
Treść opublikowana przez Okie from Muskogee
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
W życiu bym nie pomyślał o kaszance z sosem czosnkowym oO
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Mój brat pije wodę z korniszonów ;/ Z kiszonych to ze słoja całą sam wyżłopię, ale łocet?
-
Potrawy wigilijne
No normalnie się zawsze dawało ciut jabłka w kosteczkę. Śledzia z jabłkiem też pewnie na oczy nie widzieliście?
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
No dobra, rzeczywiście mizeria na słodko ;DD Czo te ludzie.
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Grzybi się pochwalił wiedzą ;D Co to miało na celu?
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Dobra, na samym początku wspomniałem o ośmiornicy. I choć to nie do końca na temat, bo jednak chciałbym ją spróbować, to nie odważyłem się jeszcze, choć miałem kilka okazji. Zdaje m się być nie do końca taka, jaką chciałbym, aby była. Widziałem, że ją trzeba utłuc na kamieniu, żeby łykowata nie była ;PPP Sam w sumie bym chciał jej najebać, ale nie wiem czy che to jeść. I tu znowu pojawia się kwestia przyrządzenia, oczywiście. Taką, co można kupić w biedronce, to ja pierdolę, nie o takie doznania mi chodzi. Dobre to to? Przegrzebki mi smakowały fhui, a mam dziwne wrażenie, że to może być coś podobień.
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Całe życie wpierdalało się praktycznie surowe żółtka i nigdy nie było żadnej salmonelli. To tak jak z tą całą szeroko rozumianą DYSfunkcją wśród dzisiejszej młodzieży. Kiedyś nikt tego nie miał, tylko był leniwą kurwą. Dzisiaj każda potrawa jest śmiertelna. Więcej gierek i siedzenia w domu, do chuja pana.
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Jesteście pierwszymi osobami chyba, które jadły i im zbrzydło, a my tu o tym, jak się przekonać do czegoś, czego się w życiu nie jadło ;P Ja kogel mogel to robię sobie tak, że żółtka utarte z cukrem, trochę kawy sypanej, szczypta cynamonu, jeszcze mniejsza szczypta kwasku cytrynowego i jakieś 25mg wódeczki. Ale, bo jest ale. Białka się nie wypierdziela, tylko ubija na pianę, łączy się to wszystko ze sobą et voila.
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Ale surowego jajka po całości? Białka faktycznie, też nigdy nie wciągnę i nikt mnie nie namówi. Ale żółteczko musi mieć klasę. Zresztą, kogla mogla nigdy nie jadłeś?
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Jak można nie lubić puree, takiego z boczkiem, cebulką właśnie i jajkiem sadzonym, zrobionym tak, jak pan jezus powiedział, żeby się żółtko prawilnie rozlało? To musi być smutne życie
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Zostaje ci konik, nie tonik ;]
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Kto pije sam tonik?
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Mejm, musiało ci sie zdrowo odbijać jak byłeś malutki ;P
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Ja tak potrafię cebulę zjeść ;PP
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Rudiok, no generalnie masz rację i się pod tym podpisuje, niemniej to nie jest też tak, że zjesz absolutnie wszystko, byle było dobrze podane, a to co ci nie wchodzi, to tylko dlatego, że ktoś tego nie umiał przyrządzić. Jak wspomniałem wcześniej, obojętnie jakby to nie było zrobione, podane, choćby przez najlepszego szefa kuchni, to nie ruszę takich byczych jaj i koniec no. Nie każde gówno można owinąć w sreberko. No w sumie napisałes to na końcu, nie doczytałem ;PP pozdro szejset
-
Potrawy wigilijne
O, sernik i jaranko to rozumiem.
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Widziałem też kiedyś w telewizorni jak eskimosy przygotowują sobie przysmaczek z rekina. Jego mięso, płetwy i takie tam, co żrą, zakopują najpierw na długi czas pod ziemią, żeby sobie tam spokojnie dogniło. Potem siup do brzuszka. No tego, tak samo jak tych obesranych chińskich jaj, to też bym nigdy nie zjadł.
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Widziałem o tym dokument. Serio żeś tego spróbował? ;/
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Wiem do czego się jeszcze pewnie długo nie przekonam, choć nie mówię, że nigdy nie zjem - flaczki. Mierzi mnie ich zapach ;/
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Nie boisz się, że cię wiatr zabierze?
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Orzech, że tak spytam, to czym ty się żywisz?
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
O, móżdzki. No (pipi)a, nie dotknę ;/
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Śledź ze śmietaną? Boże święty, u nas się na to mówi katolik. Taki matjas, czyli solony, w śmietanie, do tego młode ziemniaczki, pieczone w mundurkach i setka wódki.
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Oj, kaszankę pamiętam jeszcze jak mój dziadzio robił. Świnie tłukli z sąsiadem, krew się zbierało, kasza, jelitka, na patelnię, cebulka, cudownie. Dzisiaj to c(pipi), nie kaszanka.
-
To, czego nigdy nie wezmę do ust.
Ale rozi, ja ci przywołałem dorsza, bo tam się z ośćmi pierdolić nie musisz zbytnio.