"Powiedz lepiej co sądzisz o warstwie erpegowej czyli postaciach, zadaniach, możliwościach wyboru, jakości dialogów? Bo za tym tęsknią Falloutowi wyjadacze (w tym ja) gdy wspominają Fallouty od Black Isle."
Ale pytasz o Fallouta 3 czy New Vegas? Chyba o trójkę. Może postaci nie były jakieś kosmicznie wykręcone. Ot, zwykłe "człowieki", które jakoś próbują sobie radzić w tych niesprzyjających warunkach. Bez specjalnego przekolorywania ich charakterów, charyzmy czy wyglądu. Zadania uważam za ciekawe. Niektóre nawet za bardzo interesujące ("Kłopoty w Dużym Mieście", "One" czy "Strażnicy Reilly"). Wiesz, jeśli ktoś będzie chciał na siłę i na upartego, to zawsze znajdzie coś, do czego możnaby się przyczepić. Choćby questy były niewiadomo jak zakręcone, odjechane, zagmatwane i przekombinowane, to zawsze znajdzie się ktoś, komu coś nie będzie pasiło. Możliwości wyboru może troszkę kuleją w trójce. Jednak wybierając diametralnie różne specjalności, umiejętności i profity można grać na różne sposoby. Co do dialogów, to.....no cóż niespecjalnie przepadam za zbytnio przedłużającymi się pogaduchami. Owszem, czasem musowo poplotkować z tym, czy innym NPC'em, aby dowiedzieć się czegoś ciekawego, czy zdobyć interesujące nas info, ale żeby zaraz pół godziny pitolić z jednym ludkiem, to nie. Dobrze, że w trójce można było "przewijać" dialogi lub rezygnować z niepotrzebnych "czasoumilaczy"(jak w telefonie komórkowym, hehe). Połowa tekstu w F3 była dla mnie zbędna, no ale oczywiście to moja opinia. Podczas wielu rozmów miałem wrażenie, że dialogi są głównie po to, aby przedłużyć czas gry. Mylę się? No i możliwość strzelania save'a w dowolnym momencie strasznie spłyca real-feeling. Bardzo chętnie widziałbym jakieś savepointy. Nie wiem, może w terminalach, automatach z Nuka Colą czy innych miejscach, ale na litośc Boską, dajcie savepointy! Bez nich wczuć się w grę jest bardzo trudno. Tak kiedyś byłem u kolesia, który własnie ciachał w F3. Może inaczej sprawa wygląda, gdy gra się samemu, ale patrząc z boku na takiego grającego człeka, jest to groteskowy widok. Średnio co około 20-25 sekund następuje automatyczne trzaskanie save'a. Cóz to za realizm, gdy non stop trzeba myśleć o ciągłym zapisywaniu gry, zamiast dać się grze wciągnąć z kopytami. Abstrakcyjna sytuacja. Ja wiem, że nie muszę. Ale wiem też, że MOGĘ. A jak mogę, no to save'uję. A gdybyśmy mieli tak ukochane punkty zapisy gry....Jakiż realizm. Jakie ciśnienie, stres i ogólny czad. No ale w New Vegas savepointów raczej nie będzie. Szkoda. To największa wada Falloutów .