Przeprosiłem się z Zeldunia i od razu lepiej się żyje.
Od zakupu konsoli zapomniałem, jaki to epicki świat, po brzegi wypelniony oryginalnymi opowiesciami, klimatem. Szkoda, że większość trzeba czytac, ale ma to swój urok.
Puzzle też zasługują na brawa. Zwykle dostanie się do kapliczek to nie lada wyzwanie w mniejszym, lub większym stopniu. Czasem rozwiązanie przychodzi same, całkiem naturalnie, jak te umiejscowione w górach jeszcze można wyglowkowac, ale te na klifach, czy gdzieś w dolinie to już wyższa szkoła.
O zadaniach w środku to już inna bajka Najgorsze imo to te ktore wykorzystuja żyroskop konsoli. No krew mnie zalewala.
Coby nie gadać to ostatnie 5 dni w Hiszpani pękło na Zeldzie. Może ze dwa razy byłem w basenie
Długie wakacje nużą imo, handheld musi być
P.S
Jeżeli fotka zdradza spoilery to proszę o poprawę.
Z fona nie udaje mi sie jej ukryć.