-
Postów
7 089 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
166
Typ zawartości
Profile
Forum
Wydarzenia
Treść opublikowana przez Kmiot
-
Nie myli Cię. Gra dostarcza wszystkie niezbędne informacje i zamieszcza je w dzienniku, po którym możemy (i powinniśmy) buszować do woli w poszukiwaniu odpowiedzi. Pisząc, że gra "wymaga wiedzy" nie miałem na myśli szukania czegokolwiek na zewnątrz gry, raczej chodziło mi o umiejętność dostosowania się i obracania w danej kategorii wiedzy.
-
-
Lorelei and the Laser Eyes [Switch] Gra zasługuje na dużo więcej uwagi, niż otrzyma. Nawet się nie łudzę, że zostanie powszechnie doceniona, bo już widzę, że nic z tego. Będą się nią brandzlować pojedyncze jednostki, tworząc eseje na YouTube, cała reszta graczy znajdzie jakąś wymówkę, aby grze nie dać nawet szansy. A to oprawa zbyt artystyczna i zbyt czarno-biała. A to za mało akcji i spektakularności. A to po pracy chce się odmóżdżyć, a nie ostro główkować i tępo gapić się w ekran, próbując zrozumieć zagadkę. Nie mam do nich pretensji, bo sam często z błahych powodów odpuszczam jakiejś grze. Lorelei pozostanie więc w swojej niszy i może to nawet lepiej. Będzie zaskakiwać niczego niespodziewających się graczy, którzy potem będą wieszczyć, że odkryli perełkę. Ale i tak nikt ich słuchał nie będzie. Odpalasz grę i od pierwszego ekranu jest intrygująco. Zaczynasz poruszać się Lorelei i szybko odkryjesz, że sterowanie ograniczone jest do gałki i jednego, kontekstowego guzika. Mam w związku z tym mieszane uczucia, bo z jednej strony można natychmiast wskoczyć do rozgrywki bez potrzeby ogarniania klawiszologii, z drugiej strony jednak komplikuje to przede wszystkim poruszanie się po inwentarzu. Szybko przywykniesz, ale pierwszą zagadką i pytaniem, na które będziesz musiał sobie odpowiedzieć to: czym się cofa na poprzedni ekran? Powinieneś dać radę. Potem już na pewno z górki. Z tym, że nie. Nasz bohaterka ląduje na leśnej ścieżce, a obok stoi samochód, do którego możemy wsiąść, rozejrzeć się po wnętrzu, przeczytać instrukcję gry znalezioną w schowku na rękawiczki, posłuchać cicho mruczącego radia. Kiedy uznamy, że jesteśmy gotowi na przygodę, to pora ruszyć ścieżką naprzód, a za zakrętem ukaże się naszym oczom cel podróży, czyli Hotel pełen tajemnic, zagadek i zamkniętych drzwi. W tym miejscu puszczam Waszą rękę i zapraszającym gestem zachęcam do pójścia samotnie, by przekonać się co tam czeka. A z pewnością pierwszym, co odnotujecie, będzie atmosfera tego miejsca. Oniryczna, z jednej strony uspokajająca, z drugiej jest w niej coś nieustannie niepokojącego i kolejne wydarzenia nie przestają nawarstwiać w graczu niepewności. Surrealizm, niełatwe do logicznego wytłumaczenia zjawiska i elementy, coraz więcej pytań, niewiele odpowiedzi. Pokręcone to wszystko, ale częściowo uspokajam - zanim dobrniesz do końca, to wiele spraw ułoży się w sensowną całość, choć na pełną klarowność nie licz, bo twórcy najwyraźniej zostawili parę niedopowiedzeń. Lawiruję i kluczę posługując się ogólnikami, bo nie będzie żadną niespodzianką, że chcę zdradzić jak najmniej w kwestii fabuły. Ta bowiem w swoim pogmatwaniu nie bierze jeńców, ale niesamowicie pomaga w budowaniu wspomnianej atmosfery. Opowiedziana historia bywa ambitna, czasem może aż za bardzo i nieustannie wymaga od gracza zaangażowania, skupienia i spostrzegawczości. Jak już zaczniesz, to albo skończ, albo porzuć - nie ma możliwości, że wrócisz do rozgrzebanego sejwa po dłuższym czasie, bo cała niezbędna wiedza zdąży wyparować Ci z głowy. Wiedzy będziesz potrzebował. I to takiej z wielu dziedzin, bo Lorelei and the Laser Eyes (LatLE) przetestuje Cię z zakresu m.in. kryptografii, geometrii, arytmetyki, astrologii, dużo będzie tutaj zabawy perspektywą, kreatywnego myślenia out-of-the-box, orientacji w terenie (sam Hotel to niemały labirynt, ale…), szperania po notatkach i robienia własnych. Rozgrywka nie pozwala rozstać się z ołówkiem i kartką, pomocny bywa również telefon i cykanie fotek, po których potem maziamy pomocnicze linie. Gra dużo pod tym względem ułatwia, bo praktycznie każdą notatkę i napotkane wskazówki uwiecznia nam w podręcznym dzienniku, więc nigdy nie musimy się nigdzie cofać, by przeczytać i sprawdzić coś ponownie. Pomaga też zakładka z “mentalnymi notatkami”, które w uproszczeniu możemy określić dziennikiem questów. LatLE zezwala na pewną nieliniowość w podejmowaniu wyzwań. Przez większość gry trudno się tak naprawdę zaciąć “na amen”, bo zawsze były przynajmniej dwa-trzy kierunki, które miałem do dyspozycji, chwilami to była wręcz klęska urodzaju, bo chciałem iść w kilka miejsc jednocześnie. Dopiero pod koniec zaczyna robić się ciasno, wszak wszystkie ścieżki zbiegają się w kierunku finału, więc swobody jest coraz mniej i potrafię sobie wyobrazić, że na samym finiszu jeden z drugim graczem utknie na dłuższą chwilę. Na tym jednak polega ta gra i w tym tkwi jej niezaprzeczalna siła. Mój zachwyt LatLE zapewne nie byłby tak duży, gdybym w jakimś momencie zabrnął w beznadziejnie ślepą uliczkę. Ale ta gra dostarczyła mi ogromu satysfakcji, mógłbym nawet napisać, że podniosła mi samoocenę, gdy samodzielnie i bez absolutnie żadnej pomocy z zewnątrz dobiłem do 100% rozwikłanych tajemnic. Z tym, że byłem tą grą całkowicie pochłonięty. Robiłem zdjęcia zagadek, by potem w pracy nad nimi rozkminiać. Obracałem telefonem, próbowałem myśleć poza schematem, a jak to nie działało, to posługiwałem się prostymi metodami, potem znów wracałem do podchwytliwego podejścia i węszyłem podstęp. Głowiłem się i trudziłem, ale było warto, bo przy każdej rozwiązanej zagadce (nawet jeśli zajęło mi to kilka dni) masowałem się po klacie i mruczałem do siebie jaki to jestem zajebiście bystry. No dobra, brakujące dwie zagadki rozwiązałem metodą siłową (bo wystarczyło tylko ręcznie sprawdzić 100 kombinacji), ale zrobiłem to sam, więc się liczy! LatLE nie została spolszczona, więc jeśli nie ogarniasz angielskiego na dość swobodnym poziomie, to będziesz miał dużo trudniejszą przeprawę. Lojalnie ostrzegam. Słówko (albo sto) o oprawie. Przede wszystkim czerń, biel, szarość i odcinające się jaskrawa czerwień oraz róż. Dla mnie artystyczna rewelacja. Początkowo może doskwierać pewna nieczytelność, ale to kwestia godziny, albo dwóch, by przywyknąć do koncepcji. Gra może sprawiać wrażenie prostej mechanicznie, ale bardzo doceniam ogromną staranność w opracowaniu nawet najmniejszych animacji. Te wszystkie zagadkowe mechanizmy, pokrętła, zapadki funkcjonują naprawdę przyjemnie dla oka i obsługiwanie ich daje dużo satysfakcji. Skorzystaj z automatu z figurkami i doceń te detale. Do tego LatLE trzyma w zanadrzu kilka gameplayowych niespodzianek i nie zawsze prezentuje się tak, jak na screenach, bawi się koncepcjami i oczekiwaniami, lubi zaskoczyć, ale nie zdradzę niczego więcej. Warstwę dźwiękową opisałbym słowem: subtelna. Nie brakuje w grze całkowitej ciszy, a w Hotelu możemy poniekąd sami zdecydować czy chcemy, aby coś nam tam plumkało, bo uruchamiamy kolejne gramofony, ale wcale nie musimy tego robić. Tym bardziej ujęło mnie tych kilka momentów, gdy LatLE zaprezentowała utwory zdecydowanie wyróżniające się. Pianino, taniec i bossa nova, napisy końcowe. Te fragmenty były uderzające, bo wzięły mnie z całkowitego zaskoczenia. A co powiecie na motywy rodem z Silent Hilla? Jest skromnie, ale i tak trudno obok oprawy muzycznej przejść obojętnie. To w zasadzie wszystko co mógłby napisać o grze recenzent i do czego powinien się ograniczyć, by zachęcić, ale jednocześnie zbytnio nie zepsuć niespodzianki graczom. LatLE to gra mechanicznie nieskomplikowana i o ile o warstwie fabularnej można pisać długo, tak pozostałych aspektów nie powinno się roztrząsać z kilku powodów. Dlatego ja też się już wstrzymam. I niby chciałbym aby LatLE doceniło większe grono graczy, ale jednocześnie nie przeszkadza mi, że funkcjonuje w pewnej niszy. Bo musi, skoro łamie wiele schematów, bywa nieprzystępna, wymaga dużo, ale jeszcze więcej oddaje, jeśli poświęcić jej czas. Nie chcę też zdradzać w jakim stanie pozostawiło mnie zakończenie opowieści, ale z pewnością nie było to nic bliskiego obojętności. Dla mnie to trochę szufladka zarezerwowana dla Outer Wilds i obcowanie z Lorelei było nagrodą samą w sobie. Polecam, ale jednocześnie przestrzegam, aby podejmować się świadomie.
-
Forumkowy Giveaway, kliknijcie suba i dzwoneczek.
Kmiot odpowiedział(a) na Kmiot temat w Graczpospolita
Oddam za mema #45 Dobra, dawno niczego na umierający kalkulator Nintendo nie było, więc może urozmaicimy nieco. A póki mamy jeszcze wakacyjny klimat, to ponurkujemy z grubym Dawidem. Ponoć loadingi AŻ TAK NIE PRZESZKADZAJĄ, ale kto by tam wierzył fanom Nintendo? Inna sprawa, że taka gierka wydaje się idealna na handheldowe granie w hamaku, więc już sam nie wiem. Wy zdecydujcie. Ja się ścierał nie będę, bo i tak nikt tego nie czyta. Więc do rzeczy. Nagrodą w tej edycji jest gra Dave the Diver na konsolę Nintendo Switch. Gra w edycji japońskiej, ale oczywiście w 100% po angielsku (chyba że wybierzecie w menu język japoński, to wtedy będzie po japońsku). Nowa, wciąż w folii, więc w przyszłości może być również gratka dla kolekcjonerów. Z grami na konsole Nintendo to nigdy nie wiadomo. Zasady udziału: Do konkursu będą dopuszczeni przede wszystkim aktywni użytkownicy. Czy ktoś jest aktywny, czy nie - to pozostawiam własnej interpretacji. Ograniczanie się do Pchlego Targu to nie jest aktywność. Ograniczanie się do jednego tematu to nie jest aktywność. Jesteśmy na forum o grach, do wygrania jest gierka, dlatego chciałbym, aby chętny o tych grach z nami na forum czasem dyskutował i dzielił się wrażeniami, więc ograniczanie się np. do Kącika Filmowego/Sportowego nie działa na jego korzyść. Dawne zasługi nie grają roli - ludzie kiedyś aktywni, ale od długiego czasu milczący raczej nie będą uprawnieni. W drugą stronę to też działa - ludzie w miarę nowi, ale aktywnie się udzielający mają całkiem spore szanse na udział. Generalnie będę surowy, ale postaram się do każdego chętnego podejść indywidualnie i uargumentować decyzję. Czasem dla niego przychylnie, a czasem na niekorzyść. Aby wziąć udział w konkursie należy w tym temacie wkleić mema związanego z nurkowaniem, głębinami, sushi, nie wiem. Obudźcie w sobie kreatywność. Nominuję się jednoosobowym jurorem i osobiście zdecyduję, które memesy są najśmieszniejsze/najlepsze i na tej podstawie wybiorę zwycięzców. Żadnych elementów losowych, bo wiecie. Kto ma wiedzieć, ten wie. #dupochron Aby jednak uatrakcyjnić ogłoszenie mojej decyzji, zrobię to w formie symulacji w jakiejś gierce, bo przecież jesteśmy Graczami. Będzie mnie to kosztować trochę cierpliwości i pracy, ale mam nadzieję, że tak podane wyniki jury (czyli moje) dostarczą nieco więcej emocji i radości laureatom. Oczywiście będą to wyłącznie wizualne fajerwerki pozbawione elementu losowego, bo decyzję podjąłem wcześniej. A tak naprawdę to wcale nie. Nie wiadomo. W przypadku tylko jednego zgłoszenia nagroda z automatu przypada chętnemu. Konsekwencją jest jak zawsze ban na kolejne trzy edycje. Ogłoszenie decyzji zaplanowałem tradycyjnie na okolice przyszłego weekendu. Generalnie polecam się nie ociągać ze zgłoszeniami i do czwartku zadeklarować. Później nie daję już gwarancji czy nie będzie za późno, bo lada moment mogę zamknąć listę zgłoszeń. Uwaga, kolejność zgłoszeń może mieć znaczenie - w sensie, że im wcześniej się zgłosisz, tym lepiej dla Ciebie, bo ja będę miał więcej czasu na docenienie kunsztu Twojego mema. Domyślnie lista zgłoszeń z automatu zamyka się w piątek o 23:59, chyba że podam w temacie inaczej. Standardowo jedyne czego wymagam od uczestników, to osobistego dopilnowania wyników konkursu, bo nikt ich nie zawoła - zwycięzca musi sam się do mnie zgłosić. Jeśli będzie się z tym za długo ociągać, to w ostateczności zostawiam sobie prawo przekazania nagrody komuś innemu. Nagrody bonusowe: Oczywiście każdy laureat oprócz nagrody będzie mógł wybrać sobie nagrodę bonusową. Lista może się okazać mocno nieaktualna, wszak nie wszystkie fanty są w moim posiadaniu (niektóre są wciąż u darczyńców, a możliwe, że już nimi nie dysponują). Więc w razie czego będziemy konsultować. Pewne nagrody (te, które mam u siebie) zaznaczyłem pogrubioną czcionką. Lista aktualnie zbanowanych (po każdej wygranej uczestnika obowiązują trzy edycje karencji; w nawiasie liczba konkursów do przeczekania). oFi (1) second (2) Snake_Plissken (2) MichAelis (3) -
Miny przeciwpancerne to już mem. Społeczność ich z jakiegoś powodu nie chce ich dostać, twórcy też się droczą (pamiętacie wybór miny vs. dzieci?). Tym razem kolejna próba udostępnienia ich, ale znów z haczykiem. Czyli jeśli nie wykonamy rozkazu, to dostaniemy miny. Jeśli nadal ich nie chcemy, to MUSIMY zabić półtora miliarda przeciwników w cztery dni xd Chytrze.
-
-
No okładka u mnie też nieco jak spodnie po młodszym bracie, ale poza tym jest tip top. Choć zapach rzeczywiście jakby słabszy. Ale papier jakiś grubszy, albo cięższy się wydaje, ale to pewnie moje złudzenie i efekt NOWOŚCI. W zasadzie to aż obrzydliwe, jak fajnie teraz terminy są trzymane, pismo regularnie na czas co do dnia, starannie zabezpieczone w sztywniutkiej kopercie. Wspieram z dumą, będzie czytane.
-
Gdyby ukazujący się 6.08 update był niewystarczający, dwa dni później nowy warbond.
-
To są ludzie, którzy najwyraźniej zza kulis trzęsą branżą elektronicznej rozrywki i zapewne rynkiem prasy, więc nie wiem dlaczego się nie boicie? Jak powiedzą, by nie czytać PE, to większość ich znajomych zapyta "a co to PE?". Kurtyna. Ich problem zasadza się coraz częściej na tym, że robią dramaty z powodu detali i zbytnio się rozdrabniają: a to niefortunny dobór słów, a to brak zaimków, a to niemożność ustawienia nieokreślonej płci w kreatorze postaci, a to bo ktoś jest zbyt ładny, a to znowu ktoś się z grubego śmieje i stawia go na bramce. A gdzie go kurwa postawisz, na wahadle? Każdy normalny odbiorca, dla którego kolorowe gierki (i czytanie o nich) mają być rozrywką i odskocznią, a nie tubą poglądową jest już tym paranoicznym dramatyzowaniem zmęczony, znudzony i przejedzony, więc jeśli w przyszłości przyjdzie zwrócić uwagę na jakiś rzeczywisty, a nie urojony problem, to niewielu ludzi potraktuje to poważnie, w myśl zasady "znowu o coś się srają? Nuda, więcej nie wcisnę". Pomijam już przypadki, gdy chodzi czysto o atencję i apetyt na kliknięcia, a nie poruszenie jakiejś istotnej kwestii. To już niedźwiedzia przysługa, którą wyrządzają własnemu środowisku. I jeżeli ktoś tutaj jest krzykaczem, to przecież właśnie oni. Nawoływanie do bojkotów? Szantaże na zasadzie "wiecie kim jestem i kogo znam?". No jak to inaczej nazwać?
-
Fajnie, że jesteście Misiaczki <3 Aha, żeby tradycji stało się zadość: okładka ładna kolorystycznie i w ogóle. Poza tym nie czytam nawet wstępniaka, bo lubię to robić w samym piśmie. No to do przeczytania.
-
No to niezła limitka. Trzymam kciuki, aby chociaż te 400 sztuk się sprzedało, bo głupio by wyszło, gdyby limitka nie zeszła ze stanu, hehe. Kurde, nie wiem, może niech Majk przestanie wpychać swoje znajome na okładki i do pisma tylko dlatego, że "są kobietami i grają w gry". Zaczynam podejrzewać, że przy Dreamcaście to też jego sprawka z tą limitką-po-czasie, skoro tam też był naczelnym. Pismo czytam w kiblu, więc jak będzie ta leżeć taka baba na okładce, to wszyscy pomyślą, że walę do niej konia, a przecież nawet nie jest w moim guście. Wziąłem Outrun i Pac Mana, bo klasyk nad klasykami, więc w ramach ukłonu.
-
https://blog.playstation.com/2024/07/23/helldivers-2s-biggest-update-yet-escalation-of-freedom-drops-august-6/ Letsgoł!
-
Ja tam kupuję, żeby potem hejtować Hiva i Zaxa. Hiv docenia Helldivers 2, więc tymczasowo ma u mnie plecy, a Zax nadal czeka na update do Skull & Bones (który odmieni tę grę i zrobi z niej klasyka) dlatego nie mam serca bardziej się nad nim znęcać, niż on znęca się nad sobą.
-
Tam aktualnie są najwyraźniej spore zawirowania i niezła rotacja ostatnio. Witold ile numerów był naczelnym? Dwa? Teraz stery przejął chyba jakiś typ od wydawnictwa. Siekiera gdzieś spierdolił, Smuggler też chyba skupia się na specjalach (Retro), bo w kwartalniku prawie go nie ma. Może się zrobić ciekawie w sumie.
-
No właśnie dostałem powiadomienie. Mam nadzieję, że nie będziesz miał z tego powodu KŁOPOTÓW PRAWNYCH. Tym samym z mojej strony uważam temat za zamknięty, jeszcze raz gratuluję wszystkim laureatom.
-
Da mnie to w sumie pierwsza taka sytuacja, więc nie wiem. Nie da się tego jakoś ogarnąć, przedłużyć za dopłatą czy coś? U siebie z poziomu aplikacji nie widzę takiej możliwości. Zostaje tylko zwrot i ponowna wysyłka? Trochę głupkowate xd
-
Wydania specjalne - temat ogólny
Kmiot odpowiedział(a) na rodi84 temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
-
Rozumiem, ale z mojej perspektywy wygląda to tak, że mając wybór gdzie kupić indyka często decyduję się jednak na dużą konsolę (albo kupuję na obie, ale gram zwykle na dużej), a wynika to z tego, że Switch obecnie to nawet z indykami 2D często ma problem, by je uciągnąć: męczy frameratem, przycinkami, loadingami, albo potężnym zjazdem jakości oprawy. Zdarza się, że wszystkim po trochę. No, ale skoro się sprzedaje, to pewnie wystarczy zrobić gówno-port i fajrant, bo się zwróci. Parę lat temu prawie wszystkie indyki ogrywałem na Switchu. Teraz trzeba uważnie selekcjonować.
-
U mnie sytuacja taka. Kanabis potwierdził odbiór nagród w czwartek (wysyłka w środę rano). Reszta wysyłek poszła w czwartek rano. Yakubu potwierdził odbiór, HenrykIggO nie potwierdził, ale w aplikacji widzę, że odebrał, więc zakładam, że ma wyjebane. Przesyłka @Kalel miała poślizg i jakieś przygody po drodze (magazynowana w paczkomacie tymczasowym), ale widzę, że wciąż jest gotowa do odbioru. Natomiast nagroda @Bartg leżąca w paczkomacie od piątku ma dzisiaj już notę "upłynął czas odbioru", więc nie wiem co tam się stanęło xd Żyjesz chłopie?
-
Serwus. Wy dalej drukujecie, ja dalej dostarczam tysiące znaków o tym, jak chujowe pismo robicie. Spoiler: nie jest chujowe. Ale po kolei, mniej więcej. Newsy. Filip Spencer musi uważniej dobierać słowa, bo mówiąc o zapowiedzianym Doomie i tłumacząc dlaczego wyjdzie również na PS5 używa stwierdzenia, że jest to produkcja, w którą “każdy powinien zagrać”. W sensie, że co? Że pozostałe tytuły nie są takimi grami i już nie każdy powinien w nie zagrać? Oj, Phil, no o pieniądze chodzi, a nie troskę o każdego gracza. Tak w ogóle to dobra opcja dla Microsoftu: wychodzi w Gamepassie i robi tam cyfry, a zarabia na PS5. Profit. Newsy dotyczące złotej trójcy (GTA, CDPR, CoD)? Dwa z trzech, więc jest co poprawiać w kolejnym numerze. Konsolometr Switcha. Uprzedmiotowienie kobiet. Będzie afera. UFL Open Beta. Dla mnie to będzie rozczarowanie. Gra wydaje się nie mieć własnego charakteru i po prostu kopiuje Fifę. Ten sam target graczy, ale oni nie zrezygnują z serii EA, a ci szukający nieco innego podejścia (może nieco bardziej arcade?) nadal pozostaną z niczym. Przy okazji Kali sugeruje, że striptizerka na posiedzeniach zarządu korporacji nie ma lekkiego życia, więc jak nic będzie kolejna afera. Zanosi się na burzę, jakby to powiedział Geralt. PrawiE3. Kurczę, w sumie bardzo optymistyczny ten wypad Komodo i ma ten targowy vibe z dawnych lat, choć oczywiście mniejsza skala. Ale generalnie jest tutaj wszystko: wstęp z ogólnymi odczuciami i opisem wypadu autora (dziwne przygody), a potem kilkanaście stron mięska w postaci zapowiedzianych gierek, które Komodo mógł osobiście ograć, a my tylko obejrzeć w internecie. Zaskakująco przyjemnie się to czytało, nawet nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo tęskniłem za tego rodzaju relacjami z targów. No i wspólna fotka z Philem Spencerem to już COŚ. Zazdro. Szkoda, że on o niej nie wiedział. Fajny materiał i fajnie, że autorowi udało się w całości wrócić z tego dzikiego kraju. Gears of War: E-Day. No jest drobne zmartwienie. Może nawet kilka. Pierwsze, to słowa dyrektor marki o “nowoczesnym podejściu do postaci”. Co było złego w starym podejściu? Potem w temacie więzi Marcusa i Doma padają stwierdzenia o “interesującym napięciu” i “intymnej historii”. Składając to wszystko do kupy wychodzi, że mamy potwierdzony wątek gejowski. Nie zapraszam do dyskusji, bo nie ma o czym. Astro Bot. Ale że Komodo nie ograł Astro Bota to z jego strony skrajnie nieprofesjonalne. Jedna z najlepszych gier targów, Komodo, co się z Tobą dzieje? Ja bym odpuścił trzy inne gry, byle tylko położyć na tym osobiście ręce. Roger uratował sytuację, ale niesmak pozostał. To będzie rewelacyjna, radosna gierka. Call of Duty: Back Ops 6. Ojej, kolejny przełomowy CoD! To już kolejny do kolekcji. Wiele ich przeżyłem, ale niewiele z nich było rzeczywiście przełomowych. No, ale co mają twórcy powiedzieć? Raptem 3 Geoffy na pięć potwierdza moją teorię. South of Midnight. Komodo dość ostro o grze, sugerując nawet pogrążenie studia. Coś jak w przypadku Tango Gameworks, które przecież miało docenione przez krytyków Hi-Fi Rush, ale i tak ich nie uchroniło. Tylko Compulsion Games ma tę zaletę, że robi grę o kobiecie. Murzynce w dodatku. Będą nietykalni. Przy okazji chciałbym zauważyć, że 2/3 gier z pokazu MS miało kobiecą bohaterkę. Niewiele ładnych. Assassin’s Creed Shadows. Zastanawia mnie jedno. Cykl zawsze w istocie stawiał na zwinność bohatera, opierając gameplay na parkourze, dynamice, płynności. Jak te elementy będą wyglądały w wykonaniu potężnego czarnoskórego samuraja, opierdolonego w ciężką zbroję? Hm? Aż jestem ciekawy jak zamierzają urozmaicić rozgrywkę, bo zapowiada się nuda do kwadratu. Z postacią kobiecą powinno być za to w sam raz, ale Ubisoft może i to spierdolić, więc nawet nie kupuję szampana. Tom Clancy. Niby człowiek wiedział, że Clancy traktował gry jak biznes i tylko użyczał nazwiska, ale i tak jestem zawiedziony jego postawą. A taki był ciekawy nowych technologii. Chyba tylko pod kątem biznesowym. Generalnie obraz Toma bardzo rozczarowujący, wliczając w to podpinanie się pod innych autorów i kompletne odcinanie kuponów od swojej twórczości. Kulminacja? Wziął kasę w góry. A pięć lat potem wziął i umarł, więc w sumie miało to jakiś sens, bo jeszcze za tę gotówkę pobalował na ostatnie lata. Dziad. A Ubisoftowi wieczny penis w odbyt za podejsćie do Splinter Cella. Hyde Park. Kurde, jakoś dziwnie się czyta tego mało zrzędzącego Konsolite. Chłop chyba nieczęsto miał do czynienia z sensownym wydawcą i teraz jest w jakimś szoku. Serce rośnie. Roger rozważa wysłanie za rok na SGF większej ekipy i ja już zacieram ręce. Adamus o swoich fazach w dzieciństwie. Stary, ja mam fazy nawet teraz. Piechota podekscytowany końcem roku szkolnego bardziej niż uczniowie. A ja osobiście liczę na to, że z racji nieco większej ilości wolnego czasu dostarczy jakiś srogi materiał do czytania w PE. Adam, musisz. Raz w roku, czy wymagamy wiele? I chyba przegapiłem moment, gdy niektórzy autorzy dostali redakcyjnego maila, ale gratuluję wszystkim. Headshot. Nie wiem czy zauważyliście, ale drugi miesiąc z rzędu Anonim i Koso atakują ten sam temat. Ostatnio był to wątek inspirowany Larianem nad Wisłą, teraz Geoffem i Summer Game Fest. Przypadek? Kurwa, nie wiem. Tylko Konsolite w środku w swoim stylu się znęca nad trupem. Recenzje. Usunięto “TAKŻE NA” i od razu jakoś schludniej. Jednak została w tym miejscu linijka do zagospodarowania, więc czekam na rozwój sytuacji. Moja propozycja: RECENZENT GRAŁ NA: Elden Ring: Shadow of the Erdtree. Okazuje się, że grę zrobiło Stunlock Studios. Poza tym jestem trochę skołowany tym dodatkiem, który wielkością imponuje, ale ceną też nie zachwyca. To znaczy jest adekwatna, z tym że tanio to nie jest, hehe. I też nie przekonuje mnie już podejście: trudny = dobry. Dotyczy głównie bossów, którzy odpierdalają na tej arenie jakieś piruety i tańce, a my się turlamy przez pół minuty, albo ganiamy za nimi, by ich raz dźgnąć w dupę. Dodatek wybitny, ale kurde, nie budzi mojej ekscytacji. Można było te dwa lata przeznaczyć na coś nowego, bo nawet bez DLC Elden Ring był wybitny. Teraz jest zbyt wybitny. Ech, nie wiem co myśleć i jak oceniać. Shin Megami Tensei V: Vengeance. Czy ja dobrze rozumiem, że nowa i rozbudowana wersja jRPG-a sprzed trzech lat dostała dwie strony, a taka Lorelei tylko jedną? Ech, no dobra, zacisnę zęby i jakoś to przeżyję. Ale Roger grabisz sobie! Drug Dealer Simulator 2. Recenzja treściwa, ale wydaje się taka niepoukładana. Chaotyczna. Skacze z wątku na wątek, trudno na szybko zlokalizować interesujące nas informacje. Dwa zdania o działaniu dziupli tutaj, dwa kolejne kolumnę dalej. Dwa zdania o bugach jakby wklejone w losowym miejscu. Jakieś nieistotne z perspektywy czytelnika informacje o usunięciu pniaka w końcowej wersji gry. Ogólny brak dyscypliny pana Zabłockiego. Ma to swojski urok, ale jako czytelnik miałem wrażenie, że autor ma ADHD i wkleja pojedyncze zdania bez “myśli przewodniej”. Tylko na litość boską, nie porównujmy znów tej gry do Death Stranding, bo tu i tu jesteśmy “kurierem”. Spin Rhythm XD. Słaba treściowo recenzja Kaliego. Przeczytałem ją i tak naprawdę niewiele się dowiedziałem o gameplayu i na czym polega rozgrywka (więcej jestem w stanie sobie wyobrazić na podstawie screena). Za to dwa razy zaznaczono istnienie takich gier jak Beat Saber, Aaero czy remake Amplitude. Przy recenzji przeliczonej na zawrotne pół strony wydaje się to co najmniej stratą miejsca. Można było przestrzeń lepiej zagospodarować. Mimo wszystko pewnie i tak wezmę, bo tytuły rytmiczne na VR to uwielbiam. Lysfanga i The Land Beneath Us. Ten nowy layout pisma ma jeszcze jedną zaletę o której zapomniałem wspomnieć w zeszłym miesiącu: okazuje się, że Aysnel zawsze miał włosy. Fading Afternoon. Kurde, czy Adamus może przestać dostawać do recenzji zachęcające gry? Kolejny tytuł, który muszę mieć na uwadze i nie zignorować go, gdy trafi się w promocji. Przy okazji zadziwiające jest ile gier wychodzi tylko na PC i zacofanego Switcha, jednocześnie omijając PS5/XSX. Zastanawia mnie to. Kolejna gra to zresztą podobny przypadek. Lorelei and the Laser Eyes. Ufff. Ukończyłem ledwie tydzień temu i wciąż chwilami do mnie wraca, by poukładać w mojej głowie pewne kwestie. Jestem też z siebie wyjątkowo dumny, bo udało mi się rozpracować ją w 100%, choć przyznaję, że niektóre zagadki (bo tylko nieliczne to umożliwiają), w tym dwa ostatnie skróty rozwiązałem metodą siłową, bo była zbyt kusząca, heh. Gra absolutnie angażująca i ujmująca wizualnie. Te wszystkie zagadkowe mechanizmy dopracowane pod względem animacji, aż przyjemnością było nimi kręcić i obracać. To będzie jedna z najjaśniej świecących gwiazd 2024 roku, a przynajmniej na moim niebie. Zachęcam razem z Adamem. Retrorecenzja. Już wspomniano wcześniej - w oceniaczce jest PS i tak się w pierwszej chwili zastanawiałem co za wynalazek, o którym nigdy nie słyszałem w kontekście PS1 wygrzebał Kacper. Ale drugi akapit już rozwiał moje wątpliwości. To ja byłem tym, który wywracał oczami w ostatniej ławce. Adamus, Ty Taboreciarzu pecetowy, mogłem się tego spodziewać. Poza tym czytało się świetnie i znów poszerzyłeś mój horyzont gierkowy, ale to Ci nie pomoże. Publicystyka. Lewandowski. “(...) którego nie imają się obyczajowe afery”. Widzę, do czego dążysz SoQu! Zapewne chodzi o taniec i bynajmniej nie o udział Tańcu z Gwiazdami. Temat powinien dojrzewać jeszcze przez miesiąc, bo byłaby okazja na kolejne uszczypliwości, tym razem w kontekście dyplomów. Generalnie ten artykuł to jedna wielka szpilka wbijana w Lewego, bo z grami m wyraźnie nie po drodze i te inwestycje to strzały ślepakami. Chłop o branży pojęcia nie ma, otacza się ludźmi, który również tego pojęcia (albo cierpliwości) nie mają i wygląda to jak wygląda. Czai się jak przy karnych. Helldivers. Dobrze ujęte w sumie. Helldivers 2 to był fenomen społeczny. Strzał, który zaskoczył wszystkich, najbardziej chyba Sony, bo potem zaczęły się nerwowe ruchy by ten fenomen jakoś skapitalizować. Najwięcej zimnej krwi w tym wszystkim zachowało samo studio, bo doskonale sobie zdawali sprawę, że nawał graczy to anomalia, coś poza kontrolą i z czasem liczba graczy się unormuje, bo to ten rodzaj gry, który na pewnym etapie pozwala użytkownikom odejść, zająć się innymi tytułami, a potem cyklicznie wracać w momentach zrzutu nowego contentu. Na problemy z serwerami w okresie premiery niektórzy gracze mieli prostą receptę: niech Arrowhead zatrudni więcej graczy, co szef studia kontrował trzeźwym: nie sztuką jest teraz zatrudnić więcej osób, by potem ich zwalniać, bo po trzech miesiącach liczba graczy już nie będzie przytłaczać studia. Arrowhead jest małe, ich dotychczasowy największy sukces to pierwsi Helldiversi, więc oczekiwania były umiarkowane, a i tak wyszło zachwycająco. Jestem przekonany, że czeka nas jeszcze wiele atrakcji w tej grze, liczę też, że Sony na pewnym etapie puści ją wolno w abonamencie, jak również na Xboxy, bo co złego może się stać? Generalnie jestem fanem Helldivers 2, gram regularnie, bo gameplay najzwyczajniej w świecie dostarcza mi masę radości, więc to był artykuł, który czytałem z największym zapałem i daję okejkę. Grabarczyk mnie podszedł, jak ten przeklęty Stalker. Gdzie ma gniazdo? Przyszedł stamtąd! Zrzucam pięćsetkę. Day One Patch. Przyjaciel? Wróg? Myślę, że obraz czasów. Osobiście jako kolekcjonera plastiku najbardziej mnie boli ten aspekt, że pudełkowe wersje gier już w trakcie premiery bywają wybrakowane. Niektóre po kilku latach stanowią wręcz wartość muzealną, bo zawierają grę w wersji 1.0. Ciekawostka, ale grać w to często się po prostu nie da. Niemniej żyjemy w czasach wiecznej łatki. Recenzenci oceniają gry nieco w ciemno, bo mają tylko słowne zapewnienia twórców, że w Day One Patch te czy tamte błędy zostaną usunięte, ale czy na pewno? Gracze potem rozpatrują tytuły jako wieczne early acces, wnosząc ciągłe modły o to, by “to poprawili w patchu, a tamto usunęli”. To ma mieć nerfa, tamto buffa. Niekończąca się droga do perfekcji. Nie ma produktu końcowego, gry jako wieczna usługa. Do tego dziwne decyzje techniczne (pudełkowy The Last Guardian hula w 60 fpsach, day one patch zakłada locka na 30 fps). Gracz dzisiaj będzie miał zupełnie inne odczucia od kogoś, kto grę odpali za dwa lata. I jak tutaj tytuł oceniać z czasem? Gdzie w osi jakości szukać takiego Cyberpunka, albo No Man’s Sky, skoro po latach to zupełnie inne gry? Jak oceniać w kontekście wszech czasów, skoro odbiór zależy od momentu na linii czasu? Przy okazji może to dobry moment do apelu o powrót Rewizji? Nie musi być cykliczna, ale wiele gier zasługuje, by wrócić do nich po latach i ocenić ponownie. Widzieliście No Man’s Sky 5.0? Jeden z najbardziej imponujących "redemption arc" w historii branży. A może artykuł na temat największych powrotów, odkupień i odrodzeń w grach? Podrzucam. Generalnie Buczyński dostarczył dużo materiału pod rozważania na temat obrazu dzisiejszej branży. Nic odkrywczego dla siedzących w niej na co dzień, ale i tak skłania do kolejnych rozmyślań. Found Footage. Ujęcie z tymi nozdrzami to już klasyczek. Szkoda, że nie widać smarków (bo pamiętam, że były), brawa dla Romka za umiejętne kadrowanie. Adamus to synonim jakości, wiadomo, ale najwyraźniej uwagi od takiego Papkina to się nie doczeka, póki nie powinie mu się palec na klawiaturze i nie określi kobiety “ślicznotką”. Lepiej kręcić dramy i zwracać uwagę na wątpliwy szowinizm czy bodyshaming, zamiast podświetlać doskonałe i sumiennie przygotowane aspekty i elementy czasopisma. Ale od czego macie mnie? Ja zawsze Kacpra chętnie poklepię po plecach, napiszę, że wyśmienita robota, czytało się wybornie, dziękuję za te kilkanaście minut przyjemności (czytam powoli i się delektuję). Intryguje mnie dopisek Piechoty. Czyżby wyglądało to tak, że Adam jest jednym z pierwszych czytelników jeszcze niewydrukowanego artykułu? Zdradzicie szczegóły, skoro złapałem Was na gorącym uczynku? Przy okazji chciałbym MOCNO zachęcić do zapoznania się z powieścią “Dom z liści” (Mark Z. Danielewski), bo jest literackim ucieleśnieniem niepokoju found footage. Kacper, czytasz mnie? Sprawdź. Niesamowita, wielopoziomowa rzecz. Materiał świetny, ale moje demokratyczne serce w tym miesiącu skradł Grabarczyk z Heldiversami 2, więc odznaczenia tym razem nie będzie. Bethesda. Ja to w sumie podziwiam Zabłockiego. Zajmuje się on rzeczami, które w moim odczuciu muszą być dramatycznie nudne i usypiające. Grzebie w technologiach, plotkach dotyczących nadchodzących PS5 Pro i Switch, które od trzech lat wyjdą już w najbliższych miesiącach, mówię ci mordo. No i przeczesuje te historie korporacji, które dla mnie osobiście są równie fascynujące, co wymiana klocków hamulcowych. Ja rozumiem, że autor może czuć satysfakcję i zadowolenie z dostarczenia materiału, ale podejrzewam, że rzadko to się przekłada na odczucia czytelników. Widzę dużo postaranka, ale co z tego, skoro temat jest usypiaczem. Ja rozumiem, że dobrze mieć w redakcji gościa od takich spraw i czarnej roboty, jak Ngolo Kante w reprezentacji Francji, ale trudno mi Zabłockiego doceniać, choć bardzo się staram i nie chcę, by się zniechęcał. Ale tak, doceniam. Jak każdego w PE, bo pieniędzy z tego nie ma, wiadomo i trzeba po prostu chcieć. A że Bethesda kurwą czasami jest utwierdzają mnie w tym te pozwy sądowe dotyczące “scrolls” i “prey”. Kręcę z niedowierzaniem głową. Piractwo. Panowie, dajcie spokój. Na temat wypadów na giełdę można książkę napisać. Fenomenalne wspomnienia, całkowita fascynacja, żyło się od weekendu do weekendu, zanim jeszcze przyszła małyszomania. Sam miałem giełdę 15-20 minut drogi “z buta” i w sobotę czasami odwiedzałem ją trzykrotnie. Nie była z pewnością tych rozmiarów, co najsłynniejsze w Polsce, ale pewna kameralność również ma swoje zalety. Piratów znało się na “ty”, dyskutowało o grach, prosiło o ściągnięcie poszukiwanych tytułów. Sentymentalna heroina podana dożylnie. Nadal posiadam wybrane tytuły w “tamtych” wydaniach, nie wiem w jakim celu, chyba w ramach muzealnych artefaktów. A przecież jeszcze wcześniej podobne pielgrzymki robiło się w celu zakupu żółtych kartridżów do Pegasusa. Choć te akurat można było dostać również na codziennym bazarze, więc to odrobinę inna magia. Materiał Kochańca czule łechtał moje wspomnienia i wciągnął nie na żarty. Ja wiem, że pewne jego wątki są wałkowane regularnie, ale co poradzić, skoro czyta się o tym wciąż wyśmienicie i czuć “fazę”? Vagrant Story. Kurde, świetny artykuł. Rewelacyjnie mi się go czytało, Robert Kubica to najwyraźniej człowiek wielu talentów. To gra, która od zawsze mnie fascynowała i nawet dzisiaj nie przestaje tego robić. A jednocześnie często jest pomijana i rzadko przytaczana z takim poszanowaniem i uwagą. Mam wrażenie, że tak samo jak bywała nieprzystępna gameplayowo, tak mało kto ma ochotę ją zgłębiać. Materiał pełen szczegółów, wiele ciekawostek, o których w sumie nawet nie zdawałem sobie sprawy (kwestia dźwięku!). Vagrant Story zasługuje na znacznie więcej uwagi i Kubica trafia w czuły punkt. Niezwykle wartościowy materiał, czarny koń tego miesiąca, bo tematycznie fascynujący. Może bym się wreszcie zaparł i jednak przeszedł tę grę, bo wtedy dotarłem zapewne jakoś do połowy? DmC. Ja tam bardzo lubię tę część. Podchodziłem do niej bez uprzedzeń, bo wcześniej grałem tylko w pierwszego DMC na PS2 i z otwartym umysłem łatwo było grę docenić. A jeśli jeszcze mówimy od Definitive Edition to trudno się do czegokolwiek doczepić. Artykuł solidny, wzorowo wręcz poprowadzony, jednak nie poczułem żadnego przebłysku. Może to kwestia doboru gry, której kulisy powstawania były wyjątkowe, ale ona sama już przełomowa nie była? Extreme Plus. Nadal czuję się nieco oszukany tymi pozornymi ośmioma stronami, których treść by się zmieściła na czterech, ale nie będę nikomu krzywdy wyrządzał. Zabłocki w sumie dostarczył i czyta się to to lekko, ale kurde, jednocześnie mam wrażenie, jakbym czytał jakąś literaturę młodzieżową. Opowieść o chłopcu, który zrobił konsolkę do gierek, unikanie trudniejszych sformułowań, większych zawiłości gramatycznych. Trochę niejasnych dla mnie skrótów myślowych (fragmenty dotyczące współpracy z Nintendo). Jest miło, przytulnie, ale aż zbyt gładko, laurkowo, a ja lubię gdy w materiale jest jakiś literackie zacięcie wykraczające poza podręcznikowe “jak pisać artykuł” i autorski pazur. Kurde, Myszaq nawet mnie zaintrygował tym Threads, choć zwykle nawet jego wypocin nie czytam, ale tutaj zadziałało jakieś przyciąganie. Tylko Fallouta mógł se darować, bo kto chciał obejrzeć, to już pewnie dawno to zrobił. lepiej niech on grzebie w mniej oczywistych wyborach. Sobek się ożenił [*]. Po chłopie. Jej się nie dziwię, bo sam chciałbym z Sobkiem się ożenić (i kilkoma innymi redaktorami w sumie też, kurde, może bycie gejem wcale nie jest taką złą opcją?). Niemniej gratuluje Kuba, niech Wam się wiedzie i klisza Waszego życia dotyczy wyłącznie romantycznego gatunku. Roger przejmuje kącik komiksowy. Ten można w sumie jakoś przemianować, bo regularnie pojawia się tam coś spoza kategorii komiksów. Coraz więcej publikacji branżowych wartych opisania (w tym miejscu kłaniam się nisko Kosowi i Open Becie), więc może warto to jakoś uwzględnić? A nawet rozszerzyć kącik w miarę potrzeby? Tylko nie dla Fortnite. Bez przesady. BAKA. Darek, kurwa, słuchaj. Przestań do chuja obrażać Pana Kojimę (sarkastyczne “mistrz”), bo cokolwiek o nim sądzisz, to jest jeden z niewielu pozostałych indywidualności w branży. Ktoś wykraczający poza schemat korporacji, zespoły DEI, ktoś z autorskim sznytem, ktoś niekoniecznie w Twoim guście, ale twórca “jakiś”, budzący dyskusję, niebanalny, jadący po bandzie i często poza nią wypadający, ale nie można powiedzieć, że nijaki. A to już ogromna zaleta. Podobało mu się anime, które również Tobie przypadło do gustu, więc może nie jesteście aż tak różni? Generalnie chciałem to napisać w droczącym się tonie, ale wyszło całkiem na poważnie, więc w sumie tak to zostawię. Nie wkurwiaj mnie! PS a w temacie recenzji to proszę unikaj porównań w stylu “to takie Twilight Zone w formie anime”. Bo ja (i zapewne wielu innych czytelników) nie wie co to Twilight Zone. Bierz pod uwagę laików. Felietony. Zax nietypowo, ale ale złota trójca Starfield, Elite Dangerous i Microsoft Flight Simulator się załapały, więc odhaczone. Walkiewicz zupełnie niepotrzebnie grzęźnie w bagnie zwanym remaster/remake/reboot. Wielu już poległo, Michał wybrnął, ale żadnego przebłysku nie było. Marcellus. Uch. Jest kapitalizm, są korporacje. To znak, że Marcin w tym miesiącu nie żartuje. A potem zapina wrotki, wpierdala się na rampę bez kasku i porównuje te znienawidzone korporacje do obozu Auschwitz-Birkenau. How cool is that? Potem mamy jeszcze evil corpo, bogatych uprzywilejowanych, algorytmy, Facebook, Twitter, Google. Same obozy śmierci. Ciekawym jestem bez ilu z nich Marcellus na co dzień funkcjonuje. Nie no, jest wysoko w tym miesiącu, jest wysoko, trudno będzie to przebić. Piechota. Jak to zwykle bywa jeden z najistotniejszych felietonowych głosów miesiąca. Bo można o tym, że w gierce nie dodano trybu fotograficznego (bandyci!), a można również o tym, że tradycyjne dziennikarstwo growe gnije, zanika, traci na znaczeniu. Piechota dogłębnie rozpracowujący Rule of Rose nie doczeka się nigdy takiego poważania, jak NRGeek grający w crapa. A na stronach z newsami sensowni ludzie nie chcą się udzielać, szukając albo autorskich kącików w sieci, albo (na szczęście) tworząc coś do tych nielicznych już pism drukowanych, bo co papier, to papier i o archiwizację nie ma się co martwić. Mazzi. Mam wrażenie, że dużo ostatnio u Mazziego tematu AI. Przypadek? Ja mam tylko dwa starannie wyselekcjonowane zdania: [na temat TLoU2] “Na przykład, jeśli gracz zdecyduje się zabić jednego z członków wrogiej grupy, inni członkowie mogą go szukać, próbując zemścić się za swojego towarzysza.” Akapit niżej. [na temat RDR2] “Na przykład, jeśli gracz zdecyduje się zabić członka rodziny jednego z NPC-ów, jego krewny może podjąć próbę zemsty i ścigać bohatera po całym świecie gry”. Oj, odbije się nam czkawką ta cała integracja AI w NPC-ów. Twórcy pójdą jeszcze bardziej w ilość, nie jakość. Roger. Roger to taki mój brat, którego nigdy nie miałem, ale interesował się tym samym co ja i używał tych samych “dynksów”. Chwilami brzmi jak nastolatek zafascynowany jakimś wątkiem, a chwilami jak 70-latek tęskniący za dawnymi czasami. Prawda jak zwykle leży pośrodku. Czy “drama” z szowinizmem zostanie pominięta milczeniem w przyszłym miesiącu? W sumie bym to nawet zrozumiał (remember: no attention), ale z drugiej strony parę słów się ciśnie na klawiaturę. Głos Ludu. Taka sugestia do “właśnie ukończyłem”, bo domyślam się, że tam akurat materiału nie brakuje. Może warto promować jakieś mniej oczywiste tytuły? Jakieś intrygujące gierki, niszowe wręcz? Bo akurat o Horizon: Forbidden West to już chyba każdy słyszał, czytał i prawdopodobnie zagrał, jeśli zamierzał. A jeśli nie, to ta recenzja niczego nie zmieniła, chociaż ma tę zaletę, że jest dość sceptyczna. Niemniej jestem za tym, by w tym miejscu wypromować mniejsze tytuły. Listy. Wyjątkowo zostawię w spokoju, bo nie chcę się powtarzać. Jest progres w Rodzynach przynajmniej (skromniej i w sumie z sensem). Lead HIVa za duży. 1/3 strony, a treści zero. To jeszcze drobne uwagi dla Romka, choć on i tak je w chuju ma. Jest progres. Mniej pstrokacizny. Kilka stron wciąż mi się nie podoba (71, 80), ale robi się z tego fajny balans. Koniecznie trzeba coś zrobić z tymi kreskami nachodzącymi na screeny, co szczególnie razi w felietonach (Zax, Walkiewicz), bo np. u Piechoty logo Polygamii już potrafi być na wierzchu, więc jednak da się! Więc małymi kroczkami do przodu. Jak to się naprawi, to znajdę coś innego do przypierdolenia się. Tradycyjnie kłaniam się nisko każdemu, kto bierze udział w tworzeniu PE. Dziękuję, że hołdujecie tradycji, z którą chodziłem na wagary. Poważnie. Jak kupowałem nowy numer PE, to zamiast na lekcje szedłem do parku i czytałem. Kozak kurwa, co?
-
Wydania specjalne - temat ogólny
Kmiot odpowiedział(a) na rodi84 temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Outrun najlepszy. Piękny wręcz. Mortal do wyjebania, bo oklepane logo. Ewentualnie Pac Man, bo nie każdy doceni ten minimalizm i niekoniecznie się sprzeda. -
Wydania specjalne - temat ogólny
Kmiot odpowiedział(a) na rodi84 temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Dobra, pokazuj resztę, to prędzej zdecydujemy. PS wciąż za dużo bijatyk 1 vs. 1 -
Wydania specjalne - temat ogólny
Kmiot odpowiedział(a) na rodi84 temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Ja bym wypierdolił któreś z dwójki Mortal Kombat / Street Fighter II, bo dwie bijatyki 1 vs 1. Reszta tematycznie fajnie urozmaicona. -
Wydania specjalne - temat ogólny
Kmiot odpowiedział(a) na rodi84 temat w Opinie, komentarze - forum, magazyn
Amiga przy zapowiedzi to było dla mnie takie meh, a końcowy efekt dostarczył rewelacyjnej lektury. Tutaj oczekuję tego samego. Żadnej presji, ale lepiej, żeby tak było! Tylko NRGeeka ta krótko przy ziemi na smyczy trzymajcie. -
To nie tak, że fabuła mi się nie podobała, bo jest świetna, po prostu surrealizm to nie zawsze jest moja ulubiona bajka, a tutaj jest go niemało. Zresztą czego tu nie ma! Dlatego napisałem o niektórych motywach i elementach fabularnych, a nie całości, bo ja uwielbiam takie tematy, tylko niekoniecznie w ten sposób podane. A zakończenie? Szczerze mówiąc jeszcze sobie je dokładnie układam w głowie, dopasowuje detale, odtwarzam ciąg zdarzeń, daje czas by okrzepło. Z pewnością mnie zasmuciło i zostawiło jakąś pustkę.