem nieudane podejścia), więc jestem na świeżo, hehe. No i na koniec niepozorne Deliver at all cost, którym jestem od tej chwili zaintrygowany. Też wolałbym nową Castlevanię (albo chociaż wspomniane odświeżenie SotN), ale trudno. No i Konami, lepiej, żebyście tych Suikodenów nie spierdolili, bo nie wybaczę. Test padów uroczy, choć każdorazowo się zastanawiam czy to coś, na co warto przeznaczać całą stronę. Relacja z Gamescomu. Klasyk. Coś, co się zdarza coraz rzadziej, a jak informowaliście na miejscu, że jesteście z pisma drukowanego, to pewnie wszyscy robili “wow”? Niemniej ja zawsze podziwiam, że niektórym się nadal chce i to sam Redaktor Naczelny we własnej osobie! Ciekawe kto sponsorował ten wypad do Kolonii? Chociaż pociągiem, to chyba na kredyt jednak coś zostało w tym miesiącu. Ale generalnie fajnie. Są zdjęcia, są relacje hands-on, była frajda i spotkania na krawężniku. Do treści nie przyczepię się wcale. Może nie zawsze była to najwyższa półka dziennikarstwa growego, to jednak biorę poprawkę na warunki i traktuję te relacje jako luźne, pierwsze wrażenia. Jak to mawiał klasyk: czym te gry są, zweryfikuje się później. Mam kilka swoich intrygujących perełek, ale nikogo to nie interesuje, więc lecę dalej. Pozdrawiam Monikę, bo jak widać do PE napisać to nie łaska, ale na targi to pierwsza, atencjuszka <3 Test Telewizorów. Jak już zauważono: dlaczego nie gmeru? Byłem pewien, że on się za to chapnie, a tutaj niespodzianka. Zabłocki ma pewne zalety i pewnie dobrze mieć takiego chłopa na podorędziu, ale dla mnie i wielu czytelników równanie było zawsze takie samo: TEST TV = GMERU. Swojego pudła póki co nie planuję zmieniać, więc generalnie mi to wszystko jedno, ale trochę współczuję tym, którzy chcieli mieć jakiś wiarygodny test do oparcia się przy wyborze. Siedzący w temacie Gmeru był zawsze jakimś gwarantem, a o wiedzy i doświadczeniu Zabłockiego trudno cokolwiek powiedzieć. Poza tym potwierdzam, że granice budżetowe jakieś takie dziwne. 2k, 3k, a potem od razu 6k. To już można było zrobić 2-4-6, przynajmniej miałoby to jakiś chłopski rozum. Dodatkowo najobszerniej pokryty jest budżet 10k (cztery modele). Śmiem twierdzić, że wcześniejsze trafiają do większego grona zainteresowanych, więc to one powinny być poruszone szerzej. Brakuje też informacji czy autor miał okazję każdy model testować samodzielnie i na czym opiera opinie. Mam wrażenie, że materiał powstawał na szybko, nie znam kulisów, może Zabłocki ma niezbędną wiedzę, ale czytelnik ma prawo być nieufny. Budżetowe Granie. Ciekawe, umknęło mi gdzieś istnienie takich serii wydawnictw. Z drugiej strony parę ze wspomnianych gier kojarzę, oczywiście. Earth Defense Force to już w jakimś sensie klasyczek, a nawet Demolition Girl mi się obiło o uszy i oczy (dzięki, panie Jakbu). Niemniej treść artykułu była bez wątpienia pouczająca, poszerzająca moją wiedzę i po prostu dobrze się czytało o tych gówno-gierkach. No ale to Dżujo, więc jak miało być? Hyde Park. Fajnie, że pojawia się w nim Perez. To jedyna okazja, by na łamach czasopisma podzielić się smaczkami z perspektywy wydawcy. A bez wątpienia jest się czym dzielić. Helldivers 2 u Butchera, wcześniej Helldivers 2 u HIVa, kurde, może ze mną jest coś nie tak, skoro też uwielbiam Helldivers 2?! Istnieją obawy. Kacper, możesz być dumny z każdego tekstu. Naprawdę, ale to naprawdę. Niemniej drąż, pisz, staraj się, nie osiadaj na laurach, czytelnicy mogą na tym tylko zyskać. Koso dotyka tematu umierającej prasy (znowu umiera?), a tymczasem ja w kiblu aktualnie mam cztery (PE, Arcade Extreme, CDA, CDA o Soulslikach) czasopisma do lektury i nie wiem od którego zacząć. No dobra, zawsze zaczynam od PE (który właśnie skończyłem czytać), ale i tak zajęcia mam na najbliższy miesiąc. Jest dobrze, trzymajcie się tam w tej prasie. Recenzje. Star Wars Outlaws. Mam wrażenie, że Komodo trochę zbyt łaskawie potraktował tę grę. Mój wniosek pochodzi z Instytutu Z Dupy, bo w grę nie grałem, SW mnie kompletnie nie jara, ale odczucia mam takie, że “bardzo bezpieczna i przeciętnie zoptymalizowana” gra nie zasługuje na 8/10. W dodatku skradanie w tej grze prezentuje się strasznie bazowo i “ubisoftowo”, a szczerze mówiąc nie mogę już na te mechaniki patrzeć. Trudno mi uwierzyć w tę recenzję, skoro każdy gameplay jaki widzę sprawia, że ziewam. No, ale może to wyłącznie mój problem, recenzent zawsze się w takiej sytuacji wybroni. Dla równowagi wywiad Muszyńskiego z Humberly Gonzalez zaskakująco fajny i treściwy. Black Myth: Wukong. W zeszłym miesiącu była mała dyskusja na temat dodatku do FFXIV i nazewnictwa opartego o anglicyzmy. Wtedy przypomniał mi się przypadek Kaliego, który już od lat ma tendencję do wpinania angielskich zwrotów w swoje teksty, choć zazwyczaj można je zastąpić przystępniejszymi polskimi odpowiednikami. Nie ma tego dużo, ale zawsze coś przemyca do tekstu. I tutaj też oczywiście być musiały. Dwa reprezentatywne cytaty: Poza tym regularnie pojawiają się zwroty w stylu setting, single player (co ciekawe, raz pisane łącznie, innym razem oddzielnie), btw, ale one już na tyle okrzepły w tego rodzaju treściach, że nie zwracam już na nie uwagi. Czasami jednak mam odczucie, że Kaliemu po prostu nie chce się przearanżować zdania, by użyć polskiego odpowiednika i idzie na skróty. Warhammer 40,000: Space Marine 2. Strzelają korki od szampana, Konsolite dostał dwie strony na recenzję, czujesz to synek? I jednocześnie pokazał, że wie co z tym miejscem zrobić. Jeśli pozwolić Darkowi się rozpisać, to dostarczy dobrą, treściwą recenzję. Mnie osobiście specjalnie zachęcać nie musiał, bo Space Marine 2 zamówiłem już w preorderze, choć do tej pory gry nawet nie odpaliłem. Przyczyny? Dwie. Mam rozpoczętych za dużo gier, a lubię się móc skupić na dwóch-trzech jednocześnie. Więc Space Marine 2 czeka na zwolnienie slota. Drugą przyczyną jest Helldivers 2, do którego właśnie wylądował potężny patch buffujący połowę arsenału, więc w wolnych chwilach testuję. Nic nie poradzę, że wolę umierać za Demokrację, zamiast za Imperatora. Co niczego nie ujmuje recenzji. Jest klawa i pewnie najlepsza w tym numerze. Akimbot. Urocza sprawa, bo Zabłocki znowu jest zaskoczony. Znowu się czegoś nie spodziewał ;] Poza tym wyczuwam pewien rozdźwięk w tej recenzji. Ocena 8/10 sugeruje grę przynajmniej bardzo dobrą, sam przebieg recenzji zresztą również nie szczędzi Akimbotowi superlatyw, a potem w treść wjeżdża budzące wątpliwości zdanie: “To poprawna pozycja, chociaż trochę mało odkrywcza”. No sorry, ale 8/10 dla mało odkrywczej, ledwie poprawnej gry? Może to nieostrożny dobór słów, ale niesmak pozostał. Dziwne. Age of Mythology: Retold. Wspominam o tym tylko dlatego, że pojawił się już tutaj o tym wątek, do którego sensownie odniósł się Ural. To mi w sumie dało trochę do myślenia, że recenzenci czasem mogą z premedytacją nie wspomnieć o jakichś elementach gry, które ostatecznie stanowią miłą niespodziankę dla graczy. To nieustanne balansowanie między tym co można napisać, by zachęcić, ale co lepiej przemilczeć, by nie zdradzić pewnych nieoczywistych mechanik czy możliwości. Ryzyko takiego podejścia jest oczywiste - zostanie się posądzonym o nierzetelność i pisanie recenzji na podstawie niepełnego doświadczenia gry. Chciej dobrze, wyjdź na amatora. Concord. Z trudnością przechodzi mi to przez klawiaturę, ale też muszę pochwalić HIVa. Może trochę za dużo trzody w tej recenzji (i zapychanie niedoboru treści nadmiarem grafik), ale przynajmniej brzmi szczerze i w sumie jestem miło zaskoczony, że wyłożono lagę na Sony, po prostu zrównując ich grę z poziomem totalnego przeciętniaka. Myślałem, że już nigdy tego nie doczekam, a tutaj PE pokazuje, że jednak potrafi. 8/10 dla Ragnaroka nie było przypadkiem! Totalny niewypał ta gra i aż mi się przypomina Playtest Rozba z poprzedniego numeru, gdzie autor był bardzo optymistyczny, a wszyscy już wtedy wiedzieli: Magical Delicacy. Mój pupilek Igor wraca. Znów zaczyna od analizy kondycji branży: Otóż nie, drogi Igorze. Niebywałą popularność zyskało tylko Stardew Valley, bo było i jest topowym dokonaniem w gatunku. Jest Stardew Valley, a cztery, sześć pięter niżej reszta gier w gatunku. “Niebywałej popularności” to one nawet nie polizały. Myśl, co piszesz. Tę radę zastosuj też zanim znowu napiszesz coś w rodzaju Za rączkę można trzymać, puścić można rączkę. Detal, ale pokazuje, że u Igora nie zawsze głowa nadąża za palcami. Korekta? Mogła wychwycić, ale nie musiała, bo to subtelność do przegapienia. Igor do druku dostarcza jeden lichy tekst, a i tak znajduje metodę, by to spierdolić. Star Wars: Bounty Hunter. Butcher daje ledwie 5/10? Co się dzieje? To jakaś symulacja? Tombi! Special Edition. Idę na solo z Redaktorem Naczelnym. Ta gra w żadnym momencie nie sugeruje, że jest remasterem (nawet w tytule), dlaczego więc Roger tak ją określa? To Edycja Specjalna gry obecnie trudno dostępnej, nie wiem skąd oczekiwania dotyczące remastera. Z kolei ścieżka dźwiękowa i utwory zostały do tego edycji przearanżowane i nagrane zupełnie od nowa i zasługują na określenie “remake” zamiast “remaster”. Wychodzi więc na to, że Roger ma serce gdzie trzeba, ale nie zawsze ogrania różnice między remasterem, remakiem, albo żadnym z nich. Przy okazji polecam Tombiego. Przeszedłem go w tym wydaniu dwa raz, z rozpędu. F1 Manager 2024 / Alaskan Road Truckers. Haha. Wspominam o tym tylko z powodu kontrastu ile miejsca obie recenzje zajmują. F1 pół strony, Alaskan też pół, ale wjebiemy screena na dwa akapity i fajrant. Co tam się wydarzyło? Przy okazji: młody Chajzer chyba nie byłby zadowolony z tej recenzji. Jest tutaj na forum? Nie? Ok. Bleak Faith: Forsaken. Lubię uważnie czytać. I jak widzę taki fragment: To się zastanawiam czy nic, jest gorsze, niż nic? Panie Grabarczyk, uważaj Pan na takie pułapki. Wiem, że pewne kwestie lepiej i z sensem brzmią intonowane w naszej głowie, ale na zimno prezentują się co najmniej dziwnie. Reszta akapitu nieco kwestię prostuje i chyba wiem co miałeś na myśli, ale i tak wyszło niezręcznie. Od Igora nie wymagam, od Ciebie owszem. Keep it simple, tym bardziej jeśli masz mało miejsca. Retrorecenzja. Secret of Mana WTEDY rzeczywiście zasługiwało na 10/10? W SoM próbowałem swego czasu grać na emulatorze, ale dość szybko mnie nużył i porzucałem. Ładna to gra, aczkolwiek niespecjalnie pociągająca. Chyba nie bez przyczyny nie doczekała się tak kultowego statusu, jak Chrono Trigger czy FF VI. Publicystyka. Indeks Gier Zakazanych. Sążnisty w treść materiał, zwróćcie uwagę na stosunek tekstu do grafik na stronach 3-4. I od początku do końca ciekawy, bez przynudzania i wolt stylistycznych. Księdza grającego w gry nie oglądałem, bo wolę samodzielnie w nie grać, poza tym wolę naturalne reakcje zamiast jakiegoś “do kroćset fur beczek, ale mocny ten fazowiec! Z bożą pomocą i odpowiednim błogosławieństwem apgrejdów do zwyciężę”. Niemniej świetny materiał. Seba! Muminki. No kurwa. Nie jestem obiektywny, ale jebać to. Muminki są wspaniałe, wspaniały jest też ten artykuł. Ja bym wolał dla niego z 8-10 stron. Bo fragment dedykowany Tove wydaje się poszatkowany, wybrakowany i skrócony. Ktoś tak nieszczęśliwy i z trudnością znajdujący swoje miejsce w świecie napisał (oraz narysował) Muminki. Gdy się o tym dowiedziałem, to zapałałem do tych stworzonek dodatkowy uczuciem. Cały przekrój postaci, wszystkie z jakimiś przywarami, wraz z wiekiem dostrzegam w nich coraz więcej. A zaczynałem czytając komiksy i oglądając wieczorynkę. Buka? Hatifnaty? Przerażały bardziej niż Gargamel czy Wakashimazu na bramce Toho. Muminki to nieprzebrany potencjał, z ogromną przyjemnością ograłem przygodę Włóczykija na obecnych konsolach, choć byłbym bardzo ostrożny z polecaniem jej komukolwiek, kto do Muminków nie ma sentymentu. A, i o wątku z odrzuceniem propozycji Disneya to nie wiedziałem. Szanuję Muminki tym bardziej (a raczej ludzi za nich obecnie odpowiadających). Materiał rzecz jasna oznaczam jako najlepszy w numerze i chuj mnie obchodzą sprzeciwy. RE5. Nie grałem, hehe. Ale i tak przeczytałem, oczywiście, bo czytam wszystko. Merytorycznie będę zachowawczy, bo co ja tam wiem, skoro nie grałem, nie? Ale technicznie Grabarczyk nadal ma tendencję do zbytniego szarżowania. Z tym łatwo przesadzić. Mój ulubiony fragment dla celów zobrazowania? Druga kolumna: Dla mnie dziwny zbitek. Już pomijam angielski “focus” (w mojej opinii niepotrzebny), ale to, że oznacza on skupienie i koncentrację w połączeniu z dalszą częścią zdania czyni całość bezsensowną. Koncentracja koncentruje się. Krzysiek, znów: kumulujesz słowa i zdania, które znaczą dokładnie to samo. To zaledwie krótki fragment, wycinek obszernego artykułu, ale jednocześnie to jak natrafienie na żyłę w schabowym. Psuje efekt całości i zostaje w pamięci. Upraszczaj gdzie możesz, nie szarżuj. Bo poza ciężkostrawnym zdaniami materiał jest (przynajmniej z mojej perspektywy) bardzo udany i okraszony interesującymi grafikami. Final Fantasy XII. Widzę, że Kubica nie zwalnia, jak przed zakrętem w Ronde di Andora, przekonany, że barierka oznacza bezpieczeństwo. Jednak trzeba przyznać, że jeśli chodzi o Ivalice, to chłop jest wyborny. Na tyle świetny, że właśnie kupiłem Final Fantasy XII: The Zodiac Age na PS4 (ten dramatyzm ostatniego aktu tekstu!). Nie wiem kiedy ogram, bo kurwa czasu kompletnie nie mam, ale przynajmniej mnie zachęcił, co nie? No i to w zasadzie tyle, co mogę napisać z perspektywy kompletnego laika w temacie. Zauważam jednak, że o ile uniwersum Ivalice nie przestaje mnie fascynować, to gry w nim umiejscowione nie przestają mnie odrzucać. Może FFXII przełamie klątwę. Przy okazji: coś tam jeszcze z tego uniwersum zostało dla Kubicy? Nówka Motorówka. Kocham Adama za to, że grzebie w tych gamingowych śmietnikach. Czy to liche platformówki 3D, czy inne kaprysy gatunkowe, czuć w tym zapał. Tutaj czytało się go jak zwykle kapitalnie, choć nie mogę napisać, że do czegokolwiek zachęcił. Aczkolwiek pamiętam jak za gówniarza grałem namiętnie w Eliminator Boat Duel na swoim Pegasusie, więc wyobraźcie sobie moje rozczarowanie, gdy przeczytałem o tej grze w artykule, bo to oznaczało, że nie będę mógł Adamowi wytknąć niewiedzy i przegapienie tak istotnego tytułu. Dobra, trzeba w końcu kiedyś dać szansę temu Rapid Racerowi. Niech stracę. Extreme Plus. Bill Gates. Już pomijając wszelkie “kontrowersje”, które dotyczą samego Billa i tego, czego Zabłocki nie poruszył, choć najwyraźniej według niektórych powinien, to ja się przypierdolę do tego, co poruszył, choć najwyraźniej nie powinien. Chodzi bowiem o cały wątek dedykowany Xboxowi. Nie ma tam Billa. Powstanie pierwszego Xboxa zajmuje całkiem obszerny fragment artykułu, a obecność samego Billa ogranicza się do jednego zdania - że nie był zachwycony pomysłem. Podobnie materiały graficzne. Mamy dwa zdjęcia Billa i cztery związane z Xboxem (2 razy konsola, 2 razy Halo). Strasznie amatorsko i na kolanie. Zróbcie coś z tym E+, bo póki co jakość tych wypocin szoruje po dnie. Zarówno treściowo jak i realizacyjnie. Z drugiej strony lepiej to, niż gdyby takie Muminki, Motorówki czy FFXII miało trafić za “paywall”. Zapomnijcie, że narzekałem, Extreme+ jest super. BAKA. Wspominam tylko dlatego, że lubię Konsolite, a on wie, że tylko ja to czytam, ale Suicide Squad Isekai oglądać nie zamierza. Nawet kurwa nie wiem co to znaczy Isekai. Mógłbym sprawdzić na Google, ale w sumie w chuju to mam. Daj coś dla normalnych ludzi. Felietony. Zax. Słodziaczek mój. Dociera do niego, że ze Skull & Bones nic nie będzie i wszyscy tę grę mają w piździe. AAAA kurwa xd Ubisoft trzy miesiące przesuwał okienko, bo zasłaniało chuj wie co. Bartosz grzmi: gdzie są utalentowani programiści z dawnych lat (Carmack, Braben)? Ja Ci powiem Bartosz. Utalentowanych programistów nie brakuje, ale nie pracują w Ubisofcie, bo się szanują. Wszyscy już przy okazji premiery Skull & Bones wiedzieli, że ten projekt w ogóle dobrnął do wydania, bo rząd Singapuru (i jego dopłaty) naciskał, ale poza tym każdy w Ubi ma to w dupie i najchętniej utopiłby ten szrot na dnie morza razem z odchodami kałamarnic, więc obudź się. Dla równowagi dodam, że przesyłam paczkę kudosów za Tchię, bo to przeurocza gierka od serca małych twórców. Marcellus jakoś nie jest sobą. O gierkach pisze. Starych, ale zawsze coś. Co się dzieje? Piechota narzeka na Sony i jego “doświadczenia kinowe”. A przecież to nieprawda. Bo ostatnio był też Concord. I co, łyso Ci, Adam? A tak poważnie, oby Astro Bot był klasycznym Wake Up Callem. Spoiler: nie będzie. Roger liczy, że napiszą do niego kobiety, haha. Nie napiszą, bo grają w SImsy, albo farmią VDolce. Czy jako to gówno się tam kurwa zwie. To się w ogóle farmi? Graczpospolita. Łagodność Mazziego przybiera nowe formy. Pisze o przegrzewających się konsolach, we wnętrzu których serwisanci znajdują kępy włosów, gnijące liście, insekty. Ustalmy coś. W normalnych środowiskach takie rzeczy się nie zdarzają, bo normalni ludzie nie żyją w otoczeniu, w którym kępy włosów, liście, albo insekty są wciągane do wnętrza konsoli. I takie rzeczy trzeba wyraźnie oznajmiać. No kurwa, jakby napisali, że we wnętrzu PS5 znaleziono gówno, to Mazzi by napisał coś w rodzaju: to się zdarza, warto zadbać o higienę konsoli. Głos Ludu. ProstegoHekera nie wołam, bo o ile nie miałem zwidów, to już swoją obecność na łamach odnotował. Poza tym sugerują, że mam początki wypalenia, bezczelni. Po prostu dawajcie więcej triggerujących mnie treści, hehe. Listy. Sam nie wiem. Niby HIV brzmi jak ktoś nieco bardziej zmotywowany, do samych listów też przypierdolić się zbytnio nie mogę, ale wciąż mam poczucie, że to takie absolutne minimum. Zostawiam, ale czekam na potknięcie. Dobra, chuj mi w dupę, nie wiem ile znaków, Perez mnie pewnie rozliczy, choć nic nie zapłaci. Bandyta. Nawet kopii recenzenckiej nie dostałem, więc nie muszę się nawet starać. Całuski.
-
Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
Kmiot odpowiedział(a) na Kmiot temat w Graczpospolita
Standardowo uprasza się, by nie wołać za pomocą @ zwycięzcy. Poniższe posty mogą już zawierać spoilery, więc jeśli ktoś chce ich uniknąć, to najpierw filmik. -
Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
Kmiot odpowiedział(a) na Kmiot temat w Graczpospolita
Spieszę poinformować, że na listę nagród bonusowych dołącza czasopismo Amiga Extreme z okładką w Limitowanej Edycji. Stan nowy, wciąż w koszulce zabezpieczającej. Sponsorem jest Pan @Suavek, więc dziękuję w imieniu swoim i potencjalnego chętnego laureata. -
Mam jeszcze sekretny Get There, ale nikomu nie mówcie.
-
No szkoła chyba największy wycisk mi dała, choć Bullring też zafundował parę odcisków na kciuku. Chyba już kiedyś wrzucałem, ale podrzucę jeszcze raz swoje przejazdy, może coś pomogą. Nie bawiłem się już w różnorodność grindów czy punkty, wiadomo. Chodziło o przeżycie, poza tym żaden ze mnie pros xd
-
Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
Kmiot odpowiedział(a) na Kmiot temat w Graczpospolita
Panowie, lojalnie ostrzegam, że prawdopodobnie dzisiaj o północy będę chciał zamknąć listę chętnych, bo jak mam wyłonić laureata w ten weekend, to piątek pasuje mu najbardziej. Wyniki i tak pewnie wrzucę w sobotę, zgodnie z tradycją. To jeszcze nic pewnego, tylko ostrzegam, że istnieje taka ewentualność. Przy okazji dorzucam dwa bonusy na listę. 1. Dwa kupony na 10 zł zniżki (każdy, ale nie kumulują się) przy zakupie biletów do Arcade Museum w Warszawie albo Krakowie. Oba oczywiście w ramach jednej nagrody. Data ważności 31.08.2025 2. Puzzle Diablo IV. Nowe, w folii, 1000 elementów. -
Kalendarz Gracza 2025 - sugestie, uwagi, propozycje
Kmiot odpowiedział(a) na Perez temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Taki na biurko byłby miłą odmianą i być może nawet bym go gdzieś postawił. Ale wiszący to z kolei tradycja i wielu może narzekać. Idealny byłby taki do postawienia, ale też z możliwością powieszenia, hehe. Jestem #teamstojący, choć bez zapału. -
Wylądował. https://store.steampowered.com/news/app/553850/view/7147864422081646859?l=english
-
No miałem okazję drugi raz robić kampanię na PS5 i kiepsko przetrwała próbę czasu. Niektóre wyzwania są dość głupkowate, ale piszę to z perspektywy w miarę zaprawionego gracza, który już sobie wyrobił pewne nawyki i oszczędność w ruchach, a tutaj każą machać jak wiatrakiem xd Trochę bez sensu. To już lepsze są te wyzwania, gdzie nie można przekroczyć ileś tam metrów rękoma, bo uczą pracy nadgarstkiem. Obecnie boli też skromna playlista z bazowej gry, bo na okrętkę mielimy te same utwory. Przy premierze to było fajne urozmaicenie ze względu na mało zawartości. Obecnie to trochę katorga.
-
Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
Kmiot odpowiedział(a) na Kmiot temat w Graczpospolita
NAWET GDYBYŚ CHCIAŁ, TO NA LIŚCIE BONUSOWEJ NIE MA MIEJSCA NA TAKIE ŁAKOCIE. Daj znać jak się okaże, że jednak jest warty 25-30 zł. -
Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
Kmiot odpowiedział(a) na Kmiot temat w Graczpospolita
Panowie, jest sytuacja. Coś mnie tknęło i w sumie dopiero teraz sprawdziłem wartość nowych nagród bonusowych, bo wolałbym, aby nie przekraczały tych 50/60 zł. Z droższymi czuję się niekomfortowo. O ile HoMM od Ukukukiego łapie się w widełkach, tak mam pewną zagwozdkę z tym steelbookiem, bo pokazuje mi jakieś dziwne wyniki w okolicach 200 zł. Czy jest rzeczywiście tyle warty nie zamierzam osądzać (wystawić za 200 zł to jedno, ale czy ktoś to za tyle kupi?), niemniej proponuję się z tym wstrzymać, bo czuję się niezręcznie, gdy na liście BONUSOWEJ znajduje się nagroda potencjalnie cenniejsza niż większość głównych nagród w tych giwałejach xd Oficjalnie więc NIE PRZYJMUJĘ tego steelbooka na listę i sugeruję, by @Bzduras przemyślał swoje postępowanie, bo najwyraźniej nie jest świadomy xd Niech sprzeda (nawet jeśli za połowę ceny) i wyda na głupoty.