Skocz do zawartości

Kmiot

Senior Member
  • Postów

    7 089
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    166

Treść opublikowana przez Kmiot

  1. Ubisofciaki są dobre, jeśli ich setting nam podchodzi. Niezależnie czy od Sony, Ubisoftu, czy Techlandu. Oczywiście dawkowane z umiarem, a nie jeden za drugim. Pierwszy Horizon miał tę zaletę, że był pierwszy i robodinusie robiły wrażenie. Dwójka będzie musiała się bardziej postarać. Jednak ja w tym okresie chyba postawię na Elden Ringa, a Horizona 2 obczaję jak mi się zwolni czas.
  2. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    Jeśli chodzi o gatunek ogólnie określany metroidvaniami, to - również ogólnie mówiąc - uwielbiam. Ale moją sympatię udało się zdobyć głownie dzięki Castlevanii: SotN. To pierwsze Playstation ukształtowało mnie jako gracza, a na tej konsoli najlepszym reprezentantem gatunku była właśnie przygoda Alucarda. Ta pętla eksploracji, zdobywania nowych umiejętności, walki i nawet backtrackingu motywowanego ciekawością, całkowicie mnie wtedy pochłonęła. Z drugą inspiracją gatunku zetknąłem się nieco później, bo Super Metroida zaliczyłem dopiero na emulatorze. Ale znów byłem zauroczony. Do dzisiaj jestem fanem obu serii gier i gatunku, któremu patronują. Z preferencją do wariantów 2D. A Nintendo w dupę pchane zaniedbało Metroida 2D. Fusion na GBA i cisza. Potem nieśmiały powrót na 3DS z Samus Returns, przy którym bawiłem się niczego sobie, ale wciąż miałem z tyłu głowy dwie myśli - to nie do końca od Nintendo i to tylko remake starej gry z pierwszego Game Boya. Byłem więc zachwycony, że Metroid 2D wraca, ale też miałem obawy, czy ten powrót będzie godny zapamiętania. Ale moje wątpliwości szybciutko zaczęły się rozwiewać, gdy już odpaliłem ten tytuł. Ruszyłem gałką i to, jak Samus Aran zaczęła reagować na moje komendy sprawiło, że miałem ochotę poruszać czymś innym. Dynamika, responsywność, staranność animacji - no samo bieganie postacią to czysty jak łza ekstrakt satysfakcji. A potem wpadłem w wir eksploracji. Ale do tego wrócę może za moment, o ile nie zapomnę. Fabuła. No jest. I jak zwykle jest podana w skondensowanej formie. Ot, kilka zdań wprowadzenia, proste, krótkie intro, parę tajemniczych scen i już lecimy z grą. Później w trakcie przygody również nikt nie stara się nam zaprzątać głowy przedłużającymi się dialogami, gadającymi NPCami, wyjaśnieniami. Całość fabularna zamyka się w krótkich wskazówkach od komputerowego AI i wstawkach filmowych, które w sumie zamykają się może w pięciu minutach, jeśli ktoś chciałby połączyć je w całość. Reszta to czysty, niezmącony gameplay i my, kontra nieprzyjazna planeta oraz jej tajemnice. Wskakuj i baw się, my nie będziemy ci przeszkadzać - mówią twórcy. Rozgrywka. Ucieleśnienie wszystkiego, za co uwielbiam Metroidy 2D. Poczucie rozwoju bohaterki jest wspaniałe, jej stale rosnący potencjał w walce i poruszaniu się jest szalenie satysfakcjonujący, bo każda nowa umiejętność to swoisty game changer. Fenomenalne jest poczucie kontroli nad postacią, a pieczołowitość z jaką opracowano jej animację jest po prostu imponujący. Przywiązanie do detali, nawet najdrobniejszych gestów Samus , każdego "przejścia" między jej animacjami, ich płynność - to wszystko znacząco definiuje całą przyjemność z grania. A poruszać się jest gdzie, bo gra zgodnie z klasyką udostępnia nam kolejno odblokowywane biomy, które możemy zwiedzać z odpowiadającym nam stopniu - albo pobieżnie i byle do kolejnego celu, albo dogłębnie i w poszukiwaniu każdego sekretu. Czy idzie się zgubić? Owszem, bo brak tutaj wskaźnika kolejnego celu, a wszystko co mamy, to oszczędne w słowach wskazówki. Ale jednocześnie gra w sprytny sposób stara się nadawać nam kierunek i bez narzucania się lekko popycha zawsze w dobrą stronę. Prostymi i skutecznymi metodami odcina nas od aktualnie nieistotnych fragmentów mapy/biomu, abyśmy każdorazowo mieli do dyspozycji nieco ograniczony teren, co oczywiście znacząco zmniejsza szansę na zgubienie się (TUTAJ trochę więcej na ten temat). W sumie dopiero pod koniec gry i wyposażeni we wszystkie umiejętności mamy otwartą drogę do każdego skrawka mapy. Gdybyśmy chcieli jeszcze pozwiedzać, bo nie musimy tego robić. Jednak eksploracja jest wpisana w gatunek i z dziką przyjemnością wyzbierałem 100% sekretów. Niektóre wyzwania zręcznościowe są tym, czym powinny być - wyzwaniami wymagającymi małpich figli na padzie. Sprawę ułatwia świetna i czytelna mapa, na której na bieżąco nanoszone są najbardziej istotne informacje. No gra jest doskonale przemyślana. Prawie. Prawie, bo nie do końca przemawiają do mnie fragmenty z EMMI. Rozumiem koncepcję stojącą za wprowadzeniem tego rodzaju przeciwników (miały budzić tytułowy strach, grozę i lęk), ale uważam ją za męczącą. Całość sprowadzała się do tego, że zamiast bawić się w elementy stealth i przekradać pod nosem bezwzględnych EMMI pokonywałem te rejony na prędkości i metodą prób i błędów. Jeszcze te "okno kontry" jest na tyle małe, że praktycznie oznaczało od razu śmierć, co jedynie frustrowało. Gdyby timing był łaskawszy, to mam wrażenie, że poprawiłoby to płynność rozgrywki. Ogólnie rewiry z EMMI polecam przemknąć bez zastanowienia, a do eksplorowania ich wrócić dopiero po pozbyciu się wroga. EMMI rozczarowało, ale pojedynki z bossami, to sam miód i orzeszki. Nie ma ich co prawda wielu, ale każdy z nich to festiwal dynamicznej jatki i żywo biegającej między pociskami Samus. Starcia te są pełne wigoru, nie pozwalają ja moment bezruchu, ale przy trzecim-czwartym podejściu są całkowicie czytelne. Furiackie, ale nie chaotyczne. No i te krótkie wstawki a'la QTE (z podkreśleniem na "a'la") - absolutnie widowiskowe i podkreślające bad-assowy, zimnokrwisty charakter protagonistki. Aha, całość odbioru psuje nieco recycling sub-bossów. Tania zagrywka, choć trzeba przyznać, że twórcy starali się te fragmenty odrobinę urozmaicić. Ale nadal tania zagrywka. Oprawa AV. Muzyka jest symboliczna. Ot, czasem jakiś ambiencik wejdzie, co znacząco potrafi budować klimat przy zwiedzaniu planety. Podczas boss fightów bywa nieco bardziej dynamicznie, ale mam wrażenie, że warstwa muzyczna niczym szczególnym się nie wyróżnia. Jest, ale nie zapada w pamięć. Za to dźwięki otoczenia bywają świetne. No i są kultowe dżingle przy odnajdywaniu kluczowych artefaktów/umiejętności. Mówi się, że grafika jest brzydka, co oczywiście nie jest prawdą, tak samo jak nie jest prawdą, że grafika jest imponująca. Metroid Dread oprawę ma schludną i przez większość czasu niczym się ona nie wyróżnia. Pewnie, że tła w wielu miejscach mają przyjemne i starannie dopracowane detale. Że klimatycznie potrafi operować oświetleniem i mrokiem. Że kamera potrafi zachwycająco pracować, jak na grę 2D/3Drzutzboku. Robi najazdy, odjazdy, podkręcając dramatyzm niektórych scen czy ukazując uroki scenerii w całej jej rozciągłości. Że biomy są zróżnicowane, ale przy tym konsekwentne w ujęciu globalnym (nie ma się wrażenia, że zmieniliśmy świat, jakbyśmy grali w Mario). Gra przy tym sporadycznie czaruje drobnostkami - a to deszcz nas zastanie, a to coś się wydarzy na dalszym czy bliższym planie, a to trafimy do ciemnego pomieszczenia, gdzie widzimy tylko wizjer i kilka kontrolek kombinezonu Samus. Małe rzeczy, ale cieszą oko. Ale jak już pisałem - całość oprawy przyćmiewa to, jak animowana jest Samus. Widać, że była ona dopieszczana godzinami, dniami, miesiącami. To, jak postać pracuje na nogach, jak składa się do strzału, jak reaguje na przeszkody. Małe dzieło sztuki, polecam zerknąć na poniższy filmik (a przynajmniej fragment poświęcony Samus). Podsumowanko. Raptem 13 godzin zajęło mi wymaksowanie tej gry, ale to były godziny czysto rozgrywkowe, bez spulchniania ich przestojami. Intensywna sprawa, ale czuję lekki niedosyt, bo chętnie spędziłbym na planecie ZDR i w towarzystwie Samus więcej czasu. Ogólnie fajniusio, że Metroid 2D wrócił.
  3. U mnie ok. W obu egzemplarzach.
  4. Na Returnala pewnie znaleźliby się chętni, natomiast z Zaginionym Dziedzictwem może być już trudniej, bo gra ma już swoje lata i kto miał ograć, ten zapewne to zrobił. Plus właśnie się ukazała Kolekcja Dziedzictwa Złodziei, w której skład wchodzi Zaginione Dziedzictwo. Ale może się mylę i będą chętni. Najbardziej to się jednak martwię o chętnych do zorganizowania losowania xd Ale trzymam kciuki.
  5. Kmiot

    Dying Light 2

    No, jeszcze parę łatek się pewnie przyda. Moja sytuacja z dzisiaj xd
  6. Ja tylko chciałem przypomnieć, że to ostatnia doba na oddanie głosów w plebiscytach gierkowych. Ważą się losy, nie bądź bierny! Pozdrawiam i miłej zabawy.

    https://www.psxextreme.info/forum/257-forumkowa-bitwa-gierek/

  7. W siatkówkę będą teraz grali, jak publika rozgrzana. Co te nintendowce.
  8. Kurwa, tak zapierdalają z zapowiedziami, że nie nadążam xd
  9. Dobrze rozumiem, że ta Klonoa to ta z PSX? Bo po ostatnim artykule w PE nabrałem na nią ochoty.
  10. Doskonale. Właśnie się przymierzałem do ponownego ogrania Chrono Crossa.
  11. Kmiot

    Dying Light 2

    Zapomniałem o obowiązkowym okrzyku "PARKOUR, PARKOUR".
  12. Kmiot

    Dying Light 2

    No, to właśnie takie małe frajdy. Stoisz sobie nas daszku, pod tobą zbiera się ekipa zdechlaków, no to nurkuję jak Max Verstappen w Hamiltona, slo-mo, kop na ryjec, ekipa rozsypuje się jak kręgle, a ty z uśmiechem na ustach i okrzykiem "ŁUHU, NARA LAMUSY!" spierdalasz w podskokach. Niewiele, a cieszy.
  13. Kmiot

    Dying Light 2

    Powiem tak. Pograłem trochę przez dwa dni. Prolog liniowy i na zasadzie "wskocz na dach, ale nie tędy, koniecznie z drugiej strony", więc gra dość długo rozwija skrzydła. Fabularnie na tym etapie też jest poprawnie - bez większych emocji, ale wystarczająco. Tylko jak już wszedł otwarty świat, to zassało mnie na tyle, że od kilku godzin nie ruszyłem zadań fabularnych. Zdaję sobie sprawę, że możliwości mojego ludka są w tej fazie gry mocno ograniczone (niedobory staminy przy dłuższych wspinaczkach), ale i tak mam ogrom frajdy z samego biegania i szperania po kątach. Grafika? Żaden ze mnie zboczeniec pod tym względem, więc generalnie mam wyjebane, póki dostarcza 60 FPS. Tak, full HD mi wystarcza. Problemy bywają tylko w kwestii jasności (trzeba się pobawić suwakami, bo coś nie halo) i na PS5 pojawia się te migotanie obrazu na ułamki sekund. Czasem częściej, czasem rzadziej, ale zauważalne i przykre.
  14. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    A po czym to się poznaje, bo nie zauważyłem, bym któregoś faworyzował. Może muszę do tego znać resztę LORE cyklu?
  15. Kmiot

    Rugby

    Ja to tylko Mistrzostwa Świata zwykle oglądam i to tylko w przypadku gdy są dostępne w jakimś ogólnym kanale. No nie uważam się za jakiegoś fana dyscypliny, nie znam się i nie śledzę, choć trochę mnie fascynuje i podziwiam szalenie tych typów.
  16. Kmiot

    własnie ukonczyłem...

    Cykl Yakuza leżał w kręgu moich zainteresowań już od czasów PS2 i musiały minąć trzy generacje, abym w końcu wziął się w garść i odpalił jakąś część. Opierając sie na opinii forumka zacząłem od: Czego się spodziewałem? Wielu godzin przepalonych na pobocznych i nieistotnych czynnościach. Na minigierkach, na sidequestach i diabli wiedzą na jakich jeszcze aktywnościach. Oczekiwałem przedłużających się scenek, dziwnych, japońskich akcentów, dużo czytania z racji, że po japońsku umiem tylko "arigato" i "nani?". Ale zakładałem też, że fabuła mnie zadowoli, a system walki dostarczy frajdy oraz satysfakcji z dźwięku łamanych kości. I zgadnijcie co. Wszystko to dostałem. Plus wiele innych, nieoczekiwanych rzeczy. Fabuła jak fabuła. Jest całkiem niezła i jeśli skupić się wyłącznie na niej, to trzyma bardzo dobre tempo. Rozdziały to istna sinusoida burzliwych emocji i rollercoaster wizualny. W scenkach jest dużo gadaniny, a jeszcze więcej wrzeszczenia w rodzaju "no chodźcie, to wam złoję skórę", albo "nie czas na dyskusje, będziemy się napierdalać". Potem często następuje scena zerwania marynarki z koszulą jednym ruchem i bitka na gołe klaty ty vs. dwudziestu uzbrojonych przeciwników. Dzień jak co dzień na japońskiej dzielni. Bohaterowie imponują charakterem i są nienagannie wykreowani. A walki ze złolami już od ekranu startowego z zapowiedzią przeciwnika mamią epickością. Ten okrzyk "KUZEEE!", ujęcie kamery, wchodząca muzyka i ja mocniej zaciskający pada w dłoniach. Coś pięknego. Natomiast finał to już istna orgia i każda walka lepsza od poprzedniej. Imponujące. No i niby można poświęcić 100% uwagi tylko głównemu wątkowi fabularnemu, ale po co, na co to komu? Skoro gra ma drugą, głębszą i mocno urozmaiconą gameplayowo warstwę. Przede wszystkim dziesiątki minigier. Nawet nie podejmuję się ich tutaj wymieniać. Jedne lepsze, drugie gorsze, trzecie wręcz rewelacyjne. Niektóre porzuciłem po jednej próbie, z innych wyciskałem wszystkie soki i wykręcałem jak szmatę. Zarządzanie klubem z hostessami pochłonęło mi kilkanaście godzin, a utworem z Fever Time byłem zahipnotyzowany. A że w tym czasie w ramach głównej fabuły życie kogoś mi bliskiego było zagrożone? No nie można mieć wszystkiego, a biznes jest biznes. I jeśli założyć, że fabuła zasadza się na poważnych aspektach i stara się nie zbaczać w dziwne i krindżowe rejony, to cała reszta gry doskonale rozbraja ten sztywny, śmiertelnie poważny wątek. Trudno nie ulec urokowi Kiryu, który nawet telefon odbiera w spektakularny sposób, albo w fantastycznym stylu wkracza na parkiet, by zatańczyć do uzależniającego bębenki utworu "Queen of the Passion". Równie rozluźniająco działają liczne sidequesty, które stanowią przyjemną odskocznię od niedającego wytchnienia wątku głównego. Pewnie, że niektóre są lepsze, inne gorsze. Mamy wśród nich zadania zabawne, smutne, niezręczne, dziwne, satysfakcjonujące, ale trafią się też takie irytujące oraz męczące. Cóż, przy blisko setce questów nie jest łatwo wszystkim zapewnić odpowiedniej jakości. W wielu przypadkach mogło być lepiej, ale generalnie spełniają swoje zadanie. W sumie spodziewałem się większej mapy. I jestem miło zaskoczony, bo w dobie gier z za dużymi światami Kamurocho i Sotenbori okazały się przyjemnie swojskie, zwarte oraz nieprzytłaczające. No i oczywiście nadzwyczajnie klimatyczne. Neonowe i kolorowe. Vibe lat 80. tak intensywny, że ekran TV paruje. Walka? No panie Areczku, uczta dla oczu i uszu. Uderzenia tak mięsiste, że weganie byliby zniesmaczeni. Wymyślne ciosy specjalne, finishery, multum stylów walki, obfite drzewka rozwoju. No jest co rozkminiać przez całą przygodę i nawet jeśli znudzi się nam jeden model walki, to zawsze do wyboru mamy kolejny. I kolejny. I jeszcze kolejny. Do tego można dorzucić dziesiątki broni, poczynając od ryby (kto pamięta Jackie Chan's Stuntmaster?) na strzelbach kończąc. Choć osobiście wyłożyłem lagę na tego rodzaju akcesoria i skupiłem się na męskiej walce na gołe pięści, czasem tylko rozpierdalając komuś rower na głowie. Rzecz jasna udany system walki nie powinien nikogo dziwić w grze, w której cały postęp fabularny zasadza się na podróżowaniu od walki do walki. Możesz być pewny, na końcu misji trzeba będzie komuś obić mordę. Szczęśliwie jest to wystarczająco przyjemna czynność, że w żadnym momencie się nie nudzi. Ogólnie nie zamierzam przedłużać i muszę przyznać, że jestem Yakuzą 0 zauroczony. Gra potrzebuje kilku godzin do wejścia na pełne obroty, ale potem potrafi wynagrodzić naszą cierpliwość niepowtarzalnymi momentami i rozrywkami. Gra z duszą? No, raczej nie podlega dyskusji, choć równie urocza, co specyficzna. Trzeba mieć trochę tolerancji, ale było warto po stokroć.
  17. Pora na tradycyjną przypominajkę, że to ostatnia doba na oddanie głosów w plebiscytach na najlepszą grę Szóstej Generacji oraz Pecetową. Osatnio ktoś zapomniał, nie zdążył i konsekwencje były POTĘŻNE.

    https://www.psxextreme.info/forum/257-forumkowa-bitwa-gierek/

    1. Pokaż poprzednie komentarze  1 więcej
    2. SlimShady
    3. GearsUp

      GearsUp

      Jak będzie blisko i nie zapomnę to zmienię głos na Tekkena, dwa Emgje-esy to o jednego za dużo :)

    4. Paolo de Vesir

      Paolo de Vesir

      Mówisz o WALE residentoczwórkowym? :) Never forgetti, mom's spaghetti.

  18. Kmiot

    Dying Light 2

    Czekam z decyzją zakupu na recenzje. Jak dowiozą dobrą grę, to trzeba będzie Techlandzik wesprzeć na premierę.
  19. Zakupy Growe to farma plusów, wiadomo, ale pomijając minusy od Shena, narost negatywnej reputacji też nie bierze się znikąd. Ale na chuj ta agresja, drapiecie się między sobą, a moderacja zamiast dać wam po łapach to ujebała całą rękę i pół korpusu konsekwencjami dla całego forum. Trafiło na dwóch fascynatów minusowania, no ubaw po pachy.
  20. No tak, ale chyba rozumiesz, że pomijając wątek minusów od Shena, rozwinięto nad Tobą parasol bezpieczeństwa w stosunku do całego forum. I teraz choćbyś pisał największe głupoty, trollował, uprzykrzał foruming innym i FAKTYCZNIE zasłużył na ujemną reputację od użytkowników w ogóle, to nie ma możliwości, byś taką uzyskał. Stałeś się społecznie nietykalny, niezależnie co byś zrobił. Gdybyś nasrał komuś na maskę samochodu, to reszta forum może tylko pokręcić ze zrezygnowaniem głową i nie może w żaden sposób Cię "odznaczyć".
  21. Sam nie wiem co o tym myśleć. Gears pisze, że nie obchodzą go plusy, ale minusy już tak, bo go bolą. Potem sam przyznaje, że z ujemną reputacją jego wypowiedzi nie będą traktowane odpowiednio poważnie, czyli jednak obchodzi go reputacja, a co za tym idzie - plusy. To w końcu obchodzą czy nie? Ja rozumiem, że jesteśmy GRACZAMI i zbieranie punktów do high score'a mamy trochę we krwi. Jakiś namiętny i nałogowy minusowicz, który się na nas uprze może odebrać smak forumingu, zaburzyć rzeczywistą wartość każdej wypowiedzi, ale może po prostu lepiej opracować jakąś procedurę na takie przypadki, zamiast traktować ofiarę wyjątkowo i przez to narażać ją na forumowy ostracyzm. Zamiast nadawać jej przywileje, to może lepiej dać do zrozumienia "agresorowi", że niepocieszająco się zachowuje. Może to jego dać do tymczasowej "izolatki reputacyjnej", odebrać możliwość dawania i dostawania reakcji, aby mógł przemyśleć swoje postępowanie. Rozumiem Shena (ma do dyspozycji reakcje i jego decyzja jak je wykorzysta, kwestia nieuregulowana regulaminem), ale mimo wszystko w jakimś sensie rozumiem też Geara, pozwijcie mnie. Tylko problem wynikający z takiego rozwiązania jest taki, że jednocześnie z odebraniem możliwości dawania reakcji Gearowi przez Shena odebrano tę możliwość całej reszcie forum. Pewnego rodzaju odpowiedzialność zbiorowa, choć cała reszta w niczym szczególnym nie zawiniła i większość dawała minusy z - rozsądnych lub mniej - ale swoich powodów. Sam w całej swojej karierze dałem aż 8 minusów i to dawno. A jak teraz GearsUp napisze coś wyjątkowo głupiego, to nawet nie będę mógł dać mu swojego 9 minusa w historii. Minusa w kategorii "zasłużony za pierdolenie głupot czy coś".
  22. Kupiłem Pokemony nowe. Dzisiaj będę spał niespokojnie i nerwowo zaciskając anusa w obawie, że Magia Nintendo przeprowadzi inwazję.

    1. Pokaż poprzednie komentarze  6 więcej
    2. Kmiot

      Kmiot

      Nie no, dam jej szansę za kilka dni, bo przekonali mnie zmianą dotychczasowej formuły. Trzeba sprawdzić.

    3. Sven Froost

      Sven Froost

      A jak Ci sie nie spodoba to ze zwierzyny zostaniesz lowca

    4. Bzduras

      Bzduras

      Uważaj tylko żeby jakiś bulbażaur nie dał Ci minusa.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...