Niesamowite wydarzenie z krainy kangurów stało się faktem. Przyznam szczerze, że miałem sobie darować nocną sesję z tenisem, a jednak jakoś wstałem przed tą trzecią, aby chociaż jednym uchem posłuchać, jak Azarenka miażdży Radwańską. "Nie spodziewałem się, że to będzie taki spektakl", jak mawiał złotousty Dariusz, w którejś z kolejnych odsłon Fify. Polka najpierw dokłada faworytce 6:1, po niesamowicie równym i konsekwentnym w wykonaniu secie, aby w kolejnym pozwolić Azarence nieco rozwinąć skrzydła i, pomimo szansy zaraz po przełamaniu na początku partii, oddać set 5:7. Trzecia odsłona to historia, której zapewne nie tylko ja, w życiu bym sie nie spodziewał. Białorusinka kompletnie bezradna, w pewnym momencie faktycznie sprawiająca wrażenie, jakby miała zaraz poprosić o pomoc medyczną i , kto wie, być może oddać mecz walkowerem. Na szczęście zachowała resztkę godności i doprowadziła spotkanie do końca, oddająć Radwańskiej seta do zera (!). Można teraz dywagować na ile wynik tego meczu był rzeczywiście znakomita grą Polki, a na ile wynikiem absolutnego pokpienia sprawy przez jej rywalkę, niemniej grze Radwańskiej akurat dziś nie można było nic zarzucić. Osobiście, co często zaznaczałem, nie jestem jakoś specjalnie zwolennikiem gry naszej tenisistki, ani tym bardziej jej wielkim fanem, ale dziś byłem zmuszony bez cienia wątpliwości złożyć jej pokłon. Niektóre z jej zagrań z dzisiejszego meczu jeszcze zobaczymy w telewizji, tego możemy być pewni. Na ile Radwańska ma formę i jak wysoko celuje? To się okaże niedługo. Oby zachowała dzisiejszy spokój, opanowanie i bezkompromisowość w spotkaniu z Cibulkową, która choć niżej rozstawiona niż Azarenka, napewno okaże się bardziej przytomna i skoncentrowana. A to z kolei, plus właściwa dla Radwańskiej skąpa ilość winnerów, może okazać się naprawdę ciężką przeprawą. Tyle na chwilę obecną, ze studia w Kozich Mordkach mówiłem ja, Jarząbek.