Treść opublikowana przez Kmiot
-
Helldivers 2
No cześć. Może wiecie, a pewnie nie, ale dzisiaj na serwerach wylądował patch finałowy w ramach zadeklarowanych przez twórców "60 dni na naprawienie gry". Generalnie to... jeszcze więcej buffów, plus kilka mniejszych drobiazgów pozwalających jeszcze lepiej kontrolować rozgrywkę (swobodne włączanie/wyłączanie dronów, złagodzenie patroli po ukończeniu zadania głównego, nasze pancerze mają lepsze statystyki, Auto Canon i Recoilless Rifle doczekały się alternatywnej amunicji o odmiennych właściwościach). W zasadzie wszystko, co nie dostało usprawnień w patchu miesiąc temu, dzisiaj sprawiedliwie zostało zbuffowane. Najbardziej uroczy jest teraz chyba Senator (rewolwer), któremu podniesiono penetrację pancerza i aktualnie przy odrobinie uporu możemy nim zlikwidować nawet Chargera. Znacząco znerfiono za to Automatony, które teraz powinny mieć większe problemy z prowadzeniem ostrzału, jeśli znikniemy im z oczu i w teorii walka z nimi ma być mniej chaotyczna, gwarantując więcej czasu na złapanie oddechu, gdy jesteśmy za osłoną. W każdym razie zmian i usprawnień jest od chuja i jeszcze trochę, pełna lista poniżej: https://store.steampowered.com/news/app/553850/view/7291982050853715743 A na YT twórcy zamieścili filmik wyjaśniający na czym polegają niektóre zmiany. Pokryli tylko część wątków, a materiał i tak trwa pół godziny, więc patch jest MASYWNY jak łydki qbka. Narracja wśród miniaturek na YT jest podobna do tej sprzed miesiąca. W skrócie - kolejny Game Changer. Buffy dostrzegą oczywiście przede wszystkim regularni gracze, ale nowi też będą mieli łagodniejsze wejście w grę. Fun, fun, fun.
-
Wydania specjalne - temat ogólny
Demonsy przełomowe dla całej branży, więc byłoby rzeczywiście fajnie. Osobiście chciałbym też jakieś z Wipeoutem HD, ostatnim dużym wcieleniem serii. Ale to już taki nieoczywisty kaprys.
-
Arcade Extreme
To może jeszcze ja coś dorzucę, choć moje odczucia w dużej mierze pokrywają się z tymi od Pixa. Jednak nie odmówię sobie tej przyjemności, by zdać relację z lektury. Nie będę rzecz jasna szedł krok po kroku, jak zdarza mi się przy comiesięcznym PE. To raczej coś w rodzaju luźnych myśli, czasem może wartościowych, czasem głupich, nieistotnych i całkowicie subiektywnych. Nie jestem i nigdy nie byłem zatwardziałym “erkejdowcem”. Za małolata zdarzało mi się trafiać do różnych spelun i bud z automatami, ale nigdy nie robiłem tego nałogowo, grywałem raczej sporadycznie i okazjonalnie. Nie mam też większego sentymentu do tych maszyn czy gier, dlatego Wydanie Specjalne przyjąłem na chłodno, znów potraktowałem nawet nieco edukacyjnie. Bo przede wszystkim uwielbiam czytać na papierze o grach. Zdaję sobie sprawę, że na forum zagląda ledwie garstka autorów spośród tworzących Arcade Extreme. Często występujących w roli gościnnej, którzy dostarczyli jeden, dwa teksty do numeru (Roger, Grabarczyk, Azi, Koso, eee Soul?). Spośród obecnych na forum najbardziej wypada (i trzeba) wyróżnić Konsolite i Urala, bo obaj bardzo wyraźnie zaznaczyli swoją obecność w tym Specjalu i zostawili w nim dużą garść treściowych żetonów. No i w dużej mierze kieruję to do Pereza, bo wiem, że przeczyta to uważnie i być może zakoduje w głowie. Choć wiem też, że wiele rzeczy pewnie zostawia do oceny redaktorom naczelnym i nie chce zbytnio wpływać na ich koncepcję. Ale przeczyta na pewno i będzie mu miło, hehe. Dżujo? Wiadomo - jak ryba w wodzie, chyba nie ma gatunku czy platformy, którą ten chłop się nie interesował. To ten typ gracza, który będzie miał coś do powiedzenia chyba w każdym temacie, ale nieustannie czyta się go przyjemnie i satysfakcjonująco. Reszta składu prezentuje się różnie. Widać, że sporo tu znajomych Majka, którzy przyszli za nim z Dreamcast Extreme. Nie wszyscy mają coś ciekawego do dodania i ich obecność wydaje się niewystarczająco uzasadniona, ale pal licho, chyba takie prawo redaktora naczelnego. Małą zagwozdką jest dla mnie David Muszyński i czy ma on cokolwiek wspólnego z Dawidem Muszyńskim, bo w pierwszej chwili myślałem, że to ten sam. Ale chyba nie? xd To, jak sumienna korekta poprawia odbiór czasopisma powinno być już oczywiste. Wreszcie można się skupić na treści, zamiast zmagać się z różnym stopniem grafomaństwa niektórych autorów. To, którzy z nich mają problemy ze składnym formułowaniem myśli - to zostanie słodką tajemnicą Marka Kowalika (choć się domyślam), ale nie ulega wątpliwości, że Pan Korektor wykonał swoje zadanie w zasadzie wzorowo (literówki znalazłem może 2-3 i to tak nieistotne, że nawet sobie nie zanotowałem gdzie i jakie). Brawo. Dobra korekta to też oznaka szacunku w kierunku czytelnika. Choć wiadomo - nie powinna ona zwalniać autorów ze starannego składania zdań, skoro za te znaki się im płaci. Działy dedykowane sprzętom i platformom nigdy mnie jakoś szczególnie nie porywały i ten w Arcade Extreme nie był tutaj wyjątkiem. Choć muszę przyznać, że artykuły przynajmniej są ozdobione nostalgicznymi fotkami z dawnych lat. Niemniej wcale bym się nie obraził, gdyby wątki sprzętowe były w tym numerze odchudzone, a zamiast tego wepchnięto na strony więcej recenzji gier, bo jak się później okaże, to co mamy jest i tak niewystarczające. Gdzieś w tak zwanym międzyczasie trafia się sesja zdjęciowa Emi no i zupełnie nie ogarniam. To chyba najbardziej niepotrzebna “autorka” w tym numerze. Jej przygoda z grami zaczęła się trzy lata temu i cyk, już okładka w czasopiśmie dla graczy czy innych nerdów. Problem w tym, że to śmierdzi czysto atencyjną zagrywką z jej strony, bo w kwestii gier nie ma najwyraźniej nic do zaoferowania, a jej kontakt z maszynami arcade ogranicza się do włażenia na nie buciorami, by cyknąć fotkę. Kompletnie bez sensu i niezrozumiały dla mnie występ. No ale jest “babom”, więc to najwyraźniej wystarczy. Znajoma Majka? Więc o ile ze sprzętami i tematami okołogrowymi bywa w Arcade Extreme różnie, tak w dziale recenzji pismo ożywa i błyszczy. Samo mięsko, nie da się ukryć. Do tego podane na atrakcyjnym talerzu i w starannej oprawie. Tytuły gier w oryginalnych logotypach, podgląd maszyny, wyraźne screeny, ciekawe arty czy plakaty. Z rzeczy informacyjnych wszystko co trzeba: rok wydania, wydawca, choć można było rozważyć jeszcze np. ilość graczy przy jednym automacie, ale to i tak zwykle uwzględnione jest w treści recenzji (albo da się wywnioskować po zdjęciu automatu), więc w sumie nie ma zarzutu. Info o poziomie trudności czy ocena to trochę sztuka dla sztuki, tym bardziej, że już we wstępie napisane jest otwarcie, że oceny C tu nie będzie, a 95% gier to oceny A i S. Podobnie z poziomem trudności, gdzie 95% to Trudny lub Średni i wszyscy wiedzą, że automatowe gry do łatwych raczej nigdy nie należały, a swoje trzy grosze dokładali właściciele. Niemniej oba elementy informacyjne uznaję za miłe smaczki dodające recenzjom uroku i klimatu. Krzywdy nikomu nie robią, miejsca wiele też nie odbierają. Choć nie zawsze jest idealnie, bo zdarzają się recenzje pełne banałów i oczywistości, tak jakby autor pisał pod adresem zupełnych laików (Scorpion w MK ma “sznurowadło”, a Sub Zero zamraża, wow, naprawdę?). Albo wystarczy spojrzeć na recenzję takiego Top Hunter, gdzie w zasadzie mamy cztery takie same albo bliźniaczo podobne arty/plakaty, więc mogło być lepiej. W ogóle zauważyłem, że Ciapo wpycha do numeru trochę niszowe i niezbyt zasługujące na cenne miejsce gry. nawet jakiś szrot na ocenę B się znalazł. Nie wiem, może to nie jego zasługa z doborem tytułów, może wylosował najkrótszą słomkę i może bym nie miał z tym większego problemu, ale jednak mam, a oto dlaczego: 20 Ulicznych Kozaków. Chodzone bijatyki to sól erkejdowej ziemi. Tytani gatunku. We wstępie pisałem, że nie darzę sentymentem automatowych gier. Cóż, to nie do końca prawda, bo takiego The Punishera uwielbiałem w swojej spelunie na zapleczu sklepu spożywczego. Trochę grałem, trochę obserwowałem jak inni grają, a gdy tylko miałem możliwość emulowania to był pierwszy tytuł, który ściągnąłem. Tymczasem w Arcade Extreme The Punisher dostaje (po odjęciu materiałów graficznych) ćwierć strony. Podobnie Final Fight czy okładkowe Cadillacs & Dinosaurs. Spośród tych 20 gier z łatwością można wybrać 10, które zasługują na całe strony, tymczasem ich nie dostają i są upchnięte kolanem gdzieś w zbiorczym zestawieniu. Rozumiem ideę i o ile zyskuje na tym gatunek (bo dostajemy szerszy przegląd, choć wciąż jest kilka zapychaczy jak X-Men), tak cierpią a tym manewrze doskonałe gry. To już chyba lepiej było zrobić tego rodzaju zestawienie gier “Dobrych, ale niewystarczająco, by dać im całą stronę”, a tych tuzów gatunku jednak uhonorować należytą przestrzenią. Tekst o serii Metal Slug mógłby być gwiazdą pisma, gdyby nie fakt, że… to ten sam artykuł, który miałem już okazję czytać przy okazji PE Extra #284. Oczywiście jest wystarczająco dobry, by wciąż się bronił (bo nie miał prawa się zestarzeć), poza tym tamten Extra mieli okazję czytać wyłącznie Patroni, więc nie dotarł do szerokiej publiczności. Teraz wreszcie będzie miał okazję w najbardziej adekwatnym miejscu, czyli piśmie o automatach. Ale drobny niesmak pozostał, he he. Kulisy powstania Mortal Kombat to już tak zgrany temat, że trudno mi było wykrzesać entuzjazm przed lekturą, ale na szczęście Tom Sweedek podszedł do tego z trochę innej strony, więc w sumie na plus, choć recenzję zjebał koncertowo. No i znowu Emi: “hejka, prawie o mnie zapomniałeś, ale oto znowu ja z butami na automacie” xd Polybius, Zwycięzcy nie ćpają, Zręcznościowe Igraszki, Król popu i gry. Cypher wraca i przyprowadził ze sobą całą ekipę wykrzykników, czasami pytajników (zdarza się im występować w parach). Polecam tekst o MJ, normalnie “KOSMOS!” Chyba nawet korekta była bezradna, a obstawiam, że i tak kilka niepotrzebnych uniesień usunęła. Nie no, chłopu entuzjazmu nie odmówię, ale nie zawsze czyta się to dobrze (choć źle też nie, przynajmniej w tym wydaniu). No i ta uwaga na koniec, że “czy jednak szafa grająca to nie to samo, co automat arcade? Zostawię Was samych z tą myślą”. Głębokie. Hold your fire. No już wcześniej dostaliście feedback, że blado to wypadło. I znów, jak w przypadku 20 Ulicznych Kozaków, rozumiem zamysł upchnięcia dużej ilości tytułów na ciasnej przestrzeni, ale znów, tak jak tam - niektóre gry zasługiwały na pełną recenzję. W Silent Scope nie zagrasz w domu, a przynajmniej nie w takim stylu, jak na maszynie arcade. Doświadczenie nie do odtworzenia, a tutaj doczekał się raptem dwóch zdań. Plusy? Screeny/zdjecia automatów są podpisane (choć Wild Gunman jest podwojony). Minusy? Opisy są bardzo mechaniczne. Każda druga część zaczyna się od “kontynuacja”, każda kolejna to “trzecia odsłona/czwarta część”. No dzięki, myślałem, że Time Crisis 3 to będzie czwarta część. Żadnej ambicji, by jakoś urozmaicić te opisy, wszystko podane banalnie i bez życia. Ulubione określenia: ekscytujące, intensywne, dynamiczne, emocjonujące. Zapętlić. Wiele tych gier zasługuje na minimum stronę. Billy Mitchell. Krzysiek zacieśniał wątek, by się zmieścić na ograniczonej przestrzeni, ale Mitchell to temat - rzeka. Wielopłaszczyznowy i wciąż rozwojowy. Rzecz w tym, że Grabarczyk na koniec tekstu wyraża nadzieję, że Billy stał się lepszym człowiekiem. Nie stał się i nie stanie. Jego ego zbyt napęczniało. Wciąż pozywa i sądzi się z kolejnymi Youtuberami (Karl Jobst), jest bezczelnym kłamcą i idącym w zaparte idiotą. Napisałbym, że chłop jest warty więcej, niż dwóch stron, ale tak naprawdę on nie jest warty nawet jednej. Im szybciej odejdzie w zapomnienie, tym lepiej. Wywiad z Norwegii. Wszystko szło dobrze, ale na koniec chłop odleciał. “Flippery wymagają umiejętności manualnych i refleksu, a taki Fortnite nie wymaga i jest bardziej pasywny”. Ja rozumiem urok flipperów, ale stawianie ich wyżej od “tradycyjnych” gier, to trochę starcze gadanie. O ile dobrze kojarzę, flippery to wciąż wciskanie dwóch guzików, by odbijać kuleczkę. Doprawdy transcendentne. Chcąc czy nie, dobrnąłem do końca. Czasopismo nie budziło mojego entuzjazmu, ale koniec końców wyszedł całkiem fajny hołd i ołtarzyk dla gier i maszyn arcade. Pewne tytuły nie otrzymały tyle miejsca, na ile zasługiwały, inne wątki dostały tego miejsca za dużo, ale ogólnie było to dla mnie niecodzienne doświadczenie. Autorzy nie zawsze dostarczyli “quality content”, ale ze strony wydawniczej, projektowej, graficznej, to w zasadzie wzorowa robota. Te gry w czasach świetności nie doczekały się swoich czasopism. Przynajmniej nie w Polsce. A raczej wyprzedziły czasopisma. Ten Specjał oddaje im część należnej chwały.
-
Suikoden I & II HD Remaster: Gate Rune and Dunan Unification Wars
- Beat Saber
- PPE.pl - portal graczy
- ZgRedcasty
Póki Konsolite spożywa alkohol i w tym samym czasie nagrywa z Wami, to jakość zawsze będzie eksperymentalna.- Helldivers 2
Przejmuję dowodzenie nad tematem i nic mi nie zrobicie. Z najnowszych wieści, to najbliższe rozkazy główne będą nierozerwalnie związane z budową DSS (Democracy Space Station). Będziemy musieli dbać o linie dostaw do jej budowy, ubezpieczać transporty i zapewniać dostęp do materiałów. Zapowiada się trudny okres, a każde niepowodzenie rozkazów głównych będzie skutkowało opóźnieniami w budowie DSS. Ale do czego Stacja będzie służyła? No w sumie nie wiadomo do końca xd Wiadomo tylko, że społeczność będzie miała decydujący wpływ na jej wykorzystanie, bo może to być coś w rodzaju tajnej broni na czarną godzinę. Mówi się też, że DSS wprowadzi do gry coś w rodzaju klanów, gdzie gracze będą się mogli łączyć w grupki i czerpać z tego profity. Generalnie po ostatnim patchu buffującym większość broni opinie społeczności są w zasadzie tylko pozytywne, wielu graczy wróciło na serwery (w tej chwili 75k, w zależności od pory waha się między 30-100k) i od dwóch tygodni narracja jest jedna: wróciliśmy. Do hymnu!- własnie ukonczyłem...
Astro Bot [PS5] Ludzie z Team Asobi są niezwykle utalentowani i kreatywni. Wie to każdy, kto miał okazję zagrać w darmowego Astro’s Playroom domyślnie zainstalowanego na PS5. A przecież to był ledwie kilkugodzinny pokaz możliwości joypada i ile wtedy było komentarzy, aby pozwolić twórcom zrobić pełnoprawną grę. Jeśli jednak istniał ktokolwiek jeszcze bardziej przekonany o umiejętnościach tych twórców, to tylko dlatego, że miał okazję zagrać w Astro Bot: Rescue Mission. Tych szczęśliwców było niewielu, bo gra jest dedykowana pierwszemu zestawowi PSVR, więc… no cóż, mówimy o garstce graczy. Ale szczęśliwie dla branży, tym razem dano Team Asobi szerszą publiczność. I jeśli dobrze odczytuję sygnały społeczności, to gracze pokochali Astro Bota. Bohatera, do którego osobiście nie byłem specjalnie przekonany. Jego pierwsze wcielenia przy okazji The Playroom i The Playroom VR (jeszcze bez bohatera w tytule) nie zwiastowały przełomów. Astro wydawał mi się wtedy generyczny. Słodki, ale bez charakteru. Idealny do tego rodzaju gier-popierdółek, bo był bardzo plastyczny. Można było dodać mu wszelakie ciuszki, akcesoria i w razie potrzeby wystroić niczym manekina, który będzie tym, w co go ubierzemy. Dopiero wspomniany Astro’s Playroom rzucił na bohatera zupełnie inne światło i zacząłem patrzeć na niego dużo przychylniej. Jego “czystość” pomału zaczęła okazywać znamiona zalety, bo stawał się postacią tak uniwersalną, że mógłby się wcielić w każdego. A przy tym sam w sobie pozostawał słodki i uroczy. Całkowity przełom nastąpił w momencie, gdy zagrałem w PSVR-owe Rescue Mission. Jeśli mieliście już okazję zagrać w nowego Astro Bota, to wyobraźcie sobie tę frajdę, ale przeniesioną do wirtualnej rzeczywistości. Tam graliśmy całym ciałem, pad był miotaczem broni wszelakiej, lassem, latarką, co sobie tylko wymarzysz (jednocześnie był wykorzystywany dużo kreatywniej, niż w najnowszej odsłonie). Jednocześnie rozbijaliśmy sufity własną głową i aktywnie rozglądaliśmy się za skrzętnie ukrytymi znajdźkami (kameleony!), kręcąc przy tym łbem i wychylając się na kanapie. Coś absolutnie wyjątkowego. Piszę o tym dlatego, że zestawy pierwszego PSVR-a można dzisiaj dorwać za bezcen, a jednocześnie może to być jedna z ostatnich chwil, by w ogóle zagrać w Rescue Mission. Nie spierdolcie tego. Nie było więc dla mnie żadnym zaskoczeniem, że Team Asobi wręcz kipi pomysłowością. Astro Bot udostępnia graczowi przeróżne narzędzia i umiejętności, ale jedno jest pewne: operowanie nimi zawsze będzie niezwykle przyjemne i satysfakcjonujące. A sam Astro w rękach swoich twórców urósł nieprawdopodobnie i aktualnie jest słodziakiem zdolnym wcielić się w praktycznie każdą rolę. Jego początkowy brak własnego charakteru został obrócony na jego korzyść, bo teraz praktycznie nic go nie ogranicza. Team Asobi doskonale to wykorzystuje. Tutaj nie ma przypadku. Tutaj jest talent, wyczucie i dużo uczucia włożonego w stworzenie tej gry. Poczynając od malutkich, nieistotnych animacji bezczynności Astro, jego parasolki rozkładanej nad głową w przypadku deszczu, przez do reszty uroczych podrzędnych przeciwników, którzy może i się powtarzają, ale ambitnie zmieniają kolory i tekstury odpowiednio do tematyki każdego poziomu. Dalej mamy imponująco zaawansowaną fizykę świata, tym bardziej skoro mówimy o “byle platformówce”. Team Asobi co chwila popisuje się jakimiś efektami cząsteczkowymi, albo zasypuje nas drobnymi przedmiotami, które rewelacyjnie reagują na nasze ruchy czy ataki. Muszę zaznaczyć, że te efekty nigdy nie służą niczemu praktycznemu i są po prostu uciechą dla oczu, niczym więcej. I tak podążając od szczegółu do ogółu. Wszystko tutaj krzyczy “PlayStation”. Nawet jebane płatki śniegu czy kwiatów mają kształt oznaczeń przycisków na padzie, co przy okazji jest kolejnym dowodem na przywiązanie do detali. Astro Bot poraża smaczkami i jest nawet nie listem miłosnym, co prawdziwą miłosną serenadą dla branży. Wszelakie znajdźki, za którymi przyjdzie nam węszyć po poziomach to zawsze ukłony w stosunku do gier z dalszej i bliższej przeszłości. Odnajdziemy boty ucharakteryzowane na największych bohaterów z historii branży. Ci nigdy nie są określeni z imienia, więc rozpoznawanie ich to frajda sama w sobie. Z wszystkimi później możemy wejść w interakcję w hubie i to są te momenty, gdy starsi gracze będą czerpać z gry dużo więcej satysfakcji, niż ich potomstwo (którym większość znajdziek niewiele powie i wzruszą tylko ramionami). Dla nich będą to tylko kolejne uratowane boty, które można podrzucać na padzie. Niemniej kilka najbardziej istotnych dla marki PlayStation postaci i marek doczekało się czegoś więcej, niż dedykowanych botów do odnalezienia. Ale odkrycie co, jak i dlaczego pozostawię każdemu z osobna. Od siebie dodam jedynie, że morda w tych momentach cieszy się wyjątkowo, a potencjał jest na kilka kolejnych odsłon Astro Bota. Zresztą poziomy, które przyjdzie nam zwiedzać to absolutne bestie pomysłowości. Ja gwarantuję, że jak odpalisz kilka pierwszych, to przez cały czas uśmiech z mordy Ci nie zejdzie. To jest czysta radość, euforia wręcz. Wszystko tutaj cieszy wzrok, muzyka hipnotyzuje i sprawia, że nucimy ją sobie w głowie, a Dual Sense przyjemnie, niebanalnie wibruje, przekładając doznania na zmysł dotyku. Każdy poziom to odrębny motyw (nie ma dwóch takich samych tematycznie), a mechaniki w nich wykorzystywane nawet jeśli się powtarzają, to z rozwagą i całkowitym umiarem. A wiele z nich wręcz chciałbym, aby się powtórzyło (np. patent serowy, albo “dzień i noc”). Poza pełnoprawnymi poziomami możemy trafić również na mniejsze wyzwania czy to zręcznościowe, czy też "bitewne". Te bywają wcale niebanalne, więc chwilami przyjdzie się nam solidnie spiąć, by dotrzeć do celu toru przeszkód. Rzecz jasna będą też starcia z potężnymi Bossami na koniec każdego świata (i świetnymi sub-bossami w międzyczasie), a to już absolutne orgie dla zmysłów. No i frajda nie z tej ziemi. Astro-nomiczna wręcz, hehe. I tak mając już za sobą szczegóły dotarliśmy do ogółu. Czyli nie wiem, oprawy chyba? Topowa w swoim gatunku. Absurdalnie barwna, z imponującą ilością detali, efektów. Każdorazowo pieszczota dla wzroku i słuchu, bo muzyka porywa, dokładając swoją cegiełkę do tego ogólnej radości. Naprawdę nie sposób tutaj do czegokolwiek się przyczepić, bo jesteśmy zbyt zajęci cieszeniem ryja do TV. Czy gdybym chciał, to mógłbym się do czegoś przyczepić? Przede wszystkim nie chcę. Ale gdybym chciał, to jest kilka aspektów. A te wynikają z faktu, że wcześniej grałem w Rescue Mission na PSVR. I gdyby ktoś nie wiedział, to nowy Astro Bot wiele pomysłów stamtąd przetwarza, zapożycza. Mechaniki, tematy poziomów, utwory muzyczne, nawet bossowie są ci sami, choć oczywiście starcia przebiegają w inny rytm i inne zasady. Akurat to mogę uznać za miłą tradycję. Niemniej nie potrafię odrzucić myśli, że gdybym wcześniej nie miał styczności z Rescue Mission, to nowa odsłona uderzyłaby mnie dużo intensywniej, być może nawet znokautowała. Dobrnięcie do platyny zajęło mi 18 godzin, co jest satysfakcjonującym wynikiem. Czy chciałbym więcej i dłużej? Z jednej strony tak, z drugiej zdaję sobie sprawę, że to mogłoby niekorzystnie wpłynąć na jakość poziomów. A te były wystarczająco kreatywne, syte wizualnie i intensywne gameplayowo, że jestem w pełni najedzony. Każda minuta była doznaniem i gatunkową ambrozją. Dave the Diver [PS5] Niepozorna gwiazda zeszłego roku, wiadomo. Wszyscy słyszeli i czytali tylko zachwyty nad tą grą. Bez wątpienia w pełni zasłużone, bo Dave the Diver dużo rzeczy robi doskonale, resztę bardzo dobrze, a tylko kilka detali wymagałoby drobnych szlifów. Generalnie mógłbym się dołączyć do tych ogólnych zachwytów, bo czemu nie? Miałbym na siłę stawać w opozycji? Nawet jeśli pod koniec mojej 40-godzinnej przygody poczułem się lekko znużony, to jestem świadomy, że po części wynikało to z mojej winy. O tym może jednak za chwilę. Zgodnie ze współczesną modą na UTOŻSAMIANIE się graczy z bohaterem gry, Dave the Diver wychodzi naprzeciw grubym graczom. Będą oni mogli się utożsamiać, bo Dave jest grubolem, ale przynajmniej aktywnym fizycznie, bo zajmuje się nurkowaniem. I już, tajemnicę tytułu mamy rozwikłaną, choć jestem przekonany, że żadnej tajemnicy nie było. Pokierujemy więc Dave’em i zanurzymy się w tajemniczą głębię, poszukując skarbów, polując przy pomocy harpuna na wszelakie oceaniczne zwierzątka i pozbieramy różne mniej lub bardziej przydatne śmieci. Co z tym zrobimy? Za materiały ulepszymy swój sprzęt, a upolowane stworzenia podarujemy przyjacielowi, który prowadzi bar sushi. A że poprosi nas on o pomoc przy obsłudze klientów, to nasze dni niedługo zaczną wpadać w pewną rutynę: za dnia nurkujemy, wieczorami pomagamy prowadzić bar sushi. Z nurkowania są ryby do sprzedania w barze, ze sprzedaży są pieniądze konieczne do kupienia nowego sprzętu, ulepszenia starego, by móc nurkować dłużej i głębiej, polować więcej, robić lepsze dania, zgarnąć większą kasę. Pętlę grową mamy gotową. Ale to ledwie początek, zręby idei, wokół której twórcy niestrudzenie dodają nowe elementy, aktywności, atrakcje. Robią to bardzo rozsądnie i uważnie, aby przede wszystkim gracza nie przytłoczyć, więc stopniowo i w równym tempie nasze możliwości rosną, co chwila dzieje się coś nowego, często zupełnie nieoczekiwanego. Cała pętla napędzana jest też przede wszystkim wątkiem fabularnym, są questy główne, poboczne, wyzwania, minigierki, elementy zbieractwa. Nowości wystarcza na kilkadziesiąt godzin niespiesznej zabawy, a przecież nikt się przy tym wcale nie ociąga i niczego nie przeciąga - tempo dostarczania nowości gameplayowych jest całkiem imponujące. Zgodnie ze swoją filozofią bardzo się staram nie zdradzać detali, aby jak najwięcej elementów było dla gracza miłą niespodzianką. Tym bardziej, że w przypadku tej gry nawet nie powinienem musieć zachęcać, bo zewsząd płynące wyrazy uznania powinny być wystarczającą rekomendacją i nie wydaje mi się, że ja miałbym tutaj coś oryginalnego do dodania. Gra przez kilkadziesiąt godzin nie przestaje się rozrastać i miło zaskakiwać. Część motywów gameplayowych wchodzi do naszej codziennej rutyny, inne pojawiają się tylko raz, w ramach urozmaicenia rozgrywki. Rozmiar i bogactwo pomysłów w tej grze robi wrażenie. Samo wyliczanie poszczególnych atrakcji zajęłoby mi akapit tekstu. Jednocześnie Dave the Diver nie wywiera na graczu większej presji, rzadko pogania, pozwala cieszyć się rozgrywką we własnym tempie. Jasne, z początku jesteśmy ograniczeni lichym sprzętem, więc nasze codzienne nurkowania siłą rzeczy kończą się po kilku minutach, ale potem? Potem możemy przesiedzieć w oceanie i godzinę, zanim postanowimy wrócić na powierzchnię. Misje główne zawsze na nas czekają, aż postanowimy do nich podejść na własnych warunkach, a sporadyczne ograniczenia czasowe misji pobocznych są na tyle łaskawe, że nawet trudno to określić jakąkolwiek presją. Wszystko to sprawia, że Dave the Diver całkiem nieźle sprawdza się w roli gry do rozluźnienia i chillowania. Jest to też bardzo ładna i dźwięczna gra. Pikselart, ale pięknie animowany, pełny detali i smaczków, niezwykle barwny. Do tego okraszony nieprzeciętnymi “wstawkami filmowymi”, które tak samo cieszą oko, jak bawią. A oceaniczna toń? Zachwycająca, żywa od różnokolorowych ryb, rybek, drapieżników, roślinności. Im głębiej płyniemy, tym atmosfera i klimat się zagęszcza, potrafi zrobić się wręcz niepokojąco, choć umówmy się - pod tym względem Subnautica to nie jest. Dave the Diver jest przystępniejszy, milszy w obyciu, więc talasofobia (lęk przed głębinami wodnymi) nikomu raczej nie grozi. We wstępie wspomniałem o lekkim znużeniu. Owszem, pojawiło się, ale trochę na moje własne życzenie. Bo niektóre rzeczy zbytnio opóźniałem, w inne angażowałem się pewnie zbyt ambitnie i po prostu niepotrzebnie. Miarowy progres cierpiał, bo ja za wszelką cenę chciałem upolować jedną rybkę, albo kraba. Dopiero będąc w okolicy 40 godziny otrząsnąłem się, olałem najbardziej czasochłonne aktywności i pogoniłem w kierunku platyny, póki ta gra mi nie zbrzydła. Na dłuższą metę rozczarowaniem i moim największym zarzutem w kierunku Dave the Diver są tutaj całe te głębiny, które w teorii są generowane proceduralnie i powinny się zmieniać przy każdym nurkowaniu, ale bardzo szybko idzie wychwycić schematy. Zmieniają się bowiem tylko ścianki i ich ukształtowanie, choć nigdy na tyle, by było to jakimkolwiek problemem czy powodem do zagubienia. Kluczowe elementy, wraki, przejścia do nowych regionów, mini-biomy zawsze znajdują się mniej-więcej w tym samym miejscu. A im głębiej płyniemy, bym teren jest bardziej przewidywalny, albo wręcz identyczny - zmieniają się tylko graty porozrzucane na dnie. Warstwa rogalikowa jest tutaj bardzo pozorna i naskórkowa. Niektórych to ucieszy, ale pewnie tylko do momentu, aż będą musieli po raz 60 zanurkować w bliźniaczo podobnych głębinach. Jeśli do tego podejść rozsądnie i nie zatracić się w daremnych aktywnościach (jak ja), to Dave the Diver będzie doskonałym tytułem do rozluźnienia. Zachwyci oceanem (he he) pomysłów, nie pozwoli się nudzić czy popaść w zbytnią rutynę. Wystarczy nie przeholować i jeśli przekroczysz 30 godzinę, a wciąż nie będziesz miał za sobą napisów końcowych, to powinna się zapalić lampka ostrzegawcza.- Helldivers 2
- Metroidbrainia?
Od 15:20, ale to GMTK, więc i tak polecam całe obejrzeć.- ZgRedcasty
Gadacie o tym od jakichś szesnastu lat, więc wiedzieliśmy. Będą Pograduszki we wrześniu?- Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
- PSX EXTREME 325
Ja jestem niezadowolony, bo dostanę ten z Extra, więc okładka #3. NAJGORZEJ. Trzeba będzie dokupić jakąś ładniejszą i oprawić nad łóżko gracza.- PSX EXTREME 325
Ta, 1 albo 2 naj (lepiej żeby się wylosowały!), choć 4 też ma coś w sobie. Generalnie cieszą oko, bo ostatnio bywało z tym licho xd- Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
- Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
- PSX EXTREME 324
No to otworzę se piwko i lecę z tematem. Zdrowie Panowie. W tym miesiącu papier bez felernych naddarć i uszczerbków, więc najwyraźniej udało się namierzyć winowajcę i już więcej o nim nie usłyszymy. Jego rodzina również. Nie zadziera się z graczami. Poza tym wiem, że Pereza interesują opinie na temat papieru, ale u mnie bez zmian: jest mi to z grubsza obojętne, póki nie jest to kompletna tandeta. Obecnie PE jest przyjemne w dotyku. Żaden orgazm dla zmysłów, ale optimum osiągnięte. Okładka mogłaby być nieco bardziej ekstrawagancka pod względem jakości, ale środek bez zarzutów. Poza tym od kilku miesięcy widać rękę Pereza i jego kontakty, bo PE wreszcie doczekało się zauważalnych i po prostu dobrych reklam. Pojawiają się na nich fajne i ciekawe inicjatywy gamingowe (Final Symphony, Blue Game Show, Retrosfera), więc chwilami trudno to nawet traktować jako reklamę, a zamiast tego mamy poniekąd info o zbliżających się wydarzeniach, gdyby ktoś planował przegapić. Nie ma Co Nowego? Tak po prostu? Panowie, odbieracie mi amunicję. A potem Perez będzie się znęcał i sugerował “pierwsze oznaki wypalenia”, bo nie dowożę znaków! Co Nowego nie ma, ale przynajmniej CoD jest. Standardowo, jak co odsłonę, obiecywane są nowe doznania, zaskakujące wydarzenia i najlepszy KOLOFDJUTI w historii. A potem okazuje się, że też jest standardowo: skrypty, wybuchy, zdrady. Rozczarowany też jestem prezentacją nowego Sniper Elite. Bo najwyraźniej po odsłonie umiejscowionej we Francji, tym razem zawędrujemy… znów do Francji. Trochę pachnie niewykorzystanymi materiałami z SE5 zlepionymi w osobną grę. Liczyłem na nowy front. Mazzi sprzedaje info m.in. o tym, że pierwsze Olimpijskie Igrzyska E-sportowe mają się odbyć w Arabii Saudyjskiej. Dlaczego mnie to nie dziwi, że akurat tam? Arabia oferuje jakieś chore pieniądze i mocno się pcha w wydarzenia e-sportowe. Problem w tym, że przy ich potencjale inne kraje i miasta nie będą mogły rywalizować o organizację i niedługo cały e-sport przeniesie się do Kataru, Arabii i tamte okolice. To nie jest tradycyjny sport, by obowiązywały go jakieś tradycje i przywiązanie do miejsca. E-sportowcy pojadą tam, gdzie są pieniądze. Dobre, bo polskie. Kroolik trochę naciąga i podciąga zmiany na Steam pod polskie firmy i gierki, ale niech mu będzie. Wolałem jak sprzedaje jakieś informacje zza kulis, albo rozgrzebuje bagienko rodzimej branży. Tylko niech się tak nie unosi, jak miesiąc temu. Konsolometr PS bardzo wymowny. Astro Bocik przejmuje schedę. Przy okazji kolejne doniesienia na temat PS5 Pro, między innymi na temat tego, że na premierę prawdopodobnie przyjdzie nam poczekać do przyszłego roku. No chyba kurwa nie. Nawet nie chce mi się teraz weryfikować poprzednich predykcji na temat PS5 Pro i tego, na ile się sprawdziły w obliczu faktów, skoro Sony już konsolę pokazało. Podejrzewam, że nie sprawdziły się. Komodo przywiózł smakowite kąski prosto od Konami. MGS3 ostudził mój i tak już niewielki zapał. To samo, ale ładniej, więc nie mam wielkiej motywacji, by kolejny raz ograć ten tytuł. Pewnie ogram z czasem, ale ciśnienia nie czuję. Zrobi się to w wolnej chwili, skoro nie mogę liczyć na żadne zaskoczenie. Zgoła odmienna sytuacja z Silent Hill 2 cieszę się, że Bloober Team pokusił się jednak na odrobinę odwagi i wprowadzenie pewnych zmian. To budzi moją ciekawość i na pewno zagram zaraz po premierze. Wstyd się przyznać, ale oryginał w pełni zaliczyłem raptem dwa lata temu (wcześniej miałem nieudane podejścia), więc jestem na świeżo, hehe. No i na koniec niepozorne Deliver at all cost, którym jestem od tej chwili zaintrygowany. Też wolałbym nową Castlevanię (albo chociaż wspomniane odświeżenie SotN), ale trudno. No i Konami, lepiej, żebyście tych Suikodenów nie spierdolili, bo nie wybaczę. Test padów uroczy, choć każdorazowo się zastanawiam czy to coś, na co warto przeznaczać całą stronę. Relacja z Gamescomu. Klasyk. Coś, co się zdarza coraz rzadziej, a jak informowaliście na miejscu, że jesteście z pisma drukowanego, to pewnie wszyscy robili “wow”? Niemniej ja zawsze podziwiam, że niektórym się nadal chce i to sam Redaktor Naczelny we własnej osobie! Ciekawe kto sponsorował ten wypad do Kolonii? Chociaż pociągiem, to chyba na kredyt jednak coś zostało w tym miesiącu. Ale generalnie fajnie. Są zdjęcia, są relacje hands-on, była frajda i spotkania na krawężniku. Do treści nie przyczepię się wcale. Może nie zawsze była to najwyższa półka dziennikarstwa growego, to jednak biorę poprawkę na warunki i traktuję te relacje jako luźne, pierwsze wrażenia. Jak to mawiał klasyk: czym te gry są, zweryfikuje się później. Mam kilka swoich intrygujących perełek, ale nikogo to nie interesuje, więc lecę dalej. Pozdrawiam Monikę, bo jak widać do PE napisać to nie łaska, ale na targi to pierwsza, atencjuszka <3 Test Telewizorów. Jak już zauważono: dlaczego nie gmeru? Byłem pewien, że on się za to chapnie, a tutaj niespodzianka. Zabłocki ma pewne zalety i pewnie dobrze mieć takiego chłopa na podorędziu, ale dla mnie i wielu czytelników równanie było zawsze takie samo: TEST TV = GMERU. Swojego pudła póki co nie planuję zmieniać, więc generalnie mi to wszystko jedno, ale trochę współczuję tym, którzy chcieli mieć jakiś wiarygodny test do oparcia się przy wyborze. Siedzący w temacie Gmeru był zawsze jakimś gwarantem, a o wiedzy i doświadczeniu Zabłockiego trudno cokolwiek powiedzieć. Poza tym potwierdzam, że granice budżetowe jakieś takie dziwne. 2k, 3k, a potem od razu 6k. To już można było zrobić 2-4-6, przynajmniej miałoby to jakiś chłopski rozum. Dodatkowo najobszerniej pokryty jest budżet 10k (cztery modele). Śmiem twierdzić, że wcześniejsze trafiają do większego grona zainteresowanych, więc to one powinny być poruszone szerzej. Brakuje też informacji czy autor miał okazję każdy model testować samodzielnie i na czym opiera opinie. Mam wrażenie, że materiał powstawał na szybko, nie znam kulisów, może Zabłocki ma niezbędną wiedzę, ale czytelnik ma prawo być nieufny. Budżetowe Granie. Ciekawe, umknęło mi gdzieś istnienie takich serii wydawnictw. Z drugiej strony parę ze wspomnianych gier kojarzę, oczywiście. Earth Defense Force to już w jakimś sensie klasyczek, a nawet Demolition Girl mi się obiło o uszy i oczy (dzięki, panie Jakbu). Niemniej treść artykułu była bez wątpienia pouczająca, poszerzająca moją wiedzę i po prostu dobrze się czytało o tych gówno-gierkach. No ale to Dżujo, więc jak miało być? Hyde Park. Fajnie, że pojawia się w nim Perez. To jedyna okazja, by na łamach czasopisma podzielić się smaczkami z perspektywy wydawcy. A bez wątpienia jest się czym dzielić. Helldivers 2 u Butchera, wcześniej Helldivers 2 u HIVa, kurde, może ze mną jest coś nie tak, skoro też uwielbiam Helldivers 2?! Istnieją obawy. Kacper, możesz być dumny z każdego tekstu. Naprawdę, ale to naprawdę. Niemniej drąż, pisz, staraj się, nie osiadaj na laurach, czytelnicy mogą na tym tylko zyskać. Koso dotyka tematu umierającej prasy (znowu umiera?), a tymczasem ja w kiblu aktualnie mam cztery (PE, Arcade Extreme, CDA, CDA o Soulslikach) czasopisma do lektury i nie wiem od którego zacząć. No dobra, zawsze zaczynam od PE (który właśnie skończyłem czytać), ale i tak zajęcia mam na najbliższy miesiąc. Jest dobrze, trzymajcie się tam w tej prasie. Recenzje. Star Wars Outlaws. Mam wrażenie, że Komodo trochę zbyt łaskawie potraktował tę grę. Mój wniosek pochodzi z Instytutu Z Dupy, bo w grę nie grałem, SW mnie kompletnie nie jara, ale odczucia mam takie, że “bardzo bezpieczna i przeciętnie zoptymalizowana” gra nie zasługuje na 8/10. W dodatku skradanie w tej grze prezentuje się strasznie bazowo i “ubisoftowo”, a szczerze mówiąc nie mogę już na te mechaniki patrzeć. Trudno mi uwierzyć w tę recenzję, skoro każdy gameplay jaki widzę sprawia, że ziewam. No, ale może to wyłącznie mój problem, recenzent zawsze się w takiej sytuacji wybroni. Dla równowagi wywiad Muszyńskiego z Humberly Gonzalez zaskakująco fajny i treściwy. Black Myth: Wukong. W zeszłym miesiącu była mała dyskusja na temat dodatku do FFXIV i nazewnictwa opartego o anglicyzmy. Wtedy przypomniał mi się przypadek Kaliego, który już od lat ma tendencję do wpinania angielskich zwrotów w swoje teksty, choć zazwyczaj można je zastąpić przystępniejszymi polskimi odpowiednikami. Nie ma tego dużo, ale zawsze coś przemyca do tekstu. I tutaj też oczywiście być musiały. Dwa reprezentatywne cytaty: Poza tym regularnie pojawiają się zwroty w stylu setting, single player (co ciekawe, raz pisane łącznie, innym razem oddzielnie), btw, ale one już na tyle okrzepły w tego rodzaju treściach, że nie zwracam już na nie uwagi. Czasami jednak mam odczucie, że Kaliemu po prostu nie chce się przearanżować zdania, by użyć polskiego odpowiednika i idzie na skróty. Warhammer 40,000: Space Marine 2. Strzelają korki od szampana, Konsolite dostał dwie strony na recenzję, czujesz to synek? I jednocześnie pokazał, że wie co z tym miejscem zrobić. Jeśli pozwolić Darkowi się rozpisać, to dostarczy dobrą, treściwą recenzję. Mnie osobiście specjalnie zachęcać nie musiał, bo Space Marine 2 zamówiłem już w preorderze, choć do tej pory gry nawet nie odpaliłem. Przyczyny? Dwie. Mam rozpoczętych za dużo gier, a lubię się móc skupić na dwóch-trzech jednocześnie. Więc Space Marine 2 czeka na zwolnienie slota. Drugą przyczyną jest Helldivers 2, do którego właśnie wylądował potężny patch buffujący połowę arsenału, więc w wolnych chwilach testuję. Nic nie poradzę, że wolę umierać za Demokrację, zamiast za Imperatora. Co niczego nie ujmuje recenzji. Jest klawa i pewnie najlepsza w tym numerze. Akimbot. Urocza sprawa, bo Zabłocki znowu jest zaskoczony. Znowu się czegoś nie spodziewał ;] Poza tym wyczuwam pewien rozdźwięk w tej recenzji. Ocena 8/10 sugeruje grę przynajmniej bardzo dobrą, sam przebieg recenzji zresztą również nie szczędzi Akimbotowi superlatyw, a potem w treść wjeżdża budzące wątpliwości zdanie: “To poprawna pozycja, chociaż trochę mało odkrywcza”. No sorry, ale 8/10 dla mało odkrywczej, ledwie poprawnej gry? Może to nieostrożny dobór słów, ale niesmak pozostał. Dziwne. Age of Mythology: Retold. Wspominam o tym tylko dlatego, że pojawił się już tutaj o tym wątek, do którego sensownie odniósł się Ural. To mi w sumie dało trochę do myślenia, że recenzenci czasem mogą z premedytacją nie wspomnieć o jakichś elementach gry, które ostatecznie stanowią miłą niespodziankę dla graczy. To nieustanne balansowanie między tym co można napisać, by zachęcić, ale co lepiej przemilczeć, by nie zdradzić pewnych nieoczywistych mechanik czy możliwości. Ryzyko takiego podejścia jest oczywiste - zostanie się posądzonym o nierzetelność i pisanie recenzji na podstawie niepełnego doświadczenia gry. Chciej dobrze, wyjdź na amatora. Concord. Z trudnością przechodzi mi to przez klawiaturę, ale też muszę pochwalić HIVa. Może trochę za dużo trzody w tej recenzji (i zapychanie niedoboru treści nadmiarem grafik), ale przynajmniej brzmi szczerze i w sumie jestem miło zaskoczony, że wyłożono lagę na Sony, po prostu zrównując ich grę z poziomem totalnego przeciętniaka. Myślałem, że już nigdy tego nie doczekam, a tutaj PE pokazuje, że jednak potrafi. 8/10 dla Ragnaroka nie było przypadkiem! Totalny niewypał ta gra i aż mi się przypomina Playtest Rozba z poprzedniego numeru, gdzie autor był bardzo optymistyczny, a wszyscy już wtedy wiedzieli: Magical Delicacy. Mój pupilek Igor wraca. Znów zaczyna od analizy kondycji branży: Otóż nie, drogi Igorze. Niebywałą popularność zyskało tylko Stardew Valley, bo było i jest topowym dokonaniem w gatunku. Jest Stardew Valley, a cztery, sześć pięter niżej reszta gier w gatunku. “Niebywałej popularności” to one nawet nie polizały. Myśl, co piszesz. Tę radę zastosuj też zanim znowu napiszesz coś w rodzaju Za rączkę można trzymać, puścić można rączkę. Detal, ale pokazuje, że u Igora nie zawsze głowa nadąża za palcami. Korekta? Mogła wychwycić, ale nie musiała, bo to subtelność do przegapienia. Igor do druku dostarcza jeden lichy tekst, a i tak znajduje metodę, by to spierdolić. Star Wars: Bounty Hunter. Butcher daje ledwie 5/10? Co się dzieje? To jakaś symulacja? Tombi! Special Edition. Idę na solo z Redaktorem Naczelnym. Ta gra w żadnym momencie nie sugeruje, że jest remasterem (nawet w tytule), dlaczego więc Roger tak ją określa? To Edycja Specjalna gry obecnie trudno dostępnej, nie wiem skąd oczekiwania dotyczące remastera. Z kolei ścieżka dźwiękowa i utwory zostały do tego edycji przearanżowane i nagrane zupełnie od nowa i zasługują na określenie “remake” zamiast “remaster”. Wychodzi więc na to, że Roger ma serce gdzie trzeba, ale nie zawsze ogrania różnice między remasterem, remakiem, albo żadnym z nich. Przy okazji polecam Tombiego. Przeszedłem go w tym wydaniu dwa raz, z rozpędu. F1 Manager 2024 / Alaskan Road Truckers. Haha. Wspominam o tym tylko z powodu kontrastu ile miejsca obie recenzje zajmują. F1 pół strony, Alaskan też pół, ale wjebiemy screena na dwa akapity i fajrant. Co tam się wydarzyło? Przy okazji: młody Chajzer chyba nie byłby zadowolony z tej recenzji. Jest tutaj na forum? Nie? Ok. Bleak Faith: Forsaken. Lubię uważnie czytać. I jak widzę taki fragment: To się zastanawiam czy nic, jest gorsze, niż nic? Panie Grabarczyk, uważaj Pan na takie pułapki. Wiem, że pewne kwestie lepiej i z sensem brzmią intonowane w naszej głowie, ale na zimno prezentują się co najmniej dziwnie. Reszta akapitu nieco kwestię prostuje i chyba wiem co miałeś na myśli, ale i tak wyszło niezręcznie. Od Igora nie wymagam, od Ciebie owszem. Keep it simple, tym bardziej jeśli masz mało miejsca. Retrorecenzja. Secret of Mana WTEDY rzeczywiście zasługiwało na 10/10? W SoM próbowałem swego czasu grać na emulatorze, ale dość szybko mnie nużył i porzucałem. Ładna to gra, aczkolwiek niespecjalnie pociągająca. Chyba nie bez przyczyny nie doczekała się tak kultowego statusu, jak Chrono Trigger czy FF VI. Publicystyka. Indeks Gier Zakazanych. Sążnisty w treść materiał, zwróćcie uwagę na stosunek tekstu do grafik na stronach 3-4. I od początku do końca ciekawy, bez przynudzania i wolt stylistycznych. Księdza grającego w gry nie oglądałem, bo wolę samodzielnie w nie grać, poza tym wolę naturalne reakcje zamiast jakiegoś “do kroćset fur beczek, ale mocny ten fazowiec! Z bożą pomocą i odpowiednim błogosławieństwem apgrejdów do zwyciężę”. Niemniej świetny materiał. Seba! Muminki. No kurwa. Nie jestem obiektywny, ale jebać to. Muminki są wspaniałe, wspaniały jest też ten artykuł. Ja bym wolał dla niego z 8-10 stron. Bo fragment dedykowany Tove wydaje się poszatkowany, wybrakowany i skrócony. Ktoś tak nieszczęśliwy i z trudnością znajdujący swoje miejsce w świecie napisał (oraz narysował) Muminki. Gdy się o tym dowiedziałem, to zapałałem do tych stworzonek dodatkowy uczuciem. Cały przekrój postaci, wszystkie z jakimiś przywarami, wraz z wiekiem dostrzegam w nich coraz więcej. A zaczynałem czytając komiksy i oglądając wieczorynkę. Buka? Hatifnaty? Przerażały bardziej niż Gargamel czy Wakashimazu na bramce Toho. Muminki to nieprzebrany potencjał, z ogromną przyjemnością ograłem przygodę Włóczykija na obecnych konsolach, choć byłbym bardzo ostrożny z polecaniem jej komukolwiek, kto do Muminków nie ma sentymentu. A, i o wątku z odrzuceniem propozycji Disneya to nie wiedziałem. Szanuję Muminki tym bardziej (a raczej ludzi za nich obecnie odpowiadających). Materiał rzecz jasna oznaczam jako najlepszy w numerze i chuj mnie obchodzą sprzeciwy. RE5. Nie grałem, hehe. Ale i tak przeczytałem, oczywiście, bo czytam wszystko. Merytorycznie będę zachowawczy, bo co ja tam wiem, skoro nie grałem, nie? Ale technicznie Grabarczyk nadal ma tendencję do zbytniego szarżowania. Z tym łatwo przesadzić. Mój ulubiony fragment dla celów zobrazowania? Druga kolumna: Dla mnie dziwny zbitek. Już pomijam angielski “focus” (w mojej opinii niepotrzebny), ale to, że oznacza on skupienie i koncentrację w połączeniu z dalszą częścią zdania czyni całość bezsensowną. Koncentracja koncentruje się. Krzysiek, znów: kumulujesz słowa i zdania, które znaczą dokładnie to samo. To zaledwie krótki fragment, wycinek obszernego artykułu, ale jednocześnie to jak natrafienie na żyłę w schabowym. Psuje efekt całości i zostaje w pamięci. Upraszczaj gdzie możesz, nie szarżuj. Bo poza ciężkostrawnym zdaniami materiał jest (przynajmniej z mojej perspektywy) bardzo udany i okraszony interesującymi grafikami. Final Fantasy XII. Widzę, że Kubica nie zwalnia, jak przed zakrętem w Ronde di Andora, przekonany, że barierka oznacza bezpieczeństwo. Jednak trzeba przyznać, że jeśli chodzi o Ivalice, to chłop jest wyborny. Na tyle świetny, że właśnie kupiłem Final Fantasy XII: The Zodiac Age na PS4 (ten dramatyzm ostatniego aktu tekstu!). Nie wiem kiedy ogram, bo kurwa czasu kompletnie nie mam, ale przynajmniej mnie zachęcił, co nie? No i to w zasadzie tyle, co mogę napisać z perspektywy kompletnego laika w temacie. Zauważam jednak, że o ile uniwersum Ivalice nie przestaje mnie fascynować, to gry w nim umiejscowione nie przestają mnie odrzucać. Może FFXII przełamie klątwę. Przy okazji: coś tam jeszcze z tego uniwersum zostało dla Kubicy? Nówka Motorówka. Kocham Adama za to, że grzebie w tych gamingowych śmietnikach. Czy to liche platformówki 3D, czy inne kaprysy gatunkowe, czuć w tym zapał. Tutaj czytało się go jak zwykle kapitalnie, choć nie mogę napisać, że do czegokolwiek zachęcił. Aczkolwiek pamiętam jak za gówniarza grałem namiętnie w Eliminator Boat Duel na swoim Pegasusie, więc wyobraźcie sobie moje rozczarowanie, gdy przeczytałem o tej grze w artykule, bo to oznaczało, że nie będę mógł Adamowi wytknąć niewiedzy i przegapienie tak istotnego tytułu. Dobra, trzeba w końcu kiedyś dać szansę temu Rapid Racerowi. Niech stracę. Extreme Plus. Bill Gates. Już pomijając wszelkie “kontrowersje”, które dotyczą samego Billa i tego, czego Zabłocki nie poruszył, choć najwyraźniej według niektórych powinien, to ja się przypierdolę do tego, co poruszył, choć najwyraźniej nie powinien. Chodzi bowiem o cały wątek dedykowany Xboxowi. Nie ma tam Billa. Powstanie pierwszego Xboxa zajmuje całkiem obszerny fragment artykułu, a obecność samego Billa ogranicza się do jednego zdania - że nie był zachwycony pomysłem. Podobnie materiały graficzne. Mamy dwa zdjęcia Billa i cztery związane z Xboxem (2 razy konsola, 2 razy Halo). Strasznie amatorsko i na kolanie. Zróbcie coś z tym E+, bo póki co jakość tych wypocin szoruje po dnie. Zarówno treściowo jak i realizacyjnie. Z drugiej strony lepiej to, niż gdyby takie Muminki, Motorówki czy FFXII miało trafić za “paywall”. Zapomnijcie, że narzekałem, Extreme+ jest super. BAKA. Wspominam tylko dlatego, że lubię Konsolite, a on wie, że tylko ja to czytam, ale Suicide Squad Isekai oglądać nie zamierza. Nawet kurwa nie wiem co to znaczy Isekai. Mógłbym sprawdzić na Google, ale w sumie w chuju to mam. Daj coś dla normalnych ludzi. Felietony. Zax. Słodziaczek mój. Dociera do niego, że ze Skull & Bones nic nie będzie i wszyscy tę grę mają w piździe. AAAA kurwa xd Ubisoft trzy miesiące przesuwał okienko, bo zasłaniało chuj wie co. Bartosz grzmi: gdzie są utalentowani programiści z dawnych lat (Carmack, Braben)? Ja Ci powiem Bartosz. Utalentowanych programistów nie brakuje, ale nie pracują w Ubisofcie, bo się szanują. Wszyscy już przy okazji premiery Skull & Bones wiedzieli, że ten projekt w ogóle dobrnął do wydania, bo rząd Singapuru (i jego dopłaty) naciskał, ale poza tym każdy w Ubi ma to w dupie i najchętniej utopiłby ten szrot na dnie morza razem z odchodami kałamarnic, więc obudź się. Dla równowagi dodam, że przesyłam paczkę kudosów za Tchię, bo to przeurocza gierka od serca małych twórców. Marcellus jakoś nie jest sobą. O gierkach pisze. Starych, ale zawsze coś. Co się dzieje? Piechota narzeka na Sony i jego “doświadczenia kinowe”. A przecież to nieprawda. Bo ostatnio był też Concord. I co, łyso Ci, Adam? A tak poważnie, oby Astro Bot był klasycznym Wake Up Callem. Spoiler: nie będzie. Roger liczy, że napiszą do niego kobiety, haha. Nie napiszą, bo grają w SImsy, albo farmią VDolce. Czy jako to gówno się tam kurwa zwie. To się w ogóle farmi? Graczpospolita. Łagodność Mazziego przybiera nowe formy. Pisze o przegrzewających się konsolach, we wnętrzu których serwisanci znajdują kępy włosów, gnijące liście, insekty. Ustalmy coś. W normalnych środowiskach takie rzeczy się nie zdarzają, bo normalni ludzie nie żyją w otoczeniu, w którym kępy włosów, liście, albo insekty są wciągane do wnętrza konsoli. I takie rzeczy trzeba wyraźnie oznajmiać. No kurwa, jakby napisali, że we wnętrzu PS5 znaleziono gówno, to Mazzi by napisał coś w rodzaju: to się zdarza, warto zadbać o higienę konsoli. Głos Ludu. ProstegoHekera nie wołam, bo o ile nie miałem zwidów, to już swoją obecność na łamach odnotował. Poza tym sugerują, że mam początki wypalenia, bezczelni. Po prostu dawajcie więcej triggerujących mnie treści, hehe. Listy. Sam nie wiem. Niby HIV brzmi jak ktoś nieco bardziej zmotywowany, do samych listów też przypierdolić się zbytnio nie mogę, ale wciąż mam poczucie, że to takie absolutne minimum. Zostawiam, ale czekam na potknięcie. Dobra, chuj mi w dupę, nie wiem ile znaków, Perez mnie pewnie rozliczy, choć nic nie zapłaci. Bandyta. Nawet kopii recenzenckiej nie dostałem, więc nie muszę się nawet starać. Całuski.- Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
- Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
- Tony Hawk's Pro Skater 1 + 2
Mam jeszcze sekretny Get There, ale nikomu nie mówcie.- Tony Hawk's Pro Skater 1 + 2
No szkoła chyba największy wycisk mi dała, choć Bullring też zafundował parę odcisków na kciuku. Chyba już kiedyś wrzucałem, ale podrzucę jeszcze raz swoje przejazdy, może coś pomogą. Nie bawiłem się już w różnorodność grindów czy punkty, wiadomo. Chodziło o przeżycie, poza tym żaden ze mnie pros xd- Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
Panowie, lojalnie ostrzegam, że prawdopodobnie dzisiaj o północy będę chciał zamknąć listę chętnych, bo jak mam wyłonić laureata w ten weekend, to piątek pasuje mu najbardziej. Wyniki i tak pewnie wrzucę w sobotę, zgodnie z tradycją. To jeszcze nic pewnego, tylko ostrzegam, że istnieje taka ewentualność. Przy okazji dorzucam dwa bonusy na listę. 1. Dwa kupony na 10 zł zniżki (każdy, ale nie kumulują się) przy zakupie biletów do Arcade Museum w Warszawie albo Krakowie. Oba oczywiście w ramach jednej nagrody. Data ważności 31.08.2025 2. Puzzle Diablo IV. Nowe, w folii, 1000 elementów.- Kalendarz Gracza 2025 - sugestie, uwagi, propozycje
Taki na biurko byłby miłą odmianą i być może nawet bym go gdzieś postawił. Ale wiszący to z kolei tradycja i wielu może narzekać. Idealny byłby taki do postawienia, ale też z możliwością powieszenia, hehe. Jestem #teamstojący, choć bez zapału.- Helldivers 2
Wylądował. https://store.steampowered.com/news/app/553850/view/7147864422081646859?l=english