Skocz do zawartości

Kmiot

Senior Member
  • Postów

    7 012
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    163

Treść opublikowana przez Kmiot

  1. Byłbym zapomniał.

    A gdyby ktoś jeszcze zapomniał to ostatnia doba na oddanie głosów w plebiscycie Ósmej Generacji. Chyba tego tak nie zostawicie?

    https://www.psxextreme.info/forum/257-forumkowa-bitwa-gierek/

  2. Krótka historia o tym, jak zacząłem i po dwóch godzinach porzuciłem Fade to Silence na PS4. Co mnie skusiło do tej gry? Setting. Survival post-apo w klimatach wiecznej zmarzliny, plus jakieś siły piekielne czy jaki chuj uprzykrzające nam życie, aby nie było zbyt łatwo w tym śniegu i lodzie. Brzmiało mocno apetycznie, a jestem taki, że dla udanej atmosfery mogę znieść wiele drewnianych elementów gameplayowych. Jednak gdybym te drewniane patenty mógł używać jako opał, to już nie musiałbym go zbierać w grze, bo miałbym stały dostęp i ciepełko. Najmniej boli dramatyczny voice acting i dialogi, bo to mało istotna warstwa. Wiele go nie doświadczyłem, ale już czuję się nim zmęczony. Dalej jest mało responsywna i okropnie uproszczona walka, która nie przynosi satysfakcji. A na szczycie tego jest niekoniecznie przyjemna eksploracja, bo o ile konstrukcja świata mi się podoba, to już samo poruszanie się po nim niekoniecznie. Strasznie toporne odczucia, postać stale gdzieś grzęźnie, coś się gliczuje, czynności kontekstowe mają swoje kaprysy, obsługa ekwipunku jest nieintuicyjna, a pewnych rzeczy nie da się zrobić, bo nie. Rozpaliłem ogień w beczce, by się ogrzać, ale drewna do niego dorzucić już nie mogę. Muszę poczekać aż zgaśnie i rozpalić go na nowo. Uciekający jeleń się zblokował na drzewie obok mnie, ale pochodnią już zabić go nie mogłem (dziwne, bo na piekielne pomioty cios żagwią działa jak złoto), bo ta przenika model. Gra chyba nie wiedziała co z takim patentem zrobić, więc jeleń nagle zniknął. Ale jego tuptanie i ryczenie już nie. Nawet nie wiem czy to bug, czy tak wymyślono, że w grze survivalowej nie da się uderzyć jelenia ciosem melee. Miałem jeszcze nadzieję, że warto dać grze więcej szansy (bo grałem raptem chwilę), więc odpaliłem kontrolnie 2-3 krótkie recki na YT, a te potwierdziły moje obawy i dotychczasowe spostrzeżenia. Wychodzi na to, że żadna z bolączek nie znika w późniejszej fazie gry, a nawet dochodzą kolejne. Na przykład psi zaprzęg, który przyspiesza podróże, ale w zamian oferuje beznadziejny model jazdy i jeszcze więcej gliczy, więc przyjemność to żadna, a raczej przykra konieczność. Podobnie obsługa towarzyszy sterowanych przez AI. Model walki z czasem nic nie zyskuje - nadal mamy dwa ciosy do wyboru, a przeciwnicy dwie animacje ataku na krzyż. A na deser zostają powtarzalne czynności (nie mówię tu o warstwie survivalowej, bo w jej naturze leży powtarzalność) i szybko atakująca nas monotonia. Może gdyby jeszcze któryś element gameplayu dawał mi przyjemność, to ja dałbym więcej szansy grze. Walka to konieczność pozbawiona emocji, poruszanie się jest niepewne i ociężałe, a crafting dość uciążliwy, choć nie wykluczam, że z czasem wszedłby w krew i był nieco bardziej intuicyjny. Najmocniejszym plusem gry jest sam świat i jego intrygująca geneza, ale recenzje twierdzą, że fabuła nie wynagradza czasu spędzonego w grze, jest szczątkowa, niewiele wyjaśnia i generalnie nie warto. Więc jebać, zagra się w coś innego.
  3. Kmiot

    HBO Max

    Pierwszy raz oglądałem SFU jeszcze na divxach i od tamtej pory nie oglądałem lepszego serialu. Trzy lata temu rewatch już na HBO GO i wciąż byłem zdruzgotany. Polecam keżdemu i wszędzie, choć zdaję sobie sprawę, że nie każdemu ten klimat siądzie. btw. @LeifErikson jest temaciwo, gdybyś chciał więcej wrażeń innych użytkowników poczytać.
  4. logowhite.png.29e478a219c10df6be90f83f04d6d6d0.png

    1. Bzduras

      Bzduras

      Dzięki za przypomnienie o Miesiącu Osób Nimtemdo

    2. Shen

      Shen

      tutaj nie cd action kolego

    3. Square

      Square

      Na której skórce mam podmienić logo? Na wszystkich mi się nie chce uprzedzam od razu.

  5. Czyżby powtórka z zeszłorocznej Belgii? Dwie godziny czekania, a potem decyzja, że jednak nie jedziemy?
  6. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    Control [PS5] Lubię, gdy gra od razu przechodzi do rzeczy i nie zamęcza mnie wolnymi wstępami. Control taką grą nie jest. Bo początek jest dość ospały i niemrawy. Pomijam już kwestię mocno niejasnej warstwy fabularnej, bo ta przynajmniej może zaintrygować. Ale przedłużający się wstęp daleki jest od zachęcającego, skoro wszystko co robimy, to bieganie po korytarzowych korytarzach biura. Wszystkie poboczne ścieżki zablokowane. Potem dostajemy gnata i przynajmniej możemy postrzelać, choć czynność ta do najbardziej wyrafinowanych nie należy. Ale od tej chwili gra z każdą godziną już tylko zyskuje. Dochodzą kolejne umiejętności oraz nowe bronie. Otwierają się poboczne ścieżki i drzwi. Możemy wreszcie pomyszkować po kątach mapy, choć nie jest to specjalnie wynagradzającą czynnością. Bowiem Control ma na swoim sumieniu kilka mniejszych bądź większych grzechów i od nich chciałbym zacząć. bohaterka mnie nie przekonuje. Od początku do końca. Ma swojej dobre momenty, ale ogólnie sprawia wrażenie jakiejś opóźnionej w rozwoju. Zabieg stylistyczny polegający na wplataniu w dialogi jej "myśli" dodatkowo to pogłębia. Okropnie zaburza to płynność rozmowy i ta wydaje się rwana, nienaturalna, sztywna. Na szczęście dialogów nie ma w tej grze zbyt wiele i dobrze, bo to takie gadające głowy bez iskry. wspomniana wyżej eksploracja, która nie jest należycie wynagradzana. Ot, znajdziemy jakiś papier z notatką, materiał do craftingu (jeden z kilkunastu rodzajów, btw. o niezwykle nieintuicyjnych nazwach), albo ulepszenia dla postaci/broni, które i tak na 99% będziemy musieli wyrzucić, bo jest słabsze niż te, które już zdobyliśmy, a mamy dość wąski limit ekwipunku. W zasadzie jedyną wartościową nagrodą są pojedyncze punkty umiejętności, ale te wpadają niezwykle rzadko. brak poziomów trudności, przez co całą grę można przejść bez specjalnego napinania się i w oparciu na jednej, dwóch broniach. Control praktycznie nie wymusza żonglowania uzbrojeniem i można się skupić na tym gnacie, który najbardziej nam odpowiada pod względem obsługi. Dla niektórych to może być zaletą, ale mam wrażenie, że nie taka była idea. logiczne zagadki w hotelu. Zadania rodem z kiepskiego walking symulatora. Więcej chodzenia niż myślenia nad rozwiązaniem. Fabuła? Dziwna. Bo jaka miałaby być, skoro dotyka spraw paranormalnych? Wybacza wiele absurdów, ale nie wiem czy mnie przekonuje. Wiele elementów mi się tutaj gryzie, brakuje jakiegoś poważnego muśnięcia. Mamy nawiedzone żółte kaczuszki, różowe flamingi i telewizory. Niby fajny kontrast, ale ciągle stawiający fabułę w dużym rozkroku. Z detali - czerwień zalewająca ekran w przypadku otrzymania dużych obrażeń. Gówno widać. Poruszamy się po omacku. Może tak miało być, ale irytuje. Plus mało udana i nieintuicyjna mapa. Ale niech to nikogo nie zniechęci, bo Control to przez większość czasu bardzo dobra gra. Walka na pewnym etapie rozwoju postaci zaczyna być niezwykle satysfakcjonująca i imponująca wizualnie. Głównie dzięki telekinezie. Nie ma to jak przypierdolić przeciwnikowi kanapą w głupi ryj, a potem złapać jego bezwładne zwłoki i przypierdolić nimi jego koledze. Doprawdy, chaos, który momentami nas otacza jest zachwycający. Czujemy się jak w centrum tornada. Latają nad głową akcesoria biurowe, kawałki ścian, kule, granaty, nieprzytomni przeciwnicy. Latamy nawet my, bo umiejętność lewitacji otwiera nowe możliwości. Wyobrażam sobie, że na konsolach poprzedniej generacji mogło to generować pewne problemy natury technicznej, ale na PS5 jest wszystko tip-top, więc w sumie czasem warto opóźnić zapoznanie się z jakąś grą. Udane są również nieliczne misje poboczne (pomijając te z tablicy dozorcy), bo bardzo sprawnie poszerzają naszą wiedzę o świecie Control i wydarzeniach, które tam zaszły. No i zazwyczaj są dość sowicie wynagradzane - zaspokojeniem naszej ciekawości, punktami umiejętności a czasami nowymi możliwościami. Lokacjom też wiele zarzucić nie mogę. Pewnie, że globalnie potrafią znużyć monotonią biurowej natury, ale mimo wszystko są na tyle charakterystyczne, bym przez całą grę nie sarkał na powtarzalność okolicy. No i ma kilka "momentów", które trudno będzie wyrzucić z pamięci (Labirynt Popielniczki <3) Ogólnie uważam, że Control ma bardzo ujmującą atmosferę, a jeśli dodać do tego "system walki" bez zarzutu to czyni z gry już tytuł wystarczająco atrakcyjny, by nie wypadało przejść obok niego obojętnie. A mniejsze bolączki, które wymieniłem wcześniej nie wpływają znacząco na obraz całości. Bez wątpienia warto dać grze szansę i czas na rozkręcenie się, bo potem wynagrodzi nas adekwatnie. PS z rozpędu łyknąłem DLC The Foundation. Monotonia otoczenia potrafi doskwierać (dużo jaskiń bez wyrazu i astralnych sześcianów), ale nie odstaje od całości i również ma swoje intensywniejsze momenty (side quest "na szynach"). Solidny dodatek dla spragnionych. Kaze and the Wild Masks [Switch] Gra ogromnie inspirowana Donkey Kong Country. Wręcz bezczelnie. Bonusowe etapy ukryte na poziomach (brakuje tylko, by wyglądały jak beczki), zbieranie literek KON... KAZE. Tytułowe maski, które na pewien fragment poziomu dają nam moce innych zwierząt. Do tego pewna charakterystyczne bezwładność postaci na początku może sprawiać trudności, ale po trzech levelach idzie przywyknąć. No kropka w kropkę DKC. Zaskakująco duże zróżnicowanie poziomów, nie tylko pod kątem tematycznym i kolorystycznym, ale również gameplayowym. Raz bawimy się w klasyczną platformówkę, innym razem mamy do czynienia z runnerem, trochę pływamy, trochę latamy, trochę przyklejamy się do ścian (zasługa masek, które rozlokowane są po poziomach), zjeżdżamy po linach, jedziemy na ruchomej platformie, bawimy się w ciemno-jasno, goni nas potwór/lawa, no pomysłów autorzy mieli sporo i zaliczanie poziomu za poziomem nie nudzi, choć wszystko to raczej taka klasyka gatunku widziana już w setkach innych gier. Gra nie wywiera większej presji - nie jest łatwa, ale zgony nie niosą ze sobą większych konsekwencji - życia są nielimitowane, a jedyna niedogodność, to cofnięcie nas do początku/połowy poziomu (nawet raz zaliczone Bonusy już zostają na koncie). Więc możemy grać na zasadzie prób i błędów i tak niestety wygląda większość gameplayu. Bo Kaze and the Wild Masks w większości poziomów ma ściśle wytyczoną ścieżkę optymalną. Sprawia to wrażenie fajnego "flow", ale spróbuj się gdzieś potknąć, to prawdopodobnie czeka cię zgon. Wiele poziomów przebiega na zasadzie nauki kolejnych czynności, a następnie wykonania ich w odpowiednim czasie i miejscu, bo gra zostawia niewiele miejsca na improwizację. Zamulisz, to platforma ci ucieknie, lawa cię dopadnie. Niby motyw widziany w większości platformówek, ale tutaj tak wygląda 80% poziomów (szczególnie późniejszych). Podobnie walki z bossami - fajne, ale na wskroś schematyczne i do sztywnego wyuczenia. Szczególnie finałowy niemilec. Początkowe wrażenie tematycznego urozmaicenia poziomów również jest mylące, bo te podobne do siebie są po prostu rozrzucone daleko od siebie. Pod koniec czułem już lekkie znużenie, a przecież to raptem około 30 poziomów i 8 godzin gry. Moje lekkie rozczarowanie wynika z faktu, że początkowa platformówka zamieniła się w zręcznościówkę bez przestrzeni na jakąkolwiek eksplorację. W końcowych etapach to wręcz gra rytmiczna, gdzie stale coś nas goni, coś popędza, a poziomy nie umożliwiają improwizacji.
  7. Kmiot

    Elden Ring

    Na PS5 gesty są przypisane pod różnorakie wychylenia pada (plus chyba przytrzymanie trójkąta), a o to w ferworze walki nietrudno, więc polecam po prostu je usunąć z odpowiednich okienek po prawej stronie w menu ekwipunku. U mnie to pomogło.
  8. Chodzą słuchy, że gust konsolomaniaków po raz kolejny upada w głosowaniu na najlepsze gry Ósmej Generacji.

    [SPRAWDŹ JAK]

    To ostatnia doba na oddanie głosów w tej rundzie.

    https://www.psxextreme.info/forum/257-forumkowa-bitwa-gierek/

    1. Pokaż poprzednie komentarze  1 więcej
    2. Zwyrodnialec

      Zwyrodnialec

      52 osoby, grały chyba w tę wersję RE2.

       

       

    3. Paolo de Vesir

      Paolo de Vesir

      elegancko, "choose your fav exik" motzno <3

    4. Paolo de Vesir

      Paolo de Vesir

      no ale co sonka to sonka

  9. Być może, ale miałem na myśli raczej ogół tego sezonu póki co. Po prostu kolejny raz prezentuje się lepiej.
  10. Ale co miał się postawić, skoro strategie oponowe ustalane są już przed wyścigiem, Checo miał inną i tylko dzięki temu zyskał w środku wyścigu, jak gonił Russela i walczącego z nim (oraz własnym DRSem) Maxa - był wtedy zwyczajnie szybszy, bo miał świeże opony. Jednak pod koniec była już odwrotna sytuacja, gdy to Max miał świeże gumy, a Perez zajeżdżone i bez tempa. Nie wiem skąd te fochy, skoro był wyraźnie wolniejszy od Maxa wtedy i na przestrzeni CAŁEGO wyścigu. Dla mnie to trochę naciągane teorie, że mógł ten wyścig z Maxem wygrać. Zespół musiałby kompletnie nie trafić ze strategią, a mają dublet, więc można założyć, że plan wykonany w 100%. A Checo jest drugim kierowcą, bo jest znacznie mniej regularny, żeby nie napisać, że jest po prostu słabszym kierowcą od Maxa. Ja tylko czekam aż w Mercedesie dojdą do wniosku, że pora zacząć stawiać na Russela w roli pierwszego kierowcy. Aktualnie jest wyraźnie lepszy od Hamiltona pod każdym względem. Powinni już patrzeć przyszłościowo, bo to driver na lata, a Hamilton będzie kończył karierę.
  11. Generalnie skupić się na "treści", ograniczyć techniczne wstawki i ozdobniki do minimum, a będzie dobrze. Celujemy raczej w dojrzałego (przynajmniej pod względem metryki) widza, a ten nie potrzebuje krzykliwych wstawek i pustej przestrzeni na wizualne fajerwerki.
  12. W tygodniu zacząłem Control. Wersja na PS5, więc już na tyle usprawniony, że kwestie techniczne nie bolą i można się skupić na rozgrywce. A ta choć rozkręca się dość powoli, to na pewnym etapie zaczyna dawać tyle możliwości, że staje się czystą przyjemnością pomiatanie tymi wszystkimi gratami i przeciwnikami. Burza przedmiotów wokół nas chwilami jest szalona. No i strzelanie znacznie przyjemniejsze i soczyste, niż ostatnio w Wolfensteinie 2 xd Główna bohaterka tylko stale mnie nie przekonuje. Mapa nieczytelna, ale zaskakująco łatwo się nawiguje po świecie dzięki prostym tabliczkom ze strzałkami. Spodziewałem się dobrej gry, a dostałem lepszą. Zobaczymy jak dalej. A wczoraj zacząłem na Switchu Kaze and the Wild Masks. Na tyle wciągająca platformówka, że w jeden wieczór przeszedłem pół wszystkich leveli (15 z około 30, przynajmniej według statystyk) xd
  13. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    W sumie zabierałem się do tego bez przekonania, bo byłem dość syty ostatnimi przygodami Blazkowicza (New Order i Old Blood). Nie tęskniłem, nie czułem potrzeby, by rozwijać jego historię. Ale w końcu się zawziąłem i ruszyłem. Wolfenstein II: The New Colossus [PS4] Spadek formy jest wyraźny. Bardzo wyraźny i bolesny. Początek wręcz zniechęca. Mocno korytarzowe sekwencje bywają rażące, zabawa formą jest chwilami urocza, ale mało grywalna i oparta na skryptach (wózek inwalidzki). Do tego co chwila lądujemy na łodzi podwodnej (która jest naszym hubem), tak naprawdę nie wiem w jakim celu. Żeby nakarmić świnię? Bo wielu zajęć tam nie ma. Można postrzelać na strzelnicy i pozbierać ulotki (później dochodzą pojedyncze side questy). Do tego ten stale użalający się nad sobą Blazko, gadający do siebie i daleki od wzięcia się w garść. No nie wiem, mocno to do niego nie pasuje. Co następne? Doom Slayer z problemami egzystencjalnymi? Potem bywa różnie, ale nie powiem, że znacząco lepiej. Całość fabuły jest dość chaotyczna i rzuca nas z kąta w kąt. Niby sprzyja to urozmaiceniu, ale to wyłącznie kwestia okoliczności, bo gameplay nie zmienia się wcale, albo dość niemrawo. Blazko nieco odżywa, ale to tylko jeden problem mniej. Aż do końca bywa na przemian satysfakcjonująco i rozczarowująco. A finał zawiera w sobie oba odczucia. Taki paradoks. Nadal pozostaje problem łodzi podwodnej, do której ostatecznie kompletnie się nie przekonałem i którą uważam za zbędną. Poziomy do końca są schematyczne, ale akurat to niekoniecznie mi dokucza, bo nie każda gra musi stawiać na swobodę czy labirynty korytarzy. Razi brak pomysłu na bonusowe znajdźki, bo te są bez wyrazu (za dużo i zbyt bez sensu). Często wymagają męczącego "lizania ścian i podłóg" zamiast postawić na ciekawe ścieżki eksploracyjne. Niby można je z czystym sumieniem olać, ale mój syndrom "zbiorę wszystko" dał o sobie znać, więc były udręką. Gra ma swoje momenty (casting do filmu xd), ale pod względem czystej rozgrywki jest zbyt monotonna, a faszerowanie wrogów ołowiem niekoniecznie dostarcza tyle przyjemności, ile powinno. Bo w zasadzie w każdej części tej serii miałem nieodparte wrażenie, że tym broniom brakuje "kopa". Ostatecznie zawsze jakoś się przyzwyczajałem, ale daleko im do pierwszego wrażenia z takiego nowożytnego Dooma, gdzie z miejsca było czuć, że impet broni nadwyręża nadgarstki. W Wolfensteinach to takie pif-paf bez wyrazu i co prawda ciała przeciwników ładnie reagują na ostrzał, urywa się to i tamto, ale wciąż brakowało mi huku, uderzenia i tumultu wynikającego z samej obsługi. Ogólnie jestem kompletnie zauroczony koncepcją nazistów wygrywających Drugą Wojnę Światową i wynikających z tego konsekwencji. Ale The New Colossus brakuje koherentności pod niemal każdym względem. Jakby twórcy się pogubili chcąc chwycić zbyt wielu pomysłów naraz. Gra ma wyraźny problem z tożsamością, odbijając się między nastrojami niczym kauczukowa piłeczka. Raz jest śmiertelnie poważna, ludzie giną śmiercią bezwzględną, innym razem uderza w mocną parodię i słowne żarciki, aż w końcu sama nie wie co sobą reprezentuje oferując gołą babę w ciąży strzelającą z dwóch karabinów. Przepraszam za "spoiler", ale ten fragment mnie zażenował i utwierdził w przekonaniu, że chuj wie co ta gra chciała osiągnąć. Gra obiektywnie dobra, ale na tle poprzedników blednie i konsternuje.
  14. Zapominalskim przypominam, a niezdecydowanych zachęcam do oddania głosów w plebiscycie na Najlepszą Grę Ósmej Generacji. To ostatnia doba w tej rundzie!

    https://www.psxextreme.info/forum/257-forumkowa-bitwa-gierek/

  15. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    @Suavek grałem, jeszcze na Vicie, choć nie pod kołderką. Zdecydowanie lepsza gra w swojej kategorii, przynajmniej oferowała jakieś urozmaicenia gameplayowe, a i historyjka niczego sobie. Przeszedłem, a potem zrobiłem sobie kilka lat przerwy od gatunku. Teraz wyjątkowo wróciłem do visual novelki, bo miałem chęć na coś biernego i flegmatycznego, ale wystarczy mi tych doznań na zapewne kolejnych kilka lat ;]
  16. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    Bo to upośledzona wersja i dodatkowe ziarnko piasku na developerskiej plaży pod nazwą "nie warto, bo i tak kupią". Ale pozostając szczerym to przyznam, że sam mam takie gry, które przytulam nawet w upośledzonej formie, byle były "pod kołderką". Więc nie rozumiem, ale jednocześnie rozumiem.
  17. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    Te mityczne "pod kołderką" zaczyna Wam przysłaniać rzeczywistość. Dziwne ciągoty, bo w niektóre gry nie warto grać w okrojonej wersji, tylko dla faktu, że pod kołderką.
  18. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    No to z czym Ty mi tutaj?
  19. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    A są tam hot anime lolitki do wyrwania?
  20. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    Ja postanowiłem ostatnio tak nieśmiało nie tyle wyjść ze swojej strefy komfortu, co wejść na pełnym wózku w niekomfortową strefę i odpaliłem by pograć w visual novelkę. xd Doki Doki Literature Club Plus! [Switch] Choć "pograć' to zbyt śmiałe określenie. Nie żebym oczekiwał po tej grze jakiegokolwiek rozbudowanego gameplayu, ale i tak byłem rozczarowany. Rozgrywka polega na czytaniu dialogów i przewijaniu ich przyciskiem, gdy już daną linijkę przeczytamy. Już. To wszystko. Prawie. Jesteśmy chłopkiem, który za namową przyjaciółki dołącza do szkolnego Klubu Literackiego. I fakt, że są w nim jedynie cztery Hot Anime Lolitki wcale nie miał tutaj znaczenia i nie pomógł w podjęciu decyzji. Rzecz jasna nie posunę się dalej w zdradzaniu fabuły, bo ta jest względnie krótka, do poczytania w dwa wieczory. O jej wydźwięku również nie pisnę słówka, aczkolwiek wielkie 18+ widniejące na okładce i parę ostrzeżeń co do zawartości dla wrażliwszych graczy może nas nieco przygotować na to, co nadchodzi. Spędzamy z dziewczynami kilka dni. Obserwujemy ich naturę, bierzemy udział w perypetiach i oczywiście możemy wybrać swoją faworytkę, by do niej palić cholewki. Może tą małą, śmieszną Natsuki, co się interesuje mangą, bywa opryskliwa, ale przy tym otwarcie szczera? A może długonogą i długowłosą Yuri, zadziwiająco nieśmiałą, skrywającą tym samym swoje dziwne fascynacje? Możemy również swoją uwagę zwrócić w kierunku Sayori, naszej wieloletniej przyjaciółki i koleżeńską znajomość pchnąć na nieco bardziej intymne tory? Jest jeszcze przewodnicząca Klubu - Monika, dziunia spoza naszej ligi, ale skoro jesteśmy jedynym chłopakiem w klubie, to dlaczego nie szarpnąć się motyką na Księżyc? Wybór obiektu westchnień to w zasadzie jedyna decyzja, którą w tej grze podejmujemy. I to tylko w jej pierwszej połowie, bo potem wszystko toczy się własnym torem, a my nie mamy żadnego wpływu na przebieg fabuły. W zasadzie nawet wybór dziewczyny to tylko kwestia estetyczna, sprowadzająca się po prostu do zwiększonej ilości dialogów w jej towarzystwie. Na rozwój głównej linii wypadków nie ma to kompletnie wpływu. To jakieś takie nie wiem, rozczarowujące, gdy okazuje się, że w visual novelce tak naprawdę nie masz większego wpływu na opowiadaną historię. Argument "lepiej poczytać książkę" nabiera na znaczeniu. Bo tym właśnie jest Doki Doki - książką z ilustracjami. Czasem ładnymi, czasem dwuznacznymi, a czasem sugestywnymi. 18+ musiało być czymś uzasadnione. To opowieść o wykluczeniu, skrywanych uczuciach, obsesjach i pozorach. Może wyczulić na parę kwestii (np. tą, że depresja może się gnieździć w każdym, nawet kimś na co dzień wesołym). I na tym mógłbym zakończyć swój wywód, ale jest coś jeszcze. Coś niekoniecznie osiągalnego przy pomocy tradycyjnej literatury. Bo Doki Doki na pewnym etapie lektury zaczyna igrać z czytelnikiem. Zmienia wydźwięk, łamie czwartą ścianę, miesza w głowie i uderza w niepokojące klimaty. Nadal pozostaje przy tym dość bierną lekturą, ale zaczyna miejscami intrygować i wywoływać efekt "co do kurwy?". Nie zdradzę nic więcej, ale z racji tego, że całość lektury trwa raptem kilka godzin to uznam, że koniec końców chyba warto, bo zabawa formą bywa całkiem udana. Aha, w edycji DDLC Plus! jest jeszcze sześć side stories skupiających się na wydarzeniach sprzed wątku głównego. Rzucają więcej światła na relacje między dziewczynami, ale to już atrakcje kompletnie dla fanów (czytaj: jeszcze więcej czytania i tylko biernego czytania).
  21. Kmiot

    Elden Ring

    Musi być odpowiednia pochodnia. Właśnie ta Sentry Torch. Do kupienia w pobliżu Raya Lucaria.
  22. My opóźnień nie przewidujemy i już za nieco ponad dobę zamykamy kolejną rundę głosowań na Najlepszą Grę 8 Generacji oraz gry Kieszonkowej (Finał!). Zapraszam do ankiety, kto zapomniał, a chciałby wziąć udział.

    https://www.psxextreme.info/forum/257-forumkowa-bitwa-gierek/

    1. kanabis

      kanabis

      Devilbot Nie lubi tego

×
×
  • Dodaj nową pozycję...